3. Czyli lubisz Cobena?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wracałem do domu z przewieszoną przez ramię sportową torbą, słuchając muzyki przez słuchawki. Dzisiejszy trening opierał się na doskonaleniu sylwetki i ćwiczeniach równoważnych, a wszystko odbywało się na hali pod okiem trenera klubowego. Chociaż preferowałem trening na skoczni, to wiedziałem, że inne elementy też były ważne, więc starannie przykładałem się do ćwiczeń.

Po treningu miałem jeszcze krótki wywiad dla lokalnej prasy i rozmowę ze sponsorem. Miałem nastawić się na krótką sesję zdjęciową w przyszłym tygodniu.

Zmierzałem do domu z myślą, że po południu czekała mnie jeszcze rozmowa on-line z trenerem kadry, podczas której Horngacher zapewne przedstawi nam plan wyjazdów na zgrupowania.

Zatrzymałem się na chwilę, dostrzegając pod jednym z drzew Lilli. Dziewczyna siedziała na trawie, trzymając w dłoni książkę. Dzisiaj wyglądała już lepiej niż wczoraj, ale mimo wszystko była przygaszona. Zacisnąłem usta, po czym postanowiłem do niej podejść. Chciałem z nią chwilę porozmawiać, bo do tej pory tylko się mijaliśmy.

— Cześć — odezwałem się, stając przy niej. Uniosła głowę i spojrzała na mnie, a ja uśmiechnąłem się lekko.

— Cześć — odparła nieśmiało. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie wyszło jej to i na jej twarzy zagościł grymas.

— Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać — mówiłem dalej. — Stephan jestem.

— Lilli — odpowiedziała, lustrując moją twarz. Zerknęła na książkę, po czym ponownie spojrzała na mnie.

— Widzę, że łapiesz witaminę D — zaśmiałem się, ale ona nadal pozostawała niewzruszona. Chciałem poprawić jej nastrój, jednak zupełnie mi to nie wychodziło.
— Co ciekawego czytasz? — zapytałem, starając się podtrzymać rozmowę.

Chłopiec z lasu, ale chyba rzucę tę książkę, bo nudna jak flaki z olejem — powiedziała, zerkając na okładkę.

— Po mniej więcej połowie się rozkręca. — Puściłem jej oczko, przez co spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

— Czytałeś? — zapytała, a ja przytaknąłem. — No to może dokończę, jak potem jest lepsza.

— Czyli lubisz Cobena? — Pociągnąłem dalej temat książek. Lepsze to niż niezręczna cisza.

— Po prostu lubię czytać, a czy to będzie Coben, czy ktoś inny, to nieistotne — odparła, wzruszając ramionami.

— Cały dzień zamierzasz spędzić nad książką?

— Nie, raczej nie — zaprzeczyła, cicho wzdychając. — Nie wiem, co potem będę robiła — dodała, a ja uśmiechnąłem się, gdy do głowy przyszedł mi pomysł.

— Szukam towarzystwa na wieczór. Może dołączysz do mnie? — zapytałem.
Chciałem, żeby dziewczyna przestała się zadręczać myślami, bo było widać, że nadal była bardzo przybita.

— Nie, chyba podziękuję — odparła grzecznie. — Nie mam ochoty nigdzie wychodzić wieczorem.

— No, wiesz, tak w sumie będziesz musiała zrobić tylko kilka kroków do drzwi obok — zaśmiałem się.

— Raczej nie będę dobrą towarzyszką.

— A może jednak? — ponowiłem propozycję, ale Lilli tylko pokręciła głową. — Dobra, nie naciskam. Miłego popołudnia — powiedziałem, po czym pożegnałem się z dziewczyną.

Poszedłem dalej, a Lilli została na trawie. Po przejściu kawałka drogi obejrzałem się w jej kierunku. Siedziała zamyślona, spoglądając gdzieś przed siebie. Po chwili odłożyła trzymaną w rękach książkę i zapłakała, kryjąc twarz w dłoniach. Westchnąłem głośno, wkładając ręce do kieszeni od spodenek i zwróciłem głowę przed siebie.  Byłem ciekawy, czy jej były, też rozpaczał tak, jak ona, bo dziewczyna była kłębkiem nerwów.

Szedłem, rozglądając się na boki, a po chwili uśmiechnąłem się szeroko, widząc na horyzoncie Janę. Pomachałem jej, a ona odwzajemniła gest.

— Cześć, Stephan — powiedziała, przytulając się do mnie, gdy stanęliśmy naprzeciwko siebie.
Miło było ją zobaczyć.

— Cześć, co słychać? — dopytywałem z zaciekawieniem, przyglądając się jej nowemu kolorowi włosów. Tym razem postawiła na różowy. Dziewczyna lubiła eksperymentować ze swoim wyglądem.

— Po staremu wszystko, ale jeszcze kilka dni i urlop. — Cieszyła się. — A ty? Zacząłeś już przygotowania do kolejnego sezonu?

— Pewnie, z Horngacherem nie ma przerwy — zaśmiałem się. — No dobra, skłamałem, bo będzie przerwa i już się nie mogę doczekać tych kilkunastu dni beztroski.

— Dokąd się wybierasz?

— Jeszcze nie wiem. Może zrobię jak moi rodzice i wybiorę się na jakieś last minute — odparłem, stwierdzając w myślach, że to w sumie nie był taki zły pomysł.

— Co tam u nich? — zapytała z ciekawością.

— Korzystają z wyjazdu na całego — odpowiedziałem, po czym się uśmiechnąłem. — Co robisz wieczorem? Może byś wpadła? Pogadalibyśmy.

— No, w sumie. Wpadnę. — Ucieszyłem się w duchu, że nie spędzę wieczoru samotnie.

— Dziewiętnasta? — zaproponowałem, a dziewczyna przytaknęła. — To do zobaczenia.

— Pa.

Pożegnaliśmy się i ruszyłem do domu.

*

Kilka minut po dziewiętnastej odwiedziła mnie Jana, przynosząc ze sobą pizzę i piwo. W sumie miałem ochotę na coś lżejszego i zrobiłem sałatkę, ale skoro już kupiła fast fooda, to nie chciałem narzekać. Przyniosłem talerzyki oraz otwieracz do butelek, po czym przenieśliśmy się ze wszystkim do stolika stojącego na balkonie.
Jedliśmy i piliśmy piwo, rozmawiając.

Z Janą znałem się już kilka lat. Poznaliśmy się na jednym z otwartych treningów, na który wpadła ze swoim ówczesnym chłopakiem. Od razu złapaliśmy kontakt i fajnie nam się gadało. Potem wymieniliśmy się numerami telefonów i tak nasza znajomość trwała, chociaż nigdy nie zdarzyło mi się utrzymywać bliższych znajomości z kibicami. Jana poznała nawet moich rodziców, którzy też darzyli ją sympatią. Jej po prostu nie dało się nie lubić. Była takim promyczkiem, który potrafił pokonać nawet najczarniejsze chmury.

— Słyszałam, że niezła jazda ostatnio tutaj była? — zapytała, a ja zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, o co jej chodziło. — Podobno jakaś laska pogoniła faceta, rzucając jego rzeczy przez balkon? — dodała, a ja zacisnąłem zęby.
Nie sądziłem, że ta wieść rozniesie się po całej miejscowości.

— Trochę ciszej, bo to moja sąsiadka — odparłem, przykładając palec do ust. — Drzwi od balkonu ma otwarte i może usłyszeć.

— Serio? Widziałeś ją? — dopytywała podekscytowana. Dziewczyna nigdy nie potrafiła ukryć emocji. — Jak wygląda?

— Normalnie. — Wzruszyłem ramionami. — Szczupła brunetka, mniej więcej twojego wzrostu — odparłem, na co dziewczyna przewróciła oczami, bo zapewne chciała więcej szczegółów, ale w sumie nie było o czym mówić.

— Ładna? — Jana nie dawała za wygraną. Ja kolejny raz wzruszyłem ramionami, zastanawiając się nad odpowiedzią. Brzydka nie była, ale jej wygląd pozostawiał wiele do życzenia, więc ciężko było mi to jednoznacznie określić.
— Widziałeś tę akcję? — zapytała, a ja przytaknąłem. — Zazdroszczę. — Westchnęła głęboko. Spojrzałem z niedowierzaniem, gdy to powiedziała. — U mnie nudy, a tu takie akcje. Człowiek może poczuć, że żyje.

— Jesteś nienormalna — zaśmiałem się, kręcąc głową.

— I za to mnie lubisz — odparła z zadowoleniem, puszczając mi oczko, po czym upiła łyk piwa. W sumie miała rację. Lubiłem jej beztroskie podejście do życia. W jej towarzystwie człowiek zapominał o zmartwieniach.

***

Gdy następnego dnia wyszedłem z mieszkania skoro świt, żeby kupić w piekarni świeże pieczywo, natknąłem się przed blokiem na siostrę Lilli. Kobieta wysiadła z samochodu podenerwowana.

— Cześć. — Przywitałem się z nią.

— Cześć — odparła, siląc się na uśmiech.
Niewątpliwie miały z Lilli coś wspólnego. Gdy nie miały nastroju, chociaż chciały odwzajemnić uśmiech, to wychodził im grymas.

— Coś się stało?

— Właśnie idę to sprawdzić — odparła, spoglądając w kierunku drzwi wejściowych do budynku.
— Lilli nie odbiera telefonów od wczorajszego wieczora. Widziałeś ją może wczoraj?

— Tylko koło południa — odparłem, a blondynka zacisnęła usta. — Czytała książkę, siedząc pod drzewem. Pogadałem z nią chwilę, zaproponowałem nawet wspólny wieczór, ale nie zgodziła się. — Kobieta poruszyła się niespokojnie, słysząc te słowa.

— Muszę iść — odezwała się.

— Jasne, nie zatrzymuję już dłużej — odparłem i Larisa szybkim krokiem poszła w stronę bloku, po czym weszła do środka.

Ruszyłem przed siebie, zastanawiając się nad tym, dlaczego tak panikowała. Lilli być może znowu sobie popiła i zasnęła pod wpływem alkoholu. W końcu była dorosła, więc mogła spędzać czas tak, jak się jej podobało, a że alkohol nie był najlepszym rozwiązaniem? No cóż, ludzie różnie radzą sobie z problemami. Lilli pewnie jeszcze kilka dni porozpacza,  a potem stwierdzi, że szkoda ronić łzy na byłego i zacznie układać sobie życie na nowo.

Po niecałych dziesięciu minutach doszedłem do piekarni. Wszedłem do środka i ustawiłem się w kolejce. Dwie starsze panie spojrzały na mnie, uśmiechając się w moim kierunku, co odwzajemniłem. Wielu mieszkańców mnie kojarzyło, ale na szczęście nie narzucali się, tylko traktowali normalnie.

Zwróciłem głowę w stronę szyby, słysząc sygnał jakieś uprzywilejowanego pojazdu. Po chwili z dużą prędkością przejechał wóz strażacki, a za nim samochód policyjny. Już od rana mieli ręce pełne roboty.

— Pewnie znowu jakiś wypadek. Ludzie nie potrafią jeździć — odezwała się jedna z kobiet.

W duchu przyznałem jej rację, bo w zeszłym tygodniu też był poważny wypadek. Musieli rozcinać auto, żeby wyciągnąć osoby nim podróżujące. Na szczęście obyło się bez ofiar.

W końcu nadeszła moja kolej, więc kupiłem chleb, po czym pożegnałem się z ekspedientką i ruszyłem w drogę powrotną.
Pogoda była ładna i zastanawiałem się, czy jakbym dzisiaj zaproponował Lilli spotkanie, to by się zgodziła. Chciałem jej jakoś umilić czas, bo zdaje się, że oprócz siostry nikt jej nie odwiedzał.

Gdy już prawie byłem na miejscu, przełknąłem mocno ślinę, widząc przed budynkiem wóz straży i radiowóz. Zdaje się, że wcale nie jechali do wypadku, a ja zastanawiałem się, co mogło się wydarzyć. Nie widziałem wydobywającego się dymu, więc pożar odpadał. Przed blokiem zrobiło się małe zgromadzenie. Po chwili z wnętrza budynku wyszedł policjant wraz z Larisą, która była mocno zdenerwowana.

— Nie otwiera — powiedział funkcjonariusz do strażaków.

— Dobra, rozkładamy drabinę. To ten balkon z otwartymi drzwiami? — zapytał strażak, a Larisa przytaknęła głową, by po chwili się rozpłakać.

Z wrażenia rozchyliłem usta, gdy dotarło do mnie, że służby zawiadomiła Larisa. To niemożliwe, żeby jej siostra coś sobie zrobiła. Te drzwi były otwarte od wczorajszego popołudnia. Nie widziałem, żeby dziewczyna wychodziła na balkon i w sumie nie słyszałem, żeby w ogóle była w mieszkaniu, ale do głowy mi nie przyszło, że mogłaby sobie coś zrobić.

Po chwili podszedłem do Larisy, która w napięciu czekała na to, aż strażak wejdzie do mieszkania.

— Wszystko będzie dobrze. Na pewno jest cała i zdrowa — odezwałem się, przez co kobieta na mnie spojrzała, jednak nic nie odpowiedziała.
Zapłakała cicho kolejny raz, przenosząc wzrok na balkon. Chwilę później z wnętrza mieszkania wyszedł strażak.

— Ale tu nikogo nie ma! — krzyknął, a  Larisa spojrzała w górę z niedowierzaniem.

— Co? Jak to? — dopytywała zszokowana, po czym ruszyła do bloku.

Wykorzystałem sytuację i wszedłem do budynku z Larisą. Po prostu byłem ciekawy całej tej sytuacji. Kobieta w ekspresowym tempie pokonała schody, by po chwili wpaść do mieszkania siostry przez drzwi, które otworzył strażak. Prowadzony ciekawością wszedłem za nią, po czym rozejrzałem się po wnętrzu.
Lilli chyba zupełnie odpuściła sobie dbanie nie tylko o siebie, ale i o mieszkanie, bo w środku był niezły bałagan. Sterta naczyń w zlewie, chociaż miała zmywarkę, pełno okruszków, a porozrzucane rzeczy mogłyby równie dobrze świadczyć o tym, że do mieszkania ktoś się włamał.

Larisa rozmawiała ze strażakiem i policjantem, zastanawiając się nad tym, gdzie mogła być Lilli.

— Proszę spróbować jeszcze raz do niej zadzwonić — powiedział funkcjonariusz, a kobieta wyjęła z torebki swój telefon i po wybraniu numeru przyłożyła telefon do ucha. Chwilę potem w mieszkaniu rozległ się dźwięk komórki, przez co wszyscy rozejrzeli się dookoła.

Miałem wrażenie, że urządzenie było gdzieś blisko mnie. Uniosłem leżącą na komodzie apaszkę i wtedy zobaczyłem telefon, który od razu podałem Larisie.
Kobieta rozłączyła się i wzięła komórkę do dłoni, zaciskając usta.

— Naprawdę nie wie pani, dokąd mogła pójść? — zapytał strażak, na co blondynka pokręciła głową.

— Co tu się dzieje?

Wszyscy przenieśliśmy wzrok na drzwi wejściowe, słysząc kobiecy głos.
Uniosłem brwi, widząc w progu Lilli. Dziewczyna wyglądała jak siedem nieszczęść. Była boso, a buty trzymała w dłoniach, miała pobrudzoną bluzkę oraz poobdzierane kolana i ręce. Zastanawiałem się, czy po prostu tylko się przewróciła, czy ktoś jej coś zrobił. Po chwili spojrzałem na Larisę, która aż kipiała ze złości. Patrzyła na siostrę, a jej oczy ciskały w nią gromy. Zapewne przez to, że zrobiła zamieszanie, sądząc, że Lilli mogła coś sobie zrobić w mieszkaniu. Jednak po chwili podeszła do niej i przytuliła ją mocno.

— Ktoś ci coś zrobił? — zapytała Larisa, ale Lilli nie odpowiedziała.
Było mi żal tej dziewczyny, bo od kilku dni życie nieźle dawało jej w kość, a ona ewidentnie nie radziła sobie z tym.

— Zaraz przyniosę apteczkę i opatrzę panią. Potrzebuje pani pomocy lekarskiej? — zapytał strażak, na co dziewczyna pokręciła głową.

— Chce pani złożyć na kogoś skargę?

— Ni... Nie — wydukała, a funkcjonariusz patrzył na nią, mrużąc oczy.

— Na pewno nie chce pani? — Nie dawał za wygraną, jednak Lilli zaprzeczyła ruchem głowy. W sumie nie dziwiłem się, że tak dopytywał o to, bo wygląd Lilli wskazywał, że ktoś mógł ją napaść.
— Gdyby pani zmieniła zdanie, proszę się ze mną skontaktować — powiedział policjant, podając jej swoją wizytówkę. — Im szybciej, tym lepiej — dodał, patrząc na nią wymownie. Dziewczyna przytaknęła nieśmiało, biorąc do ręki kartonik.

W tym samym czasie do mieszkania wrócił strażak. Kazał usiąść Lilli, po czym zaczął ją opatrywać. Policjant, stwierdzając, że nie ma już nic do roboty, poszedł sobie.

Spojrzałem na Larisę, która z przejęciem przyglądała się siostrze, po czym przeniosła wzrok na mnie. Dopiero wtedy ogarnąłem, że chyba powinienem sobie pójść. W ogóle nie wiedziałem, co mnie podkusiło, żeby wejść do tego mieszkania i przyglądać się temu wszystkiemu, przecież byliśmy sobie zupełnie obcy.
Uśmiechnąłem się nieśmiało do Larisy i po cichu wyszedłem z mieszkania, żeby w końcu wrócić do siebie.

Wszedłem do środka i na blacie w kuchni odłożyłem kupiony rano chleb, po czym wstawiłem w czajniku wodę na kawę.
Wsypałem do kubka łyżeczkę kawy, po czym westchnąłem głęboko i wpatrując się w blat od szafki, zacząłem się zastanawiać, co mogło przydarzyć się Lilli.

******************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro