Partners In Crime

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NataliaSzatraj:

Witajcie :D Mam nadzieję, że nasze opowiadanie, jak i pomysł na nie przypadną Wam do gustu i będziecie chcieli dowiedzieć się, co dalej z naszymi bohaterkami. Zapraszam do czytania i pozdrawiam!

***

Ta część Liverpoolu z pewnością nie należała do najbezpieczniejszych i wręcz słynęła z licznych kradzieży oraz gwałtów. Jednak dzisiejszego wieczoru dwudziestoletnia Miranda postanowiła skrócić sobie drogę z domu do pracy, gdyż szef pilnie wezwał ją na nocną zmianę. Jedna z pracownic baru poważnie się rozchorowała, dlatego potrzeba było kogoś, kto mógłby ją zastąpić. Miranda wynajmowała małe mieszkanie w centrum wraz z przyjaciółką, Dianą. Obie zbierały pieniądze na studia, ponieważ na wsparcie finansowe ze strony rodziny zarówno jedna, jak i druga nie mogła liczyć. Dlatego też Miranda ucieszyła się, że istniała możliwość podwyższenia w tym miesiącu pensji po tej niespodziewanej nocnej zmianie.

Teraz pędziła w stronę baru, co chwilę zerkając na zegarek, gdy nagle zza rogu wychyliła się chwiejąca postać i złapała ją za rękę. Dziewczyna zatrzymała się, zdezorientowana.

- No już, mała, bądź grzeczna... Nie daj się prosić... - szepnął.

Miranda poczuła, że z jednej strony zebrało jej się na wymioty, a z drugiej potwornie się bała. Przerażał ją ten zarośnięty, cuchnący alkoholem facet po czterdziestce, który zbliżał się do niej i najwyraźniej miał tylko jedno w głowie.

Co powinna zrobić w tej sytuacji? Kopnąć go w krocze?

- Ani mi się śni!

Czasu do namysłu nie było wiele, więc od razu przystąpiła do czynu. Facet jęknął i zgiął się w pół, a Miranda popędziła ile sił w nogach. Słyszała za sobą krzyki niedoszłego gwałciciela, który wyzywał ją do suk i zapewniał, że jeszcze ją dorwie.

Na szczęście właśnie wyszła na główną, ruchliwą ulicę, na której znajdował się bar. Zatrzymała się na chodniku, przez co ludzie musieli ją wymijać. Miranda normowała w tym czasie przyspieszony oddech oraz pozwalała, aby jej serce, do tej pory skaczące ze strachu, także wróciło do normalnego rytmu. Kilkanaście razy przeklęła się w myślach za ten nierozsądny wyskok. Już nigdy, pod żadnym pozorem nie pójdzie na skróty tamtędy, nawet jeśli ryzykowałaby utratą pracy.

Postanowiła nie mówić nic Dianie, bo tylko niepotrzebnie by się zmartwiła.

"I słusznie, bo trzeba być kretynką, żeby zrobić coś takiego" - Miranda uśmiechnęła się sarkastycznie, wiążąc długie, fioletowe włosy w kok przed wejściem do baru.

George, jej szef, miał rację. Bar był przepełniony ludźmi, ledwo udało jej się dopchać na zaplecze.

***

Noc była naprawdę ciężka. W nocy z piątku na sobotę klientów zamawiających drinki nie brakowało, a co za tym szło - utarg także był znacznie większy niż w pozostałe dni tygodnia. Miranda wyszła z pracy o czwartej trzydzieści. Po powrocie do domu planowała zrzucić śmierdzące dymem ubrania, wziąć prysznic, po czym spać do południa. Chciała znaleźć się w domu jak najszybciej, ale nawet nie przeszło jej przez myśl, by znów pójść na skróty.

***

Miranda zamknęła drzwi, położyła torbę na szafce i właśnie miała udać się na palcach do łazienki, aby nie obudzić przyjaciółki, gdy nagle z kuchni wybiegła płacząca Diana. Rzuciła jej się na szyję, trzęsąc się i łkając. Miranda z przerażeniem zauważyła, że na rękach oraz blond włosach dziewczyny znajdowała się czerwona substancja. Czy to...

- Boże, Mirie, co ja zrobiłam! - na nowo wybuchnęła płaczem.

Miranda lekko odsunęła się od przyjaciółki, aby spojrzeć jej w oczy.

- Co się stało...? Dlaczego masz na dłoniach...

- Zabiłam gooo! Znowu tu przyszedł, a ja go zabiłam! - zawyła Diana, pokazując w stronę kuchni.

Miranda z przerażeniem spojrzała we wskazaną przez przyjaciółkę stronę. Na podłodze leżał Tom, były chłopak Diany, z nożem wbitym w klatkę piersiową A raczej jego ciało. Patrzył pusto przed siebie, nie dając żadnych oznak życia.

- P-przyszedł o pierwszej i zaczął dobijać się do mieszkania, krzycząc, że jeśli nie otworzę, to wyważy drzwi. Bałam się, że k-kogoś obudzi i go wpuściłam. Powiedziałam, że wszystko między nami skończone, ale on znów chciał pieniędzy i groził, że jeśli mu ich nie dam, to mnie zabije. Rzucił się na mnie, a jaa... wzięłam nóż i go... - tu Dianie urwał się głos.

Mirandzie udzieliła się panika przyjaciółki.

- Musimy ukryć ciało - powiedziała cicho. - Teraz jest jeszcze wcześnie, nikt nas nie zobaczy. Musimy go stąd wynieść jak najszybciej. W południe przyjdzie Becky po pieniądze za ten miesiąc.

***

Miranda czuła się jak bohaterka filmu kryminalnego. Wciąż nie wierzyła, że to działo się naprawdę. Ciało Toma zawinęły w stary dywan z pokoju Diany (zawsze mogły powiedzieć właścicielce, że postanowiły go wyrzucić i kupić nowy). Dźwigając je, opuściły kamienicę tylnym wyjściem. W ostatniej chwili przed wyjściem Miranda postanowiła wziąć ze sobą nóż.

Na razie postanowiły ukryć ciało w przydzielonej im małej komórce, do której dostały kluczyk od właścicielki. Mieściła się ona od strony podwórka. Noc zaczynała powoli ustępować miejsca dniowi, dlatego dziewczyny musiały się bardzo spieszyć. Położyły zawinięte ciało na ziemi; wciąż łkająca Diana podała Mirandzie kluczyk, a ta, świecąc telefonem, siłowała się z kłódką. Po kilkunastu sekundach zamek ustąpił. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, na co Miranda syknęła: "fuck". Otworzyła je szerzej najdelikatniej jak potrafiła. Następnie obie zaczęły wciągać tam ciało.

- Mówiłem, że cię znajdę, kotku... - ten sam zachrypnięty głos. Dziewczyny o mały włos nie wrzasnęły i nie obudziły całej kamienicy.

Odwróciły się z paniką w oczach. Przy komórce stał niedoszły gwałciciel Mirandy, uśmiechając się obleśnie. Zaraz jednak uśmiech zszedł z jego twarzy na widok ciała zawiniętego w dywan. Robiło się coraz jaśniej. Dziewczyny, wciągając ciało, nie zauważyły, że brzeg dywanu się podwinął. Skierowały przepełniony grozą wzrok w to samo miejsce co mężczyzna.

Z dywanu wystawały całe buty.

- O kurwa... Co wy tu macie... - oczy menela rozszerzyły się ze strachu.

Miranda sama nie wiedziała, kiedy znalazła się przy mężczyźnie. Kilka ciosów nożem w klatkę piersiową. Teraz musiały ukryć już dwa ciała.

***

- Kurwa mać - Diana chodziła po pokoju, powtarzając w kółko te same słowa. - Mirie, to przecież prędzej czy później wyjdzie na jaw! Zabiłyśmy dwie osoby. Ich ciała leżą w komórce. Na podwórku jest krew tego mężczyzny. Zrobiło się już całkowicie jasno, w każdej chwili ktoś może wyjść z domu i to zauważyć!

- Jest za dziesięć szósta. Moim zdaniem nie pozostaje nam nic innego jak ucieczka z kraju - Miranda odeszła od ściany, o którą się przed chwilą opierała, w zamyśleniu pocierając skronie.

Następnie praktycznie pobiegła do swojego pokoju. Diana ruszyła za nią równie szybkim tempem. Obserwowała, jak jej przyjaciółka wyrzuca z szuflad ubrania, co kilka sekund odgarniając fioletowe włosy opadające jej na twarz.

- Ile teraz mamy wspólnych oszczędności? Dokładnie, co do grosza - w obliczu normalnej sytuacji na pewno by pamiętała, ale nie teraz, kiedy właśnie planowały ucieczkę po podwójnym morderstwie.

Blondynka także nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Zaczęła nerwowo przeszukiwać kieszenie, po czym szybko wyjęła z jednej telefon, aby wejść na stronę banku. Po chwili wymieniła kwotę.

- Cholera! - potrząsnęła głową Miranda, rzucając walizkę na łóżko, jednocześnie pociągając za suwak. - Na początek wystarczy, ja dziś zarobiłam jeszcze trochę więcej niż zwykle. Potem jakoś sobie poradzimy. Za czterdzieści minut powinnyśmy dostać się na Liverpool John Lennon Airport. Mają tam przecież często rano opóźnione poranne loty, na które bilety kosztują grosze, zwłaszcza do Stanów.

Diana także pobiegła do swojego pokoju, aby się spakować. Po dziesięciu minutach obie stanęły w przedpokoju. Nie zabrały wiele; średniej wielkości walizki wypełniły najpotrzebniejszymi rzeczami - ubraniami, dokumentami oraz sprzętem elektronicznym.

Kiedy zamknęły za sobą drzwi, Diana nabazgrała na kawałku kartki pełniącym funkcję listu do Becky, że rezygnują z wynajmu oraz że zostawiają klucze do mieszkania w skrzynce na listy wraz z kwotą za ostatni miesiąc.

Po upływie trzydziestu pięciu minut były już na lotnisku. Przez chwilę gorączkowo sprawdzały tablice, na których wyświetlały się opóźnione loty oraz loty, z których właśnie ktoś zrezygnował. Nagle uwagę jednej z dziewczyn przykuła tablica po prawo.

- Diana, patrz! - uszczęśliwiona Miranda wskazała palcem tablicę po prawo, a drugą ręką potrząsnęła ramieniem przyjaciółki. - Opóźniony samolot do Stanów, do Gotham, za dwadzieścia dwie minuty. Zrezygnowały też dwie osoby, stąd ta podwójnie niska cena - tu Miranda zadrżała, spoglądając na przyjaciółkę. Starła jej z policzka niewielką plamę zaschniętej krwi, której Diana najwidoczniej nie zauważyła, myjąc się przed wyjściem w pośpiechu.

- Nie mamy wyboru... Idź oddać nasze bagaże, ja pójdę kupić bilety i wypłacić pieniądze, które nam zostały.

***

Diana pośpiesznie ruszyła do kasy, by zakupić bilety na lot do Gotham. Dziewczyny nie miały wyboru. Musiały jak najszybciej opuścić Wielką Brytanię, by nie skończyć jako kryminalistki, którymi zostały, popełniając dwa zabójstwa. Miranda czekała na blondynkę, siedząc na krzesełkach, które znajdowały się zaraz obok bramek lotniskowych.

- Boję się, Mirie... - wyszeptała brązowooka, która pocierała o uda swoje dłonie.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo ja się boję... Musimy zatuszować po sobie ślady. Wyrzucić kartę od telefonu, zmienić dokumenty. Stać się zupełnie kimś innym.

Miranda starała się być jak najbardziej opanowana, ale sama była naprawdę przerażona. W ciągu tego wieczoru zabiła człowieka i pomogła pozbyć się trupa przyjaciółce. Uważała, że ta historia idealnie pasuje do jakiejś chorej książki o tematyce kryminalnej.

- Uwaga, pasażerowie! Na pasie startowym znajduje się samolot do Gotham z linii numer sześć. Prosimy udać się bezpiecznie na pokład i życzmy przyjemnej podróży.

Po całym lotnisku rozszedł się głos mężczyzny, a przyjaciółki ociężałym krokiem ruszyły, by przekroczyć bramki. Udało im się to bezproblemowo, a po chwili siedziały obok siebie na pokładzie. Przed odlotem, gdy tylko zapięły pasy, Diana złapała dłoń fioletowowłosej i spojrzała w zielone oczy przyjaciółki ze strachem. Blondynka oblizała dolną wargę, czując jak żołądek podchodzi jej do gardła. Ta czynność nie była spowodowana wystartowaniem samolotu.

Lot minął dziewczynom o dziwo bardzo spokojnie. Obie były wyczerpane, głodne, więc przespały te kilka godzin. Stawiając pierwsze kroki na nowym kontynencie, przyjaciółki czuły się jeszcze gorzej niż przed wylotem. Nowe miejsce, nowe życie, które tak naprawdę spowodowane było zdarzeniem, na które nie miały wpływu.

- J-ja się tylko broniłam... - Diana miała wrażenie, że popadła w paranoję. Cały czas miała przed oczami widok zakrwawionego ciała swojego byłego.

- Przestań! - Miranda, mówiąc to, zmarszczyła brwi i zrezygnowana usiadła na ławce, gdy tylko znalazły się na świeżym powietrzu. Nie znając owego miejsca, nie wiedziały, dokąd mogą się udać, więc postanowiły, że na tę chwilę posiedzą tutaj i przemyślą, co mogą zrobić.

- Jestem głodna... Pójdę kupić coś na przekąskę.

Naprzeciw dziewczyn znajdował się mały, wyglądający przytulnie barek, więc blondynka podniosła się z ławki. Otworzyła skórzaną torebkę, ale nie było jej dane wyjąć portfela, bo z jej rąk wyrwał go jakiś łysy mężczyzna. Miranda zaczęła krzyczeć i biec w jego stronę. Niestety nie udało się jej go złapać. Stanęła po środku ulicy i kopiąc zgniecioną puszkę po piwie, krzyknęła:

- Kurwa! Kurwa! Kurwa! Co to za cholerny, pechowy dzień!

Diana nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Najpierw musiały uciec z kraju, a teraz zostały bez pieniędzy. Nie miały gdzie się podziać, nie znały tutaj nikogo, były w obcym mieście, w obcym kraju. Blondynka wyciągnęła papierosa z paczki, odpaliła go drżącymi rękoma i odgarnęła średniej długości włosy do tyłu, zaciągając się dymem nikotynowym. Miranda usiadła na swojej walizce i starała się opanować piekące łzy pod jej powiekami. Wszystko się spieprzyło. Nie miały teraz nic.

- Musimy coś zrobić... Nie możemy tak bezczynnie siedzieć i użalać się na sobą.

Fioletowowłosa zawsze starała się "mieć głowę na karku". Myślała najbardziej racjonalnie z ich dwójki. Sięgnęła po darmową gazetę z półek obok wejścia do lotniska i próbowała wychwycić w gazecie jakieś ciekawe informacje oraz oferty. Pech chciał, że nie było tam nic ciekawego. Na tę chwilę przyjaciółki zainteresowałyby się każdą ofertą, ale nawet na nie nie mogły liczyć.

Siedziały pod lotniskiem ponad godzinę. Diana chodziła w tą i w tamtą, co działało na nerwy Mirie, ale Brytyjka była tak zrezygnowana, że nie miała nawet siły, by zwrócić uwagę przyjaciółce. Gdyby tak zrobiła, blondynce nie udałoby się usłyszeć rozmowy dwóch starych pijaków, którzy stali pod barem.

- Słyszałem, że Joker szuka nowych dziewczyn do swojego klubu. Potrzebuje ładnych i młodych. Stawka jest wysoka - mruknął jeden z nich i upił łyk piwa.

Diana, niewiele myśląc, podeszła do nich pewnym krokiem i stanęła obok, kładąc dłoń na biodrze.

- Przepraszam panów bardzo, ale niechcący podsłuchałam rozmowę i chciałabym zapytać o adres bądź numer telefonu do tego całego... Jokera.

Mężczyźni popatrzyli na siebie zszokowani, ale żaden z nich się nie odezwał. Wyglądali na takich, którzy nie mieli komórek. Diana uniosła jedną brew i wyczekiwała, aż łaskawie usłyszy jakąkolwiek informację z ich ust.

- Panienka tak serio? - mężczyzna z dwudniowym zarostem podrapał się po brodzie, będąc w widocznym szoku.

- A czy wyglądam, jakbym żartowała? - blondynka starała się być opanowana, ale jej charakter na to nie pozwalał. Jeszcze chwila i by im "nawrzucała", gdyby nie fioletowowłosa, która podeszła do nich spokojnym krokiem.

- Przepraszam za przyjaciółkę... Mamy dzisiaj zły dzień, ale nieważne. Podaliby panowie ten numer albo adres? - Miranda jak zawsze zachowywała zimną krew.

Zmierzyła facetów chłodnym spojrzeniem, póki drugi, w czerwonym berecie, wytłumaczył im, jak mają się dostać na drugą stronę Gotham. Droga wydawała się dosyć prosta. Wystarczyło iść cały czas przed siebie, na trzecim zakręcie skręcić w lewo, przejść przez most, a potem już z daleka widać szyld z uśmiechniętym klaunem. Przyjaciółki podziękowały z delikatnym uśmiechem, zabrały swoje torby i szybkim krokiem ruszyły w wyznaczone miejsce. Obie były bardzo ciekawe oferty niejakiego Jokera, a na tę chwilę nie mogłyby pogardzić żadną pracą. Liczyło się dla nich to, by zarobić i zacząć życie od nowa. Gdy znalazły się na moście, Diana przystanęła i rozejrzała się dokładnie wokół siebie.

- Nie sądzisz, że powinnyśmy wyrzucić karty SIM? Mogą nas przez nie namierzyć...

- Masz rację... - Miranda pokiwała głową, przyznając, że dziewczyna ma dobry pomysł. Po chwili karty z telefonów komórkowych przyjaciółek pływały w rzece. Będąc coraz bliżej owego baru, widząc coraz wyraźniej szyld klubu Jokera, przyjaciółki czuły, że to nie będzie tylko zwykła praca. Tutaj zacznie się ich przygoda i skończy normalne, proste życie, które zostawiły za sobą w Liverpoolu.

***

Również witam wszystkich w pierwszej części naszego opowiadania! :3 Na początku miał być to prolog, ale okazało się, że znaków jest stanowczo za dużo na krótki wstęp. XD Anyway! Tą częścią się podzieliłyśmy - ja opisałam zdarzenia od początku, a Natalka od momentu, w którym Diana poszła do kasy, żeby kupić bilety, do samego końca. W kolejnych rozdziałach tak nie będzie - cały rozdział napiszę ja, potem Natalka albo odwrotnie. :D

Ta pierwsza część została napisana w trzeciej osobie w ramach przedstawienia bohaterek. Następne rozdziały będą pisane z dwóch perspektyw (ten, kto śledzi mnie tutaj już trochę dużej i wie, że fioletowe włosy to moje zboczenie, bez problemu zgadnie, którą bohaterką będę kierować ja, a którą Natalia :v) - raz Diany, raz Mirie.

Bardzo, bardzo ciekawi nas, co sądzicie o takim początku? Kolejne rozdziały pojawią się najprawdopodobniej po 5 sierpnia, czyli premierze "Suicide Squad", na którą się wybieramy - miliony pomysłów i nowych scen z Jokerem spadną nam jak z nieba! *_____*

Aha, no i... co myślicie na temat okładki? XDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro