Rozdział 5.2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Finnegan... – szepnął Cichy, po czym odchrząknął i przerzucił spojrzenie na Seto. Ruszył w kierunku mężczyzn. – Seto, znalazłeś go.

John wpatrywał się w Finna. Miał nadzieję, że przyjaciel odpowie i zerknie na niego, ale tak się nie stało. Finn był wysoki. Wyższy od Johna, ale Seto przerastał go o głowę. John zmierzył go wzrokiem, od góry do dołu. Oto stał przed nim wojownik z jego snu. Jego pierwowzór, jak mawiał Mord. Sobowtór. Starszy i poharatany, ale łudząco podobny. Wszystko, co brał za wytwór wyobraźni okazało się prawdą. Seto, zwany Panem Świata istniał naprawdę.

Seto obrócił głowę w kierunku Johna, po czym skierował ją na zbliżającego się ojca Anny.

- Miałem nadzieję, że... - wymamrotał Cichy.

- Wiem – odparł Seto. Jego szorstki, znajomy głos wywołał gęsią skórkę na rękach Johna. Położył dłoń na ramieniu ojca Anny. – Wybacz, że się spóźniłem. Twój syn był jednym z największych, w każdym ze światów.

John zrobił grymas na twarzy. O co tu chodziło?!

- Dziękuję... - odparł Cichy i pochylił głowę, a wtedy Seto otoczył go ramionami i przytulił. Ojciec Anny zapłakał w jego objęciach.

- Zabrałeś jego ciało?

- Tak. Czeka... na ciebie...

- To dobrze. Tak było trzeba. - Ujął w ogromne dłonie głowę Cichego i nakierował ją na siebie. Choć miał przepasane oczy szmatką, John był pewien, że chciał stworzyć pozory, że go widzi. - Spocznie na niezamarzającej polanie, tuż obok moich żon. I dzieci.

Cichy skinął.

- Tym razem będzie inaczej – kontynuował Seto. - Druga Wielka Wojna właśnie się rozpoczyna. Ale nie jesteśmy sami. Miasto Kobiet i Seja stanęli po naszej stronie.

- Więc go przekonałeś?!

Seto skinął, a John poczuł zniecierpliwienie. Spojrzał na Annę. Nadal jak zaczarowana wpatrywała się w Seto. Jej rodzeństwo także.

Wystąpił dwa kroki do przodu. Seto momentalnie uniósł głowę i nakierował ją na niego. Cichy zerknął na niego i cofnął się.

- A więc znowu się spotykamy, Johnie Charmer. - Pochylił głowę. - Współczuję ci straty.

John wzdrygnął się. Wspomniał dziecko, które z Anną stracili. Ona opuściła głowę. John nie chciał o tym mówić, ani do tego wracać.

Nie teraz.

- Nigdy wcześniej cię nie widziałem.

- Zmieniłeś się.

- Nie miałem wyboru – odparł John.

Seto skinął.

- Wszyscy się zmieniamy. Ja także.

- To na pewno – odparł opryskliwie John. Stojąca przed nim bestia wypuściła groźnie powietrze i klepnęła zębami. Ale już się jej nie bał. Przerzucił na nią wzrok. – Czy możesz kazać jej lgnąć się poza ogrodzeniem? Straszy dzieci.

Seto spojrzał na bestię. Nie machnął ręką, nawet nie wydał polecenia. Jedynie lekko skinął, a potwór od razu podreptał w kierunku polany, tuż przy lesie. Przeskoczył zwinnie przez belki i ułożył się na trawie.

- A właśnie. Seto... - powiedział niespodziewanie Cichy - ...moje dzieci czekały na ciebie. Chciały poznać...

Cichy zerknął na Johna i zawahał się. Ale nie zdążył dokończyć. Seto bowiem machnął zachęcająco ręką i uśmiechnął się szeroko.

- Więc niech podejdą.

- Po kolei? – zapytał ojciec Anny.

- Nie, wszystkie. Od dawna nie widziałem żadnego dziecka. Brakowało mi ich radosnych śmiechów i beztroski. – Seto kucnął i rozłożył szeroko ręce. – Chodźcie do mnie! Jesteście bezpieczne!

John przypatrywał się, jak młodsze dzieci podbiegały do Seto. Ginęły w jego szerokich, jak gałęzie drzew ramionach. Tulił każde do siebie. Niektóre nawet posadził sobie na kolanach. Rozmawiał z nimi. Pozwalał dotykać się po twarzy, ciągnąć za włosy i opaskę na oczach. A nawet macać włócznię, którą trzymał na plecach.

To było nierealne. John miał wrażenie, że znowu śni.

Bracia Anny także podeszli do niego. Ale zatrzymali się tuż przed. Pochylili przed Seto głowy, a on zrobił to samo przed nimi. Dziewczyny trzymały się z daleka. Nawet Aurora nie podeszła bliżej. Jedynie Anna postąpiła inaczej. Uniosła dumnie podbródek i krok za krokiem, skracała dzielącą ją z niecodziennym gościem odległość.

Kiedy tylko ruszyła, Seto wzdrygnął się. Zsunął dzieci z kolan i poderwał się. Głowę skierowaną miał na Annę. Czekał. John miał wrażenie, że chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego, tylko przełknął ślinę.

- Witaj w domu mojego ojca – powiedziała pewnie Anna. Wyglądała, jak dziecko przy nim. Mierzyła może metr sześćdziesiąt pięć, a Seto ponad dwa metry. Szczupła, a wręcz wychudzona, zupełnie nie pasowała do potężnego, rosłego mężczyzny, który stał przed nią. – Wiem, że oczekiwał gościa, ale nie sądziłam, że...

Urwała. Pokręciła głową i roześmiała się.

Seto także się uśmiechnął, po czym pochylił przed nią głowę tak nisko, że czubek jego włosów musnął ją po brzuchu.

- Witaj, Anno – odparł Seto, po czym dodał: - Żono Johna.

- Więc wiesz?

- Wiem.

Wyprostował się, a wtedy Anna postąpiła krok bliżej. Odchyliła głowę mocno do tyłu, przyjrzała mu się i nim John zdążył zaprotestować, objęła dłonią jego policzek.

- Jak to możliwe...? – szepnęła. – Wyglądacie jak... - Zerknęła na Johna, a kiedy tylko ich spojrzenia się zderzyły, zabrała rękę z twarzy Seto. – Jak dwie krople wody, ale... jesteś tęższy, wyższy i... twój głos...

- Jestem dużo starszy, Anno.

- Wiem, ale... - Pokręciła głową. – Starszy, nie znaczy wyższy... Jesteście... jak bracia... Podobni, jednak... Jak ojciec i syn...

- Ale nie jesteśmy nimi – odparł stanowczo Seto. – Jestem nim, a on mną.

- Ale wciąż...

- Światy się różnią, Hano.

John wzdrygnął się. Po ciele przeszedł go dreszcz. Nie czekał aż skończą. Nawet nie zamierzał się wpraszać. Pośpiesznie przeszedł do Anny. Objął ją mocno w pasie. Tak stanowczo, że ona aż zadrżała i spojrzała na niego niespokojnie. Ale nie ze strachem. Raczej z zadziwieniem. Od dawna jej tak nie dotykał. Od czasu napadu starał się być delikatny, czuły i ostrożny. Kochali się, fakt, ale nawet wtedy pilnował się przez cały czas. Teraz ujął ją pewnie.

- Anno – powiedział ostro do Seto. – Ona nie jest Haną. To Anna, moja żona.

Seto zaniemówił. Rozchylił usta, po czym je zasunął i tylko skinął. Zapadła cisza. Krępująca i nieznośna. Anna wierciła się w objęciach Johna, a on nie miał zamiaru jej puszczać. Czuł, że stojący przed nim mężczyzna nie do końca rozumiał zasady gry. I miał zamiar mu je dobitnie przedstawić.

- No dobrze! – zawołał Cichy. Podbiegł do nich i rozkładając szeroko ręce, wskazał na ognisko i grzejące się na ruszcie mięso. – Na pewno jesteś głodny, Seto. Usiądź z nami. Zjedzmy przy ogniu. Przygotowałem dla ciebie... - zerknął na Finna - ...dla was... dużo jedzenia. Steki, kiełbasy, a nawet...

Finn chrząknął. John spojrzał na niego.

- Nie jadam mięsa – odparł pogardliwie Finn.

- Finn... - szepnął John.

Spojrzeli na siebie z Anną.

- Ja też nie – dodała szybko Anna. – Przecież wiesz, Finn! Mamy też sałatki! I sery!

Finn wzruszył ramionami, ale nie spojrzał na nią. Ani na Johna. Nadal trzymał rękę w kieszeni i stał z tyłu, jakby nie chciał się z nikim witać.

Tworzył mur, uznał John. Ale czemu?

- Niech i tak będzie – przemówił Seto. Złapał za włócznię i odłożył ją na bok, zapierając ją o ogrodzenie. Obrócił się do Cichego. – Czy jest tu gdzieś w pobliżu źródło?

Anna wysunęła się spod ramienia Johna.

- Źródło? – zapytała.

- Tak, skupisko wody.

- Jezioro?

- Może być. – Skinął i wskazał rękoma na swoje porwane i brudne ubranie. – Chciałbym się opłukać.

Dzieci zachichotały, a kiedy tylko to zrobiły, Seto także się roześmiał.

- Ale... - kontynuowała Anna, zerknęła na zszokowanego ojca - ...tato...

- Seto, w domu jest prysznic.

Seto zmarszczył czoło. Wyglądał tak, jakby nie wiedział czym jest prysznic, albo ta opcja wcale nie przypadła mu do gustu.

- Ale, jeśli chcesz, za lasem, jakieś dwadzieścia minut drogi stąd, jest rzeka. Dość rwąca i nie jest ciepła, jak źródło...

- Może być.

Kiedy tylko to powiedział, Aurora wyskoczyła przed Annę i Johna, i dygnęła przed Seto, uśmiechając się zalotnie.

- To ja go zaprowadzę!

Seto skinął.

- Nie! – krzyknął Cichy. – Ty nie!

- Ale tato!

- Marsz do domu! – nakazał jej ojciec. – Przynieś półmisek warzyw, dzbanek i dwa kufle. A twoi bracia wskażą Seto drogę.

- A czemu nie ja?!

- Bo tak powiedziałem!

Aurora tupnęła, obróciła się gniewnie i odmaszerowała w kierunku budynków.

- Ona jest jeszcze dzieckiem... - powiedział szeptem Cichy.

Seto uniósł lekko głowę, jak pies łapiący trop.

- Ale jest już kobietą – odparł Seto.

Cichy wzdrygnął się.

- Ale bardzo młodą! – krzyknął Cichy, ale szybo się opamiętał. - Bez mężczyzny... nigdy... ona... z żadnym...

Seto skinął.

- Rozumiem – odparł, podszedł do ojca Aurory, i objął go ramieniem. – Wszystko jasne. Nie musisz się niepokoić. Nie po to tu przybyłem. Twoja córka nie ujrzy mnie pierwszego. Ani ostatniego. Moje serce należy do Hany. Tę przyjemność tylko ona może mi dać. I tylko u jej boku mogę zamknąć moje oczy.

- Przysięgłeś jej czystość? Ale... - Cichy pokręcił głową z niedowierzenia - ...przecież twoje dzieci... a ona... już tyle lat...

- Czas nie ma tu żadnego znaczenia – odparł surowo Seto. – Nie dla mnie.

John spojrzał na Annę i spostrzegł, że cicho westchnęła. To, co powiedział Seto, zrobiło na niej wrażenie. Nawet jej spojrzenie uległo zmianie. Już nie zerkała na Seto niepewnie, ale z uznaniem. Jakby jej... zaimponował. A John w tej krótkiej chwili zdał sobie sprawę z jednej, przerażającej rzeczy. Jeśli on, był nim. To Anna, była...

John zacisnął szczękę i rzucił Seto wyzywające spojrzenie.

Seto przekręcił lekko głowę. Tak jakby go usłyszał.

- Odpraw dzieci. Niech kobiety się nimi zajmą, a kiedy tylko wrócę, my porozmawiamy – powiedział Seto i wskazał ręką na siedziska przy ognisku.

Johna aż ścisnęło w środku.

Kobiety się nimi zajmą? To on nie traktował ich na równi z mężczyznami? Taki podział wyznawał Wielki Seto?

- Dobrze, ale... – odparł Cichy. Rzucił Annie spojrzenie, a ona od razu skinęła. Chwyciła za ręce najmłodsze z dzieci. Jej siostra i bracia ruszyli za nimi. Wszyscy udali się do środka. Przed domem została tylko ich trójka, stojąca przy ognisku i Finn, trzymający się na uboczu. – Nie mam już żony. Mam tylko... córki.

- Wiem o tym.

- Sam je wychowuję. Jestem dla nich... jak matka... i ojciec zarazem. W tym świecie, nie tak łatwo o... wyrozumiałą partnerkę...

- Rozumiem. – Położył rękę na ramieniu Cichego. – Ale masz dorosłe córki. Masz... Annę. Ona zajmie się dziećmi. Nic nie zastąpi kobiecej troski. Nawet najlepszy z nas, temu zadaniu nie jest w stanie sprostać.

John prychnął.

- Serio? – zapytał opryskliwie.

Seto i Cichy spojrzeli na niego, a Finn zaśmiał się. To była jego pierwsza reakcja na Johna i Johnowi się nad wyraz spodobała.

- Słucham? – zapytał Seto.

- Takie gówno myślenie stosujesz?

Seto milczał. Finn ponownie zaśmiał się, po czym pokręcił głową.

- Pogadajcie sobie, panowie, a ja wezmę ten prysznic.

Skierował się do domu. John i Seto stali nieruchomo. Obaj czekali. Stuknięcie drzwi było dla nich gongiem, dla dalszej rozmowy.

- Wpajałeś takie głupoty swoim dzieciakom? Że facet nie zastąpi kobiety? A co jeśli jest sam? Bez żony? To, co twoim zdaniem powinien zrobić?

Seto milczał jeszcze przez chwilę, po czym przemówił.

- Jeśli jest sam, to nawet nie ma opcji by miał potomków, nieprawdaż? – zapytał zaczepnie, a John oniemiał. - Tylko kobieta może dać życie, Johnie.

- A co jeśli już miał dzieci?! A jego żona zmarła?!

- Powinien znaleźć sobie drugą żonę.

- Co?! – zawołał ze zdziwieniem John. – I ty tak zrobiłeś?! Kiedy twoja Hana zmarła?!

Seto zastygł. Wyglądał jak monument, który postawili na jego cześć ludzie. Zamarł. Jakby do jego żył przedostał się lód.

- Nie odpowiesz?

- John... - powiedział cicho ojciec Anny.

- No co?

- Ja już nie mam dzieci – odparł Seto. - A Hana nie zmarła. Została zamordowana. Przez tego samego, który skrzywdził was oboje. Mord ją zabił. I z tego co słyszałem, niewiele brakowało, a zabiłby też Annę...

- Tylko Annę? – wtrącił John. – A to, co już straciliśmy przez niego, nie ma dla ciebie znaczenia?!

- To? – Seto zmarszczył czoło. – Współczułem ci straty żony, Johnie Charmer.

- Żony? - John pokręcił głową i zaśmiał się. – A co z naszym dzieckiem?!

- Dzieckiem?

Seto obrócił się i stanął na wprost Johna.

- Tak, dzieckiem!? Moim i Anny!? – John machnął ręką, wskazując na dom. – Ten potwór i jego ludzie ją zgwałcili! I robili to godzinami! Poroniła!

Cichy pochylił głowę, a Seto nie zareagował w żaden sposób.

- Anna poroniła?

- Tak!

- I to było twoje dziecko?

- A czyje?!

Seto obrócił twarz w kierunku Cichego, a ten pokiwał głową. Seto nie mógł tego widzieć, ale mimo to, wiedział, że Cichy to zrobił. Jakby to poczuł.

Odszedł kilka kroków i uniósł głowę. Gwiazdy świeciły mocno. Choć księżyc ukryty był w chmurach, nadal było magicznie. Nagle drzwi stuknęły. Na schodach pojawiła się Aurora z półmiskiem w jednej ręce oraz kuflami i dzbankiem w drugiej. Stąpała radośnie, jakby nigdy nic. Za nią ukazała się Anna. Smukła, poważna i dystyngowana.

- To... niemożliwe – wyszeptał Seto.

- Że co? – zagadnął go prowokacyjnie John.

- Jeśli Anna poroniła wasze pierwsze dziecko, to...

- To co?! – krzyknął John, ale szybko zniżył głos. Nie chciał, by Anna ich słyszała. Podszedł do Seto i złapał go za ramię. – To co?

- To wszystko stracone.

- Co?

Cichy stanął pomiędzy nimi.

- Mieliście mieć córkę. Obiecaną jednemu z największych i najgroźniejszych wodzów, jakich znam. Przywódcy Wolnego Ludu Koczowników...

- Ale... o czym ty...

- Wasza córka miała ukoić jego gniew – powiedział Seto. John spojrzał na Cichego. Ten nie odrywał oczu od Seto. – A teraz, kiedy jej zabraknie... Seja nie zaatakuje klepsydry.

- Klepsydry?

- A ja nie wiem już, co się wydarzy. Historia uległa zmianie. - Seto spojrzał na Cichego. – Wraz ze śmiercią twojego syna, losy światów obrały inną drogę. I nikt już nie zna ich biegu.

- To Mirian... naprawdę? – zapytał szeptem Cichy, a Seto odpowiedział kręceniem głowy.

Anna i Aurora zbliżyły się do ogniska.

- Kim jest ten... Seja?

- Jest jednym z najstraszniejszych, ale też... najbardziej oddanych ludzi, jakich przyszło mi poznać. I twoja córka, w każdym ze światów, jest jego żoną.

- Że co?

- Tak jak Anna jest moją.

John cofnął się i potknął o leżące na ziemi suche gałęzie. Przysiadł na ziemi. Anna zerkała na niego niespokojnie. Aurora także zwróciła na nich uwagę.

- Ale bez niej, jesteśmy straceni. Mord zwycięży. Znowu.

- Przecież... - John łapał każdy oddech z trudem - ...do diaska, pokonasz go!

- Nie dam rady sam. Jest zbyt potężny.

- Więc... - John złapał za ziemię i cisnął nia pod nogi Seto. – To zabieraj się tam! Wracaj do siebie! Po cholerę to przyszedłeś! On cię szuka, więc idź do niego i zostaw nas samych! Było dobrze zanim się pojawiłeś!

- John! – krzyknął Cichy.

Anna podeszła do nich. Klęknęła przy Johnie i ujęła go za ramię.

- John?

- Córko, idź do domu.

- Nie.

Spojrzeli na siebie. John chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie.

- Anno, przyjmij moje kondolencje – powiedział niespodziewanie Seto. – Nie wiedziałem, że...

Pochylił przed nią głowę.

- Dziękuję... - odparła cicho Anna, ale wtedy John złapał ją za rękę.

- Wiesz, co on wygaduje? Powiedział, że mieliśmy mieć córkę, Anno! Córkę! Która miała zostać żoną jakiegoś... Seji! I teraz, kiedy jej nie ma, wszystko przepadło!

Anna spojrzała na Seto, a potem na ojca.

- To prawda?

Cichy zamknął powieki. Tylko tak stał, ale Anna nie odrywała od niego wzroku. W końcu pokiwał głową.

- I ty wiedziałeś?

- Wiedziałem.

- Od jak dawna?!

Seto obrócił głowę w kierunku Cichego.

- Od bardzo dawna – odparł. – Lat życia twojego ojca nie sposób określić w czasie, jaki wy znacie.

- Co? – powiedziała z niedowierzaniem Anna.

John schował twarz w rękach.

- Nie wierzę w to. To jakiś jebany sen. Koszmar!

- To nie sen, ani koszmar – odrzekł Seto. – To rzeczywistość, jaką kreuje istota, którą nazywamy Mordem. I jedynym wyjściem ratunku, jest jego unicestwienie.

- Mówiłem więc, wracaj do siebie! To nie nasza wojna! To nie nasza sprawa!

- Ale będzie wasza! – ryknął Seto. – Już jest! On nie przestanie! Zabił wasze dziecko i będzie zabijał dalej! Zniszczył już nie jeden świat i niejednego Johna Charmera, wierz mi!

- Co?

Seto pokręcił głową.

- Jesteś ostatnim. I ja, i ty. I on o tym wie. Ale tylko ja mogę go pokonać. Nie ma nikogo innego. A teraz, bez... Miriam...

John poczuł ukłucie w środku. Zabrakło mu tchu.

- Więc... - starał się powiedzieć John, ale nie dał rady.

- Ona była żoną tego Seji? – zapytała Anna. – A teraz nie żyje?

John czuł, że coś pęka w nim. Jakby nagle zabrakło mu sił, po ciężkim upadku. Słyszał dziwny szum. A może tylko szelest. Widział skrawek sukienki.

- John? – zwróciła się do niego Anna.

Ale on nie odpowiedział. Miał wrażenie, że odpływał.

- Widzisz ją – powiedział nagle Seto. – Prawda, Johnie Charmer?

- Co...co?

- Widzisz naszą córkę. Widzisz Mirian, moją córkę.

- Naszą córkę? – zapytała Anna, ale Seto nie odpowiedział.

- Czujesz ten ból, bo ona była też twoim dzieckiem, tak jak ja, czuję waszą stratę. – Seto ułożył rękę na piersi. – Obiecałem coś Seji. Stracił Mirian... wszyscy ją straciliśmy, ale on... - Urwał. - Wasza nienarodzona córka, miała zastąpić miejsce Mirian w świecie klepsydry, u boku Seji. Zgodził się na to...

- Coś ty powiedział?! – ryknął John. – Chciałeś przekazać mu moją córkę?!

Poderwał się. To był impuls. I ułamki sekund. Skoczył ku Seto i złapał go za podartą koszulkę. Bestia zerwała się na równe nogi, warknęła ostrzegawczo, po czym zaatakowała. Przeskoczyła nad Anną, ogonem powalając Cichego i z rozdziawioną paszczą zamierzyła się na głowę Johna. A wtedy on obrócił się i zmierzył ją wzrokiem, nadal ściskając Seto za koszulkę. Odepchnął go tak mocno, że Seto przeturlał się po ziemi i wpadł w ognisko. John stanął na wprost potwora i wyciągnął rękę.

- Dość, Mas! – ryknął.

A wtedy bestia zamarła. Zmrużyła wąskie oczy, prychnęła gniewnie i opadła na ziemię, tuż pod nogi Johna.

- John?! – krzyknęła Anna. Zerkała na niego z przerażeniem.

Cichy dźwignął się. Spojrzał za Seto, który klękał w ogniu. Języki płomieni biegły po jego ubraniu. Otarł je ręką, jakby odgarniał mrówki i zerwał z siebie koszulę. Jego tors cały pokryty był bliznami. W miejscach, które dotknął ogień widniały czerwone plamy. Parzyły jego ciało, ale on nie okazywał bólu.

Podniósł się i wystąpił z ognia.

- Dokonało się – powiedział Seto. - Jesteś teraz mną. Czujesz to. Znasz moje wspomnienia, a ja znam twoje.

John powoli obrócił się i spojrzał na niego.

- Więc powinieneś wiedzieć i to. Zabieraj się stąd.

- John! – zawołał Cichy. – Nie mówisz poważnie!?

- Czy tego chcesz czy nie, Johnie Charmer, dzielimy tę samą historię.

- Nigdy nie oddałbym własnej córki jednemu z najgroźniejszych mężczyzn, ani nie wysłałbym jej do świata, w którym grasuje ludożerca, który zjadł moje poprzednie dzieci.

Seto pochylił głowę, po czym ponownie ją uniósł.

- Ale już to zrobiłeś.

- Co zrobiłem?

- Oddałeś córkę. Oddałeś ją mężczyźnie zwanemu w świecie klepsydry, Seją. Robiłeś to już wielokrotnie. A ja to widziałem. Patrzyłem na to przez setki waszych ludzkich lat. – Przerzucił wzrok na Cichego. – I ja też to robiłem. Teraz jest jednak inaczej. Anna nigdy wcześnej nie poroniła...

John uniósł rękę. Seto zamilknął.

- I niech to będzie początkiem.

- Początkiem czego? – zapytał Seto.

- Końca tej historii i naszych podobieństw. – Wskazał ręką na bestię, która nazwał Masem. Nie miał pojęcia skąd znał jej imię. Po prostu je znał. – Zabierajcie się stąd. Od teraz nasze drogi się rozdzielają. Ty, masz swoją, a my swoją.

- Tak się nie stanie, Johnie Charmer.

- Nie?

- Mord nie ustąpi. Cokolwiek nie zrobimy, będzie nadal dążył do naszej śmierci. A razem z nami pociągnie wszystko inne. Aż znikną kolejne światy.

- Więc wracaj do swojego i się o tym przekonamy!

- Myślisz, że klepsydra jest moim światem? I Hany? – Obrócił głowę w kierunku Cichego. – Nie powiedziałeś mu?

- Nie. Nie powinien tego wiedzieć – odparł Cichy. – Jesteś już zbyt długo w tym świecie. Zapominasz, Seto. Nie możesz zachwiać równowagi...

Seto chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Dotknął dłonią czubka głowy i zmierzwił włosy.

- Masz rację. Zapominam.

- Powinieneś odejść – powiedział niespodziewanie ojciec Anny.

Seto pokiwał głową.

- Teraz to już bez znaczenia.

- Czemu?

- Równowaga światów została zachwiana. Historia i tak się zmieniła. – Skinął. – Muszę zostać.

- A wojna?

- Seja nie zaatakuje, jeśli nie wypełnię danego mu słowa.

Obrócił się do Johna.

- Wiem, że mnie tutaj nie chcesz, Johnie Charmer. Ale zostanę. Potrzebujecie mnie.

- Nie wydaje mi się.

- Prędzej czy później Mord tu wróci. Pomogę wam. Tylko ja mogę go pokonać.

John zawahał się. Zerknął na Annę. Stała ze spuszczoną głową. Nie chciał, by ten potwór znowu ją dopadł.

- Ok.

- Ok? – zapytał Seto. – To znaczy, że się zgadzasz?

- Tak. – Pokręcił głową. – Ale mam warunki. Jeśli masz zostać z nami, lepiej szybko przyswój prawa i zwyczaje, jakie rządzą tym światem. – Wskazał palcem na jego ubranie. – Zacznij od zmiany łachów.

Seto uśmiechnął się i skinął.

- A zakończymy na najważniejszej regule – kontynuował z powagą John. – I jej musisz przestrzegać całkowicie. Bez wyjątków.

- Jaka to reguła?

John zerknął na Annę, po czym wskazał na nią głową.

- Każdy trzyma się swojego narożnika. Tamten świat, a ten... życie tu, a tam... - Pokręcił głową. – Nie bawię się w to. Moja żona jest moją żoną. I nic ci do niej.

Anna aż westchnęła na głos i zakryła ręką usta.

- John...

- Wiem, że od dawna jesteś sam. I pewnie od wieków nie miałeś w łożu kobiety...

- Nie interesuje mnie to – wtrącił Seto, a uśmiech spełzł z jego twarzy.

- Nie skończyłem – powiedział ostro John. – Choćby nie wiem jak cię piliło, od Anny masz się trzymać z daleka. Zrozumiałeś?

- John! – krzyknęła Anna.

John pokazał na nią palcem.

- Anna, nie wtrącaj się.

- Ale...

- To sprawa pomiędzy nami.

Anna zamilkła, a John i Seto stanęli naprzeciwko siebie. John nie odrywał wzroku od jego twarzy. Miał wrażenie, że Seto nagle zmalał. A może zgiął kolana? Byli równi, choć dopiero co Seto go przewyższał.

- Mamy umowę? – zapytał John, ale doszedł do wniosku, że Seto mógł nie znać tego słowa. – Mamy porozumienie?

- Tak – odparł krótko Seto i skinął. – Mamy porozumienie. Nie tknę twojej kobiety.

- Mojej żony.

Seto ponownie skinął.

- Twojej żony.

John uśmiechnął się i pokiwał głową. Nagle zdał sobie sprawę, że zrobił to samo, co przed chwilą zrobił Seto. Obaj kiwali głową i z daleka musieli wyglądać przekomicznie.

Zbliżył się do Seto i nachylił się do jego ucha.

- A jeśli złamiesz dane słowo, zabiję cię. Własnymi rękoma.

- Wiem.

- Wiesz?

- Kiedyś zrobiłbym to samo.

- Kiedyś? To teraz już nie? - zakpił John. - Nawet gdyby Hana żyła?

Seto powoli obrócił głowę w kierunku Johna.

"Ona żyła. I oddawała ci się ciałem, kiedy była już moja. A przecież wciąż żyjesz, Johnie Charmer."

Głos Seto wypełnił jego głowę.

"Co ty... pierdolisz? Nigdy nie byłem z twoją Haną."

"A nie miewałeś snów? O Annie?"

"O Annie tak..."

"Dziwnych, szalonych snów o kuli, metalowych koniach i krasnalach... świeczce w oknie..."

"Co? Nie."

"Na pewno?"

John zawahał się. Śnił o kuli. Pamiętał dziewczynę. I potem miewał sny. Erotyczne sny, ale nigdy nie przykładał do nich wagi. Przecież śnił o Annie!

"Nie śniłeś o Annie, John. I to nie były sny. Tak jak nasze pierwsze spotkanie snem nie było." – Złapał go za rękę i wykręcił ją w górę. John poczuł mrowienie na skórze. – "To grawitacja. Przeszedłeś. Do świata mojego i Hany. A raczej tego, który akurat zajmowaliśmy. I kochałeś się z nią. Całymi nocami. To, co dla ciebie było snem, dla niej było bardziej realne niż ci się wydaje."

"To nieprawda... Nie zdradziłbym Anny."

"Czy oddawanie się kobiecie, którą w każdym ze światów jest twoją żoną, jest zdradą?"

John zasępił się.

"Ale przecież... różnimy się."

"Różniliśmy się. Teraz coraz mniej. I tylko dlatego, że zamieszkiwaliśmy inne światy. Ale zbliżamy się znowu. A nocami ciężko poznać różnicę. Szczególnie bez ubrania. Czuła ją jedynie... w twoim zachowaniu."

"Zachowaniu?"

"W waszym łożu. Inaczej kochamy."

John odszedł kawałek. Cichy przyglądał im się, jakby słyszał wymianę ich myśli. Ale przecież nie mógł!

"Jesteśmy tacy sami, John. Jesteś mną, a ja tobą."

"Więc... ona nie wiedziała?"

"Nie."

"Nie powiedziałeś jej?"

"Nie."

"Czemu?"

Seto wzruszył ramionami.

"A co by to zmieniło? Tylko bym ją zasmucił. Nie zdradziła mnie świadomie z innym mężczyzną. Ale ze mną samym. Nie musiała tego wiedzieć. I... Annie też lepiej tego nie mów."

"Czemu?"

"Wiedza ma to do siebie, że czasem lepiej, kiedy pozostanie nieodkryta."

"Ale czemu?"

"Ona jest zwyczajna."

"Zwyczajna?"

"Jest człowiekiem. Zwykłym człowiekiem. A oni... charakteryzują się nadmierną ciekawością i pobudliwością." – Ściągnął brwi. – "Jeśli jej o tym powiesz, nie będzie umiała przestać myśleć o mnie. I już nigdy nie spojrzy na mnie, jak na gościa w domu jej ojca. Stanę się kimś o wiele ważniejszym. Ona nie może się dowiedzieć, John."

"Będzie cię... pragnąć? Jak kobieta?"

"Ciekawość ją ku temu zaprowadzi." – Wziął wdech. – "A w tych aspektach różnimy się bardzo. Od urozmaiceń można się uzależnić. Lepiej w ogóle ich nie próbować."

John powoli przełknął ślinę.

"Czemu... mnie nie zabiłeś... kiedy się dowiedziałeś?"

"Tamten świat jest inny, John."

"Opowiedz mi o nim."

"Może kiedyś" – odparł Seto i poklepał go po ramieniu. – "Może kiedyś opowiem ci o moich trzech dniach w szklanej kuli. Z moją Haną." 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro