Rozdział 59 Koniec świata. List Johna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

John wybiegł z galerii, nie bardzo wiedząc dokąd dokładnie zmierza. Wpadał na mijających go ludzi, nieraz wręcz zderzając się z nimi. Deszcz lał się z nieba strumieniami, ale nawet to go nie powstrzymywało. Szedł przed siebie, zupełnie bez celu. Światła przejeżdżających obok aut oślepiały go. Kierowcy trąbili na niego, a on ocierał ręką krople z twarzy, potykając się o zalany wodą chodnik i próbując przedrzeć się na drugą stronę ulicy.

Wszedł do pierwszego lepszego baru, jaki znalazł na swojej drodze. To była główna ulica w mieście, a z okien baru widać było galerię i ciemną uliczkę prowadzącą do tylnych drzwi, którymi pracownicy wychodzili z pracy. Przypomniał sobie, gdzie zostawił samochód. Wypił szklankę whisky i zadzwonił do Finna. Nie powiedział mu, co się stało. Zdradził jedynie, że muszą się natychmiast spotkać w Ogrodach. Wychylił kolejną szklankę whisky. Czekał aż minie dwudziesta pierwsza, a grupki młodych osób zaczną powoli opuszczać galerię tylnym wyjściem. Nie rozpoznał wśród nich Anny, ale nawet jej nie szukał. Zresztą, w tym deszczu i tak by jej nie rozpoznał. Niemal wszystkie głowy skryte były pod parasolkami. Kiedy wszyscy wyszli, a śmiechy i głosy ucichły, wtedy wrócił po zaparkowany w galerii samochód.

Pojechał prosto do Ogrodów.

- Przyjechałem najszybciej, jak tylko mogłem. - Finn wbiegł do biura i stanął jak wryty. Powoli zsunął z ramion płaszcz i ostrożnie przełożył go przez ramię. - John?

John siedział na krześle, z nogami założonymi na biurku. W ręku trzymał pustą butelkę whisky. Wpatrywał się prosto w przyjaciela, ale nie miał wcale ochoty by się do niego odezwać. Zbierało mu się na wymioty, a w głowie mu szumiało. Każdy dźwięk rósł niewyobrażalnie szybko i irytował go jeszcze bardziej.

- John? - Finn przewiesił płaszcz przez krzesło i podszedł do biurka. - Co się stało? Coś z Anną?

John roześmiał się na głos, a jego cierpki śmiech potoczył się po pokoju.

- Z Anną... - John zastukał palcami w blat biurka i przysunął do ust butelkę. Jednak nawet kropla z niej nie wypłynęła. Cisnął nią o podłogę i odepchnął się nogami od biurka. Zeskoczył z krzesła i majestatycznym krokiem przemierzył gabinet, zatrzymując się przy barku. - Z Anną... Wszystko tylko z Anną. I o Annie.

- Co się stało?

John pochylił się nad barkiem, ale po chwili złapał się za głowę i tarmosząc włosy, opadł na podłogę. Oparł się plecami o szafkę i przyciskając kolana do torsu, schował twarz pod rękami. Łzy popłynęły same. Nie potrafił nad nimi zapanować.

Finn kucnął przy nim i położył rękę na jego ramieniu.

- John, powiedz mi, co się stało?

- Wszystko... przepadło. - John podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela. Nie widział wyraźnie jego twarzy. Majaczał tylko przed jego oczami. - Wszystko stracone.

- Co stracone?! Co się stało?!

John nie odpowiedział.

- Na Boga, mów!

- Anna jest... studentką... mojej Szkoły Biznesu.

Finn poderwał się gwałtownie.

- Skąd wiesz?

- Pokazała mi dzisiaj... legitymację! Ten idiota ją jej przywiózł!

Finn odwrócił się w kierunku okna i sięgnął po komórkę.

- Co robisz?

- Spróbuję zniwelować straty.

- Straty? - John zacisnął rękę na swoim kolanie i zmierzył przyjaciela spojrzeniem. - Jedyną stratą będzie ona!

- Straty, John. Szkody dla ciebie. Rozumiesz? - Finn przysunął telefon do ucha. - Trzeba to umiejętnie załatwić teraz.

- Czyli zamieść pod dywan?!

Finn odwrócił głowę. Szeptał coś do komórki. Johnowi udało się wyłapać jedynie sporadyczne słowa: przyjedź... tylko wstaniesz...

- Do kogo dzwoniłeś?

- Rozmawiałeś już z nią? - Finn zrobił krok w kierunku Johna, ignorując jego pytanie i pochylił się w jego stronę, wpatrując się w jego oczy. - Powiedziałeś jej, kim jesteś?

- Nie.

- A kiedy zamierzasz?

- Nie wiem.

- Zrób to jak najszybciej. Byle nie dziś. Teraz nie jesteś w stanie. Zrób to, a ja... zajmę sie resztą.

- Resztą?

- Zabiorę jej rzeczy z powrotem na stancję. Porozmawiam z właścicielem.

- Z właścicielką... - John rozejrzał się po podłodze. Starał się skupić na czymś wzrok. Na czymkolwiek, ale nie potrafił. - Kobieta wynajmuje im ten dom. Ale kto wie czy się zgodzi... znowu...

- W pracy ona nadal nie złożyła wypowiedzenia, tak?

- Nie...

- To dobrze. Nie pojawiaj się już tam więcej.

- Nie zamierzam.

Finn sięgnął po leżącą na podłodze butelkę.

- Ile już wypiłeś? Więcej niż to? - Finn pomachał mu butelką przed oczami, ale John wzruszył tylko ramionami i odwrócił głowę. Słyszał jak Finn stukał nerwowo w swoją komórkę. - Musimy doprowadzić cię do porządku. Ta sprawa nie może wypłynąć. To by cię zniszczyło.

- Nic nie powiesz? - John nie odrywał wzroku od drzwi. - Uprzedzałeś mnie... Upierałeś się, by ją sprawdzić.

- To już jest bez znaczenia.

John powoli obrócił głowę i spojrzał na przyjaciela.

- Dlaczego to robisz?

- Jak to dlaczego? Przecież od tego jestem. Taka jest moja rola w twoim życiu.

- Rola? Więc to tylko... praca?

John wpatrywał się w Finna, pozbawionym jakichkolwiek emocji wzrokiem. Było mu już wszystko jedno. Nawet cały świat mógł się zwalić mu teraz na głowę. Miał to gdzieś. Równie dobrze, mógł się zastanowić nad pobudkami Finna. Zapytać o to, o co zawsze bał się zapytać.

- John, ty jesteś... moim jedynym przyjacielem.

- Tylko... przyjacielem?

Finn wsunął komórkę do kieszeni i powoli zbliżył się do Johna. Kucnął tuż przy nim. John widział, że był poruszony.

- Oddałbym życie za ciebie, gdybym tylko mógł... - Finn położył rękę na kolanie Johna, a ten natychmiast przerzucił na nią swój wzrok. Uniósł głowę i spojrzał Finnowi prosto w oczy. Już się nie bał, ani nie czuł obrzydzenia. Był gotów zmierzyć się i z tym. Zmierzyć się ze wszystkim. - Gdybyś tylko pozwolił mi... być... na tyle blisko. Właśnie dlatego.

Poczuł, jak Finn zacisnął palce mocniej na jego kolanie.

John odchylił głowę i spojrzał przed siebie.

- Myślałem, że staniesz po jej stronie.

Finn zerwał się i przeszedł nerwowo po pokoju. John dyskretnie śledził jego kroki. Rzadko kiedy widział swojego przyjaciela tak poruszonego.

- Tutaj nie ma stron! Dla mnie nie ma stron! Kocham tę dziewczynę, ale ciebie...! - Finn urwał, a John natychmiast podniósł wzrok i spojrzał na niego. Finn stał jednak odwrócony do niego plecami. - Nie pozwolę, by cokolwiek złego ci się stało.

- Finn? - odparł John, starając się zwrócić na siebie uwagę przyjaciela. Finn obrócił się powoli i niechętnie, ale w końcu zmierzył się ze spojrzeniem wpatrującego się w niego Johna. - Dziękuję.

John podparł się na ręku i z trudem podniósł się z podłogi. Sięgnął z barku butelkę whisky i dwie szklanki, i w akompaniamencie ich cichych pobrzdąkiwań udał się do biurka. Opadł na krzesło całym ciałem i rozłożył się wygodnie w fotelu.

- Jego imię też dzisiaj znowu padło.

- Czyje imię? Raya?

- A kogo innego?! - John napełnił obie szklanki alkoholem i utkwił wzrok w przyjacielu, biorąc dużego łyka whisky. - Powiedziała, że jest lepszy ode mnie.

- To chyba... już nie ma teraz znaczenia, John. Skupmy się na tym, jak zaradzić dalszym niemiłym skutkom tej sytuacji.

- Sytuacji... - John wypił zawartość szklanki do dna. - Jak ona mogła mnie z nim w ogóle porównywać?! Mnie?! Jestem szefem Szkoły Biznesu, a on zwykłym... pracownikiem!

- Ale ona o tym nie wie.

- No to się dowie! - John złapał za butelkę i napełnił aż po brzegi swoją szklankę. Whisky rozlała się po ściance i spłynęła na blat biurka. - Lepszy ode mnie... On mi w niczym nie dorównuje! W niczym! To ja jestem szefem! On jest zwyczajnym administratorem sieci! Zaledwie... informatykiem! Jest chudy i brakuje mu wytrenowania! Ba, nawet walczyć nie umie! Ruchem jednej ręki go pokonałem!

Finn podszedł do biurka i zastukał palcami w jego blat. John przerzucił wzrok na przyjaciela.

- John, zajmijmy się naszymi sprawami.

- Przecież się zajmujemy... - Zarzucił nogę na biurko i odchylił się na krześle, trzymając w ręku szklankę z bujającą się w niej groźnie whisky. - Opowiadaj. Co ustalił Will?

- Policja przesłuchała Raya. Istotnie, nosi jakiś stabilizator na palce.

- Stabilizator! - John parsknął śmiechem. - Co za cipa z niego!

- Ciesz się, że nie złożył na ciebie zawiadomienia.

- Niby na co?

- O pobicie.

- A dajże mi spokój! Przecież ja go ledwie dotknąłem!

Na zewnątrz rozległo się doniosłe ujadanie Do-kiego. John obrócił się w fotelu i spojrzał przez okno. Cała posiadłość była oświetlona, ale niczego nie dojrzał.

- Trzeba zabezpieczyć teren lepiej.

- Już się tym zająłem.

- Tylko tym razem, chcę o wszystkim wiedzieć.

Finn stanął obok Johna i skinął. Obaj spoglądali w kierunku lasu Dziekana.

- Kontynuując. - Finn odchrząknął i obrócił się twarzą do przyjaciela. - Ray powiedział policji, że posprzeczaliście się o grę. Możesz w to uwierzyć? O scrabble!

- Dlaczego to zrobił?

- Nie wiem. Może nie chciał mieć u ciebie problemów. Jesteś w końcu jego szefem.

- Problemy i tak będzie miał!

John zastukał palcami o drewniany blat biurka, rozmyślając nad kolejnym ruchem, jaki powinien wykonać odnośnie Raya. Niezależnie jednak od tego, o czym pomyślał - czuł satysfakcję. Ray zrobił krok wstecz. Wycofał się. A to oznacza, że to John rządzi. Tylko on jest szefem i tylko on może rozdawać karty. Upora się ze swoim niesubordynowanym pracownikiem i rywalem, jednocześnie.

- A co jeszcze zeznał?

- To, czego się mogliśmy spodziewać. Czyli, że nic nie wie i go tam nie było. Opuścił szpital dość szybko i pojechał do domu. Potwierdziła to jego siostra.

- Jestem pewien, że to był on! - John uderzył pięścią o blat. - To był jego głos! I jego... ojciec! A czego więcej się o nim dowiedziałeś?! Wiesz coś więcej?!

- A przejrzałeś w końcu tę teczkę?

- Nie miałem przecież czasu! Mówiłem ci dzisiaj!

Finn obruszył się i położył stopę na stojącym tuż pod oknem drewnianym stoliku. Ułożył dłoń na kolanie i wyprostował się. Wyglądał nad wyraz dostojnie. John przez chwilę pomyślał nawet, czy nie za bardzo na niego naskoczył.

- Ray jest czysty.

- Czysty?!

- Wszystko co mówił, zostało potwierdzone. Nawet najmniejszy szczegół się zgadza. Był w szpitalu. Opatrzyli mu rękę i wypuścili do domu. Nie była złamana, ale musi nosić stabilizator i chodzić na rehabilitację.

- Co jeszcze?

- Żadnych wyroków, skarg. Świetny fachowiec, w czołówce na roku studiów. Matka jest włoszką. Jest śpiewaczką operową, a ojciec... tak jak ci mówiłem, jest nieznany.

- A rodzina?

- Mieszka z siostrą, niedaleko uczelni.

- A kobiety?

- Pytasz mnie, czy chcesz wiedzieć, co ustaliła policja?

- Ciebie!

- Żadnych kobiet. Żadnych związków, w ogóle.

- To niemożliwe...

- Tak ustalił mój człowiek. Zna ludzi. Popytał. Ray jest cichy i czysty, jak łza.

- Nikt taki nie jest.

- A tu masz rację! - Finn uniósł do góry palec, jak profesor instruujący ucznia i zwrócił się pytająco w stronę Johna. - Wiesz dlaczego Kollevor wezwał cię na te badania? Bo podobno powiedziałeś mu, że wypiliśmy spore ilości alkoholu i miałeś... zawroty głowy oraz HALUCYNACJE!

- Przecież... ja to tylko tak powiedziałem! Jak rozmawialiśmy na osobności!

- John, od teraz nie ma żadnych rozmów na osobności! Żadnych koleżeńskich uprzejmości! Kollevor jest detektywem, który bada tę sprawę! I tego się trzymajmy!

- Ok...

- A ty musisz być ostrożniejszy! Masz zbyt wiele do stracenia!

John przechylił szklankę i wlał w siebie całą jej zawartość. Gorzkawy smak whisky rozlał się w jego ustach. Sięgnął po papierosa i od razu go zapalił.

- To jak, wymiksowałeś mnie z tych badań? Czy może mam je jednak zrobić?

- Kollevor nie jest głupi, John. Nie wezwał cię oficjalnie. Jesteś przecież... szychą w mieście. Jego przełożeni, by go udupili, gdyby tak zrobił. Ma za dużo do stracenia, a sprawa nie jest tego warta. W końcu, nic nie zginęło, nikomu nic się nie stało. Nie mają śladów, ani dowodów...

- Jakby się nie opierdalali, to coś by znaleźli.

- A Kollevor bardziej boi się skargi z twojej strony, niż dbania o... prawidłowości w przebiegu postępowania.

- Skargi?

- Musiałem mu coś odpowiedzieć, kiedy zarzucił nam pijaństwo i niezachowanie... należytego umiaru! I jeszcze te... pożal się boże... TESTY... I to wobec ciebie! - Finn uniósł wysoko głowę i zasznurował usta. Wyglądał nad wyraz poważnie. John wiedział, że jest w swoim żywiole. Nawet on, nie chciałby mierzyć się z nim na sali sądowej. - Nie miał ze mną szans. Pożarłem żywcem jego i te jego... żądania.

John pociągnął papierosa i strząsnął jakby nic popiół do pustej szklanki.

- A spotkałeś się z tym gachem?

- Z przyjacielem Meridith? - Finn skinął i sięgnął do kieszeni. - Tak, to jego wizytówka. Sądziłem, że zdążysz. Czekałem na ciebie i nawet celowo przeciągałem rozmowę, ale...

- Nie miałem szans. Musiałem ogarnąć jeszcze chałupę.

John przejął od przyjaciela wizytówkę. Była całkiem czarna, a białymi nieco nad wyraz ozdobnymi literami wypisane na niej były imię i nazwisko, adres domowy i mailowy oraz telefon nowego znajomego Meridith.

- O czym rozmawialiście?

- Meridith... prosiła bym nic ci nie mówił jeszcze.

- Jeszcze? - John zacisnął dłoń w pięść i zgniótł w ręce wizytówkę. - Czy moja żona sypia z tym facetem?

- Co?

- Mają romans?

Finn uniósł wysoko głowę i odchylił się do tyłu. Patrzył na Johna z góry, a John czuł, że był oceniany. Ale nie interesowało go to. Chciał wiedzieć. Tylko to się liczyło. Wiedza i prawda.

- Nic mi na ten temat... niewiadomo.

- Niewiadomo?

John świdrował Finna wzrokiem. Ten ugiął się i odszedł w kierunku drzwi.

- Jesteś pijany, John. Pogadamy rano.

- Pogadamy teraz! - Walnął pięścią w blat biurka i zerwał się z krzesła. - I niewiadomo?! Niewiadoma to jest twoja lojalność wobec mnie!

- Jak możesz... wątpić w moją lojalność? - Spojrzenie Finna uległo zmianie. John był pewien, że widział w jego oczach łzy, ale nawet jeśli tak było, Finn szybko nad nimi zapanował. - Moja lojalność do ciebie nie zmieniła się od lat! Jestem oddany tylko jednej osobie! Tobie!

- Tego nie byłbym taki pewny, skoro spełniasz prośby mojej żony!

- Prosiła mnie, John!

- A ja ci rozkazuję! Pracujesz dla mnie! Nie dla mojej żony! Tylko dla mnie! I chcę wiedzieć, o czym rozmawiałeś z tym facetem!

- Za dużo wypiłeś...

- Nie zasłaniaj się wymówkami, do cholery! - John złapał za butelkę z whisky i cisnął nią w ścianę, tuż obok stojącego Finna. Szkło rozbiło się na kawałeczki i rozleciało po pokoju, a bursztynowy napój pokrył ścianę oraz ubranie Finna. Ten jednak nawet nie drgnął. - Za dużo już tych kłamstw i tajemnic! Każdy robi coś za moimi plecami! Mam tego dość!

- Nie robię niczego za twoimi plecami, John!

- A kontakty z moją żoną?! - John zaparł się obiema rękami o blat, po czym uderzył nimi z całych sił, przewracając stojące na biurku segregatory i organizery na różne akcesoria biurowe. - Dlaczego ich kryjesz?! Odpowiedz mi!

- Dobrze wiesz, że utrzymuję z twoją żoną stałe kontakty, z uwagi tylko i wyłącznie na dobro twojej firmy! Waszej firmy!

- Stałe kontakty i sporadyczne prośby, jak widać.

John złapał za stojącą na blacie szklankę, w której znajdował się popiół i uderzył w nią rytmicznie palcami, brzdąkając, jakby grał na strunach.

- I też dlatego, że ty tego zwyczajnie robić już nie chcesz!

- Co ty powiedziałeś?!

- To co słyszałeś! Nie chcesz rozmawiać z Meridith! Wolisz odwiedzać ją raz do roku! Udawać dobrego męża, robić porządki dookoła domu i okazjonalnie ją... PIEPRZYĆ!

John zmierzył przyjaciela spojrzeniem. Obszedł biurko i stanął na przeciwko niego, nie odrywając od niego oczu.

- Zważaj na słowa, Finn. Ona jest moją żoną.

- A kim jest Anna?!

- Nie mieszaj jej do tego!

- Kim teraz będzie Anna dla ciebie, John?! Jedną z wielu?! Kolejną panienką?! Będziesz udawał, że jej nie znasz?! I że nic dla ciebie nie znaczy?!

- Mówiłem, nie mieszaj jej do tego! - ryk Johna potoczył się echem po biurze. Finn cofnął się, a John wziął wdech i zapanował nad tonem swojego głosu. - Pozwalam ci na wiele, ale od mojej kobiety masz się trzymać z daleka. Zrozumiałeś?

Finn spoglądał na Johna z widocznym rozczarowaniem w oczach. John czuł, że to był koniec. Ich rozmowy, współpracy... Przyjaźni?

- Od twojej kobiety? Chyba chciałeś powiedzieć... studentki.

- Wynoś się stąd.

- Masz pretensje do mnie. Do swojej żony. Nawet podejrzewasz ją o romans, wypytujesz mnie o jej przyjaciela, kiedy sam nie kontrolujesz już niczego w swoim życiu. Nawet tego, w kogo fiuta wkładasz!

Finn obrócił się gwałtownie, trącając Johna ramieniem i złapał za klamkę.

- Zostawisz mnie?!

- Idź spać, John. - Finn trzymał rękę na klamce, nie spoglądając nawet do tyłu, na stojącego za nim Johna. - I nie rób żadnych głupstw, a jutro... zamkniemy tę sprawę.

Trzasnęły drzwi i John został sam, śledząc jedynie wzrokiem przez szybę, plecy oddalającego się przyjaciela.


2

Poczuł szarpnięcie. Świat wirował. Miękka pościel otulała jego głowę. Czuł jej smak między zębami i świeży zapach płynu do płukania. Podobny do zapachu włosów Anny...

Ktoś ciągnął jego stopę. Mógł poruszać palcami. Przekręcił się na bok i rozchylił powieki. Finn kucał przy łóżku i rozplątywał sznurówki od jego drugiego buta.

- Jesteś... - wybełkotał. - A jednak wróciłeś.

- John, idź już spać.

- Tylko mnie nie bzyknij, kiedy będę spał. - John zarechotał i ułożył się wygodnie na plecach. - Nie jesteś w moim typie!

- Co się z tobą porobiło, John...

John zaparł się rękoma na pościeli i uniósł ciało. Pokój wirował i każdy przedmiot wydawał mu się żyć, własnym niekontrolowanym życiem.

Nachylił się w stronę Finna.

- Spodnie też mi zdejmiesz? - Zakołysał kolanami i sięgnął do paska od spodni. Rozpiął go, po czym poklepał się po kroczu. - A wiesz przecież, jak niezłą spluwę tu chowam. Niejedną nią rozdziewiczyłem. Nawet te co już rzekomo miały. - Zaśmiał się na głos. - Ale takiej jak moja żadna nie miała...

Finn cisnął but Johna na podłogę i stanął przed nim.

- Postaraj się zasnąć.

- Dziewczyny uwielbiają ssać mojego ogromnego kutasa... - Złapał za stojącą przy łóżku lampę i zacisnął na niej rękę. Poruszał nią powoli, raz w górę, raz w dół. Na zmianę. Fin zastygł. Wodził jedynie wzrokiem za poruszającą się ręką Johna. - O tak... Właśnie tak... Najpierw delikatnie... ostrożnie... jak panienki z dobrych domów... A potem - John warknął i przesunął rękę na sam szczyt lampy, kciukiem strącając jej kapelusz. Całe jego ramie się naprężyło.

Kiedy Finn wpatrywał się w kołyszącą się po podłodze osłonę od lampy, John nie odrywał od niego wzroku. Czuł odrazę.

Zacisnął zęby.

- Pizdeczki to uwielbiają... Uwielbiają... kiedy je rucham. A one uwielbiają ruchać mnie!

Finn zamknął oczy i pokręcił nieznacznie głową.

- John...

- Wiem, że chcesz - odparł John.

Finn obrócił się i skierował do drzwi.

- Masz na mnie ochotę! Widzę... jak na mnie patrzysz!

- Połóż się już - odparł podenerwowanym tonem Finn. - Śpij!

- Śpij, śpij, słoneczko... Ułóż boczkiem się... A kiedy oczka zamkniesz... od tyłu wezmę cię - zanucił melodyjnie John i zarechotał, po czym już z powagą dodał: - Wiem, że mnie chcesz. Gdybym tylko - wyciągnął rękę i uniósł palec - kiwnął palcem i... zaprosił cię tu - poklepał ręką pościel - bez zastanowienia wsunąłbyś się pod kołdrę. I co byś wtedy zrobił? Jak to robią faceci?

Finn nie odpowiedział.

- Od tyłu? - zapytał John i parsknął śmiechem. - Ruchacie się w dupy chyba, co nie?

- John...

- Myślałeś o tym w wojsku? Kiedy spaliśmy obok siebie, albo staliśmy nago pod prysznicem? - Zmarszczył brwi i zmrużył oczy, próbując dojrzeć twarz Finna. Ale było zbyt ciemno i Finn stał obrócony do niego bokiem. - Patrzyłeś na mnie? A może... waliłeś gruchę w kiblu, myśląc o moim fiucie?

Finn obrócił się do niego. Patrzyli na siebie.

- Byłeś moim przyjacielem, John.

- Byłem twoim dowódcą! - ryknął John. - A ty spuszczałeś się do rynsztoka, marząc o moim fiucie!

John zakrył ręką usta i przez chwilę tylko tak leżał, dygocząc.

- Mam ochotę się zrzygać na samą myśl... - wymamrotał John. Stłumił ręką odruch wymiotny. - Już na sam twój widok mnie mdli.

Finn nawet nie drgnął.

- Ale ty byś chciał... Ciebie to... nie razi. Ciebie to... rajcuje. Chciałbyś ruchać mnie w dupę, co nie, Finn? - Uśmiechnął się szyderczo i ponownie się roześmiał na głos. - A ja chciałbym ruchać Annę... W jej śliczną, małą, ciasną dupkę... Na to się jeszcze nie zgodziła... Wiesz? Mówiłem ci o tym? Nie pozwoliła mi... Ale ty chciałbyś ruchać mnie. Prawda... przyjacielu? Waliłbyś mnie w dupę nawet jakbym przytomność stracił... i leżał tu... zamroczony... Bo tak cholernie mocno mnie kochasz... Kochasz mnie... Mój drogi bracie... Kochasz mnie tak bardzo, że gdybym teraz mocniej rozsunął spodnie... - John pociągnął rozporek od spodni - ...z chęcią obciągnąłbyś mi druta.

Tuż za Finnem przemknął cień. John wpatrywał się w niego dłużej, kiedy w końcu dotarło do niego, że to nie cień, tylko Mark.

- O... kurwa... - Roześmiał się na głos i opadł ciałem płasko na łóżko, wskazując palcem na, stojącego na Finnem, Marka. - Słyszał to! Kurwa!

Zamknął oczy, stale podśmiewając się. Słyszał szuranie i przeróżne szelesty. Podniesione głosy dobiegały do jego uszu.

- O czym on mówi?!

- Mark, on jest kompletnie pijany!

- Czyżby?!


3

John siedział na fotelu, na dachu ponad swoimi kwaterami. Słońce jeszcze nie wyłoniło się zza drzew. Rześkie krople mżawki opadały niczym pociski na jego gładką twarz. Kwatery były puste, biuro też. I pokój Finna także. Tylko Charles przechadzał się po posesji, razem z Do-kim.

John trzymał na kolanie notatnik i kreślił w nim krzywe litery.


Drogi Finnie,

chciałbym, by sytuacja, w której się znalazłem, była tak spokojna, jak ten dzisiejszy niedzielny poranek. By moje wnętrze, było choć w ułamku tak wyciszone i poukładane, jak natura, która mnie teraz otacza... Tutaj, na tarasie w Ogrodach. Ale tak nie jest. I niezależnie jak długo bym uciekał, pił, czy chował się na tym tarasie, to samo nie minie. Muszę się z tym zmierzyć.

Jestem w rozsypce, Finn. Straciłem Annę... Wszystko, co miałem... co znałem... i co kochałem... odeszło razem z nią. Już nic nie mam. Rozmyło się, jak po deszczu. Brakuje mi punktu odniesienia... Nie wiem już, co jest prawdą, a co nie. Czego mam się... chwycić? Po co to wszystko było? Ta jebana bańka, w którą uwierzyłem... Życie, którego skrycie, tak bardzo pragnąłem... I marzenie, że tym razem to jest naprawdę... to.

Finn, nie ma słów, które mogłyby naprawić to, co zrobiłem. I wiem, że nie mogę już ich cofnąć...

Przepraszam. Ciebie i Marka.

Ale przede wszystkim, przepraszam ciebie.

John

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro