ROZDZIAŁ SPECJALNY II Seto [20]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Upadł na ziemię i zdał sobie sprawę, że w miejscu, w którym dopiero stał, stoi teraz inny mężczyzna. Czarna peleryna zwisała z jego pleców, na głowie miał czarną jak smoła koronę, a w ręku dzierżył laskę. Od tyłu wyglądał jak czarodziej z powieści Tolkiena, Gandalf, ale nie biały, a czarny. Kapelusz zastąpiła mu korona. Ale kiedy się obrócił...

Mężczyzna wyprostował się i zwinnym ruchem zerwał z siebie płaszcz, który rzucił w kierunku swojego kompana. Ten złapał go i przewiesił przez ramię. Mężczyzna zwany Seto, bo John już czuł w kościach, że to on, niespodziewanie obrócił się gwałtownie i utkwił wzrok w skraju lasu. Jego ciemne jak noc oczy wpatrywały się w jeden punkt i John dobrze wiedział gdzie patrzył, a raczej na kogo. Ale skąd on wiedział tak szybko, że oni tam są? Wyczuł ich? Czy może... w jakiś tajemniczy sposób posiadł informacje, który miałem... i ja?

Jego palce zacisnęły się na długiej na dwa metry metalowej włóczni, którą trzymał przewieszoną na plecach. To nie była laska, czy lanca, ale włócznia. Czarne włosy, krótko przystrzyżone, sterczały niechlujnie we wszystkie strony. Wyglądał jak John, ale... starszy. John spostrzegł przebicia szarości w jego włosach, liczne zmarszczki na twarzy, szczególnie w okolicach kącików oczu. Był tęższy od Johna. Ale nie grubszy, a bardziej umięśniony. Może to wina tego świata?, pomyślał John. U nas nie trzeba walczyć o jedzenie, czy też użerać się z bestiami...

Seto przerzucił na niego spojrzenie, a John zastygł w bezruchu.

Czy on mnie... usłyszał?

- On musi wiedzieć - powiedział niespodziewanie Seto, kierując głos w stronę swojego przyjaciela. - Spraw by wiedział.

Mężczyzna z chustą, o końcach przypominających dziewczęcą kokardkę, skinął.

John leżał w śniegu i spoglądał raz na jednego, a raz na drugiego z mężczyzn. Ogień skwierczał jak skwarka wytapiająca z siebie resztki tłuszczu. John wolał nie wiedzieć, co teraz pożerały jego języki. Czyj tłuszcz... wypalały?

Seto obrócił się w stronę Johna. Jego ubranie było poszarpane i podarte, jakby dopiero co stoczył walkę na śmierć i życie. Może i stąd nieład w jego fryzurze. Bujna szpakowata broda pokrywała gęsto jego policzki i podbródek. John ledwie mógł dojrzeć jego usta. Po policzku spływała mu krew. Całą lewą stronę twarzy miał zakrwawioną i pokrytą miejscami płynną, a miejscami zeschniętą już krwią. Uniósł rękę wysoko ponad swoją głowę. Dopiero teraz John zdał sobie sprawę, że jego ramię było dwa razy takie jak Johna. Tors masywny i szeroki. Ten człowiek musiał stoczyć niejedną bitwę, pomyślał John, po czym dodał, w myślach: Ale... czy to aby... człowiek na pewno?

To, co stało się chwilę po tym, wydarzyło się tak szybko, że John mógł tylko obserwować. Seto rozczapierzył palce w powietrzu i w tym samym czasie z ziemi wystrzeliły podłużne, wielkości pierogów, białe, poruszające się jak w jakimś nagłym ataku, glisty. Stojący obok niego mężczyzna jedną ręką złapał się za głowę, a dokładnie za czoło, a może jedynie za skronie - jakby chciał rozmasować bolące oczy, a drugą wyrzucił w kierunku wzlatujących robali. Wyglądał jakby lamentował, krzywiąc się z bólu.

Seto zacisnął palce w pięść, a białe glisty... eksplodowały, tuż nad ich głowami.

2

John leżał płasko na ziemi, powalony od podmuchu z jakim na jego oczach wybuchły kleiste robale. Wiedział, że były kleiste, bo teraz oklejały jego ciało. Twarz, ramiona, klatkę piersiową. Ale nie były już białe, a srebrnozłote. Podniósł głowę. Mężczyzna w chuście nadal trzymał się za głowę i pochylony stał przed nim. Kokardka na jego głowie szamotała się, jak ptak schwytany w klatkę. Z nieba sypał się złoty deszcz.

John usiadł na ziemi. W oddali, zaledwie kilka metrów przed sobą, ujrzał Seto. Ale już nie stał, a pędził w kierunku lasu. Złote drobinki deszczu pokrywały jego ramiona, włosy, całe ciało i jak ogon komety odznaczały jego kroki na śniegu. Bestia biegła tuż obok niego. Nagle Seto machnął ręką, a stwór odbił na prawo. Stojący na skraju lasu Seja wzdrygnął się i przerzucił na nich wzrok. Nie bał się wcześniej, ale teraz w jego oczach John ujrzał przerażenie. Cofnął się, a stojąca przy nim dziewczyna zaczęła powoli obracać się w kierunku biegnącego w jej stronę Seto.

Seto złapał za włócznię.

- Assa saj najaa... oj saj najaa... - szeptał mężczyzna z kokardką.

Ale John nie patrzył na niego. Chciał wiedzieć, co się wydarzy. Czy Seto dopadnie Seję? Czy go pokona?

Seto wyskoczył zza wzniesienia, w ręku trzymając włócznię, którą cisnął z impetem w kierunku Seji. Dziewczyna niemal już zdążyła obrócić głowę, ale Seja nie pozwolił by jej wzrok spoczął na Seto. Uderzył ją ręką w klatkę piersiową i odepchnął. A ona tak samo jak przed chwilą John, opadła bezwładnie do tyłu. Włócznia błysnęła tuż nad głową Seji, który uchylił się w ostatnim momencie. Sporo zaryzykował, by odepchnąć dziewczynę. Włócznia i tak by jej nie sięgnęła, bo Seto w nią nie celował, więc dlaczego Seja ją odepchnął?, rozmyślał gorączkowo John. Nie chciał by go ujrzała.

W tym samym momencie, kiedy Seja się uchylił, a włócznia błysnęła tuż nad jego głową, Seto skoczył i złapał dziewczynę w ramiona, a bestia wynurzyła się zza szponów mrocznego lasu. W wyskoku, z otwartą na pełną szerokość paszczą zamierzyła się na głowę Seji. A ten... rozpłynął się w powietrzu w momencie, kiedy jej kły miały zatopić się w nim już na dobre.

Bestia kilkakrotnie zatoczyła koło wokół własnej osi, po czym podbiegła do swojego pana. Seto nadal ściskał w ramionach dziewczynę. Nagle wyprostował się i spojrzał prosto na Johna. John nie mógł go usłyszeć z takiej odległości, a jednak słyszał w głowie jego głos. Teraz rozpoznałby go wszędzie. Był szorstki i wyniosły.

"Przeskoczył do innego świata."

"Co?"

Ale Seto nie odpowiedział, tylko powoli zmierzał z powrotem. Szedł dostojnie, trzymając w ramionach kobietę. Bestia kroczyła krok w krok za nim, trzymając pysk nisko przy ziemi. John miał wrażenie, że chłeptała ze śniegu rozbryzgane w nim robale.

Seto przystanął przy swoim przyjacielu, który już nie trzymał się za głowę, ale stał zgarbiony, jak starzec. Utkwił wzrok w nieprzytomnej dziewczynie, kołyszącej się jak kwiatek na jego ramieniu.

- Być może uciekł do twojego.

- Do mojego?

- Światów jest wiele. A on może odwiedzić każdy z nich. Chyba że... - zaczął, ale po chwili urwał.

- Chyba że?

- Chyba, że już ją spotkał. Wtedy będzie wracał tylko do niej. Musisz go zgładzić, albo przegonić do mnie. A ja go zgładzę.

- Zgładzić...

- Jesteś żołnierzem, prawda? - Kucnął i pochylił się nad leżącym Johnem. - Masz oczy wojownika.

- To było... dawno temu.

- Dzielimy tę samą historię, Johnie. - Skinął porozumiewawczo. - Też miałem przerwę, ale oto jesteśmy tutaj. Na skraju istnienia tego świata.

Bestia - być może znudzona, a może najedzona robalami - przydreptała do niego. Jej szpiczaste uszy trzepotały jak wiatraczki na porywistym wietrze. Może tak była bardziej czujna. Piana sączyła się z jej pyska. John miał nadzieję, że to piana, choć znał konsekwencje tego zjawiska. Z dwojga złego, wolał pianę niż resztki niedojedzonych glist.

Seto przycisnął dziewczynę mocniej do swojego torsu, po czym ostrożnie ułożył ją na grzbiecie stwora. John zerknął na nią ukradkiem. I choć bardzo się starał tego nie robić, nie wytrzymał i pomyślał: jak, u diabła, oni to robią? Przecież on jest ogromny! A ona jest taka drobna! Jak oni... Jak on...Przecież gdyby... ale jednak, skoro jest jego żoną... ale jak?! Musi rozsadzać ją od środka! Boże Jedyny, a myślałem, że to ja jestem duży!

Seto obrócił się i zmierzył go wzrokiem. Był potężny. John nie miał pewności czy usłyszał jego myśli, ale założył, że tak. Nawet zastanawiał się, co mógłby powiedzieć, ale w tym samym czasie Seto niespodziewanie się wyprostował. Z przygarbionego i wyglądającego na obolałego, przemienił się w rosłego chłopa w kwiecie wieku. Bestia leżąca przy nim, rzuciła się na cztery łapy i zawyła tak przerażająco, że w pierwszej chwili John chciał zatkać uszy.

Nie zdążył tego zrobić.

Nawet nie spostrzegł, kiedy Seto złapał za jego koszulkę. Poszybował do góry, jak latawiec. Jakby zdmuchnął go wiatr. Seto uniósł go i postawił na ziemi, przed sobą. Byli prawie równi wzrostem, ale nie tężyzną. Dopiero w tej chwili, John zdał sobie sprawę, że Seto jest dwa razy, a nawet trzy razy taki jak on.

Nie miałby z nim najmniejszych szans. To nie jego czworonożny przyjaciel był bestią, a sam Seto nią był.

- John - powiedział Seto pewnym, doniosłym głosem. John aż zadrżał. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem czyjś głos tak go przerażał i wręcz przeszywał na wskroś.

- T-t-t-a-k?

Seto mierzył go wzrokiem.

- Nie mamy wiele czasu. Nie jesteśmy tu sami.

- Nie?

John rozejrzał się, a wtedy podmuch wiatru zwalił go z nóg. Opadł na kolano, drugą ręką łapiąc się porwanego ubrania Seto. Całe było nasiąknięte krwią.

- Nie ustoisz na nogach - odparł Seto i kucnął przed nim. - Tak jak przypuszczałem.

Ale czyli, że co?, pomyślał John.

- Dam radę, tylko... - wymamrotał John. Za wszelką cenę chciał zgrywać mężnego. Przy takim kolesiu jak Seto nie było innego wyjścia.

Seto złapał go za ramię. Ten facet nie żartował. Z nim nie było miejsca na wygłupy czy kombinowanie, pomyślał John. Może to kwestia wieku, a może po prostu taki był. Surowy i poważny.

- Jeśli nie podołasz, zdradź mi przynajmniej jego tożsamość. Muszę poznać rysy jego twarzy, a wtedy odnajdę go tutaj.

- I zabijesz go? - zapytał John, a Seto skinął. - Ale skoro on należy do twojego świata...

- On nie należy do żadnego ze światów. - Przerwał mu. - Narodził się pomiędzy, bardzo dawno temu. Jest wyrzutkiem.

- No ale...

- Nie mamy wiele czasu. - Seto wskazał podbródkiem na swojego druha. - Jego magia zaraz przestanie działać.

- Przestanie działać?

- Kiedy pył osiądzie - odparł krótko i nachylił się w stronę Johna. - Liczę na ciebie, Johnie Charmer.

Przecież to sen, pomyślał John. Niesamowity, ale sen!

- Nie zawiedź mnie. Sam go nie pokonam.

- Ale... Anna...

- Musisz ją uchronić. Takie jest twoje zadanie. Jedyne zadanie. Ale będziesz też musiał jej zaufać.

- Ufam jej - odparł bez namysłu John. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przecież tak naprawdę nie zna dobrze Anny.

- I dobrze. Musisz ufać swojej królowej - powiedział z powagą Seto. Krew skapywała z jego policzka prosto na kolano Johna. - Moc, która w niej drzemie jest...

Seto urwał. Zaśmiał się i ponownie zerknął w kierunku Hany, a kiedy na nią spojrzał John przysiągłby, że zmarszczki na jego twarzy się wygładziły. Wyglądał jak trzydziestolatek! Jakby ubyło mu od tak z dwadzieścia lat!

- On nigdy nie pojmie jaka jest. Dlatego ona nie jest mu pisana.

- A komu jest?

- Nam - odparł Seto i poklepał go po ramieniu. - Nam, Johnie Charmer.



Wielu z was się pyta, dlatego postanowiłam dodać stosowny komentarz^^.

Więcej o historii Hany i Seto w mojej drugiej powieści Trzy dni w szklanej kuli. Zarówno John Charmer, jak i Kula miejscami się łączą - taka jest fabuła. Ale John ma swoją historię, którą opowiadam tutaj, a Hana swoją w Kuli. Miejscami ich historie będą się przeplatać. Ale każdy z nich ma nadal swój główny wątek we własnej powieści^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro