Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Simón*

Co teraz zrobić? - tylko to pytanie rozbrzmiewa w mojej głowie. Kiedy rezerwowałam bilety dotarło do mnie, że Luna nie ma przecież paszportu. Mogłem się domyślić, że to wszystko jakoś... zbyt pięknie się układało. Po dłuższym namyśle stwierdzam, że chyba nie ma innego wyjścia, jak jechać tam autem. Zajmie to o wiele więcej czasu, bo siedem dni w porównaniu do siedmiu godzin to spora różnica, ale musimy to zrobić. Nie za bardzo wiem, jak powiedzieć o wszystkim Lunie. Czy w ogóle mówić, że jedziemy do Cancún, czy zrobić jej niespodziankę? Myślę, że bardzo się ucieszy, kiedy usłyszy, że wracamy "do domu". Ostatnio, jak rozmawialiśmy, mówiła, że bardzo za nim tęskni.

Siedząc na krześle w kuchni, spoglądam na okno. Słońce niedługo zacznie zachodzić. Zaczynam wspominać zachody słońca w Cancún. Luna zawsze podziwiała zmianę koloru nieba i chmur. Uważała, że to naprawdę magiczne zjawisko i nigdy oboje nie mogliśmy wymyślić, dlaczego tak się dzieję. Woleliśmy podciągać to pod magię niż szukać logicznych, naukowych wyjaśnień...

Z moich rozmyśleń wyrywa mnie głos Luny, która nagle pojawiła się obok mnie.

- Halo, Simón...

- Co tam?

- Nic, tylko chciałam Ci powiedzieć, że... Może przyszedłbyś do nas, nie chcę, żebyś siedział tutaj sam.

- Nie, ja właśnie skończyłem... robić przelewy, dopiero co zamknąłem laptopa. Nie chciałbym wam przeszkadzać...

- Wiecie, ja będę się już zbierać. Chciałam odwiedzić jeszcze Gastóna, a niedługo będzie ciemno. Moja mama dostanie szału - mówi Nina, która pojawiła się nagle za Luną.

- Jak to? Już? - pyta Luna, odwracając się w stronę przyjaciółki. A jeszcze kilka godzin temu bała się z nią spotkać. Uśmiecham się na tą myśl.

- Przecież to powtórzymy. Obiecuję Ci, że nie rozstajemy się na długo - odpowiada Nina, przytulając Lunę. Moja mina, szybko się zmienia, bo żegnają się nieświadome tego, że kto wie, kiedy znów się spotkają, ale nie mamy innego wyjścia, musimy opuścić kraj...

***

*Nina*

Stoję pod drzwiami domu Gastóna. Zapukałam już kilka razy, ale nikt nie otwiera. Kiedy rozmawialiśmy dzisiaj w szkole mówił, że będzie w domu. Nie wiem, co się dzieję, może wyszedł do sklepu, albo położył się wcześniej spać... No nic, porozmawiamy jutro w szkole...

Wracając do domu przez całą drogę myślę tylko o Lunie. Simón mówił prawdę, bardzo schudła. Jej cera wyblakła, do tego te ciemne okulary, bandaże na nadgarstkach i kostkach... Ugh... i po co były te wszystkie krzywdy, dlaczego?! Bo jest siostrzenicą Sharon, a ona ma obsesję na punkcie swojego majątku?! Gdyby nie to, że Benson sama powiedziała jej o tym, że jest z nią spokrewniona, Luna o niczym by nie wiedziała. W ogóle skąd pewność, że Luna, to tak naprawdę Sol? Nie mam pojęcia jak do tego doszli, ale nawet jeśli to prawda, założę się, że Luna nie tknęłaby nawet małym palcem pieniędzy tej kobiety. Wycierpiała się za nic. Życie jest takie okrutne i niesprawiedliwe...


{w tym samym czasie}

*Luna*

Razem z Simónem zjedliśmy już kolację i wzięliśmy się za pakowanie. Zaraz po wyjściu Niny powiedział, że jutro rano wyjeżdżamy na wycieczkę. Trochę się zaniepokoiłam, ale Simón uspokoił mnie, że musimy załatwić parę ważnych spraw i wrócimy, kiedy tylko będę chciała. Nie chce mi powiedzieć, dokąd jedziemy, ale podejrzewam, że chodzi o Cancún. Wspomniał, że podróż potrwa kilka dni, bo niestety nie mam dokumentów, żeby móc lecieć samolotem, więc gdzie indziej moglibyśmy wyjechać? Nie mam zbyt wielu rzeczy, dlatego moja torba jest mała. Gdyby nie dzisiejszy prezent Niny pojechałabym tak jak stoję. Wszystkie ubrania bardzo mi się podobają, ale zdecydowałam, że jutro włożę na siebie luźną, szarą bluzkę w gwiazdki, która bardzo przypadła mi do gustu i parę krótkich, jeansowych spodenek. Przewieszam strój przez oparcie od krzesła i spoglądam na przyjaciela. Simón jest skupiony na wkładaniu ubrań do walizki. Nigdy bym nie pomyślała, że taka banalna czynność może tak pochłonąć człowieka. Postanawiam do niego podejść i klękam obok. Chłopak nawet na mnie nie spogląda. Jakbym była nie widzialna.

- Simón? - Nadal nie odrywa wzroku od stosu ubrań.

- Simón? - powiedziałam już nieco głośniej. Co ja mu zrobiłam? Obraził się? Spróbuję ostatni raz, jak nie odpowie to będę zmuszona poważnie z nim porozmawiać.

- Simón! - powiedziałam dość głośno, uderzając go palcami w ramię. Chłopak odwrócił się nagle, wyglądał na lekko zdezorientowanego. Spojrzałam mu w oczy, te jego piękne czekoladowe oczy. Poczułam, jak moje serce zaczyna mocniej bić, co pozwoliło mi utwierdzić się w przekonaniu, że darzę go o wiele głębszym uczuciem niż kiedyś.

- Dlaczego mi nie odpowiadasz? Co się stało?

- Odpowiadam? A o co pytałaś? Przepraszam, ale zamyśliłem się. Możesz powtórzyć?

- Nie mówiłam nic konkretnego, tylko... A o czym tak myślałeś?

- O Tob... znaczy o nas...zym jutrzejszym wyjeździe - odpowiedział nieco zmieszany. Czy on chciał powiedzieć, że myślał o mnie? Czuję, jak moje policzki oblewa rumieniec.

- Simón ja...- Mam ochotę powiedzieć mu o wszystkich moich uczuciach.

- Ty?

-...ja chciałam zapytać, czy mogę iść pierwsza do łazienki - spękałam... Ale pokój pełen porozrzucanych ciuchów to chyba niezbyt romantyczne miejsce na wyznawanie swoich uczuć.

- Jasne, mi się nie śpieszy, mam jeszcze trochę do spakowania - odpowiada Simón, uśmiechając się do mnie.

Zabieram moją nowiutką piżamę i torbę z rzeczami kosmetycznymi, które dostałam dziś od Niny. Muszę się doprowadzić do pełnego porządku...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro