Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Simón*

- Luna proszę nie mów tak, wszystko się jakoś poukłada. "Światło zawsze wraca do źródła", pamiętasz? To zasada fizyki, więc na pewno jest prawdą. Ty dałaś światu tyle dobra... więc teraz jest moment, w którym ono do ciebie wróci. Dałaś...dajesz mi szczęście... Proszę nie odbieraj mi go...

- Simón, widocznie tak ma być... Nie zmienisz tego - szepcze dziewczyna. Nie mogę... to nie może być prawda, to wszystko, co się teraz dzieje... to tak naprawdę nie ma miejsca. Za chwilę się obudzę i okaże się, że cała podróż dopiero przed nami, że Luna leży obok mnie cała i zdrowa, przytulona do mojego ramienia.

- Luna proszę uszczypnij mnie... obudź z tego chorego snu.

- Simón, mam do Ciebie prośbę... Ostatnią prośbę.

- Proszę nie mów tak, nie możesz...

- Zaśpiewaj mi - przerwała moją wypowiedź. Ostatnia okazja na wyznanie uczuć? Nie, na pewno nie, ale czuję, że muszę to zrobić teraz...

Łamiącym się głosem zaczynam śpiewać piosenkę, którą napisałem specjalnie dla niej...

Tak trudno jest mi opisać to, co czuję

Że moje serce przy Tobie wariuje

Że czarujesz moje sny

Że serca biciem jesteś mym

Że szczęście dałaś mi

Że przy Tobie nie boję się trudnych chwil


Nie wiem czym bez Ciebie byłby mój świat

Żadne wiersze nie mówią o tym, co dzięki Tobie mam


Jesteś każdym moim dniem, każdą chwilą

Inspiracją

Lekarstwem na sen i zaczarowanym blaskiem,

który zmienił mój świat

Cudownym uśmiechem mojego życia

Nie ma na świecie kogoś takiego, jak Ty,

Kogoś takiego, kogo zapraszam we własne sny

Jesteś moją ziemią i moim niebem

Drugą częścią mojej duszy, nie ma mnie bez Ciebie...


Zapewne było to najgorsze wykonanie mojego życia, ale teraz o to nie dbam. Każde słowo płynęło prosto z serca i mam nadzieję, że tam też trafiło. Jednak Luna się nie odzywa.

- Tym wszystkim właśnie jesteś. Pamiętam wszystko, co powiedziałaś mi ostatnim razem, kiedy wyznawałem Ci moje uczucia, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie potrafię udawać, że jesteś tylko moją przyjaciółką, kiedy moje serce i rozum mówią, że to nieprawda. Nie potrafię tego w sobie zatrzymać i nie darowałbym sobie, gdybym nie spróbował jeszcze raz. Chcę żebyś wiedziała, że kiedy nie było Cię obok mnie przez te miesiące, nie potrafiłem żyć. Ty... zastępujesz mi cały świat... - wreszcie czuję się wolny, nie ważne jaką odpowiedź dostanę, cieszę się, że wreszcie powiedziałem jej to wszystko. Trwamy w ciszy.

- Luna proszę powiedź coś, bo teraz jest mi głupio - mówię lekko się uśmiechając, ale dziewczyna nadal nie reaguje. Spoglądam na nią.

- Luna? - ma zamknięte oczy - Luna błagam obudź się - jednak ona nadal nie daje oznak życia. Przykładam palec do jej nosa, żeby sprawdzić, czy poczuję powietrze - nic. Przykładam policzek do jej ust i...

- NIE! NIE! NIE! - krzyczę odkładając dziewczynę na ziemię - Dlaczego?- przez moment wpatruję się w jej twarz. Mimo tego, że widać na niej ogromny ból jej usta wydają się jakby delikatnie uśmiechnięte. Przed oczami przelatuje mi całe życie... Nasze życie... Od pierwszego spotkania, zawsze razem... nierozłączni...

- Jak mogłaś mnie opuścić? I to teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać...

Pochylam się nad nią i składam na lekko sinych ustach delikatny pocałunek. Przeczesuję lekko jej włosy.

- Przepraszam... Nie dotrzymałem obietnicy... Kocham Cię... zawsze kochałem i zawsze będę kochać- ostatni raz całuję ją w czoło.

Wstając na nogi ocieram twarz mokrą od łez. Kieruję się w stronę mężczyzn. Jeden z nich rozmawia przez telefon, a dwóch nadal prowadzi zawziętą konwersację.

- Ona miała szesnaście lat! Marzenia, które spełniała od dziecka! Całe życie przed sobą! Kochałem ją całym sercem odkąd pamiętam! A wy po prostu to odebraliście! Dlaczego?! Dlaczego ona, czego Sharon od niej chce?! Jesteście mordercami! Mordercami niewinnej dziewczyny! I to za co?! Za pieniądze?! Za pieniądze zmieniliście siebie, ludzi z emocjami na maszyny do zabijania?! Zgnijecie!

- Powinieneś się cieszyć, bo uratowała ci tyłek. Gdyby nie ona, ty byś tam leżał - On ma rację. Dopiero teraz sobie to uświadamiam. Ona uratowała mi życie. To niesprawiedliwe, to ja powinienem umrzeć nie ona. Ona zginęła przeze mnie... dla mnie.

- Dlaczego?! Jak się czujecie z tym, że odebraliście życie drugiemu człowiekowi?! Będziecie mięli odwagę spojrzeć w lustro?!

- Stul pysk! To ty miałeś tam leżeć, a chyba sam nie jesteś taki święty, co? Uprowadzenie dziewczyny i przetrzymywanie w domu, myślę, że znajdą się na to jakieś paragrafy. Przez ciebie mamy przerąbane! - patrząc na niego czuję obrzydzenie. Stoję najprawdopodobniej przed mordercą, nie jestem do końca pewny, bo każdy z nich ma broń.

Mam okazję wyładować się na nim, a jednak czuję się bezsilny, nie wiem co mógłbym zrobić. Po prostu rzucam się na niego z pięściami, ale po chwili czuję silny uścisk i nim zdążę się zorientować, co się dzieję, na moich nadgarstkach spoczywają kajdanki. W tym momencie uświadamiam sobie, że ci ludzie to policjanci. Teraz już wiem skąd u nich broń i chociażby te kajdanki.

- NIE! ZOSTAWCIE MNIE! JA NIE MOGĘ JEJ OPUŚCIĆ!

Spoglądam w stronę ciała Luny. Widzę jak zabierają je z ziemi jacyś mężczyźni. Nawet nie wiem kiedy, pojawiły się na poboczu dwa auta. Zaczynam się szarpać i wyrywać, chcę się pożegnać z nią ostatni raz, jednak nim się obejrzę siedzę już w samochodzie.

Czuję jak łzy spływają z moich policzków. W takich chwilach nikt nie potrafi być silny. Kochałem ją całym sobą, była promyczkiem słońca i blaskiem księżyca, wszystkim co dawało mi siłę, żeby rano unieść powieki. Czy moje życie bez niej będzie tak na prawdę... życiem?

Świat, czas, wszystko zatrzymało się w chwili, kiedy ona... Nie mam pojęcia, co się teraz ze mną stanie, gdzie mnie wiozą, co będzie dalej... To wszystko do mnie nie dociera. Niby wiem, że ona już odeszła i nigdy nie wróci, ale nie przyjmuję tego do siebie, jakaś część mnie wierzy, że jeszcze ją zobaczę, porozmawiam, przytulę, że jeszcze będziemy szczęśliwi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro