Rozdział 21 Tylko jedną i tylko sypaną

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

John otworzył powieki i przez chwilę tylko tak leżał, wsłuchując się w dobiegające do jego uszu odgłosy. Był w Ogrodach, to było pewne. Tylko tutaj były tak duże okna. Sen odszedł tam, gdzie jego miejsce. A razem z nim ogień pożerający nieznaną mu wioskę, stwór rodem z baśni, zamaskowany mężczyzna i... on. Seto. Władca innego świata. Nie, pan innego świata. I prawdę mówiąc, nawet nie trzeba było go tak nazywać. Wyglądał na wodza. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć. Seto - jego kopia z innego świata, tego był pewien. Pewniejsza siebie, lepiej przystosowana do walki, ale jednak... w jakimś stopniu... kopia. A może nie kopia, a sobowtór? Anna też miała swojego, ale tam zwali ją Haną. Jej życie było chyba o wiele bardziej skomplikowane niż to tutaj...

Ale co się stało z Seto?, pomyślał John. I co on chciał mi przekazać? Jak dobrze, że był to tylko sen. Niesamowity, ale jednak sen. Ach, jaka to musiała być noc, że taki sen mnie nawiedził!

Krople porannego deszczu zastukały w okno. John odchylił głowę i przez moment przyglądał się opuszczonej prawie do samego dołu rolecie. To ja ją opuściłem?, zastanowił się. Przeważnie sypiał przy całkowicie odsłoniętych oknach. To była nowość. Przyjrzał się ociekającym po szybie strugom wody, w wąskim pasku tuż poniżej opuszczonej rolety, gdzie można było dojrzeć jeszcze okno. Gdyby tam spadł deszcz, może inaczej potoczyłyby się ich losy. Może jeszcze ktoś by ocalał.

Stuknęła szafka. Johnowi zdawało się, że wcześniej też słyszał podobne, choć cichsze uderzenie, ale zbył to myślą, że przecież domy też żyją. To uderzenie było jednak silniejsze. Bardziej ludzkie. Ale co lub kto, u licha, mu tak hałasował? Wskazówki ledwie zbliżały się do piątej! Podniósł głowę i postanowił zmierzyć się z czymkolwiek lub kimkolwiek by to było - byle tylko móc znowu przytulić głowę do poduszki. Smukła postać krzątała się po jego kuchni. W ręku trzymała komórkę, którą poruszała we wszystkie strony, ciskając promieniem światła po ścianach i meblach.

No tak, to mogła być tylko Anna.

John poderwał z łóżka i zaszedł ją od tyłu.

- Co robisz? - Zajrzał jej przez ramię.

- Wystraszyłeś mnie! - Anna odskoczyła, przykładając dłoń do piersi. - Kurcze, wiedziałam, że się obudzisz. Chciałam zrobić tylko kawę.

- Ale dlaczego nie zapaliłaś światła?

- Przecież nie chciałam cię budzić!

- To skoro nie chciałaś mnie budzić, to trzeba było wrócić do łóżka. Do mnie. - Przetarł oczy i odszedł kilka kroków, przeciągając się i ziewając. - I dlaczego nie śpisz? Jest tak wcześnie. Spaliśmy może z dwie godziny, jak nie krócej.

- Jakoś... nie mogłam. Budziłam się co chwilę.

- Mogłaś podnieść rolety. Zbliża się piąta. Słońce właśnie wstaje.

- Pojęcia nie miałam, jak się je podnosi!

- Gdybyś nie kazała mi ich opuścić, to teraz miałabyś jaśniej.

- Bardzo śmieszne. Mogłeś mi pokazać, jak to się robi.

John roześmiał się, uniósł ręce i klasnął w nie dwa razy. Rozległo się głośne pstryknięcie i rolety ruszyły ku górze. Anna poruszała głową dookoła i rozglądała się po pomieszczeniu, które robiło się coraz jaśniejsze. Jej wzrok spoczął na jego twarzy, po czym zszedł w dół i w tej samej chwili, na jej policzkach pojawiły się intensywne rumieńce.

- Co się stało?

- Jesteś zupełnie nagi.

- A jaki mam być? Tego się w ubraniu nie robi! - Wyciągnął rękę, by odgarnąć kosmyki jej włosów z twarzy. Były lekko potargane, jeszcze nie ułożone. Naturalnie roztrzepane i takie podobały mu się najbardziej. Anna wzdrygnęła się, kiedy tylko jej dotknął. - Nie bój się. On nie gryzie.

Anna nie bacząc jednak na jego słowa, cofnęła się aż pod sam stół. Stanęła przy jednym ze stołków, który teraz znajdował się pomiędzy nimi. John zastanawiał się, czy celowo wzniosła tę barykadę?

- Lubisz chodzić nago?

- Pewnie, że lubię. Też powinnaś spróbować.

- Dziękuję, ale wolę swoje ubranie.

- Ubranie... - John wskazał ręką na jej sylwetkę. - To jest twoje naturalne ubranie. I zaufaj mi, piękniejszego nie znajdziesz.

- Jakby to wyglądało, gdybyśmy tak wszyscy zaczęli nago chodzić - odparła jakby nigdy nic i wzruszyła ramionami, potrząsając nimi tak ostentacyjnie, jakby chciała go przekonać, że widok jego nagiego ciała nie zrobił na niej wrażenia.

- Nikt nie mówi, że mamy tak robić zawsze. Ubrania spełniają swoje funkcje na co dzień, ale kiedy jesteś ze mną i jesteśmy sami, to nie potrzebujesz tych szmatek. Daj ciału pooddychać trochę.

- Po prostu chcesz nacieszyć oczy! - Tupnęła.

- No jasne, że chcę! A to źle, że mi się podobasz?! - Minął dzielący ich stołek i wyciągnął rękę, by objąć ją w pasie i w końcu wziąć ją w ramiona, ale Anna natychmiast cofnęła się i zwiększyła pomiędzy nimi dystans. - Czy ty w ogóle patrzysz na siebie czasem? Kiedy jesteś naga? Dotykasz siebie?

- Znowu zaczynasz?

- Bo mnie się wydaje, że ty sama nawet nie wiesz jak wyglądasz.

- To źle ci się wydaje. Doskonale znam swoje ciało.

- Akurat! - Roześmiał się i złapał rękoma za oba oparcia stojących obok stołków, uniemożliwiając jej w ten sposób ucieczkę. - Jestem przekonany, że nigdy nie dotykałaś swojego ciała tak, jak ja dotykałem ciebie tej nocy. A to smutne, bo okazuje się, że znam ciebie lepiej, niż ty sama.

- Możemy zmienić temat? Jest mi dobrze, tak jak jest.

Anna strąciła rękę Johna i obchodząc stół z drugiej strony, podeszła do łóżka. Kiedy się pochyliła, John od razu spostrzegł, że ma na sobie bieliznę. Spodziewał się, że nie założyła wczorajszej. To kiedy ona zdążyła ją przeprać, a już tym bardziej wysuszyć?

- Może zapytaj swojej natury o zdanie w tym temacie?

- Natury?

- Przecież kiedy się poznaliśmy miałaś takie górnolotne opinie o tym, co zgodne z nią, a co nie. - Podszedł do niej i pomachał palcem przed twarzą. - Ciekawe co ona, by na to powiedziała?

Zapadła chwila ciszy. Anna stała tuż obok niego. Milczała i jedynie sporadycznie łapała oddech. Jakby chciała pozostać niezauważona. John uznał jednak, że słaba byłby z niej pokerzystka. Jej twarz zdradzała wszystko. Od zmieniających się kolorów, po napięcie mięśni. A kiedy była już naprawdę wzburzona, wciągała policzki, nadymała się jak ryba i spoglądała z góry - nawet jeśli była niższa, o co akurat trudno nie było. Ledwie sięgała mu do ramion.

John cofnął się i podszedł do stojącego na blacie ekspresu. Zaciekawił go jego niecodzienny wygląd. Ktoś - zapewne Anna - obrócił go i ustawił tuż przy krawędzi.

- Przestawiłam go, bo próbowałam go uruchomić, ale nie wiedziałam jak to zrobić... - Zbliżyła się do niego i pisnęła: - Naprawisz go?

Cóż za nagła zmiana!, pomyślał John. Ale brzmiała cudownie. Cichutko, jak ptaszek. To było takie słodkie. Bez dąsania się, ględzenia czy powtarzania w kółko tych samych moralnych tekstów. Gdyby mogła być taka już zawsze...

Przybrał poważną minę.

- Ktoś coś tutaj porządnie namieszał.

- Ale ja naprawdę nic nie zrobiłam!

- No nie wiem, nie wiem.

John złapał maszynę i przekręcił, przestawiając ją frontem poziomo do ściany. Teraz sprzęt już nie wyglądał tak okazale. Ale kto wygląda dobrze od tyłu?

Nacisnął kilka przycisków. Poprawił kable. Ponownie uderzył czubkiem palca w wyświetlacz. A potem znowu pogrzebał ręką po plecach urządzenia.

Nadal nic. Cisza. Jedynie nerwowy oddech Anny z nią konkurował.

- Naprawdę!

- To drogi sprzęt - odparł John. - Z najwyższej półki. A takie są najdelikatniejsze.

- Ale, John! To nie moja wina! Uwierz mi!

John pokiwał głową, nadal pochylając się nad ekspresem.

- To faktycznie skomplikowane ustrojstwo. - Tym razem pokręcił głową, starając się, by jego twarz wyglądała surowo. - Dlatego nawet ja sam go nie używam.

- Co? Jak to?

- Zwyczajnie. - Dosunął ekspres do ściany i wzruszył ramionami. - Jeśli mam ochotę na kawę, to korzystam ze sprawdzonych i lepiej znanych mi metod. Ze szkoły tak zwanej starej gwardii. - Chwycił w rękę czajnik stojący na kuchence i napełnił go wodą. - A ten ekspres stoi tu od dawna. Finn miał mi pomóc go uruchomić, ale stale nie mam do tego głowy.

- A ja się tak długo męczyłam!

- A wystarczyło byś mnie obudziła, a nie skrywała się jak myszka po kątach... - Pochylił się i cmoknął ją w policzek.

Anna wzdrygnęła się. Objęła się rękami i wróciła do łóżka. Zatrzymała się tuż przed nim. John odniósł wrażenie, że przyglądała się wymiętolonej pościeli.

- Anna, może wrócimy do łóżka?

- A kawa?

- Przecież możemy wypić ją później. - Odstawił czajnik. Stanął tuż za nią i objął ją w pasie. - Jestem wykończony. Muszę odpocząć...

Anna wysunęła się z jego objęć i cofnęła się pod okno.

- Mógłbyś... - Wyciągnęła przed siebie ręce, jakby chciała stworzyć dla siebie większą przestrzeń.

- Mógłbym co?

John obszedł łóżko i stanął na przeciwko niej.

- Dać mi trochę przestrzeni?!

Anna odepchnęła go i wybiegła do łazienki, chowając się za kocem nadal okrywającym do niej wejście.

John przez moment tylko stał w miejscu. Zupełnie nieruchomo, zastanawiając się czy rozważnie byłoby zrobić w tej sytuacji choćby krok. Potrzebowała przestrzeni? A może zwyczajne nie chciała spędzać czasu z nim?

Po zastanowieniu postanowił narzucić na siebie byle jakie ciuchy i zmierzyć się z czymkolwiek by to nie było. Takie rzeczy lepiej załatwiać od razu.


2

- Powiesz mi, co się z tobą dzieje? - powiedział, kiedy tylko przekroczył próg łazienki. Nałożył spodnie z wczoraj i pierwszą lepszą koszulę z szafy.

- Nie czuję się tu dobrze.

- Czemu?

- Potrzebuję... - zsunęła się na podłogę i objęła rękoma kolana - ...moich rzeczy!

- Przecież kupiłem ci już wszystko.

John poczuł się zdezorientowany. Na półce pod prysznicem, na szafce oraz na umywalce stały porozstawiane kosmetyki, które jej przyniósł. Niektóre były otwarte, a więc z nich skorzystała. To czego ona jeszcze potrzebuje, do diabła?!

- One nie są moje.

- Oczywiście, że są twoje.

- Jeśli stąd wyjdę, inna będzie mogła z nich swobodnie skorzystać!

- Co ty za głupoty wygadujesz?! - Zmierzwił ręką włosy i zebrał się w sobie, by opanować coraz bardziej podenerwowany ton swojego głosu. - Żadna inna nie będzie z nich korzystać. Masz moje słowo. Jak trzeba to ci je zaraz spakuję.

- Spakujesz?! - Anna poderwała głowę i spojrzała na niego z wyrzutem. Jej twarz była mokra od łez. - To... już chcesz się mnie pozbyć?! Przecież chciałeś bym została z tobą!

- I nadal tego chcę! Ale... matko jedyna...

John podszedł do umywalki i oblał twarz zimną wodą. Jedno było dla niego pewne - nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Sam płacz kobiety był dla każdego normalnego faceta niezrozumiały, ale czegoś takiego to jeszcze nie widział!

Anna schowała głowę w kolanach i szlochała. John uderzył się dłońmi w oba policzki.

Obudź się, John! Tu się jakieś diabelskie czary dzieją! Takiej randki nie miałem nigdy, jak żyję!

Przetarł twarz ręcznikiem i kucnął przy niej.

- Posłuchaj, chciałem tylko cię zapewnić, że nikt nie użyje twoich rzeczy. Kupiłem je dla ciebie. Są twoje. I jeśli zostaniesz...

- Jeśli zostanę?!

- No przecież nie wiem, jaką podjęłaś decyzję! - Zacisnął zęby i wziął oddech. Głęboki, jak najdłuższy, by choć na moment się wyciszyć. - Jeśli zostaniesz, to one zostają z tobą. Jeśli wracasz, to one też wracają. Będą tam, gdzie ty!

- Jeśli wracam... - Anna pisnęła i zapłakała, mamrocząc coś niezrozumiale. - Tak lekko o tym mówisz... Jakby ci było wszystko jedno...

- Ale nie jest mi wszystko jedno.

Próbował unieść jej podbródek i nakierować jej wzrok na siebie, ale Anna jeszcze mocniej wcisnęła głowę w kolana. John ze zrezygnowaniem zabrał rękę i przeczesał palcami włosy, szarpiąc je na lewo i prawo.

No to się nie dzieje naprawdę! To jakaś tragikomedia! Albo sen! Obudź się!

- Ta... suszarka... - pisnęła Anna - ...i tam... też...

John oniemiał. Zupełnie nie rozumiał co do niego mówiła. Nachylił się bliżej jej kolan, by dosłyszeć kolejne słowa, ale były jeszcze bardziej pogmatwane i nie łączyły się w sensowne zdanie.

- Suszarka? Co za suszarka znowu? - Podniósł głowę i spostrzegł leżącą na szafce suszarkę. - Co z tą suszarką?

- I... test...

- Test? - powtórzył za nią. - Jaki test?

- Jest... w szafce.

John zerwał się i sięgnął do szafki pod umywalką. Leżało w niej sporo rupieci, w tym kosmetyki sprzed lat, o których nawet pojęcia nie miał i pogięte opakowanie po teście ciążowym. A więc to o to chodziło, pomyślał. Wziął do ręki test, o którym mówiła Anna i usiadł na przeciwko niej po turecku, przewracając między palcami puste opakowanie.

- Nawet... nie wiem od czego zacząć.

- Co?

Nie chciał do tego wracać. Nie chciał mówić jej o tym. Nie chciał mówić o niczym, co dotyczyło jego przeszłości. Powinien był to wywalić wieki temu. Ale nie należał do zbytnio porządnickich... Kurwa mać, że też Finn tego wcześniej nie sprzątnął!

- To bez znaczenia. Nie mam dzieci.

- A miałeś?

John wstrzymał oddech.

- To było kilka lat temu. Stare dzieje. - Wzruszył ramionami i podniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy. Chciał, by wiedziała, że nie unika jej wzroku. - I po prostu tak wyszło.

- Więc ona... była z tobą w ciąży?!

- Nie była, bo nie mam dzieci przecież! - Cisnął pudełkiem o posadzkę. - To tylko test! Zresztą, od tamtej pory Finn trzyma rękę na pulsie!

Kiedy tylko padły te słowa, John od razu pożałował, że je wypowiedział.

- Jak to... Finn trzyma? Co to w ogóle znaczy?!

Anna zmarszczyła czoło i rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie. Takie, jakie nieraz rzucała mu jego sekretarka, pani Honoratha. Niby nic jej nie interesowało i nawet sama mówiła o sobie, że jest osobą o szerokich wszelakich poglądach!, ale wystarczyło by John spróbował zamknąć się w gabinecie z jedną ze swoich studentek... Nawet w celach wyłącznie zawodowych i związanych ściśle z uczelnią! Jej spojrzenie długo wypominało mu ten niezwykle nieodpowiedzialny incydent. I Anna właśnie tak teraz wyglądała - jak filtrujący jego historię szpieg. Nie spodobało mu się to ani trochę, ale wiedział, że musi odpowiedzieć. Już tego nie uniknie. Ona w życiu nie odpuści mu tej historii!

Odetchnął i odpowiedział iście spokojnym głosem:

- Nie wiedziałem wtedy, z kim byłem.

- Jak mogłeś nie wiedzieć?!

- Bo byłem pijany! Totalnie pijany! I urwał mi się film!

Przeklął w myślach. Niepotrzebnie dał się jej sprowokować, ale nic na to nie mógł poradzić. Naciskała, a miała nie naciskać. Dotykała tego, co w ogóle nie powinno jej interesować! Byłe związki, to byłe związki! Przecież nie bez powodu są byłe, do cholery jasnej! Jakby chciał o nich gadać, to pewnie robiłby to ze swoimi byłymi, które wtedy byłe by nie były, a nie z nią!

Na samo wspomnienie przeszłości zbierało go na wymioty. Od dawna nie patrzył za siebie. Ani za daleko do przodu. Liczył się tylko dzień, który akurat był. Nic więcej.

- Więc... jak ona...? - Anna potrząsnęła głową. Wypowiadała słowa tak niezrozumiale, że John musiał się stale wsłuchiwać w każde kolejne. - Skąd wiedziałeś, że... ona może być... z tobą...?

- Bo sprawa wypłynęła i Finn ją odnalazł, ok?! I od tamtej pory pilnuje z kim się widuję!

- Ale dlaczego?

Anna ewidentnie nie zamierzała odpuścić. Złapała trop, jak rasowy pies myśliwski i zwyczajnie było... pozamiatane. Oczekiwała konkretnych odpowiedzi, których on nie miał zamiaru jej dawać.

John roześmiał się i tym razem to on schował głowę w ramionach. Chciał zniknąć. I pomyśleć, że wystarczyło posprzątać tę cholerną szafkę!

- Czemu on cię musi pilnować?

- Bo jest moim przyjacielem! - wydarł się, nie bacząc zupełnie na ton swojego głosu. - Dbamy o siebie od lat! Nawet wtedy, kiedy świat wali się nam na głowy! Wtedy jeden pilnuje plecy drugiego! Tak jest w wojsku! I tak jest z nami! - Chwycił leżący na posadzce test i wrzucił go do kosza. - Nie powinnaś była tego widzieć, ale to nic nie zmienia. Ten test nic nie znaczy. A ja nie mam dzieci, zaręczam ci to!

- A miałeś... więcej takich...

- Nie jestem chory, jeśli o to ci chodzi! - Zgrzytnął zębami. Tego to jeszcze nie było! Może jeszcze zaraz będzie chciała, by zrobił test na HIV! A może sama poleci i zrobi badanie krwi?! Bo jeszcze niechcący ją zaraził jakimś świństwem! - Jestem zdrowy!

- Chciałam zapytać o alkohol...

Anna pochyliła głowę i popatrzyła na niego z politowaniem, przewracając oczami. Co to w ogóle miało znaczyć?! Jak miał zrozumieć to jej przewrócenie oczami?! Kpiła z niego?! Oceniała go?! Znowu go szufladkowała?! Kim teraz jest w jej oczach?! Uwodzicielem, z problemem alkoholowym?! A może erotomanem?! No bo za alkoholika uważa go na pewno!

John zakrył twarz ręką.

- Już nie piję, jak kiedyś. Finn o mnie dba. Pilnuje wszystkiego, co mnie dotyczy.

- Ale jednak nie stronisz od alkoholu.

- Nie jest alkoholikiem, do cholery! Miałem po prostu chwilowe załamanie! To wszystko! Jak każdy czasem w życiu! Potrafię się kontrolować!

- A nie mówiłeś, że to Finn ciebie kontroluje?

Anna wpatrywała się w niego, a John nie wiedział, co powinien jej odpowiedzieć. Strzeliła w punkt. To mógł jej przyznać. Zapadła chwila ciszy, w czasie której John zdał sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu naprawdę brakuje mu słów.

- To ten Finn... mnie też... weźmie pod lupę? - Jej powściągliwe spojrzenie biegało po jego twarzy, jakby chciała wyczytać z niej odpowiedź. - Zapisze w notatniku moje dane i dzień... kiedy... uprawialiśmy seks?

- Nie. - Pokręcił głową. - Nic z tych rzeczy!

- Czemu?

- Bo powiem mu, że ma tego nie robić!

Anna otworzyła szeroko usta i wydała z siebie ostentacyjne westchnięcie.

- Powiesz mu?! - Pochyliła się w jego stronę. - To skoro powiesz mu, że ma tego nie robić, to jednocześnie dasz mu też do zrozumienia, że to zrobiliśmy!

- Myślę, że sam tak założy! - Zmierzwił ręką zmoczoną grzywę i tym razem to on popatrzył na nią z politowaniem. - A co innego mógłbym robić z dziewczyną w nocy?!

- Ale jak cię zapyta, to zaprzeczysz?!

- Nie zapyta! - Uniósł wysoko ręce, machając nimi pokazowo w powietrzu. Chciał w ten sposób dać jej do zrozumienia, że przesadza. - To nie ten typ człowieka.

- A tę dziewczynę, z którą byłeś miesiąc temu zapisał?

John nie odrywał spojrzenia od oczu Anny, choć po głowie latało mu jedno zdanie: pewnie, że zapisał! Dobrze wiedział, że Finn zanotował tę dziewczynę. Robił to zawsze. Skrupulatnie notował każde z jego spotkań. A nawet ba!, John sam go o nich informował! Tak było i tak miało zostać! Tak robili od lat! Po co zmieniać coś, co się, kurwa, sprawdza?!

Skinął. Choć wcale nie zamierzał. Jakby mimowolnie jego głowa opadła, a w tym samym czasie na twarzy Anny pojawiło się poruszenie - jeśli zapowiadała się wojna, to Anna właśnie wzywała wszystkie posiłki.

- To czemu nie mnie? Skoro inne notuje, to czemu nie chcesz, by mnie też zapisał? - Odgarnęła włosy do tyłu i zmierzyła go bystrym spojrzeniem. - Czym się różnię od innych?!

- Nie wiem czym! Ale jest inaczej!

- Jak inaczej?!

- Bo ciebie znam, do cholery!

- To tamtej dziewczyny nie znałeś?!

- Oczywiście, że znałem!

Na tyle, na ile można znać dziewczynę, która zaczepia cię w firmie, a potem razem lądujecie w łóżku!, dodał w myślach. A wręcz poznałem ją iście dogłębnie. Chyba głębiej się nie da!

- Zdarza ci się... uprawiać seks... z nieznajomymi?!

- Przecież powiedziałem już, że ją znałem!

- Ale tej, która robiła test, to już nie znałeś!

- Nie pamiętałem jej, bo byłem pijany! To nie znaczy, że jej nie znałem! - Warknął i zerwał się na równe nogi. Przeszedł do umywalki i ponownie ochlapał twarz wodą. Poluzował koszulę pod szyją. Robiło mu się duszno. Ta rozmowa ciągnęła się zbyt długo. - I nie łap mnie za słówka więcej! To nie jest jakiś konkurs! Ciebie znam po prostu dłużej! I koniec tematu!

Anna parsknęła śmiechem.

Co znowu?!, pomyślał John.

- Wspomniałeś wcześniej, że powiesz Finnowi, by nie zapisywał naszego spotkania?

- Tak zrobię.

- Ale o tym co robiliśmy, to mu powiesz? - John zamarł. No nie, znowu złapała go za słówka. - To... ty mu mówisz o... wszystkim?!

- Nie o wszystkim.

- Ale o dziewczynach i o tym, co z nimi robiłeś to mu opowiadasz!

- Bez zbędnych szczegółów! Jedynie suche fakty!

- Czyli co? Czy doszło do zbliżenia? Czy się zabezpieczałeś? - Anna zakryła ręką usta i westchnęła. - Nawet czy... doszedłeś?!

- Zawsze dochodzę!

John wzruszył beznamiętnie ramionami i skierował się w kierunku wyjścia z łazienki. Koc, który je osłaniał wydawał mu się krzyczącym do niego neonem: wyjście ewakuacyjne! droga ucieczki! To czemu nie skorzystać?

- Szkoda, że one nie mogę powiedzieć tego samego o sobie.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - Obrócił się do niej. - Przecież miałaś orgazm ze mną i to więcej niż jeden!

- A ich też jesteś tak pewien?!

- Pewnie, że jestem!

Anna prześwietlała go spojrzeniem. John czuł, że musi się teraz pilnować. Cokolwiek powie, zostanie dokładnie zanalizowane i ocenione.

- Powiesz mu o mnie? - zapytała, nie odrywając od niego spojrzenia. Nagle jednak zaśmiała się, a John zrozumiał, że tym razem naprawdę z niego zakpiła. - A może on już o mnie wie?

- Nie zdążyłem mu powiedzieć jeszcze.

- Nie zdążyłeś? - Anna roześmiała się, ale ten śmiech nie przypominał jej normalnego śmiechu. To była raczej uzewnętrzniona irytacja. - Mój boże, o co tu chodzi?! Po co on to robi?! Czy wy... wymieniacie się tymi dziewczynami?!

- Zwariowałaś?! - John złapał się za głowę. - On spisuje je dla mojego bezpieczeństwa!

- Bezpieczeństwa?! To sam nie jesteś w stanie kontrolować swoich podbojów?!

- Mówiłem ci, że miałem problem!

- Nadal go masz! - Anna poderwała się i stanęła na przeciwko niego, popychając go ręką i odgrażając mu się palcem. - Skoro on nadal i to drobiazgowo notuje twoje dziewczyny!

John milczał, próbując poukładać wszystko w głowie. Doszedł jednak do wniosku, że jest zbyt wyczerpany, by to rozkładać na czynniki pierwsze.

- Posłuchaj, oboje jesteśmy zmęczeni i pewnie też dlatego poirytowani. - Wyciągnął rękę i położył ją na jej ramieniu. - Potrzebujemy snu...

- Snu?! Teraz chcesz spać?!

John zastygł. Nie tego się spodziewał po ich pierwszej wspólnie spędzonej nocy. Tego było już za wiele. Miała rację, nie zasnął by i tak. Lepiej jeśli zmienią otoczenie. Może właśnie tego jej trzeba teraz najbardziej...

Zrobił kilka kroków w jej stronę, ale Anna natychmiast obróciła się do niego plecami. Zatrzymał się. Pomyślał, że nie powinien podchodzić zbyt blisko. Zerknął na jej ciało, okryte tą samą sukienką, którą miała na sobie dnia poprzedniego. Kołysała delikatnie biodrami. Przeczuwał, że robiła to nieświadomie, ale nawet mimo to, działało to na niego niezwykle pobudzająco. O tak, nadal była zjawiskowo piękna. Mimo wszystko.

- Chodź. Wypijemy kawę na górze.

- Na górze? - Spojrzała na niego z nad ramienia.

- Tak, na dachu jest taras.

- Ale jak tam wejdziemy?

- Przecież za lodówką jest winda. Nie zauważyłaś jej jeszcze? - Odchylił koc i pokazał jej czarne, niemal zlewające się z kolorem lodówki wejście do windy. Anna zbliżyła się, nawet wychyliła głowę, ale nadal trzymała dystans. Choć poczuł muśnięcie jej sukienki na udzie. Znowu była blisko. Nieufna, ale jednak ciekawa. Wciąż ciekawa. I wciąż tak samo niepewna. - Jest dość ciepło, a stamtąd jest najlepszy widok...

- I to nam pomoże? - wtrąciła.

- Na pewno nie zaszkodzi! - Roześmiał się i nagle przypomniał sobie, że co jak co, ale śmiech potrafi rozładować napięcie, jak nic innego! Zmierzwił ręką grzywę, po czym zwinnie przesunął dłoń niżej i kiedy Anna się tego zupełnie nie spodziewała, objął ją mocno w pasie. - Obejrzymy razem, jak natura budzi się do życia. Daj mi tylko chwilę. Ogarnę się i możemy iść.

- John... - Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Inaczej. Już nie tak strachliwie, ale spokojniej. Jednak nadal z niepokojem. Poczuł jej dotyk na swoim boku. Zaciskała na nim palce. - Ile było tych... dziewczyn?

A żebym ja to wiedział!, pomyślał John.

- Sporo? - odparł wymijająco, po czym uśmiechnął się i puścił do niej oko.

- Ale dwadzieścia, trzydzieści czy więcej?

A kto by to liczył!, zaśmiał się w myślach.

Anna podeszła do koca, zawieszonego nad wejściem. Wpatrywała się w sufit, jakby spodziewała się, że u szczytu ukryte są jakieś fanty i wystarczy pociągnąć za koc, by je otrzymać. Niespodziewanie obróciła się i spojrzała mu prosto w oczy. Nagle John zdał sobie sprawę, że ona pyta poważnie. Naprawdę oczekuje, że uzyska od niego odpowiedź. I być może od tej odpowiedzi, zależy całe ich dalsze bycie razem...

- Nie jestem pewien.

- To nawet nie znasz... cyfry?

John pochylił głowę i zadumał się. Była jedna. Tylko jedna przychodziła mu do głowy. Tylko jedna miała sens.

- Znam tylko jedną - powiedział spokojnie. Anna, gdy tylko to usłyszała westchnęła. Wstrzymała oddech? Czekała? - Tylko jedną liczyłem.

John powoli uniósł rękę, ale nim zdążył wyprostować palec wskazujący, Anna zdążyła odpowiedzieć za niego:

- Twoją żonę - odparła krótko, a John skinął. I choć dostrzegł w jej spojrzeniu ból i niechęć, to było w nim coś jeszcze. Pogodzenie się z tym. Zaakceptowanie. Pokręciła głową i uśmiechnęła się cierpko. Jakby z niedowierzaniem, że w ogóle to robi. - To chyba lepiej zaparzę tę kawę. Rozpuszczalną?


- Tylko sypaną, kochana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro