Rozdział 8 Poziomka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

John kroczył chodnikiem z kostki brukowej, prowadzącym do domu Anny. W ręku ściskał niewielkie zawiniątko, które chował za plecami.

Seks to problem. A zatem lepiej o nim póki co nie wspominać, pomyślał. No, lepiej go uprawiać. Roześmiał się i zmierzwił ręką włosy. Pomarzyć możesz! Ok, seks to słowo klucz - problem! Nie używamy go! Zapominamy o seksie!

Zatrzymał się przed drzwiami, spojrzał po sobie, odchrząknął, po czym pewnie zapukał. Anna otworzyła mu od razu, uśmiechnięta od ucha do ucha. Jej ciało zakrywała jedynie zwiewna czerwona sukienka, z wzorem w białe malutkie kwadraciki, wiązana wstążkami na odkrytych ramionach.

Kurwa, jest jeszcze piękniejsza niż rano...

Ukłonił jej się, pochylając nisko głowę, tak by zatuszować fakt, iż właśnie bezczelnie obcinał ją wzrokiem od góry do dołu.

- Jaki elegancki! I to cały na czarno! Lubisz chyba ten kolor? - Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach i tym razem to ona popatrzyła na niego od góry do dołu. - A nie pomyliłeś domów przypadkiem?

John zaśmiał się i pokręcił głową na boki, mocno ściskając schowaną za plecami paczuszkę.

- No właśnie chciałem zapytać o drogę. Umówiłem się w którymś z tych pięknych domów ze śliczną dziewczyną o kasztanowych włosach, smakującą jak poziomka... Ale jak wychodziłem od niej nocą, to było tak ciemno, że zgubiłem drogę. Wiesz może gdzie mogę ją znaleźć?

- Trzeba było się nie skradać nocą, tylko jak dżentelmen zawitać do niej za dnia!

- Tak zrobiłem. Jednak czas płynął... - wszedł po schodkach, powoli stawiając każdy krok i nie odrywając wzroku od jej oczu - ...i noc nas zastała. A ja, zwiedziony jej urodą i smakiem słodkich poziomek, zapomniałem o całym świecie.

- Więc to wina poziomek?

Zatrzymał się tuż przed drzwiami, zaciskając dłoń na framudze. Pochylił się do przodu i zawisnął tuż przed jej twarzą.

- Nie, one są niewinne. To wina dziewczyny, której ciemną nocą skradłem pocałunek.

Anna uśmiechnęła się delikatnie, a rumieńce oblały jej policzki. Ścisnęła mocno wargi, układając je w dzióbek, po czym popatrzyła na Johna z powagą.

- Dobrze trafiłeś, ale jeszcze jej nie ma. Jak chcesz, możesz zaczekać na nią w środku.

Uchyliła szerzej drzwi, przesuwając się na bok, a John wszedł do środka podśmiewając się pod nosem.

Szalona dziewczyna. O tak, lubi się bawić.

- A wiesz może... o której może wrócić? - Zatrzymał się tuż za drzwiami i jakby nigdy nic rozejrzał się po salonie. - Mieliśmy iść do kina.

Anna uśmiechnęła się tajemniczo, po czym zbliżyła się do drzwi i przekręciła w nich kluczyk. Pociągnęła za klamkę raz, stanowczo, po czym powoli obróciła się w stronę Johna.

- Pojęcia nie mam.

- Cóż, mamy jeszcze czas... - wydął wargi i zerknął na zegarek, zaciskając mocno usta i próbując powstrzymać śmiech. - Myślę, że powinniśmy zdążyć.

Anna podeszła do niego, trzymając wzrok nisko. John zerkał na nią z góry i starał się zajrzeć pod kosmyki włosów, otulające jej twarz i zakrywające policzki. Zastanawiał się, co ukrywa pod burzą włosów. Rumieńce na pewno, ale co jeszcze? Kolejny tajemniczy uśmiech? Intrygę?

Niespodziewanie Anna podniosła wzrok i zawiesiła ręce na jego szyi. Jej palce sunęły po jego głowie, błądząc w jego włosach. John odchylił do tyłu głowę, ale nie cofnął się. Instynktownie złapał ją w pasie ręką i przycisnął do siebie.

- To może zanim się pojawi... - zbliżyła usta do jej warg i ugryzła go w dolną, pociągając ją - ...posmakujesz mnie?

John zastygł, a soczysty ból z przygryzionej wargi rozszedł się po całym jego ciele. I tylko jedno słowo cisnęło mu się na usta: kurwa...

Przesunął rękę niżej, wsunął ją pod jej sukienkę, układając ją pod jej pośladkami i podniósł ją do góry. Trzymał palce na skąpych koronkowych wyżłobieniach, ozdabiających jej jędrną pupę i choć ich nie widział na oczy, w myślach potrafił je sobie bardzo szczegółowo wyobrazić.

Anna objęła go nogami w pasie, zaciskając na nim mocno swoje uda. Przeniósł ją tak kilka kroków i docisnął do drzwi, w drugim ręku nadal trzymając paczuszkę.

Trzymaj pudełko, trzymaj to cholerne pudełko..., powtarzał w myślach, kiedy Anna tarmosiła jego włosy we wszystkie strony. Całowała go w usta, przesuwała wargi po jego gładko ogolonej twarzy, muskając czubkiem języka jego skórę. Był w niebie.

- Dziewczyno, nie całuj mnie tak, jeśli mamy się powstrzymywać od seksu...

- A kto powiedział, że mamy się powstrzymywać?

Odchylił głowę. W jej dużych, ciekawych oczach, niczym chochliki pobłyskiwały światełka.

Jest ciekawa. Jest mnie tak bardzo ciekawa.

- Igrasz ze mną?

- Uwielbiam twój zapach. Cudownie pachniesz. - Zatrzymała usta przy jego uchu, po czym zacisnęła na nim delikatnie zęby i pociągnęła je. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa...

John walczył ze sobą, próbując zachować czysty, niezmącony pożądaniem umysł. Rozdzielając to, co już wiedział, od tego czego pragnęło jego ciało. Kiedy jednak Anna ponownie przyssała się do jego ucha, poczuł, że poległ. Złapał ją mocniej w pasie, niekontrolowanie przyciskając ją do siebie i popychając coraz bardziej na drzwi. Jej odkryte ramiona i dziewczęce wstążki od sukienki kokietowały go. Jakby szeptały i zachęcały na więcej. Złapał za jedną, pociągnął ją zębami, aż rozsupłana opadła na jej piersi, odkrywając cielisty, koronkowy biustonosz i uwydatniając jej piersi. Pełne, wręcz obfite. Nieprawdopodobnie duże, u tak szczupłej dziewczyny. Idealne. Zanurkował i przylgnął ustami do okrywającego je cienkiego materiału.

Klamka brzdękała, poruszając się nieregularnie pod wpływem nacisku jej pośladków. I ten metaliczny, surowy dźwięk był melodią dla jego uszu. Niczym dzwon kościelny oznajmiał wszem i wobec, że o to właśnie dzisiaj John będzie obcował z tą przepiękną dziewczyną. Nic więcej nie trzeba było dodawać. To było dla niego wręcz oczywiste.

Anna obróciła głowę, zerknęła na klamkę i roześmiała się, nadal trzymając ręce splecione na szyi Johna. Pociągnęła go do siebie i wtuliła jego głowę w piersi. Wyginała się, a on nie przestawał jej całować. Tarmosił w zębach delikatną koronkę od jej biustonosza, ciesząc się w myślach, że wszelkie jego wcześniejsze przemyślenia były błędne - Anna jednak nie jest tak nieśmiała, jak podejrzewał! I kiedy dumał w myślach o własnej głupocie, przeplecionej radością z tego, co się właśnie między nimi działo, Anna niespodziewanie oparła się plecami o zimne drzwi i zacisnęła palce na jego skórzanej kurtce. Przesuwała dłonie wzdłuż jego ramion i dłoni, aż nagle się zatrzymała.

- Co to takiego?

John podniósł głowę, wypuszczając z zębów materiał od jej biustonosza. Anna przyglądała się paczuszce, którą ściskał w ręku. Papier, w jakim się znajdowała był cały powyginany.

Opuścił Annę ostrożnie i zrobił krok do tyłu.

- A to jest prezent dla ciebie.

Wypuścił powietrze, złapał kilka oddechów, jednocześnie poprawiając przy szyi guziki od czarnej koszuli, po czym rozchylił papier i wyciągnął z niego małą roślinkę.

- Co to jest? - Anna od razu się pochyliła, jednocześnie zawiązując ramiączko od swojej sukienki i przytknęła nos do rośliny. - To jakaś... sadzonka?

- Tak. Pamiętałem, że nie lubisz ciętych i zrywanych kwiatów, więc przyniosłem ci sadzonkę. - Obrócił w dłoni roślinę i podniósł ją do góry, ukazując napis znajdujący się poniżej liści. - To poziomka.

Anna rozchyliła usta i wydała z siebie ciche westchnięcie, po czym uśmiechnęła się tak uroczo, że John momentalnie poczuł, iż traci grunt pod nogami. Wzięła w dłonie roślinę, delikatnie i ostrożnie, jakby niosła najbardziej kruchą rzecz na świecie i położyła ją na stole.

John wykorzystał chwilę jej nieuwagi i gdy tylko obróciła się do niego plecami, położył rękę na swoim kroczu i poprawił spodnie.

No i chuj, stanął mi. Dobrze, że założyłem ciaśniejsze spodnie.

- Poziomka? - Zaśmiała się i spojrzała w jego stronę, a John od razu zabrał rękę z krocza. - Ale ja nie wiem, czy będę umiała się nią zająć!

- Ale ja będę umiał. Pokażę ci.

- Ale jak?! Skąd masz taką wiedzę?! - Zerwała się i pobiegła do kuchni. Napełniła połowę szklanki wodą i od razu podlała roślinkę. - Przecież nie jesteś ogrodnikiem!

- Nie, nie jestem. - Roześmiał się, po czym wyciągnął rękę w jej kierunku. - Ale chodź! Kino czeka! Mieliśmy iść na randkę, pamiętasz?

- Oczywiście, że pamiętam! Ale - Anna zerknęła na stojącą na blacie sadzonkę - gdzie ją posadzimy?!

- Już ja wiem gdzie. O nic się nie martw, dziewczyno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro