Rozdział 24 Koniec czekania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


John siedział na fotelu z rattanu. Naprzeciwko niego, na kanapie, zasiadał Seto. I nawet w tym się różnili. John pochylał się, palce obu rąk miał splecione i z nostalgią rozglądał się po rozciągającym się przed nimi jeziorze. Pokochał ten widok od pierwszej chwili. Ona też. To miał być ich dom. Idealne miejsce do życia. Założenia rodziny, a tymczasem...

Seto trzymał nogi rozstawione szeroko. Jego wielkie dłonie spoczywały na kolanach. Nawet tutaj, na tarasie niechcianego już domu, wyglądał jak władca. Może właśnie na tym to polega. O tym kim jesteśmy nie decyduje miejsce, a my sami.

- Teraz już wiesz – powiedział Seto. – Powiedziałem ci o tym, bo kiedy nadejdzie czas, będę potrzebował twojej pomocy.

John zmarszczył czoło. Zwlekał z odpowiedzią.

- Pomożesz? – zapytał.

- Wiesz, że tak – odparł John. – Ale moja rodzina jest dla mnie priorytetem.

- Dla mnie też.

Obaj zwrócili na siebie twarze.

- Więc niech tak będzie – odparł John i poderwał się. – Ale nie mam pojęcia, jak zamierzasz powiedzieć o tym Cichemu.

- Nie zamierzam.

John zastygł. Wpatrywał się w niego i nie wierzył, w to co usłyszał.

- Dlatego rozmawiam z tobą. Cichy nie może się dowiedzieć. Do ostatniej chwili.

- Chcesz... - zaczął John, ale urwał - ...naprawdę chcesz... postawić go w takiej sytuacji?! Przed takim wyborem?!

Seto wstał.

- Wybór nie należy do niego. Zrobimy to, co mamy zrobić. Wtedy, kiedy nadejdzie czas. – Obrócił twarz w kierunku jeziora. – Bez oglądania się na kogokolwiek.

- Nawet na Annę?

John wpatrywał się w niego, ale widział jedynie zarys jego profilu. Chustka zakrywała większą część jego twarzy.

- Anna już poznała konsekwencje – odparł Seto. – Znam jej decyzję.

- No ja też. – John zaśmiał się z niedowierzaniem. – Stale ją powtarza.

- To czemu o niej wspominasz?

John zamarł. Po raz pierwszy Seto wdał się w otwartą dyskusję o niej.

- Wiesz czemu.

- Niebawem wszystko się zakończy – odparł Seto, wzdychając przy tym. – Ten świat staje do własnej walki.

- A ona o tym wie?

- Nie. Choć przyszło mi to z ogromnym trudem, jej powiedziałem coś zupełnie odwrotnego.

- Zrobiłeś to dla jej dobra.

- Wiem. Ale okłamywanie... - wziął wdech - ...ludzi nie przychodzi mi łatwo.

John był pewien, że nie o ludzi mu chodziło. A o nią. Ale nie miał czasu na zastanawianie się nad tym. Znowu to usłyszeli. Trzaskanie lodu, choć przecież nawet śnieg nie spadł i temperatura była powyżej 0.

Spojrzeli w stronę jeziora.

- Zbliża się – powiedział Seto.

- Wiesz kiedy?

- Nie.

John podszedł do poręczy i zaparł się na niej. Jedną stopę postawił na najniższej z belek. Wpatrywał się w taflę. Ale nie widział niczego. Jezioro było spokojne. Bez choćby nawet jednej fałdki. Idealne, jak skóra na ciele Anny.

- Kocham ją, Seto – powiedział, nie patrząc na niego. Ale czuł na sobie jego wzrok.

- Wiem.

- A ja wiem, że i ty ją kochasz.

- To się nigdy nie zmieni.

John przekręcił lekko głowę i spojrzał na niego. Seto stał tak, jak stał. Nawet nie drgnął. Był jak skała.

- A ona kocha nas obu.

- Jej serce jest silne i wielkie.

- I to jest twoja odpowiedź? – odparł John i odepchnął się do poręczy. Stał przed nim. – Tak sobie to tłumaczysz?!

Seto nie ruszył się nawet o milimetr. Nawet wtedy, kiedy ubranie Johna musnęło jego. Był niewzruszony. I trzeba to przyznać, pomyślał John, opanowany jak cholera!

- Nie. Ale ona dokonała wyboru.

Lód znowu trzasnął. Ale tym razem nie obrócili się. Ale kiedy dobiegły ich ciche odgłosy kroków, obaj wstrzymali oddech. Czekali. Aż ustały.

- On jest blisko – powiedział Seto. - Bardzo blisko.

- Wiesz... - John obrócił głowę ostrożnie i ukradkiem przeczesał wzrokiem jezioro - ...czego możesz się spodziewać?

- Nie mam pojęcia. Ale nie możemy się stąd ruszyć.

John skinął, choć nie miał pewności, czy Seto to widział.

- Anna mówiła, że miałeś... sporo kobiet.

- Miałem dużą rodzinę.

- I dzieci?

Teraz to Seto skinął. John wpatrywał się w niego, nagle zmierzwił włosy i znowu podszedł do poręczy. Stanął na jej dolnej desce i wychylił się. Widział swoje odbicie. Jak zwykle, niechlujnie ułożone włosy. Idealne. Takie, na które dziewczyny leciały jak muchy do miodu.

- Ja też miałem... sporo. No, nie żon, ale... - zerknął na niego. – No wiesz.

- Wiem.

- Od Anny?

Seto nie odpowiedział. W żaden sposób.

- Ale Anna miała być moją ostatnią.

- Moją była ostatnią.

John zacisnął zęby. Wkurwiło go to. Kolejny przytyk idealnego Pana Świata. Nie, on nie zdradził Anny. Wybrał ją i kochał. Nie poszedł do łóżka z jej siostrą, nie gził się po kątach z innymi!

Pan Istny Ideał!

Wziął wdech. Wiedział, że to dobry moment. Starał się jakoś poruszyć z nim znowu tę sprawę, ale Seto nie ułatwiał mu tego.

- Dobra – powiedział John. – Obaj wiemy, czego ona chce, ale...

- Dla mnie nie ma ale – odparł Seto. – Jej zdanie jest dla mnie ostatecznym.

- Jednak powiedziałeś jej NIE! – krzyknął i znowu odskoczył od barierki.

- Bo tak musi być.

Spojrzeli na siebie. John czuł, że deski, na których stoją już nie są tak pewne. Nie dla niego. Tracił grunt pod nogami.

Obszedł kanapę i zatrzymał się za nią. Jego palce zacisnęły się na jej oparciu. Wbił paznokcie w twardy materiał rattanu i pociągnął. Drapał. I ten znajomy chrobot na pewno dotarł do jego czułych uszu.

- Nigdy ci jej nie oddam.

- Zdaję sobie z tego sprawę.

- Ale moja propozycja jest nadal otwarta. - Zamknął oczy. Nie chciał widzieć zszokowania na twarzy Seto. Głupkowatego uśmiechu może nawet. Radości, że wygrał. – Możesz zostać, na warunkach, jakie ci podałem.

Seto pokręcił głową.

- Nie skorzystam.

- Czemu?! - John wbił w niego wzrok. – Możesz zostać z nami! Nawet mógłbyś zająć nasz stary dom! Ale... jak przyjaciel, a nie... - Urwał i wziął wdech. To naprawdę przychodziło mu ciężko, ale zgodzili się na to oboje. Anna zaproponowała Seto zostanie w tym świecie, w roli ich towarzysza. Oficjalnie nadal byłby jej mężem, ale tylko oficjalnie. Miał być przyjacielem. Może nawet kimś takim, jak dawniej Ray. I na to John przystał. Tam Seto nie miał już rodziny. Nie miał nikogo.

Ale czy z roli męża, w pełnym zakresie, można od tak zrezygnować? Najwidoczniej nie, bo Seto odrzucił jej propozycję.

A może nie chciał wystawiać losu na próbę?

Seto powoli obrócił głowę. Skierował ją na salon. John nie miał pojęcia, na co patrzył, ale po chwili zrozumiał. Ujrzał Annę. Stanęła nad Seją. Trzymała Krisi za rączkę. Seja nie ocknął się od czasu, kiedy zaatakował go Mord. Ale jego rany się goiły. Obawiali się jednak, że to inne, te których nie widzieli gołym okiem, najokrutniej trawiły jego ciało od środka.

I dusze.

- Mój dom jest tylko jeden. I jest nim ona. Czas, bym dołączył do niej.

- Czekaj... co masz na myśli? – zapytał, ale Seto nie odpowiedział. Wpatrywał się w niego i nagle wszystko stało się jasne. – Ty mówisz o Hanie...

- Ano.

- Chcesz wrócić do niej?

Seto skinął.

- Ale przecież ona nie żyje – odparł John i nagle zrozumiał. – Ty chcesz tam zginąć.

- Tam czy tutaj, to bez znaczenia. Mój czas dobiega końca. Żyłem już wystarczająco długo. Za długo.

- Ale... ona o tym nie wie. Nie spodziewa się, że tak szybko...

- Nie, i nie mów jej tego.

John pochylił głowę. To było naprawdę wiele. Usłyszeć, że twój rywal postanawia naprawdę zniknąć – nie tylko z twojego życia. I do tego, nie mówić jej o tym.

Spojrzał na niego.

- A gdybyś... mógł... z nią... - zaczął John – no wiesz... To zostałbyś?

Seto obrócił na niego głowę.

- O czym ty mówisz?

- Wiesz o czym. – Przerzucił wzrok na salon. Anna patrzyła na nich. – Odpowiedz.

- Zostałbym.

- Nawet gdyby było nas dwóch?

- Tak.

Anna wyszła na taras i zmierzyła ich wzrokiem.

- Chłopcy – powiedziała i położyła rękę na biodrze. Krisi zrobiła to samo. – Skończyliście rozmawiać?

Seto od razu zwrócił na nią swoją twarz. John początkowo nie. Ale kiedy Krisi uśmiechnęła się do niego, runęły wszelkie inne rzeczy, które go zajmowały.

Podszedł do nich. Otoczył Annę ramieniem i pogładził córkę po głowie.

- Tak. Skończyliśmy.

- Tatusiu...

John pochylił głowę.

- Słucham, kochana?

- Czy Aurora jest księżniczką, skoro tak długo śpi?

Anna westchnęła groźnie. John rzucił jej przelotne spojrzenie, po czym kucnął przed córką.

- Może jest – odparł i nacisnął opuszkiem palca czubek jej nosa. Krisi zachichotała. – A czemu pytasz?

- To zbudzi się, kiedy książę ją pocałuje?

John bał się podnieść oczy. Widział, jak stopa Anny nerwowo podrygiwała. I doskonale wiedział, kto był księciem w tej bajce.

Każdy znał już na pewno osobę Żabiego Króla, o którym mówił Finn.

- Nie wiem. To się okaże, kiedy jej książę w końcu przybędzie. – Zmrużył oczy i przyjrzał się jej. Była taka podobna do Meridith, ale przypominała mu też Annę. Jakie to było dziwne. Odgarnął włoski za jej uszko.

- A... wujek Seja też czeka na...

Urwała i włożyła paluszek do ust.

- Na księcia? – zapytał John i roześmiał się. – Nie. Wujka Seję zaczarował bardzo zły czarodziej. Ale kto wie, może i na niego podziałałby całus jego księżniczki.

- To wujek ma księżniczkę?

John pomyślał o dziewczynach z Ogrodów. One zapewne też już nie żyły. Tak jak Mark i Charles...

- Chwilowo... nie. Wujek jest sam. Musi trochę poczekać. Dlatego śpi u nas. Zadbamy o niego, póki mu się nie polepszy i...

Ale nie zdążył dokończyć. Krisi puściła jego rękę i popędziła do domu.

- Krisi?! – zawołał za nią John.

Anna i on wbiegli za nią do środka. Seto także tam zajrzał, nadal zapierając się ręką o drzwi. Wsunął jedynie jedną nogę i przyglądał się temu, co się działo.

- Krisi! Gdzie ty biegniesz! – krzyknął John. Spojrzał na Annę, a ona z zaniepokojeniem wzruszyła ramionami. Spostrzegł Seto. Ten stał blisko niej. John nawet nie wiedział, kiedy aż tak się zbliżył. Ale był tuż za nią. Jakby chciał ją ochronić własnym ciałem, gdyby wydarzyło się coś złego. Anna musiała czuć, że był za nią. Prawie ocierał się o jej ciało. John nie miał czasu o tym teraz myśleć, ruszył za Krisi. – Krisi! Uważaj, bo się przewrócisz! Dziecko!

Dziewczynka biegała w kółko po domu. John, Anna i Seto przyglądali jej się z coraz większym strachem. Grzebała w torebce Anny, potem w szufladzie w kuchni, a na końcu złapała jedne z pantofli Anny i nałożyła je na swoje małe stópki.

- Krisi! – krzyknął John i rzucił się w jej kierunku.

Ale o dziwo, mała radziła sobie całkiem dobrze. Pomachała Johnowi palcem przed nosem i pokręciła główką na boki. Nie dała mu się podnieść. Odepchnęła się od jego nóg i wyciągnęła z kieszonki szminkę. A potem umalowała swoje drobne usteczka.

- Krisi! – zawołała Anna i wydała z siebie westchnienie. – Przecież to... John, no zrób coś!

- A co ja mogę?! – odparł John i rozłożył szeroko ramiona.

- Krisi, to nie dla małych dziewczynek! – zawołała do niej Anna

Krisi spojrzała na nią i na ojca.

- Jestem księżniczką! – odparła i tupnęła, choć obcas niemal zsunął się z jej nogi. – K-S-I-Ę-Ż-N-I-C-Z-K-Ą!

A potem podeszła do łóżka, na którym leżał Seja i pocałowała go prosto w szerokie czoło. John zastygł, a Anna znowu westchnęła, teraz tylko o wiele głośniej.

- Budź się wujek, no! To ja! Księżniczka! – krzyknęła dziewczynka. – Nie masz własnej! To ja dam ci całusa! I wstawaj! Już dość spałeś! Pora na ciebie! – Tupnęła i potrząsnęła go za ramię. – Słyszysz wujek! To ja! Księżniczka Krisi!

John poczuł, jak jego serce wręcz topnieje. Widok córki, tak bardzo starającej się obudzić nieprzytomnego Seję rozczulił go bardziej, niż mógłby kiedykolwiek przypuszczać. Ona naprawdę wierzyła, że może tego dokonać. Chciała mu pomóc.

- Krisi, kochanie... - powiedział i zrobił krok w jej stronę, kiedy ujrzał drgnięcie powiek. Tylko drgnięcie. Ledwie dostrzegalne. Ale jednak. – Krisi, kochanie, chodź do mnie.

Krisi cofnęła się i niechętnie, ale podeszła do niego. John od razu wziął ją na ręce. Pantofelki spadły z jej nóżek.

Spojrzał na Annę.

- Anna, weź ją.

Przerzucił wzrok na Seto. Ten wszedł do środka. Anna odebrała małą i razem z nią przesunęła się w głąb salonu. Seto kucnął przy Seji.

- Jego powieki drgnęły.

- Wiem – odparł Seto.

John spostrzegł Masa, ledwie widocznego w cieniu kominka, tuż przy ścianie. Bestia już nie wylegiwała się, a stanęła na czterech łapach i wystawiła kły.

- Anno, zabierz małą na górę - powiedział John, a Anna od razu weszła na schody.

- Nie – powiedział Seto. - Zostańcie tutaj. Na dole.

I John zrozumiał, jaki błąd miał zamiar popełnić.

- No tak. Racja.

Seto położył dłoń na głowie Seji. Milczał. Ale John był pewien, że rozmawiał z Matką. Prosił ją o wstawiennictwo i pomoc, ale tylko wtedy, jeśli sama uzna, że to jest właściwe.

- Zawołajcie Cichego.

- Ale ich nie ma. On i Finn wyszli przecież...

Nie zdążył dokończyć. Wbił spojrzenie w szczyt schodów i zamarł. Ujrzał postać w bieli, przypominającą anioła. Trzymała się poręczy, chwiała na nogach i spoglądała na niego z nadzieją i tak wielką ufnością, że to nie mógł być ktokolwiek inny.

Tylko Aurora.

- John? – powiedziała.

- Auroro...

- Gdzie ja... co mi... - złapała się brzucha i załkała. Uciskała podbrzusze. John spostrzegł krew na jej ubraniu. Znowu. – Krwawię... John... krwawię...

John drgnął, ale Seto złapał go za ramię. Pokręcił głową. A wtedy Anna puściła rękę Krisi. Dziewczynka od razu zbiegła po nich i schowała się w ramionach ojca. A Anna postawiła jeden krok więcej, na schodach. A potem kolejny. Zbliżała się do Aurory. A oni nie odrywali od niej oczu.

Wiedział, jaka była jej decyzja. Chciała jej śmierci. Nienawidziła jej. I był przekonany, że nic tego nie zmieni.

Nic.

- Auroro? – zwróciła się do niej. – Już dobrze. Jesteś bezpieczna. Z nami. Tata też jest tutaj. I Finn też. Wszystko będzie dobrze.

- Ale krwawię... tak mocno krwawię... – wyszeptała Aurora i zapłakała w ramię.

Anna zatrzymała się przed nią i wyciągnęła rękę.

– Wiem, ale chodź ze mną. Pomogę ci. – Uśmiechnęła się. – Jak kobieta kobiecie.

Aurora pochyliła głowę i złapała się mocniej poręczy. Nie chwyciła ręki Anny.

- Mark... oni go zabili...

- Wiem, kochana.

- A miałam... poślubić go... - Jej płacz zamienił się w szloch. – Wiem, co... myśleliście o nim, ale my... naprawdę...

Anna pochwyciła ją w ramiona i przytuliła. Szloch Aurory zgasł w jej objęciach. A wtedy rozległo się ciche warknięcie. Seto, John i Krisi zwrócili wzrok na leżącego przed nimi Seję. Kiedy tak leżał, jego kły nie były widoczne. Twarz miał faktycznie szerszą i bardziej obudowaną. Ale pod zarostem i tego nie było widać. Jednak pazury, choć krótsze, zostały. Tak samo jak bujne włosy na głowie i torsie, ale te akurat zawsze były obfite.

- No i kto tak płacze, do diabła? – Seja uniósł głowę i spojrzał prosto, na ich trójkę. – No i co, Panie Świata? Ubiliśmy go?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro