Rozdział 25 Najlepszy dzień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1

Anna wyszła przed dom i pozwoliła, by choć przez chwilę promienie słońca gościły na jej twarzy. Opatuliła się w biały płaszczyk, szalik i nawet czapkę z futerkiem – oczywiście sztucznym. Nie padało, i to było najlepsze. Choć poranek był wyjątkowy mroźny. Ale tutaj było pięknie. I naprawdę czuła się tak, jakby Mord wcale nie istniał. Jakby był tylko koszmarem, albo potworem z bajki...

Wszystko zaczynało się układać. Seja się nareszcie ocknął. Choć nie mieli pewności, czy to zasługa małej Krisi. Nie chcieli o tym myśleć. Woleli przyjąć, że po prostu się zbudził, bez jej udziału. Tak było bezpieczniej. John nadal źle reagował, kiedy tylko ktoś wspominał, że przecież Krisi w tamtym świecie miała szczególne miejsce w jego sercu.

Ale tutaj nie była Mirian. Była Krisi. I John żądał, by każdy tak ją postrzegał. Bez względu na to, co przyniesie przyszłość.

Nie powiedzieli nawet Seji, co zrobiła malutka i jak bardzo zależało jej, by się zbudził.

Tak było lepiej. Po prostu.

Wzięła głęboki wdech. O tak, powietrze naprawdę było mroźne. Temperatura w końcu spadła poniżej zera, ale jezioro trzymało się dobrze i nie dawało się zmrozić.

Stuknęły drzwi i spostrzegła ją. Aurora także wyszła przed dom. Może i była to wczesna pora, ale tutaj nikt nie wstawał zbyt późno. Kładli się spać wcześnie. Zgodnie z rytmem dobowym. Zasypiali, kiedy zapadł zmrok, a budzili, kiedy wstawało słońce. I tak nie było co innego robić w tej głuszy. Jedyny telewizor znajdował się w domu Johna. Ale głównie korzystali z niego Finn i Cichy. Na okrągło oglądali wiadomości, jakby spodziewali się, że ujrzą w nich jakąkolwiek wzmiankę o Mordzie.

Ale ona wiedziała, że tak nie będzie.

Zranili go. Uważali, że zaszył się gdzieś. Ale...

Ale ona była innego zdania. Tak, jak Seto. Oboje znali go najdłużej. I jeśli te wszystkie lata cierpienia i walki z nim na coś miały się przydać, to właśnie na to. Spodziewali się, że Mord tak szybko nie odpuści. Został przechytrzony i zapewne planuje zemstę. Ale nie zadziała pochopnie. Może właśnie w tej chwili przygotowywał się do walki. Zbierał armię. Leczył rany. Ale nie uderzy zbyt wcześnie. Musi być gotowy. I na pewno nie zaatakuje ich w domu, od tak. Tym bardziej, kiedy Seto przebywał między nimi. Wolał bardziej wyszukane metody. A zatem póki co, byli bezpieczni.

Finn podszedł do Aurory. Rozmawiali. Anna rozejrzała się, ale jego nigdzie nie było. A szkoda, wolała zrobić to bez ich udziału. Ale skoro musiała...

Zbiegła po schodkach i ruszyła brzegiem jeziora. Woda wydawała się spokojna. I cicha. Nawet nie było widać minimalnych oznak wiatru. Jakby natura postanowiła odetchnąć i dać im chwilę wytchnienia.

A potrzebowali tego naprawdę mocno.

Kiedy tylko zbliżyła się na kilkanaście metrów, Aurora od razu wzdrygnęła się, nerwowo pokręciła w miejscu i zwyczajnie zbiegła. Zostawiła Finna samego. Ale ten nie był zaskoczony. Zaczekał na Annę, trzymając kubek z kawą w dłoni.

- Witaj, piękna – powiedział do niej.

- Cześć – odparła i zajrzała do jego kubka. Parowało z niego, a zapach parzonej kawy przemówił do jej zmysłów. – Mogłabym cię za to zabić, wiesz?

- Za tę cudowną kawę o poranku?

- Aha.

Uśmiechnęli się do siebie. Po krótkiej wymianie bardzo wymownych spojrzeń, Anna rozejrzała się z zamyśleniem.

- Jesteś tu sam? A mój ojciec?

- Jest z małą.

- No tak – odparła. – Cały on. Uwielbia dzieci i stale zagarnia Krisi do siebie.

Finn wzruszył ramionami.

- To rodzinny facet.

- Kochasz go, co?

Przygryzła dolną wargę i czekała. Finn wydawał się niewzruszony, ale po chwili pękł i uśmiechnął się szeroko.

- I to jak.

- Więc życie małżeńskie wam służy?

- No pewnie. A od kiedy poratowałaś mnie tą golarką, to już zupełnie – odparł, a Anna zakryła ręką usta i roześmiała się.

Pamiętała ten dzień bardzo dobrze. Finn zjawił się u nich z zapytaniem o golarkę. John od razu chciał mu pożyczyć swoją. Elektryczną. Do twarzy. Jednak odpowiedź Finna dosłownie zwaliła go z nóg. Nie chciał golarki do twarzy. Ale do innych partii ciała. John długo nie mógł tego zrozumieć. Wpatrywał się w niego dużymi oczami, trzymając w dłoni elektryczną golarkę i zupełnie nie rozumiał. Ale Finn nie należał do gości, którzy się cackali. Wypalił wprost, że dyskryminacją jest twierdzenie, że tylko kobiety mogą się tam golić. Oni też powinni. Ale John nadal stał oszołomiony. Może już coś do niego docierało, ale jego umysł jeszcze się na to nie godził. A potem Finn zapytał go: a ty wolisz przedzierać się przez włosy? Serio? Anna na pewno wolałaby ssać tylko twoją pałkę, a nie wyjmować kudły z ust w trakcie.

I to przeważyło. John od razu się ocknął. Powiedział Finnowi, żeby od jego żony trzymał się z daleka. I tyle. Po czym odwrócił się i zajął swoimi sprawami. A Anna podarowała Finnowi golarkę.

Jednorazową. I niech z nią robi, co chce. Bez wnikania w szczegóły, którą partię ciała zamierzał ogolić. Sobie, czy też... No cóż.

Prawda była taka, że ona się tam nie depilowała. I Johnowi taka podobała się najbardziej. Ale tego Finn nie wiedział. Na szczęście. Kiedyś przypuszczała, że John zwierzał się przyjacielowi ze wszystkiego. Może tak było. Ale jednak jeśli o nią chodziło, zachował dyskrecję. W tej intymnej sprawie na pewno. I była mu za to wdzięczna, jak nigdy wcześniej.

Ale to nie był koniec ich rozmowy. Potem Finn powiedział coś jeszcze. Zupełnie na odchodne. Zapewne nie miał nic złego na myśli, ale jego słowa...

Zasiały niepokój.

Z domu dobiegł do nich chichot Krisi. Wyobraziła sobie, jak mała wyrywa ojcu pilota i przełącza kanały, by znaleźć ulubioną bajkę.

- Seja też z nimi jest. Wraca do zdrowia. – Finn upił łyka kawy. – To dobra wiadomość. Możemy potrzebować jego pazurów.

- A... on? – zapytała. – Widziałeś go?

Finn zmarszczył czoło. Zwrócił twarz w kierunku lasu i kiwnął głową w jego stronę.

- Widziałem, jak szedł do lasu.

- Do lasu... - powtórzyła Anna. – No tak, to do niego podobne.

Finn skinął, a ona nie zwlekała dłużej. Ruszyła za nim. Do lasu.


2

No tak. Mogła się spodziewać, że jego tam zastanie. Seto szedł naprzeciwko niej. Sam. Bez Masa. W pewnym momencie zastygł i czekał. Wiedziała, że na nią. Podeszła do niego.

- Poranny spacer? – zapytała.

- Tak.

Stali zwróceni do siebie twarzami. Seto nieruchomy. Jak skała. Albo...

- Widziałeś Johna?

- Tak. – Wskazał ręką na ścieżkę za sobą. – Nad rozlewiskiem.

- Nad rozlewiskiem... - powtórzyła.

- Lubi biegać dookoła jeziora – odparł. – Nad wodą.

- Nad wodą... - powtórzyła znowu.

Nie odrywała od niego wzroku. Nagle przysunęła się. Seto wzdrygnął się, ale nie cofnął. Zaczekał. Ale ona nie zaczekała. Zbliżyła się jeszcze bardziej i pocałowała go w policzek. I był to dłuższy pocałunek.

- Ty jesteś wodą – szepnęła, kiedy jej usta nadal muskały jego szorstką skórę. – A on ogniem.

Seto zastygł. Nawet nie uniósł rąk. Nie objął jej. Tylko tak stał. Ale jego oddech zrobił się głośniejszy. Słyszała go wyraźnie.

Wiedziała, co oznaczał.

Ale to już było za nimi. Oboje podjęli decyzję. I choć on odrzucił jej propozycję, nie mogła na niego naciskać. Taka była jego decyzja. A ona musiała ją uszanować. Tak, jak on uszanował jej.

I oddaliła się w kierunku, który jej wskazał.


3

Ku jej zdziwieniu, John nie biegał. Tylko siedział w mokrej trawie, pokrytej kropelkami wody. W pozycji znanej w jodze pod nazwą kwiatu lotosu. Głowę trzymał prosto, zwróconą na jezioro. Wydawał się czujny, ale ona była pewna, że jej nie słyszał.

Zakradła się. I kiedy była już tuż za nim, rzuciła mu się na plecy.

- No ej! – zawołał i od razu poderwał się. Anna trzymała się jego pleców, ale nie przylegała do nich ściśle. Brzuszek jej to uniemożliwiał. John wykręcił się i tym razem to on był za nią. Złapał ją od tyłu i zamknął w objęciach. – Ładnie się tak skradać do męża?!

Zachichotała. John przysunął wargi do jej szyi. Cmoknął ją. A wtedy ona zwróciła głowę w jego stronę. Pocałowali się. Ale nie tak, jak robili to zazwyczaj – na powitanie. Inaczej. Śmielej. Intensywniej.

John rozpiął guzik od jej płaszczyka i wsunął rękę pod bluzkę. Anna odchyliła głowę, kiedy jego dłoń masowała jej nagą pierś i muskała sutki.

Westchnęła i złapała za jego szyję.

- Chcesz... - szepnął jej na ucho - ...wrócić do domku?

Spojrzeli na siebie. Chciała.

- A Krisi? – zapytała.

- Jest przecież z twoim ojcem. I Seją.


4

Leżała na plecach. Niemal całkiem naga. On leżał przy niej, ułożony bokiem. Gładził dłonią jej sterczące sutki, a może bardziej bawił się nimi. Rajcowały go. I to im poświęcał najwięcej uwagi w ostatnim czasie.

Zdawała sobie sprawę, że jej piersi urosły. A sutki stały się wrażliwe i bardziej tkliwe. Ale był delikatny. A one naprawdę go fascynowały. Gładził je opuszkiem palce. Odrysowywał ich kształt, jakby chciał go zapamiętać.

- Kocham cię – powiedział.

- Mhm.

- Nie powiesz mi tego samego?

- A powinnam?

Spojrzeli na siebie. Uśmiechała się do niego figlarnie. Igrała z nim. I on dobrze o tym wiedział. Także się uśmiechał, ale i cierpliwie czekał.

Wyciągnęła rękę i objęła jego policzek. Nakierowała jego twarz na siebie.

- Kocham cię, John. Nie musisz się już niczego obawiać.

Skinął, ale niepewnie. Spuścił wzrok i znowu zajął się jej sutkami.

- Wiem, ale... - wzruszył ramionami - ...jednak chciałaś, by został.

- Jako przyjaciel. On już nie ma rodziny.

- Wiem.

- I odrzucił moją propozycję.

- To też wiem – odparł John.

Przyglądała mu się. Nie wiedziała, o czym myślał. Ale zdawała sobie sprawę, że on i Seto rozmawiali. I dałaby wiele, by wiedzieć o czym, ale... może lepiej, że nie wiedziała?

Obróciła się na bok, a John od razu przylgnął do jej pleców. Lubiła kiedy to robił. Tulił i zamykał ją w swoich szerokich ramionach. W nich, jak nigdzie indziej, czuła się bezpiecznie.

Wpatrywała się w okno. Z oddali unosiły się światła. Ich domu. Dawnego domu. Miejsca, które znaczyło tak wiele, a które porzucili. Znowu zrobiło się ciemno, jakby zapadał zmierzch. A przecież dopiero wstawał dzień. Jednak ona coraz dotkliwiej czuła, że luty nadchodził dużymi krokami. Tak, jak dzień jej porodu.

- Myślisz, że... - zaczęła - ...moglibyśmy tutaj zamieszkać? W tym domu?

- Myślę, że tak. Czemu nie? To dobry dom.

- Tam też... był taki.

Zamilkli. John przytulił ją mocniej. Znowu musnął jej policzek, a potem przylgnął ustami do jej ucha.

- Ale ten będzie lepszy. Przysięgam.

Obróciła się do niego. Teraz leżeli naprzeciwko siebie, stykając się czubkami nosów.

- Pamiętasz, co powiedział Finn.

- Nie myśl o tym.

- Ale w jego słowach była prawda. – Pochyliła głowę. – Lada moment urodzę. I nie mogę jechać do szpitala. Do lekarzy... Muszę urodzić tutaj.

- Poradzimy sobie – odparł i uniósł jej podbródek. – Dam radę. I jest twój ojciec.

- Nie chcę, by on mnie tam widział. Nagą. – Zerknęła na niego niepewnie. – Ale jest Seto.

- Wolałabyś... jego?

- Tak – odparła i pokiwała głową. – On odebrał już niejeden poród. Był chyba przy wszystkich narodzinach swoich dzieci.

- Rozumiem.

Tym razem to on pokiwał głową. Anna ujęła jego twarz obiema rękoma.

- Naprawdę? Nie byłbyś zły?

- Jakbym mógł? – Zaśmiał się. – W sytuacji jakiej się znaleźliśmy nie mogę mieć o nic pretensji. I Seto jest najlepszym wyborem. No i... bardzo dobrze rozumiem, czemu nie chcesz by ojciec cię tam oglądał. Też bym tego nie chciał.

Uśmiechnęli się do siebie. John zaparł się na łokciu.

- Wstajesz? – zapytała.

- Musze się odpryskać – odparł.

- Faceci...

- Zaraz wrócę. Czekaj na mnie. – Musnął opuszkiem palca jej rozchylone wargi. – Powtórzymy to.

Poderwał się i złapał za spodnie. Naciągnął je na nagie ciało. Dawniej paradowanie bez ubrania nie stanowiło dla niego problemu. Robił tak, nawet na jej stancji. Ale od kiedy w jego życiu zjawiła się Krisi, wszystko się zmieniło.

On na pewno.

- Czekaj! – Tym razem ona dźwignęła się. – Podasz mi koszulkę?

I podał ją jej. Nie mając pojęcia, że robi to ostatni raz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro