Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczułem przeszywający ból w głowie. Kurwa, ile to jeszcze potrwa?

- Przyniosę ci tabletkę. – Karen w mig zauważyła, co się ze mną działo. – Proszę. – Pół minuty później podała mi małą pigułkę oraz szklankę wody do popicia. – Dasz sobie radę bez mnie przez godzinę lub dwie? – spytała troskliwym tonem. – Muszę pojechać do mieszkania po świeże ubrania, potrzebuję też samochodu. Wrócę jak najszybciej – obiecała.

- Myślę, że nie skonam podczas twojej nieobecności. – Żartami próbowałem rozładować atmosferę.

- Nawet tak nie mów, bo cię nie zostawię! – Groźna mina przyjaciółki sprawiła, że z trudem powstrzymałem śmiech.

I jak jej nie uwielbiać? Nie mogłem lepiej trafić.

- Masz tyle czasu, ile potrzebujesz. Będę grzecznie leżał i czekał, aż wrócisz do biednego, chorego Mike'a.

- Widzę, że twój stan ulega poprawie. W razie czego dzwoń. – Pożegnała się i wyszła, zabierając niemal nietkniętą zupę.

Zostałem sam, z myślami, które nie dawały mi spokoju.

***

Karen

Minęło kilka dni – z czego pierwsze dwa spędziłam w domu Mike'a – od jego powrotu ze szpitala. Czuł się coraz lepiej, mdłości ustąpiły i wreszcie zaczął normalnie się odżywiać. Pilnowałam go, jakby chodziło o moje dziecko. Naśmiewał się, że jestem jak nadopiekuńczy rodzic, kiedy jego pociecha choruje. Gdybym się nie obawiała, że pogorszę stan przyjaciela, to za tę sugestię oberwałby poduszką.

Niestety nie mogłam u niego wiecznie przesiadywać, chociaż lubiłam trzymać rękę na pulsie i monitorować jego stan zdrowia. Musiałam wracać do pracy, aby nie stracić klientów. Na szczęście Bennett naprawdę czuł się już o wiele lepiej, nie leżał non stop w łóżku, robił się coraz bardziej aktywny. Wymusiłam na nim obietnicę, że zadzwoni, gdyby tylko się coś działo. Bez jego wiedzy skontaktowałam się również z moim ojcem, który obiecał zajrzeć do wspólnika w ciągu dnia.

Jeśli chodziło o Louis'a, zadzwoniłam do niego zaraz na następny dzień po nieudanej randce. Był zły – czemu nie mogłam się dziwić – ale ostatecznie udało się nam porozumieć. Wytłumaczyłam, że Michael jest dla mnie jak rodzony brat, którego nigdy nie miałam i obiecałam, że nadrobimy stracony wieczór. Tak też zrobiłam, a Louis wszystko mi wybaczył, bo poświęciłam mu pełną uwagę.

Tydzień później, po konsultacji z lekarzem, Mike wrócił do pracy, a ja na powrót zajęłam się pracą i swoim życiem. Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. Co prawda, nadal nie przyzwyczaiłam się do typowo kobiecych strojów, o szpilkach nie wspominając, ale nie było aż tak źle. Za każdym razem, kiedy wracałam z pracy, zrzucałam z siebie formalny strój i wskakiwałam w ukochane, potargane spodenki dżinsowe oraz T-shirt, biegając po mieszkaniu na bosaka.

Podczas jednego z takich wieczorów, gdy ledwo co wyszłam spod prysznica, usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć i na progu zobaczyłam Mike'a. W dłoni trzymał butelkę wina. Uśmiechnął się, a ja nieoczekiwanie poczułam ściskanie w podbrzuszu. Z wrażenia omal nie zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Co się ostatnio ze mną działo?

- Cześć. Nie uprzedziłeś, że zaglądniesz. – Za późno ugryzłam się w język.

Chyba byłam przemęczona, nie znalazłam innego wytłumaczenia. Odbijało mi.

- Jesteś zajęta? – Michael zarzucił spojrzeniem w głąb mieszkania, sądząc zapewne, że kogoś zastanie.

- Nie, nie! – zaprotestowałam. – Wejdź. Po prostu nie pomyślałam, że przyjedziesz. Przepraszam, gadam głupoty. – Zaśmiałam się, próbując zamaskować zażenowanie, które ogarnęło mnie w tej sytuacji.

- Dawno mnie tu nie było. Chciałem podziękować za pomoc. – Wszedł do środka, zatrzaskując drzwi.

- Daj spokój. Wiem, że zrobiłbyś dla mnie to samo. Napijesz się? – Przechwyciłam od niego alkohol, podchodząc do szafki kuchennej, z której wyciągnęłam dwa kieliszki.

- Podziękuję. Ale ty się nie krępuj. Nie odzywałaś się przez ostatnie dwa dni. Uraziłem cię czymś? – spytał, przyglądając mi się dyskretnie.

- Przepraszam. Musiałam nadrobić mnóstwo spraw, a wczoraj przyjechał Louis. Miał wolny wieczór – oznajmiłam, chociaż właściwie nie wiedziałam, dlaczego tłumaczyłam się z powodu wizyty chłopaka.
- Rozumiem – odpowiedział, podążając za mną do salonu. – Jak ci się z nim układa? – Mojej uwadze nie uszedł podejrzliwy ton przyjaciela.

Westchnęłam głośno, co spotkało się z bystrym spojrzeniem Mike'a.

- Mike – przemówiłam, podkulając nogi na fotelu. – Dlaczego nie dasz mu szansy? Właśnie próbuję zbudować coś trwałego. Louis wcale nie jest taki zły, za jakiego go uważasz.

- Nie ufam mu. – Michael był szczery i właśnie to w nim lubiłam. – Wiem, że namawiałem cię na drobne zmiany, jednak nie każ mi wierzyć, że ten koleś darzy cię prawdziwym uczuciem, bo nagle zauważył w tobie kobietę! – sarknął.

- Nie jestem aż tak naiwna. Po prostu uważam, że Louis zrozumiał, na co mnie stać i doszedł do wniosku, że chce być ze mną dla mnie, a nie dlatego, bo ładnie się ubieram. To dobry chłopak. – Broniłam partnera, chociaż podejrzewałam, że nie przekonam przyjaciela do zmiany zdania.

- Nie chcę, żebyś później cierpiała – wtrącił, uśmiechając się słabo.

- Nie będę. Mogę o coś zapytać? – Skoro i tak już rozmawialiśmy o związkach, to chciałam poruszyć temat jego relacji z Sandrą.

- Zawsze. O co chodzi?

- Naprawdę nie jesteś na mnie zły za Sandrę? Może i nie darzyłam jej sympatią, ale...

- To moja wina. Przy ostatniej kłótni próbowałem cię zdenerwować, dlatego zasugerowałem, że to przez ciebie się rozstaliśmy. Prawda jest zupełnie inna, a ja wiszę ci przeprosiny.

- Jak to inna? – O dziwo, nie byłam zła, że Mike pozwolił mi wysunąć niewłaściwe wnioski. Za to poczułam ciekawość.

- Nie układało się nam. Nie kochałem jej, ona mnie również. Spotykaliśmy się z przyzwyczajenia, przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony. – Brutalna szczerość Bennetta czasami powalała mnie na kolana. – Sandra miała zapędy, które mi się nie podobały, próbowała mnie kontrolować. Liczyła, że ograniczę nasze kontakty.

- Dlaczego tego nie zrobiłeś? – zapytałam, chociaż obawiałam się odpowiedzi.

- Bo jesteśmy przyjaciółmi. Nie zrezygnowałem z naszej relacji przy żadnym z poprzednich związków, dlaczego miałbym zrobić wyjątek dla Sandry? – odparł, a ja się zamyśliłam.

Nie powiem, ulżyło mi i to bardzo. Ze względu na Mike'a, było mi głupio, kiedy zrozumiałam, jak się zachowałam.

- Też muszę ci coś wyznać. Tylko nie posądź mnie, że chcę się wybielić – dodałam, widząc jego zaciekawioną minę.

- O czym mówisz? – Oparł się nonszalancko i wlepił we mnie spojrzenie.

- Na kilka dni przed feralną kolacją u taty spotkałam Sandrę w sklepie. Zaczęła mnie obrażać, więc postanowiłam się bronić. Celowo napomknęłam, że to za twoją sprawą zmieniłam wygląd, chociaż wiedziałam, że była o ciebie bardzo zazdrosna. To ja ją nakręciłam. Przepraszam cię, zachowałam się jak smarkula. – Pochyliłam głowę, czekając na ochrzan.

- Właśnie utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że dobrze postąpiłem, rozstając się z nią. Sandra nie potrafiła panować nad sobą. Powinienem cię przeprosić za nią.

- Chyba zwariowałeś? – wykrzyknęłam zdumiona. – Nie możesz odpowiadać za jej czyny. Na pewno dobrze się czujesz? To tobie należą się podwójne przeprosiny – przyznałam, dopijając wino z kieliszka.

- A może zakończymy tematy naszych związków, tych obecnych i tych, które poszły w niepamięć? I po prostu spędzimy przyjemny wieczór we własnym towarzystwie? Obejrzałbym jakiś film na Netflixie. Ostatnio zapowiadali kilka nowości, może sprawdzisz? – zaproponował, poklepując miejsce obok siebie na kanapie.

- Wiesz co, Bennett? – Lubiłam, kiedy zadzierał nos, gdy zwracałam się do niego po nazwisku. – Czasami zdarza ci się wpaść na dobry pomysł. Zrobię popcorn, a ty coś poszukaj. Łap. – Rzuciłam mu pilot od telewizora, a ja pobiegłam do kuchni.

Cieszyłam się, że Mike mnie odwiedził i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Ten facet był dla mnie jedną z najważniejszych osób i nie chciałabym stracić go przez niedopowiedzenia. Kilka minut później wróciłam do salonu z miską solonego przysmaku i zasiadłam ramię w ramię z przyjacielem. Obejrzeliśmy zachwalany film psychologiczny, który nawet przypadł nam do gustu. Później Mike pożegnał się i pojechał do siebie, chociaż namawiałam go, żeby przespał się w mieszkaniu.

W ciągu kolejnych kilku dni znowu byłam bardzo zajęta, podobnie jak Mike. Z Louisem wszystko szło dobrze, chociaż niemal w każdy wieczór pracował. Pewnego razu chciałam zawitać do klubu, w którym pracował jako DJ, ale zaprotestował, wyjaśniając, że nie miałby dla mnie czasu. Dlatego cierpliwie czekałam, aż trafi mu się wolna chwila, którą spędzimy wyłącznie sami. Czy mi na nim zależało? Nie potrafiłam tego jednoznacznie określić. Był miły, podobałam mu się, ale nie czułam przy nim większych porywów serca. Mimo to wierzyłam, że w odpowiednim czasie przyjdzie na to pora. Przynajmniej starałam się w to wierzyć.

I pewnie dalej udawałabym, że ja i Louis budujemy coś poważnego, gdyby nie pewien przypadek. W któryś wieczór, gdy znów siedziałam sama, dostałam wiadomość na telefon. Uśmiechnęłam się, widząc, że pochodzi od Michaela. Byłam pewna, że przyjedzie, więc szybko nacisnęłam wirtualny klawisz, aby ją odczytać.

Nie spodziewałam się tego, co zawierała. W pierwszym momencie sprawdziłam, czy mms na pewno pochodził od Mike'a. Pochodził. Usiadłam, przyglądając się zdjęciu, które wysłał przyjaciel. Nie miałam pojęcia, co robił w klubie, w którym pracował Louis, czy pojechał tam celowo, czy też nie. Mało mnie to teraz obchodziło. Za to frapowało mnie, kto był na fotce i co na niej robił.

Odłożyłam komórkę na kanapę i schowałam twarz w dłonie. Nie, nie zamierzałam płakać. Nawet nie było mi przykro, chociaż może powinno. Co więc czułam? Zażenowanie, wstyd, że dałam się tak podejść, że znowu okazałam się na tyle naiwna, by uwierzyć, iż jestem wyjątkowa. Fotografia wyraźnie pokazywała, że nie, a przynajmniej nie dla osoby, która starała się mnie o tym zapewnić.

Nie odpisałam Michaelowi, bo nie wiedziałam, co miałabym umieścić w wiadomości. „Mike, miałeś rację? Mike, dziękuję, że dałeś mi znać?" A może „Mike, jestem kretynką i to się nigdy nie zmieni.". Przepełniały mnie różne emocje, w tym złość, że nie posłuchałam ostrzeżeń. Bennet od samego początku miał rację. Ale największe pretensje chowałam do siebie. Niby byłam inteligentna, a jednak nie zauważyłam oczywistej prawdy. Kim byłam dla chłopaka, który nie chciał mnie, gdy wyglądałam jak postrzelona artystka, lecz zechciał, kiedy zaprezentowałam się niczym modelka z okładki magazynu dla panów?

Telefon piknął drugi raz, więc niechętnie spojrzałam na ekran.

„Mam przyjechać?" – brzmiała treść kolejnego smsa.

I wtedy zrozumiałam, co powinnam zrobić. Nie mogłam wiecznie postępować niczym dziewczynka, która nie rozumie, jak naprawdę zachowywała się większość mężczyzn. Dałam się wodzić za nos, bo nie dostrzegłam faktów. I wiedziałam, że będę tak postrzegana, jeśli wreszcie nie zrobię z tym porządku.

„Zaczekaj na mnie. Niedługo przyjadę".

Pospiesznie przebrałam się i złapałam za kluczyki do auta. Zrobiło się dość późno, ale nie dbałam o to. Musiałam załatwić swoje sprawy, a później niech się dzieje, co chce. Zanim jednak dotarłam do klubu, minęła prawie godzina. Zaparkowałam i wyskoczyłam z samochodu w wielkim pośpiechu, jakby od tego zależało moje życie. Nakręciłam się w trakcie jazdy, a teraz potrzebowałam wyrzucenia z siebie złych emocji. Przez myśl mi przeszło, że mogłabym urządzić karczemną awanturę, ale jak szybko o tym pomyślałam, tak szybko zapomniałam. Stać mnie było na coś bardziej wysublimowanego.

Weszłam do środka i rozejrzałam się dookoła. Lokal nie należał do najmniejszych i od wejścia nie było widać sceny, na której Louis urzędował. Ruszyłam więc do przodu, nie zwracając uwagi na kotłujących się ludzi. Przebiłam się przez tłum, poszukując wzrokiem mojego chłopaka albo Michaela. Kiedy pod barem dostrzegłam Louisa, a także wiszącą na jego ramieniu ognistowłosą kobietę, której sukienka ledwie zakrywała pośladki, wyważonym krokiem ruszyłam w ich stronę. Znajdowałam się mniej więcej w połowie drogi, gdy zauważyłam Mike'a. Stał niedaleko Louisa i jego towarzyszki. W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wzrok przyjaciela wyrażał zaskoczenie; w końcu nie wiedział, czego się po mnie spodziewać.

- Cześć, kochanie – przywitałam się głośno, stając tuż przed parą, która tkwiła w namiętnym uścisku.

Zauważyłam, że dłoń Louisa, miętoląca jeden z pośladków rudej, zastygła, a jej właściciel jak na komendę odwrócił twarz w moją stronę. Oczy mało nie wyskoczyły mu z orbit. Przełknął ciężko ślinę, a ja mogłabym przysiąc, że słyszę, jak obracają się trybiki w jego głowie. Zaciekawiło mnie, jakie wyjaśnienie zaserwuje mój były chłopak. Obecnym na pewno nie pozostanie.

- Karen... – zająknął się, odsuwając od siebie dziewczynę.

Ta – równie zaskoczona, co Louis – spojrzała na mnie, a po chwili na swojego kompana.

- Spokojnie, ja nie do ciebie, więc się nie kłopocz. Chciałam tylko zamienić kilka słów z twoją przyjaciółką – odezwałam się, zaskakując mężczyznę. – Myślę, że stać cię na lepszego faceta – zwróciłam się do niej.

Być może nie wiedziała, komu pozwoliła się obmacywać. Należało więc współczuć jej, a nie szukać zemsty.

- I mnie również na niego stać – kontynuowałam, nie zauważając w pierwszym momencie, że ktoś za mną stanął.

Dopiero wzrok Louis'a skierowany do góry, sprawił, że obejrzałam się przez ramię. Widząc Michaela, poczułam się jeszcze pewniej. Wiedziałam, że mogę liczyć na jego wsparcie, chociaż nie chciałam go w mieszać w swoje sprawy. To ja powinnam je załatwić.

- Masz na myśli tego dupka, który tkwi jak kołek na twoimi plecami? – spytał hardo Louis, czym mnie zaskoczył.

Nie sądziłam, że odważy się na rzucenie takich mocnych słów. Niemal parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie minę Mike'a, która w rzeczywistości zapewne niewiele odbiegała od mojej wizji.

- Z tego, co pamiętam, podczas kolacji w domu ojca Karen wyraźnie powiedziałem, co myślę o nazywaniu mnie dupkiem – mruknął ponurym głosem Mike, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Na twoim miejscu, Louis, zważałabym to, co mówisz. Tym razem nie stanę na drodze, żeby cię chronić, a co więcej, poprawię, kiedy Mike wreszcie strzeli ci w pysk – odparłam, mordując spojrzeniem DJ-a.

Najwyraźniej nie w smak mu było, że jego „podboje" wyszły na jaw. Dziewczyna, która jeszcze przed chwilą tkwiła w ramionach muzyka, nagle wyswobodziła się z nich. Ewidentnie nie wiedziała o moim istnieniu, a zdemaskowanie Louisa pozwoliło jej zrozumieć, że szkoda zawracać sobie nim głowę. Złapała za drinka, który stał na blacie, po czym wylała jego zawartość na misterną fryzurę niedoszłego kochanka.

Mike wybuchnął śmiechem, ja patrzyłam oniemiała, a sam zainteresowany wyglądał tak, jakby za chwilę miał eksplodować.

- Jeszcze jedno, Louis. – Już miałam odwrócić się i poprosić Mike'a, żebyśmy stąd spadali, ale przyszło mi coś do głowy, co koniecznie musiałam przekazać temu zdrajcy. – Mike nie jest lepszy. On jest idealny. Nie dorastasz mu do pięt.

Dopiero wtedy obróciłam się w stronę Bennetta. Na jego twarzy malowało się najczystsze zdumienie.

- Jedziemy do mnie? – poprosiłam, patrząc mu w oczy.

Kiedy w odpowiedzi skinął głową, wsunęłam rękę na jego przedramię, dając tym samym sygnał, że pragnę opuścić to miejsce raz na zawsze. Louis przestał dla mnie istnieć i nie dbałam o to, co sobie pomyśli. Miałam go z głowy i – szczerze mówiąc – czułam się o wiele lepiej po poznaniu prawdy.

- Karen! – Mike zablokował mi przejście, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. – Zatrzymaj się! – poprosił, chwytając mnie za ramię.

- O co chodzi?

- Przepraszam. – Przyglądał mi się nieco strapiony.

- Ty mnie? Za co?

- Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób, ale nie miałem pewności, czy uwierzyłabyś mi na słowo. Nie mogłem pozwolić, by ten drań cię zwodził. – W jego wzroku dostrzegłam smutek i jakby... zawód?

Uwielbiałam go. Nikt inny nie troszczył się o mnie tak, jak on.

- Jestem ci wdzięczna. Nie rozmawiajmy o tym tutaj, dobrze? Jedźmy do mnie. Po drodze kupimy dużo wina, bo nabrałam ochoty, aby zaszumiało mi w głowie – poprosiłam.

- Jasne. Dla ciebie wszystko. – Mike przystanął na tę propozycję, więc oddaliliśmy się prosto do mojego samochodu.

W drodze do sklepu – a później do mnie – nie rozmawialiśmy. I chociaż milczeliśmy, to cisza w żaden sposób nie była krępująca. Jak się czułam w obecnej sytuacji? Głupio, bo pozwoliłam, by Louis mnie zwodził. Nie odpowiadałam za to, jaki był, lecz pozwoliłam sobie uwierzyć, iż chodziło mu o mnie, a nie o mój wygląd.

- Mam nadzieję, że napijesz się ze mną? – Ledwo weszliśmy do mieszkania, a wyjęłam z szafki dwa kieliszki.

- Jasne. – Mike trzymał się blisko, ale nie osaczał mnie.

Czasami odnosiłam wrażenie, że znał mnie lepiej niż ja sama. Dokładnie wiedział, kiedy co potrzebowałam.

- Dziękuję. – Nalałam sporą ilość alkoholu do szkła i pomaszerowałam do salonu.

Mike zgarnął butelkę z blatu i przyszedł za mną. Usiadłam na kanapie, a on obok.

- Nie jesteś na mnie zła? – Czy ja dobrze usłyszałam, czy w jego głosie pobrzmiewała obawa?

- Zwariowałeś? – Uśmiechnęłam się słabo. – Jestem wdzięczna, bo otworzyłeś mi oczy. Gdyby nie ty, nie wiem, jak długo jeszcze pozostawałabym ślepa na to, co przecież było takie oczywiste.

- Podejrzewałaś Louisa, że prowadza się z innymi panienkami? – Mike upił odrobinę trunku, nie spuszczając ze mnie spojrzenia.

- Nie o tym mówię. Powiedziałeś ostatnio, że mu nie ufasz, bo to niemożliwe, żeby nagle zrozumiał, że jestem dla niego ważna, skoro wcześniej skreślił mnie z wiadomych powodów. A ja nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. W zasadzie nie wiem, dlaczego – westchnęłam.

- Po prostu pragniesz przynależeć do kogoś. To całkiem normalne. – Mike, jak to Mike, nawet w takich chwilach tłumaczył moje zachowanie. – Jestem z ciebie dumny, zdajesz sobie z tego sprawę? – Kiedy objął mnie ramieniem, oparłam o nie głowę i przyjrzałam się uważnie jego twarzy.

Mike był... męski. Niby to wiedziałam, ale jakbym odkrywała to na nowo. Lubiłam jego surowe rysy, przeciągłe spojrzenie, uśmiech, którym potrafił wprawić moje ciało w drżenie. Ostatnio coraz bardziej odkrywałam Mike'a – mężczyznę, który przesłaniał mi obraz Mike'a – przyjaciela. Wciąż nie wiedziałam, co o tym sądzić.

- Raczej powinieneś czuć się zażenowany i rozczarowany. Niby jestem dorosła, a zachowuję się jak dzieciak. Próbowałam na siłę być kimś, kim nie jestem. Nie powiem, fajnie było dostrzec aprobatę w oczach facetów, ale większość z nich nie jest zainteresowana głębszą relacją.

- Karen, spójrz na mnie – poprosił mój towarzysz, kiedy odwróciłam wzrok. – Nie szukaj niczego na siłę. I nigdy nie bądź z nikim na siłę. To nie przynosi nic dobrego. Wiem, że czeka na ciebie facet, który zauważy to wszystko, co jest w tobie najlepsze. – Jego uśmiech sprawił, że zrobiło mi się ciepło na sercu.

- Mówisz tak, bo próbujesz mnie pocieszyć – mruknęłam, usiłując żartem rozluźnić atmosferę, która – przynajmniej w moim mniemaniu – zgęstniała.

- Mówię tylko szczerą prawdę. Nigdy bym cię nie okłamał.

- Myślisz, że powinnam dać sobie spokój z facetami na jakiś czas? – zapytałam, wstając z kanapy.

Dolałam sobie alkoholu i podeszłam do okna. Spoglądałam na miasto zatopione w mroku, który rozświetlał blask ulicznego światła. Chicago żyło dalej, więc i ja mogłam żyć. Wszak nie stała się żadna tragedia, choć okazałam się zwykłą, naiwną laską. Nie ja pierwsza i nie ostatnia.

- A chcesz to zrobić? – Mike pozostał na kanapie i czułam, że mi się przyglądał.

- Sama nie wiem, czego chcę. Nie potrafię znaleźć właściwej drogi. Poza pracą nie mam pojęcia, kim jestem. – Melancholia sytuacji zaczynała mnie przytłaczać. – Pragnę wierzyć, że jestem coś warta.

- Karen, nawet nie waż się w to wątpić! – Głos Mike'a zawibrował. – Ten cały Louis będzie pluł sobie w brodę, gdy zrozumie, co stracił. Jesteś najwspanialszą kobietą, którą znam i jestem przekonany, że gdy obdarzysz kogoś szczerym uczuciem, to ten facet zostanie największym szczęściarzem na świecie! – odpowiedział nieco podniesionym głosem.

Odwróciłam wzrok od panoramy miasta i przyjrzałam się Bennettowi. Wyglądał na poruszonego. Był obok zawsze wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałam. Wysłuchiwał moich żali, rozterek. Doradzał, wspierał i zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel. Posiadał wszystkie cechy, którymi powinien dysponować mój mężczyzna. Ten, który wciąż nie stanął na mojej drodze. Czy to w ogóle miało się zdarzyć?

- Mike? Byłeś kiedyś zakochany? – spytałam nieoczekiwanie, czym z pewnością go zaskoczyłam.

- Dlaczego o to pytasz? – oddał pytaniem.

Jego wzrok był nieodgadniony, nie wiedziałam, o czym myślał. Dopiłam resztę wina i wróciłam na kanapę.

- Zastanawiam się, dlaczego taki facet jak ty, wciąż jest sam. Już dawno powinieneś znaleźć żonę i spłodzić małego Mike'a – zażartowałam, zmieniając temat. Wolałam dłużej nie roztkliwiać się nad sobą.

- Chcesz mnie na siłę ożenić? – Gdy założył mi kosmyk włosów za ucho, poczułam mrowienie na karku. – Wszak twierdzisz, że jestem idealny – przytoczył moje własne słowa z klubu. – Nie powiem, połechtałaś mi ego, ale nieźle popłynęłaś.

- Mówiłam szczerze. Dla mnie jesteś idealny – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, wbijając wzrok w podłogę.

Od momentu, kiedy Mike zobaczył mnie półnagą, coraz częściej myślałam, że coś się dzieje między nami. Nie wiedziałam, co powinnam z tym zrobić. Próbowałam walczyć, bo mimo wszystko czułam, że gdyby doszło między nami do czegokolwiek, to później już nic nie byłoby takie samo. Bałam się, ale z drugiej strony... Potrząsnęłam głową.

- Nie jestem ideałem i daleko mi do niego.

- Mogę o coś zapytać?

- Jasne. O co chodzi?

- Nie marzysz o tym, żeby założyć rodzinę? Nie ciągnie cię do tego? – Znów spojrzałam mu w oczy.

- Może dotąd nie pokazywałem się w związkach z jak najlepszej strony, ale do małżeństwa i posiadania potomstwa podchodzę bardzo poważnie – odpowiedział stanowczo. – Nie chcę, by moją żoną i matką moich dzieci została niewłaściwa kobieta. Pragnę, aby to była ta jedyna – wyszeptał. – Wierzę, że w końcu ją znajdę.

- Życzę ci tego... – powiedziałam po chwili ciszy, która zapadła między nami. – Zasługujesz na to, jak nikt inny.

- Zabrzmiałaś tak, jakbyś ty nie zasługiwała – odparował.

- Może tak jest? Może to ze mną jest coś nie tak? – Palcami zaczęłam skubać skraj swojego swetra.

- Zaraz przetrzepię ci skórę, jeśli nie przestaniesz wygadywać głupot! – warknął mężczyzna.

- A nie możesz po prostu dolać mi wina? – Podsunęłam mu pusty kieliszek. – Mike, jedyne czego teraz chcę, to zapomnienia i ciebie obok, żebym nie zrobiła niczego głupiego. Głupszego, niż robiłam do tej pory – dodałam po chwili.

- Jutro będziesz umierać, Karen – odezwał się, uśmiechając delikatnie, po czym zrobił to, o co prosiłam.

- Jutro nadejdzie za kilka godzin. – Wzniosłam szkło do góry i stuknęłam o kieliszek Mike'a.

Dwie godziny później byłam wstawiona już do tego stopnia, że zaczęłam przysypiać na ramieniu przyjaciela. Westchnęłam, kiedy wziął mnie w ramiona i uniósł. Zamknęłam oczy, czując błogość. Gdy poczułam, że położył mnie na materacu, a po chwili pocałował w czoło, uśmiechnęłam się.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym, żebyś należała do mnie – wyszeptał, zapewne przekonany, że do rana o tym zapomnę.

Nakrył mnie narzutą i wiedziałam, że zaraz odejdzie. Nie chciałam tego.

- Mike? – Miałam wrażenie, jakby mój głos nie należał do mnie.

- Tak? Śpij, zostanę w mieszkaniu – obiecał.

- Zostań ze mną. Tutaj. Proszęęę...

I został. Poczułam go za plecami. Wkrótce zapadłam w głęboki sen. Za to ranek okazał się koszmarny, dokładnie tak, jak Mike przewidywał. Zerknęłam w bok. Czy mi się śniło, że spał ze mną? Wgniecenie na poduszce temu przeczyło. Poczłapałam prosto do łazienki. Nie wiem, jak długo stałam pod prysznicem, ale kiedy wyszłam, czułam się nieco lepiej. Nie jakoś rewelacyjnie, lecz znośnie. Ruszyłam na poszukiwania. Czy Mike opuścił już mieszkanie, czy wciąż w nim przebywał?

Gdy w korytarzu usłyszałam ciche pogwizdywanie, już wiedziałam, że nigdzie nie wyszedł. Weszłam do kuchni, a on w tym momencie się odwrócił.

- Jak się czujesz? – Ten facet naprawdę był niezastąpiony.

Nie dość, że zaopiekował się mną w nocy, to jeszcze przygotował śniadanie i kawę. Miałam ochotę wtulić się w niego i nie pozwolić mu wyjść, bo nie wiedziałam, czym zasłużyłam na takie traktowanie. A obawiałam się, że Mike w końcu ucieknie z daleka ode mnie.

- Chcesz poznać prawdę, czy wolisz kłamstwo? – Usiadłam przy stole i spojrzałam na wciąż ciepłe naleśniki z syropem klonowym.

- Nie musisz odpowiadać. Można z ciebie czytać niczym z otwartej księgi. – Uśmiechnął się ciepło, podsuwając mi kubek z gorącym napojem. – Mogę jeszcze jakoś pomóc?

- Ty? – Spojrzałam na niego zdumiona. – Bez przerwy mi pomagasz. Nie wiem, jak ci się za to odwdzięczę.

- Zaopiekujesz się mną, kiedy znajdę się na twoim miejscu – rzucił żartem, mrugając do mnie okiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro