Rozdział 5 Przeprowadzka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

John zjechał na pobocze i mocno nacisnął na hamulec. Pod jednym z domów stał zaparkowany samochód dostawczy z otwartymi na oścież tylnymi drzwiami. Rozejrzał się, ale nie zauważył nigdzie Anny. Wyskoczył z auta, puszczając za sobą z impetem drzwi i podbiegł w kierunku domu.

Anna pojawiła się w drzwiach domu tak niespodziewanie, że John aż przystanął na jej widok.

- Cześć! Spóźniłem się?!

Podbiegł do niej i nachylił się, by pocałować ją w policzek. Anna odchyliła się, jej policzki się zaróżowiły, ale nie cofnęła się. Wyglądała bardziej na oszołomioną. John przylgnął ustami do jej twarzy. Poczuł bijące od niej ciepło.

- Nie, to oni przyjechali wcześniej. Godzinę przed czasem. Ale dobrze, że i ty jesteś wcześniej niż się umawialiśmy.

- Chyba miałem dobre przeczucie! - Zwinnym ruchem rozsunął zamek od swojej skórzanej, brązowej kurtki i pośpiesznie ją ściągnął. - Gdzie to mogę rzucić?

- Daj, zaniosę ją do domu.

- A oni gdzie są?

- W środku.

Przez niemal całe popołudnie John pomagał wypakowywać rzeczy z samochodu dostawczego. Faktycznie, najwięcej było toreb z ubraniami. Pozostałe, różnej wielkości kartony opisane były dość szczegółowo, jak: talerze, szklanki, komputer, dokumenty, kawa i rzeczy kuchenne, rupieciarnia, książki i notatki, łazienka, pościel, poduszki itp. Nosząc je i stawiając póki co na zbiorczym miejscu w salonie, John zastanawiał się, jak może wyglądać jej kołdra, albo na jakiej śpi poduszce, czy jaką kawę pije? Pije jedną, czy więcej? Rozpuszczalną czy sypaną? Jest rannym ptaszkiem, czy może śpiochem, tak jak on?

Gdy wszystkie rzeczy zostały przeniesione, a ekipa odjechała, Anna i John skupili się na ustawianiu mebli. John pokornie przesuwał je na miejsca, które Anna mu wskazywała. Nawet wielokrotne przestawianie tego samego mebla nie wprowadziło go we frustrację. Z uśmiechem na twarzy, dzielnie wykonywał polecenia kierowniczki, jaką w tym momencie stała się Anna. Dyrygowała, wskazując palcem coraz to nowe miejsca, a John posłusznie przestawiał rzeczy, za każdym razem upewniając się, czy miejsce jest odpowiednie.

- I jak, jesteś zadowolona? - Oparł się o kanapę, krzyżując nogi i kręcąc na boki głową. Jego kark był sztywny i dało się słyszeć, trzeszczące w nim kości.

- Tak, i nawet sprawnie się uwinęliście.

- Uwinęliście? - Zaśmiał się. - Przecież oni tylko wypakowali rzeczy i pomogli mi je tu wnieść! Meble sam przestawiałem!

- Przecież wiem! Napijesz się wody?

John skinął, a Anna od razu podała mu szklankę.

- Połowę domu tutaj przeniosłaś! - John długo się nie zastanawiając przechylił szklankę i od razu wypił całą jej zawartość, rozlewając niewielką jej ilość po swojej gładko ogolonej brodzie.

- Zamierzam tu żyć. Jaki byłby cel tych rzeczy, gdybym ja była tu, a one tam?

Anna wzięła od niego szklankę i udała się do kuchni, by ją napełnić. John obserwował każdy jej ruch: falujące kosmyki włosów, uciekające spod ciasnej gumki, którą splotła do góry swoje włosy, zgrabne podskakujące pośladki, które osłaniały krótkie spodenki... Od jej smukłych, zgrabnych nóg, niemal zupełnie odkrytych, nie mógł oderwać oczu.

- Jest w tym jakiś sens. Wygoda i ludzkie kaprysy często biorą górę nad innymi bardziej nadrzędnymi potrzebami.

- Nadrzędnymi potrzebami? - Roześmiała się. Sięgnęła po butelkę i uzupełniła szklankę wodą, aż po sam brzeg. - Od tego upału pleciesz trzy po trzy! A ty nie masz ulubionych rzeczy? Drobiazgów, pamiątek? W swoim domu masz tylko łóżko i jedno krzesło?

- W moim domu chwilo nie ma praktycznie nic, gdyż robię remont. Ale pójdzie mi to sprawniej, kiedy przyjedzie ekipa od remontu. A jak skończą, to poproszę pewną młodą, śliczną artystkę o radę, przy wyborze odpowiednio wygodnych mebli do mojego domu.

- Jesteś szurnięty! - Zbliżyła się do niego i wyciągnęła rękę, by podać mu szklankę. - To kiedy przybędzie ta ekipa?

- Jutro i mam nadzieję, że uwiną się do rozpoczęcia roku, choć ich szef uprzedzał mnie, że może to nie być takie proste...

John złapał za szklankę, a gdy ta zachybotała, krople wody spłynęły po nadgarstku Anny. Dziewczyna od razu przyłożyła rękę do ust i cmoknięciem wchłonęła nieposłuszne krople.

Patrzył na nią jak zaczarowany, uśmiechając się szeroko, od ucha do ucha. Jej zwilżone usta wyginały się pod wpływem każdorazowej zmiany mimiki jej twarzy. Kosmyki włosów opadały na jej twarz, tworząc kontrast pomiędzy jej rozpromienioną twarzą, a niedbale związanymi włosami. Jednak nawet taka, wydawała mu się najpiękniejsza.

- To było jedno z najbardziej erotycznych doznań, jakie miałem okazję oglądać, w tym tygodniu.

- Co takiego? - Parsknęła śmiechem, zasłaniając usta dłonią. Tą samą dłonią, z której dopiero zlizywała krople. - Dobrze, że dodałeś w tym tygodniu, bo bym zaczęła się o ciebie poważnie niepokoić!

John odchylił do tyłu głowę i wygiął się, prężąc tors i szczerząc zęby.

- Spociłeś się i troszkę ubrudziłeś...

Zerknął na swoją czarną koszulkę, pokrytą kurzem i strząsnął z niej brud, kiedy niespodziewanie poczuł jej dotyk na swoim czole. Dziewczyna sięgnęła po szmatkę leżącą na kanapie i otarła nią czoło Johna, z którego skapywał pot.

John stał nieruchomo, pozwalając by gładziła jego twarz. Wyczekiwał momentu bezpośredniego dotyku, kiedy opuszki jej palców jakby niechcący ocierały się o jego skórę. Miał wrażenie, że drżała, kiedy muskała jego skórę. Chciał ująć jej dłoń, przycisnąć mocniej do siebie, ale powstrzymywał się, trzymając galopujące zintensyfikowane myśli na wodzy.

- I podarłeś koszulkę.

- To nic takiego. - Spojrzał w dół, na rozdarty materiał. Pamiętał dokładnie kiedy to się stało. Zahaczył o gwóźdź, wystający z obicia szafy, który od razu po zaistniałym incydencie usunął.

- Odkupię ci ją.

- Daj spokój. Przecież celowo wziąłem gorszy t-shirt.

- Chyba przezornie. Wczoraj kawa, dzisiaj rozdarcie... Zniszczysz przy mnie wszystkie ciuchy, jak tak dalej pójdzie!

- Najwyżej będę chodził nago!

Anna pokręciła głową i roześmiała się. Jej policzki zrobiły się purpurowe. Natychmiast zasłoniła je włosami.

- A nie zraniłeś się przypadkiem?

- Zagoi się. - Pokręcił głową, uśmiechając się buntowniczo. Jak uliczny zawadiaka, przyzwyczajony do otarć, widoku krwi i siniaków na ciele. - To została tylko komoda. Gdzie chcesz by stała?

- W sypialni.

John odepchnął się od kanapy, złapał za stojącą przy drzwiach komodę i przechylił ją na siebie.

- Pomogę ci.

- Daj spokój, pięćdziesięciokilogramowa laska nie będzie mi pomagać rzeczy przesuwać. Jakby to wyglądało!

Anna zachichotała, po czym niemal parsknęła śmiechem.

- Blisko, blisko.

- To ile się pomyliłem? Zresztą, co się będziemy sprzeczać. - Odstawił mebel na podłogę i stanął na wprost Anny, po czym klasnął w dłonie. - Wskakuj na mnie. Zaraz cię zważę. Tak jak kiedyś ważyłem swojego wilczura.

- Na pewno ci się to uda.

- A założysz się? Wezmę cię na ręce i zaraz będziemy wszystko wiedzieć.

- A ty ile ważysz?

- Siedemdziesiąt pięć.

Anna uśmiechnęła się tajemniczo. Zarzuciła na ramię szmatkę i zwinnymi, kocimi ruchami ominęła porozwalane na podłodze kartony, po czym oddaliła się ponownie w kierunku kuchni.

- To o ile się pomyliłem? - Spojrzał za nią i dostrzegł unoszący się w powietrzu jeden palec, który dumnie wystawał ponad jej głową. - Jeden kilo? To jeszcze mniej ważysz? Czterdzieści dziewięć?

Anna mrugnęła, wzruszyła ramionami, po czym jakby nigdy nic zaczęła krzątać się po kuchni.

- Zjesz ze mną, mam nadzieję? Zamówiłam dla nas zapiekankę.

- Pewnie, że zjem! I przypilnuję nawet byś ty zjadła odpowiednio pokaźny kawałek! Jak tak dalej pójdzie, to lekki wiaterek cię zmiecie z ziemi!

- Już nie żartuj! - pokręciła głową. - Wybacz, że sama niczego nie zrobiłam, ale nie miałam swoich garnków, ani naczyń. Dopiero dziś przyjechały.

- Jeszcze będziesz miała okazję na pewno. A póki co, nie mam nic przeciwko żarciu z pudełka. Ale najpierw przestawię to cholerstwo...

- A ja poszukam sztućców. Kilka na pewno gdzieś mam! - Wskazała palcem na papierową torbę, stojącą przy zlewie. - Mam nadzieję, że pijesz piwo?

- Też pytanie! Jasne, że piję!

- A nie przeszkadza ci picie z butelki?

- Z gwinta najlepiej smakuje!

Anna odetchnęła z ulgą i pochyliła się nad kartonami stojącymi w korytarzu. Rozrywała taśmy, które je oklejały i cały czas poruszała przy tym ustami. Chichotała i mówiła, poruszając przy tym ramionami, gestykulując rękoma i potrząsając głową. John nie rejestrował jednak żadnych słów. Przez moment wpatrywał się w nią, w całkowitym zadurzeniu. Jakby obserwował niespotykane dotąd zjawisko, dostępne tylko raz na milion lat. Wpadła mu w oko. I to bardzo.

W końcu, po zaspokojeniu potrzeb wzrokowych, John wziął się za przesunięcie komody. Sypialnię Anny tworzyło przestronne pomieszczenie. Skromne, schludne, oddalone od reszty pokoi, zapewniające jej ciszę i spokój. Wśród mebli znajdowało się w niej jedynie łóżko, komoda oraz biurko i krzesło obrotowe. Za oknem, w oddali można było dostrzec pętlę autobusową i parkujący na niej autobus.

John spoglądał w kierunku przystanku, kiedy po chwili z rozmyślań wybudziła go Anna.

- Jest idealnie. Jestem ci naprawdę wdzięczna za pomoc.

- Nie ma sprawy, a co zrobisz z tamtymi dwoma pokojami?

- Moje koleżanki je zajmą.

- Koleżanki? - John zmrużył oczy i przez moment w roztargnieniu przyglądał się Annie, która przechadzała się po pokoju. Muskała ręką zwisające firanki. Chwytała za ich końce, poprawiała je i układała. - Myślałem, że sama będziesz tu mieszkać.

- Przecież to za duży dom, bym sama w nim mieszkała.

- No tak, ale jednak tak przyszłościowo, lepiej mieć swoje własne lokum.

- Na to jeszcze znajdę czas.

- Może i racja. Będziesz miała tańsze rachunki. Ale... - odchrząknął i zerknął przez okno. Nie chciał by widziała jakie emocje miał w tym momencie wypisane na twarzy, zatem odwrócił głowę i dodał: - ...trudniej będzie ci przyjmować gości.

- A to dlaczego?

- Mam na myśli gości płci przeciwnej.

John obrócił się i spojrzał Annie prosto w oczy, a ona niemal od razu spuściła wzrok. Jej policzki znowu zrobiły się zaczerwienione.

- Jakoś to... poukładamy.

Poukładamy? My? John przyglądał jej się z zaciekawieniem. Miała na myśli siebie i koleżanki, czy może... ?

- Chodźmy już. Kolacja czeka.

- Dobrze, ale może wpierw doprowadzę się do ładu? Wziąłbym szybki prysznic. Mogę skorzystać z toalety?

- Oczywiście, że możesz! Jest na końcu korytarza. Zaraz przyniosę ci czysty ręcznik.

- Ok, to zajmie tylko chwilkę.

- Może nawet znajdę jakąś szeroką koszulkę.

John udał się korytarzem do łazienki i od razu zrzucił z siebie koszulkę, którą cisnął na pralkę. Obejrzał zadrapanie, jakie miał na brzuchu, po prawej stronie pępka, po czym przemył je zimną wodą.

- Znalazłam tylko taką!

Anna trzymała w rękach szarą koszulkę i duży ręcznik. Przesuwała się coraz bliżej, kiedy niespodziewanie podniosła wzrok i spojrzała w kierunku półnagiego Johna, który obrócił się w jej stronę. Zatrzymała się, jak wryta. Omiotła wzrokiem jego tors, a jej usta się rozchyliły.

John dałby słowo, że słyszał wyraźnie jej przyśpieszony oddech. Widział jej dekolt, unoszący się gwałtowniej. Jej oczy badały jego ciało, przeskakując z miejsca na miejsce, kiedy w końcu zatrzymały się dłużej na jednym, konkretnym punkcie, znajdującym się na jego lewej piersi.

John zorientował się, na co tak zerka Anna. Przesunął się nieznacznie w bok, osłaniając resztą ciała swój lewy profil, po czym spojrzał jej w oczy.

Anna, niczym wybudzona z transu, wypuściła nerwowo powietrze przez usta i także podniosła wzrok. Ich spojrzenia się spotkały, ale Anna nie starała się utrzymać swojego. Od razu odwróciła głowę i niczym spłoszone zwierzę cofnęła się tak gwałtownie, że ręcznik wypadł jej na podłogę.

- Przepraszam! Zaraz przyniosę ci drugi!

- Przecież nie musisz. Wezmę ten.

Dziewczyna jednak nawet nie zerkając w jego stronę położyła na szafce koszulkę, po czym wybiegła z toalety.

John obrócił się w stronę lustra i niechętnie położył wzrok na swoim brzuchu. Był płaski, może nie wyrzeźbiony, jak u modela z okładki, ale dawał radę. Na jego szyi zawieszony był kulkowy łańcuszek, do którego takimi samymi kulkowymi łańcuszkami, choć krótszymi, przyczepione były dwa prostokątne nieśmiertelniki.

Posępnie przesuwał wzrok coraz wyżej, kierując się po nieowłosionym torsie, aż w końcu zatrzymał spojrzenie na swojej lewej piersi, odbijającej się w lustrze. Znajdowała się na niej kilkucentymetrowa wąska i pochylona na bok blizna. John przyjrzał się jej, po czym wyprostował się i pełną dłonią ją rozmasował.

- Nawet po tylu latach, nadal... - zacisnął palce na mokrej umywalce i pochylił się nisko nad zlewem - ...jakby nic się nie zmieniło. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro