Rozdział 60 Izabella

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Telefon Johna zabrzęczał. Zerknął na niego. Wiadomość od Izabelli. Puknął dwukrotnie w ekran i odczytał wiadomość, jaką otrzymał: Ok, przyjedź po mnie. Spakował się w ciszy. Przechodząc obok pokoju Finna, wsunął liścik pod jego drzwi, po czym wymknął się niepostrzeżenie z posesji.

Odjechał.

Telefon warczał przez całą drogę, wibrując na siedzeniu obok. Nie odbierał połączeń, nie czytał wiadomości - wiedział od kogo przyszły. Każda była od Anny. John zerknął na pojawiający się i znikający napis na ekranie swojej komórki: Finn dzwoni. Ulżyło mu, ale nie chciał z nim rozmawiać. Wiedział, co musi zrobić. Wszystko zostało już powiedziane.

Przyszedł sms. Tym razem od Finna: W końcu to do ciebie dotarło. Najwyższa pora. I przestań użalać się nad sobą. Szukasz prawdy, to spójrz w lustro. Zmierz się z nią. I zajmij się Anną. Chyba już wiesz, co musisz zrobić.

John przeczytał wiadomość i rzucił telefon z powrotem na fotel. Zerknął w lusterko i z impetem nacisnął na pedał gazu.

- Doskonale, kurwa, wiem, co mam zrobić!


2

Zasłony uderzyły o ścianę i blask słońca padł na twarz Johna. Zmrużył oczy i odwrócił wzrok.

- Izabello.

- Za mocno? - zapytała.

Zakrył ręką czoło.

- Jesteśmy dzisiaj nie w humorze? - zagadnęła, uśmiechając się zaczepnie.

- Będę, jeśli nie zasłonisz choć trochę tych okien.

Izabella zasłoniła jedno okno i wróciła do niego. Uklękła przed fotelem, na którym siedział i od razu skierowała ręce do jego rozporka.

- Już nie będziesz zrzędził.

Rozsunęła jego rozporek i pochyliła się nad nim. Objęła go całego. Wsunęła głęboko. Tak jak lubił.

John poruszał się szybciej, coraz bardziej wypinając członka do góry. Położył rękę na jej głowie, ściskał krótkie włosy, przeplatające się między jego palcami...

Odpływał.

Wszedł w nią cały. Czuł opór jej gardła. Przytrzymał jej głowę i trzymał tak długo, aż jej ręka uderzyła kilkakrotnie o jego udo. Puścił ją natychmiast.

Podniósł się i stanął przed nią. Spojrzał w dół. Ocierała ślinę z twarzy. Poczekał aż skończy, a kiedy tylko skończyła, pozwolił, by go rozebrała. Spoglądał na nią z góry, nagi - w całej okazałości.

Podniosła wzrok i spojrzała na jego męskość. Chwyciła go obiema rękoma. Masowała, turlała w dłoniach.

- Już zapomniałam jaki jesteś. Brakowało mi tego.

- Twój mąż cię tak nie rżnie?

- On ledwie trafia tam, a co dopiero tu.

John objął ręką jej podbródek i ustawił go na odpowiedniej wysokości.

- Nic już nie mów. 




KONIEC TOMU PIERWSZEGO

w przygotowaniu kolejna część^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro