Rozdział 23 3. i 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3

Cichy wyszedł na zewnątrz. SAAB w końcu odjechał spod domku nad jeziorem. Dowiedział się od Seto, że John kazał chłopakowi wyjechać z miasta i gdzieś się przyczaić. Nie chciał go narażać. I tak już wystarczająco ryzykował.

Ale zanim wyjechał, widział, jak młodzieniec, Seto i Finn rozmawiali. We trójkę. Z dala od obecnych. To wyglądało, jakby się na coś umawiali. I Greg dałby wszystko, żeby się dowiedzieć, na co. Ale niestety nie posiadał doskonałego słuchu, jak Seto. Nie umiał też czytać z ruchu warg.

Młodzieniec wydawał się podekscytowany. Co kilka minut podskakiwał, wyrzucał ręce w powietrze i przebierał nogami. To wyglądało przekomicznie na tle jak zawsze opanowanego Seto i nieco zbyt sztywnego Finna. Ale tak było.

Zastanawiał się, co zamierzali. Może omawiali jakiś nowy plan pokonania Morda? Albo zastawienia pułapki?

Ale czemu robili to we trójkę? Bez jego, czy Johna? Za to z obcym chłopakiem, który do niedawna był jedynie kimś na posyłki? Tego Greg zupełnie nie rozumiał. Wiedział jedynie, że on nie został zaproszony do tego kręgu wtajemniczonych.

Znowu.

Kiedy skończyli, a chłopak odjechał, Finn i Seto jeszcze przez chwilę rozmawiali w cztery oczy. Ale tym razem już nikt nie wiwatował. I miny także mieli nietęgie. Cokolwiek ich zajmowało, to nie mogło być nic dobrego.

Tego był pewien.

Postanowił odczekać kilka godzin i pomówić z Seto. Choć miał świadomość, że ten nie pisnąłby słówka, nawet gdyby piłowano mu rękę. Jedyne czego się dowiedział od niego, to że nadeszła pora na pewne – jak to ujął Seto – niecodzienne zmiany. A mianowicie, Seto postanowił zamieszkać znowu w domku Johna. Do tej pory noce spędzał w lesie. Najwidoczniej nie chciał wprawiać Anny w zakłopotanie. Finna także. A w związku z tym żaden dom ani dach, pod którym mógłby zasnąć, nie były dla niego odpowiednie. Wybrał nocleg pod gołym niebem. Ale nagle, po rozmowie z Finnem, zmienił zdanie.

Greg początkowo tłumaczył to sobie tym, że skoro Anna, John i Krisi przenieśli się do domku nad jeziorem, to miał drogę wolną i mógł wrócić... Ale wkrótce okazało się, że nie do końca tylko o to mogło mu chodzić. Seto spędzał bowiem niemal każdą wolną chwilę przy Aurorze. Czuwał przy niej, jak wcześniej robił to John. Nawet nocował na podłodze, przy jej łóżku.

Cichy nie oponował takiemu rozwiązaniu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Seto nie był zwyczajnym człowiekiem. Jego dotyk potrafił więcej. Powierzenie mu córki było najlepszym rozwiązaniem.

Ale... wciąż nie znał odpowiedzi na pytanie: czemu Seto się na to zdecydował?


□□□

Ten wieczór nie należał do udanych. I Cichy coraz bardziej zastanawiał się, czy przeczekanie będzie odpowiednim rozwiązaniem. Ścierały się tutaj silne jednostki. Wrzucone na tę samą lokację mogły przysporzyć więcej złego, niż to konieczne. Zarówno Seto, John, Anna i Finn należeli do osób pewnych siebie, niezależnych i przyzwyczajonych do prowadzenia.

Choć Seto jako pierwszy wycofał się z konkurowania o rządzenie. Uznawano go za Boga i wielbiono jak jego, ale on nigdy nie stawiał siebie na piedestale.

Przewodził. To prawda. Ale nie dlatego, że chciał, tylko dlatego, że Matka zesłała go na tę właśnie drogę. Jednak tutaj mógł usunąć się w cień. A przynajmniej... próbował to zrobić.

Siedząc przy stole, razem ze wszystkimi obecnymi, czyli Anną, Johnem, Finnem, Seto i małą Krisi, Cichy zdał sobie sprawę, że widzi więcej, niż by chciał. Klocki same się układały. A domek nad jeziorem nie miał tak szczelnych ścian, jak początkowo sądził.

Usłyszał ich rozmowę. Jedynie szczątkową. Ale jednak. Wpierw jednak zauważył pewien dość znaczący i powtarzalny wzór. Gdziekolwiek była Anna, w tym samym kierunku obracało się całe ciało Seto. Jeśli podnosiła się od stołu, jego podbródek się unosił. A kiedy opuszczała pomieszczenie, on szedł za nią.

Nie miał pojęcia, czy John też to widział. Być może nie. Zajmował się Krisi. A może ona i on uznali, że powinni obdarzyć się większym zaufaniem?

Greg nie miał pewności, czy była to słuszna decyzja.

Bowiem usłyszał część ich rozmowy. Takiej, która na pewno nie była przeznaczona dla uszu innych osób.

- Co oznaczają te chmury? – zapytała Anna, kiedy wyszli przed dom. – Jest ciemno, jakby zapadał wieczór i to nawet w ciągu dnia.

- Nie jestem pewien – odparł Seto. Stał obok niej. Jak ochroniarz, albo rycerz, choć lśniącej zbroi mu brakowało.

Greg znajdował się w piwniczce. Przy oknie pokrytym kurzem i pajęczynami. Przyszedł po przetwory, które zostawił tutaj poprzedni właściciel. Zmarło mu się przedwcześnie. Domek był w opłakanym stanie. Nikt go nie chciał. Potrzebował solidnego remontu. Do tego woda wdzierała się przez garaż, podtapiała fundamenty, ale dla nich to było idealnie schronienie.

Póki co.

- Ale coś przeczuwasz?

Seto skinął, ale nie odpowiedział. Anna zeszła niżej. Seto podążył za nią. Teraz Greg widział ich idealnie. Stali blisko siebie. Nad nim, w salonie rozległy się śmiechy. Słychać było śpiew. Zapewne Krisi. Greg nie słyszał, co mówiła Anna, ale patrzyła prosto w twarz Seto. Jego oczy znowu zdobiła chustka i ta sama kokardka.

- ... nie chcę.

Tak skończyło się jej zdanie. Greg nie miał pojęcia, czego nie chciała. Ale słuchał dalej.

- Anno, wiesz, że tej prośby nie mogę spełnić.

- Dlaczego?

Czekała na jego odpowiedź. Ale nim zdążył to zrobić, ona złapała jego dłoń. Wzdrygnął się, ale nie cofnął. Stali tak, trzymając się za ręce, pod dywanem uszytym z ciemnych chmur i od czasu do czasu widocznych gwiazd.

- Nie możesz mieć nas obu, Anno – powiedział Seto, a Greg zastygł. Wytężył słuch.

- Czemu? – zapytała. – Ty miałeś kilka żon.

- Ale nie tutaj i... nie tak. I oboje wiemy, jak to się skończyło. – Patrzyli na siebie, a chwila trwała dalej. Wiatr rozwiewał jej włosy. Poruszał jego kokardkę. A oni dalej tylko wpatrywali się w siebie. Greg nie miał pojęcia, co widział Seto. Przecież był ślepy, ale jego twarz była zwrócona prosto na nią. W dodatku pochylona. Jakby wiedział, gdzie dokładnie się znajdowała. - Poza tym, John nigdy nie przystałby na takie rozwiązanie. W jego naturze nie leży dzielenie się.

- Więc... to nie jest na stałe?

- Nie, to jest tylko na teraz.

- Póki nie pokonacie Morda...

- Tak.

Patrzyli na siebie. Przez chwilę milczeli.

- Mam nadzieję, że jeszcze zmienisz zdanie – powiedziała w końcu Anna. – John wie... o mojej propozycji.

Seto skinął.

- Rozumiem – odparł. – Ale nie zmienię zdania.

- A gdyby to John cię o to poprosił?

Seto odwrócił głowę i spojrzał na korony drzew. Greg także powiódł tam wzrokiem. To był piękny widok. Księżyc wznosił się wysoko, ale jego światło wydawało się słabsze. Walczył, by przebić się między chmurami. Czymkolwiek one były. Wspinał się coraz wyżej i lada moment miał zawisnąć nad nimi.

I już nawet wysokie korony drzew nie stanowiłyby dla niego wyzwania.

- On już to zrobił – odparł spokojnie Seto. - I usłyszał ode mnie tę samą odpowiedź.

Wysunął dłoń z jej ręki i odszedł w kierunku lasu. Greg myślał, że to koniec, ale nie, Anna krzyknęła: poczekaj! I pobiegła za nim. Seto natychmiast przystanął. Ujęła jego ramię. A on znowu nie zaprotestował. I razem ruszyli przed siebie, przytuleni, aż zniknęli między drzewami.

Wrócił na górę i ku swojemu zdziwieniu, spostrzegł Johna, który stał przy oknie. Patrzył w jeden punkt, co kilka sekund przesuwając wzrok. I Greg był pewien, że ich widział, a teraz obserwował. Ale kiedy spodziewał się najgorszego, John odpuścił. Wrócił na swoje miejsce, jakby nigdy nic, wziął córkę na kolana i zaangażował się w rozmowę z Finnem.

A rozmawiali o wszystkim. O dobrych i złych chwilach. Wspominali czasy sprzed dwudziestu lat, kiedy razem służyli w wojsku. Śmiali się, żartowali, a nawet bawili jedzeniem, co najbardziej ucieszyło małą Krisi. Widelce służyły im za katapulty, a podpiekane małe marchewki za amunicję do niej. Strzelali w prześcieradło zawieszone pomiędzy dwoma krzesłami.

Greg nie odrywał oczu od Johna. Ale choć bardzo starał się dostrzec choć cień niepokoju – nie widział niczego takiego. John wręcz emanował spokojem i radością. Poświęcał całą swoją uwagę córce. Jakby nic więcej się nie liczyło. Jakby nie widział, żony i jej... drugiego męża razem.

A po upływie więcej niż godziny, oni wrócili. Razem. John posłał jej spojrzenie. Zagadkowe. Greg nie potrafił odgadnąć, co niosło ze sobą. Zazdrość? Niepokój? Troskę? Niepewność? Czy może jednak... zaufanie? A kiedy jej i jego oczy się spotkały, uśmiechnął się do niej i zaprosił ją gestem ręki do siebie.

Usiedli przy stole. Anna przytuliła się do ramienia Johna. Cmoknęli się w usta. Czule, bez pośpiechu. I przez krótką chwilę byli niedostępni dla świata. Pochylili głowy ku sobie i rozmawiali szeptem. Jak prawdziwi kochankowie, a może nawet małżonkowie, jakimi przecież byli. John kiwał głową, słuchając jej. A potem... wrócili do wcześniejszych zajęć. Jakby nigdy nic. Tak po prostu. Anna zajęła się rozmową z małą Krisi, John znowu dyskutował z Finnem, a Seto zaparł podbródek na splecionych rękach i zdawać się mogło, że zasnął nad skórkami obranej pomarańczy i talerzem wypełnionym po brzegi gulaszem. Nikt się nie kłócił. Nikt nie miał pretensji. Obyło się bez podejrzliwych spojrzeń. Zapanowała wręcz sielankowa atmosfera.

A Greg nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ta trójka – Anna, John i Seto – uzgodnili wspólnie rozwiązanie, które zakopało ich spór. Ale jakie ono było? I czy to Anna... była jego kluczowym elementem?

I im dłużej o tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że dwaj najwięksi tego i innych światów, podobni z wyglądu, ale różni z charakteru, będący niemal jedną i tą samą osobą – dobili targu, którego przedmiotem i najcenniejszym trofeum była jego córka.

Anna.


4

- Wiesz może coś o... Annie i... Seto? – zapytał Finna, kiedy zostali znowu sami. Niemal sami. Seto udał się na piętro, do Aurory, a Seja nadal nieprzytomny leżał w salonie. Zostało im czekać, aż się ocknie.

- Co masz na myśli?

- Zachowują się dość dziwnie – odparł Greg i podał mu dwa kolejne talerze. Finn wycierał je na sucho i odkładał na starannie ułożoną kupkę do reszty naczyń. – Cała trójka. Ona, Seto i nawet John.

Finn wzruszył ramionami.

- Za nimi nie nadążysz.

- Ale...

- Przestań – powiedział stanowczo Finn i uniósł rękę, na wysokość twarzy. To znaczyło STOP. I koniec tematu.

- Czemu?

- Latami zajmowałem się sprawami Johna. I zaufaj mi, lepiej się w to nie mieszać.

- Ale to moja córka.

- I co z tego? – Spojrzał na niego. – Naprawdę chcesz wchodzić między nich?

- Ale mam wrażenie, że oni się na coś umówili! Może nawet na... trójkąt, do diabła!

Finn roześmiał się.

- Nawet jeśli, to co? Zamierzasz wejść im do łóżka i przeszkodzić?! – Finn parsknął śmiechem. – To dorośli ludzie! A Anna nie jest głupia! Wie, co robi! I lepiej trzymajmy się od tego z daleka!

- Ale...

- Słuchaj, powiem ci wprost. Jak sobie pościelą, tak się wyśpią. – Cisnął ścierką na blat. – I nie wracajmy do tego.

Finn wyszedł z kuchni, a Greg został sam. Pochylił się nad brudnym zlewem. Zostało jeszcze sporo garnków. To była prawdziwa wieczerza. Zapach pieczonego świniaka nadal rozchodził się po kątach. Wszyscy najedli się do syta i napełnili brzuchy. Nie zabrakło nawet sałatek, dla tych ubóstwiających bardziej zielone potrawy, owoców, ciasta czekoladowego oraz trunków.

Ucztowali tak, jakby jutro miało nie nadejść!

Skończył sprzątanie. Samotnie. Finn nie wrócił. Zapewne udał się do pokoju. Miewał swoje nastroje. Już nieraz to widział i godził się na to. W związku lepiej jest akceptować pewne nawet najbardziej dziwne... zachowania drugiej połówki.

Jego marynarka wisiała na krześle. Szara i na pewno nieprzyzwoicie droga. Finn lubił markowe ciuchy. Ale... Greg spostrzegł plamkę na rękawie. Może po winie? Szybko zamoczył materiał, ale na niewiele się to zdało. I gdyby w mieście nie zapanowała atmosfera paniki, z samego rana oddałby ubranie do pralni.

Ale było jak było.

Zaczął przeszukiwać jego kieszenie. Postanowił je opróżnić i wrzucić marynarkę do pralki. Cóż więcej mógł zrobić? Ustawi program na delikatne pranie. Może puści w 30 stopniach...

I wtedy to znalazł. Paragon. Z dnia poprzedniego. Od jubilera i to na dość wysoką kwotę. A do niego przyczepiony spinaczem liścik, z krótkim dopiskiem: dla Johna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro