Rozdział 26 2, 3, 4, 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2

John biegł, trzymając Annę w ramionach. A za nimi płonął świat. Nowy dom, który zajmowali i o którym oboje odważyli się marzyć, już nie istniał. Słyszał tylko wybuch, a potem rozległ się trzask i łomot. Ich marzenie, zupełnie jak ta drewniana chatka nad wodą, legło w gruzach. Zapadło się i runęło prosto do jeziora.

- John! - usłyszał znajomy głos, ale pewności nie miał. Przystanął i ustawił się bokiem, osłaniając Annę ciałem. - To ja! Greg!

Cichy wyłonił się z cienia, a John po raz pierwszy poczuł ulgę.

- Chciałem wam pomóc, ale... - zwrócił wzrok na Annę. Krzywiła się, jej policzki były czerwone, a po twarzy ściekał pot. - Anna?! Jest ranna?!

John pokręcił głową.

- Ona rodzi!

- Rodzi?! - powtórzył jej ojciec, jakby nadal to do niego nie docierało.

Greg na moment znieruchomiał. Utkwił wzrok w odgrywającej się za plecami Johna scence. On wolał nie patrzeć. Spodziewał się, co może ujrzeć. Seto i Seja walczyli właśnie przeciwko Mordowi. Postawili na szali wszystko, by ratować Annę.

I wszystkie światy.

- Gdzie Krisi, Greg?!

Cichy przerzucił na niego wzrok. Błysnęło. John był pewien, że to nie był piorun, choć gęste chmury faktycznie zalęgły nad ich domem. To było ostrze. Cichy naprawdę był gotowy do walki.

- Jest bezpieczna. Z Finnem i Aurorą.

- Aurorą?

- Tak. Są razem.

John znowu to poczuł. Ten dziwny niepokój, wkradający się do jego myśli, zaraz po tym, jak dreszcze przeszły po jego skórze.

- A ludzie Morda?! Co jeśli ich znajdą?!

- Ale.. nie ma nikogo - odparł Greg. - Zjawił się sam.

- Sam? Bez swoich ludzi?

Greg pokiwał głową, a John nadal nie mógł w to uwierzyć. Jak to możliwe, że Mord przyszedł do nich sam? Przecież wiedział, że był z nimi Seto. No i Seja, i Cichy! A mimo wszystko...

Nie bał się ich. Zupełnie się ich nie obawiał.

A może...

A może tak bardzo zależało mu na niej?

- Aaaaa!

Anna zwiła się z bólu. John przycisnął ją do siebie mocniej. Nie było czasu na rozmowy czy przemyślenia. Musieli działać. I nie mieli wyjścia. Wrócili do ich dawnego domu. Miejsca, które miało być ich ostoją aż do końca ich dni. Azylem, w których wychowają dzieci...

- Zanieś ją do sypialni! - krzyknął Greg, a sam wbiegł przed nimi po schodach, przeskakując po kilka stopni.

John zrobił, jak mu kazał. Ułożył Annę na łóżku. Tym samym, które wiele miesięcy wcześniej zakupił dla nich. I klęknął przy niej. Anna zaciskała zęby i robiła grymas. Jej spojrzenie obijało się po całym pokoju, jakby szukała czegoś, na czym mogłaby zawiesić wzrok.

- Dam radę, Anna - powiedział i ścisnął jej dłoń. - Powitam naszego syna w tym świecie.

- ...boję się... John...

- Nie bój się. Jestem przy tobie.

I wtedy po ścianie przemknął blask. John od razu podbiegł do okna. Ujrzał pędzące przez las auto. Nie widział jeszcze marki, ale jego światła zbliżały się coraz bardziej. Po chwili pokazało się kolejne. Rozległ się ryk motoru. Spostrzegł przechodzących przez las ludzi.

- Greg!

W drzwiach zjawił się ojciec Anny. Przez ramię miał przewieszonych kilka ręczników. Rękawy koszuli miał podwinięte aż za łokcie. W ręku trzymał torbę. Zapewne miał w niej najpotrzebniejsze rzeczy. I dla Anny, i dla dziecka.

Podbiegł do Johna.

- Co to za ludzie?! - zapytał John. - Mówiłeś, że przybył sam!

- Bo tak było...

Anna westchnęła. Obaj spojrzeli na nią, a Greg od razu doskoczył do niej. Rzucił torbę na ziemię i złapał córkę za rękę.

- Kochanie - powiedział - przejdziemy przez to razem, dobrze?


3

- Zabawmy się - powiedział Mord.

Sięgnął do kieszeni marynarki i zacisnął palce na komórce. Nie należała do niego. Tym tematem zajął się już odpowiednio wcześniej. Wiedział, czego potrzebował. Łatwiej było podwinąć komuś telefon, niż samemu inwestować czas w rozkręcanie wszystkiego od początku. Tym bardziej, jeśli nie miało się o tym bladego pojęcia.

Uniósł rękę i uśmiechnął się do aparatu.

- A tobie co?! - ryknął Seja. Jego ciało poruszało się gwałtownie. Widać śliskie ruchy Morda już porządnie nadszarpnęły jego siły. - Naszło cię na robienie selfie?!

- Co to jest? - zapytał Seto.

- Jego komórka.

Obaj wyglądali na wyczerpanych. A przecież dopiero zaczęli. Rozumiał stan Seji. Nieźle go przecież poturbował. Ale spodziewał się więcej po Panie Świata. Coraz bardziej nie przypominał tego, kim dawniej był. Pełnego wigoru mężczyzny. Wojownika, którego sama obecność przerażała, a spojrzenie kosiło mocniej niż jego włócznia.

Tak. Seto się zestarzał.

W końcu, pomyślał Mord. Długo na to czekałem.

- Jak to się robiło... - przemówił Mord, celowo teatralnie przeciągając końcówki każdego słowa. - Chyba tak...

Seto i Seja nie spuszczali z niego wzroku. Stali w gruzach domu, który ten ślepiec sam zniszczył. Tracił panowanie nad sobą. Ten świat nie był przystosowany do jego siły. Ciekawe, czy jak ją rżnął było tak samo? Wchodził za mocno, a potem puszczały mu wodze i posuwał ją ile wlazło?

Uśmiechnął się. To ich najbardziej wkurwiało. Jego uśmiech. Więc niech się jeszcze poirytują. Tego nigdy za mało. Ale tak naprawdę to poczuł zawód. Nie widział wszystkich wspomnień Anny. Część było zablokowanych. A może sama nie chciała mu ich pokazać. Wiedział, że byli razem. Pieprzyli się, o tak. Ale jak? Nie miał pojęcia. Ten obraz był zakryty. Jakby Seto nakrył ich swoją peleryną. Ale jak tego dokonał? Czy może jednak ona to zrobiła?

Westchnął i skoncentrował się na przesuwaniu palca po ekranie. Ale ta myśl nadal drążyła dziurę w jego głowie. Któreś z nich, ona lub on, znaleźli lukę w jego hipnozie. I kiedy się zbliżał, wymykali się mu. Niecałkowicie, ale... jednak.

Uciekali. Ale czemu? I czemu akurat te chwile były tak istotne, że postanowili je przed nim zataić?

Może nie miało to znaczenia. Wiedział, że Seto bardzo dbał o prywatność. Znał go dobrze. To człowiek zasad. A wszelkie relacje intymne zastrzegał tylko dla uczestniczących osób i strzegł, jak największego skarbu. Tak samo było przecież z Sabriną. Zresztą, ona też nie była zbyt wylewna, kiedy ją pytał o niego. Najwidoczniej facet potrafił zamącić im w głowie. Albo po prostu dobrze ruchał.

- Mord.

To był głos Seto. Przerzucił na niego spojrzenie, jakby od niechcenia. Niech czekają dłużej. Niech utwierdza się w nich przekonanie, że wobec niego są bezsilni.

Bo tacy byli.

- Hmm?

- Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie w tamtym świecie?

- Zebrało ci się na wspominki? - odparł Mord i uśmiechnął się.

- Pamiętasz, co ci wtedy powiedziałem?

Mord na moment zastygł, po czym znowu zajął się przerzucaniem palca po ekranie.

- Czy to ważne?

- Zrobię to. Wiesz o tym - powiedział Seto, a Mord nie odrywał wzroku od ekranu. - Matka i z tobą rozmawiała. Wiesz, jak to się skończy.

- Może i wiem.

Seja poruszył pazurami. Jeszcze nie wyciągnął zębisk. Najwidoczniej sprawiało mu to ból. A może czekał na lepszą okazję? Lub zbierał siły?

Jedno z dwóch. Zresztą, wszystko jedno, pomyślał Mord. I tak go rozpruję, a potem zjem. Potrzebuję jego ciała. I oczu Seto. Mogą mi się przydać.

Ale rozmowa z nimi już go męczyła. Zbyt wiele czasu tu stracił. Oni nie mieli Kathy. A więc się pomylił. A skoro to nie Seto ją uprowadził, to gdzie była? Z kim? Czyżby odeszła od niego?

Przerzucił na nich wzrok. Obaj czekali. I wiedział, co robili. Zyskiwali na czasie. John zbiegł z nią. A ich bękart zaraz pojawi się na tym świecie. Ale jakie to miało znaczenie. John był tylko pionkiem w ich grze. Nawet w najmniejszym stopniu nie dorównywał Seto. Był jego nieudaną kopią. Ostatnią, nie licząc tego bękarta. Ale i nim się zajmie. Póki co, nie zależało mu na nich. John nie stanowił zagrożenia. Jednak Seto nadal trzymał go blisko...

Czemu? Z powodu niej?

Podłużne belki, sygnalizujące o sile połączenia, wyskoczyły jak grzyby po deszczu. W końcu. Ile można było czekać! W tym zapyziałym lesie nie było zupełnie zasięgu! Kliknął w obraz, a potem obrócił ekran w ich stronę.

- Czy udostępnianie w sieci nagrania, pokazującego jak morduję człowieka, zwiększy moje zasięgi? - zapytał ich i uśmiechnął się.

Seja wzdrygnął się i wysunął mocniej pazury. Ale Seto nawet nie drgnął. Jego pupilek leżał u jego stóp. I zapewne tylko czekał na ruch ręki swojego pana.

- Co ty chcesz zrobić?! - krzyknął Seja.

- Już zrobiłem! - odparł Mord. - I tylko tak się zastanawiam! Na głos! Nie znam się na tych całych... social mediach!

Seja spojrzał na Seto. Milczeli i obaj wpatrywali się w ekran. On dobrze wiedział, co widzieli. Oglądał to już setki razy. Najpierw były same westchnienia. Oznaki strachu i niedowierzenia. A następnie krzyk. Panika. Płacz. Ale kiedy już zaczął, nawet wrzaski milkły. Ciało nie odpowiadało zgodnie z przypuszczeniami. Ból był tak wielki, że traciło się czucie.

A potem zostało tylko mlaskanie i chrupanie kości.

- Mhmmm... To było coś - wtrącił Mord i obrócił do siebie ekran. - I liczba wzrasta! Już jest ponad dwa tysiące osób, które na to patrzą!

- Coś ty zrobił? - zapytał Seto, ale głowę obrócił w stronę Seji.

- Udostępnił nagranie do internetu! Ludzie oglądają, jak zabijał człowieka, a potem go zjadał! - ryknął Seja. - Już teraz wszyscy będą o tobie wiedzieć! Nie ukryjesz się!

- A myślisz, że chcę?

Zerknął na rosnącą liczbę wyświetleń. Cyfry zwiększały się w dziesiątkach, a nawet setkach. Robak zadziałał. Rozchodził się jak pasożyt. Tak chyba Finn nazywał jego... umiejętność. Pasożytem, który wkrada się do ludzkiego ciała i rozrasta się w nim. A potem zaraża innych.

Szeptami.

Ale ten świat dał mu lepsze możliwości. Tak zwane social media. A tego się nawet nie spodziewał. Kto by pomyślał, że jednym kliknięciem można... uśmiercić niemal wszystkich żyjących na tym wysypisku ludzi?!

Kliknął w napis: live.

Już czas, pomyślał. I nakierował na siebie aparat, po czym uśmiechnął się i pstryknął palcami przed obiektywem.


4

- Co tam się dzieje?! - ryknął John.

Coraz więcej aut podjeżdżało pod ich dom. Droga do lasu przypominała gigantyczny korek na autostradzie. Niektórzy trąbili. Inni, chcąc dojechać pierwsi, przeciskali się poboczem. Ale byli i tacy, którzy na chama wjeżdżali w pędzące obok nich pojazdy. Z zewnątrz dochodziły wrzaski i krzyki. Ludzie walczyli ze sobą. Odgrażali się sobie. Wymachiwali rękoma. Mężczyźni sięgali do bagażników i łapali za znajdujące się w nich przedmioty. Leciały lewarki, śrubokręty, skrzynki na zakupy, rożnego rodzaju spraye do samochodu. Nawet parasolki, damskie torebki i zabawki dziecięce.

Wszyscy kierowali się w stronę jeziora. Ich dom na razie omijali.

- AAAHH!

John spojrzał na Annę. Ruszył w jej stronę, ale ona od razu wyciągnęła ręką, pokazując mu wewnętrzną stronę dłoni.

- STÓJ! NIE PODCHODŹ DO MNIE!

John cofnął się. Cichy wpadł do pokoju. Zdyszany. Znowu był na dole. Zaryglował drzwi i okna. Jeszcze mieli trochę czasu. Czekali na częstsze skurcze. I nie mogli być za blisko. Anna od razu ryczała, by się odsunęli jak najdalej.

Anna leżała na łóżku, z nogami rozstawionymi szeroko. Zaciskała palce na pościeli i wyrzucała z siebie, coraz to nowsze przekleństwa. John usłyszał już tyle, że nie był w stanie ich nawet spamiętać. Pojawiły się nawet wyzwiska nawiązujące do jego romansu z Aurorą, kilka wspomnień o rogaczach, ruchaczach i tym podobnych stworzeń.

John wolał się nad nimi nie zastanawiać. Kiwał tylko głową za każdym razem, kiedy krzyczała jego imię, a potem kolorowe epitety.

Tak było bezpieczniej. Choć niekoniecznie rozsądnie. Jego potulne godzenie się na wszystko, rozsierdzało ją jeszcze bardziej. Ewidentnie działał jej na nerwy. Ale jej ojciec także. Żadnemu się nie upiekło.

Greg klęknął przy niej. I to nie był dobry pomysł. Anna odepchnęła go i nie mogąc złapać równowagi, Cichy runął na plecy. A ona znowu się wydarła. Aż dziwne, że ci wszyscy ludzie nie zwrócili na nich uwagi, tylko parli jak zombie przez las!

- DAJCIE MI COŚ! - krzyknęła. - COKOLWIEK, DO JASNEJ CHOLERY!!!

John dźwignął Grega za ramię i stanął nad Anną. Zaciskała zęby i ciskała w niego pioruny. Widział wiele jej oblicz, ale takiego jeszcze nie doświadczył.

Cofnął się.

- Podaj jej znieczulenie, Greg!

- Nie mogę! Jeszcze nie! Rozwarcie jest za małe!

- Skąd wiesz?!

- Skurcze muszą być częstsze, John! I regularne! - Otarł kolana i wyprostował się. - Na Boga, powinniśmy jechać do szpitala!

- Przecież nie możemy! Wiesz o tym!

- Wiem, do diabła! Ale nie mam tutaj odpowiednich sprzętów! I nie jestem lekarzem! Nie... ginekologiem!

- Ale możesz podać jej znieczulenie?!

Greg spojrzał na swoją torbę.

- Mam... zestaw - odparł Greg i powoli zwrócił na Johna spojrzenie. - Do znieczulenia zewnątrzoponowego.

- A to bezpieczne?!

Greg pokiwał głową na boki. Na tak, i nie.

- Myślę, że będzie konieczne. Ale musimy zaczekać. Jeśli zrobię to zbyt wcześnie, mogę zatrzymać poród.

- Skąd wiesz o tym wszystkim? - zapytał go John. Na ucho. Tak, by Anna ich nie słyszała.

- A jak myślisz skąd? - Przewrócił oczami. - Z Internetu. I książek. Ostatnie dni tylko nad tym siedziałem.

- To nigdy... nie odbierałeś porodu?

- A niby kogo? Byłem tylko przy narodzinach Aurory! - Prychnął lekceważąco. - Przecież wiesz, że pozostałe dzieci zaadoptowałem. Anną też zająłem się, kiedy była starsza.

- Więc praktycznie... nic nie wiesz? - John spojrzał na Annę. Poczuł deszcze na skórze i pot wychodzący na jego czoło. - Może powinniśmy ją przenieść do wanny?

- Nie znam się na tym, John! Do diabła! - Cichy zmierzwił włosy. - Tylko Seto wiedziałby, co zrobić! Odebrał niejeden poród! I nie potrzebował żadnych znieczuleń! Ani medykamentów! Nie mieli tego w tamtym świecie! Wszystkie porody odbywały się naturalnie! Z pomocą kobiet i ziół! Pewnie, mieli też mężczyzn, którzy się tym zajmowali, ale Seto umiał samodzielnie odbierać porody swoich dzieci! Nie chciał, by inny mężczyzna oglądał jego kobietę! Do diabła! Na tym polega jego siła! Dotyk jego dłoni! Słowa, jakie wypowiada do Matki! Seto, wiedziałby, co robić!

- Ale...

John wrócił myślami do rozmowy z Anną. Ona dobrze wiedziała, że Seto był najlepszym wyborem. Zapewne dzieci, które mieli wcześniej też odbierał...

A on? John? Nie wiedział nic. Zupełnie. Jego syn urodził się w szpitalu. Pod okiem lekarzy. Patrzył wtedy na Meridith i nawet nie zastanawiał się, co robią goście w białych fartuchach. Trzymał ją za rękę i modlił się, by dziecko było zdrowe...

Anna warknęła, wyszczerzając zęby. Jak dawniej Seja. Choć bardziej przypominała Masa. Ale jej warknięcia brzmiały o wiele straszniej. Widać, była pojętnym uczniem.

- Ale ona przecież cierpi!

- Skurcze są nadal za rzadkie, John! - Pokazał na srebrny zegarek, który zdobił jego nadgarstek. - Musimy się wstrzymać! I może do tego czasu... Seto nadejdzie!

- Naprawdę w to wierzysz?! W łut szczęścia?!

- A mamy inny wybór?! - ryknął Greg. - Wolisz zabrać ją do szpitala?! Teraz, kiedy droga jest zablokowana?! A nawet gdyby nam się udało, to zaufasz jednemu z ludzi Morda?! Bo oni tam są! Zmanipulował ich! I nie wiesz, co podadzą Annie! Mogą zabić ją i dziecko, zanim w ogóle...

- ZAMKNIJCIE SIĘ!!!

Anna złapała za stojący na stoliku wazon, na szczęście pusty, i cisnęła w nich. John i Greg zdążyli obaj uskoczyć. Wazon roztrzaskał się na ścianie.

- WYNOŚCIE SIĘ STĄD, SKORO NIE MOŻECIE MI POMÓC! OBAJ!!!

- Anna... - zaczął John.

- WYNOCHA!!!

- Kochanie... - szepnął Greg, ale Anna zmroziła go wzrokiem.

- POTRZEBUJĘ SETO!!! - wrzasnęła. Po jej policzkach spłynęły krople. John nie miał pewności, czy był to pot, czy może łzy. - SPROWADŹCIE GO DO MNIE!

- Ale Seto walczy... - odparł Greg, ale nie zdążył dokończyć.

- MAM TO GDZIEŚ! POTRZEBUJĘ GO! NIE WAS!

John i Cichy spojrzeli na siebie. Wiedzieli, że ma rację, ale sytuacja była nieciekawa. Pomiędzy nimi, a Seto znajdowały się całe tłumy rozgoryczonych ludzi. A Seto nie siedział nad basenem z palemką, tylko walczył przeciwko najpotężniejszej istocie wszystkich światów. A Seja był ranny. Wciąż nie doszedł do siebie. Mógł nie dać rady go powstrzymać. Nawet przy pomocy Masa. I nie byli pewni, czy oni będą w stanie...

- Tak zrobimy - odparł po namyśle John. Spojrzał na Grega. - Idę tam.

- Sam?!

- Tak. Ty musisz zostać z Anną. W razie gdyby jeden z tych ludzi postanowił tu zajrzeć.

- Ale... - zaczął Greg, jednak szybko urwał i pokręcił głową. - Co ty chcesz zrobić, John? Przecież to nie jeden z jego ludzi, a sam Mord! Nie masz z nim szans!

- Wiem - odparł John i pokiwał głową. Spojrzał na Annę. - Ale nie mam wyboru. Zajmę miejsce Seto. Postanowię dać wam więcej czasu.

Cichy odszedł do okna, kręcąc głową. W ręku trzymał strzykawkę i cewnik. Zapewne zestaw, o którym mówił.

- On od razu zajmie twoją głowę, John.

- Nie, jeśli się tam nie dostanie.

Sięgnął po stopery leżące na szafce, a z komody wyjął chustkę, należącą do Anny.

- Zwariowałeś...

- Nie mamy wyboru. Już nie.


5

John przeciskał się przez gapiów. Stali i patrzyli się w kierunku miejsca batalii, rozgrywającej się pomiędzy Mordem, Seją i Seto. Pokazywali palcami. I zupełnie nie zwracali na Johna uwagi. Wydawali się otumanieni albo zwyczajnie naćpani.

Niektóre twarze rozpoznawał. Ale jego nikt. Był dla nich zupełnie niewidzialny. Cała ich uwaga skupiona była na jeziorze i trzech stojących nad nim osobach.

„John tu idzie" - usłyszał w myślach głos Seto.

„John? A Anna?!" - zawołał Seja.

„Została z ojcem" - odparł Seto i obrócił się w jego stronę.

John odpychał ludzi. Ale było ich coraz więcej. Otaczali jezioro, pozostałości po zawalonej chatce, a niektórzy nawet znajdowali się po kostki w wodzie.

„Jestem!" - powiedział John i dopadł do nich. Seja i Seto stali obok siebie. Naprzeciwko Morda, który znajdował się kilkanaście metrów dalej. Do uszu wsunął stopery, a oczy zawiązał chustą. - „Czemu nie walczycie z nim?! Na co czekacie?!"

„Mord trzyma tych wszystkich ludzi za gardło!" - odparł Seja. - „Odpalił jedną z aplikacji i nadaje na żywo! Coraz więcej ludzi włącza się do transmisji, a on ich łapie w swoje sidła!"

„Zróbcie coś!"

„Ale co?! Jeden jego ruch, a ci wszyscy ludzie zginą na naszych oczach!"

John obrócił się w kierunku, gdzie wcześniej stał Seto. Nie widział go, ale czuł jego obecność. Pan Świata milczał. Może zastanawiał się nad kolejnym ruchem. Tego John nie wiedział, ale to milczenie jeszcze mocniej go irytowało. Nie było na to czasu!

Wyciągnął rękę na oślep i złapał go. Potrząsnął jego ramieniem.

„Anna cię potrzebuje! Idź do niej!"

„Nie mogę."

„Co?!"

John obrócił się plecami do Morda i zsunął opaskę z jednego oka. Spojrzał na Seto. Na jego twarzy była krew. Nie wiedział czyja. Jego? A może Seji? Choć miał nadzieję, że Morda.

Wyciągnął jeden stoper.

- Co się z tobą dzieje, do diabła?! Anna rodzi! I cierpi! Nie wiemy, co robić! Ani ja, ani Cichy nie odbieraliśmy nigdy porodu!

Seto obrócił głowę w jego stronę.

- On zabije wszystkich tych ludzi, kiedy tylko drgnę.

- Co?

- I co z tego?! - ryknął Seja. Przeskoczył przez zwalone deski i stanął przy nich. - Jebać ich! Anna jest ważniejsza!

Seto nie odpowiedział, a John coraz bardziej zaczynał rozumieć. Być może wzmianki o Seto, które słyszał od Anny wcale nie były plotkami. Seto nade wszystko cenił życie. Każde. I nie mógł bezczynnie patrzeć na śmierć tylu osób.

Niewinnych. Niezwiązanych z tą sprawą.

- To... urządzenie - zaczął Seto - ...odbiera wielu ludzi.

- Jebać to! Mówię! - wtrącił Seja.

- A oni podają je dalej - kontynuował Seto.

- Hmm? Co masz na myśli? - zapytał John. - Jego relację? Nadawaną na żywo?

- Tak. A liczba oglądających sięga już miliona.

- Co?

Seto znowu nie odpowiedział.

- Skąd to wiesz?! - zapytał John.

- Powiedział mi to.

- A ty mu wierzysz?

Seto westchnął. Obrócił twarz w kierunku Seji i skinął. Ten warknął, po czym wyjął z kieszeni własną komórkę. Kliknął w pierwszą lepszą aplikację. Czerwone wykrzykniki były pierwszym, co ujrzeli. Kilkanaście osób nadawało to samo. Ich dom. Ich samych. I Morda, który w najlepsze poruszał się na boki, kołysał biodrami, nucił coś pod nosem i cyklicznie pstrykał palcami.

Cały obraz falował, zgodnie z ruchem Morda. Trzymał rękę wysoko i stale przekazywał obraz. John zamachnął ręką i to samo ujrzał na nagraniu. Mord naprawdę przekazywał wszystko w czasie rzeczywistym. Komentarze rosły w zastraszającym tempie.

John poczuł, że brakuje mu tchu, ale wtedy Seto chwycił go za ramię i odciągnął.

- Nie patrz, John. Nie możesz.

- Co on robi?

- Hipnotyzuje ich.

- Czemu go nie powstrzymacie?!

Seto nie drgnął, ale Seja wysunął kły i warknął.

- Wierz mi, chciałbym wtopić w niego kły!

- Ci wszyscy ludzie zginą, jeśli wykonamy choć jeden nieodpowiedni ruch- odparł Seto. - Mord musi sam to zakończyć, albo każda osoba pozostająca pod jego działaniem umrze.

- Co? Przecież ty mówisz o milionach! Nie mógł dopaść wszystkich przez aplikację!

Seto nie odpowiedział, a John zawahał się. I zdał sobie sprawę, że przecież nim też zawładnął. To samo zrobił z Anną, Markiem, Finnem, policjantem i wieloma innymi. Może nawet z Kollevorem?

- Nie kumasz, że na tym polega jego siła?! - wtrącił Seja. - Przenosi się do świata, rozgaszcza w nim, poznaje jego funkcjonowanie i wykorzystuje je do własnych celów! Powtarza za każdym razem ten sam schemat! To samo zrobił ze światem Seto! Hany! A teraz tym!

- Mord musi sam przerwać hipnozę. Jeśli wejdzie zbyt głęboko, nawet ja nie będę w stanie uratować tych ludzi - przemówił Seto. Wydawał się niezwykle spokojny i opanowany. - Mogę pomóc kilku i to obecnym tutaj. Ale na całym świecie...

Pokręcił głową.

- To, co się z nimi stanie?!

- Zostaną kukiełkami. Błąkającymi się bez własnego celu.

- Jak ci z psychiatryka! - ryknął Seja, ale Seto uspokoił go łagodnym ruchem dłoni.

- A w najgorszym razie, pozostaną jego marionetkami. Zależnymi od jego widzimisię - kontynuował Seto. - Jeśli postanowi, że wszyscy poderżną sobie gardło, tak zrobią. Skoczą z klifu. Utopią się, a nawet zaczną mordować innych. Możliwości jest wiele, a wyobraźni Morda nie sposób przewidzieć.

John zerknął na komórkę, którą Seja trzymał w ręku.

- Można to jakoś wyłączyć?!

- Jak?! - zapytał Seja. - Przecież wiesz, jak to działa! Ludzie sami się napędzają! Rozsyłają to znajomym! Lada moment cały świat będzie to oglądał!

- A czemu on tego nie zrobił wcześniej?! Skoro tak bardzo chciał nas zniszczyć?!

Seto nie drgnął. John czekał i przyglądał mu się. Czuł, że on znał odpowiedź, ale zwlekał z jej udzieleniem.

- Seto?

- Ponieważ to go rajcuje. Ta... zabawa. Poruszanie pionkami na planszy. Czekanie. I chyba sam też nie spodziewał się, jak dużo ludzi może przejąć przez wasze urządzenia. - Urwał na moment, po czym dodał: - Teraz na pewno nie przepuści takiej szansy. Wasz świat stoi przed największym zniszczeniem, w dziejach waszej historii.

- Co masz na myśli?

- Możecie wyginąć. Wszyscy. - Pokręcił głową. - Nauka. Rozwój. Wynalazki... - mówił, a Seja wyszczerzył zęby, kiedy wspomniał o wynalazkach. - Wszystko ma swoje granice, których nie wolno przekraczać.

- Serio, o tym teraz mówisz?!

Seto zamilkł, a John przełknął ślinę. Tego się zupełnie nie spodziewał. Ale coraz bardziej rozumiał, na czym polegała siła Morda. Nie na samej sile. Ale na umiejętnościach i intrydze. Wykorzystywaniu rozwiązań innych światów do własnych, nikczemnych i często niszczycielskich celów.

- Nie, masz rację - odparł Seto, a John poczuł, że ci dwoje wiedzą coś więcej, czego mu nie mówią. Coś, co dotyczyło tamtego świata i ich losów. Może i tam Seto nie godził się z wynalazkami Seji. W końcu, kiedy go poznał Seto ścigał Seję. Z powodu córki. Ale może też z innych, moralnych pobudek. A przeszczep części ludzkich i zwierzęcych ciał, oraz ingerowanie w życie i porządek natury, na pewno byłyby jednymi z głównych.

Seto zwrócił twarz w stronę Johna.

- Możesz zdjąć opaskę i wyjąć to coś z uszu. On cię nie chce.

- Skąd wiesz?!

- Nie puściłby cię wcześniej, gdyby było inaczej. - Seto pokręcił głową. - On szuka dziewczyny.

- Co?

- Nie zbiera tych ludzi tylko po to, by ich zabić - odparł Seto. - Kiedy rozpoczął to nagrywanie...

- Nadawanie - wtrącił Seja.

- ...zwrócił się do niej. Do Kathy, tak? To jej imię? - zapytał Johna, a ten skinął. - Powiedział, że czeka na nią. I umieścił lokalizację do siebie.

- Pinezkę wstawił - dodał Seja.

John zsunął opaskę z głowy i powoli obrócił się. Mord nadal tańcował w miejscu. Komórkę trzymał wysoko. Ludzie go oblegali. Lgnęli do niego, jak muchy do miodu.

- Więc on... czeka na nią?

- Ano.

- I co zrobi, kiedy ona tu przyjdzie?

- Tego nie wiemy.

- Trzeba ją zgarnąć! - ryknął Seja.

- Nie - odparł Seto i uniósł rękę.

- Czemu?! - zawołał Seja i warknął.

- Bo ona może być naszym wyjściem. Jeśli ją znajdzie, bardzo możliwe, że odejdzie.

Mord przystanął, a oni od razu zwrócili na niego wzrok. Uniósł palec i skierował go na jednego z mężczyzn. Mężczyzna sięgnął po komórkę. Zagrała muzyka. Na cały głos. Mord zmarszczył czoło i wskazał palcem na drugiego mężczyznę, tym razem starszego. Ten zrobił to samo. Uruchomił komórkę. Zagrały hiszpańskie pląsy. Ale to znowu nie było to. Mord po kolei wskazywał inne osoby. Ale samych mężczyzn.

- Co on robi?! - zawołał John, przekrzykując się z puszczonymi jednocześnie piosenkami.

Seto zacisnął dłonie w pięści. Ale nie odpowiedział. Wyglądał tak, jakby przygotowywał się na atak.

W końcu zagrała piosenka, na dźwięk której Mord uśmiechnął się szeroko. Poruszał barkami na lewo i prawo, robiąc przy tym głupie miny i zaśpiewał, wyrzucając ręce wysoko.

- O bella ciao, bella ciao, bella ciao, ciao, ciao!*

- Nie... - powiedział Seto i wysunął stopę. Mord od razu przerzucił na niego wzrok. Wyciągnął palec w jego kierunku i pomachał nim.

- Co się dzieje? - zapytał John.

- Te słowa. To pożegnanie z kobietą.

John zamyślił się. Zwrócił oczy na Morda. A ten faktycznie przyglądał się figlarnej blondynce, tańczącej między mężczyznami. Już się nie śmiał. Jego twarz miała surowy wyraz. A spojrzenie było badawcze i skupione. Wodził wzrokiem po jej pośladkach, aż w końcu ruszył w jej stronę. Wyciągnął rękę i w rytm muzyki poruszył palcem.

Seto naprężył się i wziął wdech. Jego tors momentalnie zwiększył swoją objętość. Wargi ułożyły się w grymas. John przerzucił wzrok na dziewczynę. Najpierw zrzuciła kurtkę. Gdyby nie sytuacja i miejsce, w jakim się znajdowali, to wyglądałoby bardzo seksownie, ale... John wiedział, że nie robiła tego z własnej woli. Choć, tak to wyglądało.

Z każdym ruchem palca Morda, obnażała więcej ciała. Jedno ramiączko, potem kolejne. Zrzuciła koszulkę. Ściągnęła rajstopy...

- Dość! - wrzasnął Seto.

- Jeszcze nie! - odparł Mord i znowu pomachał palcem w powietrzu. - Najlepsze przed nami!

Wyciągnął dłoń. Jeden z mężczyzn posłusznie zbliżył się do niego. Wziął coś z jego ręki. John śledził wzrokiem, jak mężczyzna oddalał się w kierunku dziewczyny. Nie miała już biustonosza i właśnie ściągała majtki. Nawet nie dygotała. Choć robiło się coraz zimniej, a temperatura spadła przecież poniżej zera.

Mas warknął. John przerzucił na niego wzrok i dopiero wtedy spostrzegł zmianę, jaka zaszła w Seto. Gotował się. Na jego rękach i szyi uwydatniły się żyły. Zaciskał szczękę i ciężko sapał.

- Seto... - szepnął John i znowu zwrócił wzrok na mężczyznę, idącego do nagiej dziewczyny. Mord zaklaskał. Uśmiechał się szeroko, jakby był z czegoś bardzo zadowolony. John skupił spojrzenie na przedmiocie, który mężczyzna trzymał w dłoni. - Przecież to... matko... on ma skalpel! Seto!

Ale Seto już nie czekał. Ruszył prosto na mężczyznę, który właśnie przykładał ostrze do szyi dziewczyny. Mas skoczył za nim, a Seja zawiwatował i zrobił to samo.

John przerzucił wzrok na Morda. A ten wyglądał tak, jakby właśnie na taki rodzaj reakcji Seto czekał. Przyglądał się próbie ratowania dziewczyny. I bawiło go to. Ale tylko przez krótką chwilę. Potem uniósł dłoń i kilkakrotnie zakręcił palcami w powietrzu. John natychmiast zamknął oczy. Czekał. A kiedy znowu je otworzył, ujrzał ludzi napierających na jezioro. Wchodzili do niego śmiało. Zanurzali się aż po pas i dalej. Aż niknęli pod wodą.

- Przestań! - ryknął Seto, odwracając głowę do Morda. Trzymał w objęciach dziewczynę, która łasiła się do niego, ale on trzymał ją na dystans.

- Wszystkich nie uratujesz! - odparł Mord.

- Więc weź mnie! - zawołał Seto, a John usłyszał w jego głosie rozpacz.

Mord roześmiał się.

- A gdzie zabawa? Dreszczyk emocji? - Znowu poruszył palcami, a kolejne osoby jak na rozkaz ruszyły w kierunku jeziora. - Odrobina fantazji, Panie Świata!

Nagle niebo pojaśniało. John zwrócił spojrzenie ku chmurom. Ale to nie była ich zasługa. Światło pochodziło z jeziora. I wtedy nastąpiła erupcja. Woda trysnęła w powietrze, wyrzucając ludzi na brzeg. John miał wrażenie, że eksplodował ukryty pod nią wulkan. Ale nie widział ognia, a wodę. Tylko wodę. Bulgotała i emanowała światłem. Pulsowała. Jak serce.

Cofnęli się. Seja, Mas, Seto i dziewczyna, okryta jego płaszczem.

- Co to? - zapytał John.

- Jezioro ożyło...

- Ożyło?

Mord także odskoczył. Znajdował się po drugiej stronie. Telefon wypadł mu z rąk. Ale nie uciekł. Stał i przyglądał się buchającej na lewo i prawo wodzie.

- Matka przemówiła.

- Co? - John zwrócił wzrok na Seto. Ten, urzeczony, kierował twarz w kierunku jeziora.

- Jej nie może się sprzeciwić. Wie o tym.

Zapadła cisza. Ludzie klękali w kałużach. Czołgali się. Płakali. Kobiety lamentowały. Seto objął dziewczynę, której życie dopiero ocalił i ucałował ją w czubek głowy. Załkała w jego ramiona. John nie miał pojęcia, jak tego dokonał, ale był pewien, że blondynka się ocknęła.

- Sergeju?! Sergeju?!

Rozejrzeli się. Seja pomagał ludziom wydostać się z jeziora, ale kiedy usłyszał nawoływanie Morda po imieniu, zastygł. John przeczesywał wzrokiem grupki stojących ludzi. Aż w końcu ją ujrzał. Kathy przedzierała się przez tłum. Ściskała prawe ramię. Wydawało się, że była ranna.

- Katherino?!

Mord ruszył ku niej, ale Seja był szybszy. Skoczył na czterech kończynach, jak tygrys albo lampart i zamknął ją w swoich objęciach. I od razu przytknął pazur do jej szyi.

Mord przystanął.

- Czekaj! - zawołał.

- Niby na co?! - odparł Seja i roześmiał się. - Mam twoją dziewczynę!

Wszystko działo się szybko. Kathy szamotała się, Seja ją trzymał i powarkiwał, Mord zastygł, przestał pstrykać palcami, klaskać, czy poruszać się w jakikolwiek sposób. Nie odrywał oczu od niej. A wtedy Seto wszedł do wody. Stanął obok Seji. Ten rzucił mu wrogie spojrzenie. John miał wrażenie, że go nie poznał. Zachowywał się tak, jakby ktoś chciał zabrać mu zdobycz.

Seto wyciągnął rękę i położył ją na dygoczącym z ekscytacji, ramieniu Seji.

- Puść ją, Seja.

- Zwariowałeś?!

- Proszę - kontynuował Seto. Nie mógł patrzeć mu w oczy. Miał je zasłonięte, ale twarz zwrócił prosto na niego. - Pozwól jej odejść.

- Ale to nasza karta przetargowa! Możemy wszystko zakończyć! Tu i teraz!

Seto nie odpowiedział. Nadal trzymał rękę na jego ramieniu. Ale John obserwował, jak jego ciało przesuwało się nieznacznie. Dłoń powoli sunęła po ciele Seji, aż dotarła do jego ręki i długich pazurów. Wsunął palce pod nie i jeden za drugim, odginał je, uwalniając szyję Kathy.

- Co ty robisz, Seto?! - odparł Seja, wydając z siebie warknięcia. - Ona należy do niego! Mord chce jej z powrotem!

- Więc niech wróci do niego.

- Oszalałeś?!

Seto coraz bardziej wsuwał się pomiędzy Kathy, a Seję. Osłaniał ją własnym ciałem i wypychał. Aż w końcu znalazła się za nim. John spodziewał się, że dziewczyna rzuci się do ucieczki, ale zamiast tego, ona kucnęła i zaczęła histerycznie szlochać. Mord zrobił krok w jej stronę.

- Stój, poczwaro! - ryknął Seja, grożąc mu pazurem.

- Puśćcie ją do mnie! - zawołał Mord.

Seja wyszczerzył kły, ale Seto znowu uciszył go gestem ręki. Obrócił się do dziewczyny i klęknął przed nią, na jedno kolano.

- Nie płacz, dziecino - powiedział i delikatnie nakierował na siebie jej podbródek. Uniosła głowę. Jej makijaż rozmazał się od łez. Czarne strugi pokrywały policzki. Trzęsła się, jak osika i drżała, jak wystraszone zwierzę. - Nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna. I jeśli chcesz, możesz wrócić do niego.

- To pułapka! - ryknęła i splunęła mu w twarz.

Seto nawet się nie uchylił. Część jej śliny znalazła się na jego chustce, a reszta spłynęła po brodzie.

Seja warknął i zamachnął się. Mord poruszył się tak, jakby chciał skoczyć ku niej, co nadal najbardziej zadziwiało Johna. Sądził, że Kathy była dla Morda przekąską. Źródłem informacji. A kiedy nie będzie jej potrzebował, zrobi z nią to samo, co z innymi, a tymczasem...

Seto znowu uniósł rękę i Seja zamarł, trzymając pazury tuż nad jego głową. Otworzył szeroko oczy i chcąc nie chcąc, cofnął się.

- Już dobrze - powiedział Seto. John nie był pewien, do kogo to mówił. Do niej? Do Seji? A potem zsunął z oczu opaskę i otarł skórę twarzy z jej śliny. - I masz moje słowo. To nie jest zasadzka. Jeśli taka jest twoja wola, możesz iść do niego. A twojej drogi nikt z nas nie zakłóci.

Kathy ściągnęła ramiona i spojrzała na Morda. Ten zamachnął do niej ręką. Ale to nie przypominało hipnozy, jaką stosował. On zwyczajnie ją wołał.

Podniosła się. Seja zrobił to samo, ale Seto od razu wyprostował się i rozsunął szeroko ramiona, odgradzając ją od niego.

- Dziewczyna wraca - przemówił. - I my pozwolimy jej na to.

- Oszalałeś?! - Seja chwycił Seto za ubranie i potrząsnął nim. - Nie możemy na to pozwolić!

Seto skinął do Kathy.

- Idź, dziewczyno.

Kathy nie zrobiła tego. Znowu zerknęła niepewnie na Morda. A ten już jej nie nawoływał. Za to zrobił kolejny krok, by zmniejszyć dzielącą go z nimi odległość.

- Idź - powtórzył Seto.

Mord zrobił kolejny krok, a Seja znowu wysunął zębiska.

- Zbliżaj się, zbliżaj! Łatwiej mi będzie cię dopaść!

Ale Mord się nie wystraszył. Postawił kolejny krok. Stał już po kostki w wodzie.

- Idź, dziewczyno - powiedział Seto.

- Poczekaj - nakazał jej Mord i zwrócił wzrok na Seto. - Nie ufam mu, Seto. Ale ty żyjesz zgodnie z zasadami. Mam twoje słowo?

- Masz je - odparł Seto i skinął.

Mord spojrzał na Kathy.

- Chodź do mnie, Katherino.

I kiedy tylko to powiedział, Kathy rzuciła się w jego stronę. Biegła po kolana w wodzie. Potykała się o pływające ciała. Piszczała, śmiała się, ale i wyła. Jakby doznała jakiegoś ataku histerii. Kiedy tylko znalazła się na wyciągnięcie ręki Morda, ten złapał ją za zdrowe ramię i przyciągnął do siebie. A oni patrzyli, jak tych dwoje się przytulało. Mord oglądał jej ramię, szeptał jej coś do ucha, pochylał się i zerkał w oczy. A John nie wierzył w to, co widział. Mord tulił Kathy do piersi. Opierał podbródek na jej głowie. Gładził jej włosy dłonią. Aż nagle spojrzeli na nich.

- Na dzisiaj koniec - powiedział Mord.

Seja wyszedł z wody i podszedł do Johna.

- Co on powiedział?!

- Że... koniec.

- Ale jak koniec? Walki?!

Seto zmarszczył czoło. On także nie wydawał się przekonany, ale Mord nie czekał na ich zgodę. Uniósł rękę, a bestia ni stąd ni zowąd skoczyła ku niemu. John zupełnie zapomniał o jej obecności!

Mord machnął ręką, a potwór runął do wody. Kathy weszła na jego grzbiet, a potem to samo zamierzał zrobić Mord. Stanął przy bestii i już miał na nią wejść, kiedy rozległ się krzyk. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dochodził. John spostrzegł Finna, który biegł, ile sił miał, w ich stronę.

- JOHN!!!! - krzyczał.

Przeskoczył przez deski i wtedy spostrzegł Morda. Zastygł i na moment zupełnie zaniemówił. Wręcz odebrało mu głos. Jedynie jego wargi drgały. Obaj wymienili spojrzenia. Ale nie, pełne żalu, pretensji czy nienawiści. Lecz historii. Takiej, jaka łączy dwoje ludzi i tylko oni wiedzą, co zawiera.

Finn pierwszy odwrócił wzrok.

- Finn! Gdzie Krisi?!

- Bezpieczna! Z Aurorą! Zabrałem je stąd!

- Z Aurorą?!

- John, z Anną jest źle! - Skoczył ku nim. Kręcił głową, mówiąc raz do Johna, a raz do Seto. - Coś jest nie tak z dzieckiem! Chyba jest źle ułożone! Anna wyje z bólu!

- To dziecko już wychodzi?! - zawołał John. Ruszył ku przyjacielowi, ale potknął się. Seto w ostatniej chwili złapał go za ramię. - Tak szybko?!

- Musimy zabrać ją do szpitala! - krzyknął Finn.

- Nie ma na to czasu - odparł Seto i zwrócił twarz w kierunku domu Johna. - Seja, pomóż każdemu, komu zdołasz! A my wracajmy!

Cmoknął i Mas od razu doskoczył do niego. Dosiadł go i niczym wystrzelony z rakiety, popędził brzegiem jeziora.

John ruszył za nim, ale wtedy Seja złapał go za rękę. Wskazał na Morda i Kathy. John przerzucił na nich wzrok. Mord przyglądał im się z zaciekawieniem. Nie uśmiechał się. Tylko patrzył. Nagle nachylił się ku Kathy. Szepnął jej coś na ucho i ku zaskoczeniu ich, pocałował ją krótko w usta. Dziewczyna złapała się szyi bestii. A kiedy Mord ruszył ręką, potwór wyskoczył z wody i pognał w las, niosąc na grzebiecie Kathy.

Spojrzał na nich.

- A ty czego tu jeszcze stoisz?! - ryknął Seja i wysunął pazury. - Zostałeś po dokładkę?! Seto już cię nie uratuje!

- Twoja dziewczyna ma problemy? - zawołał Mord, kierując słowa w stronę Johna.

Seja spojrzał na niego, marszcząc brwi. A John zawahał się. Nie wiedział, co robić. Powinien wracać. I to natychmiast, ale...

Coś trzymało go w miejscu.

- Odejdź - powiedział. - Zostaw nas samych!

- Twój syn źle się ułożył? - kontynuował Mord. - Sądzisz, że Seto może ci pomóc? To prawda, że odbierał porody. Własnych potomków. Ale czy mówił ci o tym, którego nie zdołał uratować i... co się wtedy stało?

John pokręcił głową i cofnął się.

- Czego ty chcesz, do diabła?! - zawołał. - Nagle obchodzi cię stan zdrowia mojej żony?! Zgwałciłeś ją! Zapomniałeś już?!

- Powiedział ci, jak zmarła Hana?

John zastygł. Seja spojrzał na niego.

- Nie słuchaj go, John!

- O czym on mówi?

- To nie czas na to!

- Jak zmarła Hana, Seja?! - ryknął John i złapał go za ubranie. - Odpowiedz mi! Zmarła przy porodzie?! Syna?!

Seja nie odpowiedział, tylko odwrócił wzrok.

- Przecież Seto mówił, że to Mord ją zabił!

- Bo tak było! - wrzasnął Seja. - Wszystko było przez niego!

- Ale zabił ją?!

- Doprowadził do tego!

- Jak?!

John potrząsał Seją, ale ten milczał. Nagle usłyszał chlupot. Mord kroczył w ich stronę. Ale nie zatrzymał się przy nich, tylko przeszedł dalej, nie zwracając na nich uwagi.

I nagle John usłyszał.

- Nie robiąc nic. Tak ją zabiłem. - Odwrócił głowę i spojrzał Johnowi w oczy. - Jestem lekarzem, John. Mogłem jej pomóc, przy wykorzystaniu wiedzy, jaką posiadłem w tym świecie. Ale nie zrobiłem tego. Nie zrobiłem niczego. I zwyczajnie odeszła.

Obrócił się i ruszył dalej.

- Czekaj! - krzyknął John i dopadł do niego. Złapał go za ramię. - W co ty grasz, kurwa?! Czego ty chcesz?!

- A czego ty chcesz, panie Charmer? - Zaczekał, ale John nie odpowiedział. Wahał się. Pojęcia nie miał, co powinien zrobić. - Zaryzykujesz życie żony i dziecka? Znowu? A co jeśli ona umrze, a ty mogłeś jej pomóc, ale tego nie zrobiłeś?

Seja skoczył ku nim i odepchnął Morda. Ten zaśmiał się i odszedł kilka kroków, po czym pokręcił głową i znowu ruszył w kierunku domu.

- Nie słuchaj go, John!

- A jeśli on ma rację?

- Mówisz o Mordzie!

- Ale nie mówił prawdy?! O Hanie?!

- Nawet jeśli, to...

Ale John już go nie słuchał. Ruszył za Mordem. Zrównał się z nim i razem szli w kierunku domu. Zaciskał palce na nożu przez całą drogę. Nie wiedział, jak zareaguje Anna, jej ojciec, Seto.

Ale nie miał wyboru.

Ostatni raz obrócił się. Seja nie szedł za nimi. Zawrócił. Niektórzy z ludzi potrzebowali pomocy. Byli ranni. A inni budzili się oszołomieni, nie mając pojęcia gdzie się znajdują i jak doszło do tego, że znaleźli się w lesie. Ujrzał kilka ciał pływających po jeziorze. Starsza kobieta uderzała ręką w nieczułą taflę wody, jakby chciała zmusić zwłoki do ocknięcia. Tak się nie stało. Seja wszedł do wody i pomógł jej wydobyć mężczyznę, prawdopodobnie ciało jej męża. John przypatrywał się, jak kobieta łkała w ramię Seji. Nie znał go od tej strony.

- Znajdź moją córkę, ok?! - przystanął i krzyknął do niego. - Znajdź Krisi!

Seja zamachnął do niego ręką. Nie musiał niczego mówić. John zrozumiał tę wiadomość i nagle, ku swojemu zdziwieniu, poczuł ulgę. Wiedział, że Krisi będzie z nim bezpieczna. Po prostu to wiedział, choć za nic w świecie nie umiałby tego wytłumaczyć.

Czy na tym polega... wiara?

Obrócił się. O dziwo, Mord czekał na niego. Jakby nigdy nic, trzymał ręce założone na piersiach i przyglądał mu się.

John znowu zrównał się z nim.

- Żona ci rodzi, poród ma komplikacje, a tobie jakoś niespecjalnie śpieszno do ukochanej - powiedział Mord, uśmiechając się kpiąco.

Miał rację. John nie zamierzał się śpieszyć. Wiedział, że jeśli Seto nie pomoże Annie, to będzie musiał skorzystać z pomocy Morda. A jemu nie można było ufać. Ale co miał zrobić? Jaką decyzję podjąć? Czasu było coraz mniej. Droga się skracała. A Anna rodziła w bólach!

Ruszyli znowu. John celowo spowalniał drogę. Wciąż liczył na to, że Seto uratuję Annę, albo znajdzie inne rozwiązanie.

- Jeśli wykonasz jakiś dziwny ruch...

- Ach, bo ty na pewno wiesz, jakie ruchy wykonuje lekarz - wtrącił Mord i teatralnie pokiwał głową. - Odezwał się specjalista!

- Jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię! Od razu!

- W porządku - odparł Mord.

John zwrócił na niego wzrok. Obserwował profil jego twarzy. Był zakrwawiony, ale z tej strony przynajmniej miał ucho. Utykał. Ale mimo wszystko szedł lekkim krokiem. Pewnym. Choć kroczył w paszczę lwa, i dobrze o tym wiedział.

John zastanawiał się, jak bardzo szalony był. Przecież kiedy ocali Annę, będą mogli go zgładzić. I ich problemy się skończą. Od tak.

- Zastanawiasz się, czemu to robię?

- Może - odparł John. - Nie boisz się, że...?

Urwał.

- Nie.

- Czemu?

- Seto dał mi słowo.

- Ale ty nie jesteś człowiekiem zasad.

- Ale on jest - odparł Mord i wzruszył ramionami. - Chodź człowiekiem to bym go nie nazwał.

Szli przy brzegu. Obcy ludzie już nie zajmowali ścieżki nad jeziorem. Kilka osób błąkało się po lesie. Część aut odjechała, ale te, które zostały rozbite nadal tam stały. Ale było mu to obojętne. I tak spodziewał się, że zmienią z Anną miejsce. Poszukają nowego domu. Może nawet nowej miejscowości. Albo i świata!

- Wszyscy cali - powiedział nagle Mord. - Nie wyszło tak źle, co nie?

- Zwariowałeś? - John wskazał głową na jezioro. - Widziałeś te ciała?!

- A to moja wina? - Rozłożył ręce. - Jego matka postanowiła się wtrącić.

- Chyba wasza.

- A nie nasza?

Spojrzeli na siebie. Mord uśmiechnął się, pokazując śnieżnobiały uśmiech, pięknych, prostych, zadbanych zębów.

John odwrócił wzrok.

- Czemu to robisz?

- Niech to będzie... wyrównanie rachunków pomiędzy nami - odparł Mord, pokazując palcem na siebie i Johna. - Za Katherinę. Jak to mówią w tym świecie, będziemy kwita.

- Żartujesz?

- Może! - odpowiedział Mord i roześmiał się. - Ale to dobry układ. Obie pochodzą z tego świata. Obie zakochały się w tobie. I obie weszły ci do łóżka. - Uniósł ręce i poruszał nimi, podobnie, jakby czyniła to waga. - Ta zamiana była równej wartości. I będziemy mogli dłużej się pobawić, nie sądzisz?!

- Jesteś nienormalny.

- To komplement! Dziękuję!

John zmarszczył czoło i rzucił mu podejrzliwie spojrzenie.

- Ale czemu ona?

- Katherina?

- No.

Mord wzruszył ramionami.

- A czemu nie?

- Przecież ona jest... zwykłą dziewczyną. Z tego świata. A ty...

Urwał. Mord przystanął i spojrzał na niego.

- A ja co? Jestem potworem, który nie ma zapewne uczuć?

- A uważasz, że masz?!

Mord znowu pokiwał głową na boki. I znowu zbyt teatralnie.

- Przy wyborze mięsa robię się niezwykle wybredny.

- Więc ona jest dla ciebie... przekąską?!

- Może.

Mord ruszył, ale John nie zrobił tego samego. Nadal się wahał. Zamierzał wprowadzić największego wroga do domu, w którym jego żona rodziła. Jego syna. A właśnie dowiedział się, że kobieta, którą wymienił za nią, była tylko... przegryzką.

Mord spojrzał na niego.

- Idziesz?

- Nie wierzę ci.

- Co?

- Kłamiesz. Kathy jest ważna dla ciebie.

- Ach tak?

- Widziałem to w twoich oczach.

- W moich oczach powiadasz?

I znowu ruszyli. Byli już pod domem.

- Zależy ci na niej.

- Czyżby?

- Jesteś zjebanym potworem, ludojadem i psycholem, ale na niej ci zależy!

Mord zatrzymał się przed schodkami. Obrócił się i objął go wzrokiem. Jakby oceniał jego siły, albo zwyczajnie starał się wjechać mu na psychikę. Zupełnie jak wtedy w gabinecie lekarskim, kiedy badał Finna.

- Jeśli to poprawi ci nastrój i utwierdzi cię w podjętej już decyzji, panie Charmer, to możesz wmawiać sobie co tylko chcesz. - Wskazał na siebie kciukiem. - Pamiętaj tylko, że poza byciem potworem, jestem też zajebisty w swoim fachu. I coś mi się wydaje, że nie masz wyboru.

John już miał mu rzucić ripostę, ale wtedy z uchylonego okna domu dobiegł ich płacz dziecka. Najpiękniejsza melodia, o jakiej do niedawna John mógł tylko marzyć. A potem rozległ się wrzask. Przepełniony rozpaczą i bezsilnością. Tak namacalną, że nie potrzeba było słów, by ją zrozumieć. To jej ojciec krzyczał. Wykrzykiwał jej imię. Z każdym razem coraz dobitniej.

John poczuł, że traci grunt pod nogami. Złapał się poręczy, a Mord wszedł na schodek wyżej i rozejrzał się po oknach wznoszących się nad nimi. Wystawił nos, jak pies, który węszy trop.

- Odór śmierci. Chyba się spóźniliśmy - powiedział i uśmiechnął się. - Przyjmij moje najszczersze kondolencje, panie Charmer.

I zapadła błoga cisza, zmącona jedynie popłakiwaniem jego syna.


*(Bella ciao, piosenka antyfaszystowskiego ruchu oporu)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro