Rozdział 15 Niezobowiązujący seks

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dotarli do miejsca, w którym wśród krzewów, z unoszącego się niewysoko ponad nimi wzniesienia spływał strumyk, przechodzący w wodospad. Woda rozbijała się o kamienie, niosąc ze sobą delikatny, naturalny szum, po czym płynęła potokiem przez kilka metrów i wpływała do oczka wodnego.

Anna od razu podbiegła do oczka i kucnęła przy nim. Zamoczyła dłoń w wodzie, energicznie nią machając i mącąc. John przyglądał jej się w zupełnym milczeniu. Nie wiedział czemu działała na niego tak kojąco. Czego by nie robiła, wszystko wydawało mu się inne. Bardziej wyraziste i celowe. Piękne i jakby stworzone właśnie dla niej. Jakby żaden jej ruch nie był zmarnowany, a każdy wnosił coś dla świata. Albo tylko dla niego.

Położył koszyk na pniu. Charles przezornie wszystko przygotował. Nawet zapalił światła w ogrodzie. Stary, dobry druh. Choć on wiedział, czego im potrzeba. John sporo powinien się jeszcze od niego nauczyć...

Sięgnął po koc i rozłożył go na trawie. Ostrożnie postawił na nim imbryk. Sięgnął po zapalniczkę i rozpalił świeczkę znajdującą się na podgrzewaczu, po czym opadł na koc i wygodnie się na nim rozłożył.

- Zrobiło się romantycznie.

Anna stanęła tuż nad nim i spojrzała na niego z góry, uśmiechając się zalotnie. John wyciągnął rękę i przyciągnął ją do siebie. Opadła na koc, siadając blisko niego.

- Cóż, jestem mistrzem stwarzania dobrej atmosfery! - Sięgnął po koszyk i wyciągnął z niego butelkę piwa. - Dla ciebie herbata, a dla mnie piwo! Może być? Nadal jest romantycznie?

Skinęła, więc John zaparzył dla niej Earl Grey, a sam sączył piwo chmielowe. Charles nawet o tym pomyślał. Jak on mnie dobrze zna!

- Zaskoczyłeś mnie, kiedy wyznałeś, że nadal pozostajesz w kontakcie z byłą żoną - powiedziała niespodziewanie Anna. - Wybacz, że tak głupio zareagowałam.

Odwróciła głowę i powiodła wzrokiem po strumieniu, ale John czuł, że tak naprawdę unika jego spojrzenia.

- Utrzymujemy relacje biznesowe. Sama rozumiesz.

- Relacje biznesowe...- Rzuciła mu przelotne spojrzenie, z gracją wzruszając ramionami. - Ale po co?

- Widzisz, ja zawsze byłem wojskowym. Obracałem się tylko w tym. A moja żona prowadziła firmę. Taką jak ta. Bez sensu było tego nie powielić, tym bardziej, że mieliśmy wszystko podane niemal na tacy.

- To ty robiłeś karierę w wojsku, a ona prowadziła ogrody?

- Tak. A gdy się rozstaliśmy, rodzice namówili mnie bym i tutaj otworzył kolejną firmę. I tak zrobiłem. - Podniósł głowę i wskazał na przeszklony budynek. - Z czasem postanowiłem wybudować tu biuro. Sam wymyśliłem kształt budynku. Chciałem by był przeszklony. A moja żona zajęła się resztą, dodając przy tym sporo ciekawych udogodnień. - Uśmiechnął się na samo wspomnienie o niej, ale szybko opuścił głowę, by Anna tego nie dostrzegła. - Znała moją fascynację nowinkami technicznymi. I w końcu to biuro, stało się moim domem.

- To dlatego tak często tutaj jesteś. Nawet trzymasz tu swoje ciuchy, perfumy...

- Trzymam tu rzeczy, bo przez ostatnie dwa lata tu mieszkałem.

Anna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.

- Jak to? Tutaj, w biurze?

- Tak, wcześniej wynajmowałem mieszkanie uczelniane, z innym profesorem. Ale to się nie sprawdzało. - Poderwał się i odszedł kawałek, by zapalić papierosa. - Zbyt wiele odmiennych upodobań. Mało dyskrecji. A firma już wtedy działała, budynek stał, więc go zagospodarowałem pod siebie.

- To po co kupiłeś dom?

- A chciałabyś stale mieszkać we własnym biurze? Gdzie co dzień krzątają się twoi pracownicy? Potrzebowałem więcej prywatności, niż daje mi to miejsce. Niezależnie od tego, jak spektakularne jest.

- Prywatności... Dyskrecji... Widzę, że to ważne wartości dla ciebie.

- Nawet bardzo ważne. Wręcz niezbędne.

Anna przewróciła oczami, a John od razu to podłapał. Chciał wiedzieć o czym pomyślała, ale postanowił nie dać się wciągnąć w jej gierki.

- Więc to jest wasze wspólne przedsięwzięcie. - Rozejrzała się dookoła, po czym spojrzała na niego. Jednak tym razem jej spojrzenie było inne. Dumne, odległe, oschłe. - Twoje i twojej byłej żony?

- Można tak powiedzieć. - Pociągnął papierosa i zbliżył się do niej na tyle blisko, by mógł swobodnie zerkać jej w oczy, jednocześnie nie szkodząc jej dymem. - Posłuchaj, moja żona jest daleko stąd. Bardzo daleko. Ona prowadzi swoją firmę, a ja tę. Widujemy się rzadko. Może raz na rok, na pół roku. Także nie masz się o co martwić...

- A niby o co miałabym się martwić? - wtrąciła Anna, po czym parsknęła głośno śmiechem. Ton jej głosu nie przypadł Johnowi do gustu. Był melodyjny i wręcz teatralny, jakby kpiła. - O twoją byłą żonę, z którą nadal jesteś blisko i którą nadal, jak widać, podziwiasz?

- Podziwiam?

John cisnął papierosa na ziemię i od razu przygasił go butem. Usiadł przy Annie, choć ona nie wyglądała ani trochę na zadowoloną z tego powodu. Jednak trzymała głowę prosto, jak na dumną istotę przystało. Mierzyła go srogim spojrzeniem. Nieśmiałe, dziewczęce chochliki gdzieś przepadły. To była lwica, a nie niewinne lwiątko. Pewna swego, wyniosła i nieprzejednana.

- Sposób, w jaki ją wspominasz. To, jak o niej mówisz. - Zacisnęła zęby, jakby kolejne słowa sprawiały jej ból, poprzez samo ich wypowiedzenie. - Z uczuciem, szacunkiem.

- A to aż takie dziwne? To świetna projektantka. A ja szanuję osoby posiadające pasje i odwagę, by je realizować. Poza tym, to wspaniała kobieta. O dobrym sercu...

- Nie chcę o niej mówić! A już tym bardziej słuchać, jaka to jest uzdolniona i cudowna! - Przerwała jego wypowiedź. Zerwała się na równe nogi, plącząc się w kocu i niemal upadając. Szybko jednak odzyskała równowagę. John nawet nie zdążył jej pomóc. Po chwili stała już na przeciwko niego i spoglądała mu w oczy mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. - Skoro jest taka niesamowita, to czemu nie jesteście już razem?!

- To długa historia.

- Mamy czas! Mogę posłuchać!

- Nie sądzę, by był to odpowiedni czas na to. Tym bardziej, kiedy ewidentnie dałaś się ponieść mylnym emocjom.

- Mylnym?! - Parsknęła śmiechem. - Żartujesz sobie?!

Lał się z niej żar, a John czuł, że niebo właśnie waliło mu się na głowę. A wystarczyło, by się opamiętał i słowem nie wspominał żony...

Przez moment dumał, jak powinien się zachować. Co zrobić, by bardziej nie zaognić tej sytuacji? Sam nie był ucieleśnieniem spokoju. Potrafił panować nad sobą, ale trzymanie emocji w ryzach nie było jego mocną stroną. Jednak, był starszy. Dojrzalszy. A to zobowiązuje. Tak wierzył, przynajmniej.

- Ok - powiedział po chwili. Usiadł po turecku i klepnął się po kolanach. - To wal.

- Co takiego?!

- Mów, co ci leży na sercu. Nie docinaj, nie rób mi wymówek. Tylko powiedz jasno, o co ci chodzi i w czym jest problem.

- Nie ma żadnego problemu!

- Przecież wyczuwam wyraźną wrogość z twojej strony. Chodź, usiądź przy mnie. Porozmawiajmy na spokojnie. - Wyciągnął rękę w jej kierunku, ale Anna natychmiast się cofnęła. Jakby nie chciała, by nawet o milimetr naruszył jej terytorium. - Jesteś zazdrosna. Czujesz zagrożenie. Wybacz, nie przypuszczałem, że wzmianka o mojej żonie tak cię poruszy. Nie powinien był jej wspominać...

- Możesz o niej mówić, skoro najwidoczniej nadal o niej myślisz!

- Nie zrobiłem tego dlatego, że podświadomie tęsknię za nią! To jest dawno skończony związek! Nie jesteśmy razem od prawie dziesięciu lat! - Zacisnął zęby i pozwolił sobie na chwilę ciszy, by zapanować nad emocjami. - Ja mam swoje życie tutaj, a ona swoje u siebie. Tylko drobne sprawy, jak interesy, jeszcze nas łączą. I to rzadko, gdyż ona przeważnie kontaktuje się z Finnem, a nie ze mną. Zapewniam cię, że uczuciowo nie jestem obecnie związany z żadną kobietą. Także nie masz czego się obawiać.

- Uczuciowo? Co to w ogóle znaczy?!

- To, że nie jestem zaangażowany emocjonalnie. W żaden związek.

- Czyli jak mam to rozumieć? Nie jesteś zaangażowany, a zatem możesz tak skakać z kwiatka na kwiatek i każdej dziewczynie mówić to samo?! To takie wygodne! - Wzruszyła ramionami, próbując naśladować jego ruchy. - Zwyczajnie nie jestem zaangażowany! I już!

- Przeceniasz chyba moje możliwości. Spotykam się tylko z jedną dziewczyną naraz. Niezależnie od tego, czy się zaangażowałem, czy nie.

- Na raz... No tak. Dzisiaj ze mną, jutro z inną. Tak bez zaangażowania!

John odchylił do tyłu głowę. Cumulusy sunęły leniwie, a on pozazdrościł im nieuczestniczenia w tej sprzeczce. Gdyby mógł, uciekał by teraz razem z nimi.

Przy niej nawet na chwilę nie mogę opuścić gardy. Każde słowo muszę ważyć z ostrożnością. Ona wyłapie wszystko! Co za dziewczyna! Mogłaby być detektywem!

- Może źle się wyraziłem. Próbowałem powiedzieć ci, że jestem zwyczajnie wolny. Uczuciowo też.

- Czyli to robiłeś.

- Co robiłem?

- Z dziewczynami! Bez jakichkolwiek uczuć! - krzyknęła z oburzeniem, potrząsając przy tym energicznie głową. Jakby sama myśl wprawiała jej ciało w niekontrolowane drgawki. - Skoro dzielisz relacje na z uczuciami i bez, to znaczy, że sam niezobowiązujący seks też miałeś!

- Seks nigdy nie jest zupełnie niezobowiązujący. Ale tak, choć nadal była to relacja.

- Relacja?! Jaka to może być relacja, jeśli trwała tylko jedną noc?! - Złapała się za głowę i roztrzepała na boki swoje bujne włosy. - Boże, jakie to... małostkowe!

- Małostkowe?

- I obrzydliwe! Jakbyś bał się ubrudzić i robił to w rękawiczkach!

- Przecież nie mogłem wiedzieć, że to będzie tylko jedna noc!

- Jasne, nie mogłeś. Ciekawe ile było tych biednych dziewczyn? Wiedziały o innych?!

- Czy ty na prawdę masz o mnie takie złe zdanie, czy tylko się ze mną droczysz? - Podniósł się i stanął na przeciwko niej. - Spotykam się z jedną partnerką, przez cały czas trwania łączącej nas relacji. Ty też miałaś kiedyś facetów i ja cię o nic nie wypytuję, ani tym bardziej nie oceniam!

- Bo masz to gdzieś!

- Czy gdybym miał to gdzieś, to traciłbym czas na pogawędki z tobą?! - Warknął i pokazał ręką na biuro. - Zabrałbym cię po prostu do moich kwater i tam przeleciał!

- Ale taki nie jesteś przecież! - Nachyliła się do niego, uśmiechając się dziwnie. Zupełnie inaczej niż dotychczas. John widział w tym skrytym uśmiechu, nutkę szaleństwa. - Ty jesteś porządny. Zawsze masz... relację. Zero uczuć. Ale musisz zadbać, by ta cała otoczka trwała!

- Co ty pieprzysz, do cholery?!

- Jesteś panem dżentelmenem! Ale tylko w swoich oczach! Tak byś sobie nie mógł nic zarzucić!

- Akurat sobie to wiele zarzucam. Wierz mi.

- Ale nie sporadyczny seks z dziewczynami! Nie angażujesz się uczuciowo, ale każdej dajesz nadzieję i złudzenie, że może być inaczej!

- No bo zawsze może być inaczej! Jest taka możliwość przecież! Nie znam przyszłości! Nie mam w kieszeni wszechwiedzącej kuli! To w czym tu moja wina?!

- Bo żadnej nie kochałeś!

- Dziewczyno, o czym my w ogóle rozmawiamy? - Zrobił krok w jej kierunku, zatrzymując się tuż przed nią. Ich ubrania ocierały się o siebie. - Numerek na jedną noc chcesz nazwać miłością? Bo takie też miałem! I wybacz, że się od razu nie oświadczyłem kolejnej z panienek!

- Zabawne, że w ogóle na mnie tracisz czas. Musiałeś już zauważyć, że ja nigdy się z tobą nie prześpię. Na pewno nie tak, jak ty to do tej pory robiłeś. Nie zaliczę wspaniałego seksu z tobą, tylko po to, by się dowiedzieć rano, że mam już sobie pójść.

- Myślisz, że to z powodu seksu nie widywałem się potem z tymi dziewczynami?

- A tak nie było?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro