Rozdział 16 Krew w ziemi [18+]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

- Mogę zająć tę szopę? – Seja wskazał palcem na niewielki budynek gospodarczy, w którym John trzymał narzędzia, ziemię i nawozy.

Minęło południe. John odesłał Krisi do domu. Razem z Finnem i Charlesem. Nadal ufał przyjacielowi, choć ostatnie wydarzenia zasiały w nim wątpliwości. Ale póki co, miał pilniejsze sprawy na głowie. Postanowił rozmówić się z Gregiem i nowo przybyłym Seją. Chciał dowiedzieć się, gdzie ukrywa się zabójca Meridith i poznać więcej szczegółów o Timie. Nadal nie wierzył, że ten wesoły chłopak był synem Kollevora i szpiclem Morda...

Plusem z pojawienia się sobowtóra Raya była wręcz natychmiastowa ewakuacja blondyny i jej natrętnej matki. Na widok broni uciekały, ile tchu w płucach.

- To nie budynek mieszkalny.

- I co z tego? – Seja wzruszył ramionami. – Tam też nie mieliśmy żadnych.

John zmarszczył czoło.

- Nawet nie ma łazienki.

- Nie potrzebuję jej. – Rzucił okiem na przechodzącą pracownicę Johna. Tę w rudych włosach, spiętych w kucyk. – Hej, jest tu gdzieś źródło?

Dziewczyna aż podskoczyła. Spojrzała na niego, a potem na Johna i znowu wróciła wzrokiem do Seji.

- Źródło? – zapytała niepewnie. – Masz na myśli... jeziorko?

- Coś mniejszego. Na terenie waszej posesji.

- Jest... oczko wodne.

- O, i o to chodzi! – zawołał. – Pokażesz mi gdzie?!

John skrzyżował ręce na piersiach i podszedł do nich.

- Nie zawracaj głowy moim pracownicom – powiedział. – Mają co robić!

- I jak macie awokado... - kontynuował Seja, jakby nigdy nic. John poczuł, że krew go zalewa.

- Słyszałeś, co powiedziałem?!

- ...i łososia...

Łososia?!

- ...z odrobiną cytryny...

Seja i dziewczyna patrzyli na siebie. Trzymał ją w pasie. Ale nie musiał. Uśmiechała się i kiwała głową, jak robot.

John wepchnął się pomiędzy nich. Dziewczyna ocknęła się i odskoczyła, pochylając przed Johnem głowę.

- Wracaj do pracy, Saro! Natychmiast!

Odeszła, a John od razu zmierzył Seję wzrokiem. Ale niepotrzebnie. Ten nie patrzył na niego. Tylko wodził wzrokiem za dziewczyną.

- Widzę, że macie podobne menu do naszego – powiedział John. Seja powoli wrócił spojrzeniem do niego. – Łosoś, awokado...

Seja wzruszył ramionami.

- W centrum podawali to w barze, w którym jadałem. – Westchnął. – I sok marchewkowy. Seto wolał bekon i jajka. Pochłaniał kilka porcji na raz. Ale ja dbam o linię. Nie jestem długowiecznym.

John zmarszczył czoło. Stuknęły drzwi i obaj powiedli wzrokiem za ich stukotem. To Greg szedł w ich kierunku.

- W którym szpitalu jest Anna? – wypalił John, kiedy tylko ujrzał Grega.

- Nie powiem ci, John – odparł i pokręcił głową. – Taka była nasza umowa.

- Ale nie mówiłeś, że trafiła do szpitala! – John zacisnął zęby. – Przecież termin ma za miesiąc!

- Tak zadecydował lekarz.

- Czemu?!

Cichy pokręcił głową. John spojrzał na Seję. Stał z założonymi na piersiach rękoma i przysłuchiwał im się.

- A ty czego ucho nadstawiasz?!

Seja roześmiał się.

- Żebyś ty wiedział... - zaczął i znowu się zaśmiał - ... ile razy przyszło mi już słuchać ich rozmów.

- Kogo? – zapytał John, mrużąc oczy.

- Seto i Hany. – Seja pokręcił głową. – Słyszałem już wszystko. Zaufaj mi. Przyzwyczaiłem się.

John zgrzytnął zębami.

- Ale nie rozmawiam z Anną teraz!

- Ale o niej – odparł Seja i wzruszył ramionami. – Nic nowego. To też przerabiałem. W życiu Seto nie było innego tematu. Wszystko kręciło się wokół niej. – Pokiwał głową na boki. – Nie na początku. Ale kiedy go odnalazła, końca nie było!

- Odnalazła go? Hana?

- No, a kto?

Cichy odchrząknął. Spojrzeli na siebie. I nagle John poczuł, że znowu czegoś nie wie. Cokolwiek to było, Cichy nie chciał, by się o tym dowiedział.

- To mogę zająć tę szopę? – zapytał Seja, nagle zmieniając temat.

John pokręcił głową.

- Najpierw odpowiesz na kilka pytań. Pierwsze. – Uniósł palec. – Gdzie jest Will Kollevor?!

Seja przerzucił spojrzenie na ojca, po czym pomacał się dłonią po brodzie. Robił to tak długo, że Johnowi zaczęły puszczać nerwy.

- Nie powiem ci.

- Co?!

- Nie teraz.

- Czemu?!

Seja zmrużył oczy.

- A co mu zrobisz?

- A jak myślisz?!

- No właśnie – odparł Seja i spojrzał na ojca. – Dlatego ci nie powiem.

John zacisnął dłonie w pięści. Tym razem nie miał zamiaru się wstrzymywać. Rzucił się na Seję i obaj runęli na ziemię.

- Gadaj!

- Ani mi się śni! – odparł Seja i odrzucił Johna kopniakiem. – Seto mu wybaczył!

- Co takiego?! – zagrzmiał John. Leżał na tyłku w trawie. Seja zajmował dokładnie taką samą pozycję, ale z metr dalej. – Co mu wybaczył?! Przecież to ja straciłem żonę!

- Seto zdaje sobie z tego sprawę!

- I?!

- Dobili targu!

John znieruchomiał.

- Dobili... targu?

- Jakiego? – zapytał szybko Greg.

- Kollevor zdradził nam leże bestii. Dlatego ją znaleźliśmy. Teraz jest po naszej stronie.

John powoli dźwignął się z ziemi.

- Po naszej... stronie? – Zmierzył Seję surowym spojrzeniem. Najostrzejszym, na jakie było go stać. – On mi zabił żonę!

- Wiemy o tym! – odparł Seja. – Ale potrzebujesz każdego sojusznika, jaki tylko ci się trafi, kiedy stajesz do walki z Mordem! Pojmij to wreszcie! – Poderwał się, ale nie wyprostował. Stał pochylony, zapierając się na karabinie. – Szczególnie takiego, który zna jego plany!

John zacisnął zęby. Chciał jeszcze coś dodać, ale Greg położył rękę na jego ramieniu. Powstrzymał się.

- A... ten chłopak? – zapytał Greg. – Mit?

- Nic o nim nie wiem. Poza tym, że to jego syn. – Spojrzał na Grega. – Nie odwiedza już Kollevora. Przypuszczamy, że rozmawia z kimś innym.

- Z Mordem – odparł Greg, a Seja skinął.

- Wiemy, że lubi łatwe do zmanipulowania cele. To go rajcuje, a Mit... - pokręcił głową - ...całe życie żył w cieniu brata, choć Kollevor nie pałał do niego miłością. Ale tak to już jest. Chora miłość nie wybiera.

Spojrzał na Johna i nagle John poczuł, że pił do niego. Chciał zadać mu kolejne pytanie, ale niespodziewanie Seja warknął jak zwierzę, skoczył na obie nogi i z szeroko otwartymi ramionami, okręcił się dookoła własnej osi. Chwycił za karabin i wycelował prosto w Johna. Ten zląkł się i chcąc nie chcąc, padł na ziemię, zakrywając rękoma głowę. Choć wiedział, że na nic by mu się to nie zdało.

Padł strzał. Ptaki zerwały się z drzew, a Do-ki zaczął szczekać.

- Kurwa! – ryknął Seja. – Ochujeje zaraz! Gdzie są dziewczyny?!

Padł kolejny strzał. Do uszu Johna doleciało warczenie. Nie miał pojęcia, co to miało znaczyć. Seja wydawał jakiś pokręcony okrzyk godowy?

Greg kucnął przy Johnie i położył rękę na jego ramieniu.

- Spokojnie – powiedział.

- Co on odpierdala? – szepnął John.

- On nie jest taki jak ja, czy Seto. Żaden z nas.

- Co masz na myśli?

- Urodził się w świecie klepsydry, ale to nie jest jego dom – szepnął Cichy. – On nie ma domu. Matka go... nie zaakceptowała.

- Co?

- Jego ciało nie należy do żadnego ze światów. Jest bezdomnym...

Seja warknął przeraźliwie, a John poczuł, że włosy stają mu dęba. Spojrzał na swoje ramiona. Faktycznie, tak było.

- Jestem bezpaństwowcem, ojcze! – ryknął Seja, przerzucił karabin w drugą rękę i wycelował prosto w okna kwater. John zamarł. Nim zdążył choćby drgnąć, padł strzał. Ptak siedzący na dachu tarasu padł trupem na ziemię. – Cholera! CHOLERA!

John leżał płasko na ziemi. I myślał tylko o tym, by jak najszybciej przedostać się do córki.

- Potrzebuje kobiety – powiedział po chwili Greg.

- Co?

- Kobiety – powtórzył Greg. – Jego ciało roznosi go od środka. Nie może pogodzić się z tym miejscem.

- I kobiety mu w tym pomogą?

- Seks na pewno. – Greg skinął i pochylił głowę na bok. – Wyżyje się i uspokoi na kilka nocy.

- Kilka?

- Tyle, ile matka pozwoli.

John podniósł głowę. Seja przechadzał się po terenie, z bronią na ramieniu. Wyglądał jak prawdziwy kowboj z westernu. I John od razu pożałował, że pozwolił, by ten szajbus zamieszkał w jego Ogrodach.

- Daj mu dziewczynę – powiedział Greg.

- Co? – zapytał John i parsknął. – A co ja jestem?! Nie prowadzę domu publicznego?!

- Wystarczy, że nie będziesz mu przeszkadzał, jak jakąś... polubi.

- Polubi?

Greg pokiwał głową. Obaj lekko dźwignęli się i powiedli wzrokiem za spacerującym Seją. Rozmawiał z pracownicą Johna. Rudą. Już nie był tak podenerwowany. Jego noga drgała, ale widać było, że złość w nim osłabła.

John uznał, że jego pracownice są zupełnie niezrównoważone psychicznie. Innymi słowy i bardziej adekwatnymi, są zdrowo trzepnięte! Bez obaw zadają się z przybyszem, który dopiero co wył, warczał i strzelał do ptaków. To dla nich normalne?! Skąd one się wzięły?!

Już mądrzejsza była naprzykrzająca się stara baba, niestosownie walcząca o posadę dla swojej pociechy...

- To, co z tą szopą?! – ryknął Seja. Trzymał rudą dziewczynę za rękę, ale nie wyrywała się. Przyglądała się Johnowi, przygryzając wargę.

- Jest twoja! – krzyknął John. – I szopa i... dziewczyna!

Seja znowu warknął i pociągnął dziewczynę za sobą. Szedł tak szybko, że musiała za nim biec. Ale nie robiła tego z przymusu. Zachowywała się tak, jakby czuła się wybrana. Zaciskała usta, uśmiechała się, a kiedy napotkała wzrok koleżanek, pokazała im język i zniknęła za drzwiami szopy.

John miał wrażenie, że kotłują się w niej dwa ogromne psy. Gdyby nie wiedział, co się tam dzieje, tak by właśnie pomyślał. Cała szopa trzęsła się. Dochodziły z niej tylko powarkiwania i dziwne skomlenia. Po chwili wszystko ucichło. Greg i John nadal leżeli w trawie, bojąc się podnieść.

John spojrzał na Grega.

- I ty chciałeś by on związał się kiedyś z moją córką?

Greg uniósł wskazujący palec.

- On był z twoją córką. I byli bardzo szczęśliwi. – Na moment urwał, po czym dodał: - Z Haną zresztą też.

- Aha, jeśli zachowywał się tak, jak dziś...

- O nie. – Greg pokręcił stanowczo głową. – Kiedy był z Mirian, nie zdradzał jej. Zapewniam cię.

- A Hanę?

Greg wziął wdech, a po chwili wzruszył ramionami.

- Nie wiem.

- On jest w ogóle człowiekiem?

- W... połowie? – odparł Cichy i poruszał głową na boki.

- Co to znaczy, w połowie?

- Faktycznie, niektóre cechy... jego natury są typowo zwierzęce.

- Ale co to znaczy?

Rozległo się wycie, a John poczuł, że oblał go zimny pot. Gdyby takie coś spotkało go w Lesie Dziekana, chyba zwyczajnie by się posikał ze strachu.

Drzwi otworzyły się. Seja wyłonił się z szopy. Starannie ubrany, z bronią na ramieniu. Ruszył w ich stronę, jakby nigdy nic. Ale tym razem nie miał kapelusza na głowie. John nadal leżał w trawie i czekał. Przez uchylone drzwi spostrzegł dziewczynę. Leżała półnaga na nawozie do pelargonii. Jej spodnie i biała koszula były porwane. Ich strzępy zwisały z jej ramion, nóg i brzucha. Owinęła się kurtką roboczą i wyszła na zewnątrz. Policzki miała całe zaróżowione, a włosy potargane tak, jakby huragan ją porwał.

Dziewczyny dobiegły do niej. Szeptały jej coś na ucho. Odpowiadała im. Zaciskała wargi i śmiała się. John dosłyszał jedynie, jak mówiła: to zwierzę... I nie wierzył, że właśnie był tego świadkiem. Jedna z jego pracownic, w czasie pracy, właśnie uprawiała dziki, wręcz zwierzęcy seks w jego szopie z narzędziami.

Szaleństwo.

- Saro?! – zawołał. – W... porządku?!

- Tak! – odparła i roześmiała się. – Ale czy mogę... krótką...!

- Nie! Idź do domu! – powiedział. – Odpuść sobie przerwę! Po prostu... idź!

- Ale jutro będę wcześniej!

Seja spojrzał na nią, a ona zatrzepotała rzęsami. Opadł na trawę tuż przed Johnem i Gregiem, po czym rozłożył wygodnie nogi. John dostrzegł, że rozporek w jego spodniach nie był zasunięty do końca.

- Chcę jeść – powiedział. – Niech krasnale podadzą mi łososia.

John zastygł. Spojrzał na Grega, a ten skrzywił się.

- Synu... tu nie ma krasnali.

- Jak to? – zapytał Seja i przybrał srogi wyraz na twarzy.

John zastanawiał się, z jakiej bajki urwał się sobowtór Raya? Ewentualnie czy był trzeźwy i... zdrowy na umyśle?

- Są tylko ludzie.

- Sami ludzie? – zapytał ze zdziwieniem Seja. – A gdzie służba?

- Tu ich nie ma – odparł Greg.

Seja zaklął. Obrócił się i spojrzał na przyglądające im się dziewczyny. Ruda nadal tam stała. Uśmiechała się do niego.

Co ona tam jeszcze robiła?! Przecież kazał jej iść do domu?!

- Podacie mi jadło?!

- A na co masz ochotę?! – zawołała i przygryzła wargę.

Seja roześmiał się na cały głos i opadł płasko na trawę.

- Na to też. Ale później – odparł i wbił spojrzenie w niebo. Leżał tak przez chwilę, tylko sunąc wzrokiem za chmurami. – Seto miał rację. Tu jest pięknie.

- To u was tak nie jest? – Ruda zbliżyła się do niego i klęknęła przy nim.

John spostrzegł, jak jej dłoń dotknęła uda Seji.

- Nie... Nie tak pięknie – odparł sobowtór Raya i podniósł głowę.

I nim John zdążył choćby wziąć wdech, Seja pochylił się i przywarł ustami do warg rudej. Całował ją, jak oszalały. A wręcz połykał.

Na koniec zawarczał prosto w jej ucho.

- Przyjdź wieczorem – powiedział gardłowym głosem. – Będę w szopie.

Skinęła.

- A co chcesz zjeść?

- One mi podadzą. Idź już.

Dziewczyna zmrużyła oczy. Nie spodobało jej się to, ale Seja nie odpuścił. Wpatrywał się w nią, nie dając za wygraną.

Tę walkę przegrała. Podniosła się, okryła mocniej kurtką i ruszyła w kierunku bramy. Seja jeszcze przez chwilę odprowadzał ją wzrokiem. John zastanawiał się, czy on cokolwiek czuł? Czy to był tylko przygodny seks?

- Łosoś i awokado – powiedział nagle Seja, wyrywając Johna z rozmyślań. – I sok marchewkowy.

Kobiety skinęły i jak szalone pobiegły w stronę domku. Po drodze wpadły na Charlesa, który wolnym krokiem szedł w stronę Johna. W ręku trzymał strzelbę. Jego oczy zderzyły się ze spojrzeniem Seji.

John zastygł. Wiedział, że starzec nie miał szans z Seją. Bez względu na to, kim był. Człowiekiem, półczłowiekiem, czy zwierzęciem. I nagle zaczął się zastanawiać, kto tak naprawdę zabił dowódcę Morda? I jej bestię? Seto rozerwał ją na pół? Czy może... dokonał tego Seja?

- Charles! - zawołał i dźwignął się na kolana. – Wszystko w porządku! Możesz wracać! Zajmij się Krisi!

Stróż pomachał strzelbą, a John przerzucił wzrok na Seję. Jego dłoń spoczywała na karabinie. Palec na spuście. O tak, był gotowy. Rozwaliłby Charlesa w sekundę.

Charles wrócił do kwater i dopiero wtedy Seja wziął wdech. Palec zsunął się ze spustu, a John odetchnął z ulgą.

- To mogę zatrzymać tę szopę?

- No, teraz to nikt tam nie pójdzie... - odparł John, roześmiał się i z bezsilności pokręcił głową. - Ok, ale co noc masz patrolować teren posesji! – odparł i wskazał na ogrodzenie. – Mam psa, i też sam to robię, ale...

Seja przerzucił wzrok na ojca i zmarszczył czoło.

- Spuściłeś krew? – zapytał.

John zamarł. Nie miał pojęcia, o czym mówili. Spojrzał na Grega, a ten odpowiedział skinieniem, na pytanie syna. Usiadł przed nim, John zrobił tak samo. Wolał nie wykonywać przy Seji gwałtownych ruchów.

- Więc teren jest zabezpieczony.

- Słucham? – zapytał z podenerwowaniem John.

Seja spojrzał na niego pytająco.

- To on nie wie? – zwrócił się do ojca.

Greg pokręcił głową.

- Czego nie wiem?! – ryknął John.

- To jego terytorium teraz – odparł spokojnie Seja i wskazał na ojca. – Oddał krew ziemi. Płynie teraz pod nami. Póki on tu jest, nikt ze świata Morda nie może tu wejść. Tak działa jego krew.

- Co? – John spojrzał na Grega. – Lepiej to wytłumacz.

Greg pochylił głowę, a Seja pokazał palcem na ogrodzenie.

– Od tej bramy, dookoła całego terenu, aż po słupki, nikt od Morda nie przekroczy posesji. No... chyba że jest stąd.

- Stąd?

- Jak mój brat.

John pokręcił głową. To było zbyt szalone. Nawet jak na Cichego. I wręcz niemożliwe.

- Nie rozumiem... - powiedział.

- Tak działa jego sekretna moc – wtrącił Seja. – Mój ojciec może kontrolować teren, któremu przekazał swoją krew. Ale musi być tam obecny. Nie może odejść. Póki tu będzie, Mord nie zbliży się do Anny nawet na krok.

John pomyślał o Timie i zacisnął szczękę. Więc dlatego Mord go zwerbował. Szukał luki!

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytał John.

- To było... to jest zbyt krwawe, nawet jak dla ciebie, John – odparł Greg.

- A Finn wie?!

Greg pokiwał głową.

- Finn wie. O wszystkim.

Rozległy się chichoty. John spojrzał w kierunku domku Charlesa. W ich stronę biegły dziewczyny. Nie szły, tylko biegły. Jedna przeganiała drugą. Mleko kołysało się w dzbanku. Część zamoczyła koszulkę Megi, ale dziewczyna biegła dalej. Druga z dziewczyn niosła talerz, zapewne z łososiem. Trzecia awokado i cytrynę.

To było prawdziwe szaleństwo.

- Jak ci to podać, wodzu? – zapytały.

John zmarszczył brwi.

Wodzu? Jaki znowu wodzu? Skąd one to wytrzasnęły?!

Spojrzał na Grega, a ten tylko cicho odchrząknął. John wolał więc nie komentować tego, co usłyszał.

Zaczeka.

- Sam to zrobię – odparł Seja.

Chwycił kawałek wędzonej ryby. Ściskał ją w palcach, a John miał wrażenie, że żołądek podszedł mu do gardła. Zakrył ręką usta. Ale tylko on miał taką reakcję. Dziewczyny klękały przed Seją oczarowane. Nie odrywały od niego oczu. Przyglądały się jak gryzł awokado, cały oblepiony zielonym śluzem, a potem wsuwał do ust łososia, zagryzając go cytryną.

To było obrzydliwe. Ale im się najwidoczniej podobało.

Nagle wzrok Seji przykuło coś innego. John spojrzał w to miejsce i spostrzegł Finna, stojącego na tarasie kwater. Tam, gdzie chwilę wcześniej Seja posłał pocisk.

Zmierzyli się wzrokiem.

- Znacie go? – zapytał Seja dziewczyn.

- No pewnie! To Pan Howell!

- Czy pan Howell was obracał?

Dziewczyny zachichotały, a Greg doznał napadu kaszlu. John nie wiedział, czy z powodu zaskoczenia, czy może obaw, że dziewczyny odpowiedzą twierdząco.

- No gdzie! Przecież Pan Howell... woli chłopców! – odparły, zerknęły na Grega i zachichotały.

John zastanawiał się, czy Seja to dostrzegł.

- To pedał? – zapytał nagle Seja, a John na moment przestał zupełnie oddychać. – W sensie, homo?

Greg spuścił głowę, a dziewczyny zachichotały.

- Świetnie, od razu wiedziałem, że coś mi w nim nie pasuje – odparł Seja i warknął. Oblizywał każdy palec, jakby nie chciał żegnać się ze smakiem ryby. Nagle spojrzał na Johna. – Wy dwaj zrobiliście to już?

John zrobił duże oczy.

- Ale... że co?

- No wiesz co. Rżnęliście się już?

Nie wierzył, że padło to pytanie i nie rozumiał, czemu poczuł niepokój.

- Jestem... żonaty. Z Anną.

- I?

- Ona jest kobietą.

- I co z tego?

John zamarł.

- Czemu...? – zaczął powoli John, ale urwał. – Czy... w tamtym świecie to... normalne? Mężczyźni... razem?

- Dla ludzi może nie.

- A dla kogo?

Seja wzruszył ramionami i rzucił mu spojrzenie, a John nagle poczuł, że to o Seto mówił.

Czy Seto miewał bliższe stosunki nie tylko z kobietami, ale i... z mężczyznami?

- Nie cierpię pedałów – powiedział po chwili Seja, dłubiąc palcem w zębach.

John spojrzał na Grega. Ten siedział z pochyloną głową i spojrzeniem wbitym w ziemię. Milczał. A John dobrze wiedział, w czym był problem.

Seja nie miał pojęcia, że jego ojciec lubił Finna.


2

John szedł śladem śmiechów i chichotów. Ale gdyby wiedział, co go czeka, zawróciłby i nie wypuścił się więcej po zmroku.

Seja siedział w jeziorku. No, dokładnie to w oczku wodnym. W tym samym, przy którym rok wcześniej John leżał z Anną. Tuż nieopodal wodospadu. Ale Seja nie leżał obok, ale był w środku. I nie był sam. Cztery pracownice Johna były tam z nim. I z tego, co widział John, wszystkie były nagie.

Pląsały dookoła niego. Tuliły się. Dotykały jego ramion. A jedna z nich siedziała mu na kolanach. John widział, jak jego wytatuowane ręce zaciskały się na jej biodrach. Poruszała się. Raz w górę, raz w dół.

Wiedział, co robili.

I nie wierzył w to.

Tuż pod jego oknami. W ogrodzie. Gdzie z okien kwater można ich było swobodnie dojrzeć.

Zaklął i pomyślał o Krisi. Na szczęście spała. A gdyby nawet nie, była za mała by dosięgnąć okien.

Seja całował drugą z dziewczyn. Czarnowłosą. John wiedział, że to Megi. Skromna i cicha dziewczyna, teraz telepała językiem w ustach obcego faceta. Nie wierzył w to. To był koszmar. Trzecia, ruda, którą Seja jako pierwszą zaczepił w Ogrodach, pieściła jego kark i ssała skórę. A czwarta lizała się z pierwszą, dosiadającą go.

John zaparł się o drzewo i przez chwilę tylko im się przyglądał. Nigdy nie był w takiej sytuacji, choć nie ukrywał, że miał takie fantazje...

Dziewczyny jęczały, jak na filmie porno. A John czuł, że jego krocze stawało się coraz bardziej naprężone. Chciał odejść, ale nie mógł. Tkwił tam i bezczelnie przyglądał się, jak cała piątka baraszkowała, w jego oczku wodnym. Woda szumiała przyjemnie. Idealnie mieszała się z odgłosami kochanków...

I w końcu nie wytrzymał. Rozpiął rozporek, złapał za swój sztywny członek i zaledwie kilkoma ruchami doprowadził się do wytrysku.

Po cichu. Byle nikt się nie zorientował.

Nagle Seja zawarczał i skupił się tylko na jednej dziewczynie. Już nie okazywał uwagi innym. Sapał coraz głośniej, jakby lada moment miał dojść. I tak też się stało. John od razu zasunął zamek w spodniach i wziął wdech. Tylko tego brakowało, by Seja domyślił się, co robił.

Po chwili rozległ się głośny ryk. Seja zawył, jak wilk i opadł do tyłu. Druga z dziewczyn od razu go dosiadła. Nie zaprotestował. Ale też nie objął jej. Tylko leżał, z głową ułożoną na kamieniu.

- Seja! – krzyknął John, a dziewczyny wzdrygnęły się i od razu powyskakiwały z wody. Całkiem nagusieńkie. John po raz pierwszy widział je w takiej odsłonie. Z gołymi pośladkami, sterczącymi sutkami. Zakrywały się, ale i tak na niewiele się to zdało. Śledził wzrokiem ich ruchy. Obserwował jak zbierały ubrania z trawy. Czekał. A kiedy zamierzały zbiec, odezwał się: - Wracajcie do domów! Rano macie być punktualnie w pracy! Zrozumiano?!

- Tak... ta... tak! – krzyknęły chórem i pobiegły w kierunku bramy.

John zastanawiał się, czy ubiorą się jeszcze na terenie posesji, czy może gołe wyskoczą za ogrodzenie. To nie byłby dobry pomysł.

Ruszył w stronę Seji.

- Pojebało cię do reszty?! – wrzasnął i pokazał na okna ostatniego piętra kwater. – Mam gdzieś, że masz broń i zachowujesz się, jak dzikie zwierzę! Moja córka śpi na górze! A ty się tu pieprzysz z moimi pracownicami, sapiąc jak pawian!

- Mówiłem ci, że muszę poruchać – odparł spokojnie Seja i rozłożył ręce. Nie podniósł głowy.

- Przecież masz dziewczynę!

- A bo to jedną...

John zgrzytnął zębami.

- W ogrodach też już jedną miałeś!

- To za mało.

- Chuj mnie to obchodzi! Jedź do miasta i wyrwij sobie jakąś! Ale nie na terenie ogrodów! Zrozumiano?!

Seja milczał. Po chwili powoli uniósł głowę i spojrzał na Johna.

- A co? Stanął ci? – Powiódł wzrokiem po jego kroczu. – Jeśli tak, to już go strzepałeś.

- Pojebało cię chyba!

- Jesteś zły, że cię nie zaprosiłem? Chciałeś się przyłączyć? Słyszałem, że lubisz takie akcje. – Wzruszył ramionami. – Nie mam nic przeciwko. Tam to normalne.

Johnowi na moment odebrało głos.

- Co... - odchrząknął - ...co jest normalne?

- Uprawianie miłości cielesnej. Każdy z każdym. – Uśmiechnął się. – A jak myślisz, skąd Seto miał tyle dzieci?

- Więc...? – John urwał. Nie wiedział, jak zadać to pytanie.

- Tak, tam też są źródła. Choć gorętsze niż te wasze. – Westchnął. – Nie do każdego mogę wejść. Ale Seto może. – John zanotował to w głowie, choć nie miał pojęcia, czemu Seto może, a on nie. – Nieraz kąpaliśmy się wszyscy razem. Zupełnie nago. Mój lud nie zna kobiet. To sami mężczyźni. Odwiedzaliśmy więc kobiety. Te z plemienia Seto także. Tak się poznaliśmy. Moi mężczyźni zapładniali jego kobiety. No... poza tymi wybranymi.

- Wybranymi?

Seja wzruszył ramionami.

- Jego kobiet nikt nie śmiał tknąć. – Uśmiechnął się. – Prawie nikt.

John zastanawiał się, co to właściwie znaczyło. Ale nie miał czasu na więcej przemyśleń. Nagle bowiem Seja poderwał się. Cały nagi, obsypany tatuażami po każdym nawet najmniejszym zakamarku ciała. Jego tors, ramiona i uda były obficie owłosione. Zbyt obficie. Przypominał małpę, albo inne... zwierzę.

Nie spojrzał na jego krocze. Tego było za wiele.

Złapał za koszulę i cisnął nią w niego.

- Ubieraj się i więcej nie rób tego tutaj! Ani z moimi pracownicami!

Seja narzucił na siebie koszulę i sięgnął po spodnie. Ale nie nałożył ich. Chwycił swój zwiotczały już członek i ku zdziwieniu Johna, po prostu oddał mocz w kierunku krzaków. John patrzył, jak para unosiła się, a dookoła rozchodził się znajomy zapach uryny...

Skrzywił się i przybrał grymas na twarzy.

- Och... jak dobrze... - odparł Seja. – Długo trzymałem. Dla nich. Ale nam przerwałeś.

- Co?

Seja nie odpowiedział. Złapał za spodnie i powoli naciągnął je na mokre ciało. Nie było to proste, ale w końcu się uporał. Odrzucił grzywę do tyłu i spojrzał na Johna.

– Wiesz, że Anna była kiedyś moją żoną.

Wiedział. Powiedział mu to człowiek Seto, we śnie, kiedy pierwszy raz ujrzał Seto i bestię. Wtedy nie zdawał sobie sprawy, co go czeka w przyszłości.

Ale przecież mówił o Hanie, a nie o jego Annie!

Seja uśmiechnął się.

- Spokojnie. To już dawno za nami.

- Ona nie jest Haną.

- Jesteś pewien? – Zmrużył oczy. – Seto mówił coś zupełnie innego.

John zacisnął dłonie w pięści.

- Pamiętała go. Więc mnie też na pewno pamięta. – Znowu się uśmiechnął. – A ma co.

- Seto też zdradzałeś takie szczegóły? – zapytał John, coraz mocniej zaciskając dłonie.

Seja pokręcił głową.

- Nie – odparł – jeszcze mi życie miłe. A Seto jest... niesłychanie zaborczy, jeśli chodzi o jego nałożnice. Nikt nie może tknąć żadnej, poza nim.

- Nałożnice?

- O żonach nie wspominając.

John zastygł. To Seto miał więcej żon?, pomyślał. I... nałożnic? I Hana wiedziała o tym, i się na to... godziła?

- Co? – Zaśmiał się Seja. – Czyżbyś mu pozazdrościł?

John prychnął pogardliwie i cofnął się.

- Nie mam czego.

- Czy ja wiem? – odparł Seja i podrapał się po brodzie. Pokazał ręką na krocze Johna. – Kiedy ostatni raz włożyłeś go w kobietę? Gorącą kobietę? W jej rozgrzaną cipkę?

John przełknął ślinę. Ale nie odpowiedział.

- Wiem o tobie i córce Grega. – Palcami odgarnął włosy z czoła. – To znaczy, wiemy. I ja i Seto. Wiemy też, że Anna cię zostawiła i od miesięcy nie miałeś kobiety w łóżku. – Westchnął, po czym dodał: - I wiemy, co się wydarzyło w jeziorze, przy twoim domu.

- I mimo wszystko...

- Seto nie może ingerować.

- Szkoda, że zapomniał o tym, kiedy całował Annę!

Seja zamruczał, a jego ciało przeszyły zmarszczki.

- Pocałował ją?

- Tak!

- Jak?

John żachnął się i pokręcił głową.

- Mam ci tłumaczyć, jak się to robi?!

Seja nie odrywał od niego oczu. Po chwili znowu zamruczał. Przecierał ręką brodę, jakby się nad czymś zastanawiał.

- No cóż – powiedział po chwili – z tego co zrozumiałem, Anna ma tutaj wrócić po urodzeniu dziecka. Wybaczyła ci i przystała na twoje warunki. Jesteście mężem i żoną. Nadal. – Westchnął. Wsunął całe ramię w krzaki i wyciągnął z nich karabin. – To nie mamy zbyt wiele czasu. To się musi stać dzisiaj.

- Co?

- Przejście.

- Słucham?!

Seja spojrzał na niego i uśmiechnął się.

- Wypuścimy twojego ptaka na ostatni lot! Kiedy tylko dzień minie i nastanie następna noc! – Uniósł głowę i spojrzał w niebo. – W świetle księżyca, przy akompaniamencie muzyki i cieple gorących, kobiecych ciał...

John wzdrygnął się, kiedy usłyszał wzmiankę o gorących, kobiecych ciałach.

- Chyba oszalałeś. Nie robię żadnej imprezy.

- Sam ją zrobię. Spokojna głowa.

- Nie ma takiej opcji. – Pokręcił głową. – Mam córkę i zmieniam się. A Anna urodzi mi dziecko i oczekuje...

- A mimo wszystko, nadal myślisz swoim sztywnym fiutem i marzysz o cipce innej – odparł Seja i zmierzył Johna badawczym spojrzeniem. – Nieprawdaż?

John pokręcił głową.

- Nie.

- A... Aurora?

Na dźwięk imienia byłej kochanki, siostry Anny, John poczuł, jak całe jego ciało zadrżało. Dreszcze przeszły po jego skórze, a tętno wzrosło.

- To był tylko seks, John? Czy może jednak coś... więcej?

John nie odpowiedział. I nawet nie zdążył. Niespodziewanie Seja klasnął w dłonie, po czym przyłożył karabin do oka i strzelił. Rozległ się huk i błysk, a pocisk poszybował w drzewa.

- Dzisiaj się przekonamy! Tej nocy po tej! – Roześmiał się. – Nie wiem, jak się to u was mówi! W tym świecie! U nas światło dnia nie gościło za często!

John postawił krok w jego kierunku.

- Ty chyba nie chcesz zaprosić tu Aurory?!

- Czemu nie?

- Rozum ci odjęło?! – Jego serce waliło jak oszalałe. – Jeśli Anna się dowie...

- Anna się nie dowie. Mój ojciec także. – Przyjrzał się Johnowi, a po chwili dodał: - I ten twój przyjacielski pedałek też nie. Nikt nie musi wiedzieć.

- Co? Ale... ja wcale nie chcę...

Seja uniósł ręce, w geście poddania.

- To już mnie nie interesuje. – Pokręcił głową. – Szopa będzie wasza tej nocy. Zabierz ją tam.

- Ale...

Seja znowu pokręcił głową.

- Możesz z nią porozmawiać. Naubliżać jej. – Wzruszył ramionami. – Związać ją, a nawet ją zabić. Albo po prostu jej wsadzić i zerżnąć ją tak, jak marzysz co noc.

Ich oczy się spotkały, ale John nie wytrzymał. Opuścił wzrok.

- Nikomu nie powiem. To, co się wydarzy w szopie tej nocy, w niej pozostanie. - Seja zarzucił karabin na ramię. – Zostawię łopatę przy drzwiach, na wszelki wypadek.

John podniósł głowę.

- Ale na tym koniec.

- Koniec?

- Tak, koniec. Ta jedna noc będzie twoim przejściem. I pożegnaniem, którego nigdy nie miałeś.

- Pożegnaniem?

- Z kawalerską wolnością. – Wziął wdech, a jego ciało się naprężyło. Podszedł do Johna, nie odrywając od niego spojrzenia. John cofnął się. – Kocham Annę. Zawsze będę ją kochał. I nie obchodzi mi czy wyruchasz inną. Ale jeśli po tej nocy, zdradzisz Annę znowu, wpakuję ci lufę w gębę i rozpierdolę twój mózg na ścianie. A do tego, co pozostanie z twojego łba, naszczam, a potem zawołam na ucztę twoją córeczkę.

John przełknął ślinę.

- Kapisz, profesorze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro