23. Trudna decyzja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potrzebowałam całego dnia, udanej randki i kolejnego ranka, żeby utwierdzić się w przekonaniu, iż to jedyne możliwe wyjście. Chociaż zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo będzie to bolało. Obie strony.

- Julka - Julian podłożył mi pod nos jakąś karteczkę. - Ojciec załatwił już bilety. Wyjeżdżamy wieczorem.

- Ooo - mruknęłam zezując na bilet lotniczy, przez który zrobiło mi się niedobrze. - Tak szybko...

- Spędziliśmy tutaj i tak dużo czasu, dodatkowo udało nam się załatwić wszystko w związku ze ślubem Wiktorii i Ettora więc wyszło lepiej niż sądziliśmy - czułam, że Julek się uśmiecha z zadowoleniem. Widząc, jednak, że nie odbieram od niego biletu, odłożył go na stolik przed nami. - Nie mogę się już doczekać powrotu do Polski. Tam przynajmniej będę bez przeszkód mógł wziąć trochę wolnego, żeby przedstawić cię wreszcie mojej rodzinie.

- Rodzinie? - pisnęłam z paniką w głosie.

Nigdy nie miałam okazji poznać matki Julka, ale słyszałam, że to całkiem miła pani. Dlatego właśnie zaczęło mnie przerażać co takiego - po tym wszystkim - zacznie o mnie opowiadać dziadek Juliana, jego ojciec i może nawet sam chłopak. Zaś to odcinało mi jakiekolwiek szanse na jakiś powrót.

Ale nie było innego wyjścia. Przynajmniej ja go nie widziałam.

- Oj, Julka - Rish pochylił się i szturchnął mnie w ramię, po czym wrócił na swoje miejsce na kanapie. - Czy to takie straszne przedstawić swoją dziewczynę rodzinie? Zobaczysz, wszyscy cię polubią. Tym bardziej, że dziadek zawsze mówił jaka to byłaby z nas urocza para, gdybym wreszcie zmądrzał. Ponoć kiedyś - jak jeszcze byliśmy maluchami - twoja rodzina nas odwiedziła, więc mama wiedziała o kim była mowa. I była ciekawa jaka teraz jesteś. Czy nadal urocza i grzeczna, czy już może bardziej zachowujesz się jak twój dziadek. Oczywiście mawiała, że to byłaby ogromna strata, bo jako dzieciak byłaś takim małym aniołeczkiem.

- O! - pisnęłam zastanawiając się czy to może nie jest idealna okazja, żeby się gdzieś ukryć.

Jego mama uzna mnie za najgorszą możliwą wybrankę dla swojego syna.

To było całkowicie pewne.

- Nie wiedziałam. U nas mało się mówiło o twojej rodzinie, właściwie to praktycznie w ogóle - kontynuowałam wpatrując się w bilet.

Nadal byłam rozdarta, chociaż podjęłam decyzję i zamierzałam ją zrealizować. Nie wiedziałam jedynie tego, że muszę to robić aż tak szybko.

Spojrzałam w stronę sypialni, gdzie rozbebeszana pościel na łóżku była jedynym zwiastunem tego co działo się w nocy. Nawet zaczęłam żałować, że wczoraj poszłam z Julkiem i na randkę, i do łóżka. To nie była najmądrzejsza z moich decyzji.

- Julek - szepnęłam odwracając się przodem do chłopaka, który od razu na mnie spojrzał, przerywając tym samym przyglądanie się filmowi. Jako jedyny go oglądał, chociaż włączył telewizor specjalnie żebyśmy mogli po odpoczywać w swoim towarzystwie. - Muszę ci coś powiedzieć.

- Twoja siostra jednak nie jest w ciąży?

- Co? Nie, przecież jest - przewróciłam oczami dostrzegając jego półuśmiech na twarzy. - I nie, ja nie jestem. Specjalnie sprawdzałam, zaraz przed tym jak wyszłam z dziadkiem na strzelnicę...

- Byłaś na strzelnicy?! - przerwał mi chłopak wyłączając telewizor i skupiając na mnie całą swoją uwagę.

- ...więc nie ma potrzeby żebyś zadawał takie głupie pytania. W przeciwieństwie do Raffe i Alessii, jestem ostrożna - zignorowałam uwagę Julka uznając, że im wcześniej powiadomię chłopaka co zamierzam, tym lepiej dla naszej dwójki. - Chodzi o coś zupełnie innego. Tylko nie wiem jak ci to powiedzieć...

Przymknęłam na chwilę powieki, a kiedy z powrotem spojrzałam na Juliana, zauważyłam jak zmarszczył czoło przyglądając mi się uważniej niżbym tego chciała. Wobec czego zsunęłam wzrok na tors chłopaka odziany w pomarańczową bluzę z kapturem, którą ostatnio często zakładałam zaraz po wstaniu.

- Julia...

- Najlepiej chyba będzie walnąć prosto z mostu - kontynuowałam z głośno łomocącym sercem. - Ja... Ja nie mogę... nie mogę wrócić do Polski, Julek. Nim cokolwiek powiesz, najpierw wysłuchaj mnie do końca, chociaż może to ci się wydać głupie, dziecinne czy nawet się wściekniesz. Zrozumiem, bo dzisiaj rano ćwiczyłam to przed lustrem - a raczej się starałam - i słyszałam jak to brzmi... - wzięłam głęboki wdech dalej wgapiając się w tę bluzę. - Nie mogę wrócić do Polski, ponieważ chciałabym zostać tutaj, z mamą i moim rodzeństwem. Chciałabym ich poznać, dowiedzieć się czegoś więcej o Sonii, bo przecież jest moją matką, a ja jej praktycznie nie znam! Dodatkowo nie wiadomo ile nam jeszcze czasu zostało... Wiem, że przez to muszę zostawić ciebie, bo masz swoje życie w Polsce. Nie dadzą ci urlopu, ani nie przydzielą do niczego innego, żebyś mógł tutaj zostać, ponieważ kiedyś przejmiesz firmę swojego ojca. Przejmiesz nad nią dowództwo więc musisz się ciągle uczyć, przyglądać swojemu tacie, zaś przez to nie... nie widzę czasu tylko dla nas dwoje. Nie widzę również możliwości, żebyś mógł nawet tutaj przyjeżdżać raz na miesiąc na kilka dni.

Wypuściłam powoli powietrze, wyciągając dłoń w stronę ręki zesztywniałego Juliana. Zapewne pozwolił mi na to jedynie dlatego, że w tym właśnie momencie przyswajał to co powiedziałam. Wykorzystując ten szok, brnęłam dalej, tym razem patrząc prosto w jego oczy.

- Wczoraj dziadek mi coś uświadomił. Jasne, od początku był przeciwny temu bym przystąpiła do NIT, ale to nie do końca było to. Chodziło mu głównie o to, że nie będę miała przez tę firmę czasu dla siebie, dla ciebie, czy dla rodziny. Co prawda dotąd nie myślałam na poważnie o tym, żeby jakąś zakładać, ale rozumiem sens tego co powiedział. - ścisnęłam mocniej dłoń Julka, która nagle zaczęła robić się coraz bardziej zimna - Dodatkowo miałam trochę czasu do przemyśleń, kiedy poszłam do mamy. Nie chciałam ci mówić, że była moim pierwszym wyborem i to tam przesiedziałam kilka kolejnych godzin, bo wiedziałam, iż może cię to jakoś zranić. Powiedziała mi, że to też nie tak, żebyśmy całkowicie nie znajdywali czasu na spotykanie się, ale czas ten będzie mocno ograniczony. I to nie będzie nasza wina, lecz z czasem możemy... się od siebie oddalać. A ja nie chcę zapomnieć o tym jak bardzo byłam z tobą szczęśliwa, jak się w tobie zakochałam, jak zaczęłam cię kochać. Nie chcę byśmy się sobą wypalili i żyli tylko przeszłością. Dlatego pomyślałam, że najlepiej będzie jak oboje przemyślimy...

- Co ty chcesz tu przemyśleć?! - wybuchnął nagle Julek wyrywając swoją dłoń z mojego uścisku - Chcesz tak po prostu się poddać, bo co...? Zabraknie nam czasu dla siebie? To twoja wymówka?!

- Nie! No przecież ci mówię, że...

- Julio! Wiesz ile na ciebie czekałem?! LATA! - wstał gwałtownie przeczesując dłońmi włosy. - Jasne, zdawałem sobie sprawę, że będzie ciężko, ale żeby od razu zrywać? I to na samym początku?! Wiesz, że miałem plan? - jego brązowe oczy, pełne wzburzenia, wbiły się we mnie jakby zaraz miał zamiar mną potrząsnąć i przywołać do porządku. - Mamy zamiar założyć tu filię! Miałem zamiar prosić ojca bym mógł tutaj nadzorować pracę, wprowadzić zmiany, nowych pracowników cały nasz system, tak byś nie musiała się martwić tym, że nie będziesz miała jak widywać matki!

- Ale to nie wypali - wyszeptałam. - Rozmawiałam także z twoim ojcem. Zapytałam czy istniałaby taka szansa... - spuściłam wzrok - On nie chce... - głos mi się lekko załamał - On nie chce, żebyś się tym zajmował, uznał, że jakbyś mnie w to wszystko wprowadził, JA miałabym się tym zająć. Ty pozostałbyś w Polsce. Ja miałabym pracować tutaj.

- Co? - zamarł w bezruchu. - Czemu...?

- Widział, że jak na mnie patrzysz i jak bardzo szukasz mnie w swoim otoczeniu, przez co nie możesz się skupić na pracy, wobec czego uznał, że jeśli miałbyś kiedykolwiek przejąć firmę, musisz się nauczyć skupiać na tym co jest ważniejsze. Najpierw ograniczyłby nasze kontakty, zawaliłby nas oboje robotą, a potem wysłał mnie tutaj - potarłam policzek, miętosząc w dłoniach swoją znoszoną, szarą bluzkę. - Żebyśmy oboje się czegoś nauczyli. Zauważyli co jest ważniejsze. Oddzielili życie prywatne od zawodowego.

- Ale mieliśmy dla ciebie zbudować restaurację... - Julek podszedł do drzwi balkonowych. - Zgodził się na to.

- Tak, zgodził i obiecał, że tak będzie. Tylko nie powiedział gdzie konkretnie. My też tego nie ustaliliśmy, prawda?

W pokoju zaległa cisza. Bałam się nawet oddychać za głośno, żeby nie zdenerwować bardziej Juliana. Tym bardziej, że wydawał się teraz bardziej przybity niż kiedykolwiek zdarzało mi się go takim widzieć.

- Od samego początku wiedziałam, że nie chcę być przeszkodą w twojej pracy. Nie chcę, żeby cię zwolnili, czy zdegradowali z powodu tego co zrobiłam... To byłaby dla mnie...

- Co mu na to powiedziałaś?

- Co?

- Co powiedziałaś mojemu ojcu, gdy to wszystko ci powiedział? - zapytał ponownie Julek.

- Ja... - urwałam, ale zaraz kontynuowałam - Że nie chcę być dla ciebie przeszkodą, osobą, przez którą stracisz wszystko nad czym tak ciężko pracowałeś. Dlatego podał mi ponownie podpisany przeze mnie dokument, a ja... ja go podarłam. Powiedziałam, że nie będę stwarzać problemów i zostanę tutaj z mamą, jak już ci mówiłam. Chociaż twój ojciec wydawał się nie być na to przygotowany. Chyba sądził, iż mimo to wrócę z wami i nadal będę z tobą, lecz jaki to miałoby sens? Nadal byłbyś rozproszony! Widziałam to tyle razy! Wystarczy, że jestem niedaleko, albo mnie nie widzisz, a już nie uważasz na to co się dzieje. Dlatego wydaje mi się, że jak zrobimy sobie krótką przerwę, to później będzie łatwiej... Oczywiście jeśli dalej będziesz chciał mieć mnie za swoją dziewczynę. Dodatkowo nie jestem wstanie na razie zostawić mamy... - wyszeptałam żałośnie.

Julian wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę. Analizując co właśnie powiedziałam.

- Czy to wszystko co masz do powiedzenia? - zapytał.

- Słucham?

- Czyli tak. No cóż, wysłuchałem cię, a teraz wyjdę - oznajmił, po czym trzasnął drzwiami zniknął z naszego pokoju.

Zaś ja siedziałam w bezruchu przez dwie minuty.

Dopiero po nich zaczęłam płakać, zdając sobie sprawę, że to na pewno nie będzie wyglądało tak jak to sobie wmawiałam. Ponieważ właśnie złamałam serce Julka, mówiąc, że nie jestem wstanie zostawić mamy. Mógł pomyśleć, że w takim razie z łatwością mogę zostawić jego.

*********

- Jestem beznadziejna - mruknęłam leżąc na łóżku w pokoju Alessi, który do czasu ślubu Ettora miał należeć do nas dwóch, bo musiałam oczywiście zabrać swoje rzeczy z pokoju wynajmowanego dotąd przez Juliana. Chłopak nie wrócił do wieczora więc uznałam, że nie będę czekać dłużej, może oczekiwał, iż ulotnię się do jego powrotu? - I żałosna. Taki wspaniały chłopak i trafił się akurat takiej dziewczynie jak ja...

- Mnie to mówisz? - zapytała siostra leżąca koło mnie z głową zasłoniętą poduszką. - Obawiam się, że też jestem beznadziejna.

- Czekaj... - odwróciłam głowę w stronę siostry, przez chwilę podziwiając nasze złączone włosy układające się w przeróżne, fascynujące wzory - O co chodzi? Ooo... Raffe? Powiedziałaś mu?

- Tak - jęknęła zakrywając się jeszcze bardziej poduszką. Przez nią słyszałam ciche, niewyraźne pociąganie nosem. - Nie przyjął tego za dobrze...

Zamarłam. Wpatrywałam się w jasnozieloną poduszkę bez zrozumienia, nie mogąc pojąć jak ktoś, kto przecież mówił, że kocha moją siostrę, postanowił zostawić ją na lodzie. Samą.

No może niekoniecznie samą, ale jednak oczekiwałam po nim tego, że zostanie przy niej. W końcu to także jego dziecko.

- Zostawił cię? - wykrztusiłam z siebie.

- A myślisz, że dlaczego rodzice się kłócą? - parsknęła chlipiąc - Zaprosiłam go tutaj, nim przyszłaś i powiedziałam, za jednym zamachem, wszystkim. Chłopcy poszli szukać Raffe, lecz wątpię by go znaleźli. Nie znają Wenecji tak dobrze jak on.

- Znajdą i zamordują - powiedziałam spokojnie, ściskając dłoń Alessii. - Ja posłużę im za idealne alibi.

Spod poduszki dobiegł do mnie urywany śmiech.

- Potrzebujesz w tym pomocy?

- Hmm, ktoś musiałby powiedzieć mi, czy moja historyjka jest dość spójna, więc czemu nie? - pozwoliłam sobie na uśmiech, zapominając na chwilkę o Julianie. I tym gdzie teraz może przebywać.

- Wchodzę w to. Mogę nawet zająć się Wiktorią... znaczy pilnować jej, żeby nie wchodziła nam w drogę - rzuciła dziewczyna, odwracając się w moją stronę i odrzucając poduszkę na ziemię.

- Co do Wiktorii... Co tak nagle zmusiło Ettore do tego żeby się z nią ożenił?

- Pytasz, bo zarywał do ciebie? - wzruszyła ramionami - Ettore nie jest stały w uczuciach, to pewnie sama zauważyłaś. Wiktoria to jedynie kontrakt biznesowy, który pomoże mu w dalszej karierze. Oczywiście, biedaczka nie zdaje sobie z tego sprawy, myśląc, że on ją kocha, ale podejrzewam, iż w końcu to do niej dotrze. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo szkoda by było gdyby cały czas się okłamywała.

- Mama o tym wie?

- Nie - Alessia zacisnęła na moment wargi. - Ettore zawsze potrafił świetnie grać. Nawet mnie oszukał, kiedy przyprowadził ją nagle do nas - kilka godzin po twoim wyjeździe - i cały czas przy niej skakał. Zupełnie jakby naprawdę mu na niej zależało, ale potem, gdy przyjechał po nią jej szofer, od razu poszedł na "spotkanie" - zrobiła cudzysłów w powietrzu, przewracając oczami. - Przynajmniej coś takiego wcisnął rodzicom. Mnie nie oszukał tylko dlatego, że widziałam przychodzące wiadomości od jakiejś dziewczyny, która za nim "tęsknnnniła".

Parsknęłam śmiechem, nie mogąc się po prostu powstrzymać. Nie spodziewałam się czegoś takiego po siostrze, ale cieszyło mnie, że potrafiła jakoś zmusić się do zapomnienia o wybryku Raffe.

- O! - szatynka spojrzała w stronę drzwi - Nagle tak cicho się zrobiło, co nie?

- Mhm - odparłam obracając się na brzuch i wpatrując w drzwi małego pokoiku. - To niemal przerażające. Może pójdziesz sprawdzić? Wtedy przynajmniej jedna z nas przeżyje.

- Ej! Nie martwisz się o swojego małego siostrzeńca lub siostrzenicę? - parsknęła z nieukrywanym rozbawieniem - Więc ty idź!

- No chyba cię pogięło, siostrzyczko! - szturchnęłam lekko dziewczynę w ramię i już szykowałam się do wygranej walki słownej, gdy niespodziewanie drzwi się otworzyły.

I oczywiście zaczęłyśmy wrzeszczeć zwyczajnie przerażone tym faktem.

A ja niemal nie zemdlałam, kiedy zauważyłam kto w tych drzwiach stoi.

- Ooo, widzisz mówiłam ci, że to idiota - rzuciła Alessia uspokajając się. - Zawsze wybiera sobie nieodpowiednią chwilę. Julianie Risha my - siostra wskazała na siebie, a potem na mnie - prowadziłyśmy tutaj bardzo ważną i bardzo poważną rozmowę, zaś ty masz czelność wchodzić tutaj bez pukania?

- Oj, daruj sobie - parsknął Julek wpatrując się uporczywie we mnie. - Czemu nagle uciekłaś? Wiesz jak się wystraszyłem, kiedy zauważyłem, że nie ma ani jednej twojej rzeczy? Że już nie wspomnę o tobie? Mogłaś chociaż zostawić wiadomość.

- Czy ja tu słyszę jakieś pretensje? - zapytała Alessia - Dziewczyna się przez ciebie wypłakuje, a ty jeszcze z pretensjami przychodzisz? Co niby miała zrobić? Zostawiłeś ją nagle z pytaniem: "Czy to wszystko co masz do powiedzenia?", i oczekujesz, że radośnie poczeka aż wrócisz nie wiadomo kiedy?

- Czy ja teraz z tobą rozmawiam, wypierdku?

- Tak! - zawołała radośnie szatynka - Jestem adwokatem Julii, więc jeśli chcesz z nią porozmawiać, to tylko przeze mnie. Przyzwyczajaj się, słonko.

- Alessia urocza jak zawsze - skrzywił się, ponownie spoglądając ku mnie, zamarłej na łóżku. - Chyba nie myślałaś, że chcę tak po prostu cię zostawić, co? - zapytał, po czym wzniósł oczy ku sufitowi - Pomyślałaś. Julio, ja naprawdę... Byłem zły i chciałem się rozmówić z ojcem. Nie oczekuj po mnie... Nie jestem idealny, miałem prawo być wściekły po tym jak rzuciłaś we mnie bombę, zacząłem nawet myśleć, że chcesz ze mną zerwać. Znaczy wiem, że będzie ciężko, bo niestety muszę wrócić - w akcie desperacji, chciałem się zwolnić - ale myślę, iż uda nam się prowadzić związek na odległość. Jakoś.

- Naprawdę? - zapytałam podnosząc się z łóżka i ignorując rozdziawioną buzię Alessi, która mamrotała jakieś niewyraźne słowa. Widocznie nie tylko mi mózg się przegrzał - Chcesz spróbować?

- Oczywiście. Nie po to czekałem tyle lat, żeby teraz zmarnować jedyną szansę na pociągnięcie tego dalej. Kocham cię, moja ty wariatko - wysilił się na jeszcze niepewny uśmiech, który zmienił się w radosny, kiedy tylko wskoczyłam mu w ramiona.

- To więcej niż mogłabym oczekiwać! Tak się bałam, że już cię nie zobaczę! - pisnęłam.

- Ja też - wyszeptał Julian.

- Zaraz się porzygam! - jęknęła cierpiętniczo Alessia.

- A nawet dziecko nie powstrzyma mnie przed uduszeniem twojej osoby - warknął Julian. - Czemu wy musicie być takie podobne do siebie? - zapytał następnie całując mnie w policzek. - To niemal okropne. Liga Walniętych Kobiet.

Siostra wydała z siebie okrzyk bojowy, po czym dołączyła do uścisku, mamrocząc, żeby Julek miał się na baczności, bo jeśli znów będziemy przez niego płakać, to niech liczy się z konsekwencjami. Nie za bardzo wiedziałam jak przyjąć tę deklarację (i miałam nadzieję, że niedługo wygłoszę podobną pod adresem Raffe), postanowiłam więc rozczochrać jej tylko włosy.

Widać może nie wszystko skończy się źle.

W końcu po coś istnieje ta niebezpieczna bestia zwana nadzieją!

- Kiedy jedziesz? - zapytała nagle Alessia, psując całą tę magiczną chwilę.

- Za pięć minut muszę wychodzić - oznajmił Julek ponownie całując mnie w skroń. - Chodź tu, ty mój potworku, ciebie też muszę wyściskać przed wyjściem - i chwycił przerażoną szatynkę za ramię, przyciągając ją do siebie.

- Nikomu ani słowa - wyjęczała zgnieciona między nami.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro