Rozdział 39 Zakręt

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

John nie pojechał do domu, tylko do Ogrodów - po drodze zatrzymując się przy jednym z przydrożnych barów, w którym wypił dwa piwa i spalił kilka papierosów. Wściekły, niemal rozjuszony jak małe dziecko, któremu odebrano zabawkę, choć bardziej przypominał byka w starciu z torreadorem, dotarł w końcu do firmy. Machnął jedynie ręką na powitanie w kierunku Charlesa, pogłaskał po głowie Do-ki'ego i od razu skierował się do pokoju Finna.

Zapukał stanowczo do drzwi (a raczej walnął w nie pięścią) i z niecierpliwością oczekiwał pojawienia się przyjaciela.

- Co ty tu robisz? - zapytał Finn, kiedy tylko otworzył drzwi. Johna zaskoczył jego ton, ale jeszcze bardziej brak jakiegokolwiek przywitania. To nie było w stylu Finna, ani jego grzecznej angielskiej natury.

- Chciałeś przecież bym przyjechał - odparł bez skrępowania John. Finn ubrany był wyjściowo, ale nie za bardzo ekstrawagancko. Ucieszyło to Johna, bo oznaczało to, że Finn nie spał i nawet nie przygotowywał się jeszcze do spania.

Świetnie, pomyślał John i rzucił okiem przez uchylone drzwi na wnętrze pokoju przyjaciela. Łóżko było starannie pościelone, a na stole stało otwarte piwo i wino, oraz do połowy napełniony nim kieliszek. - Niezdecydowany?

Finn zrobił krok do przodu, zmuszając Johna do cofnięcia i pośpiesznie zamknął drzwi od pokoju.

- Pytałem - odparł Finn, ignorując zadane przez Johna pytanie. - Mówiłeś, że nie przyjedziesz.

John spojrzał w oczy przyjacielowi i po raz pierwszy dostrzegł w nich niemal namacalną presję i poruszenie.

- Ty nie jesteś sam...

- Nie, nie jestem.

Finn wpatrywał się stanowczo w jego oczy, a John milczał zupełnie zdezorientowany, nie wiedząc jak powinien zareagować na tę informację. Wydawało mu się, że ten dzień był już wystarczająco ciężki i chociaż w Ogrodach znajdzie ukojenie. A tym czasem, stało się zupełnie na odwrót.

Obrócił się gwałtownie i pewnym krokiem ruszył w stronę schodów prowadzących do własnych kwater.

- Gdzie ty idziesz?

- Do siebie. Poczekam aż skończy się... - przystanął i zerknął na przyjaciela, zawahał się - ...twoje spotkanie.

Finn roześmiał się, co było rzadkością i jeszcze bardziej wprowadziło to zmieszanie w odczuciach Johna.

- John, to spotkanie nie skończy się szybko. - Podszedł do Johna i stanął na przeciwko niego, rzucając mu wręcz wyzywające spojrzenie. - On zostaje na noc.

- Zostaje na noc... tutaj?

- Tak, tutaj! Ze mną, w moim pokoju! - Finn ponownie roześmiał się i odszedł kawałek. - I to nie jest spotkanie! Ale ty przecież dobrze o tym wiesz!

- Nie zdawałem sobie sprawy, że robisz to tutaj.

- Co robię tutaj?! Uprawiam seks?! Mieszkam tu, to gdzie mam to robić twoim zdaniem?!

John wzdrygnął się. Po raz pierwszy widział tak intensywne emocje w oczach przyjaciela. Odwrócił wzrok i rozejrzał się wkoło. Nagle wszystko wydało mu się inne. Znajomy parter, który tak często przemierzał w drodze do swoich kwater stał się zupełnie innym miejscem. Wszystko było jakieś inne, jakby nie jego.

- To Charles wie?

- Oczywiście, że tak! Tylko ty jeden nie wiedziałeś!

- A bezpieczeństwo firmy? - zapytał John.

- Bezpieczeństwo? - powtórzył za nim drwiąco Finn. - Śmiesz mówić mi o bezpieczeństwie, kiedy sam widywałeś się tutaj z niezliczoną ilością panienek?!

- Tak, ale to były MOJE panienki! Tak samo jak jest to MOJA firma!

Finn cofnął się, a John od razu zdał sobie sprawę, że tym razem powiedział słowo za dużo.

- Dobrze - odparł krótko Finn, po czym skinął. - Zaraz nas tu nie będzie.

- Finn! Poczekaj! - John zbiegł po schodach i złapał go za ramię. - Kurwa... Przepraszam. To było nie na miejscu. Zachowałem się...

- Niedopuszczalnie - dokończył za niego Finn. - I sam już nie wiem, ile jeszcze takich twoich zachowań zniosę, John.

- Posłuchaj...

- Nie, tym razem to ty posłuchasz mnie. Nie jestem tylko twoim pracownikiem. To prawda, pracuję dla ciebie. Jak mniemam, wymagasz takiego podkreślenia. Ale to była twoja propozycja, a nie moja. - Gestykulował palcem, machając nim stanowczo na prawo i lewo. - Jednak przede wszystkim jestem twoim przyjacielem i tak też powinieneś mnie traktować!

- Przecież wiem o tym!

- A mimo to, zarzucasz mi narażenie firmy na niebezpieczeństwo?! - Spojrzał mu w oczy, a John dostrzegł w nich żal. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! To nie jest jakaś przelotna znajomość! Znam tego mężczyznę od dawna! - W jego oczach pojawiły się łzy. - To mój... partner, John!

- Finn...

- Ty sprowadzałeś tutaj dziewczyny - kontynuował, nie zwracając uwagi na próby powstrzymania go przez Johna. - Pijany... wręcz nieprzytomny... zasypiałeś obok nich w łóżku. I nikt inny tylko JA, strzegłem wtedy TWOJEJ firmy! I bezpieczeństwa TWOICH interesów!

- Przepraszam... Gdybym mógł cofnąć to, co powiedziałem...

- Nie możesz. Taka jest rzeczywistość.

John przełknął ślinę aż nad wyraz głośno. Wpatrywał się w Finna, nie wiedząc jak powinien załagodzić tę sytuację. Co powinien powiedzieć? Jak się zachować? Które słowa są właściwe?

- Ale mogę... w ramach przeprosin za moje... wręcz... skandaliczne zachowanie, zaprosić was... obu... do siebie.

Finn odchylił do tyłu głowę i dużymi oczami popatrzył na Johna, jakby uznał, że się przesłyszał. A John nagle zrozumiał, że taki element zaskoczenia zadziałał wręcz piorunująco dobrze! Musi tylko dalej w to brnąć!

- Chcesz nas... zaprosić do domu?

- Tak. Choćby nawet na jutro? Na siedemnastą? - Uśmiechnął się niepewnie, licząc w myślach, że Finn odmówi. - Żaden ze mnie kucharz, ale grilla rozpalę.

Wpatrywał się w Finna, ale ten nie odpowiadał, tylko milcząco spoglądał w jego stronę.

- Chciałbym... poznać twojego partnera.

- Naprawdę?

John czuł, że w środku żołądek aż mu się ściska od kłamstw. Wcale nie chciał nikogo poznawać. Nie chciał robić rodzinnych obiadków. Domu nie miał nadal ogarniętego, łóżko zajmowało jego salon, a nie sypialnię i musiał jeszcze wykombinować, jak je przetransportować i wcisnąć na górę. Poza tym drobnym szczegółem, sypało mu się w pracy. Rada poszła nie po jego myśli, a jego prawa ręka okazała się romansować z jego dziewczyną. Dodatkowo nie znał się zupełnie na wykwintnej kuchni, a jedyna osoba, którą mógł w tej sytuacji prosić o pomoc - poza Finnem - była Anna, z którą tak się złożyło pozostawał na wojennej ścieżce. Tak prawdę mówiąc, zerwał z nią. I tyle. Ale... teraz... kiedy minęło już trochę czasu... i złości... to znowu chciał ją ujrzeć i usłyszeć jak przeprasza. Jak rzuca mu się do kolan i przysięga, że nigdy więcej nawet nie spojrzy na takiego robaka jak Ray Millistrano!

Zdał sobie sprawę, że milczy za długo, ale myśli telepały się w jego głowie, jak ubrania w pralce, która wchodziła właśnie na pełne obroty...Nie miał zupełnie nastroju na przyjmowanie gości.

Może szybko kupię grilla i rzucę żeberka na ruszt, pomyślał. Na stole postawię kilka piw... No i wino dla Finna. I jakoś to zleci?

Zerknął na Finna i uśmiechnął się przyjaźnie.

- Chyba najwyższa pora, bym go poznał. - Zmierzwił ręką włosy, wyprostował się i wypiął pierś. - Mam tylko nadzieję, że nie wygląda jak ja!

- Co?

- No wiesz... wspominałeś przecież, że jestem... w twoim typie. - John rozejrzał się po piętrze, próbując zawiesić wzrok na czymkolwiek. Dosłownie. Byle tylko nie patrzeć w tym momencie na Finna. - To tak... pomyślałem.

- I teraz już rozumiem zachowanie Anny. - Finn pokręcił głową, po czym roześmiał się na głos. - Mówisz, że chcesz poznać mojego partnera, ale jednocześnie... stale myślisz tylko o sobie! I o tym, jaki to jesteś... przystojny! Jaki to niezły towar z ciebie!

John zamarł.

- Dzwoniła do ciebie?! - Podszedł do Finna i stanął na przeciwko niego, próbując wyczytać z jego spojrzenia rozmowę, jaką Finn przeprowadził z Anną. - I co mówiła?!

- Ty jesteś... niemożliwy! - Finn parsknął śmiechem. - O kim my w końcu rozmawiamy? O tobie, o Annie, czy naszym spotkaniu?!

- O Annie! - krzyknął John, po czym szybko odchrząknął i uspokoił głos. - Nasze spotkanie jest jak najbardziej aktualne. Wybacz to moje głupie... porównanie do mnie. Tak... palnąłem... - Wzruszył ramionami i rozejrzał się bezceremonialnie dookoła, jednak w głowie miał już ułożone następne pytanie, które chciał zadać. - To dzwoniła do ciebie?

- Tak. Zapłakana. Musiałem ją uspokoić, by zrozumieć o co w ogóle jej chodzi.

- Płakała?

- Wręcz szlochała.

- I czego... chciała?

- A czego mogła chcieć? - Finn pochylił głowę. John nie widział jego twarzy, ale słyszał delikatny śmiech. - Chciała wiedzieć, czy jesteś tutaj. W domu cię nie było.

- Mogła do mnie zadzwonić.

- A odebrałbyś? Poza tym... z tego co wiem, to mówiła, że dzwoniła.

John sięgnął szybko do kieszeni marynarki i wyciągnął z niej komórkę. Była rozładowana.

Kurwa mać!

- Pójdę... do biura.


2

Szedł po schodach, dosłownie czując na plecach poirytowane spojrzenie Finna. Postanowił się jednak nie odwracać ani nie zatrzymywać, tylko jak najszybciej dostać się na piętro. Gdy tylko znalazł się w biurze, złapał za butelkę whisky i szklankę, którą od razu napełnił do pełna.

Finn pojawił się po kilku minutach. Wyprostowany, stanął przy drzwiach, trzymając ręce skrzyżowane na piersiach i chłodno spoglądał w kierunku Johna, który ocenił jednym spojrzeniem, że jego przyjaciel wcale nie jest skoro do rozmowy, a wręcz przeciwnie - wolałby raczej w ogóle z nim nie mówić.

Zamyka rozmowę zanim jeszcze w ogóle ją rozpoczęliśmy... I celowo mi to okazuje. Wie, że od razu rozpoznaję takie znaki. Obaj mieliśmy przecież to samo szkolenie. Touché, przyjacielu, touché.

- Czy... mógłbyś... powiedzieć, co ona mówiła?

- Powiedziała, że zerwałeś z nią, bo umówiła się z kimś na kawę. Przynajmniej... tak wydedukowałem z jej chaotycznej opowieści.

- Pięknie... - John pociągnął łyka whisky. - Szybko poszukała sojusznika.

- O czym ty mówisz, do cholery?! - Finn ruszył w stronę Johna. Złapał go z ramię i ostro nim potrząsnął, rozlewając brunatny napój ze szklanki. - Pokłóciliście się o jakąś błahostkę i ona poszła cię szukać! Nic w tym dziwnego, że zadzwoniła do mnie!

- Błahostkę?! Ona się spotyka z moim kolegą! Z... Rayem! A mówiąc konkretniej ona widywała się z nim już w wakacje! I ukryła to przede mną!

- Z tym samym Rayem, którego dzisiaj poznałem? - zapytał Finn, a John skinął. - A skąd ona go zna?

- Poznała go na uczelni. Tego samego dnia, kiedy poznała też mnie... Artysta... Uliczny śpiewak... Możesz pomyśleć? Facet śpiewa jakieś... opery!

- Opery? Chyba raczej arie. - Finn zerknął na Johna, ale ten tylko wzdrygnął się i wziął łyka ze szklanki, z której na podłogę skapywały krople whisky. - A skąd to zainteresowanie? On nie jest informatykiem?

- A skąd mam wiedzieć?! Może takie ma hobby! Podobno jego matka jest Włoszką!

- A ojciec?

- Chyba Anglikiem... Ale jakie to ma znaczenie?!

- Millistrano... - Finn podszedł do biurka i sięgnął do notatnika, który był schowany w szufladzie. - Faktycznie, nie jest to angielskie nazwisko. Ale dlaczego nie nosi nazwiska ojca?

- Finn, chuj mnie to obchodzi jakie i czyje nazwisko on nosi!

Finn wertował notatnik, przeczesując strona po stronie.

- Skądś znam to nazwisko... Jestem pewien, że gdzieś już je słyszałem.

- Zaraz się okaże, że jego matka jest słynną śpiewaczką operową! - John parsknął śmiechem i rozsiadł się na kanapie, ściskając w dłoni szklankę. Otarł wargami resztki rozlanego napoju z dłoni i szybko wziął kolejnego łyka. - Finn, przestań już! To zwykły idiota! Uliczny śpiewak, jak sie okazuje!

- Idiota? - Finn odłożył notatnik do szuflady, przekręcił w niej kluczyk i spojrzał w stronę przyjaciela. - To już nie uważasz go za profesjonalistę?

- Już dawno nie!

Finn powoli przesunął się na środek pokoju i stanął przed Johnem, mierząc go badawczym spojrzeniem.

- John, co się z tobą dzieje? O co tu chodzi?

- Co masz na myśli?

- Znowu pijesz, robisz się agresywny praktycznie bez powodu, podejrzliwy, nieufny... I do tego wyżywasz się na biednej dziewczynie, którą celowo i z pełną świadomością zamknąłeś w swoim świecie!

- O czym ty mówisz?!

- Skrupulatnie, z dnia na dzień, coraz bardziej ją osaczasz! Zabraniasz jej widywać się ze znajomymi, trzymasz ją blisko siebie, chcesz by z tobą pracowała, mieszkała...

- A to aż takie złe?! To normalne życie!

- Ale ty tego nie chcesz przecież! - Finn wskazał ręką na Johna, po czym zmrużył oczy i spojrzał na niego z wyrzutem. Kto jak kto, ale tylko on mógł tak się do niego odezwać i John bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Nawet aż za dobrze. - A pomyślałeś, co by było, gdyby ona z tobą jednak zamieszkała?! Co ona by teraz zrobiła?!

- Ale nie zamieszkała! I już nie zamieszka! - Cisnął szklanką o stół i zerwał się na równe nogi. - Dobra, ta rozmowa zaczyna mnie powoli wkurwiać! Dawaj te papiery, o których mówiłeś! Jeśli one w ogóle były prawdą! Albo spierdalam do siebie!

Finn przyglądał mu się przez chwilę, w całkowitym milczeniu. John jednak nie patrzył w jego stronę. Usiadł przy biurku i czekał. Tylko czekał. Po chwili na blacie biurka pojawiła się biała teczka, którą podał mu dyskretnie Finn. Bez słowa, stał tylko za plecami Johna, wskazując mu palcem miejsca, które powinien podpisać. Gdy John podpisał ostatni dokument, poderwał się z krzesła i skierował od razu w kierunku drzwi.

- John, co się z tobą dzieje?

- A co ma się dziać?

Przystanął i spojrzał na przyjaciela, nie mogąc zapanować nad własną stopą, która uderzała raz za razem o podłogę.

Finn powiódł wzrokiem po nodze Johna i szybko wrócił spojrzeniem do jego twarzy.

- Skąd u ciebie znowu tyle agresji? Tyle emocji? Przecież już było tak dobrze. Wyciszyłeś się, wróciłeś na prostą...

- Najwidoczniej pojawił się niespodziewany zakręt!

Finn wpatrywał się w oczy Johna, a Johnowi coraz bardziej nie podobało się jego przenikliwe spojrzenie.

- Zabujałeś się w niej?

John zadrżał, ale szybko zacisnął szczękę i wziął głęboki wdech, po czym wydał z siebie wręcz przerażający chichot.

- Pojebało cię?!

- Dlaczego?

- Kochałem raz! Tyko jeden raz! - Uniósł do góry wskazujący palec i pogroził nim, w kierunku przyjaciela. - I obaj wiemy, jaki był tego koniec! I ty powinieneś jeszcze o tym pamiętać!

- Co się stało raz, może się też... kolejny raz powtórzyć.

- Jeden raz! I wystarczy!

- Skoro tak, to czemu dopuściłeś ją tak blisko? - Finn wzruszył beznamiętnie ramionami i wybałuszył usta, jakby zgodził się z tym, co mówił John. John jednak czuł, że to tylko przykrywka. - Na pewno nie dla seksu, bo to i tak robicie na okrągło.

John zaśmiał się pod nosem. Cofnął się do biurka, chwycił listy i ponownie ruszył w kierunku drzwi, ale Finn nie ustępował.

- Dlaczego zaproponowałeś, by zamieszkała z tobą? Po co te gierki? Przecież ty wcale tego nie chcesz. Nie chcesz kolejnego związku...

- A skąd ty możesz wiedzieć, czego ja, do kurwy, chcę?!

John obrócił się i spojrzał prosto w oczy Finna.

- Z doświadczenia! Ponieważ widziałem, jak celowo niszczyłeś każdy poprzedni związek, w jakim byłeś! A potem tarzałeś się po podłodze we własnych wymiocinach! I to ja musiałem cię z nich wyciągać!

- Już nie będziesz musiał!

John chwycił za klamkę.

- John, co ty robisz? Dokąd to prowadzi?

- Może się zwyczajnie zmieniłem. - John uniósł głowę i utkwił wzrok w dębowej framudze drzwi. - Może... chciałem spróbować. Ostatni raz.

- To się rozwiedź.

- Co?

John obrócił głowę i zerknął w kierunku Finna.

- Rozwiedź się. Zrób wszystko tak jak trzeba.

- Ja i Meridith od dawna nie jesteśmy już razem.

- A Izabella?

- Izabella ma męża.

- Jakoś nigdy wam to nie przeszkadzało.

- Ale ja nie spotykam się już z Izabellą.

- Póki co. Ale relacji z nią też nie zakończyłeś tak na prawdę. Jak ci zależy, to zrób wszystko porządnie! Rozwiedź się, zakończ tę chorą relację z Izabellą... Poukładaj swoje życie w końcu!

John parsknął śmiechem.

- Nie będę słuchał rad od... - złapał oddech i zaniemówił. Pokręcił głową, tarmosząc ręką swoje włosy.

- Dokończ. Od geja?

- Od kogoś, kto całe życie okłamywał przyjaciela!

- A ja się łudziłem, że wyszedłeś na prostą.

- Dobra, koniec rozmowy. - John schował listy do kieszeni i cofnął się do drzwi. - Spadam do domu.

- Własnym autem? I masz zamiar prowadzić?

- Jak widać. - Obrócił się. Przyjaciel spoglądał na niego z wyrzutem. - A co, odnośnie tego też masz jakieś złote rady?

- Nie, rób co chcesz. - Zaśmiał się. - Już dawno przestałem zawracać sobie głowę twoimi wyskokami.

- I bardzo dobrze. A, i jak chcesz to zadzwoń do niej. Opowiedz jej wszystko. Niech się wypłacze w twoje ramię, bo w moje na pewno nie będzie!

Otworzył drzwi i już miał przez nie przejść, kiedy usłyszał głos Finna.

- John. Tylko nie rób głupot.

- Się wie! - Puścił do Finna oko, szczerząc przed nim zęby, po czym uniósł wysoko rękę i pomachał nią w powietrzu. - To widzimy się jutro o siedemnastej. Widziałem, że on lubi piwo, więc... wezmę całą skrzynkę dla nas. I winko dla ciebie!

- Zapowiada się interesująco.

- I mam nadzieję, że on jada czerwone mięso i to takie... prosto z rusztu.

- Tak, w pewnych sprawach rzeczywiście jesteście podobni. A na pewno tak samo... barbarzyńscy i nieokrzesani.

John roześmiał się, zatrzasnął za sobą drzwi i zbiegł w podskokach po schodach. Sam nie wiedział czemu, ale humor mu się nagle poprawił. I nie miał pewności, czy była to zasługa porównania jakie zrobił Finn, czy może faktu, że Anna podjęła kilka prób kontaktu z nim, próbując ocalić ich związek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro