Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Luna*

Siedzę z Simónem na łóżku. Oglądaliśmy film, który właśnie się skończył.

- Simooon...- próbuję zwrócić uwagę chłopaka, przeciągając jego imię.

- Coooo?

- Co będziemy teraz robić? - Chłopak sięga po telefon i sprawdza godzinę.

- Jest prawie czternasta. Muszę zrobić nam coś na obiad.

- Simón, mogę z Tobą? - pytam błagalnym tonem, podskakując delikatnie na łóżku.

- Skoro chcesz. Dla mnie to będzie czysta przyjemność - odpowiada chłopak z szerokim uśmiechem na ustach.

- To chodźmy - mówię, wstając z entuzjazmem z łóżka. Simón odkłada laptopa na biurko i razem ruszamy w stronę kuchni.


{W tym samym czasie}

*Nina*

Właśnie wychodzę z domu. Zmierzam w stronę najbliższego marketu. Wpadłam tylko na chwilę do mieszkania, żeby się przebrać i powiedzieć mamie, gdzie będę. Zabrałam również wszystkie moje oszczędności z zamiarem kupienia wystrzałowych prezentów dla mojej przyjaciółki. Nie mogę się doczekać na spotkanie z Luną. Minęło tyle czasu... Zmartwił mnie ten SMS od Simóna. Boję się, że jest z nią naprawdę źle, ale szybko odganiam te myśli i przypominam sobie, że przecież muszę się zastanowić, czego może jeszcze potrzebować.

***

Przechodzę przez rzędy półek w markecie. Na razie w koszyku mam tylko rzeczy, które uważam, że to jeśli chodzi o potrzebne dziewczynie, są pierwszorzędne. Obiegam wzrokiem kolejne półki, aż wreszcie moje oczy natrafiają na różnego rodzaju ozdoby do włosów. Może to nie jest najważniejsze, ale co mi szkodzi? Ucieszy się. Zabieram dwie paczki gumek do włosów, jedna składa się z brokatowych w odcieniach różu i fioletu, a w drugiej postawiłam na coś bardziej stonowanego - w odcieniach brązu aż do czerni. W ręce wpadają mi również wsuwki, których dziewczyna często używa, więc również lądują w koszyku.

Trafiam na dział z perfumami. Na pewno nie pogardziłaby jakimś małym flakonikiem... Nie zastanawiając się dłużej, podchodzę do buteleczek w cukierkowych kolorach, bo te zawsze mają słodkie zapachy. Niebiańskie Mango... Soczysty Arbuz... Cynamonowe Jabłuszko... Czekoladowe Pralinki... Błądzę wzrokiem po zachęcających nazwach, aż wreszcie mój wzrok zatrzymuje się na okrągłej buteleczce ze złocistą zawartością. Waniliowe Ciasteczka... Psikam testerem na rękę i... czuję ten niesamowity zapach... Dosłownie jak gdybym wąchała świeżo wyjęte z pieca ciastka. Jestem pewna, że perfumy trafią do koszyka, ale nie mogę oderwać nosa od ręki, ten zapach jest tak hipnotyzujący, na pewno spodoba się Lunie...

***

Właśnie wchodzę po schodkach, które prowadzą do sklepu odzieżowego, w którym -mam nadzieję- znajdę idealną piżamę dla przyjaciółki. Jednak moją uwagę odwraca stojak z dużym banerem "WYPRZEDAŻ", obok którego stoi metalowy kosz z tym samym ogłoszeniem. Bez zastanowienia podbiegam do nich z myślą, że może znajdę tam coś dla Luny. Przeglądam wieszaki i już po chwili dwa z nich spoczywają w mojej dłoni. Wiszą na nich śliczne białe bluzki z kolorowymi elementami. Jestem pewna, że spodobają się mojej przyjaciółce. Podchodzę do kosza, w którym znajduję kolejne trzy bluzki i dwie pary spodenek. Jest w nim również mnóstwo trampek. Myślę, że do tych wszystkich ubrań przydałyby się również jakieś buty. Szybko znajduję rozmiar Luny. Już mam zmierzać do kasy, ale uświadamiam sobie, że nie znalazłam żadnej piżamy, a przecież to był główny cel mojej wycieczki do tego sklepu. Ze zdobyczami przewieszonymi przez ramię i butami w lewej ręce zmierzam na dział z bielizną nocną. Rozglądam się w poszukiwaniu stojaka z młodzieżowymi wzorami. Lekko zaniepokojona, że nie uda mi się znaleźć kompletu dla przyjaciółki, wreszcie dostrzegam to czego szukam. Przeglądam kolejno wieszaki, sprawia mi to trudność, gdyż mam wolną tylko jedną rękę. Niestety nie znajduję niczego, co byłoby odpowiednie dla Luny. Rozglądam się z rozczarowaniem, myśląc jaki sklep mogłabym jeszcze odwiedzić, ale nagle moją uwagę przykuwa wieszak, na którym zawieszona jest piżama wręcz stworzona dla Luny. Podbiegam do niego uradowana, że nie muszę szukać innego sklepu. Przyglądam się bliżej i po chwili stwierdzam - Biorę! Sprawdzam, czy rozmiar się zgadza- M-ka, będzie dobra, ale przypominam sobie, co mówił Simón, szukać o rozmiar mniejszej. Nerwowo przeglądam metki, bo jak na razie nie widzę, żadnej S-ki. Wreszcie znajduję idealny komplet. Upewniam się jeszcze, czy poprzednio znalezione ubrania mają dobry rozmiar, ale okazuje się, że są bezrozmiarowe, więc uradowana szybkim krokiem kieruję się do kasy. Jestem z siebie zadowolona, mam tylko nadzieję, że Lunie spodoba się to, co wybrałam. Trochę tego sporo, a przyszłam po jedną rzecz, ale to nieważne, w końcu to moja przyjaciółka, a po tak długiej nieobecności zasługuję na prezent, duży prezent... Uśmiecham się do siebie, czując ogromne szczęście, że wreszcie ją zobaczę...


{W tym samym czasie}

*Luna*

- A więc.... może kasza? - mówi chłopak przyglądając się otwartej szafce.

- Jasne, dla mnie ok.

- A na razie wszystko u ciebie w porządku, nie bolał cię brzuch, dobrze się czujesz?

- Tak, nic mi nie było, czuje się dobrze - odpowiadam, trochę mijając się z prawdą, bo bolał mnie żołądek. Myślę, że po prostu się przejadłam, ale nie powiem tego Simónowi, bo zacząłby dramatyzować, że przez niego coś mi się stanie. Z jednej strony, to bardzo słodkie, że się tak o mnie martwi i troszczy, ale czasem przesadza.

Simón zajmuje się torebkami z kaszą, a ja zabrałam się za obieranie warzyw. Po około trzydziestu minutach mamy przed oczami dwie miseczki kaszy z warzywami gotowanymi na parze. Wyglądają bardzo smakowicie.

- To co, jemy?- pyta Simón, spoglądając na mnie.

- Pewnie! Mam nadzieję, że smakuje tak dobrze, jak wygląda.

Oboje zabieramy się za jedzenie i już po chwili miski są puste.

- To było...

-...przepyszne! - kończę za chłopaka.

- No to czas na zmywanie - mówi, podnosząc się z krzesła i zabierając naczynia.

- Idę z tobą - odpowiadam, wstając z miejsca. Podążam za Simónem i po chwili oboje stoimy przy zlewie.

- Ja zmywam, ty płuczesz - decyduje chłopak, spoglądając na mnie.

- Jasne - odpowiadam i uśmiecham się, Simón odwzajemnia gest i oboje zabieramy się do pracy.

*

Przyglądając się wodzie, zatracam się we wspomnieniach z Cancún. Widzę mnie i Simón'a leżących na pomoście i wpatrujących się w słoną wodę, z nadzieją, że uda nam się zobaczyć dno morza. W takich chwilach między nami zawsze panowała cisza, ale nie była niezręczna, po prostu milczeliśmy dając sobie czas na prywatne, samotne rozmyślanie. Samotne..., ale jednak razem... Kolejny dowód na to, że Simón jest niepowtarzalny, bo co to za przyjaciel, z którym nie można po prostu zwyczajnie pomilczeć...

- Nad czym tak myślisz? - ze wspomnień wyrywa mnie, tak dobrze mi znany, ciepły głos Simóna.

- Myślę o Cancún - staram się odpowiedzieć zgodnie z prawdą, nie chcę go okłamywać, ale nie chcę też mówić całej prawdy.

- O Cancún z taką miną? No już, mów co się dzieje.

- Nic... Po prostu... tęsknię.

- Znam to... Też tęskniłem.

- Tęskniłeś? Teraz już nie tęsknisz?

- Nie, bo... tak naprawdę to... Ty jesteś moim Cancún.

- Co? Nie rozumiem.

- Bo... przez twoją chwilową nieobecność miałem mnóstwo czasu na przemyślenia. Kiedy dowiedziałem się, że wyjechałaś z rodzicami, moją pierwszą myślą był powrót do Cancún, ale kiedy Gastón wyjaśnił mi, co tak naprawdę się stało, automatycznym postanowieniem było Cię znaleźć. Którejś nocy długo nad tym myślałem i uświadomiłem sobie, że to ty jesteś wszystkim, co mnie trzymało w Cancún i co trzyma mnie teraz w Buenos Aires, więc odkąd jesteś ze mną z powrotem nie tęsknię już za niczym... - Spuszczam swój wzrok na dłonie, bawiąc się nerwowo palcami. Nie wiem, co odpowiedzieć, na tak piękne słowa.

- Luna? - odwracam głowę w stronę Simóna i... już po chwili na nosie mam pianę, którą obdarował mnie przyjaciel. Otwieram oczy i widzę, jaki jest z siebie zadowolony, więc nie pozostaję mu dłużna i ochlapuje go wodą. I w ten sposób rozpętaliśmy wojnę. Ja byłam cała w pianie, a Simón ociekał wodą, łącznie z podłogą i... większością kuchni. Z zabawy wyrywa nas dzwonek do drzwi. Zastygamy w bezruchu, spoglądając na siebie. Simón kładzie palec na usta, dając mi do zrozumienia, żebym nie wydawała żadnych odgłosów.

- To pewnie Nina, ale trzeba być ostrożnym, pójdę sprawdzić, a ty idź do pokoju - tłumaczy szeptem, wychodzi z kuchni, a ja zaraz za nim kieruję się do pokoju. Siadam na łóżku i spoglądam w stronę przedpokoju. Mam ogromną nadzieję, że Simón się nie myli i to naprawdę ona, nie chcę wracać do tego koszmaru...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro