Rozdział 7 Zostań

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Oboje wspięli się do domu i od razu zajęli się rozpakowywaniem kolejnych pudeł. John wziął na siebie kuchnię i salon, a Anna sypialnię i łazienkę. Do późnego wieczora zajmowali się tylko tym. Kiedy zegar wybił dwudziestą trzecią, John szybko zerknął na zegarek, nie mogąc uwierzyć, że jest już tak późno. Rozejrzał się po salonie, trzymając ręce na biodrach i z dumą westchnął, czując się usatysfakcjonowanym pracą, jaką wykonał.

Kilka butelek piwa, stojących nadal na blacie kuchennym, wyglądało bardzo zachęcająco. John dałby sobie rękę uciąć, że jedno z nich zerkało na niego i niemal go nawoływało. Wyjrzał na korytarz i spostrzegł cień sylwetki Anny, dochodzący z uchylonych drzwi łazienki. Nadal ogarniała. Pomyślał, że raczej by się na niego nie zezłościła, gdyby zaspokoił pragnienie, chłepcząc złocisty napój w samotności. Nie wytrzymał. Podszedł do swojej pokusy, złapał za nią, rozpieczętował ją i jednym haustem wypił całą jej zawartość.

Opadł na kanapę i zarzucił nogi na jej oparciu. Myśli oddalały się od niego coraz bardziej. Mętniały, aż zupełnie zanikły...


2

John otworzył oczy. Wpatrywał się w śnieżnobiały sufit, głowiąc się, gdzie się znajduje. Podciągnął się, strącając oplatający jego ramiona koc i razem z opadającym kocem wróciły wspomnienia z dnia poprzedniego. Złapał za kawałek miękkiego materiału, zaciskając na nim z czułością palce.

- Anna...

Zerwał się na równe nogi, wpadając na stojące obok krzesło. Rozmasował bolące kolano i stękając podbiegł do okna. Wyjrzał na ulicę. Cisza i ciemność. Tylko to zaobserwował. Jedynie sporadycznie przejeżdżające auta huczały i brzęczały. Światło z ulicznej latarni zakradało się do środka. Zerknął na zegarek.

Druga jedenaście. Boże! Jest noc?! Zasnąłem!

Przeczesał ręką włosy i wybiegł na korytarz. Szedł po omacku, ręką przytrzymując się ściany i macając każdy napotkany przedmiot na swojej drodze.

Uchylił drzwi od sypialni i zajrzał do środka. Warstwy skotłowanej kołdry przekonały go, że gdzieś pod nią znajduje się Anna. Ostrożnie, by nie wywołać żadnego nawet najmniejszego dźwięku, wsunął się do środka pokoju i obszedł dookoła łóżko.

Od razu poznał pofalowane końcówki jej kasztanowych włosów, rozłożone na poduszce i okrywające jej twarz. Posapywała, a jej cichy, równomierny oddech przecinał ciszę nocy, niczym skrzypek balansujący na krawędziach muzyki, przesuwając pewną ręką smyczek po strunach skrzypiec.

John przysiadł na łóżku, na tyle blisko Anny, by móc dosięgnąć ręką jej głowy. Choć wcale nie zależało mu na tym, by ją obudzić. Ostatnimi czasy rzadko miewał okazje, do obserwowania istoty żeńskiej w takiej bezbronnej odsłonie. Pozbawionej roszczeń, pytań, dociekań. Dającej możliwość bezczelnego przyglądania się, bez martwienia się o całą resztę i dbania o scenerię. Mógł patrzeć i sycić się jej widokiem, takiej jaką była. Z tego nie musiał się tłumaczyć. Nie obawiał się pytania: dlaczego? Tylko on i noc byli świadkami jego lubieżnego podglądania.

Wsunął palce w jej włosy i czule odgarnął je z jej twarzy. Przytulił dłoń do jej rozgrzanego policzka... Szmaragdowe ślepia pojawiły się nagle i zerknęły wprost na niego. Spojrzenie robiło się coraz bardziej obecne i świadome. Anna westchnęła i jęknęła, przeciągając się. Jej wargi musnęły jego dłoń, ale John nie zabrał ręki.

- Zasnąłem, wybacz. Chciałaś ze mną porozmawiać, a ja odpłynąłem.

- Remontujesz dom, nie wysypiasz się... To zrozumiałe, że jesteś zmęczony. A jeszcze mi pomagasz.

- Z przyjemnością ci pomagam. I dziękuję za koc. Ale chyba będę się już zbierał do siebie, a ty śpij dalej. Odpocznij. - Pochylił się, by pocałować ją w policzek. Jednak gdy tylko zbliżył usta do jej twarzy, Anna nieznacznie obróciła głowę i pocałunek Johna spoczął nieopodal jej warg. John zastygł, po czym powoli podniósł głowę. Anna patrzyła na niego ciekawym i pożądliwym wzrokiem. Czuł jej szybki oddech na swojej twarzy. Ponownie pochylił głowę i przylgnął ustami do jej ucha. - Czy może mam zostać?

- Zostań.

Anna podniosła róg kołdry, a kiedy tylko John wsunął się pod nią, ona od razu obróciła się do niego plecami.

A to chcesz tak? Bezpiecznie. Blisko, ale zachowując kontrolę i dystans. Ok, może być. Wystarczy.

Przykrył się szczelnie i przylgnął ciałem do jej pleców, obejmując ją w pasie rękoma. Przytulił głowę do jej policzka i czule chuchał w jej ucho.

- John?

Odchyliła głowę, a on od razu przysunął się bliżej.

- Tak?

- Tylko... nie posuwajmy się dalej.

John chciał parsknąć śmiechem, ale powstrzymał się. Za kogo ta dziewczyna mnie ma?! Za casanovę?!

- Spokojnie. Nie zrobię nic, czego byś nie chciała. Obiecuję.

- Nie chcę się śpieszyć.

Czy ona naprawdę rozmawia ze mną o seksie?! Tłumaczy mi się? Bierze to pod uwagę, czy domyśla się, że do tego dojdzie?

- Przy mnie możesz spać spokojnie.

Anna schowała głowę w pościeli, ale po krótkiej chwili dobiegły z niej ciche słowa, których John nie był w stanie w żaden sposób zrozumieć.

- Co powiedziałaś? - Nachylił się bliżej jej twarzy. - Nie dosłyszałem.

Anna ponownie obróciła głowę. Jej nos musnął nos Johna, a wargi dotknęły jego ust. John nie zareagował, udając, że nie zrobiło to na nim wrażenia. Takie pomyłki w łóżku i to po ciemku są całkiem możliwe. Ale gdzieś z tyłu głowy czuł, że Anna zrobiła to celowo.

- Zróbmy to powoli... - wyszeptała.

Z każdym ruchem warg i z każdym wypowiadanym słowem, jej usta dotykały jego ust. Ocierały się, muskały.

- Powoli?

Serce łomotało mu w piersi. Czuł się znowu jak nastolatek – onieśmielony, ale i... ciekawy. Tak bardzo ciekawy.

Kiedy Anna skinęła, przesunął wzrok z jej oczu na rozchylone usta i przylgnął ustami do jej ust. Całował ją łapczywie, jakby ktoś chciał mu skraść ten pocałunek, tymczasem kiedy to on był złodziejem.

Zadrżał, jakby prąd popieścił jego ciało. Głowę wypełniło mu dziwne uczucie. Zalała go fala wspomnień, których nie umiał jeszcze dobrze sprecyzować. Całował jej usta, obcował z nią, ale psychicznie był gdzieś indziej. Czuł wiosenny powiew wiatru na swojej twarzy, zapach budzącej się natury, skoszonej trawy mokrej od porannej rosy, słyszał świergot ptaków...

Truskawki!

Puścił jej usta, zmuszając się do rozdzielenia ich ściśniętych warg, co jak dostrzegł, zupełnie jej się nie spodobało. Jej podekscytowana twarz podążyła za jego ustami. Namiętnie wodziła wzrokiem po jego wargach, jakby krzyczała: jeszcze, jeszcze! Zatrzymała się i czekała, oblizując usta językiem i wydając z siebie serię krótkich i szybkich oddechów.

John odchylił się bardziej, podnosząc razem ze swoim ciałem także oplatającą ich kołdrę. Zawisnął nad nią i przyglądał jej się z góry.

- Truskawki? Jak?

- To nie truskawki. - Anna zachichotała i obróciła się ciałem w jego stronę. Podparła się na rękach i wypchnęła w górę, wyginając plecy. - Posmakuj raz jeszcze!

Jej migoczące oczy go niemal zapraszały. Nie wytrzymał. Pozwolił sobie na więcej. Dyskretnie omiótł wzrokiem jej ciało, znajdujące się tuż pod nim. Kusą koszulkę, koronkowy dekolt, cieniutkie ramiączka, zsuwające się po jej ramionach...

Anna przylgnęła mocno wargami do jego ust, a John poczuł jej język telepiący się w jego ustach. Objął ją ręką w pasie i razem z nią opadł ciężko na łóżko. Przygniótł ją własnym ciałem, podpierając się na jednej ręce, by nie zrobić tego zbyt mocno, po czym pewnie wsunął język do jej ust. Zadrżała, ale nie cofnęła głowy. Wyczekał odpowiedni moment, wczuł się w jej ruchy i zrównał ich tempo.

Poziomki...

Zaśmiał się i od razu poderwał się do góry.

- Poziomki.

- Tak.

Roześmiała się.

- Ale jak...?

- Tajemnica.

- Niech będzie. - Opadł powoli w dół i przylgnął ustami do jej szyi. - Ciekawe jak smakujesz w innych miejscach?

Nie widział jej reakcji, ale czuł jak jej ciało zadrżało. Trzymał ją mocno w ramionach, a ustami wodził wzdłuż jej smukłej szyi, kierując się niżej. Łapał w zęby paski od jej ramiączek i ciągnął je do siebie, niczym dziki zwierz. Pikował w dół i muskał wargami jej odsłonięty dekolt, zastanawiając się nieustannie, na ile mu pozwoli? Gdzie leży granica, którą dopiero co sama nagięła?

Jej dłonie błądziły po jego torsie. Przesuwała palce po jego brzuchu, piersiach, sutkach, jakby badała ich kształt. W końcu zacisnęła palce na pasku od jego spodni.

Jej oczy były spragnione. Widok jej takiej tylko go jeszcze bardziej rozochocił.

To tego chcesz? Chcesz mnie tam zobaczyć. Dobrze, nie ma żadnego problemu!

Złapał za koszulkę i zerwał ją z siebie. Cisnął ją na podłogę i ponownie zanurkował. Całował jej szyję, wgryzał się w nią zębami, ślinił. Jej paznokcie wbijały się w jego plecy, wywołując w nim przyjemne dreszcze. Leżała z odchyloną głową, włosami rozłożonymi i zupełnie rozczochranymi na poduszce, i jęczała. Mamrotała jego imię, jak modlitwę gorliwie odprawianą. 

Uwielbiał to.

- O mój Boże, John... Jesteś taki przystojny. - Całą dłonią dotykała jego brzucha, kierując ją niżej w kierunku jego podbrzusza. - Taki... twardy...

- Twardy? - Podniósł głowę i uśmiechnął się do niej zawadiacko. - Może być jeszcze twardszy, jeśli zechcesz.

Poderwał się do góry i rozpiął pasek od swoich spodni. Niespodziewanie jednak dłonie Anny zacisnęły się na jego rękach.

- Nie...

Zamarł. Spoglądał w jej duże, wydawało mu się, że nawet wystraszone oczy i tylko patrzył.

- Nie chcesz?

- Nie.

- Dobrze.

W głowie kłębiło mu się z milion myśli, ale nie wiedział nawet, którą najpierw powinien się zająć. Zatem tylko działał. Bezwiednie, niekierowany żadnymi drogowskazami. Anna zabrała dłonie, a on od razu przekręcił się na bok i opadł na łóżko, tuż obok niej. Zasunął z powrotem pasek od spodni, zaciskając go najmocniej jak umiał. Nawet nie wiedział czemu to zrobił, ale wydawało mu się to konieczne.

- Przepraszam...

- Nie przepraszaj, przecież nic złego nie zrobiłaś. Uprzedzałaś mnie wcześniej.

- Ponieważ wiem, że starsi mężczyźni nie bawią się w podchody. Tylko od razu przechodzą do rzeczy.

- Starsi mężczyźni?! - Parsknął śmiechem i obrócił głowę w jej stronę. - Tak o mnie myślisz?! Przecież nie jestem aż tak stary! Nawet czterdziestki nie mam! Dzieli nas może z dziesięć lat, ale bez przesady!

- Trochę więcej...

- Rok czy dwa! - Westchnął, ale po chwili zgrzytnął zębami. - Wiem, że to sporo, biorąc pod uwagę zmiany jakie w tym czasie zachodzą. Jestem dojrzalszy, miałem już żonę... Ale nie przyklejaj mi łatki starszego faceta! Nie jestem taki! Nie wiesz jaki jestem!

- Dokładnie, nie wiem. - Anna podparła się na rękach i spojrzała na niego z góry. - I ty też nie wiesz, jaka ja jestem!

- Dlatego chcę cię poznać!

- Uprawiając ze mną seks?!

- No nie mów, że tego nie chciałaś?! - John zaparł się na ręku i obrócił ciałem do niej. - Nigdy w to nie uwierzę! Dopiero co całowałaś mnie z języczkiem!

Anna westchnęła nerwowo i z powrotem opadła płasko na pościel.

- Seks jest przereklamowany.

- Jaki?! Przecież seks jest fundamentem dla związku. Nie ma nic bardziej intymnego, co mogłoby mnie połączyć z tobą. - Utkwił spojrzenie w suficie. - Masz dwadzieścia kilka lat i masz taką opinię o seksie? Chyba samych niewłaściwych facetów mijałaś na swojej drodze.

- Tyle szumu o kilka pchnięć...

John poderwał się i usiadł na łóżku.

- Żartujesz teraz?! Kilka pchnięć?! - Roześmiał się. - Czy ty w ogóle uprawiałaś kiedykolwiek seks?

- Uprawiałam.

- No, to musiał nie być zadowalający.

Anna prychnęła i także podciągnęła się, opierając plecami o oparcie łóżka. Odwróciła głowę, przysłaniając włosami policzki. Wzdychała i sapała głośno. John czuł, że jest wściekła.

- Był bardzo zadowalający! Może po prostu mam wyższe potrzeby zaspokajania swoich pragnień, niż tylko sam... seks!

John wyczuł w jej głosie sarkazm. Wpatrywał się w jej falujące kosmyki włosów, poruszające się pod naciskiem jej oddechu i nagle go olśniło.

- Czy ty miałaś w ogóle orgazm kiedykolwiek?

Anna spojrzała na niego tak intensywnie, że John aż wzdrygnął się. Gdyby wzrok zabijał, już bym nie żył. To pewne. Upiekłaby mnie żywcem.

- Oczywiście, że miałam! Przecież to idzie w parze!

- No, nie zawsze, jak widać...

- Jesteś bezczelny!

Zerwała się, ale nie zdążyła zeskoczyć z łóżka. John zdążył złapać ją za rękę i przyciągnął do siebie. Wpadła w jego ramiona. Wierzgała, ale nie puszczał. Próbował zajrzeć jej w oczy, ale przychodziło mu to z trudem, kiedy nieustannie się poruszała i próbowała uwolnić.

- Wybacz mi. - Ściskał ją w ramionach, jednocześnie szepcząc do jej ucha. - Zagalopowałem się. Przepraszam.

- Nie zachowuj się tak, jakbyś wszystko wiedział!

Nie odpuszczał. Trzymał ją mocno. Jakby od tego zależało jej życie. Albo może nawet jego.

- Masz rację, już nie będę. Wiem tylko, że seks to nie tylko kilka pchnięć. - Przytulił ją do siebie. Gładził ręką jej włosy. Czuł, że jej opór słabł. - Zaufaj mi. Seks może być najpiękniejszą z rzeczy, jakie dane jest nam doświadczać. Nie rezygnuj z niego zbyt wcześnie.

- Nie rezygnuję...

- Daj mu szansę. - Zawahał się, ale postanowił brnąć dalej. - Daj mi szansę. Pokażę ci, jaki naprawdę może być seks. Tylko pozwól mi na to.

- Zbyt wcześnie na to.

Odepchnęła go od siebie i zeskoczyła z łóżka.

- Masz rację! Jest zbyt wcześnie. Zaczęliśmy... zupełnie nie po kolei! - Także zeskoczył z łóżka, chwycił leżącą na podłodze koszulkę, narzucił ją na siebie i nie zwlekając ani chwili, od razu podszedł do Anny. Zachował jednak stosowną odległość, by jej bardziej nie spłoszyć. - Zapraszam cię na randkę.

- Co takiego?

- Chcę cię zabrać na randkę. Zróbmy to jak trzeba. Po kolei. Poznajmy się bliżej.

- Bez seksu?

- Co ty z tym seksem?! - Roześmiał się. - Potrzebujesz takiego zapewnienia? Dla mnie seks jest zupełnie naturalny. Jak się trafia, to po prostu jest. Nie zastanawiam się nad tym. Nie planuję.

- Jak się... trafia?

- Ok, źle dobrałem słowa. 

Położył ręce na biodrach i odchylił do tyłu głowę. Boże, jak mi się ciężko z nią rozmawia! Czemu to musi być takie trudne?! Czy te dziesięć lat to naprawdę aż tak wiele?! Przecież wcześniej było nam cudownie, a teraz... kiedy rozmowa zeszła na seks, coś w nią wstąpiło! Nie poznaję jej! Gdzie tamta dziewczyna?!

Wypuścił powietrze, nadął tors, zapełniając go świeżym, nowym oddechem i mając nadzieję, że wygląda jak lepsza, spokojniejsza wersja siebie, kontynuował: 

- Obiecuję ci, że nie zrobię absolutnie niczego, czego byś nie chciała. Czegokolwiek. Nie tylko seksu. Ok?

Anna uśmiechnęła się i skinęła. Ta niepewność go rajcowała. Była ciekawa, ale nadal zachowywała dystans. Nadal pozostawała nie do końca dostępna. Czuł, że jest warta więcej. To taka dziewczyna, za którą trzeba się nabiegać. Nie wskakuje do łóżka pierwszemu lepszemu.

- To co, dasz się teraz zaprosić na tę randkę?

- Tak. - Roześmiała się. - Możesz mnie zaprosić.

- Nareszcie! Poczekaj chwilę! - Wybiegł z pokoju, przebiegł korytarz, dopadł do lodówki i chwycił za wiszący na niej kawałek papieru i wrócił biegiem do sypialni. - Pójdziesz ze mną do kina?

Anna zerknęła na ulotkę, którą John trzymał w ręku i ponownie się roześmiała.

- To kino samochodowe. I to w innym mieście.

- Wiem, i tak się cudownie składa, że mam samochód. To tylko jakieś czterdzieści kilometrów stąd.

- I będziemy oglądać film?

- Tak, będziemy oglądać film i opychać się niezdrowym żarciem! Popcornem, colą i czym tak tylko zechcesz! - Zerknął jej w oczy, zmierzwił ręką włosy i zaśmiał się niezgrabnie. - No i może okazjonalnie... się... całkowicie... niekontrolowanie... całować. - Zbliżył się do niej i objął rękoma jej głowę, wsuwając palce w jej włosy. - Ponieważ uwielbiam cię całować. Mógłbym tak codziennie, bez końca. Aż by mi tchu zbrakło. Wszędzie. Każdy kawałek twojego ciała.

Pochylił się i pocałował ją w usta. Przez moment był przekonany, że Anna znowu go odepchnie, albo nawet dostanie w twarz. Ale tak się nie stało. Dziewczyna zawiesiła ręce na jego szyi i odwzajemniła pocałunek. Ten był inny. Delikatny, czuły i wilgotny. Przypomniało mu to coś innego, o czym wolał teraz nawet nie myśleć, a na pewno nie odważyłby się o tym jej wspomnieć. Jak dobrze, że nie można czytać w myślach...

- Ok, pójdę z tobą na randkę.

John skinął, zrobił krok w tył, splótł ręce za plecami i wyprostowany, niczym żołnierz na służbie, stanął przed nią. To była oficjalna randka. Wymagała oficjalnej oprawy. Ona jej potrzebowała.

- Cieszę się. Zatem lepiej jak już będę się zbierał. - Zerknął na zegarek. - Przyjadę po ciebie później. Może około dwudziestej?  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro