Rozdział 18
*Luna*
Słyszę, jak Simón otwiera drzwi. A więc to tylko Nina. Czuję, jak cały strach mnie opuszcza, mięśnie się rozluźniają, ogarnia mnie błogi spokój i poczucie bezpieczeństwa. Do moich uszu dochodzą dźwięki powitania moich przyjaciół. Chciałabym do nich dołączyć, jednakże moje obawy przejmują nade mną kontrolę. Wiem, że Nina za chwilę przekroczy próg pokoju i z jednej strony przez cały dzień czekałam na to spotkanie i bardzo się cieszę, że będę mogła znów ją zobaczyć, ale z drugiej nawet nie wiem, jak się przywitać, a co dopiero rozmawiać. Wstaję z łóżka i patrzę wyczekująco w stronę futryny, przez którą lada moment mają przejść moi przyjaciele. Słyszę kroki i czuję, jak moje serce zaczyna szybciej bić, aż wreszcie... widzę ją- moją najlepszą przyjaciółkę, z którą ostatni raz rozmawiałam pół roku temu...
- Luna! - krzyczy i biegnie w moją stronę. Już po chwili jestem zamknięta w szczelnym uścisku Niny. Ściska mnie tak mocno, jak gdybym miała za chwilę odfrunąć.
- Nina..- mówię w jej włosy, z trudem powstrzymując łzy wzruszenia-... jak dobrze cię widzieć.
- Cieszę się, że wróciłaś - słyszę w odpowiedzi, odklejając się od przyjaciółki - mam dla ciebie prezent... może to trochę za wcześnie, bo dopiero co cię zobaczyłam, ale chcę wiedzieć, czy ci się spodoba - mówi wyciągając w moją stronę dwie torby, których wcześniej nie zauważyłam.
- Nina... dziękuje ci bardzo, ale nie musiałaś - odpowiadam, nie za bardzo wiedząc, co mogłabym więcej powiedzieć. Lista moich długów wdzięczności powiększyła się o kolejną osobę, nie wiem, jak ja się im wszystkim odwdzięczę.
Siadamy na łóżku. Kładę sobie torby na kolanach, niezbyt wiedząc, czy to odpowiedni moment, żeby je rozpakować, czy może odczekać z tym do potem.
- Otwórz, chcę wiedzieć, czy ci się podoba - Nina rozwiewa moje wątpliwości.
- To wy sobie pogadajcie, a ja zajmę się sobą, w razie czego jestem w kuchni, obiecuję, że nie będę podsłuchiwał - mówi Simón. Jeżeli mam być szczera to zapomniałam o nim, a on przez cały czas stał oparty o futrynę, od której właśnie się oderwał i kierując się do kuchni zniknął z mojego pola widzenia.
Zabrałam się za odpakowywanie mniejszej torebki.
- Tutaj są rzeczy, które uznałam, że mogą ci się przydać. Simón mówił, że kupił Ci, to co najpotrzebniejsze, ale nic nie wspomniał o tym, więc postanowiłam, że kupię, tak dla pewności- wyjaśnia Nina.
Zaciekawiło mnie białe, kartonowe pudełko. Wyjmuję je z torebki, by bliżej się mu przyjrzeć. Spoglądam na przyjaciółkę z szerokim uśmiechem na ustach. To perfumy. Odpakowuję je, żeby sprawdzić, jak pachną i już po chwili zaciągam się słodziutkim zapachem ciastek...
- Nina, one są niebiańskie - mówię uradowana, nie odrywając zakrętki od nosa.
- Wiedziałam, że ci się spodobają - odpowiada dziewczyna z uśmiechem na ustach - odpakuj następną, jej zawartość jest ciekawsza.
Posłusznie wykonuję polecenie przyjaciółki. Muszę przyznać, że torba jest naprawdę pokaźnych rozmiarów. Otwieram ją powoli, zastanawiając się, co może kryć się w środku i... nie wierzę własnym oczom. Torba jest po brzegi wypełniona ciuchami. Z niedowierzania zakrywam usta dłonią, spoglądając na Ninę.
- Musisz je koniecznie przymierzyć. Podobają ci się?
- Żartujesz?! Są cudowne, prześliczne! - odpowiadam rozentuzjazmowana.
- Miałam nadzieję, że ci się spodobają. Bałam się, że nie trafię.
- Naprawdę bardzo Ci dziękuję, akurat tak się składa, że potrzebuje ubrań, ale... to pewnie kosztowało fortunę.
- Bez przesady, przyznam się, że wszystko złowiłam na wyprzedaży. A teraz koniec gadania i marsz przymierzyć to wszystko - po słowach Niny obie krótko się zaśmiałyśmy. Według życzenia przyjaciółki zabrałam całą torbę do łazienki. Jestem taka szczęśliwa, aż trudno mi uwierzyć w to, że jeszcze kilkanaście minut temu, bałam się spotkania z Niną, a okazuje się, że przez to pół roku nic się nie zmieniło...
{w tym samym czasie}
*Simón*
Po wejściu do kuchni od razu kieruję się do stolika. Mam teraz chwilę czasu, żeby pomyśleć o tym, gdzie możemy się przenieść z Luną, żeby zapewnić jej odpowiednią opiekę lekarską i złożyć zeznania na policji. Nie widzę innego wyjścia niż opuścić kraj. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie, Sharon ma znajomości, nikomu nie można tu ufać. Najrozsądniejszym wyjściem byłoby poprosić o pomoc rodziców. Jednak martwię się, że zaczną obsypywać Lunę pytaniami i niepotrzebnie będzie wracała wspomnieniami do tych traumatycznych przeżyć. Poza tym moja mama... boję się, że nie dałaby sobie z tym rady. Przyjaźniła się z Monicą i darzy Lunę ogromną sympatią, gdyby dowiedziała się całej prawdy -a musielibyśmy ją wyjawić- załamałaby się. Kiedyś i tak się o wszystkim dowie, ale wolę to odwlekać i w przyszłości "dawkować małymi porcjami". Pewnie i tak jakoś zagospodarowali już mój pokój, więc nawet nie mielibyśmy się gdzie podziać.
Biorę do ręki telefon w celu przejrzenia mojej listy kontaktów, może uda mi się znaleźć kogoś innego, kto mógłby nam pomóc. Przed oczami przelatują mi imiona moich tutejszych znajomych: Gastón... Jim... Nico... Pedro... Ramiro...i nagle mój wzrok zatrzymuje się na... Stefano...
Stefano to mój kuzyn. Mieszka w Cancún. Kiedy byliśmy młodsi, często rodzice zawozili mnie do niego na weekend, najczęściej widywaliśmy się we wakacje. Był moim autorytetem. Jest ode mnie o cztery lata starszy, ale nigdy nie przeszkadzała nam różnica wieku. Często pokazywał mi różne sztuczki z piłką. Zawsze chciał zostać piłkarzem, a ja postanowiłem, że będę taki jak on. Jednak życie zrobiło psikusa nam obojgu. Stefano piłkarzem nie został, jest prawą ręką swojego ojca w zarządzaniu ich firmą, a ja wspólnego z piłką mam... sam nie wiem, chyba tylko tyle, że kółka od wrotek też są okrągłe... Stefano był pierwszą osobą, której powiedziałem o moich uczuciach do Luny...
Jest mi trochę głupio prosić go o pomoc. Nie widzieliśmy się już bardzo długo, zaniedbaliśmy kontakt, a teraz mam prosić go o dach nad głową? Ale z drugiej strony on jest naszą ostatnią deską ratunku. Tu chodzi o bezpieczeństwo Luny, więc chyba nie ma się nad czym zastanawiać.
Przykładam telefon do ucha. To tylko mój kuzyn, ale strasznie się stresuję i sam nie wiem czy tą rozmową, którą mam z nim odbyć, czy tym, że mi odmówi, a wtedy będę musiał wrócić do opcji pierwszej, czyli rodziców. Wciąż czekam, ale nikt nie odbiera. Mam ogromną nadzieję, że w końcu ktoś podniesie słuchawkę... Błagam Stef odbierz...
- Simón?!
- Cześć. Tak, to ja. Przepraszam, że ta...
- Kopę lat Stary!- przerywa mi w pół zdania.
- Tak wiem, przepraszam, że tak długo się nie odzywałem, ale dużo się u mnie zmieniło.
- Nie ma sprawy. To też moja wina. U mnie też sporo zmian, ale opowiadaj, co tam u ciebie. Podziałałeś coś z tą... Laurą - zaśmiał się.
- Ona ma na imię Luna, ale nie... nie o tym chciałem pogadać, znaczy...
- Nie mów, że jeszcze jej nie powiedziałeś! Chcesz jakąś nową radę?
- Nie... dzięki, ale chciałem...w sensie...
- Simón mów!
- Bo chodzi o to, że potrzebuję...to znaczy potrzebujemy... mógłbym Cię odwiedzić na parę dni z Luną?
- Yyy... Myślę, że... tak, mam po was podjechać. Ale co to za nagła propozycja, uciekacie od rodziców, czy co?
- Myślę, że przyjechanie po nas byłoby dość kłopotliwe, bo tak się składa, że aktualnie jesteśmy w Buenos Aires i...
- Co?! Zrobiliście sobie wakacje, w środku roku szkolnego?! Wasi rodzice wiedzą?!
- No tak się składa, że tu mieszkamy, ale...
- Że co?! Od kiedy?!
- Długa historia, wszystko ci wyjaśnię, ale to naprawdę ważna sprawa.
- O... no dobrze, więc przyjedźcie. A kiedy planujecie się tu pojawić?
- Jak najszybciej, to nie może czekać.
- A więc... wpadajcie nawet jutro. Tylko uprzedź mnie wcześniej, to przyjadę po was na lotnisko.
- Dobrze. Stefano naprawdę nie wiem, jak ci dziękować, ratujesz nam życie. Mam tylko jeszcze jedną prośbę...
- Wal
- Jeżeli byłaby taka możliwość, to... ja wiem, że nie dość, że się do ciebie wpraszam, to jeszcze mam wymagania, ale to nap...
- Możesz to po prostu powiedzieć!
- No więc... czy dałbyś radę skombinować dwa łóżka? Może być jedno i jakiś materac.
- Czy ja się przesłyszałem?! Osiemnastoletni chłopak ma okazję spać na jednym łóżku z dziewczyną, która mu się podoba, a on wybiera opcję "śpimy osobno"... Czy ty aby na pewno dobrze się czujesz?!
- Stefano nie każdy myśli tylko o jednym, a ta sprawa jest naprawdę ważna!
- Dobrze już dobrze... Da się zrobić. Nie wiem, co wy kombinujecie, ale mam nadzieję, że jest to legalne. Więc do zobaczenia Brachu.
- Jeszcze raz naprawdę bardzo Ci dziękuję. Postaram ci się wszystko wyjaśnić. A więc do zobaczenia.
Odkładam telefon na stół. Nie było tak źle jak przypuszczałem. Aż trudno mi uwierzyć, że tak łatwo poszło. Teraz muszę załatwić bilety na samolot... i sprawdzić, jak się ma mój budżet...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro