Rozdział 28 Tajemnica

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Anna żwawym krokiem przemierzała salon, stukając obcasami o drewniany parkiet. John podążał za nią, bacznie śledząc wzrokiem każdy jej krok. Gdy tylko zatrzymała się, on także przystanął. Oboje stanęli u podnóży schodów, wiodących na piętro.

- Co jest na górze?

- Moja... sypialnia. - Dostrzegł błysk w jej oku i poczuł dziką radość rozchodzącą się niczym uderzenie pioruna, po całym jego ciele. - Ale nie mam łóżka.

- Myślałam, że go nie potrzebujemy...

- Pomyślałem dokładnie tak samo. Dlatego przygotowałem dla nas coś lepszego. - Wskazał głową na kominek, znajdujący się w salonie, tuż przy wejściu na taras. Obok niego leżał złożony koc. - Mam koc. Gruby i wygodny. Tak byś... nie odczuła twardej podłogi.

- Wolę, gdy coś innego jest... twarde.

John poczuł jak jego policzki niespodziewanie zrobiły się dziwnie gorące. I choć do tej pory takie erotyczne insynuacje nie robiły na nim większego znaczenia, teraz wyraźnie poczuł się onieśmielony. I zupełnie nie wiedział, co powinien odpowiedzieć. Odchrząknął zatem tylko, po czym roześmiał się na głos.

- Czy ja cię... zawstydziłam?

- No co ty! Mnie?! - Ponownie się roześmiał. - Przecież to ja jestem tym starszym i bardziej... doświadczonym!

- A co jeśli będę chciała być... na górze?

- Masz na myśli... - podniósł głowę i wskazał wzrokiem na szczyt schodów - ...piętro?

Anna zachichotała i nieznacznie pokręciła głową na boki.

- Mnie? - dopytał.

Anna ponownie zachichotała i tajemniczo, nie zdradzając przed Johnem swoich zamiarów, wspięła się powoli po schodach na górę.

John podążał za nią, niczym przedszkolak tuptający za rodzicami, przed pierwszym dniem szkolnym. Zupełnie nie rozumiał skąd wzięło się to onieśmielenie, które dosłownie czasami unieruchamiało go przy niej. Do tej pory to on był nauczycielem, a ona uczennicą. Zastanawiał się, kiedy te role się odwróciły? Czy naprawdę się odwróciły? A może w trakcie tych wspólnie spędzonych tygodni, w czasie których tak chętnie oddawali się miłosnym uniesieniom, nie zauważył, że jego młodziutka uczennica odnalazła w sobie w końcu swoją kobiecą pewność siebie?

- Oprowadzisz mnie?

Jej pytanie wyciągnęło go z rozmyślań, niczym zimny chlust wody na rozgrzane ciało.

- Pewnie! To tak... - Przeszedł kilka kroków korytarzem i zatrzymał się na środku, tuż przed schodami. - Po prawej stronie jest łazienka. A za nią pokój, który póki co nazywam graciarnią. Jeszcze nie wiem, co tam będzie.

- A po lewej stronie?

- Od strony tarasu chciałem zrobić gabinet, a dalej... sypialnię.

- Wszystko przemyślałeś. - Podeszła do łazienki i uchyliła lekko drzwi. - Wanna z prysznicem... A woda jest podłączona?

- Oczywiście, tak samo jak i prąd.

Anna klasnęła w dłonie i podskokach przebiegła na drugą stronę korytarza. Wsunęła się do pokoju, który w przyszłości miał służyć za sypialnię, a póki co był zupełnie pusty.

- Myślisz, że Finn sobie poradził z wysuszeniem Do-ki'ego?

- Akurat o to się w ogóle nie powinnaś martwić. Robił to już nieraz, choć niekoniecznie za tym przepada.

- Ile drzew...

Anna stanęła przy oknie.

- Znajdujemy się w końcu na granicy lasu. Gdyby nie to jezioro, to ta chatka byłaby ukryta wśród tych gąszczy! - Zerknął na jej plecy i poczuł dziwny niesmak. Wzmianka o Finnie wprawiła go w zupełnie inny nastrój, niż miał dosłownie przed chwilą. - A wracając do Finna, to nie mam nic przeciwko, że spędzacie razem czas, ale lepiej niech on sobie znajdzie jakieś inne zajęcie, a nie całymi dniami siedzi z tobą.

- Chyba teraz żartujesz! Przecież Finn to tylko kolega. Zresztą... - skrzyżowała ręce na piersiach i oparła się o ścianę, tuż przy oknie - ...o niego powinieneś być najmniej zazdrosny.

- To o kogoś innego powinien być bardziej?

Anna odwróciła głowę, co od razu dało Johnowi do myślenia. Milczała i wpatrywała się w korony drzew, z tajemniczym wymalowanym na twarzy wyrazem.

- Jak cicho... Uwielbiam spokój, jaki tu panuje.

Czyżby zmieniała temat?

- Dlaczego nie powinienem być zazdrosny o Finna? - John zrobił krok w jej kierunku i stanął na przeciwko niej. - Ponieważ to mój przyjaciel, pracuje ze mną i mieszka w Ogrodach? Facet to facet! To bez znaczenia, że się przyjaźnimy! Nie o takich rzeczach słyszałem już!

- Ale przecież... ja nie jestem w jego typie! - Anna wzruszyła bezceremonialnie ramionami i roześmiała się, po czym odepchnęła się od ściany i żwawym krokiem opuściła sypialnię, kierując się schodami na parter. - Myślałeś już jakie meble chcesz kupić na górę?

- Na pewno łóżko. Duże, solidne i wytrzymałe. No i wygodne!

Anna zbiegła po schodach i tym razem skierowała się w stronę kuchni. Obeszła dookoła wyspę kuchenną i zatrzymała się z jej drugiej strony, mając Johna na wprost siebie.

- No tak. Tylko to ci w głowie?

- Przecież gdzieś musimy te dzieci robić!

- Jesteś niemożliwy!

- No co?! Sama mnie podpuszczałaś! Oboje uwielbiamy seks!

- Seks... - Pochyliła się nad blatem i zastukała w niego swoimi starannie spiłowanymi i polakierowanymi paznokciami. Sposób, w jaki wypowiedziała to jedno słowo, przyprawił Johna o dreszcze. - Trzeba przyznać, że... nie oszczędzaliśmy siebie... w trakcie tych wakacji.

- Żałujesz?

- Nie, choć... jak przypomnę sobie tę małą infekcję jakiej się nabawiłam...

- Ok, wtedy ewidentnie przesadziliśmy.

- Przesadziliśmy?! - Przewróciła wymownie oczami. - Nie wychodziliśmy w ogóle z łóżka! Nawet mój ginekolog powiedział mi, że ta część ciała też musi czasem... odpocząć!

- Wszystko z umiarem. Za dużo seksu, to też... jak widać... niedobrze. - John usiadł na stołku, przy blacie i splótł palce obu rąk, jak do modlitwy. - Ale teraz już chyba wszystko dobrze, tak? Dbam o ciebie. Nie chcę byś znowu cierpiała.

- Wiem o tym. I doceniam. - Obeszła wyspę dookoła i usiadła tuż przy Johnie, na stołku obok. - Powiedz mi, czy... powiedziałeś Finnowi o nas? Zwierzałeś mu się?

- Na przykład z czego?

- Z tego, co robimy? - Opuściła wzrok, po czym zerknęła mu niepewnie w oczy. - W łóżku?

- Nie. To, co jest między nami, pozostaje między nami. Nikomu o tym nie mówię.

- Dawniej mówiłeś...

Wyczuł, że z trudem przyszło jej wspomnieć o jego byłych partnerkach. Tę rysę będzie miał zawsze.

- Tylko suche fakty. I tym razem jest inaczej.

- A gdyby Finn sam cię o to zapytał?

John zerwał się ze stołka. Ręce mu drżały, więc zacisnął je w pięści. Czuł, że zalewa go fala złości i zazdrości, a nie chciał odkrywać tej części siebie przed Anną. Nie chciał, by wiedziała, że jest tak zazdrosny. I to o własnego przyjaciela...

- On by o to nigdy nie zapytał! Wie, że tym razem jest inaczej! A po drugie... - syknął przez zaciśnięte zęby, próbując opanować żądzę mordu na własnym przyjacielu - ...błagam cię, nie wspominaj o Finnie i łóżku! Tym bardziej w jednym zdaniu!

- Dlaczego?

Anna także zeskoczyła ze stołka i podbiegła do niego.

- Bo mnie to zwyczajnie wkurza! Na chwilę nie mogę zostawić cię samej, bo on już jest przy tobie! Stale widzę was razem, rozmawiacie, spędzacie ze sobą czas! - John przechadzał się po salonie, machając ręką na lewo i prawo. - Wystarczy, że wystawię stopę za Ogrody, a on już szwenda się za tobą!

- Przecież my się tylko kolegujemy!

- Całe szczęście, że ten dom jest gotowy! Będę mógł go w końcu od ciebie odciągnąć! Niech znajdzie sobie własną dziewczynę, a nie stale startuje do mojej!

- John, co ty mówisz? Przecież...

Anna urwała i pokręciła z niedowierzaniem głową. Wpatrywała się w Johna, który już nawet nie starał się ukrywać niezadowolenia. Był zazdrosny i chciał postawić sprawę jasno.

- Chcę tylko, by trzymał ręce z dala od ciebie.

- John, przecież... Finn jest gejem.

John zatrzymał się jak wryty. Obrócił się gwałtownie i spojrzał Annie prosto w oczy.

- Co?

- Nie wiedziałeś? - Anna podeszła do niego i zatrzymała się tuż przed nim. - Nie zauważyłeś niczego?

- Nie... - pokręcił głową. - Zresztą, co ty mówisz?!

- Naprawdę nie zorientowałeś się jeszcze, że jego wzrok zawsze podąża za tobą? Nawet, gdy jesteśmy razem? - Anna złapała go za rękę, ale John się gwałtownie cofnął i wyszarpał rękę z jej uścisku. - John, on nie patrzy na mnie! Tylko na ciebie!

- To akurat normalne! Jestem jego szefem!

- Szefem? - Anna popatrzyła na niego, nie kryjąc zaskoczenia. - Myślałam, że przyjacielem.

Chłodne oceniające spojrzenie Anny trafiło Johna prosto w serce. Poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej i niepokój, wlewający się do jego ciała. Nie cierpiał, kiedy działy się rzeczy poza jego plecami. Kiedy nagle na jaw wychodziły skrywane od dawna tajemnice. Ale najbardziej doskwierał mu w takich sytuacjach brak kontroli, do której przywykł. To on zazwyczaj kontrolował wszystko. Trzymał w garści sznurki i sterował nimi wedle własnych upodobań.

Przeszedł salon, wzdychając i tarmosząc swoje włosy, jakby próbował rwać je z głowy.

- To też! - wydusił z siebie w końcu, choć nie przyszło mu to łatwo. - Przecież ja go znam... ponad dwadzieścia lat! To normalny facet!

- Normalny facet też może być gejem!

John nie chciał dłużej ciągnąć tej rozmowy. Nie chciał nawet o tym myśleć. Nie pozwalał, by ta myśl choć przez chwilę dłużej zagościła w jego głowie. Jakby się bał, że jeśli zostanie, to stanie się prawdą.

Uniósł wysoko głowę i nabrał w płuca powietrze. Pragnął zapomnieć o tym, co właśnie usłyszał. Oczyścić umysł.

- Ok, no to tak ma wyglądać parter i piętro. - Wskazał ręką na sufit. - Jest tam jeszcze strych, ale tam nie pójdziemy. Jest zawalony starociami i na pewno pełno w nim pająków! - Podszedł do niej i chwycił ją w ramiona, uśmiechając się szeroko. - A ta młoda kobietka, która teraz stoi przy mnie, bardzo się ich obawia.

- John? - Anna wodziła wzrokiem po jego twarzy, jakby chciała zajrzeć w jego duszę. - Czy ty... starasz się wyprzeć z głowy, to co ci powiedziałam o Finnie?

- Nie... - John westchnął groźnie. Wypuścił Annę z rąk i odszedł ponownie na środek salonu, ostentacyjnie wymachując przy tym ręką. - Zwyczajnie w to nie wierzę.

- Co?

- Nie wierzę w to. - Obrócił się napięcie i spojrzał odważnie prosto w jej oczy. - Znam go od lat. Powiedziałby mi o tym. To mój przyjaciel. Najlepszy przyjaciel.

- Wiesz... - Anna pokręciła głową i odwróciła się w kierunku schodów. - Przeważnie ten jedyny... jest też najlepszym.

- Co to miało znaczyć?

Wspięła się na schody, a John zrobił krok w jej kierunku, ale szybko się zatrzymał. Nie miał zamiaru tym razem dać się wciągnąć w jej gierki.

- Gdzie idziesz?

- Przygotować się.

- Do czego?

Anna wzruszyła ramionami i zniknęła w ciemnościach piętra. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro