Rozdział 6.2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

John leżał na ziemi w kałuży krwi. Oberwał prosto w prawe ramię i część szyi. Nie wiedział, czemu to zrobił. Ale zrobił to. Zasłonił Finna własnym ciałem.

Upadł. Cichy klęknął przy nim.

Anna też. Czuł jej silne ręce. Dociskała dłońmi jego szyję. Nie miał pojęcia, gdzie był wtedy Seto. Rozegrało się prawdziwe zamieszanie. Dzieci płakały i krzyczały. Aurora i starsze rodzeństwo pocieszali ich i próbowali odciągnąć do domu. Do'ki i pies ojca Anny ujadali. Mas warczał i wydawał odgłosy nie z tej ziemi. Ale faktycznie, nie pochodził z tego świata.

Słyszał jak Mark sprzeczał się z Seto. Więc tam był. Kłócili się.

Ale gdzie był Finn? I Charles? Nie widział ich, ani nie słyszał. Ale miał nadzieję, że obaj są cali i że Finnowi nic nie zagraża.

Tylko to się liczyło.

Przymknął oczy. Anna pochyliła się nad nim. To musiała być ona. Pozna jej zapach i dotyk wszędzie. Nawet na końcu tego świata, czy jakiegokolwiek innego.

Ponownie rozchylił powieki. Wyciągnął ocalałe ramię i ujął jej policzek.

- Kocham cię, Anna...

- John, nic nie mów! – powiedziała.

- Śrut ominął tętnicę. Przeszył go na wylot. Ale muszę wyciągnąć go z jego ramienia – powiedział Cichy. – Nie możemy go zabrać do szpitala.

- Będę cię kochał nawet jeśli... Nawet wtedy. - Uśmiechnął się do niej. Zastygła. W jej oczach pojawiły się dziwne błyski. Czyżby się wzruszyła? – Pójdę za tobą na koniec tego i każdego innego świata. Nawet jeśli nie będziesz mnie chciała.

- John...

Złapał ją za rękę.

- Nigdy nie będę z inną. Meridith była miłością pierwszej połowy mojego życia. Ty jesteś drugiej. Więcej nie mam. I chyba tyle wystarczy. To i tak aż nazbyt wiele szczęścia, jak na jedno ludzkie... życie.

Cichy w milczeniu oglądał jego ramię. Polał je czymś szczypiącym, ale John nie czuł tego, tak jak kiedyś. Za młodu. W wojsku. Owinął go czymś. Ale John nie spuszczał wzroku z twarzy Anny.

- Musimy go przenieść do domu – powiedział Cichy.

- Możesz z nim zostać, jeśli taka jest twoja wola – mówił dalej. Anna trzymała go za rękę. – Albo z nim odejść. Niezależnie co postanowisz, pójdę za tobą.

Seto stanął nad nimi. Widział końcówki jego szpakowatych włosów. Anna spojrzała na niego.

- John... - wymamrotała i pociągnęła nosem. Seto trzymał głowę nisko, zwróconą w jej kierunku. Był świadkiem tej rozmowy. Tak samo, jak jej ojciec.

- Kocham cię. I wiem, że i ty mnie kochasz. – John przełknął ślinę i złapał oddech. – On może nazywać cię Haną. I nawet legendy mogą głosić, że jesteście sobie pisani. Ale nie jesteś nią. Jesteś moją Anną. To mnie kochałaś. Mojego dziecka się spodziewałaś. – Zacisnął szczęki, bo mimowolnie zaczęły mu drgać. – Przypomnę ci o nas. O naszej miłości. Ten świat nie jest gorszy od jego świata.

Seto stał nieruchomo. Tylko on tak potrafił. Zastygać, jakby w miejscu padł trupem. Nagle jednak uniósł głowę i rozejrzał się.

Zacmokał. Mas doskoczył do niego.

Anna poderwała się.

- Seto?! – zawołała, kiedy się obrócił. Nakierował na nią twarz. – Chyba nie zamierzasz teraz odejść?!

- Hano... - zaczął i urwał. Pokręcił głową. – Twój ojciec miał rację. Nie wolno mi ingerować. To nie mój świat.

- A co z nami?!

- Odnajdę cię. Ale nie tutaj.

- Nie tutaj?!

- Należysz do Johna. Miał rację od samego początku.

- Nie myślisz tak!

- Nieważne, co myślę. – Uniósł rękę. Mas dopadł do niej od razu. – Zrobiłem, co do mnie należało. A nawet o wiele więcej, niż ode mnie oczekiwano.

Cichy podniósł się i podszedł do niego.

- A co z tym światem?

- Morda tu nie ma – odparł Seto. – Jest w świecie klepsydry.

- Ale skoro Anna i John nie będą mieli córki...

- Będą ją mieli – odparł Seto. Powoli wypuścił przez usta powietrze. – Anna jest brzemienna.

Anna aż pisnęła z wrażenia. Cichy otarł powieki. A John zamarł. Patrzył raz na nią, a raz na Seto. Chciał wiedzieć. Musiał to wiedzieć!

Seto obrócił się do niego.

„Nie posiadłem jej. Chciałem, ale słowo to słowo."

„Więc...?"

„Anna nosi pod sercem twoje dziecko."

„Ale sam powiedziałeś, że... przecież wszystko stracone..."

„Nie wiem, czy tak jest faktycznie. Straciłeś córkę, ale kto wie, co postanowiła Matka. Moje pojawienie się też nie było zaplanowane."

„I odejdziesz?"

„Tak. Czeka na mnie Wielka Wojna, Johnie Charmer."

„A Seja? Pomoże ci?"

„Mam taką nadzieję."

„Nie... rozumiem..."

Ale Seto poderwał się i obrócił w kierunku wyjścia z lasu.

„Poczekaj. Czemu... zmieniłeś zdanie?! Chciałeś Finna, i Annę, moją Annę, a teraz..."

Seto przystanął.

„Ponieważ jesteś mną. A ja tobą. A nas dwóch w jednym świecie, to o jednego za wiele."

„Ale czemu teraz?!"

Obrócił do niego głowę.

„Miałem kiedyś przyjaciela." Złapał za różową kokardkę i potarł ją między palcami. „Kochałem go, jak brata. Taką samą miłością, jaką ty darzysz dzisiaj Finna. Myślałem, że... wszystko przepadło. Wpadł w ręce Morda."

„Mówisz teraz o Finnie?!"

Skinął.

„Mord przez niego przemawia. Nie przez cały czas. Ale torturowali go tak długo, aż stał się im posłuszny."

„Próbował mnie dzisiaj zabić."

„A ty mimo wszystko go osłoniłeś. Własnym ciałem."

„No tak, przecież... to Finn."

Seto wyprostował się.

„I on nadal tam jest. Dlatego go uratowałem. I ty też o tym wiesz. Ale musisz na niego uważać i pamiętać, że Mord włożył wiele starań, by mieć go po swojej stronie."

„Nie oddam mu Finna!"

„Wiem, że nie. Ale on wróci po niego."

„Skąd wiesz?!"

„Mord ma niewiele rzeczy, które go zadowalają. Ludzkie... mięso i cielesne przyjemności są jednymi z nich. I być może nawet jedynymi. Nie będzie w stanie z tego zrezygnować. Upatrzył go sobie."

„To dlatego chciałeś mieć go przy sobie..."

„Tak." Obrócił twarz w stronę Anny. Stała obok i z niezrozumieniem na twarzy przyglądała im się. Nie słyszała, co mówili przecież. Może nawet nie wiedziała, że rozmawiali. „Ale zrobiłem więcej złego, niż dobrego."

„A Anna?"

„Zrozumie."

„Jesteś pewien?"

Seto pokręcił głową.

„Nigdy nie byłem." Uniósł rękę i machnął w kierunku Johna. „Trzymaj się Cichego. Ray miał rację. Jego ojciec... jest kluczem tej historii."

John zasępił się.

„Ale... masz na myśli jego przybranego ojca, czy rodzonego?!"

Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Seto obrócił się do Anny. Ujął jej rękę, po czym opadł przed nią na oba kolana. Anna ujęła jego głowę, a on wtulił ją w jej brzuch.

- Następnym razem, Hano – powiedział.

- Nie – odparła, z oczu lały się jej łzy.

- Odnajdę cię. Przysięgam. – Poderwał się i stanął przed nią. Złapał ją za ręce. – Choćbym miał skonać, próbując.

- Już mnie odnalazłeś.

- Nie tutaj.

Pokręcił głową.

- Leo zadba o wasze bezpieczeństwo. Wiesz o tym. Zawsze tak było.

- Nie... - odparła i tym razem to ona pokręciła głową.

- Zobaczymy się w innym świecie.

Puścił jej dłonie i cofnął się. Mas dopadł do jego nóg. Seto położył rękę na jego karku, a drugą wyciągnął przed siebie. John nie wiedział, co dokładnie się działo, ale znowu ujrzał czerwone robaczki. Wygrzebały się spod ziemi. Ruszały odwłokami i wiwatowały, jak raki szczypcami.

- Nie! – krzyknęła Anna.

John zaparł się na zdrowej ręce. Seto przesuwał dłoń w powietrzu, z gracją. Poruszał wargami. I nagle, nim się zorientował, po prostu zniknął. Razem z Masem.

Dzieci westchnęły w zdumieniu, a Cichy pokręcił głową. John spojrzał na Annę. Załkała i upadła na kolana. Schowała twarz w dłoniach. Podszedł do niej Mark.

- Tak jest lepiej, Anno.

- Nie jest...

- To nie jego świat...

- Ale czemu to zawsze on musi się poświęcać! – krzyknęła i rzuciła mu wrogie spojrzenie. – Czemu?!

Mark na moment zamilknął, po czym powiedział:

- Bo jest bogiem, Anno. Oboje o tym wiemy. Taka jest jego rola we wszystkich światach. Od zarania dziejów. – Skinął z powagą. – I takie zadanie dała mu Matka.

- Nienawidzę jej! Nie cierpię jej za to!

Mark pochylił głowę. Spojrzał za siebie i nagle John zdał sobie sprawę, że oparty o płot siedział Finn. Ściskał kurczowo kolana i płakał. Charles klękał przy nim.

Poczuł ulgę. Większą, niż mógł przypuszczać.

Finn był cały. Nie miało znaczenia, że Mord go zmanipulował.

Finn żył.

- Jeszcze się spotkacie... - zaczął Mark, ale Anna mu przerwała.

- Kiedy?!

Wzruszył ramionami.

- Na końcu? – Wybałuszył wargi i zarzucił na ramię strzelbę. – Nie wiem, ale wiem, że tylko on jest w stanie pokonać Morda. A do tego czasu, to ja zadbam o twoje bezpieczeństwo. Tak, jak robiłem to w tamtym świecie. I jeśli się zjawią, a zjawią się na pewno, spotka ich niemiłe zaskoczenie.

John ściągnął brwi.

W tamtym świecie? Mark pochodził ze świata Seto? Przecież... Urwał myśl. Czyżby od początku to zaplanowali? Seto przysłał go, by chronił Annę? A on... związał się z Finnem? To też było częścią planu?

- Wiesz, że go kochałam – odparła Anna. Podniosła się i otarła ręką oczy. – I nadal go kocham.

- Kochasz ich obu, dlatego tak cię to wkurwia. – Pstryknął czubek jej nosa palcem. – Oni są identyczni. A Seto właśnie ułatwił ci wybór.

Pokręciła głową, a John odwrócił swoją. Nie chciał dłużej słuchać wyznań Anny. A tym bardziej tego, że kochała innego.

To było zbyt wiele.

Mark kucnął przy nim.

- I co tam, panie Charmer?

- Zawsze nim byłeś?

Mark zmarszczył czoło.

- Kim byłem?

- Sługą Seto?!

- Seto miał wielu zwolenników. Ale żadnych sług. Nie przepadał za tymi słowami, choć skrzaty wymagały, by tak je nazywał.

- Skrzaty?

Mark uśmiechnął się.

- Chodź. Zajmiemy się tobą.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – odparł John. – Od początku wiedziałeś?!

- Nie. Seto skontaktował się ze mną już po waszym uprowadzeniu.

- Dopiero po?

- Tak. Spędziłem wiele lat w jego świecie.

- Lat?

Skinął.

- Pokazał mi, jaką rolę mam do odegrania.

- Rolę?

- Każdy ma jakąś. – Rozłożył szeroko ręce. – Nawet ja.

- Więc nie pochodzisz z tamtego świata?!

- Nie. – Pokręcił głową. – Ale wiem, kim tam się stałem.

- Kim?

- A to już zupełnie inna historia, panie Charmer. – Puścił do niego oko i wskazał głową na stojącą nieopodal Annę. – Ty zajmij się lepiej swoją. Zostaniesz ojcem.

- Słyszałeś go?

- To była pierwsza umiejętność, jaką nam przekazał. – Skinął. – Jedność myśli.

John zacisnął zęby.

- Ona mnie nie chce.

- A ty zamierzasz tak szybko odpuścić? Naprawdę? – Uniósł wysoko brwi. – Nie przypominasz za bardzo faceta, jakiego poznałem w ubiegłym roku, przy trzaskach kominka. Tamten John Charmer się nie poddawał. Nigdy.

- Nie jestem już szefem szkoły.

- John Charmer to nie tylko szef szkoły. – Podniósł się i wycelował w niego palec. – Ty nim jesteś. A on ci zaufał.

- Masz na myśli Seto...

- Oddał ci Hanę. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś podobnego. W żadnym ze światów. – Przerzucił wzrok na Cichego. – Zapytaj go.


□□□

- Istnieje historia, opowiadana w świecie, z którego przybył Seto... i Mord też.

- Jaka historia?

Cichy siedział przy łóżku Johna. Pochylony. Splótł palce, jak zwykł to robić. Znajdowali się w jego domku gościnnym. Anna krzątała się po kuchni, a oni szeptali.

- Nieszczęśliwych kochanków, którzy odnajdują się w każdym ze światów. O zwyczajnej kobiecie zwanej Haną, którą pokochał Seto, Pan Świata. On odnajduje ją w każdym ze światów, są... - zerknął na niego - ...razem, ale ich los nie może być szczęśliwy. I oboje o tym wiedzą.

- O czym ty mówisz? Jak to są razem?

- Ona pamięta go w każdym ze światów. Wystarczy, że go dotknie. – Wykonał gest rękoma, a John momentalnie zrozumiał, dlaczego Anna tak się zmieniła. Naprawdę pamiętała Seto. I nie były to tylko nikłe wspomnienia, jak sądził John. Ale żywe. Jak jego własne. – Wszystko do niej wraca. Pamięta życie jakie wiodła w obecnym świecie i kogo kochała, ale przypomina sobie ich miłość. A ona jest potężna. I nieunikniona, John. Nazywają ich nieszczęśliwymi kochankami nie bez powodu.

- Nieszczęśliwymi kochankami?

- Przeważnie ona wiedzie życie, jak roślina, zanim on się zjawia. Puste, pełne rutyny. Żałosne.

- Anna nie miała takiego życia!

Cichy uciszył go, przykładając palec do ust. Zerknęli na drzwi. Były lekko uchylone. Anna nadal krzątała się po kuchni i mieszała łyżką w garnku.

- Ale cierpiała. I to bardzo. – Spojrzał mu w oczy, a John wiedział, do czego pił. – A potem spotyka jego i nagle wszystko ma sens. Każdy ciężar, każda blizna... doprowadziły ją do niego.

Cichy westchnął i pochylił głowę. Ponownie splótł palce i poruszał nimi nerwowo, jak człowiek czekający w kolejce do lekarza.

- Czego mi nie mówisz? – zapytał z powagą John. – Czuję, że jest coś jeszcze.

- Seto odnajduje Hanę w każdym ze światów. Ona go sobie przypomina. Kochają się... - szepnął Cichy, a John zacisnął dłoń w pięść. – Ale tylko przez chwilę.

- Co to znaczy, przez chwilę?

- Ona umiera. Zawsze. On nic nie może na to poradzić. I znowu zostaje sam, ale nie przestaje szukać. Podąża dalej po światach, w pogoni za nią.

- Za nią?! – John poderwał się. – To już nie jest ona! Tak jak Anna nią nie jest!

- Jest, John – odparł Cichy, znowu go upominając. - Pamięta go.

- Pamięta, co? Jakieś wspomnienia z facetem łudząco podobnym do mnie?!

- Pamięta ich życie razem. Jak dorosły, które nagle widzi jakiś obraz z młodzieńczych lat. I wie, że to jego wspomnienia. Dobre, miłe wspomnienia. Tak Hana pamięta Seto. To jak podmuch przeszłości dla niej. Pamięta początek ich poznania. Kulę. Świat klepsydry i o wiele więcej. Pojęcia nie masz ile czasu upłynęło od dnia, kiedy Seto pierwszy raz ujrzał swoją Hanę. A ona nie żyje od bardzo dawna.

John prychnął pogardliwie i pokręcił głową.

- Więc dlatego on się tu zjawił? By mi ją zabrać?

- Nie. On naprawdę chce pokonać Morda. I jest bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. – Cichy westchnął. – I kto wie, może kiedy tego dokona krąg zostanie przerwany?

- Krąg?

- Ich powtarzająca się historia. Może dopiero wtedy odnajdą szczęście.

- A moje szczęście chciał mi odebrać!

- Anna... Hana jest jego. Zawsze była. Myślisz, że było mu łatwo patrzeć na was. – Pokręcił głową. – Nie chciał ci jej odbierać. Ostrzegł cię. Mówił, byś nigdy nie wyjawił jej prawdy o swoich snach. W końcu ty też byłeś z Haną, John.

John zamarł. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.

- Oboje się szukacie. Tak po prostu jest. W tobie też drzemie Seto.

- Więc nie jesteśmy równi. – Machnął ręką. – I tyle z prawdy.

- Jesteście. Ale ty nie należysz do długowiecznych.

- Długowiecznych?

- Seto pochodzi z innego świata. I zupełnie innej planety. Jego lud nie wierzył w czas. Nie opierał się na technice. Cenił tylko to, co naturalne. Tak nauczyli się przechodzić.

- Przechodzić...

- Pokonuję drogę między światami, jak ty... ulicę do sklepu. To magia dla was. Coś nieokreślonego. Zaskakującego. Ale dla ludzi Seto magią były wasze latające maszyny.

John zawahał się. Wspomniał gesty, jakie wykonał Seto tuż przed zniknięciem. To musiało być właśnie to. Przeszedł.

Spojrzał na Cichego.

- Wasze?

Cichy uśmiechnął się.

- Więc zauważyłeś?

- On sam mi to powiedział przecież. Żyjesz długo. Może nawet więcej niż Seto i...

- Nie żyję dłużej od Seto. Ale znam go od małego. Wiem, jaką drogę pokonał. – Westchnął. – I znam Seję.

- Seję?

Cichy pokiwał głową.

- Tego, którego niegdyś najbardziej obawiał się Seto. Tajemnicę. Mężczyznę zagadkę, niepoddanego regułom światów.

- On też żyje długo?

- Nie. Umiera, a każdy jego potomek dziedziczy... coś po nim.

- Co?

- Chorobę. Po tym można go rozpoznać.

- I Seto go rozpoznał?

Skinął.

- Ale czemu go szukał?

- Widzisz, Seja też kochał kiedyś Hanę. Chciał dać jej lepsze życie. Inne wyjście. Ale ona i tak wybrała Seto. Zawsze wybiera. A potem Seja poznał Mirian...

- Córkę Hany i Seto?

- Mirian nie jest córką Hany.

- Więc... - John wziął wdech. Z nerwów aż zaczęło łupać go w głowie. – Więc... może nasze dziecko też nie było tą Mirian?!

Cichy wzruszył ramionami.

- Nie znamy kroków Matki. Możemy tylko ufać, że kiedy nadejdzie czas, będziemy gotowi.

- Ale skoro to nie Hana, to znaczy, że Seto miał...

- Historia się zmienia. – Cichy uśmiechnął się pobłażliwie. – Miałeś syna, John? Seto też miał więcej dzieci. I żył na długo wcześniej, zanim narodziła się Hana.

John usiadł na łóżku. Zacisnął ręce na pościeli.

- Czy Anna jest teraz bezpieczna?

Cichy zmierzył go wzrokiem.

- Czy skoro Seto odszedł, nic już jej nie grozi?

- Nie wiem.

- Więc trzeba ją ratować! Nie pozwolę, by zginęła przez niego! Anna jest moją żoną!

- Seto się wycofał...

- To samo mówiłeś o potworze, który zabił moją żonę! A ja nie wiem, czy mogę ci w tym zaufać! Niebezpieczeństwo nadal istnieje!

- On jej nie skrzywdzi! Mówiłem ci...

- Nie ufam ci! Oszukałeś mnie zbyt wiele razy!

- John...

- Przestań pierdolić! – Wskazał na niego palcem. – To twoja córka, tak?! Pozwolisz by zginęła?!

- Taki jest ich nieunikniony los. Smutny, ale prawdziwy. Od wieków całych. Ona umiera, a on szuka jej dalej, pogrążony w cierpieniu...

- Nie kupuję tego. Nigdy nie kupię. – Pokręcił głową. – I jak możesz tak spokojnie o tym mówić?! O stracie córki?!

- Wiesz już chyba, że Anna nie jest moja córką.

- To kto jest jej ojcem?

Wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Mord ją uratował wiele lat temu.

- Co?

- Nie powiedział ci? – Westchnął. – Ocalił ją przed losem, jaki sam jej sprawił. Historia lubi się powtarzać.

John zacisnął dłonie w pięści.

- Ona ma tylko wspomnienia. Ja też widziałem córkę Seto. Ale to jego córka. Nie moja. Tak jak Anna nie jest jego. Jest moja. Nigdy jej nie miał tak, jak ja.

Cichy zmierzył go wzrokiem.

- Jesteś... pewien?

Spojrzeli na siebie. John pamiętał słowa Seto. Uwierzył mu, ale teraz zwątpił.

Wziął wdech.

- Nie. Ale to bez znaczenia dla mnie. Wspomnienia to tylko przeszłość. Ze mną żyła. Żyła. I nadal żyje.

- John...

- Odbiję ją.

- Co?

- Chcesz rywalizować z Seto? O Annę? Z ich losem?

- Przecież historia się zmieniła, nie? – Skinął z powagą. - Nie dam jej zginąć.

- John... Wiem, że Seto ustąpił, ale ich los...

- Jeśli myślisz, że pozwolę jej umrzeć, to chyba do reszty zwariowałeś!

Dźwignął się i usiadł na krawędzi. Cichy zrobił mu miejsce.

- Przekonacie się.

- Taki jest ich los, John. Ich wspomnienia.

- My też mamy wspomnienia! – odparł podniesionym głosem. Do oczu napłynęły mu łzy. - I życie! A to więcej niż mieli oni! Ona jest moją żoną. Moją miłością. Nie dam jej zginąć. I jeśli Seto się nagle odwidzi i wróci po nią, nie oddam mu jej bez walki!

- John...

Ale John nie dał mu mówić. Stanął na równych nogach i spojrzał na Annę, przez szparę w drzwiach.

- On szuka Hany po światach. Może pogodził się już z ich losem. Ale ja nigdy się z tym nie pogodzę. Anna jest moja. Może on stracił Hanę i nie może przeboleć jej straty, ale ja nie zamierzam tak skończyć!

Cichy zasępił się.

- Nie będę patrzył bezczynnie! – John pokazał na niego palcem. – I ty też nie powinieneś. Może to nie twoja krew, ale ona jest twoją córką. Tak jak Ray, był twoim synem. Ratuj ją. Pomóż mi. – Uśmiechnął się i spojrzał na Cichego z bezradnością. – A jeśli nie, pójdę sam.

- Gdzie? – Cichy wzdrygnął się. - Do walki? Z Mordem? Wiesz, że on stanie na twojej drodze. Wróci po Finna.

- Z każdym. Z całym światem, jeśli będzie trzeba! – Zmierzył Cichego surowym spojrzeniem. – I odnajdę tego, który zabił moją żonę. Z twoją pomocą, albo bez.

Cichy zmrużył oczy, po czym nagle poderwał się z wolna. Podszedł do Johna.

- Wiedziałem, że się nie pomyliłem co do ciebie.

- Co masz na myśli?

- Jesteś inny. Może nosicie tę samą historię, ale kroczysz inną ścieżką.

- Już nie. Już nie tę samą. – John pomachał palcem. – Historia się właśnie zmienia.

- Więc pójdę z tobą. – Cichy sięgnął za pasek i uniósł nóź. - Chcę zobaczyć nowe zakończenie.

John uśmiechnął się.

- Ja też. Wierz mi. – Podrapał się po głowie. – I może... mógłbyś mnie znowu trochę wesprzeć, co?

- Z czym?

John wskazał głową na Annę.

- Chcę, by... - Urwał. Przetarł ręką oczy. – Pragnę, by Anna znowu... mnie pokochała. Zostaniemy rodzicami.

Cichy uśmiechnął się szeroko i skinął.

- Zobaczę, co da się zrobić. – Położył dłoń ostrożnie na zdrowym ramieniu Johna. – Ale nie zostaniecie tutaj?

- Nie. Wyjeżdżamy.

- Rozumiem.

- Jedziesz z nami?

Cichy zamyślił się. Podszedł do okna.

- Nie wiem, jaki masz zamiar. Masz rodzinę, dzieci, gospodarstwo – kontynuował John. – Ale Seto chciał, byś ze mną jechał. Przydałaby mi się twoja sprawna ręka.

- Wiem.

- Ale?

- Nie jestem pewien, czy Finnegan będzie tego chciał.

John wpatrywał się w jego profil. Nic nie zdradzał.

- Ty i Finn... - zaczął. – Nie wiem, co było między wami tam. Finn też tego nie wie. Ale jeśli tu zostaniesz, nie przekonasz się, jak się potoczy wasza historia w tym świecie. A chyba... - podszedł do niego i zerknął mu w oczy - ...chciałbyś poznać i to zakończenie? Nie mylę się?

- Nie.

John obrócił się do niego plecami i choć nie chciał, zapytał.

- Wiem, że miałeś żonę. Ale... czy między tobą i Finnem...?

Urwał. Zapadła cisza. Tylko stuknięcia z kuchni ją przecinały.

John już nie musiał pytać o więcej.

Wiedział.

Obrócił się i spojrzał na ojca Anny.

- Anna nie dowie się ode mnie. Nigdy.

- Dziękuję,... John. Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro