20. Wiktoria to najczystsze, piszczące zło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Wiktoria groziła mi i Alessii, że ma zamiar z nami gdzieś wyjść, myślałam, iż tylko tak mówi. No dobrze, może nie groziła, ale tak odebrałam jej słowa, zresztą nie tylko ja, moja siostra też. Jej twarz skrzywiła się w groteskowym uśmiechu, jakby dostała paraliżu twarzy, przez co miałam pewność, że dokładnie tak samo odebrała słowa Wiktorii.

Dlatego też, kiedy otworzyłam drzwi (po co to zrobiłam?!) i zobaczyłam za nimi uśmiechniętą Wiktorie wraz z Alessią (ta się nie uśmiechała), nie kryłam nawet zaskoczenia, szoku i nagłego skurczu mięśni twarzy, które ukazywały zniechęcenie.

- Część - rzuciłam wzdychając i opierając się o framugę drzwi, inaczej - zapewne - nogi nie otrzymałyby ciężaru mojego ciała. Z praktyki wiedziałam, że nawet z moim marnym metrem sześćdziesiąt, uderzenie o ziemię boli. - Skąd... Co ty tu robisz? - skierowałam to pytanie do narzeczonej Ettora.

Pewnie powinnam być bardziej subtelna w swojej niechęci do tej dziewczyny, lecz była dziewiąta rano, a wiedziałyśmy się dopiero co, kilka godzin temu! Chciałam jeszcze trochę pospać, nie zaś zmuszać się o tej porze do bycia miłym. Co szczerze powiedziawszy nigdy mi nie wychodziło. Na pewno nie rano.

- No, przecież się umawiałyśmy! - zawołała z podekscytowaniem. - Chciałabym poznać siostry mojego przyszłego męża - pochyliła się w moją stronę, wyglądając przy tym tak, jakby nie spotkała się wcześniej z niechęcią do jej osoby. - Ettore niespecjalnie chce opowiadać mi o swojej rodzinie, chociaż kompletnie nie wiem czemu. Ja rozumiem, że chce wychodzić na tajemniczego, ale bez przesady! Przecież zaraz dołączę do waszej rodziny!

Oby cię coś przejechało.

Najlepiej jak najszybciej.

- Ale ja nie jestem jego siostrą - rzuciłam spokojnie, dostrzegając jedyną szansę ewakuacji z tej sytuacji. Doprawdy wolałabym znosić towarzystwo każdego innego, nieznośnego człowieka, byleby nie Wiktorii.

Alessia posłała mi cierpiętnicze spojrzenie, przez co od razu poczułam wyrzuty sumienia. Zostawiałam ją na pastwę losu, bo oczywiście o niej nie pomyślałam, gdyż nie mogłam się NADAL przyzwyczaić do tego, że miałam rodzeństwo, które w takich wypadkach należy ratować.

Julio Markuszewska jesteś beznadziejną siostrą.

Krzywiąc się (ponownie!), westchnęłam poszukując w myślach jakiegoś skutecznego ratunku także dla niej. Przychodziło mi, jednak do głowy tylko jakieś nienormalne rzeczy, na które nie nabrałby się nawet głupek.

- Jak to? - zdziwiła się w tym czasie Wiktoria. - Przecież jesteś córką Sonii!

Czemu ona powiedziała to tak jak gdyby miała do mnie o to pretensje? Co ja od razu muszę być winną takiego zamieszania?

Boże chroń mnie przed takimi kobietami, inaczej będę musiała radzić sobie z nimi sarkazmem albo nożem. Wolałabym póki co nie decydować się na drugą opcję, ale jak nie będę mieć wyboru, to niech każdy wie, że jakoś przed takimi ludźmi bronić się musiałam. I siostrę.

- Tak, ale... to skomplikowane. Chodzi o to, że jestem córką Sonii, lecz już nie Paolo. Możesz zresztą zapytać Ettora, on jest mistrzem w wyjaśnianiu tej komplikacji - nie mogłam powstrzymać się od kąśliwej uwagi na temat chłopaka. Jakoś odreagować się musiałam, chyba każdy się ze mną zgodzi, nie?

W ogóle nie rozumiałam jego wczorajszego zachowania. Najpierw przeprasza, a potem wywala coś takiego? Coś mi tutaj śmierdziało, ale kompletnie nie miałam pojęcia, co dokładnie. Nie żebym miała, zamiar, zaraz rozwiązywać tę sytuację! Po prostu... sama nie wiem. Coś było nie tak i to właśnie czułam, aż za bardzo.

- Och! - dziewczyna na chwilę się zasępiła - Rozumiem, że to jakaś dłuższa historia.

Oho! Umie używać perswazji! Lecz nie ze mną te numery.

- Której ani Julia, ani Alessia, nie mają chęci opowiadać - odezwał się za mną męski głos. Kiedy odwróciłam się, zobaczyłam uśmiechniętego Juliana w samych spodenkach, świecący gołą, umięśnioną, cudowną klatą. - Znów zabrałaś mi bluzkę - rzucił z udawaną pretensją, nim zwrócił się do reszty: - Cześć Alessia, napatrzyłaś się już, czy mam się jeszcze bardziej wyprężyć?

- Część Julian, rozumiem, że twoje ego jest za bardzo napompowane? - odpowiedziała dziewczyna z taką samą złośliwością.

Chłopak się roześmiał, nim z powrotem na mnie spojrzał, zaś w jego oczach zatańczyły wesołe iskierki. Widać nie miał problemu z tym, że obce dziewczyny gapiły się na jego umięśnione ciało. I prawdopodobnie dlatego, że miał więcej pewności siebie, niż ja kiedykolwiek będę mieć.

Ale ja zaczynałam mieć z tym problem i to wielki.

Przymknęłam nieco drzwi, tak aby tylko Alessia widziała Julka. Oczywiście Wiktoria wydawała się tym niezwykle niezadowolona, lecz nic nie powiedziała, jedynie udała, że przez cały ten czas wpatrywała się we framugę drzwi.

Wymyślne (jak na standardy umysłowe tej dziewczyny), trzeba było jej to przyznać.

- Widać, że wiążą was więzy krwi - rzucił spokojnie Risha, świadom moich usilnych działań. - Jest do ciebie za bardzo podobna, żeby uznać was za dwie zupełnie różne osoby. Nawet sarkazmu używacie tak samo!

- Julian, idź sobie - powiedziałam z naburmuszoną miną. Następnie odwróciłam się do dziewczyn. - To co?

- I tak będę cię uważać za siostrę! - zawołała wesoło Wiktoria - Myślę, że to byłoby zbyt niesprawiedliwe dla ciebie, żebym postąpiła inaczej.

Zachichotałam nerwowo, nie bardzo wiedząc jak na to zareagować. Czy zastrzelić ją na miejscu, czy raczej wezwać oddział psychiatryczny?

Ona myślała? Myślała?! Dobre sobie!

Prędzej byłabym skłonna uwierzyć, że pegazy istnieją, niż w to, iż jest skłonna do takiego trudnego wysiłku jak myślenie. Nie żebym była jakąś stereotypową babą, która krytykuje wszystkich, ale zdecydowanie dziewczyna zaczynała mnie irytować i nie wiedziałam za bardzo co dalej powinnam zrobić.

Chociaż wiedziałam jedno. Na pewno po ślubie Wiktorii i Ettora, powiem im, iż niezwykle do siebie pasują. Normalnie nigdy w życiu nie powiedziałam nikomu tak szczerych słów, jakie powiem im.

- Dacie mi chwilkę? - wykrztusiłam zmuszając się do krzywego uśmiechu, który (mam nadzieję) mi wyszedł - Chciałabym się przebrać. Wiktorio, może zaczekasz na mnie i Alessię w holu? Czy to nie byłby żaden kłopot?

- Ależ nie! - zapiszczała, a w jej ciemnych oczach zaświeciły iskierki, które mnie ciut przeraziły.

Jak można być zachwyconym taką prośbą?

- O, jak cudownie - wciągnęłam do pokoju Alessie i pośpiesznie zamknęłam drzwi. - Ona jest straszna.

- Mnie to mówisz? - pisnęła nerwowo dziewczyna. - Ja tu z nią przyjechałam. Siedziałam z nią w jednym samochodzie, koło niej... To było straszne!

- Nawet nie chcę sobie tego... wyobrażać - ostatnie słowo wyszeptałam, przyglądając się ubraniu siostry. - Co ty właściwie masz na sobie?

Alessia skrzywiła usta w komicznym uśmiechu, który raczej wskazywał, że to nie było coś, o czym chciałaby rozmawiać. Mimo to wpatrywałam się w dziewczynę z wyraźnym wyczekiwaniem, nie mogąc zrozumieć dlaczego siostra ma na sobie strasznie luźną (przynajmniej o dwa rozmiary, jak nie o trzy!) bluzkę o dziwnych, poplątanych wzorach. Nią zakrywała tylko odrobinę luźniejsze czarne dresy.

Na stopach zaś...

- Ty masz na sobie japonki?!

- Ta, no wiesz... - szare oczy siostry pomknęły w bok w wyraźnym zdenerwowaniu i zawstydzeniu.

Od razu pomyślałam, że może Wiktoria ją pośpieszała i dziewczyna złapała pierwsze co zdołała na siebie narzucić, lecz to nie wydawało się mieć sensu. Wątpliwym był fakt, by Alessia się śpieszyła, czy też zakładała na siebie byle co.

- Nie, tak się składa, że nie wiem - mruknęłam przywracając oczami. - Co się dzieje?

- Myślę, że próbuje odstraszyć swoim wyglądem ludzi - rzucił znad kanapy Julek. - Jeśli chcecie znać moje zdanie, to jest to skuteczna transformacja, jedyne co mogłaby zmienić to to, by się nie czesać. Wtedy byłabyś skutecznym straszydłem.

- Julian! - oburzyłam się.

- Dzięki, zapamiętam - sarknęła Alessia. - Nadal jesteś z Julią? Myślałam, że uciekniesz zaraz po tym jak dowiesz się jakim rano jest potworkiem.

- Alessia! - tym razem uderzyłam dziewczynę pięścią w ramię.

Naprawdę?!

- No co? Nie uważasz, że ten facet - wskazała siedzącego chłopaka w dresach i białej koszuli - jest dziwny?

- Bo jest ze mną? - zapytałam sarkastycznie.

- Eee... To też - Alessia odsunęła się ode mnie o kilka kroków, niby podziwiając widok za oknem. - Ale też za szybko omotał cię wokół palca. Przynajmniej mnie się tak wydaje.

Uniosłam w zdumieniu brwi, zerkając na Juliana, który z zaskoczenia otworzył usta.

- Może jestem tak wspaniały? Poza tym znamy się z Julią od kilku dobrych lat - Julek oparł ramię o oparcie kanapy z zadowolonym uśmiechem. - Wobec czego, czemu miałaby mi się opierać?

- Pff! - Alessia zmrużyła oczy, wyraźnie licząc na porządną sprzeczkę.

Ruszyłam wobec tego do sypialni, widząc, że ta ich kłótnia jest co najmniej bez sensu. Nie żebym nie miała zamiaru się sprzeczać o to, jaki to Julek jest wspaniały...

********

- No dobra - rzuciłam po polsku w zapełnionej windzie - to w końcu powiesz mi, dlaczego jesteś tak ubrana?

- Istnieje możliwość, że znam brata Wiktorii - szepnęła do mnie z niepewną miną. - I istnieje możliwość, że on będzie tam, gdzie mamy iść.

- To ma być twój kamuflaż? - zapytałam chichocząc.

- Julia! - zawołała dziewczyna z pretensją - Bo ty niby wyglądasz lepiej w tych czarnych dżinsach, białym podkoszulku i szarej bluzie Juliana, która na tobie wygląda jak sukienka?

- Nie chodziło mi... - zmarszczyłam brwi zaskoczona wybuchem dziewczyny.

Westchnęłam cierpiętniczo, widząc zaciśnięte w złości usta Alessi. Rozumiałam, że może czuć się nieco źle pod moim oceniającym spojrzeniem, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo. Tym bardziej, że...

- Czekaj, mówiąc, że "istnieje możliwość, że znam brata Wiktorii", masz na myśli, iż kojarzysz go skądś tam? Czy może to, że....

Alessia uciekła spojrzeniem w bok, co dało mi do myślenia. Na początku próbowałam tą możliwość od siebie odrzucić, ale ona upierdliwie wracała, tak jakby mózg chciał mi powiedzieć, że to jest jedyna logiczna, sensowna myśl.

- Ty z nim chodzisz?!

- No, wiesz... - dziewczyna naciągnęła bardziej bluzkę i wyciągnęła skądś czapkę z daszkiem, przez chwilę się nią bawiąc. - Tak jakoś... - jęknęła - Nie wiedziałam! - pisnęła płaczliwie - Na początku myślałam, że to zwykła zbieżność nazwisk, tym bardziej, że chwilę po tym, jak uciekłaś, Ettore oznajmił, że się żeni i powiedział z kim więc... Nie miałam z kim o tym porozmawiać, a Raffe mówił, że jest jedynakiem... Myślałam, że...

Ponownie jęknęła i szarpnęła dłońmi włosy, naciągając na głowę czapkę.

- Może jej się wstydzi? - zastanawiałam się na głos widząc, że za parę, przerażających sekund wychodzimy. - W sumie to nie byłoby zbytnio zadziwiające, lecz jednak powinnaś zawsze podejrzewać najgorsze.

- Niby dlaczego? - Alessia syknęła na kogoś, kto chciał nas uciszyć - Chłopacy zawsze mówili mi, że powinnam zakładać najlepsze i zawsze tak robiłam. Skąd miałam wiedzieć, że powinnam robić inaczej? Raffe wydawał się taki sympatyczny, miły, uroczy i myślałam, że nigdy mnie nie okłamie.

Wpatrywałam się w dziewczynę, której szare oczy wskazywały na lekkie przerażenie lub też rezygnację. Wolałam sobie nawet nie wyobrażać jak musiała się czuć, choć przecież wiedziałam. Chociażby dzięki Ettore, mojej domniemanej matce, albo też Julianowi, który co jakiś czas - już w dzieciństwie! - mnie okłamywał.

To było paskudne uczucie, które chętnie zapiłam.

- Pisał mi dzisiaj, że musi się z kimś pilnie spotkać i mogę tylko podejrzewać, że chodziło mu o nią - powiedziała nim drzwi się otworzyły. - Tego, że to jego siostrą, dowiedziałam się od Ettora. Widziałam Raffe wczoraj wieczorem, był tylko na chwilę, a ja akurat zdążyłam się schować, lecz łatwo było dodać dwa do dwóch. Wystarczył mi fakt, że Wiki krzyknęła, iż przyszli jej rodzice.

Wyszłyśmy z windy w całkowitej ciszy. By jakoś uczcić ten szok. Tym bardziej, że wczoraj wcale nie widziałam, aby Alessia jakoś przejęła się czyjąkolwiek obecnością.

Wyjątkowo podziwiałam jej umiejętności w panowaniu nad mimiką twarzy. Też bym tak chciała. Tym bardziej, że naprawdę by mi się to przydało, zważywszy na fakt, iż będę pracować z kimś tak strasznym jak ojciec Juliana.

- Już jesteście! - Wiktoria klasnęła w dłonie, zaś my, zaskoczone tym gestem, podskoczyłyśmy.

- Ta - mruknęłam krzywiąc się, gdy dziewczyna wcisnęła się miedzy mnie a Alessie i chwyciła nas pod ramiona, jakbyśmy były przyjaciółkami co najmniej kilka lat. - To gdzie nas porywasz?

- Ha, ha! Alessia mówiła mi, jak tu jechaliśmy, że masz wyjątkowe poczucie humoru - rzuciła wesoło dziewczyna, zupełnie nieprzejęta moimi słowami. Myślałam, że zaraz wybuchnę i wrócę z krzykiem do dziadka albo - to było bardziej kuszące - do Juliana.

- Ta Ettore też starał się go docenić - palnęła moja siostra z jakimś niezidentyfikowanym grymasem na twarzy. - Jak widać coś mu nie wyszło...

- Naprawdę?

Czyżbym słyszała w głosie Wiki nutkę zazdrości? Tak, to na pewno było to! Ona wyraźnie była zazdrosna o... hmm, właściwie o co? O mnie? O to, że znałam, jako tako, Ettora?

A może obawiała się konkurencji, bo skoro nie łączyły nas więzi rodzinne, to może oznaczać, że mogę go jeszcze wyrwać. Według niej. Tyle, że - przecież! - miałam już chłopaka! Po co mi jakiś zadufany w sobie buc, który myśli tylko o tym, żeby wypróbować jak największą liczbę dziewczyn? Tym bardziej, że ja miałam kochanego Julka, który nie próbował testować napotkanych ofiar. Już nawet nie wnikałam w jaki sposób.

- Tak, musisz uważać, czasami ma problem ze zrozumieniem żartów czy doczepek, ale jak już zrozumie to potrafi się droczyć godzinami. Nie polecam - dodałam wbijając wzrok przed siebie. Na wyjście, które zbliżało się w zatrważającym tempie.

Kusiło mnie rzucenie się za siebie z jakąkolwiek wymówką, lecz to oznaczałoby, iż musiałabym porzucić na pastwę losu Alessię, ponieważ aż tak szybka w zmyślaniu nie byłam. Istniała także możliwość, że i sobie nic bym nie znalazła.

Byłam beznadziejna. Widocznie zawodził mnie instynkt samozachowawczy. Albo szwankował, wszystko jedno.

Wcześniej zostawiłabym za sobą każdego, kto domagałby się pomocy w takiej sytuacji, a teraz nie potrafiłam zmusić się, żeby pozostawić Alessię, której za bardzo nie znałam.

********

Wiktoria zawlokła nas do kawiarni, których było pełno w tej okolicy (nie starałam się nawet czytać nazwy ulicy, bo najpewniej dobrze by się to nie skończyło). Znaczy może nie tak drogich, ale jednak była to typowa kawiarnia z ciepłymi napojami, słodkościami oraz z kelnerami z przyczepionymi do ust sztucznymi uśmiechami.

Które były dość przerażające, jeśli ktoś chce znać moje zdanie.

Przez samo to czułam się dziwnie w czarnych spodniach, białej bluzce i szarej bluzie Juliana oraz w białych szmaciakach. Nawet nie próbowałam wczuwać się w sytuację Alessii, bo na jej miejscu, raczej czułabym się jak prawdziwy dresiarz nie na miejscu.

To z kolei przywołało mi na myśl pożegnanie z Julianem, który zamiast nas wspierać, oglądał jakiś mecz na telewizorze. I to z jakim zapałem! Praktycznie udawał, że jesteśmy niewidzialne.

- Julek! - tupnęłam w końcu nogą z niezadowoleniem, żeby zwrócić jego uwagę. Z lekkim, delikatnym uśmiechem, spojrzał na nas z rozbawieniem widocznym w całej jego postawie.

- No co?

- Moim zdaniem powinieneś nas jakoś ratować - oznajmiła Alessia zakładając ręce na piersi.

- Ciebie, młoda, nie da się już uratować - zauważył unosząc brew i krytycznie przyglądając się ubraniom "szwagierki", przez co miałam ochotę się roześmiać (Prawdziwy znawca się znalazł!). Zawsze tak robił, gdy zastanawiał się jak komuś czymś dowalić. Był w tym bezbłędny. - Przykro mi, ale to przegrana sprawa.

- I ty masz zamiar być z kimś takim? - prychnęła dziewczyna spoglądając w moją stronę ze złością.

No tak, to była oczywiście moja wina, że Julian miał zamiar pozostawić nas na lodzie.

- Chciałbym zauważyć, że od dawna jest, szwagierko - Julian podkreślił ostatnie słowo. Umyślnie rzecz jasna, po to by dziewczynę jeszcze bardziej wkurzyć - zupełnie tak samo ze mną postępował.

- To nas ratuj przed Wiktorią!

- Ach, ty o tym - przejechał ręką po czole, dalej z tym swoim uśmieszkiem. - Podejrzewam, że to coś z czym same musicie sobie dać radę... lecz jeśli można... Co konkretnie miałaś na myśli mówiąc, bym was ratował przed tą babą?

Alessia nabrała powietrza w płuca, zbyt wzburzona, żeby od razu odpowiedzieć. Niemal dało się ją wyobrazić jak jakąś wydmuszkę, czy te postaci z bajek, którym ogień wściekłości wylatywał z uszu. Dokładnie tak samo wyglądała.

- No nie wiem, może zabić? - zaproponowała mrużąc oczy.

- Zabić? Nie, myślę, że stać cię na więcej, młoda - Julek zwrócił wzrok ponownie na ekran telewizora. - Wysil mózgownice, bo jak na razie nie idzie ci najlepiej. Wystarczy, że pomyślisz. Jeśli zabijesz Wiktorię, to przecież są świadkowie, którzy wiedzą, iż miała się z wami spotkać. Portierzy potwierdzą, że tu była i, że wyszła z dwoma kobietami. Wobec tego wnioski nasuną się same.

Zamarłam. To co mówił chłopak było logiczne i prawdopodobnie każdy by na to wpadł, ale... Mówił to tak lekkim tonem, tak spokojnie, chłodno, iż zaczęłam się zastanawiać czy może kiedyś też nie analizował czegoś z tak chłodną kalkulacją. Na przykład: czyjegoś morderstwa.

W końcu dalej nie wiem czym konkretnie zajmuje się NIT, przed którym ostrzegał mnie dziadek. A przynajmniej nie znam wszystkich szczegółów, bo w teorii wiedziałam dużo, lecz głównie to co powiedział mi Julian.

- Więc co polecasz? - zapytała Alessia niczym nie przejęta. Jakby do głowy jej nie przyszło, to co mi.

Czy to nagły brak zaufania do Julka? Czy może bardziej do organizacji naszych dziadków?

- Przeżyć jakoś to popołudnie z Wiką. To nie może być aż takie trudne.

- Mówisz tak, bo to my musimy z nią przeżyć - mruknęłam kąśliwie.

- Dokładnie - potwierdził boleśnie szczerze, dalej wpatrując się w mecz będący poza zasięgiem moich oczu. - Mam życzyć wam powodzenia? Lub poklepać was po tyłkach na szczęście?

- Wal się - warknęła Alessia, zamaszyście się odwracając. - Poradzę sobie bez tego.

- Jak chcesz! - Julian zawołał za dziewczyną zupełnie nieprzejęty jej słowami, następnie spojrzał na mnie - A ty, kochanie?

- Chyba podziękuję - wzruszyłam ramionami dalej zastanawiając się i dochodząc do wniosku, że Julek nie mógłby kogokolwiek zabić. Jest zbyt... zbyt Julianowaty. Uśmiechnęłam się w jego stronę. - Jakoś sobie poradzimy, ale liczę, że później otrzymam całusa.

- No ba! - posłał mi zabójczy uśmiech - Dostaniesz wszystko o cokolwiek tylko poprosisz. A teraz... Uważaj, bo siostra zaraz ci ucieknie.

Prychnęłam, odwracając się.

- Julia! - drgnęłam gwałtownie wyrwana z przyjemnych wspomnień.

Zamrugałam spoglądając na wy szminkowaną twarz Wiktorii, która nachylała się do mnie.

- Co?

- Mówi się proszę - poprawiła mnie, ledwo widocznie zaciskając usta. - No nic. Zdarza się.

Kiedy się uśmiechnęła jakby nigdy nic, zwróciłam zdezorientowany, zaskoczony wzrok na siostrę. Dziewczyna miała dokładnie taką samą minę jak ja. Wymieniłyśmy, wobec tego, porozumiewawcze spojrzenia.

Trzeba to jakoś przeżyć, jak to ujął Julek.

- Coś się stało? Musiałam się zamyślić...

- Właściwie to chciałam złożyć zamówienie - oznajmiła Wiktoria.

- Słyszałaś, że to niegrzeczne komuś przerywać? - zapytała Alessia z miną niewiniątka, przyglądając się swoim paznokciom.

Na wytapetowanej twarzy Wiktorii pojawiło się zdziwienie. Zapewne nie spodziewała się, że ktoś może zwrócić jej uwagę na niewłaściwe zachowanie. Co więcej - sądziła, że jej to nie dotyczy, ponieważ (zapewne) uczyli ją najlepsi nauczyciele i tak dalej...

Widać nawet wspaniałość ma swoją cenę.

- Och, no tak - wyszeptała wbijając wzrok w menu o kolorze pudrowym, bo oczywiście musiało pasować do koloru całego lokalu. Skoro lokal trzasnęli sobie na pudrowo, to menu oczywiście też!

- Nic nie szkodzi - rzuciłam swobodnie. - Jeśli można to ja poproszę o zwykłą herbatę, jabłecznik i może... - przejrzałam pośpiesznie druczek - babeczkę czekoladową.

- Ja to samo - dorzuciła pośpiesznie siostra.

- Cudownie - zaklaskała Wiki, wołając zaraz kelnera w różowej koszuli (biedak!).

Gdy narzeczona Ettora (niech go coś ściśnie!) składała zamówienie, paplając przy tym wesoło, ja wymieniałam z siostrą zniechęcone spojrzenia. Wyglądało na to, że zapowiadała się długa tortura w pudrowej kawiarni w towarzystwie nie lepszej piszczałki.

Pięknie.

Trzeba było iść za radą Juliana? Opłaciło się?

Lub za swoim poczuciem winy?

Zmusiłam się do uśmiechu.

- To co konkretnie chcesz wiedzieć? - zapytałam bawiąc się chusteczką na stoliku. Wolałam od razu przejść do konkretu niż przeciągać te męki.

- Właśnie miałam o to pytać! - zawołała Alessia robiąc wielkie oczy do trzymanej w lewej ręce łyżeczki.

- Przecież mówiłam, że chcę was poznać - Wiktoria uśmiechnęła się wesoło w sposób, który sugerował, że zastanawia się czy jesteśmy tępe. Taaak, to bardzo zastanawiające.

Czemu nie trafiła się jakaś zarozumiała, jędzowata, zgryźliwa baba?!

Zmarszczyłam brwi.

- Dlatego...

- Och! - zachichotała - No tak, wybaczcie! Ta rozmowa z tym przemiłym kelnerem, kompletnie wyrwała mnie z kontekstu. Prawdopodobnie przez to, że lekko się stresuję. Chcę przed wami zrobić jak najlepsze wrażenie, bo będziemy rodziną!

Już rozumiałam powód, dla którego Alessia robiła wytrzeszcz do łyżeczki. Sama też chciałam tak postąpić, ale nie zdążyłam złapać przedmiotu w odpowiednim czasie. Wobec tego próbowałam zapanować nad wyrazem twarzy.

Na szczęście mi się udało.

- Nie ma się czego stresować - wykrztusiłam z trudem.

- Zdecydowanie - włączyła się siostra z wyraźnym rozbawieniem w głosie.

- No tak, przecież to wszystko zostanie między nami, nie? - złapała nas za dłonie, przez co ledwo powstrzymałam się od wzdrygnięcia. Naprawdę nie przepadałam za dotykiem kogoś, przez kogo nie chciałam być dotykana. - No dobrze! Zacznijmy od...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro