Rozdział 14 Decyzja Anny
1
- Co teraz zamierzasz, John? – zapytał Greg. John minął go i ruszył w kierunku kwater, trzymając Krisi na rękach. - Odpowiedz mi!
Przystanął. Postawił małą na ziemi.
- Kochanie, pobawiłabyś się trochę w kwiatkach? Co ty na to?
- Dobrze!
- Tylko się nie oddalaj. I biegaj po trawie.
Puścił jej rączkę. Dziewczynka pobiegła po zielonej polanie. John poczekał aż dobiegła do kwiatów i tam kucnęła. Obrócił się i podszedł do Cichego, który stał przed budynkiem, razem z Finnem.
- Nie zamierzam już z tobą rozmawiać! – Pokazał na niego palcem. – Jesteś ojcem Seji!
- Co? – zapytał Finn.
- Nic nie wiesz – powiedział Greg.
- Więc mnie oświeć! – ryknął John. – Twój syn wiedział o mojej córce, kiedy jeszcze ja, ani nikt z nas o niej nie wiedział! Powiedział mi, że ją kocha!
Greg zmarszczył czoło.
- Krisi jest Mirian ze świata Seto! – kontynuował John. - A tam już jej nie ma! A to oznacza, że twój boski przyjaciel przytargał tego Seję do mojego świata, tylko w jednym celu!
Finn wysunął się.
- Uważasz, że zamierzają porwać twoją córkę? – zapytał.
- A co innego?!
- Seto by nigdy tego nie zrobił – odparł Greg. – Nie znasz go! Nic o nim nie wiesz, chociaż dzielicie tę samą skórę i linię życia!
- Już nie tę samą!
Obrócił się. Krisi nadal bawiła się w kwiatkach. Spostrzegł Charlesa, który pochylał się nad nią i ucieszył się, że starzec zajął ją rozmową i nie musiała słuchać jego krzyków.
- A Ray... Seja... on zmienił tamten świat! – mówił dalej Greg. John spojrzał na niego. – Odmienił życie tysięcy ludzi!
- A moja córka odmieniła jego! Znam to! Słyszałem! Przywłaszczył ją sobie, jak...!
- Przywłaszczył?! – Greg podszedł do niego. Dotknęli się ubraniami. Czarne oczy łypały na niego groźnie. – Przecież oni się kochali! Mirian zakochała się w nim! I to jej miłość go odmieniła!
- No cóż – odparł John i rozłożył ręce. – Mojej córki nie dostanie.
- Chcesz rozbić ich miłość?
- Miłość?! – Wskazał ręką na dziewczynkę. – Ona ma zaledwie dwa latka, a on ile ma?! Kilkaset?! Po moim trupie ją dostanie!
Greg ruszył za nim.
- Nie wiesz, czego chce Seja!
- Ale wiem, co, a raczej kogo obiecał mu twój kumpel! – Przystanął. – I pakuj się. Nie zostaniesz tutaj.
Greg zastygł. Ale Finn minął go i podszedł do Johna.
- John!
- Nie, Finn... Nie ma takiej opcji nawet. Nie ufam mu.
- Ale on przyjechał do mnie! – ryknął, a wypieki wyszły na jego twarz. – Nie chcesz go, to mnie też więcej nie zobaczysz!
- Ani Anny – dodał Greg.
John zmierzył go wzrokiem. To był cios poniżej pasa. Nagle Finn wyciągnął rękę i objął Johna. Odciągnął go dalej.
- Nie powinniśmy się rozdzielać, John. Nie teraz – szeptał mu na ucho. – Mord wróci. Wiem to. Czuję... to.
John spojrzał mu w oczy.
- Czujesz to?
- Jest blisko. Dlatego Seto został w tym świecie. Wiesz o tym, prawda? Tak jak ja, czuję Morda, ty wyczuwasz... Seto. Czyż nie?
- Może.
- On i... Seja są blisko. – Wskazał ręką na Krisi. – Przecież gdyby jej chcieli, to mogli już wcześniej ją porwać.
- I tak mu jej nie oddam.
- Może nie będziesz musiał – odparł przyjaciel. – Może to już nie będzie... twoja decyzja.
- A czyja?
Finn wzruszył ramionami.
- Jeśli dorośnie, a on zaczeka na nią...
- Nie.
- Jeśli się pokochają, nic nie zdziałasz. I dobrze o tym wiesz.
John obrócił się w kierunku córki. Przyglądał się, jak niewinna i nieświadoma tych wszystkich spraw, bawiła się kwiatkami.
- I nie zapominaj... - Finn pochylił się i szepnął mu do ucha - ...że to Ray, poświęcił życie, za twoją żonę. - John wzdrygnął się, a Finn pokiwał głową. – To nie był zły facet, John. – Przyjaciel westchnął. – I tak prawdę mówiąc, gdybym ja miał córkę, to... chyba chciałbym dla niej kogoś takiego.
John wyrwał się spod jego uścisku.
- Nie wiesz, co mówisz! On ją chce zabrać do świata Morda!
- A czy Mord nie jest tutaj przypadkiem? – Finn wzruszył ramionami. – Oba światy się pomieszały, John. Już nic nie jest czarno- białe. A jeśli Mord zginie...
- To co?
- ...a on zaczeka na nią i się... pokochają...
John zmarszczył czoło. Nie podobało mu się to. Ani trochę.
Finn znowu wzruszył ramionami.
- Może w końcu będą szczęśliwi. Nie wiesz, co będzie. – Poklepał Johna po ramieniu. – Tobie i Annie też utrudniano, a mimo wszystko...? – Uśmiechnął się. – Spodziewacie się dziecka, John. Zostaniecie rodzicami, choć ponad rok temu już się z nią żegnałeś i bałeś się o posadę.
- Wiesz czemu!
- Wiem. Ale jednak. – Przyjaciel powoli obrócił się i spojrzał w kierunku partnera. Greg przycupnął na murku i żuł w ustach źdźbło trawy. – Chcę... by on został, John.
- Finn...
- Proszę. Nie chcę cię zostawiać. A to jedyne wyjście, byśmy we trójkę... koegzystowali tu razem.
- W czwórkę – odparł John.
Finn uśmiechnął się.
- No dobra. A ufasz mu? – John wskazał głową na Grega. – Nie ma kontaktu z tamtą szajką? Nie odda im mojej córki?
- On nic nie wie. – Znowu poklepał Johna po ramieniu. – To jedynie zatroskany ojciec, martwiący się o swoje dzieci. Tak jak ty.
- Zatroskany ojciec...
- A i Anna, i Aurora nimi są. I Ray... też nim był. – Kiwnął głową. – Tak jak Seja.
John uniósł głowę i pozwolił, by wiatr przerzedzał jego włosy. Rozmyślał przez chwilę. W końcu przemówił.
- Niech będzie. Może zostać. – Uniósł palec. – Ale niech nie zbliża się do mojej córki.
- Ok – odparł Finn, a John odpowiedział mu skinieniem i ruszył w stronę Krisi. – Co teraz zamierzasz?!
- Muszę przygotować pokój dla niej! I łóżko!
2
Krisi siedziała na podłodze i bawiła się łyżkami. John zdał sobie sprawę, że nie ma dla niej praktycznie nic. Na szczęście, Rayne przywiozła jej ubranka, pieluchy i zabawki. Ostatnią godzinę spędził jednak na przeglądaniu dokumentów medycznych. Oglądaniu zdjęć płodu i czytaniu wytycznych lekarzy.
To wszystko przechodziła Meridith sama. Co musiała czuć? Czemu nie wyjawiła mu prawdy? Sięgnął do kieszeni i wyjął pogięty list. Koperta gdzieś przepadła, ale to nie ona była najważniejsza. Usiadł na łóżku i otworzył go znowu.
Tym razem był gotowy.
„Drogi Johnie,
Domyślam się, co poczułeś. Zażenowanie, rozgoryczenie i zdradę... Nie oceniaj mnie, zbyt wcześnie. Kocham cię. I tylko dla tego, to zrobiłam. Wiedziałam, że gdybyś poznał prawdę... wróciłbyś do mnie.
A tego nie chciałeś...
Nasze drogi się rozdzieliły. Zacząłeś na nowo układać swoje życie. Zbyt wielkie było twoje cierpienie i niesłuszne poczucie winy.
A dziecko, nawet nasze, upragnione, nie powinno być haczykiem, by ściągnąć cię z powrotem. Nie jestem taka. Nigdy taka nie byłam. Choć wziąć żałuję, że nie ma cię w jej życiu. Ale rozumiem, czemu nie jesteś już w moim.
Ale ona cię zna. Widziała zdjęcia i wszystkie nagrania, jakie tylko pomieścił mój telefon i dysk komputera. Te zabawne, śmieszne, ale i te... mniej. Poznała cię z nich. I liczę, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy pozna prawdziwego ciebie. Kiedy już będziesz gotowy.
A jeśli mnie już wtedy nie będzie... wiem, że zaopiekujesz się naszą córką. I to najlepiej, jak to tylko możliwe.
Chroń ją. Kochaj. I pozwól być sobą.
Kocham cię.
Twoja Meridith."
- John?
Stuknęły drzwi. John podniósł wzrok i spostrzegł Finna. Wzdrygnął się, próbował schować list, ale ten wypadł mu na podłogę. Szybko go podniósł i wcisnął znowu do kieszeni.
- Co tam? – zapytał, kierując pytanie w stronę okna. Obrócił się plecami do przyjaciela i dyskretnie otarł ręką załzawione oczy. Złapał za pościel. – Coś się stało?
- Nie... - Finn stanął za nim. – Mała będzie tutaj spać?
- A gdzie?
- Przecież... - zaczął powoli przyjaciel - ... mógłbym jej przygotować pokoik na dole...
- Nie! – odparł John i obrócił się do Finna. Cisnął kołdrę na podłogę. – Nie ma takiej opcji nawet! Nie rozdzielimy się!
- Ale... nie to miałem na myśli. – Finn uniósł obie ręce, jakby się poddawał. – Możesz zająć pokój obok niej i...
- Nie! – John machnął ręką. – Nikt już nas nie rozdzieli! Nic i nikt! Zrozumiałeś?!
Finn powoli pokiwał głową. Powiódł wzrokiem po pokoju, jakby oceniał, co tu się właściwie wydarzyło? Spojrzał na dziewczynkę, a potem wrócił wzrokiem do Johna.
- John? W porządku... z tobą?
- A nie widać?!
- Nie – odparł przyjaciel i pokręcił głową.
John znowu opadł na łóżko. Finn usiadł przy nim.
- Przeczytałeś list.
- Skąd wiesz? – John zaśmiał się. – Widziałeś.
- Tylko tyle, że go czytałeś.
- Meridith... chciała, bym... doszedł do siebie i... nie wracał do niej, tylko z powodu dziecka. – Łzy znowu naszły mu do oczu. – Nie chciała, wiązać mnie na siłę... do siebie. Wiedziała, że... już tego nie chcę... - Zapłakał. – Wiedziała...
- John...
Finn otoczył go ramieniem i przytulił.
- Co ja narobiłem, Finn? Wszystko spieprzyłem.
- Nie wszystko. Jest Anna i dziecko. Będziesz miał rodzinę.
- A będę ją miał?
Spojrzał w oczy przyjaciela. A ten powoli skinął.
- Będziesz.
- Więc... - John wzdrygnął się - ...ty już wiesz? Anna rozmawiała z Gregiem?! Znasz jej odpowiedź?!
- Tak.
- Czyli zgodziła się?! - Złapał przyjaciela za ramiona i potrząsnął nim. – Wróci?! A wie o małej?!
Finn zawahał się. Spojrzał na dziewczynkę.
- Obiecałem Gregowi, że...
- Proszę cię, Finn! Musze wiedzieć!
Przyjaciel westchnął.
- Tak, wie o małej. I nie zmieniła zdania. Zamieszka z tobą.
John poderwał się i ze łzami w oczach, skoczył ku córce. Złapał ją i przycisnął do siebie, a potem kilka razy podrzucił.
- Nie będziemy sami, wiesz?! – zawołał. – Twoja druga mama, Anna, i twoja siostrzyczka albo braciszek zamieszkają z nami! Cieszysz się?!
- Tak, tatusiu...
- No, co się stało? - Przystanął, trzymając córkę w ramionach. Dziewczynka przecierała oczy. – Jesteś senna?
- Uhy.
Przytulił ją i obrócił się w kierunku siedzącego na łóżku przyjaciela.
- Finn, przynieś pościel. Muszę ją położyć.
- A ty gdzie będziesz spał?
- No z nią, a gdzie? – Wzruszył ramionami i znowu zwrócił się do dziewczynki: – Chcesz spać z tatusiem, czy bez tatusia?
- Z tatusiem!
- A może jednak sama?
- Nie! – Zrobiła grymas, jakby miała się rozpłakać. – Z tatusiem! I Guciem...
John spojrzał na Finna. Miał zdziwioną minę.
- To jej przytulanka. Bez niego raczej nie zaśnie.
- Aha.
Spojrzał na córkę.
- No to ustalone. A jutro pojedziemy na zakupy, tak? Kupimy ci łóżeczko, ubranka i masę zabawek! Dobrze?
- Tak! – zawołała, zachichotała i znowu przetarła oczka.
- Ale najpierw... - rozejrzał się po kwaterach - ... to musimy cię nakarmić, co? Jesteś głodna?
- Troszeczkę...
- To zaraz zjesz coś pysznego! A potem ząbki i spać! Umyjemy cię jutro!
Finn poderwał się.
- Powiem Charlesowi by przygotował coś dla niej.
- Ok. Ale pomóż mu, co? – Uśmiechnął się życzliwie. – Charles niewiele wie o dzieciach.
- A myślisz, że ja wiem więcej? – Pokazał na siebie kciukiem. – Z naszej grupki, tylko Greg ma kilkanaścioro dzieci i wie, co powinna a czego nie powinna jeść, taka mała dziewczynka.
- Greg... - John westchnął. Spojrzał na Finna. Ten spoglądał na niego prosząco. Zbyt prosząco. I poczuł, że nie ma wyboru. – Ok, niech ci pomoże.
- Naprawdę?
- Tak, nie mam wyboru! Wszystko zadziało się zbyt szybko! – Pokręcił głową, a Krisi od razu złapała go za włosy i pociągnęła. Zaśmiał się. – A jeszcze muszę postawić tu ściankę! Dla Anny i dziecka! I jakoś... ulokować małą...
- Ale Anna chyba chciała...
- Wiem – odparł. – Ona chce zamieszkać tu sama.
- A ty z małą... na dole?
- Chyba tak. – Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Ale tak to ogarnę, a potem... pogadam z Anną.
Finn pokiwał głową. I John wiedział, że obaj mieli świadomość, że to nie będzie usłana różami droga.
Ale męka po żwirze.
Jedno dziecko, ale własne to sporo. Ale... cudze, i to własnego męża i jego poprzedniej żony, to już zupełnie inna bajka. Miał tylko nadzieję, że Anna pokocha Krisi, tak jak własne dziecko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro