Rozdział 23 5, 6, 7 i 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

5

Cichy siedział w fotelu, na werandzie i obserwował bujające się na boki drzewa. Wiatr faktycznie się wzmógł i dął, ile sił miał. Wszystko utonęło w jego porywach. Teraz to ten żywioł przewodził. Choć niekiedy, pomiędzy kolejnymi podmuchami, Greg dałby sobie rękę uciąć, że słyszał kroki dochodzące znad jeziora i do niczego niepodobne trzaski. Ale nie widział nikogo. Ani Anny, ani Johna. Nawet Seto. Ale kroki nie ustawały. Jedynie trzaski milkły.

A może tylko mu się zdawało?

A on kolejny dzień spędzał w samotności. Taras Johna, z widokiem na domek, który zamieszkiwała Anna stał się jego tymczasową ostoją. A ratanowy fotel największym ze sprzymierzeńców. Przesiadywał w nim długie godziny. Może nie uciekał, ale... ukrywał się. Miał wrażenie, że każdy robił, co chciał i już nikt niczego mu nie mówił. Nawet John i Seto mieli tajemnice. Stale widział ich razem. Spacerowali nad jeziorem. Pokazywali na coś ręką.

Któżby to wiedział na co? Jemu i tak nie powiedzą.

A chłopak z SAABa przyjeżdżał po kilka razy dziennie. Zwoził rzeczy do domku nad jeziorem, a Finn transportował je do piwnicy. Greg był zbyt dumny, by udać się tam i sprawdzić, co to było. Zresztą, Finn kręcił się w pobliżu.

I minął kolejny dzień. Greg czuł się jak powietrze. Zaczął nawet poważnie zastanawiać się, czy Finn i młodzieniec przypadkiem...

Nie, to przecież byłoby absurdalne!

No nie?

Ale myśli pozostały. I nasiliły się, kiedy poprzedniej nocy Finn zaprosił chłopaka na noc. Zastał go wieczór i nie chciał, by wracał po zmroku. Spał na materacu w kuchni. Oni w gabinecie. Razem. Ale nie kochali się. Ostatnio w ogóle niewiele robili. Nawet nie rozmawiali zbytnio, choć mieszkali pod jednym dachem.

Za to Finn i John spędzali ze sobą coraz więcej czasu. Znikali na całe dnie, a potem wracali razem. Niekiedy nawet objęci, ale nie jak kochankowie. Tylko jak bracia.

Przynajmniej... taką miał nadzieję.

- Greg – powiedział John, pukając lekko w drzwi tarasowe.

Cichy spojrzał na niego.

- John? – Wzdrygnął się. I od razu rozejrzał za Finnem, ale go nie było. - Ty tutaj?

- No – odparł John i uśmiechnął się. Ale jego mina była dość dziwna. Jakby zawstydzona. – Mam sprawę.

- Jaką?

- Chodzi o Annę – odparł.

Greg poderwał się tak gwałtownie, że przewrócił stolik. Szklanka potoczyła się po deskach. Na szczęście już była pusta.

- O Annę?! – Greg złapał się poręczy. – A co z nią?! Gdzie ona jest?!

- Spokojnie – powiedział od razu John. – Nic się nie dzieje. Ale... - Urwał i rozejrzał się. – Do diabła, chciałem zrobić to sam. Seto przecież nie poproszę!

- Ale o co?

John wyszedł na taras i od razu postawił kołnierz, bo tego dnia przecież wyjątkowo wiało. Nawet zapowiadali zamieć. Śnieg! Tutaj?! Ale takie były prognozy w kraju.

Pochylił się nad Cichym.

- Od paru dni... przygotowuję coś... dla niej. – Pokiwał głową na boki. – Wiesz, takie małe coś z okazji naszego... powrotu do siebie. Nawet zakupiłem garnitur. – Wyprostował się i złapał za obie krawędzie marynarki. Zademonstrował mu swój strój, poruszając się raz w lewo, raz w prawo. – Niezły nie?

- Tak, ale... co zamierzałeś zrobić?

- Uroczystość. Niewielką. Kameralną. Tylko dla rodziny. – Wskazał głową na las. – Znalazłem nawet miejscówkę w lesie. Z drugiej strony jeziorka.

Cichy zamrugał kilka razy. Miał wrażenie, że się przesłyszał.

- W... lesie?

- No, a gdzie?! Przecież jesteśmy tu uwięzieni! A to ma być niespodzianka! – John pokręcił głową, ale po chwili oprzytomniał i ucałował palce. – Ale mówię ci! To zajebiste miejsce! Przepiękne! Cichutkie i takie romantyczne! Seto mi je pokazał!

Greg na moment zastygł.

- Seto... pokazał ci... to miejsce?

- No!

- A wiedział, że to dla... Anny?

John zmrużył oczy i zrobił zdziwioną minę.

- Pewnie, że wiedział! – Westchnął. – Dobra, nie wie wszystkiego. Ale łazi po lesie całymi dniami. Więc pogadałem z nim, jak facet z facetem.

- I chcesz tam zabrać Annę? – zapytał z niedowierzeniem Greg.

- Tak, ale żeby się nie domyśliła... - John obszedł kanapę i opadł na stołek. – Potem zjedlibyśmy wszyscy razem jakąś kolacyjkę. Finn coś upichci. Już z nim gadałem.

Greg zrobił duże oczy.

- Finn?

- No, a jak?! – odparł John i roześmiał się. – Przecież on świetnie gotuje! Jego pieczenie zwalają z nóg! Palce lizać! – Złapał za komórkę i pokazał Cichemu zdjęcie sukni. - Mam nawet dla niej sukienkę!

- To sklepy są otwarte?!

- Prywatne tak! Wiesz jacy są właściciele!

- No tak...

I nagle do niego dotarło. Ta myśl przeszyła jego głowę, niczym pocisk! To dla tego Finn miał paragon od jubilera, z dopiskiem dla Johna! To był prezent dla Anny!

- W piwnicy mam już pełno żarcia! – kontynuował John. – Dzieciak zwozi wszystko tak, by wyglądało, że zbieramy zapasy! Anna nie ma o niczym bladego pojęcia!

Greg pokiwał głową. Nadal z niedowierzaniem. Ale wszystko zaczynało się układać. Spotkania z Finnem, rozmowy z Seto, wizyty młodzieńca...

Wszystko!

I nagle John spojrzał na niego. Greg od razu poznał ten wyraz twarzy. Psia minka. Duże oczy i proszące spojrzenie.

- I słuchaj, wszystko jest gotowe. Ale muszę jakoś ją tam zaciągnąć, by się nie domyśliła.

- I chcesz bym ja to zrobił? – zapytał Greg i usiadł naprzeciwko.

- No. – John wsunął palce we włosy i zmierzwił grzywę. Wyglądał naprawdę dobrze. Zgolił krótki zarost i zostawił jedynie brodę. Skropił się wodą kolońską, że czuć było na odległość. Nawet lakierki wypolerował, a pod szyją zawiązał muchę. – Przecież ciebie nie będzie podejrzewać o nic!

- Nie, nie powinna... - odparł Greg i zamyślił się. – A kiedy to ma być? Dzisiaj?!

- No tak. Wieczorem. – Zerknął na Grega i uśmiechnął się. – Ach, miałem was oboje zaskoczyć! Ale nie dam rady bez ciebie! Ktoś musi ją tam zaprowadzić! I sprzedać jej kilka bajek! – Pokręcił głową, po czym znowu zmierzwił grzywę. – Wiesz jaka ona jest podejrzliwa. Zaraz zwęszy podstęp.

- No tak... Tak istotnie jest.

John pochylił się ku niemu.

- Ale pojęcia nie mam, jak namówić ją na założenie kiecki i wyjście w niej do lasu! – Złapał się za głowę! – To ponad moje siły! Co z tego, że mam ciuchy dla niej, jak nie wiem, jak ją przekonać, by nie odkryła prawdy!

Greg zaparł ręce na kolanach. Dudnił w nie palcami i dumał. No bo kto, jak nie on! Teraz już rozumiał, czemu Finn i John znikali na całe dnie! Niepotrzebnie się niepokoił, idiota jeden!

- Dobra. Mam plan.

- Serio?! – zapytał John i poderwał się. – To dawaj!

- Sam się przebiorę. Odstawię jakoś porządnie. I powiem, że to poważna sprawa. – Na moment przerwał. Ale wiedział, że nie było już odwrotu. I był pewien, że jeśli właśnie to powie Annie, to ona na pewno się zgodzi. Na wszystko. – Że chcę...

Urwał. John nie spuszczał z niego wzroku. Czekał, podekscytowany, jak młodzik. Ach, jaki to był głupi dzieciak! Taki naiwny!

- No?! Że co chcesz?!

- Poprosić Finna o rękę.


6

Szli przez las. Anna trzymała się jego ramienia. Oboje ubrani odświętnie. Ona w rozkloszowaną, liliową suknię do ziemi, pantofle i bolerko. Greg dodatkowo okrył ją swoją marynarką. On też całkiem nieźle wyglądał. Jego garnitur miał już kilka lat, ale to była porządna firma. I rzadko go zakładał.

A ostatni raz na pogrzeb żony.

Na szczęście wiatr przycichł i nie spadł śnieg, a droga była posypana piaskiem, by przykryć błoto. Seto o to zadbał. I Greg cieszył się w myślach, że Anna nie miała o niczym pojęcia. Choć trochę żałował, że wcześniej nie został wplątany w tę intrygę.

Czyżby John mu nie ufał? Przecież zasługiwał na to! Już chyba nieraz dowiódł tego! Ale z drugiej strony... To on był tym, który oficjalnie sprzeciwiał się ich związkowi. To on stworzył listę i przekazał Johnowi warunki, udając, że przesłała je Anna. To on był pośrednikiem pomiędzy nimi. I to on otwarcie wypominał mu zdradę z Aurorą...

Nie, nie dziwił mu się. Już nie.

□□□

Minęli wysokie na ponad dwa metry zarośla. Ale nadal ich nie widzieli. Opadła mgła, który zakrywała wszystko wokół. Jednak docierała do nich melodia. Ledwie słyszalna, cicha i bardzo sentymentalna. Zbliżali się, to było pewnie.

Zacisnął rękę mocniej na ramieniu Anny. Chciał dodać jej otuchy. Niestety język musiał trzymać za zębami. Choć łatwo mu to nie przychodziło.

- Wiesz, co mu powiesz? – zapytała.

- Poniekąd... - odparł, próbując ją zbyć.

- Poniekąd? – Anna przystanęła. – Tato!

Greg uśmiechnął się niemrawo. Do chuja z tym, pomyślał, musi zacząć kłamać! I to naprawdę dobrze!

- Nie no, wiem. Przecież wiem – odparł od razu.

- Więc?

- Co więc?

Anna przewróciła oczami, a potem założyła ręce na piersiach. Nie było odwrotu.

- Ok. Więc... - Wziął wdech. Głęboki. – Chcę powiedzieć mu, że jest... dla mnie... - zerknął na nią i spostrzegł jej uśmiech. Cofnął się i kopnął z całej siły w stertę gałęzi. – Ach, do diabła z tym! Wiem, co powiem! I to wystarczy! A jak zapomnę... to będę improwizował!

Spojrzał na nią. Anna kręciła głową. A miała taką minę, jakby właśnie straciła do niego wszelkie siły i zamierzała się poddać.

I dobrze.

- Dobra – powiedział. – Chodźmy, bo zmarzniesz! I wszyscy tam czekają!

Minęli kolejne drzewa. W oddali było już widać palące się najprawdopodobniej lampiony. Mieniły się różnymi kolorami i Greg zastanawiał się, jak tego dokonali?

Wyszli na drużkę. I ujrzeli ich na końcu drogi, na tle rozchodzącego się blasku jeziora. Ogromny księżyc odbijał się w tafli i migotał, jakby był tylko złudzeniem. Seto stał na środku, a po jego prawej stronie stał on – Finnegan. Cały na biało, uśmiechnięty szeroko, z rękoma splecionymi z przodu. John stał za nim i kiedy ich oczy się spotkały, kilka razy pokiwał do Grega głową. Za nimi biegała Krisi. Rzucała płatki kwiatów dookoła i nie przejmowała się niczym innym.

- Anno...? – powiedział Greg i spojrzał na nią. Ujrzał jej duże, roześmiane oczy. Przygryzała dolną wargę i nie mogła przestać się uśmiechać.

- Tato.

Ale on ledwie ją słyszał. Powoli przerzucił wzrok znowu na Finna, ale niewiele widział. Oczy zaszły mu łzami.

- Tato – powiedziała znowu.

- T-tak?

Otarł oczy rękawem i spojrzał na nią.

- To dla ciebie, tato. Wszystko dla ciebie. - Wskazała ręką na ołtarz. – I jeśli tego chcesz, to po prostu tam idź! Zróbcie to, czego obaj pragniecie od dawna!

Greg nie mógł złapać tchu. Znowu spojrzał na Finna. Ten uśmiechał się do niego. Stał tam. Wyprostowany, przystojny... I czekał. Właśnie na niego.

Cofnął się. Nie całkiem, jedynie jedną stopą, a wtedy ujrzał wyciągniętą w swoim kierunku rękę. To Finn zapraszał go gestem do siebie. Poruszał palcami. Tak jak wtedy, kiedy złapał go za koszulę i przyciągnął. A potem... pocałował.

- Tato! – Anna złapała go za ramię i pchnęła. – No idź do niego!

I zrobił ten krok. Jeden wystarczył. A potem drugi. I trzeci. Szedł w kierunku Finna, na chwiejnych nogach i miał wrażenie, że wszystko dookoła przestało istnień. Nawet Anna.

Był tylko on.

Kiedy się zbliżyli, John wystąpił na drogę. Anna od razu złapała się jego ramienia i odeszli na bok. A ich miejsce zajął Finn. Stanął przed nim i pochylił się.

- To, co powiesz? – zapytał. – Jaka jest twoja odpowiedź?

- Nic nie wiedziałem...

- Miałeś nie wiedzieć. – Uśmiechnął się. – Jaka by to była niespodzianka?

- Od dawna to planowałeś? – Rozejrzał się. Ujrzał białe kwiaty pokrywające pole dookoła. Niektóre zwisały z drzew. Ale nie wyglądały na sztuczne. Zastanawiał się, jakim cudem tam zawisły.

- Od bardzo dawna.

Finn opadł na kolano. Greg w pierwszej chwili nawet się nie zorientował czemu. Pomyślał, że wiąże buta, a potem ujrzał obrączki... Obie ułożone w kwadratowym pudełeczku i obwiązane białą wstążką.

- Ale...

- Gregory White... - zaczął Finn, a Greg miał wrażenie, że zaraz zemdleje - ...czy wyjdziesz ze mnie? Przed Panem Świata, jako świadkiem naszego uczucia, w każdym ze światów?

Cichy poczuł, że upada. Zakołysał się. John wysunął się, ale Finn był szybszy. Poderwał się i pochwycił go w ramiona. Przytknął usta do jego ucha.

- Odpowiedz, proszę – szepnął. – Wyjdziesz... za mnie?

Greg nie odpowiedział. Nie był w stanie. Zaschło mu w gardle i nie mógł skleić nawet jednego słowa. Pokiwał głową. Ochoczo. I kilkakrotnie, tak by nie było nawet choć odrobiny wątpliwości.

Finn spojrzał na niego i uśmiechnął się. Stali naprzeciwko siebie i trzymali się za ręce.

- A... - zaczął Greg - ... skąd miałeś...

- Rozmiar?

- No?

Finn spojrzał w kierunku, z którego przyszli.

- Od Aurory.

- Auro... Aurory?

- Tak – odparł. – Tego dnia, kiedy spotkała się z Johnem, a potem ją... porwano, przyniosła mi twoją starą obrączkę. – Urwał. Greg ujrzał łzy w jego oczach. – To dlatego została dłużej. Czekała na mnie. Gdyby nie ja, to...

Greg pokręcił głową.

- Finnegan, to nie twoja wina.

- Moja. I być może nie mam prawa... prosić cię o...

- Masz wszelkie prawa – odparł Cichy i skinął. – I moja odpowiedź brzmi: tak. A kiedy Aurora się ocknie, będzie miała już nie jednego, a dwóch ojców.

Finn pochylił głowę. Po jego policzku spłynęła łza. Greg od razu objął go i przytulił. Uścisnęli się, a potem obaj obrócili się w kierunku Seto. Ten uniósł głowę i zaprosił ich ręką przed siebie.


7

John nie odrywał od niego oczu. Słuchał przemowy, którą Seto przygotował właśnie na tę okazję. A może wcale nie musiał jej przygotowywać? Może mówił z serca? Nie był księdzem, ani urzędnikiem. Ale kto inny, jak nie Pan Świata mógłby przyjąć tę rolę i udzielić im ślubu?

Czy potrzebny był im większy świadek, niż ten, który żył od setek lat i znał wszystkie światy? Czy ktokolwiek mógłby zaprzeczyć, gdyby to on potwierdził zawarcie przez nich związku małżeńskiego?

Wątpił w to. I wiedział, że ponad nim nie było nikogo innego. Żadnego Boga. Jedynie Matka. A on szedł jej drogą, przez całe swoje życie.

- Nie jestem uznanym w waszym świecie duchownym – zaczął. – I wiem tylko z opowiadań, jak ta uroczystość przebiega na tej ziemi. Ale w naszym... – Urwał. John przerzucił wzrok na Annę. Stała obok, za swoim ojcem. On stał za Finnem. A Seto przed nimi. Krisi bawiła się nieopodal. I widział, że Anna dosłownie zamarzła. Zastygła, jak rzeźba z lodu. Nawet nie mrugała. Patrzyła na Seto. I zastanawiał się: czy wspominała ich zaślubiny? Jej i... jego? Tam? – ...moim... świecie... to wygląda zupełnie inaczej. Tam nie potrzebujemy świadków, obecności rodziny ani duchownego. I kiedy składamy przed sobą słowa przysięgi, to robimy to na zawsze. Od tego nie można wziąć rozwodu. Ten związek trwa aż do końca naszych dni. – Seto złapał wdech. John był pewien, że na moment przerzucił wzrok na Annę. Ona pochyliła głowę. – Tam... byliśmy tylko my. We dwoje. Nikt więcej.

John odwrócił od nich wzrok. Nie widział tego w myślach. I błagał, by nigdy nie musiał tego oglądać. Tylko część życia Seto i Hany stała przed nim otworem. I więcej nie chciał.

- Nie mamy obrączek... - kontynuował Seto, a John znowu pozwolił myślom pogalopować.

Wspomniał ten szczególny dzień. W Ogrodach. Annę i jej sukienkę. To, jak patrzyła na niego. Jej duże ślepia biegały po jego twarzy, jakby chciała uchwycić się konkretnego punktu. Była przerażona. Ale tylko do czasu, aż ujął jej dłoń. Wtedy odetchnęła. Uspokoiła się. Nawet uśmiechnęła i...

- Jesteśmy tu wszyscy. Na szczególne zaproszenie. – Seto uniósł obie ręce i rozłożył szeroko ramiona, wskazując na Finna i Grega. – Ale tylko uczestniczymy. Decyzja musi wyjść od was. Tak jak każda, jaką podejmujemy w życiu.

Obrócił głowę, a John znowu dałby sobie rękę uciąć, że skierował twarz na Annę. Ona na pewno patrzyła na niego. Ale nie miał czasu na dalsze rozważania. Finn stanął bowiem przed Gregiem. Uśmiechał się szeroko. Obaj patrzyli sobie w oczy.

I nic więcej nie trzeba było mówić. Czasem słowa są zbyteczne, tego był pewien. Ale choć on już wiedział, i zapewne wszyscy inni też, po chwili ciszy rozbrzmiał pewny głos Finna.

- Od dawna już kroczę tą drogą. Zawsze wiedziałem, kim jestem. Może nie od razu w to poszedłem... Ale wiedziałem. – Finn nie spuszczał wzroku z Grega, a John miał dziwne wrażenie, że mówił o nim. Nadstawił uszy. – I żab było wiele! Wierz mi! Trafił się nawet sam żabi król!

Anna i Krisi zachichotały. Greg też. Nawet Seto się uśmiechnął. Ale nie on. John zastygł. I czuł coraz większy niepokój. To dziwne uczucie, które nie powinno mieć miejsca w takiej chwili.

Czekał.

- Ale nasz czas tutaj jest krótki! Nie możemy być pewni, ile nam go zostało! A życie to nie bajka! I ja jestem tego najlepszym przykładem! – Otarł pot z czoła i sięgnął po obrączkę, którą podał mu Seto. Uniósł ją. John spostrzegł, że jego ręce drżały. – Więc weź mnie, Greg, jeśli chcesz. Z całym bagażem. – Urwał na chwilę, po czym dodał: - Ze wszystkim. A wiesz... już naprawdę wszystko. Więcej nie ma. I nie będzie.

John spojrzał na Grega. Ten skinął. Mówili szyfrem. Wiedział to. Ale choć chciał wiedzieć, o czym dokładnie, zdawał sobie sprawę, że to nie dotyczyło jego. Nawet jeśli Finn miał jego na myśli, to wciąż dotyczyło tylko Finna. I Grega.

Nie Johna. On był tu zbędny. Bo to on był tym bagażem.

Przerzucił wzrok na Krisi. Trzymała się nogi Anny i kołysała na boki. Stale chichotała i coś podśpiewywała. Obie wyglądały prześlicznie. I nagle zdał sobie sprawę, że nawet były dość podobne. Jak matka i córka.

Greg przyjął obrączkę. Zdobiła jego palec. I wtedy sięgnął po swoją. Ale nie uniósł jej od razu, tylko lekko obrócił głowę. John był pewien, że zerknął na Annę.

- Mogę... moją przysięgę... - zaczął, ale głos mu się łamał - ...powiedzieć ci... później?

Spojrzał w oczy Finna. I John ujrzał w nich panikę. Czysty strach, wręcz przerażenie. Czegoś podobnego nie widział u niego jeszcze nigdy wcześniej.

Finn uśmiechnął się, a po chwili zaśmiał. Ale nie drwiąco, złośliwie czy ze zniecierpliwieniem. To był radosny śmiech. A takiego dawno u niego nie widział.

- Możesz. Jak najbardziej – odparł i nachylił się w kierunku Grega, wskazując palcem na zgromadzonych. – Szczególnie, kiedy oni w końcu pójdą, a my wylądujemy w łóżku.

Wszyscy się roześmieli. Nawet John. A oni zrobili to. Nałożyli sobie obrączki, a potem pocałowali się. Greg nadal się krzywił, ale odwzajemnił namiętny pocałunek Finna. A potem wrócili do domu Johna. Greg, Finn i Seto odwiedzili śpiącą Aurorę, a John i Anna nieprzytomnego Seję. I znowu zasiedli do wieczerzy. Ale tym razem krócej. I w mniejszym gronie. Greg i Finn szybko się bowiem ewakuowali do siebie. A tuż po nich poszedł Seto. Ale nie udał się do Aurory. Nie tej nocy. Ta noc należała tylko do Finna i Grega, i John przeczuwał, że chciał dać im prywatność. Wybrał las i dach z chmur, a posłanie z mchu.

John i Anna zostali sami z Krisi. Wrócili do siebie, idąc wolnym krokiem do domku nad jeziorem. Oboje trzymali Krisi za ręce, a ta podskakiwała idąc pomiędzy nimi. Było idealnie. Wręcz cudownie. Tak, jak sobie wymarzył, ale...

Ale. Zawsze było ale.

John czuł, że teraz naprawdę już wszystko się zmieni. I zastanawiał się, czy dojrzał do tego, co miało nadejść?


8

- Jestem ci winien słowa – powiedział Greg, kiedy byli już sami. Leżeli nadzy, na materacu, okryci jedynie do pasa pościelą. Greg rysował na piersi Finna palcem przeróżne kształty. Szczególnie serduszka.

- Nic nie jesteś mi winien.

- Jestem.

Spojrzeli na siebie. Finn objął dłonią jego policzek.

- Przecież ja wiem – powiedział. – Tak jak i ty wiesz.

- Ale powinieneś to... usłyszeć. – Urwał. Już miał powiedzieć to, co starannie zaplanował i obmyślił, ale nie był w stanie. Głos odmówił mu posłuszeństwa.

Finn uśmiechnął się. Przysunął się bliżej i otoczył go ramieniem. Greg przytulił policzek do jego torsu.

- Słyszałem to. Całe setki razy. – Potarł kciukiem jego wargi. – Z twoich ust, westchnień, spojrzeń i... sterczącego całkiem niezłego kawałka mięsa!

Greg roześmiał się, ale po twarzy pociekły mu łzy. Finn przycisnął go mocniej do siebie, po czym pochylił się i czule cmoknął go w usta.

- Nic więcej nie musisz mówić. Nie znajdziesz słów, które opisałaby co czuję, kiedy jesteś obok. Kiedy widzę, z jakim rozmarzeniem zerkasz na mnie. Jak nieśmiało podnosisz wzrok... - Potarł nosem jego nos. – Tego nie sposób opisać. Można to tylko przeżyć samemu.

Greg spojrzał mu w oczy.

- Kocham cię, Finnegan.

- Wiem to.

Przez chwilę tylko patrzyli na siebie. Greg czekał. Przez moment się nawet łudził. Ale chwila minęła, zostawiając za sobą wyrwę.

Ale nie mógł mieć do niego o to żalu. Od początku wiedział, na co się pisze. Finn nie ukrywał przed nim prawdy.

Teraz to on musiał zachować się godnie. Nie miał prawa wymagać więcej, skoro od początku wiedział, że nigdy tego więcej nie otrzyma.

- Więc... - zaczął Greg, zaparł się na łokciu, obaj mieli głowy na wprost siebie - ...to jak to się skończy, wrócimy do dzieci, tak? Do mojego...

Ale nie zdążył dokończyć. Finn bowiem zamknął mu usta pocałunkiem. Namiętnym. I bardzo intensywnym. A przecież dopiero skończyli się kochać.

Greg pogubił się. Spojrzał na niego dużymi oczami, a wtedy usłyszał:

- Kocham cię, Greg.

Zastygł.

- Co?

- Kocham... cię – powtórzył Finn, patrząc mu prosto w oczy. – Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki się nie rozdzieliliśmy i nie zjawił się Mord. Ale teraz wiem i nie stracę ani jednej minuty więcej. I żadnych więcej dni i nocy osobno. Nie wyobrażam sobie znowu zasypiać bez ciebie. Nigdy więcej. Nigdy. Słyszysz mnie?

Greg skinął i z trudem przełknął ślinę. Chciał zadać pytanie, które cisnęło mu się na usta: A... John? Ale nie zrobił tego. To nie miało już znaczenia.

Już nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro