rozdział piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


PIĄTEK

************************************

-Tak wracajmy, umieram z głodu - powiedziałam i zabrałam plecak - jak trening?

-To jest dobre pytanie, wszystko było dobrze jednak po odległości tego nie widać, ale wierzę że na zawody wszystko będzie na swoim miejscu. A tobie jak się podobało oglądanie wszystkiego od kuchni?- zasmialiśmy się.

-Nawet nie wiesz jak bardzo. Jednak nie mogę się doczekać kwalifikacji - powiedziałam - zobaczę praktycznie wszystkich. Wracaliśmy do hotelu. Mieliśmy 2 godziny na zjedzenie i odpoczynek przed kwalifikacjami. Naprawdę już nie mogę się doczekać. Zobaczę Niemców, Norwegów, Słoweńców... Za bardzo się zamyśliłam i potknęłam się o krawężnik. Wywaliłabym się, gdyby Andrzej nie złapał mnie za łokieć.

-Dziękuję - spojrzałam na niego.

-Ja nie Ciebie ratowałem tylko sprzęt, kto wie co się mogło wydarzyć - powiedział i zaczął się śmiać.

-Uważaj sobie, bo w każdej chwili Twój sprzęt może wylądować na ziemii - zagroziłam mu - jest pod moją opieką, a jak widać nie radzę sobie z nierównościami powierzchni - zaśmiałam się. Dotarliśmy powoli do hotelu i tam się rozdzieliliśmy. Rzeczy miałam zostawić w sali obok holu i tak zrobiłam. Kwalifikacje za 2 godziny, więc planowałam zjeść coś i się na chwilę położyć. Wychodząc z hotelu, ktoś mnie złapał za rękę. Odwróciłam się i przede mną stał Andrzej.

-Może zjesz obiad tutaj? - zapytał - teraz tak właściwie należysz to sztabu, więc możesz jeść tu za darmo.

-Naprawdę? - zapytałam - przez podróż nie jadłam nic normalnego od 2 dni. Mam ochotę na jakąś zupę.

-Na pewno znajdziesz coś dla siebie - złapał mnie za rękaw i pociągnął za sobą. Weszliśmy do wielkiej jadalni. Nabraliśmy sobie jedzenie. Ja pomidorową, a on makaron z dodatkami i poszliśmy w kierunku wydzielonego nam stolika. Jedliśmy w ciszy. Zupa była przepyszna i bardzo gorąca. Poparzyłam się, ale starałam się to ukryć nie robiąc z siebie większej sieroty niż już mi się udało.
Razem skończyliśmy i Andrzej powiedział - mam coś dla ciebie, ale musisz gdzieś ze mną pójść.

-O jakaś niespodzianka - uśmiechnęłam się. To było bardzo miłe z jego strony. Byłam bardzo ciekawa co to jest.

-No coś w tym stylu - powiedział i poszedł w kierunku schodów, więc ruszyłam za nim. Po wyjściu na piętro  zorientowałam się gdzie jesteśmy oraz gdzie będziemy wchodzić. Otworzył drzwi i puścił mnie przodem.

-Teraz zamknij oczy - powiedział. Zasłoniłam je dłońmi i słyszałam jak wyciąga coś z foliowego worka. Poczułam jak zakłada mi coś na głowę.

-Czekaj, jeszcze nie otwieraj - rozkazał i pociągnął mnie za rękę - idź powoli, jeszcze kawałek i już. Teraz możesz otworzyć. Stałam przed lustrem, a w odbiciu zobaczyłam, że na głowie mam czapkę od Kamila Stocha z naszytymi nazwami sponsorów Andrzeja.

-Kamil, jak usłyszał że będziesz w zespole kazał ją zmodyfikować, aby mogli się tam znaleźć moi sponsorzy - wyjaśnił - teraz mamy takie same czapki. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Matko, jakie on ma piękne oczy. Przysięgam, że chyba nie widziałam bardziej niebieskich oczu.

-Dziękuję, to bardzo miłe - powiedziałam patrząc na niego w lustrze. I nagle drzwi się otworzyły, jakby ktoś w nie kopnął. Bo tak właściwie, to chyba tak było. Do pokoju wparował Paweł i krzyknął - a co wy tu wyrabiacie? Na dole jest turniej piłkarzyków. Dawid i Kamil kontra Adam i Michal. Wszyscy się podzielili na dwa obozy. Myślę że takiego starcia tytanów jeszcze nie widzieliście - powiedział, zabrał telefon i trzasnął drzwiami. Andrzej na mnie popatrzył i powiedział - no to chyba nie może nas to ominąć. Sprawdźmy kto będzie pierwszy - powiedział i zaczął biec.

-Hej to nie fair! - krzyknęłam, lecz był już daleko przede mną. Spróbowałam nadrobić stratę, jednak nie dałam rady. Dopiero zaczynałam zbiegać po schodach, a on już zeskakiwał z ostatniego stopnia. Postanowiłam użyć jednego ze sposobów, jakie przyszły mi do głowy.

-Ała! - krzyknęłam przy ostatnim stopniu i złapałam się za kolano. Andrzej usłyszał i szybko podbiegł do mnie.

-Co się stało? - zapytał i spojrzał na kolano - zawołać lekarza?

-Zawołaj, bo będzie ci potrzebny jak przegrasz ten wyścig - powiedziałam i zaczęłam biec co sił w nogach. Na szczęście wiedziałam gdzie. Otworzyłam pierwsze drzwi i już zobaczyłam drugie, które prowadziły do sali, w której były piłkarzyki. Już dobiegałam do nich, kiedy ktoś mnie złapał w pół tak, że nie mogłam zrobić kroku.

-No nie - powiedziałam, gdy zobaczyłam kto mnie zatrzymał.

-Ty symulantko - zaśmiał się -nie będę pouczać, bo to ja pierwszy nie zachowałem się fair. Zaczęliśmy się śmiać.

- A więc remis? - zapytałam.

-Tak musi być - powiedział - kurcze przechytrzyłaś mnie.  Na co uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko  potrafiłam. Weszliśmy do sali. Kamil z Dawidem wygrywali 9 do 6.  Mecz miał trwać do momentu, aż pierwsza drużyna zdobędzie 10 goli. Nietrudno się domyślić, kto wygrał ten pojedynek. Po czym trener ogłosił - czas już iść na skocznie i się przygotować. A do Kamila i Dawida powiedział - już ja wam dam jutro wycisk. Na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Wszyscy pozabierali plecaki, sprzęt i wyruszyliśmy całą grupą na skocznie. Nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć inne kraje w akcji.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro