Rozdział 22.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2

- Zjawiłem się tu, by ratować wszystkie światy, jakie istnieją i te, które przyjdą po nas, a popełniłem tak wiele błędów...

- Jesteś dla siebie niesprawiedliwy – odparła Anna i narzuciła na kolana koc.

- Nie wydaje mi się. – Pochylił głowę. Siedzieli obok siebie na kanapie z rattanu, która nadal znajdowała się na tarasie. Zapadła noc. Ciemna i cicha. Ale dla niego niespokojna. Przeżył wiele lat w dziczy i na pustkowiach. I kiedy milkły wszystkie zwierzęta, zawsze ogarniał go strach. Nie o siebie. Ale o rodzinę. I ludzi. – Pomyśl o tym, co się stało w Ogrodach...

- Nie możesz być wszędzie, Seto.

- I ta biedna dziewczyna. Jak okrutny los ją spotkał...

Anna uniosła podbródek.

- Mnie spotkał taki sam.

Spojrzeli na siebie. W tym samym czasie rozległ się przeraźliwy krzyk. Kolejny z wielu, które słyszeli wcześniej. I tylko jedno imię przecinało ciszę. John. Jooohn. Joooohnnn! JOOOOHNNNNN!!!

Anna pokręciła głową.

- Nawet w takim stanie go pragnie.

- Leo... - Urwał. - ...Marka też wspomniała. Woła Johna, bo jest jej bliski i...

- O na pewno jest jej bliski. – Przerwała mu i roześmiała się pogardliwie. – Bardziej nie mógł.

- Anno...

Nie spojrzała na niego. Za to utkwiła wzrok w spalonej kanapie, która teraz leżała pod tarasem. Seto zwalił ją tam.

- Brał ją na niej, wiesz o tym?

Zerknęła na niego. Czuł na sobie jej wzrok, ale to było ponad jego siły. Nie chciał o tym słuchać, ani widzieć rozżalonego grymasu na jej twarzy, choć Mas leżał obok nich i stale przekazywał mu obraz. Nie dlatego, że nie było do czego wracać, czy że cierpiała z tego powodu. Ale obrzydzało go to. Czyn, którego dopuścił się John wykraczał poza granice łączące męża z żoną. On sam miał wiele żon, ale nigdy nie dopuścił się zdrady z inną niebędącą jego żoną...

- Dlatego spalił tę kanapę, a meble wyrzucił z okna... - Sięgnęła po szklankę i upiła łyk ziółek zaparzonych przez jej ojca. – Teraz przynajmniej wiem, gdzie to robili. Auta też się pozbył. I te blaty w kuchni...

- Wystarczy.

Anna obróciła się do niego i przyjrzała mu się. Widział jej wyzywające spojrzenie. Nie wiedział, co się z nią działo, ale był pewien, że nie zamierzała odpuszczać. To je różniło. Ją i jego Hanę. Ona była ponad tym. Może nie na początku, ale kiedy ludzie wokół nich umierali..., zrozumiała, że nie mogą myśleć tylko o sobie.

Stała się podobna do niego. I to już nie oni byli najważniejsi i ich szczęście, a dobro wszystkich światów.

- On wolał ją, ode mnie, Seto! Kiedy spałam... w tym samym domu... nad nimi... będąc w ciąży... z jego...!

Urwała. Zakryła ręką oczy. Zastanawiał się, czy płakała, ale wątpił w to. Nie miała ku temu powodu.

Nie po tym, co zrobili.

- Przepraszam... - powiedziała.

- Jest ok – odparł.

- On... - zaczęła, po czym zerknęła za siebie, drzwi tarasowe były lekko uchylone, ale nikogo nie było w salonie - ...John... nie wie o tym, co się między nami zdarzyło – wyznała, a on pokiwał głową. - Okłamałam go.

Milczał. Po chwili Anna złapała jego ramię.

- Masz mi to za złe? Że prosiłam, byś i ty kłamał?

Westchnął i wziął głęboki wdech. Spodziewał się, że kiedyś znowu dojdzie między nimi do tej rozmowy.

- Nie.

Wypowiedział tylko to jedno słowo, ale ona wciąż czekała. Pokręcił więc głową, by miała pewność. Jej palce zaciskały się na jego ramieniu. Była wzburzona. Zastanawiał się, czy to wina jej siostry? Do tej pory jakoś sobie radziła... Jakoś. Ale kiedy zjawił się jej ojciec i pod wpływem jego medykamentów John się ocknął na moment i dowiedział się o Aurorze...

Wystarczyło, że wymówił jej imię. Nic więcej. Ucieszył się, że żyje. Ale on wiedział, że to jedno słowo i jego uśmiech, zmienią wszystko. Stał z tyłu i przyglądał się rozmowie Johna z Cichym. Anna siedziała przy nim. I znowu ujrzał to chłodne spojrzenie. Dystans emanujący z niej niczym promienie słońca odbijające się od księżyca tam, w tamtym niszczycielskim świecie. Ich tymczasowym domu. I wtedy ten blask niósł mu nadzieję. Łapał się go w najtrudniejszych chwilach. Ale tutaj nie wróżył niczego dobrego...

Wystarczyło, że John powiedział jedno słowo. Jedno jedyne. Aurora? Zapytał, nie wierząc, że naprawdę się odnalazła. I więcej nie musiał mówić. Uśmiechnął się. Łzy naszły mu do oczu. Naprawdę podzielał radość jej ojca.

Ale choć ona była jej siostrą, Anna nie łączyła się z nimi w tej dodającej otuchy chwili.

Było wręcz przeciwnie.

Ujął jej dłoń.

- Kocham cię, Anno – powiedział. – Zrobiłbym wszystko dla ciebie. Nie tylko to. Wiesz o tym.

- Ja też cię kocham...

Uścisnęła jego palce.

- Ale nie tylko mnie. Jego też kochasz – odparł i spojrzał na nią. Anna pokręciła lekko głową. To nie było zaprzeczenie, raczej... niedowierzanie. Nie chciała się przyznać, że coś czuje, kiedy jej mąż wspomina imię innej. Tej drugiej. Kochanki. To było dla niej za dużo. Uwierało jej dumę i raniło, prosto w serce. – O tak, kochasz go. Nasza miłość jest stabilna i pewna od setek lat, ale on... Kochasz go tak, jak wiele lat temu kochała mnie Hana, kiedy pierwszy raz ją ujrzałem.

- Nigdy nie mówiłam, że jest inaczej...

- Jesteś rozdarta pomiędzy nami, ale wybrałaś jego. – Obrócił do niej twarz, ale ona spuściła wzrok. – Ciągnie cię do niego. Do tej niepewnej, impulsywnej i szalonej miłości. A ja nie zamierzam z nim rywalizować.

- Seto...

Objął jej policzki i nakierował na siebie jej twarz.

- Nie zamierzam, bo już cię miałem. Matka obdarowała mnie największym darem, o jakim nawet nie przyszło mi marzyć. Szczęśliwym życiem małżeńskim, u twego boku. – Uśmiechnął się. – Ale jestem stary. Bardzo stary. Wystarczająco już widziałem i przeżyłem. Teraz kolej na niego. Na was. – Zabrał ręce i odchylił się, opierając plecy o ścianę. – Może nawet w tym świecie.

- Mówisz tak, jakbyś się żegnał...

- Może to robię? – Uśmiechnął się szeroko. Nie widział jej reakcji. Mas zamknął oczy i drzemał, cicho posapując. Ucieszyło go to. Tak było lepiej. – Każdy zasługuje na tak długie życie, jakie wiodłem ja. Ale niestety dano je tylko mi. Może i było miejscami smutne i bolesne... - Urwał na moment. – Ale też bardzo szczęśliwe. Szczególnie, kiedy spotkałem ciebie. Pokochałem cię od pierwszej chwili, kiedy ujrzałem cię na tym moście...

- Seto, proszę cię...

Wzruszyła się. Słyszał to w jej głosie.

- Odnalazłaś mnie, Hano. – Znowu ujął jej dłoń i obrócił do niej twarz. – A ja przysięgłem ci, że kiedyś odnajdę ciebie. I dopełnię danego słowa.

Rozległy się kaszlnięcia. Oboje spojrzeli za siebie. Seja leżał na materacu, w miejscu, gdzie kiedyś stała kanapa. Szyję miał zabandażowaną. Jego tors pokrywały jaskrawozielone liście, ze szpiczastymi ogonkami. W kominku trzaskały drewienka, a po salonie unosił się słodki zapach. Medycyna Cichego. Zastanawiał się, czy tajniki zielarstwa, które znał Cichy, były podobne do tych, które praktykowała jego Nandine? Nie znał zielarki lepszej od niej. I żony, bardziej wyrozumiałem i cierpliwej od innych.

- Seja... przypomina mi go trochę.

- Johna?

- Tak – odparł i uśmiechnął się. – Pamiętam dni, kiedy się poznawaliście i te późniejsze, kiedy zajmował miejsce, które początkowo było mi dane.

- Seto... - Pokręciła głową. – Proszę cię, nie wracajmy do tych dni. I do tego, co zrobił Seja. Wybaczyłam mu.

Pokiwał głową, ale nie zrobił tego pewnie. Znał prawdę. Przeczuwał ją od bardzo dawna. Oboje spodziewali się, że to może nadejść.

- Ale on nadal nie wybaczył sobie, Anno. – Spojrzał na nią. – Matka pozwoliła mu żyć, choć... on dobrze wie, że kiedyś go odtrąciła. Nie zależy mu na jej zdaniu. Ani na jej potrzebach. Tylko...

- ...na Mirian – weszła mu w słowo. – Wiem.

Spojrzeli na siebie i nagle Anna stęknęła. Złapała się za brzuch.

- W porządku? – zapytał ją od razu.

- Chyba tak... - Objęła brzuszek rękoma. – Mały jest niespokojny. Sporo przeszliśmy dzisiaj.

- Powinnaś się położyć.

- Tak zrobię. – Wzdrygnęła się, a Seto od razu podał jej rękę i pomógł jej wstać. – Pójdę do niego. Do... Johna.

Skinął. Kiedy podeszła do drzwi, zapytał jednak:

- Wyznasz mu prawdę? O nas? – Obrócił się. Mas od razu otworzył oczy i ujrzał tył jej głowy. Zaciskała palce na drzwiach. – O tym, co się wydarzyło między nami, kiedy nie byliście razem?

Spojrzała na niego.

- A chcesz, bym to zrobiła?

Przez moment tylko patrzyli na siebie. W ciszy.

- Nie – odparł i pokręcił głową. – Nie chciałbym tego. Uważam to... za zbyteczne.

Uśmiechnęła się.

- Więc... znowu mamy podobne zdanie - odpowiedziała, po czym wzruszyła ramionami. - On już wie, że był inny. Skłamałam jedynie, że to ty nim nie byłeś.

- I wydaje mi się, że ten fakt... był najistotniejszy dla niego. – Pokręcił głową. – Powiesz mu kiedyś?

Anna milczała. Przerzuciła wzrok na spaloną kanapę. Znowu. Po czym spojrzała na niego.

- Nie. I właśnie dlatego skłamałam i o to samo prosiłam ciebie. – Uniosła podbródek, a jej twarz przybrała surowy wyraz. – Nie chcę, by przeżywał to samo, co ja. Wystarczy, że mnie spotkały te męczarnie i prześladują mnie każdego kolejnego dnia. Wolałabym... nie wiedzieć, że... to była ona i że robili to... - przerzuciła wzrok znowu na kanapę - ...tutaj, w tym domu, w naszym domu, na tych meblach, które wręcz rytualnie poniszczył! Dla kogo to zrobił?! Dla mnie, czy dla siebie?!

Seto pokiwał głową.

- I nie wyobrażam sobie, że musiałby przechodzić przez to samo. Nie jestem aż tak okrutna. Nawet po tym, co mi uczynił... - Zacisnęła dłonie w pięści. – Nie chciałabym, by myślał o nas i... wyobrażał sobie te dni i noce, które spędzałam w twoich ramionach... naga... bezbronna i... zakochana...

Spojrzeli na siebie.

- A... żałujesz?

- Tych dwóch miesięcy z tobą?

Nie odpowiedział.

- Nie, nie żałuję. – Złapała powietrze i dotknęła brzucha. Oddychała gwałtowniej. – Oboje wiedzieliśmy, że to nie było na zawsze.

- Tak było – odparł i pochylił głowę.

- Ale gdyby można było cofnąć czas... - powiedziała po chwili, a on od razu podniósł na nią wzrok - ...zrobiłabym dokładnie to samo. I nie dlatego, że John mnie zdradził. Nie dlatego.

Na moment oboje zamarli. Tylko pomlaskiwanie Masa i szum fal, przerywały ich rozmowę. Być może ostatnią, tak intymną.

Pokiwał głową, a ona szybko pokręciła swoją na boki i podbiegła do niego. Objęła jego szorstki policzek.

– Nie żałuję, Seto. Naprawdę nie. – Uśmiechnęła się, a w jej oczach dostrzegł łzy. – Jakbym mogła żałować?

Patrzyli na siebie i milczeli. I był pewien, że oboje widzieli to samo. Te cudowne poranki razem, kiedy leżeli obok siebie i rozmawiali do późnego południa. Upalne wieczory, kiedy spacerowali trzymając się za ręce. Beztrosko. Tak jakby nic innego nie było. Tylko oni. Świat, w którym czaił się Mord nie istniał. Byli sami. Zakochani. Szczęśliwi, roześmiani i spokojni. I oboje pragnęli, by te chwile trwały już do końca ich dni. Pełne czułości, dotyku. Słuchania i zwyczajnego patrzenia. Obserwowania prostych czynności. Uczestniczenia w nich. Przygotowywania śniadań, tańczenia w rytm szeptu wiatru, wylegiwania się w ogrodzie pełnym pomarańczy, pocałunków bez końca, zasypiania razem ze słońcem i budzenia się ze śpiewem ptaków, kochania się całymi nocami, i szeptów wypełniających ciszę, jego, że ona zawsze była jedyną, a jej, że to nie z powodu tego, co zrobił John, to nie dlatego i że zawsze będzie jego żoną, a on jej mężem, aż po kres ich życia i dalej, w tym, czy innym świecie...

Ale...

On nadal tam był. Ten cień. Mord. I nie tylko on.

Bo był jeszcze on. Jej prawowity mąż w tym świecie.

I oboje wiedzieli, że to nie może trwać dłużej. Jej brzuch rósł. Tak samo jak groza, która niósł Mord. I podjęli decyzję. To, co wydarzyło się między nimi i miejsce, do którego się udali na zawsze pozostanie ich tajemnicą. Zabiorą ją do grobu. Oboje. Niezależnie, gdzie spoczną.

W tym, czy tamtym świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro