Rozdział 22.3 i 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3

Anna zatrzymała się przy uchylonych drzwiach, prowadzących do sypialni Johna. Teraz ten pokój zajmowała Aurora. Tak samo jak jego łóżko. I pościel, którą wybrał dla nich. Oni przenieśli się do gabinetu. Z domku po przeciwnej stronie jeziora, który zajmował Seja i Seto, przynieśli dodatkowy materac. Musiał im wystarczyć. Nie zamierzali tu zostać, ale wszyscy byli wyczerpani i póki co, zależało im by jedynie przetrwać kolejną noc.

- Powinniśmy zabrać ją do szpitala – powiedział John. Siedział obok Aurory i przerzedzał palcami jej włosy. Leżała w jego łóżku, owinięta pościelą.

- Nie możemy – odparł Greg i pokręcił głową. – Wiem, że powinniśmy, ale Kollevor powiedział Seto, że Mord ma swoich ludzi w szpitalach. To w końcu lekarz. Zmanipulował tych, których potrzebował, by kontrolować większe tereny.

John nie zareagował na te słowa. Robił to, co robił wcześniej, a Anna przyglądała się, jak jego dłoń czule gładziła głowę jej siostry.

I z każdym ruchem, nienawidziła go coraz bardziej.

- Jest jedna rzecz, której nie rozumiem... - zaczął John, a Anna wytężyła słuch. – Mark powiedział mi, że gdyby kiedykolwiek doszło do starcia, pomiędzy Seto i Mordem, to Seto by się nie zawahał. Poświęciłby jedno życie, dla ratowania setek, a nawet tysięcy innych.

- Hmm... – Zamruczał Cichy. – Pamiętam tę rozmowę.

John obrócił głowę do jej ojca. Teraz jego dłoń obejmowała policzek śpiącej Aurory, a jego kciuk czule muskał jej skórę.

- A tymczasem skoczył za Seją i zostawił Morda. Pozwolił mu żyć.

- Bo nie zamierzał go zabić – odparł od razu Cichy. - Myślał, że przetrzymuje Aurorę i chciał ją ratować.

John wrócił wzrokiem do Aurory. Milczał przez chwilę. A ona czekała aż znowu się odezwie.

- Ale jednak. Zostawił go. I rzucił się za Seją. – Pokręcił głową. – Nie rozumiem tego. Cieszę się, że go ocalił, ale... Mord nadal tam jest. I zagraża nam jeszcze bardziej. Zranione zwierzę potrafi stać się nieobliczalne.

Anna pchnęła drzwi i weszła do środka. Greg od razu spojrzał na nią, ale John jeszcze jej nie dostrzegł, ani nie usłyszał. Jeszcze nie był Seto. On by wiedział, że ona jest w pobliżu.

- I być może nigdy tego nie zrozumiesz – powiedziała i założyła ręce na piersiach. John gwałtownie poderwał się i obrócił do niej. Anna przerzuciła wzrok na siostrę. Spała. Tak słodko. Tak bezpiecznie, kiedy on, jej mąż był przy niej... – Nie masz pojęcia, jaki naprawdę jest Seto.

- Wiem, ale... po prostu Mark mówił mi coś innego o nim.

- Mark nie znał Seto, tak jak ja.

Patrzyli na siebie. Celowo pogardliwie uniosła brwi. Nie chciała tego, ale nie mogła się powstrzymać. Widok ich razem rozsierdził ją do czerwoności.

Widziała, jak spojrzenie Johna ulegało zmianie. Z łagodnego robiło się zaczepne. Dobrze je znała. Ten malutki zwiastun burzy. Jego reakcję po tym, jak wbiła mu szpileczkę.

Ale on wbił jej cały gwóźdź. Jej szpileczka nie powinna go zatem w ogóle uwierać.

- No tak jak ty, to na pewno go nie znał – odparł John i uśmiechnął się, przewracając oczami. Nie cierpiała, kiedy tak robił.

- Chcesz coś powiedzieć? – zapytała i zrobiła krok w jego stronę.

John pokręcił głową i roześmiał się. Przerzedził ręką włosy. I niestety, to nadal na nią działało. Wyglądał obłędnie. Zmęczony, styrany i wychudzony, z milimetrowym zarostem pokrywającym jego smukłą twarz i tą bródką... podobną do tej, którą nosił też Seto, ale... nadal zniewalał. Miał w sobie coś takiego, że miękły nogi, od samego patrzenia.

Tak się w nim przecież zakochała. Nie miała pojęcia kim był. Mógł być kimkolwiek. Nawet nie dyrektorem, a zwykłym pracownikiem, za jakiego wtedy go miała. Ale kiedy, ujrzała go wtedy, od razu straciła głowę. Dla tych ciemnych oczu, zawadiackiego uśmiechu, pewnego, męskiego głosu i... tych namiętnych pocałunków. Miękkich warg, którymi doprowadzał ją do szaleństwa. Bez względu na to, gdzie ją całował...

Milczał, więc ona nie zamierzała.

- Seto zawsze myślał o ludziach. I o nich się troszczył. – Zamachnęła ręką w powietrzu. Może było to zbyt dramatyczne, ale na pewno dodało przytupu jej słowom. – Wszystko robił dla nich! Każda z tych tysięcy osób, o których mówiłeś, składa się z jednej osoby! Razy tysiąc! I Seto tak samo zależało na każdej! Od setek lat!

- No tak, zapomniałem, że sporo się znacie - odparł John i delikatnie uniósł brwi.

Drwił z niej? I to w takiej chwili?!

- Seto...! – zaczęła, ale nie zdążyła skończyć.

- Gdzie teraz byłaś? – zapytał, wchodząc jej w słowo.

- Słucham? – odparła i na moment ją zatkało. Zerknęła na ojca. Ten stał ze spuszczoną głową. Przerzuciła wzrok na Johna.

- Słyszałaś mnie – powiedział John. – Więc odpowiedz na moje pytanie.

Złączył dłonie. Pocierał nimi, jakby rozmasowywał krem. Były suche i poranione. Nie przypominały dłoni Dyrektora. Zapewne poranił się, kiedy szedł przez las. A może podczas walki z Mordem? Ale nie pamiętała, by ucierpiał fizycznie. To kiedy? Jak poszedł do domku nad jeziorem po dodatkowe materace? Nie był tam. Przecież leżał nieprzytomny. To Seto i jej ojciec tam poszli.

Co mu się więc stało? I nagle zrozumiała. Próbował uprzątnąć kuchnię i walające się po podłodze resztki posiekanego siekierą blatu. Myśleli, że był na górze. Tak zajęci rozmową, nie zauważyli go. A on zszedł na dół, kiedy ona i Seto rozmawiali...

Widział ich. Ale czy... słyszał?

- Odpowiedz... - złapał za obrączkę i kilka razy obrócił ją na palcu - ...żono.

Anna spojrzała na nią. Na symbol ich dozgonnej miłości. Znak, że byli małżeństwem i sygnał dla innych, by trzymali się z daleka.

Cóż, na Aurorę to nie podziałało.

Wbiła wzrok prosto w jego oczy.

- Tylko rozmawialiśmy.

- Widziałem.

A więc nie słyszał!

- Ja ciebie też widziałam! – odparła i wskazała wzrokiem na siostrę.

- Masz mi za złe, że się przejąłem jej stanem?!

- Jeśli wcześniej pieprzyłeś ją w tym domu, to tak!

- To jest za nami już! – krzyknął i tym razem to on wspomógł się gestykulacją ręki. – Rozmawialiśmy o tym! Mieliśmy zacząć od nowa!

- Dzieci, przestańcie! – krzyknął Cichy, ale żadne z nich nie zwróciło na niego uwagi.

- Tak zaczynasz od nowa?! – Pokazała ręką na siostrę.

- Przecież ona niemal zginęła! – ryknął, ale nagle ucichł. Zmarszczył czoło i przyjrzał się jej. Nie spodobało jej się to. – A może chciałaś by tak się stało?

- A ty nie chciałeś, by ten sam los spotkał Seto?

Mierzyli się wzrokiem. Greg kręcił głową na lewo i prawo. Oddychał tak głośno, że aż ją to wkurwiało. Ale nic nie mogła na to poradzić. Stał obok. A to była ich kłótnia. Małżeńska. Jej i Johna!

- Chciałem – odparł. – I nadal chcę, kiedy tylko widzę cię przy nim.

- Ale to nie on wykrzykuje moje imię. – Wskazała wzrokiem na siostrę. – Tylko twoja była kochaneczka. – Uśmiechnęła się pogardliwie i zaczęła powtarzać jego imię. Z każdym kolejnym głośniej. - John! Jooohn! JOOHNNN!

Nagle Greg wysunął się przed nią. Stanął pomiędzy nimi.

- Anno! Opanuj się! – powiedział do niej, ale kiedy Aurora głośniej westchnęła przez sen, od razu zniżył ton głosu. - Dzieci... Nie kłóćcie się. Błagam – wtrącił. – Mamy już wystarczająco na głowie. Mało wam problemów? I to tych... poważnych? – Przerzucał wzrok z jednego na drugie, ale żadne z nich nie zwróciło na niego uwagi. Nie spojrzeli na niego. Nie zareagowali. Tylko patrzyli na siebie. – A jeśli już musicie, to nie tutaj.

Wskazał ręką na drzwi.

Anna wyszła pierwsza. Słyszała za sobą kroki. Była pewna, że to John idzie za nią. Przystanęła na środku korytarza i obróciła się. Ale to nie był John. Nie wyszedł za nią. To był jej ojciec.

John został... z jej siostrą?

- Anno – powiedział Cichy.

- Tato, przestań – weszła mu w słowo. – Nie wtrącaj się do tego.

Obróciła się i zakryła ręką oczy. Głos jej się łamał. Nie mogła uwierzyć, że John nie poszedł za nią. Tylko został... z tą... zdzirą!

- Kochanie... - kontynuował niestrudzenie. Zbliżył się i stanął tuż za nią. Poczuła dotknięcie jego dłoni na swoich ramionach. Ale to nie powinien być on! Tylko John! – Powinnaś odpocząć. Jesteś w ciąży. A to... wszystko się ułoży. Zobaczysz.

Łzy popłynęły po jej policzkach. Obróciła się do niego. Greg posmutniał od razu, kiedy ujrzał, że płacze.

- Nienawidzę go, tato... Nienawidzę go...

Nagle, ku jej zdziwieniu jej ojciec poweselał. Jego oczy stały się bardziej pogodne. Wręcz promienne. Uśmiechnął się do niej.

- Tam, gdzie wielkie uczucie... - zaczął i objął dłońmi oba jej policzki - ...często są też ogromne emocje, córko.

- Nie, to nie tak... - odparła i pokręciła głową.

- A jak? – Znowu się uśmiechnął. – Kochasz go. Wybaczyłaś mu i wybrałaś go...

- To czemu znowu jest z nią?! - Odepchnęła go i pokazała ręką na sypialnię. – Czemu?!

- Wiesz czemu. – Ojciec nie odrywał od niej wzroku. Jego spokojne, ciemne oczy działały na nią w dziwny sposób. Czuła się jak mała dziewczynka, którą upomina tata. A przecież nie była już dzieckiem. I to ona miała rację! – Wiem, że on cię skrzywdził. Ale to, co John robi teraz... - Urwał. – Udowodnił, że to nie był tylko... sam kontakt fizyczny.

Rzuciła mu wrogie spojrzenie.

- Wiem, że moje słowa cię ranią. Boli cię to... - kontynuował i położył rękę na sercu. – Ale dla mnie, waszego ojca... obie jesteście najważniejsze. I świadomość, że John... Jestem mu wdzięczny, że... nie wykorzystał jej tylko... dla przyjemności. Tak jak to przecież bywało z innymi.

- I to ma mi pomóc?!

- Nie. – Pokręcił głową. – Ale wydaje mi się, że... oboje macie sentyment do dawnych kochanków.

Rzucił jej przelotne spojrzenie. Ale nie obojętne. Konkretne. Jakby chciał jej coś przekazać.

Zadrżała.

- Ale ja i Seto... nigdy...

Nie dał jej skończyć. Podszedł do niej i wziął ją w ramiona. Przytulił ją do piersi. I przysunął usta do jej ucha.

- Ja wiem, córeczko – szepnął. – Wiem, że to z nim byłaś po rozstaniu z Johnem.

- Co...? Ja... nie...

- Ciii... - Jego szorstki głos zaszumiał w jej głowie. Podziałało to na nią kojąco. Pamiętała, jak robił tak, kiedy była małą dziewczynką. Wtedy to on był jej całym światem. – Zastanawiałem się długo, gdzie on był. Oboje zniknęliście. Ale ty tylko na dwa miesiące. Wiedziałem, że nic ci nie jest, ale... Nie jestem głupi. Jesteś jego oczkiem w głowie. Centrum jego zainteresowania. Nie odpowiadał na moje wiadomości, ale to oczywiste, że nie straciłby cię z oczu na tak długo. Tym bardziej po tym, co zrobił ci Mord.... Chociaż przez moment naprawdę wierzyłem, że wrócił na stałe do siebie. I zgodnie z tym, co mówił Seja, tak właśnie było. Stanął do walki, ale... to nie oznaczało, że nie wracał tutaj. I kiedy ujrzałem go dzisiaj... w przyciętych równo włosach i bródce...

Anna wzięła wdech i na moment zastygła.

- Wszędzie poznam twoją rękę, córeczko.

- Tato...

Odsunęła się i spojrzała na niego. Cichy podniósł palec do ust i lekko pokręcił głową. Zrozumiała, co chciał jej przekazać. Przecież nie byli sami. Od razu zniżyła ton głosu.

- Czy... John...? – szepnęła.

- Nie.

- A...

- Nie powiem mu – odparł, a ona pokiwała głową. Z ulgą. – I ty też nie powinnaś. To, co się stało, to się nie odstanie. A wydaje mi się zresztą, że ty... wcale tego nie żałujesz. – Pochylił się i spojrzał jej w oczy. Znowu tym świadomym wzrokiem, starszego i mądrzejszego. Wzrokiem ojca. – Ale wróciłaś do Johna. Taka była twoja decyzja. Choć wiedziałaś, że ja się temu sprzeciwiałem. Ale uszanowałem ją. Wybrałaś go.

- Tak...

- Więc nie schodź z tej drogi, kochana. Jesteście teraz rodziną. Już nie jesteście sami. To nie tylko mąż i żona. Choć samo to znaczy tak wiele. Ale spodziewacie się dziecka. – Uniósł palec wskazujący i pomachał nim przed jej twarzą. - I jeszcze jest maleńka Krisi. Ta dziewczynka straciła matkę, w okrutny sposób. Zasługuje na szczęście i spokojne życie. I jak każde dziecko, na pełną, kochającą się rodzinę.

- Wiem...

Kiwała głową, nie podnosząc wzroku. Ojciec położył ręce na jej ramionach. Cała rozmowa toczyła się szeptem. Miała tylko nadzieję, że skoro John nie usłyszał jej wcześniej, to oznaczało, że nadal nie rozwinął się w nim perfekcyjny słuch, jaki posiadał Seto.

Choć nawet on... nie słyszał wszystkiego. Szczególnie nie wtedy, kiedy ona była przy nim. Jej osoba zabierała całą jego uwagę.

Była jego słabością.

- Tato... - powiedziała po chwili - ...mogę zapytać cię o coś?

Podniosła wzrok. Greg skinął.

- O co tylko zechcesz.

- A o... Finna?

Spostrzegła, jak jego oczy się nagle rozszerzyły. Złapał wdech. Głęboki. I przez moment miała wrażenie, że przestał zupełnie oddychać.

Znowu skinął, ale tym razem niepewnie. Jakby się wahał, a może... obawiał.

- Możesz – odparł. – Postaram się... odpowiedzieć, jeśli będę mógł.

Uśmiechnęła się. I choć może jemu mogło się to wydać niestosowne, roześmiała się. Nie chciała, ale to wyszło samo z siebie. Pierwszy raz widziała swojego ojca... skrępowanego. I tak zawstydzonego.

Spojrzała na niego i wtedy go ujrzała. John zgasił światło w sypialni i wyszedł na korytarz. Powoli zbliżył się do nich. Nie widziała po jego twarzy, by był zły. Raczej zatroskany i skory do rozmowy.

Czyżby do niego też coś dotarło? Został tam, bo musiał pozbierać myśli?

- Anno – powiedział. – Możemy porozmawiać?

Greg puścił jej krótkie spojrzenie. Pogodne. Pocieszające. I odsunął się. Wyciągnął rękę i zaprosił gestem Johna.

- Tak, dokładnie – odparł jej ojciec. - Porozmawiajcie na spokojnie, dzieci. My jeszcze zdążymy pomówić o... - Urwał i tylko odchrząknął. – O wszystkim, o czym tylko będziesz chciała, kochana. Idźcie do siebie. I pogódźcie się.

Oboje skinęli i udali się do gabinetu. Kiedy tylko weszli do środka, John zamknął drzwi i złapał ją za rękę. Przyciągnął ją do siebie, a ona wpadła w jego ramiona. Ulegle, jakby była manekinem.

- Przepraszam cię, Anno... - szepnął, patrząc w jej oczy. Jego ramiona mocno zaciskały się na niej. Jedną ręką gładził jej plecy. – Być może popełniłem błąd, ale byłem jej to winien.

- John...

- Kocham cię – powiedział i pochylił się. Czubek jego nosa dotknął jej nos. – Kocham... ciebie. Nie twoją siostrę. Jesteś dla mnie całym światem.

Chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. Głos ugrzązł jej w gardle. Choć gdyby mogła, wykrzyczałaby mu to samo. Kochała go. Całym sercem. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że można aż tak mocno. Seto miał rację, ich miłość była inna. I teraz kiedy miał ją w ramionach, rozumiała to całą sobą.

Po prostu go kochała.

- Wiem, że... - zaczęła, ale urwała. Łzy naszły jej do oczu. – Nie chciałam... mówić tak... i myśleć o niej... Jest moją siostrą, ale kiedy... - Rozpłakała się, ale mówiła dalej. Mimo łez i bełkotu, jaki wypływał z jej warg. – To nie tak, że... chcę by zginęła, ale...

John przytulił ją mocniej. I kiedy już myślała, że tylko tak zostaną, pocałował ją. Najpierw czule, a z każdą sekundą intensywniej. Smak jego warg podziałał na nią, tak jak zawsze. Drapały ją jego szorstkie policzki. Język coraz śmielej wsuwał się do jej ust...

Odwzajemniła. A on nie czekał dłużej. Przycisnął ją do drzwi. A potem przekręcił kluczyk.

- John... - wysapała. – Nie... Nie chcę by oni... słyszeli...

- Nie usłyszą. Nie martw się. – Spojrzał jej w oczy i obrócił głowę, w kierunku okna. Podszedł do niego i zamknął je. A potem wrócił do niej. Ale nie objął jej. Jedynie zaparł się ręką o ścianę i przycisnął ją bardziej. Czekała. I wtedy zgasło światło. To on je wyłączył. – A teraz kochaj się ze mną, moja piękna żono.


4

Seto słyszał ich ciche posapywania. Matka podarowała mu więcej, niż innym. Więcej, niż sam kiedykolwiek by ją poprosił. Obdarzyła go czułym słuchem i doskonałym wzrokiem, umożlwiającym widzenie w ciemności. Dawniej zastanawiał się, czemu tak było. Ale po tak długiej drodze, którą przebył, już tego nie robił.

Był bronią. Obaj byli. On i Mas. Mieli strzec równowagi światów. Matka powołała ich do życia w konkretnym celu. Choć on... pragnął czegoś innego. Zupełnie innego.

Wiedział, co robili. To John zamknął okno. Znał jego ruchy. Nie musiał go nawet widzieć. Czuł jak poruszał się po pokoju. Pewnie i stanowczo. Ona była inna. Lekka i bardziej zwinna. Płynnie sunęła, jak woda, nawet kiedy nosiła nadprogramowy bagaż w postaci dziecka.

I choć starali się, by nikt nie odkrył, co robili - on wiedział.

Kochali się. Robili to, co zgodnie z wszelkimi prawami było im dane. John był jej prawowitym mężem w tym świecie. Już dawno pogodził się z tym i to zaakceptował. Taki był porządek rzeczy. A z nim nie warto się kłócić.

Obrócił głowę do Cichego. Nie słyszał ich. Siedział obok niego, w rattanowym fotelu i beztrosko wpatrywał się w kołyszące się przed nimi drzewa. Zupełnie nieświadomy. Szkoda, że on nie mógł poprosić o to samo.

Poderwał się.

- Idziesz gdzieś? – zapytał od razu Greg.

- Tak. Przejdę się. – Obrócił głowę w stronę Masa. Zwierz leżał obok, z pyskiem na deskach, ale nie odrywał od niego oczu. – A ty zostaniesz tutaj, mój przyjacielu. Pilnuj jej.

Mas mlasnął i powoli zasunął powieki. A Seto podszedł do poręczy i przeskoczył przez nią. Wylądował na ziemi. Czuł pod stopami miękką, wilgotną trawę, a na twarzy mroźny powiew wiatru. I ruszył przed siebie. Najpierw ścieżką prowadzącą z domu Johna, by już po chwili zatonąć w głębi lasu.

Z dala od jej słodkiego pojękiwania. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro