rozdział siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


SOBOTA

******************************************

Wczoraj wróciłam o 21 do pokoju, tylko zdjęłam spodnie i rzuciłam się na łóżko. Z jednej strony byłam zmęczona, jakby nie patrzeć był to dość intensywny dzień. Zaś z drugiej nastrój też mi nie dopisywał.

Obudziłam się około ósmej trzydzieści. Przespałam prawie dwanaście godzin, co kiedyś było częstym zjawiskiem, jednak ostatnio się nie zdarzało. Pierwszy trening  miał się odbyć na siłowni o 10 i o tej godzinie miałam się tam pojawić. Miałam więc sporo czasu aby przygotować się na spokojnie i może trochę ogarnąć pokój, bo wczoraj narobiłam tu niezłego bałaganu. Stwierdziłam, że najlepiej będzie zacząć od odświeżenia się. Rozebrałam się i odkręciłem prysznic. Spływała po mnie gorąca woda od czubka głowy aż do samych stóp. Tak, tego mi było trzeba. Stałam tam bardzo długo, zmywając z siebie cały poprzedni dzień. Gdy poczułam, że moje ciało powoli zamienia się w pomarszczoną rodzynkę, wyszłam spod prysznica. Założyłam na siebie ręcznik i wytarłam włosy. Zostawiłam na głowie turban, aby resztka wody się z nich odsączyła. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na zegarek. Wybiła dziewiąta. Zaczęłam zbierać porozrzucane ubrania i włożyłam je do szafy, przy okazji wyciągając coś na dziś. Postawiłam na bluzę od Natalki i czarne legginsy. Przebrałam się w wybrane ciuchy i podłączyłam suszarkę, szybko przełączając na chłodne powietrze. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że moje włosy mają dziś o dziwo dobry dzień. Sięgnęłam jeszcze po kredkę do brwi i  tusz do rzęs. Na koniec przejechałam usta balsamem i byłam gotowa. Pamiętałam, że przy wejściu znajduje się automat z przekąskami i uznałam, że to będzie moje śniadanie. Założyłam kurtkę, czapkę od Andrzeja i wyszłam z pokoju. Winda była zajęta, a ponieważ mi się spieszyło to zbiegłam schodami. Automat stał na swoim miejscu. Wrzuciłam dwa złote i czekałam aż wypadnie moja princessa. Chwyciłam batonik i otworzyłam drzwi.

Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do takich widoków. Słońce dopiero wychylało się zza gór, choć dochodziła dziesiąta. Do hotelu skoczków nie miałam daleko, więc parę minut spacerkiem i byłam na miejscu. Już miałam wchodzić do środka, ale zobaczyłam Andrzeja siedzącego na tym murku, na którym wczoraj siedzieliśmy razem. Chyba mnie nie zauważył, więc postanowiłam zrobić mu dokładnie to ,co on wczoraj zrobił mi. A mianowicie podeszłam i ściągnęłam mu czapkę na oczy. Zaśmiał się.

-Nawet nie muszę się odwracać, żeby wiedzieć kim jesteś - powiedział, ale i tak się odwrócił i spojrzał na mnie.

-To po co się odwracasz? - zapytałam, patrząc na niego.

-Proste, z przyjemności - odpowiedział, zeskoczył z murku i ruszył w stronę hotelu. Stanęłam jak zamurowana, bo nie wiedziałam co na to mogę odpowiedzieć. Na szczęście on nie czekał na żadną reakcję z mojej strony i już stał przy drzwiach, więc postanowiłam, że nie mam czasu teraz na analizowanie i myślenie o tym, co się stało. Wszedł do hotelu, a ja tuż za nim. 

Dochodziła dziesiąta i wszyscy zgromadzili się na dole. Michal stanął na wyższym stopniu i ogłosił plan na dziś. Trening miał potrwać do trzynastej, następnie zawodnicy mieli mieć wolne aż do zbiórki przed zawodami o piętnastej. Wszyscy w tym czasie musieli się stawić u fizjoterapeutów, każdy o innej porze. 

Wszyscy ruszyli do wielkiej sali, będącej ich miejscem do ćwiczeń. Mieli zacząć od rozgrzewki. Kamil i Kuba zaczęli biegać wokół tych którzy preferowali inny sposób na rozgrzanie się. Piotrek zaproponował rozgrywkę w siatko-nogę, na co pozostali przystali z radością. Szybko się podzielili, z czego wyszło, że w jednej drużynie byli "seniorzy", czyli Dawid i Piotrek, a w drugim Andrzej i Paweł. Chłopaki byli świetni w tą grę i fajnie się ich oglądało. Po rozgrzewce wykonywali różne ćwiczenia, a trenerzy sprawdzali czy je dobrze wykonują. Trochę mi się tam nudziło, a inni asystenci nawet nie podnosili głów znad swoich telefonów. Minęły dwie godziny i już nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Stwierdziłam, że pójdę się przejść i zadzwonię do Natalki, która powinna mieć teraz okienko. Już miałam wychodzić, gdy usłyszeliśmy krzyk dochodzący z sali. Podbiegłam do drzwi, ale wszyscy zebrali się w kółko, więc nic nie widziałam. Weszłam do środka i słychać było przekrzykiwanie się nawzajem. Andrzej się odwrócił i zobaczył mnie. Po jego minie było widać, że przyszedł mu do głowy jakiś pomysł. 

-Julka studiuje ratownictwo - powiedział z wyjaśnieniami do pozostałych - jesteś w stanie mu pomóc? 

-Ale co się stało? - zapytałam, a wszyscy zrobili mi przejście. Na podłodze zobaczyłam Kubę, który trzymał się za ramię. Podeszłam do niego i obejrzałam dokładnie rękę.

-Jak to się stało? - ponownie zapytałam Kubę.

-Trenowałem na wózku, poślizgnąłem się i wylądowałem na ramieniu- odpowiedział. W międzyczasie Andrzej przyniósł apteczkę z recepcji, dzięki czemu mogłam usztywnić rękę.

-Moim zdaniem jest złamana - powiedziałam - trzeba jechać do szpitala, niech oni się tym zajmą.

-Mogę go zawieźć - powiedział Andrzej i pomógł Kubie wstać. Paweł pobiegł po klucze do kadrowego busa, a ja poszłam po telefon Kuby i Andrzeja. Widziałam, że wszyscy się martwili, a trener szczególnie. Przed busem, jak przyszłam z telefonami spotkałam właśnie jego rozmawiającego z Pawłem i Andrzejem, którzy pomagali Kubie wsiąść bezpiecznie na tylne siedzenie. Trener spojrzał na mnie i powiedział:

-Z nieba nam spadłaś - na co się uśmiechnęłam. Chłopaki ułożyli Kubę tak, aby jak najmniej odczuwał wszelkie wstrząsy. Andrzej usiadł za kierownicą, a Paweł przyszedł obok nas. Podałam telefony przez odsuniętą szybę.

-Mogłabyś pojechać z nami? - zapytał Andrzej - trener byłby spokojniejszy. 

-To prawda - powiedział Michal - z nim to nigdy nic nie wiadomo - wskazał na Andrzeja, na co wszyscy się zaśmialiśmy, nawet Kuba, co nam trochę poprawiło humory, bo oznaczało że nie czuje się najgorzej. Otworzyłam drzwi i usiadłam na fotelu pasażera. Zapięłam pasy, a Andrzej ruszył.

-Do szpitala jest niedaleko - powiedział Andrzej - jak się czujesz?

-Teraz jest trochę lepiej, ale w sali to była jakaś masakra - odpowiedział - dzięki Julka, gdyby nie twoja pomoc, to oni by mnie wysłali bez usztywnienia i umierałbym tu z bólu.

-Akurat od wczoraj nasz lekarz ma urlop i wraca na następny tydzień - wyjaśnił mi Andrzej - dlatego mogłoby być tak jak mówi Kuba - na co się zaśmialiśmy wszyscy. Do szpitala naprawdę było niedaleko, bo jechaliśmy jakieś pięć minut i już byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z busa i Andrzej otworzył tylne drzwi. Pomógł Kubie wyjść, a ja zabrałam nasze rzeczy i zamknęłam auto. Powoli poszliśmy do środka. Na recepcji wyjaśniłam co się wydarzyło i pielęgniarka skierowała nas do odpowiednich drzwi. 

-Możecie wracać, nie ma sensu żebyście tu czekali, nie wiadomo ile to może potrwać - powiedział Kuba - zadzwonię do Moniki to mnie odbierze. 

-Skoro tak to faktycznie możemy wracać - powiedział Andrzej, a ja podałam Kubie jego telefon - daj znać jak z ręką.

-Okej. Powodzenia na zawodach - powiedział i uścisnął Andrzeja. Wyszliśmy ze szpitala, a słonko raziło, że nic nie było widać. Rozsunęłam kurtkę i zdjęłam czapkę, bo było naprawdę przyjemnie. 

-Masz może prawo jazdy? - zapytał mnie.

-Tak... - spojrzałam na niego pytająco.

-To możesz ty poprowadzić? - zapytał - ja mam już dość jeżdżenia, po tym jak ostatnio wracałem prawie całą drogę z Oberstdorfu. 

-Nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziałam - macie wykupione autocasco? Tak pytam w razie czego... - wybuchnęliśmy śmiechem. W rzeczywistości byłam całkiem niezłym kierowcą. Wsiadłam do auta, poprawiłam lusterka i fotel i przekręciłam kluczyk. 

-Musisz mi wszystko mówić, bo ja się mogę tu zgubić - powiedziałam.

-A co powiesz na przejażdżkę? I tak muszę zjeść obiad, który Michal tu przyniósł, więc równie dobrze możemy się gdzieś przejechać.

-Jest taka piękna pogoda, że chyba nie mogę powiedzieć nie - zaśmiałam się - a więc gdzie mam jechać?

-Na pierwszym skrzyżowaniu w prawo, poźniej w lewo i znajdziemy się na zakopiance - powiedział - uwielbiam tędy jeździć. 

-Jak tutaj jest pięknie - powiedziałam - jadąc autobusem tyle nie widać. Trochę mocowałam się z tym daszkiem przeciwsłonecznym, bo słońce raziło niemiłosiernie.

-Weź moje okulary - powiedział, ściągając je z własnego nosa - pomóc Ci? 

-Jakbyś mógł. Obawiam się, że puszczenie kierownicy w tym momencie nie byłoby bezpieczne - zaśmiałam się. Delikatnie założył mi okulary i było o niebo lepiej.

-Pokaż się - powiedział, na co się z uśmiechem odwróciłam bo wiedziałam że muszę wyglądać śmiesznie, a Andrzej zrobił mi zdjęcie. 

-Hej, tak nie można - zaśmiałam się.

-Musiałem uwiecznić te chwilę, rzadko ktoś mnie wozi - zaśmiał się i wyciągnął swój obiad. Na spokojnie zajadał się swoim daniem, a ja prowadziłam i podziwiałam widoki. Dawno nie czułam takiego spokoju oraz dawno nie jeździłam samochodem, co kiedyś uwielbiałam. Jednak odkąd poszłam na studiach nie miałam za wiele okazji. Andrzej pokazał, żebym skręciła w jakąś uliczkę, co też zrobiłam, więc wyglądało na to że zawróciliśmy. W samochodzie była cisza, nie licząc radia, z którego ledwo co było słychać. Jednak ta cisza nie była niezręczna, a bardzo przyjemna. Jednak Andrzej postanowił ją przerwać, podkręcając radio praktycznie na fula. 

-Ey, cały czas błądzę, ale staram się szukać wyjścia - zaczął śpiewać, a ja wybuchnęłam śmiechem - Wczoraj nieistotne, po to dzisiaj jest by wykorzystać. I zaczął się śmiać razem ze mną. Jednak ja podjęłam się wyzwania.

-Wjechałem all black, no to raczej żegnam, a nie witam - zaczęłam, a Andrzej zrobił chórki - To będzie pogrzeb, trumny same będą się zamykać. Śmialiśmy się tak, że już żadne nie było w stanie wydusić słowa. 

-Wiesz, ten ostatni wers opisuje to co będzie się działo dziś na skoczni - powiedział i znów zaczęliśmy się śmiać. Zajechaliśmy busem przed hotel i zaparkowałam pomiędzy innymi busami kadry. 

-Teraz mam fizjoterapeutę - powiedział - przyjdziesz pod 213 trochę przed piętnastą? Poszlibyśmy po rzeczy i na zbiórkę.

-Okej, będę czekać - powiedziałam, a on zabrał ode mnie kluczyki i poszedł do hotelu.

Miałam około dwudziestu minut, więc postanowiłam chwilę odpocząć. Wskoczyłam na murek, który stał się chyba moim ulubionym miejscem i włożyłam słuchawki, które miałam w kieszeni kurtki. Włączyłam piosenkę Reto, którą śpiewaliśmy w aucie i zamknęłam oczy. Przeleciało jeszcze kilka piosenek i zatopiłam się w nich całkowicie. Patrzyłam jak dzieciaki biegają i rzucają w siebie śnieżkami lub lepią bałwana. Widać było, że bawią się świetnie. Spojrzałam na zegarek, była 14:45, więc weszłam do hotelu. Wsiadłam do windy i wybrałam drugie piętro. Chodziłam korytarzem w tę i z powrotem, aż znalazłam odpowiednie drzwi i oparłam się o parapet naprzeciwko ich. 

Stałam tam jakieś pięć minut zanim drzwi się otworzyły. Jednak nie wyszedł z nich Andrzej jak się spodziewałam, ale ta dziewczyna, która wepchnęła mnie do śniegu. 

-Oh, spodziewałam się tu ciebie - powiedziała - mam nadzieję, że za dużo sobie nie wyobrażasz w tej ślicznej główce. Widziałam, że traktuje mnie jak idiotkę i to już wyczerpało moją cierpliwość do tej dziewczyny.

-Mogę wiedzieć o co ci chodzi? - zapytałam - Coś ci zrobiłam czy jak?

-Otóż zapamiętaj sobie jedną rzecz - powiedziała - to, że chwilowo z Andrzejem mamy przerwę nie oznacza, że już nie będziemy razem. Musisz wiedzieć, że my już tak mamy, rozstajemy się i schodzimy z powrotem. Tacy już jesteśmy, ale Andrzej wie że u nikogo nie znajdzie tego co ja mu mogę dać. Stałam jak wryta i nawet nie wiedziałam co mam powiedzieć. 

-Widzę, że słabo kumasz - powiedziała, zakładając mi włosy za ucho - nawet jeśli coś się między wami wydarzy to on zrobi to dla odskoczni, ponieważ i tak w ogólnym rozrachunku wybierze mnie. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro