Rozdział 35 Świński honor

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Po kilku godzinach ciężkiej pracy, ukończonej inwentaryzacji i zmienionej oprawie sali, cała grupa zebrała się razem przy kasach i rozsiadła wygodnie na podłodze. Współpracownicy Anny usiedli przy jednej ze ścian, oparci o nią plecami (z wyjątkiem Agathy, która siedziała prosto jak strzała). John zajął miejsce za Anną, która usadowiła się na przeciwko kolegi. Obejmował ją od tyłu, trzymając ją między swoimi rozłożonymi szeroko nogami.

- Powiem wam, że nie jest to lekka praca. - Wskazał ręką na przechadzających się za szybą ludzi, którzy zaglądali do środka wyginając się i zerkając między manekinami. Światła w sklepie były już przygaszone. - Może z zewnątrz takową się wydaje, ale tak naprawdę to ciężki kawałek chleba!

- Najgorsze jest to stanie przez dwanaście godzin! - odparła Maria, zsuwając szpilki i rozmasowując stopy. - Nawet na chwilę nie możemy usiąść!

- Zauważyłem. Krzesło macie tylko jedno i to przy kasie, ale raczej nie jest zbyt wygodne. Wysokie i można ledwie półdupkiem przysiąść.

- Taka to już praca. - Agatha wzruszyła ramionami. - Na to się godziliśmy.

John zwrócił uwagę na jej oschły ton głos i wręcz śmiertelnie poważny wyraz twarzy. Ktoś tu chyba chce zgrywać szefa przed kolegami?, pomyślał. Rozbawiło go to, ale nie dał tego po sobie poznać.

No i dobrze. Taka kolej rzeczy. W końcu pracuje tu najdłużej. Niech się i ona trochę porządzi...

- No dobra! - Tim uniósł obie ręce i klasnął nimi głośno. - Stop rozmów o pracy! Zamawiamy jedzenie! Umieram z głodu!

Chłopak rzucił przed siebie kilka ulotek pizzerii, znajdującej się piętro niżej i zarówno on, jak i Maria rzucili się w ich stronę, niemal wyrywając je sobie z rąk. Agatha sięgnęła po swoją zachowując kamienny wyraz twarzy i niemal królewską dostojność.

- To co, maleńka? - John sięgnął po jedną z ulotek i zbliżył się do Anny, obejmując ją od tyłu nogami. Wtulił się w jej plecy i rozpuszczone pachnące włosy. Tak świeże i miękkie w dotyku, jakby dopiero zostały umyte i wysuszone w słońcu, na ciepłej polanie pełnej kwiatów. Rozmarzył się, brodząc nosem w ich kosmykach. - Na co masz ochotę?

- A ty?

Anna obróciła głowę i spojrzała Johnowi głęboko w oczy.

John wodził wzrokiem po jej wilgotnych, lekko rozchylonych ustach, kiedy niespodziewanie rozległ się krzyk i zawodzące mlaskanie.

- Takie ceny! I to za średnią pizzę! - Tim szarpał swoje włosy na lewo i prawo. - To więcej niż godzina pracy!

- Dlatego u nich nie zamawiamy. - Agatha westchnęła ostentacyjnie. - A nasza stała knajpa jest obecnie w remoncie.

- No tak! Ale jest późno i tylko oni są teraz czynni tutaj!

John popatrzył na wszystkie młode twarze, siedzące obok niego. Każda wpatrywała się w ulotkę, jakby czytała własny nekrolog. Nawet Anna zerkała niepewnie na ceny. John poczuł się nagle stary. Zatęsknił za takimi problemami i za takim prostym podejściem do życia.

- Zamawiajcie co chcecie. - Pomachał im ulotką, uśmiechając się szeroko. - Ja stawiam!

- Serio?! - Tim wyrwał się w górę i podskoczył wysoko, podnosząc kolana aż po szyję i machając rękoma na wszystkie strony. - A napoje też możemy?!

- Jasne, że tak.

- Suuupeeer! - wydarł się Tim. - John, to jest gość!

Kiedy wszyscy zajęli się głośnym przekomarzaniem i zamawianiem wybranej dla siebie pizzy, John ponownie przysunął usta do twarzy Anny. Zaciskał dłonie mocno na jej brzuchu, uciskając go i masując.

- Zamów coś dla nas, maleńka - szepnął jej do ucha. - Na co tylko masz ochotę.

- Może... z owocami morza?

- Afrodyzjaki? Jesteś pewna? - Zerknął jej w oczy, a Anna szybko pokiwała głową i od razu spuściła wzrok, zakrywając policzki kosmykami włosów. - No dobrze. Do tego jakieś dobre białe winko i wieczór jest nasz...

- To co bierzecie?

Tim stanął przed nimi tak nagle, jakby niemal wyrósł z ziemi. John i Anna popatrzyli na niego i oboje roześmiali się.

- Bierzemy... jedną dużą z owocami morza! - odparł pewnie John.

- Się robi, szefie!

Tim zasalutował, choć uczynił to nieumiejętnie, po czym złapał za ulotkę i pobiegł w stronę rolety. Dziewczyny rzuciły się zanim w pogoń, przekonując go, że przecież mogą zadzwonić i zamówić pizze. Wywiązała się burzliwa rozmowa. John przyglądał się im z radością, stale trzymając Annę w ramionach.

- Powiem ci, że ten chłopak jest tak pozytywny i wesoły... We wszystkim co robi... Po prostu go uwielbiam! Kocham tego chłopaka!

- Chociaż jego.

- Co?

- Nic, muszę siku.

Anna poderwała się gwałtownie i szybko oddaliła się w kierunku wejścia, nie dając Johnowi szansy na jakąkolwiek dalszą reakcję. John nie był jednak mężczyzną, który dałby się wciągnąć w taką nieczystą grę. Pośpiesznie ruszył za nią, jednak na jego drodze niespodziewanie pojawiła się Agatha.

- John... - Dotknęła jego ramienia. - Masz chwilkę?

John zatrzymał się jak wryty, przerzucając wzrok od coraz bardziej oddalającej się gdzieś w głębi galerii Anny, do spoglądającej na niego intensywnie Agathy.

- Tak... Słucham?

- Jeszcze raz przepraszam za swoje wcześniejsze zachowanie.

- Nie martw się tym. - John wzruszył beztrosko ramionami, wykorzystując tę moment, by dyskretnie zrzucić z ramienia dłoń Agathy. - To już dawno poszło w niepamięć.

- I dziękuję, że nie powiedziałeś Annie...

- Cóż, nie dałaś mi szansy! - Roześmiał się, po czym pokręcił bezceremonialnie głową. - Już dobrze. Było, minęło. Idziemy dalej.

- Podoba mi się twoje nastawienie.

- Ok... - John zerknął w stronę wyjścia i zdał sobie sprawy, że Anny już nie ma. Zgubił ją. Jak oszalały przeczesywał wzrokiem korytarze, ale nigdzie nie mógł jej dojrzeć. - Powiedz mi, gdzie tu jest toaleta? Jak byłem zapalić, to widziałem jedną przy wejściu, ale tutaj też gdzieś jest?

- Na końcu tego korytarza. - Agatha przysunęła się bliżej niego i pokazała ręką odpowiedni korytarz. - Trafisz bez problemu.

- Dzięki.

John puścił się biegiem korytarzem i gdy tylko znalazł się pod toaletą, poczekał cierpliwie, aż Anna z niej wyjdzie. Wykorzystał tę chwilę na poukładanie myśli.

- Możesz mi wyjaśnić, co to było?

Zaszedł ją od tyłu, kiedy tylko dziewczyna opuściła łazienkę.

- Tak tylko powiedziałam. - Anna uśmiechnęła się pogodnie i machnęła bezceremonialnie ręką w powietrzu. - Nie przejmuj się. Czasem mam takie... odpały.

- Odpały? Czyli nie mamy o czym mówić? Czy jednak... może jest coś?

- Nie, naprawdę.

- No to skoro tak, to wracajmy.

- Widziałam, że rozmawiałeś z Agathą? - wtrąciła niespodziewanie Anna. - O czym, jeśli mogę zapytać?

- Tak naprawdę... to o niczym.

- Skoro tak...

Anna minęła go i pewnym krokiem ruszyła przed siebie, groźnie uderzając obcasami o podłogę galerii. John wpatrywał się w jej kusząco poruszające się pośladki i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że w tym konkretnym momencie Anna przypominała mu lodołamacz. Gdyby tylko chciała, zmiotła by ze swojej drogi wszystko. Łącznie z nim.

- Poczekaj, szalona dziewczyno! - Złapał ją za rękę i pociągnął do siebie. - Gdzie tak lecisz? Spokojnie. Pozwól mi dokończyć...

- Ale co tu kończyć? - Anna wyrwała dłoń spod jego uścisku i skrzyżowała ręce ciasno na piersiach. - Skoro twierdzisz, że o niczym?

- No bo faktycznie tak było! - Wzruszył niewinnie ramionami. - To była zwykła uprzejma wymiana zdań! Nic więcej!

- Uprzejma? Ale chyba też taka... bliska wymiana zdań?

- Co masz na myśli?

- Jak widać nic. - Pokręciła głową, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, którego John wcześniej nie widział. Ale ten uśmiech wcale mu się spodobał. - Przecież sam powiedziałeś, że to było... nic.

John rozłożył bezradnie ręce.

- Pokazywała mi tylko drogę. Do ciebie.

- Do mnie? - Anna parsknęła śmiechem. - Chyba do toalety!

- Kierunek był jednakowy.

- Ale nie powiedziałeś jej, że idziesz za mną.

- A miałem? - John wpatrywał się w oczy Anny, całkowicie gubiąc się we własnych odczuciach i przemyśleniach. - Przecież... to było oczywiste.

- Zależy dla kogo.

- Agatha dobrze wie, że jesteśmy razem. Podkreślałem to wielokrotnie już...

- Ok, no to nie ma o czym mówić!

Dziewczyna ponownie ruszyła przed siebie, a John ponownie złapał ją za rękę, by ją zatrzymać. Tym razem jednak szybko poluzował uścisk.

- Ale poczekaj... - Spojrzał jej w oczy, próbując odkryć jej emocje, ale była dla niego nieodgadniona. Pojęcia nie miał, czy naprawdę nie mają o czym rozmawiać, czy może jest wprost na odwrót i jednak powinni. - Czy między nami... wszystko ok?

- Tak, John. - Położyła dłoń na jego ramieniu i spojrzała mu prosto w oczy. - Między nami wszystko dobrze.

John szedł krok za Anną, trzymając się blisko niej i mając ją stale w zasięgu wzroku. Wydawało się, że było tak jak powiedziała - że wszystko było ok. Ale jego to jednak nie przekonało. Nie dało się ukryć, że Anna coraz częściej rzucała niby nieznaczące komentarze, które jednak dotkliwie docierały do uszu Johna.

A jeszcze dotkliwiej buszowały w jego głowie.


2

Oczekiwanie na pizzę wydłużało się mozolnie. Nawet John słyszał burczenie własnego brzucha i zaczynał coraz częściej chrząkać, by je zagłuszyć.

- Ile można czekać?! - Tim położył nos na kwintę i westchnął ciężko. - Umieram tutaj!

- To może... zajmijmy się czymś.

- Czym?

- Chociażby rozmową. - John popatrzył po spoglądających na niego twarzach. Wiedział, że jeśli mają rozmawiać, to on musi zacząć. - W jakim wieku jesteście w ogóle?

- Ja mam osiemnaście! - krzyknął Tim.

- Ja też osiemnaście... Od miesiąca... - dodała nieśmiało Maria.

- A ja mam dziewiętnaście. - Agatha uniosła wysoko głowę, jakby chciała górować nad grupą. - Skończone.

- To ja jestem najstarsza? - Anna zrobiła duże oczy, popatrzyła po swoich koleżankach i Timie, po czym roześmiała się. - Nie może być! Nie chcę być najstarsza!

- Najstarszy to jestem ja! - zawołał John. - Lepiej nawet nie powiem na głos, ile mam lat, bo przestaniecie się do mnie odzywać!

- Dawaj, John! - krzyknął Tim. - Jesteś teraz nasz!

- Nie, nie... Mogę być wasz, ale pewne informacje... lepiej zachowam dla siebie... - zerknął na Annę i uśmiechnął się dyskretnie - ...i bliskich mi osób.

Zapadła cisza. Nikt z obecnych nie kwapił się do ponownego zaczęcia rozmowy. Każdy zajmował się czymś, byle tylko nie zostać wywołanym do tablicy. John poczuł, że znajduje się na sali wykładowej i ma przed sobą unikających jego wzroku studentów. W najlepszej sytuacji zdaniem Johna, znajdowała się Anna, którą John nadal obejmował od tyłu. Ona nie musiała uciekać. Jej pozycja dawała jej naturalną przewagę.

- Jesteście tacy młodzi... - John spojrzał na Marię, Agathę i Tima. - Czemu nie spróbujecie swoich sił na studiach? Tutejsza uczelnia jest bardzo dobra.

- I droga... - odparła Maria.

- Zależy która... - pokiwał głową John. - Ale są różne programy wsparcia dla młodych osób. Poza tym, możecie pracować i uczyć się jednocześnie. Jest tak wiele możliwości... Pracodawcy są otwarci i chętnie przyjmują studentów. Sam rozmawiałem... - ugryzł się w język. Cholera jasna, co ja gadam! Pilnuj się, John!, zganił samego siebie. Odchrząknął i kontynuował: - Rozmawiałem z wieloma osobami, które znają się na rzeczy.

- Ja tam wolę być wolny! - krzyknął Tim. - I mieć jak najwięcej czasu na swoją pasję!

- Pasję? - John zmrużył oczy i skupił wzrok na chłopaku. - A jaka to pasja?

- Tańczę z ogniem!

Dziewczyny roześmiały się i pokręciły głowami, a John rozejrzał się w roztargnieniu po grupie, myśląc, że się przesłyszał.

- Co takiego robisz? Jak to... tańczysz z ogniem?

- Normalnie! Należę do grupy! Spotykamy się kilka razy w tygodniu wieczorami! I tańczymy!

- Ale to znaczy, że co? - John pokręcił głową i stale mierzył Tima spojrzeniem. - Chcesz mi powiedzieć, że dobrowolnie się podpalasz?

- Nie samego siebie! Mam sprzęt! Kewlary i inne takie! - Tim odchylił się do tyłu i wyciągnął nogi przed siebie. - Czasem nawet występujemy na okolicznych imprezach. Ludzie lubią sobie popatrzeć na nas.

- Kewlary?

- John, nie zaczynaj tematu. - Agatha przewróciła oczami i uśmiechnęła się wymownie. - Bo on nie zna umiaru. Może o tym mówić i mówić, bez końca.

- Przynajmniej mam pasję! - odparł Tim i odwrócił spojrzenie. - A nie tak, jak ty. Tylko strojenie się, malowanie i podlizywanie szefowej!

- Co takiego?!

- Dobrze, już dobrze. Nie kłóćcie się. - John uniósł dłonie przed siebie, trzymając je otwarte i zwrócone wewnętrzną stroną w kierunku Agathy i Tima, po czym spojrzał chłopakowi w oczy. - Pasja jest bardzo ważna. Odpowiednio rozwinięta może niemal... góry przenosić. Warto o nią dbać.

- A widzisz! - krzyknął Tim do Agathy, wymachując w jej kierunku palcem. Nagle jednak otworzył szeroko usta i poderwał się z podłogi tak gwałtownie, że wprawił w osłupienie wszystkich obecnych. - Jest pizza! Pizza! - Podskakując i wydając z siebie okrzyki radości, które chcąc nie chcąc, przypominały Johnowi zaloty orangutanów, biegł w kierunku wejścia. Niespodziewanie jednak chłopak przystanął, obrócił się mając dziwny wyraz twarzy i roztrzepał ręką swoje bujne włosy, sięgające do ramion. - John... To mógłbyś... czy może jednak... zmieniłeś zdanie?

John parsknął śmiechem, po czym opadł bezwładnie do tyłu, kładąc się na podłogę i śmiejąc się na głos.

- Pewnie, że mogę! - Odepchnął się od podłogi, uważając by nie szturchnąć Anny nogami i poderwał się żwawo, otrzepując spodnie z kurzu. - Już idę.

Tim otworzył roletę, naciskając na masywny czerwony przycisk i wpuścił do środka chłopaka z pizzą.

- Zapłacę kartą. - John wyciągnął z portfela kartę i pomachał nią w powietrzu. - I niech pan mi od razu powie, która jest z owocami morza!

John odwrócił się w stronę Anny i powoli ruszył w jej stronę, kiedy spostrzegł, że dziewczyna dosunęła się bliżej ściany, uniemożliwiając mu wejście za siebie. Zatrzymał się jak wryty, ściskając pudełko w rękach.

Co do...? Zaśmiał się dyskretnie. No nie wierzę... Zablokowała mi wejście. Nie chce bym ją przytulał. A jednak coś jest na rzeczy...

Pokręcił głową wymownie, mając nadzieję, że dziewczyna dostrzeże jego niezadowolenie, po czym usiadł pod ścianą, tuż obok niej. Położył na kolanach opakowanie pizzy i rozejrzał się dookoła. Zerknął w górę i poczuł jak do jego głowy wkrada się szalony pomysł, któremu wręcz nie sposób się oprzeć.

- Sprzątacie czasem te sufity? - John pokazał palcem na górę, po czym popatrzył po twarzach siedzących nieopodal współpracowników. - Wszędzie pajęczyny. Nawet pająki zwisają.

- Co takiego?!

Anna ja oparzona odsunęła się od ściany. I kiedy podniosła wzrok, by rozejrzeć się za pająkami, John wykorzystał moment i przełożył nogę na drugą stronę jej ciała, po czym błyskawicznie dosunął się do niej i ponownie objął ją od tyłu nogami.

- O, proszę. - Zamknął ją w objęciach i przycisnął mocniej do siebie, aż poczuł jak jej pośladki otarły się o jego męskość. - I już jest jak dawniej.

- John... - Anna uśmiechnęła się złowieszczo i ścisnęła usta mocno, wykrzywiając je na różne strony. - Jesteś... świnią.

- Czym jestem?! - Parsknął śmiechem. - Ale taką schludną. I porządną. Taką mini świnką.

- Mini, czy nie mini... Wiesz kim jesteś.

- Ale ty przecież kochasz tę świnkę... - Dotknął ustami jej policzka. - Co nie, maleńka?

- Świnię. A nie świnkę.

- A czyli jednak kochasz?

- Tak sobie wmawiaj! - Potrząsnęła głową, ocierając twarz Johna swoimi włosami i westchnęła wymownie. - Oczywiście, bez obrazy dla świnek. One przynajmniej mają honor.

- Taki... świński honor? - John wychylił się zza jej pleców i dostrzegł jak kąciki jej ust uniosły się, a ona sama nagle rozpromieniała. Sięgnął po kawałek pizzy i powoli przysunął go bliżej jej twarzy. - Chrum, chrum?

Anna chwyciła w zęby solidny kawałek pizzy i niczym dzikie zwierzę wyrwała go od pozostałej części, którą John trzymał w dłoni.

- Dobrze, że mi ręki nie odgryzłaś... Jaki z ciebie drapieżnik! Aż się wystraszyłem! - Odchylił się na bok, złapał jej rękę i położył ją na swoim torsie. - Czujesz jak mi serce wali? Chyba jednak dobrze się stało, że zwlekaliśmy z pewnymi... czynnościami seksualnymi. Nie chciałbym skończyć, jak ta pizza!

- Bez obaw.

- Obraziłaś się? - Odgarnął włosy z jej policzków, by dostrzec jej twarz. - Wiesz, może gdybyś tylko possała... tak delikatnie, to mogłoby być... całkiem miło i bezpiecznie. Tak języczkiem dookoła główki... On to lubi...

Anna parsknęła głośno śmiechem, zwracając na siebie uwagę wszystkich dookoła, po czym schowała twarz w dłoniach.

- Ale się czerwona zrobiłaś. Prawie purpurowa. Zawstydziłem cię? - Zerknął na jej twarz, ale Anna wzięła do ust kolejny kawałek pizzy, którą John trzymał przed nią i zachowywała się tak, jakby w ogóle go nie słyszała.

- Daj mi kawałek.

- Sam sobie ugryź.

- Ale nie dam rady. Stary już jestem! Zęby nie takie! - Przytrzymał ją ręką i wyciągnął szyję, by sięgnąć wargami do jej ust. - No daj gryza.

- Obrzydliwy jesteś! Chcesz jeść po mnie?

- Mogę jeść po tobie, z tobą, na tobie... A najchętniej to całą bym cię zjadł.

Anna sięgnęła do pudełka i wyciągnęła duży kawałek pizzy, który niemal wepchnęła Johnowi do ust. - Masz. Jedz.

- Wolę jeść po tobie.

- No to nie będziesz jadł w ogóle. - Dziewczyna ponownie zakołysała biodrami i odwróciła się plecami do Johna, który nadal ściskał ją w ramionach. - Drugi raz ci nie dam.

- Wierzgaj tak dalej... Dociskaj pupcie bardziej... O tak.... - Zerknął w dół, na swoje naprężone krocze, po czym szepnął: - Już mi stanął.

- Możesz przestać?

- Uwielbiam twój zgrabny tyłeczek... - Zacisnął rękę mocno na jej pasie i z całych sił docisnął ją do siebie. Pchał członka prosto na nią. - O tak... Mocniej, maleńka... Ale mam ochotę cię ruchać...

- Boże... Te owoce morza naprawdę chyba coś mają w sobie! I w smaku i zapachu!

- No, żebyś wiedziała - odparł, a potem zniżył głos najmocniej jak umiał, tak że był ledwie dosłyszalny. - Zapach twojej wilgotnej cipki działa na mnie, jak czerwona płachta na byka.

- John!

- Możemy pójdziemy do jednej z tych przymierzalni? - Przysunął usta do jej policzków i nie zważając zupełnie na towarzystwo innych osób, polizał jej skórę. - Chętnie pozbawię cię tych fikuśnych majteczek. Wiesz, świnki bardzo lubią używać swoich ozorów. Wyliżę cię całą...

- Halo, halo! - Rozległ się doniosły głos Tima, a po chwili chłopak wyrósł niczym drzewo przed Anna i Johnem. - Zdajecie sobie sprawę, że nie jesteście sami! Co to ma być?! Jakaś okrojona wersja z "9 i pół tygodnia"?!

- No co? - John wyprostował plecy, rozłożył ręce i roześmiał się niewinnie. - Tylko rozmawiamy.

- Tak, właśnie widzimy! Ciekawe o czym?! Od tego patrzenia na was odebrało nam zupełnie ochotę na jedzenie tej pizzy!

John spojrzał po twarzach pozostałych dwóch dziewczyn i widok ich wielkich oczu wzbudził w nim chęć do śmiechu, którą jednak powstrzymał.

- Ok, już będziemy spokojni.

- I przyzwoici!

- Jak najbardziej przyzwoici. - Położył dłoń na sercu i pochylił nisko głowę. - Słowo honoru. - Zerknął na Annę i dodał szeptem: - Świńskiego honoru. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro