Rozdział 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siadam na łóżku zirytowana chyba jak nigdy, zaczynam się poważnie zastanawiać nad swoją egzystencją. Jak tak błahe rzeczy mogą mnie denerwować przed imprezą, na którą czekałam dobre pół roku.

-Pierdolona walizka.- mówię pod nosem, a Chips który leży na powierzchni mojej pościeli cicho wzdycha.- Wiem, kochany, wiem... Też jesteś zmęczony moimi narzekaniami... Ja też. - głaszczę jego złocistą sierść i postanawiam się przewietrzyć. Schodzę na dół i nie mogę wyjść z podziwu jak świetny kontakt po dwóch dniach znajomości mają mama i Stephen z Harry'm, on po prostu przyciąga do siebie ludzi. Ta jego aparycja, głos, akcent, wygląd, a no i jeszcze charakter sprawiają, że jest naprawdę wyjątkowy i zauważam to nie tylko ja. Uśmiecham się lekko na ich widok śmiejących się i popijających prosecco.

-Upijecie się przed samym lotem...- mówię wchodząc na taras. Stephen macha ręką sącząc trunek i przymierza się do otwarcia kolejnej butelki.

-Kochanie, to jest tylko oranżadka...- mówi mama, a ja kiwam głową wiedząc jak najczęściej kończą się ich przygody z „oranżadką". Na parapecie za Stephenem leżą trzy butelki i zastanawiam się, kiedy ich sieknie, uśmiecham się pod nosem na przypomnienie, kiedy to mama i Stephen upili się w ogrodzie i razem z Hailey musiałyśmy im pomagać wejść na górę, bo nie byli w stanie.

-Tak mi tu dobrze, że w ogóle nie mam ochoty lecieć na jakieś Hawaje...- mówi mama, na co spoglądam na Stephena wymownie i zaczynam się śmiać. Odsuwam się od drzwi balkonowych i bosymi stopami przemierzam ogród, żeby zerwać rosnącą na drzewie brzoskwinię.

-Spakowałaś się już?- pyta mama.

-Nie poruszamy tego tematu.- mówię szybko ocierając brzoskwinię o moją satynową koszulkę.- Nie zamyka się, musiałam do was przyjść się przewietrzyć z nerwów.

-Kylie, złość piękności szkodzi...- odzywa się Harry, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech.

-Miałeś rację...- mówi Stephen, przenoszę na niego wzrok i patrzę pytająco. Harry uśmiecha się szeroko i puszcza do mnie oko.

-Mamo, o czym oni mówią?- pytam rodzicielkę biorąc kęs owoca.

-Harry powiedział, że bardzo lubisz komplementy.- unoszę brew, a Harry znów się szeroko uśmiecha i przykłada do ust kieliszek z prosecco.

-Chyba jak każda kobieta...- wnioskuję, a z głębi domu słychać krzyk Hailey, że wróciła. Od razu wybiega na taras chcąc dołączyć do mojej rodzinki, przerywa moje przemyślenia i od razu zasypuje nas milionem wiadomości i czego to ona nie widziała i nie doświadczyła w ciągu dnia. Słońce powoli zaczyna zachodzić, gdy Chips przybiega na taras z wielką potrzebą pójścia wybiegać się jak co wieczór. Idę więc po jego obrożę i smycz i daję do zrozumienia Hazzie, żeby poszedł ze mną. Harry nawet nie czeka, żeby pójść poza wzrok mojej mamy, tylko odbiera ode mnie smycz psa i łapie mnie za rękę.

-Tak się cieszę Kylie...- mówi, gdy tylko wychodzimy poza ogród i schodzimy schodami na plażę.- Boże, czuję się tu jak w raju, mógłbym nic nie mówić, siedzieć w twoim ogrodzie i patrzeć na ocean. Z tobą... To jest spełnienie moich marzeń.- obejmuje mnie mocno i daje buziaka w czoło.- Twoja mama jest niesamowita, taka jak ty, jesteście tak podobne, buzie nam się nie zamykają, jak ze sobą rozmawiamy. Nawet wchodzi mi w słowo jak ty...- mówi, na co zaczynam się głośno śmiać.

-To jest wkurzające.- stwierdzam.

-Bez przesady, przyzwyczaiłem się...- stwierdza z przekąsem. Harry puszcza Chipsa, który wariuje i chce poczuć trochę wolności. Siadam na ciepłym piasku, a Harry usadawia się tak, żebym była między jego nogami. Opieram się plecami o jego brzuch i cicho wzdycham.

-Co ci leży na sercu?- pyta mnie Hazz.

-Nic konkretnego, dobrze mi tutaj. Czemu Harvard nie może być w Kalifornii?- głośno się zastanawiam, ale zaraz zdaję sobie sprawę z gafy.- Przepraszam Harry... Czasami się zapominam.

-Spokojnie Ky, jakoś będę to musiał przejść... Chociaż na ten moment – nie wyobrażam sobie chwili, kiedy będziemy się żegnać.- gdy wypowiada te słowa w gardle pojawia mi się gula, której nie mogę przełknąć.- Aż mnie skręca od tego...

-Dlatego nie myślmy o tym, Harry, żyjmy tym co jest teraz...- uśmiecham się i odwracam głowę żeby dać mu buziaka. Muska mój nos, potem usta, a następnie mocno przytula do swojego torsu.

-Teraz powinniśmy żyć weselem twojego taty.- stwierdza.

-Tylko nawet nie pytaj o walizkę...- H. śmieje się.

-Będziesz w sukience jak panna młoda?- pyta mnie.

-Podobnej, ale nie białej, tylko delikatnie różowej. Nie będę mieć welonu, tylko wianek ze świeżych kwiatów, a buty będą zamienione na bez butów, bo Amy zadecydowała, że jednak ceremonia nie odbędzie się w głównym budynku, tylko na plaży... Romantycznie, nie?

-Nawet bardzo. Ale ja nie czuję takich rzeczy...- stwierdza szczerze, na co jeszcze bardziej do niego przylegam.

-Wiem, to mi imponuje... czasami wkurza, ale tylko czasami...- uśmiecham się, a Harry całuje mnie w czoło.

-Dobrze, że tylko czasami...

Hailey

-Myślisz, że to by wypaliło?- pyta mnie Mandy, na co kiwam głową.

-Idealnie do siebie pasują.- stwierdzam pewnie.- Widzę, jak wzajemnie na siebie wpływają, tak jak kiedyś mogła być to tylko fascynacja drugą osobą...

-...nie rozwijaj się tutaj...- wtrąca się, na co się uśmiecham.

-...to tu jest uczucie Mandy. Tylko, że to nie przetrwa, bo ich drogi się rozejdą. Kylie nie zrezygnuje ze studiów dla niego, a Harry ma tam zespół i perspektywy. Jedno, gdyby pojechało za drugim byłoby nieszczęśliwe.

-Szkoda, bo on jest bardzo fajnym chłopakiem...

-Jest...- potwierdzam słowa Mandy. -...ale dla mnie fenomenem jest to, jak pod wpływem Kylie się zmienił.

-...zmienił się?- pyta.

-Zmienił się, bo ją kocha.

(...)

Kylie

-Jak zamierzacie się przedstawiać rodzinie?- pyta mama, a ja wywracam oczami. Zapinamy pasy w samolocie i już wiem, że teraz będzie dyskusja. Harry się uśmiecha, a Hailey powstrzymuje się od śmiechu, Stephen to samo.

-A co to za różnica mamo...- mówię.

-Kluczowa.

-Powiem, że to mój przyjaciel.- wypalam, a mama wywraca oczami tak jak ja przed chwilą.

-To zacznie się gadka, że w jakieś friendzony się bawisz...- nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.

-Rozwalasz mnie czasami...- mówię kręcąc głową.

-Kochanie, taka prawda, zaraz będą ciotki do mnie gadać, jak ty córkę wychowałaś, że gada wszystkim, że to jej przyjaciel, ale nie przyzna się, że to jej chłopak...- mówi mama, a Stephen ją łapie za rękę.

-Mandy, przestań, zawsze możesz mówić, że jest dorosła i decyduje o sobie.

-Ty nie znasz ciotek Chestera, one zawsze po mnie jeździły.- mówi mama.

-Z takimi to trzeba krótko...- odzywa się Harry, na co uśmiecham się i przypominam sobie sytuację z jego ciotką Meredith, a co najważniejsze i najpiękniejsze wdzięcznością jego mamy.- Kylie dobrze wie jak...- mówi z uśmiechem.

-Och dobrze, ale jak tylko to usłyszę wołam cię i sama się przed nimi tłumaczysz.- mówi mama, a ja zgadzam się.

Lot szybko mija ze względu na to, że śpimy w samolocie. Harry użycza mi swoich nóg jako poduszki, więc wysypiam się co nie miara. Czułam prawie przez cały lot, jak jego palce muskały moje ucho, włosy, policzek, nie spał? Przyglądał mi się? Delektował się chwilą razem? To się staje coraz cięższe.

(...)

Przejeżdżam palcami po strukturze mojej sukienki, poprawiam ją mimo tego, że jest już ułożona idealnie. Wzdycham cicho i spoglądam w duże, obramowane na biało lustro, na plecach natomiast czuję delikatny powiew morskiej bryzy wlatujący przez okno. Goście powoli zbierają się na ceremonię, a ja wciąż wpatruję się w swoje odbicie, by upewnić się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Moje włosy delikatnie opadają mi do przodu, dotykam ich i zakręcone końce oplatam wokół palców. Swój wzrok przenoszę na wianek z kwiatów wanilii i orchidei, biorę go w dłonie i uśmiecham się widząc, że moja ciocia nawet odcienie kwiatów idealnie dobrała do koloru mojej sukienki. W moim pokoju rozlega się ciche pukanie do drzwi na co odpowiadam cichym: „Proszę."

To moja siostra wchodzi do środka w równie pięknej kreacji, ale nieco bardziej zwiewnej, uśmiecha się do mnie i przygląda się temu, jak się prezentuję.

-Pomóc ci z wiankiem?- pyta, na co bez słowa podaję jej go. Przyczepia mi go do głowy odpowiednimi przypinkami i jeszcze stara się dopieścić mój wygląd.

-Harry pyta o ciebie co chwilę...- mówi cicho, na co się uśmiecham.- Chciałby cię zobaczyć.

-Nie, nie chcę... Zobaczy mnie tam.- odpowiadam siostrze, Hails zaczyna chichotać.

-Jakiś przesąd?- pyta przekornie.

-Nie biorę z nim ślubu, nie kieruję się przesądem.- na mojej twarzy gości uśmiech.-To tak po prostu...- stwierdzam.

-Ok kochana, niech będzie jak mówisz.- uśmiecha się i daje mi buziaka w policzek.- Gotowa?

-Chyba tak...- biorę głęboki wdech. Sięgam po bukiet i wychodzę z Hails z pokoju, by drewnianym deptakiem podążyć do wnęki, gdzie do wyjścia szykuje się Amy i jej druhny. Jej siostra i przyjaciółka będą wychodziły jako pierwsza i druga, a ja za nimi, Amy tuż za mną. Nie rozmawiamy z panną młodą widząc jej stres, a gdy ksiądz zarządza rozpoczęcie ceremonii wszyscy wstają, w tle rozlega się grany na skrzypcach Marsz Mendelsona. Czuję dreszcze, które nie opuszczają mnie do momentu, gdy nadchodzi moja kolej.

Tyle oczu na mnie, tyle znajomych twarzy uśmiecha się do mnie, a ja jedyne co daję od siebie to delikatny uśmiech. Bosymi stopami przemierzam drogę wyznaczoną białymi ławkami ozdobionymi tropikalnymi kwiatami oraz ognistymi pochodniami. Nie wiem kogo tak naprawdę szukam w tłumie, chyba osoby, która swoim wzrokiem da mi wsparcie, że nie przewrócę się i godnie przyprowadzę pannę młodą pod ołtarz. Hailey, mama, Stephen, ciocia, nawet tata - nikt nie daje mi tego, czego pragnę... do momentu, gdy pojawia się on. Dopiero teraz obraca głowę w moją stronę i jego wyraz twarzy, rosnący uśmiech wreszcie sprawiają, że cały stres, który mi towarzyszył odszedł jak ręką odjął. Nie mogę oderwać od niego oczu, topię się w nich. Uśmiecham się szeroko, a on cicho mówi pod nosem słowo, które od razu odczytuję z jego ust: „Piękna.", utrzymujemy kontakt wzrokowy do momentu, kiedy muszę już odwrócić wzrok na ołtarz. Czuję się obserwowana, czuję wzrok wszystkich dookoła i mam świadomość tego, że mogłam zaprezentować Amy najlepiej jak tylko mogłam.

Jestem zamyślona przez całą ceremonię i szerokim uśmiechem na twarzy przyglądam się mojemu tacie i Amy, jak mówią sobie nawzajem „tak". Uwielbiałam śluby odkąd pamiętam, a ze względu na to, że mam rodziny dość spore i z jednej i z drugiej strony tych uroczystości było bardzo dużo. Zawsze byłam albo druhną, albo tą małą dziewczynką, która zawsze sypie kwiaty przed panną młodą, tak jak moja mała Mia, która siedzi dziś na kolanach mojej mamy i macha do mnie, gdy spoglądam w jej stronę. Uśmiecha się do mnie i mówi coś na ucho mojej mamy, na co ta podnosi na mnie wzrok i mruga do mnie okiem. Odrywam się od swoich myśli, gdy wszyscy z gości wstają i zaczynają głośno klaskać dłońmi, a dookoła zaczynają lecieć białe płatki kwiatów. Są małżeństwem. Czy to nie jest coś pięknego? Być z jedną osobą do końca życia, którą kocha się ponad wszystko, która jest częścią nas samych. Marzenie. Państwo młodzi wychodzą i prowadzą gości do wielkiej, otwartej na ocean sali, gdzie rozpocznie się świętowanie. Pozostaję w tyle i zaczepia mnie rodzina, witam się z wujostwem i kuzynką Samanthą, której tak by the way bardzo nie lubię. Uśmiechem witam współpracowników taty oraz władze jego wytwórni, ale i wiele wiele innych. Powoli zaczynam ściągać wianek i nie mogę sobie poradzić z przypinkami, a w pobliżu nie widzę ani mamy, ani Hailey, ani osoby, która mogłaby mi pomóc.

-Może ci pomogę?- słyszę za sobą ten głos. Uśmiecham się szeroko i puszczam wianek, tak by mu ułatwić odpięcie wianka. Harry raz dwa radzi sobie z tym i odwraca mnie do siebie przodem wręczając mi w dłonie ozdobę.

-Wiesz co ci powiem?- mówi kładąc dłonie na moich biodrach, na co bardzo się zawstydzam i zaczynam oglądać się do tyłu, czy nikt nas nie widzi.- Spokojnie, wszyscy już poszli...- szepcze i przybliża usta do moich, by delikatnie je musnąć.- Jesteś najpiękniejszą druhną jaką w życiu widziałem...- mówi i ponawia całusa.

-Przesadzasz...- uśmiecham się, na jego twarzy pojawia się uśmiech pewności tego co mówi, delikatnie też kręci głową.

-Bywałem na wielu ślubach i nikt nigdy tak mnie nie oczarował...- ostatnie słowo sprawia, że uśmiecham się szerzej, a wianek odkładam na krzesełko stojące obok. Wolnymi dłońmi ujmuję jego twarz i oddaję pocałunek, Harry przyciska mnie bardziej do siebie, nie chce pozwolić mi uciec.

-Szkoda, że mnie też nie wzięli na drużbę...- mówi, a ja wiem, co chodzi mu po tej bystrej główce.

-Nie będziemy tego tutaj robić...- mówię z przekąsem.

-Zobaczymy...- uśmiecha się i daje mi soczystego całusa. Łapię go za rękę i prowadzę w stronę miejsca, gdzie odbywa się wesele, pierwszy toast jest już wzniesiony, a moja mama szuka mnie wzrokiem, uśmiecha się, gdy widzi nas.

-Nie siedzimy razem przy stoliku...- mówi cicho, na co wywracam oczami – rzeczywiście zapomniałam o tym.

-Bądź spokojny, będziesz siedzieć z Hailey i mamą. Ja idę do głównego stołu.

Wszyscy nas obserwują i zaczynają się rozmowy na temat mojego spóźnienia, albo... co bardziej możliwe, mojego pojawienia się z tajemniczym nieznajomym. Toasty, tort i przychodzi czas na pierwszy taniec. Znów wraca mi stres wiedząc, że to ode mnie zależy jego jakość. Nikt nie wiedział o tym, że będę wówczas śpiewać, ani co będę śpiewała. Wybrałam coś ładnego, niezwykłego i jak ulał pasującego do okazji.

Wstaję z miejsca i podążam na scenę, uśmiecham się do muzyków, a gdy widzę gotowość pary młodej – zaczynam.

Zamykam oczy i wczuwam się w muzykę, która mnie prowadzi i przeszywa na wylot, z uśmiechem i czując swobodę daję się ponieść rytmowi i słowom. „Can't Take My Eyes Of You" jest jednym z moich ulubionych utworów i długo nie mogłam się zdecydować co będę śpiewać, jednakże słysząc tę piosenkę w oryginale w radiu zdałam sobie sprawę, że wybór jest oczywisty. Tata i Amy pląsają w rytm muzyki i nawet widzę jakieś przygotowane figury, co oznacza, że pieczołowicie się przygotowywali. Ich uśmiechy są promienne i to jak kipią szczęściem jest widoczne na pierwszy rzut oka, cieszę się ich szczęściem, cieszę się, że moja rodzina się statkuje. Kończę piosenkę i dostaję gromkie brawa od publiczności, tata i jego żona mocno mnie przytulają, jednak jego słowa „moja perełka, najważniejsza, jak zwykle mnie nie zawiodła" działają na mnie budująco i motywująco, wiem, że mówi to ze szczerego serca. Podążam w stronę stołu nr 4, gdzie siedzi mama, Stephen, Hailey, ciocia, Mia i Harry, a także parę innych znajomych, witają mnie z szerokimi uśmiechami, a mama aż wstaje by dać mi całusa, przytulić, ale i pochwalić „dawno cię nie słyszałam...". Staję jednak koło Harry'ego, on siedząc obejmuje moje kolana nogą i przybliża do siebie.

-Dziwisz się, że się w tobie zakochałem?- unosi brew szepcząc, chichoczę mrugając do niego okiem.- Ja ciebie też bardzo dawno nie słyszałem...

-Nie dłużej niż mama...- mówię.

-Mógłbym cię słuchać codziennie.- stwierdza i przytula jeszcze mocniej. Goście zaczynają się bawić, a ja jak na razie spędzam czas na rozmowach z najbliższą rodziną, po Hailey do tańca przybiega mój kuzyn, który uwielbia ją i gdyby nie to, że Hailey go nie chce, już dawno by się jej oświadczył. Siadam Harry'emu na kolanach i przypatrujemy się tańczącej Hailey oraz mamie i Stephenowi. Bawię się jego włosami i obserwuję go skrupulatnie jak jego ciało nosi rytmiczna muzyka. W stoliku na przeciwko zauważam tę część rodziny, która sprawia, że moja mama jest zestresowana, machają do mnie, więc robię to samo, ale ciśnienie skacze mi w momencie, gdy robi to także Samantha odgarniając blond włosy tak, by pokazać swój obfity biust.

-Czemu jej nie lubisz?- pyta mnie Harry, na wzdycham cicho.

-A co podoba ci się?- pytam go, na co ściska moje biodro, aż się zginam.

-Kylie, przestań. Jest jak Holly, więc nie, ale jestem ciekawy skąd taka nienawiść...- mówi.

-Aż tak to widać?- pytam go, a on się uśmiecha.

-Dokładnie tak jak wtedy, gdy zagięłaś ciotkę Meredith...- mówi i daje mi buziaka w ramię.

-Udajemy przed wszystkimi, że się lubimy, ale obydwie mamy do siebie jakieś sprawy. Ona kiedyś bardzo źle mnie traktowała...- mówię, na co Hazz przenosi na mnie wzrok i stara się mnie uważnie słuchać.-... gdy miałam jeszcze problemy z tuszą bardzo mnie wyśmiewała, byłam pośmiewiskiem na zjazdach rodzinnych i choć zawsze utrzymywała, że to tylko żarty, ja czułam inaczej. Potem schudłam, zaczęłam o siebie dbać, wyglądać, no i przyjaźń z czasów dzieciństwa powróciła, chciała ze mną wszędzie chodzić, zawracała mi dupę telefonami co drugi dzień, ale ja się odcięłam. Nie potrzebowałam fałszu.

-Moja dzielna wojowniczka.- podsumowuje Hazz, zaczynam się śmiać.- Miałyście kiedyś konfrontację?- pyta.

-Nie, wolałabym się nie zniżyć do jej poziomu...- mówię szczerze.

Na scenę wchodzi Ed Sheeran, który już kiedyś obiecał mojemu tacie zagranie na jego weselu i na tę okazję postanawiam porwać Harry'ego na parkiet.

-Wiesz, że nie przepadam...- mówi, na co unoszę brew, więc nie dyskutuje, tylko wykonuje to, co mówię. Delikatnie poruszamy się w rytm muzyki uśmiechając się do siebie, a nasze usta wyśpiewują słowa:

Baby, I'm dancing in the dark / Skarbie, tańczę w ciemności
With you between my arms/ Z Tobą w ramionach
Barefoot on the grass, listening / Boso na trawie, słuchając
To our favourite song/ Naszej ulubionej piosenki
When you said you looked a mess, / Kiedy powiedziałaś, że źle wyglądasz,
I whispered underneath my breath/ Zaprzeczyłem cicho
But you heard it, darling, / Ale usłyszałaś to, skarbie
You look perfect tonight/ Wyglądasz idealnie tej nocy

Well I found a woman, /
Cóż, znalazłem kobietę,
Stronger than anyone I know/ Silniejszą niż ktokolwiek, kogo znam
She shares my dreams, I hope / Ona dzieli ze mną marzenia, mam nadzieje
That someday I'll share her home/ Że pewnego dnia będę dzielić z nią dom
I found a love, to carry more / Znalazłem ukochaną, która zaopiekuje się nie tylko
Than just my secrets/ Moimi sekretami
To carry love, to carry children Of our own/ Ale też naszą miłością i naszymi dziećmi


We are still kids, but /
Wciąż jesteśmy dziećmi, ale
We're so in love/ Tak bardzo się kochamy,
Fighting against all odds/ Walcząc ze wszystkimi przeciwnościami
I know we'll be alright this time/ Wiem, że tym razem będzie dobrze
Darling, just hold my hand/ Skarbie, tylko chwyć moją dłoń,
Be my girl, I'll be your man/ Bądź moją kobietą, ja będę Twoim mężczyzną
I see my future in your eyes/ Widzę moją przyszłość w Twoich oczach

-Uwielbiam ten utwór.- szepcze tak, bym tylko ja go usłyszała.

-Co ma takiego w sobie, że to polubiłeś?- pytam go.

-Odzwierciedla to, co chciałbym mieć...- patrzy mi głęboko w oczy, a ja z lekkim uśmiechem na twarzy obdarowuję go całusem.

(...)

-I co Kylie? Nie zmieniasz planów?- pyta mnie Simon krzyżując ręce na torsie. Stary przyjaciel taty nigdy nie da za wygraną podpisania ze mną kontraktu, jego wspaniale prosperująca wytwórnia próbuje mnie przekonać do rozpoczęcia kariery wokalnej odkąd skończyłam 16 lat.

-Jestem nieugięta, Simon. Moje studia to priorytet...- mężczyzna uśmiecha się i upija łyka swojej whisky.

-Masz charakter po ojcu, tylko szkoda, że z edukacją poszłaś w stronę mamy... Oczywiście nie odbierz tego źle.- śmieję się.- Mógłbym zrobić z ciebie taką gwiazdę jaką jest Ed...- mówi, na co przenoszę wzrok na rudego wokalistę, z którym mój tata współpracuje w produkcji tekstów, Sheeran żarliwie rozmawia z moim Harry'm, który nawet nie przejął się tym z jak wielką gwiazdą rozmawia.-... tyle nagród Grammy...- wylicza Simon.- ...i cały czas pozostał normalny. Byłabyś jak on, sobą, tworzyłabyś to, co kochasz, a wiem, że muzyka nie jest ci obojętna.- staram się jakoś bronić, ale wcina mi się w słowo.- Widać, że to stanowi część ciebie...- mówi z uśmiechem, po czym dołącza do nas mój tata i dziadek Brian. Stają po moich dwóch stronach i obejmują.

-Moja zdolna wnusia jest perfekcyjna pod każdym możliwym względem...- mówi dziadek, na co wywracam oczami.

-Przestańcie tak mnie chwalić...- zawstydzam się, na co tata i dziadek wywracają oczami. Simon się głośno śmieje.

-Widać, że to rodzina Benningtonów.- podsumowuje.

To widać wszędzie i aż nad wyraz.

-A co to za młodzieniec, kochanie?- pyta mnie dziadek, gdy tata i Simon odchodzą na bok.

-Mój przyjaciel...- mówię spoglądając w stronę Harry'ego.

-Ja jestem stary, ale jeszcze ogarniam cukiereczku...- mówi, na co zaczynam się śmiać i przytulam go.

-To pewnie zrozumiesz mnie, jak powiem ci, że nie chcę wchodzić w związek, który i tak skończy się jak wyjadę na studia...- mówię, a dziadek od razu zmienia minę.

-Czyli on jest z twojej szkoły w Londynie?- pyta licząc, że odpowiem mu inaczej, wiem, że chce dla mnie dobra i szczęścia. Niestety potwierdzam jego słowa, a on cicho wzdycha.

-Może to, co powiem będzie przereklamowane, ale pamiętaj kochanie, że to, co ma przetrwać przetrwa, czy to próbę czasu, czy próbę odległości czy innych rzeczy... Wygląda mi na dobrego chłopaka, ma dobry charakter?- pyta mnie.

-Rockman z duszą romantyka...- wreszcie znajduję odpowiednie słowa, by określić Hazzę.

-Czyli jak ja...- stwierdza jednogłośnie, na co zaczynam się śmiać.

-I jest równie skromny i pewny siebie, co ty.- dopowiadam.

Obserwuję bawiących się gości, moja mama rozmawia z rodziną taty, a Stephen dywaguje na jakiś temat z moim tatą. Przenoszę wzrok na stolik gdzie siedział Harry, ale jest tam tylko Ed, który rozmawia z Simonem. Ale gdzie jest... Znajduję go bardzo szybko... Dziadek musi mnie na chwilę zostawić, ale moja siostra zajmuje jego miejsce u mojego boku.

-Ky, oddychaj.- mówi Hails.

-Ta zdzira z nim tańczy, wykorzystała to, że rozmawiałam z dziadkiem.- syczę, a Hailey podaje mi lampkę wina.

-Nie tylko...- mówi moja siostra.-... słyszała rozmowę Mandy z jej matką, Samantha stała obok i gdy twoja ciotka zapytała o ciebie i Harry'ego, a twoja mama przedstawiła umówioną wersję, zdzirka bardzo się ucieszyła.

-Co ty mówisz... Co ona sobie kuźwa myśli Hailey? Że ona może go mi ukraść? Że pójdzie się z nim gdzieś coś w krzaki?- gotuje się we mnie, już mam oddać siostrze kieliszek i wkroczyć w tą chorą akcję, a Hailey łapie mnie za rękę.

-Poczekaj do końca piosenki, bądź dyplomatyczna...- radzi mi siostra, a z moich ust aż wychodzi grymas złości. Obserwuję jej blond włosy, które latają, gdzie popadnie, odrzuca je i odsłania co rusz swój biust.

-Hailey...- syczę, ale siostra nie daje za wygraną.

-Nie bądź porywcza.- mówi stanowczo.- I tak dla Harry'ego liczysz się tylko ty.

-Nie ważne, on jest mężczyzną, a ona kobietą i cholernie próbuje wykorzystać swoje atuty, nawet piosenkę wybrała szybszą, by te cybanty jej podskakiwały...- mówię, a stojąca obok mnie Hailey parska śmiechem. Widząc jej reakcję sama zaczynam się śmiać, jednak mój humor wraca do stanu sprzed kilku sekund, gdy dziewczyna obejmuje Harry'ego, a on... moje biedactwo próbuje się wydostać i robi to bardzo dyplomatycznie. Obraca ją, byleby nie doszło do zbliżenia. Imponuje mi. Na jeden moment wzrok mój i Harry'ego spotyka się, a ta sytuacja się ponawia puszcza do mnie oko.

-Widzisz Kylie? Tylko ty się liczysz...- mówi do mnie Hails.

-Harry zaliczył egzamin wierności...- mówię, na co moja siostra znów się śmieje.-... ale ona dostanie za wszystko...- mówię.

-Tylko jej nie bij.- ostrzega mnie siostra.

-Zobaczymy. Jeden cios i leży.- stwierdzam pewnie.

Piosenka się kończy i Harry bardzo kulturalnie odchodzi od mojej kuzynki, przemierza parkiet w moją stronę, natomiast Samantha siada w swoim stoliku i przemierza wzrokiem po moim H.

-Jeden moment.- mówię, gdy do nas podchodzi. Wręczam mu lampkę wina, a gdy chce mnie powstrzymać od rozmowy z kuzynką, Hails łapie go za rękę i odprowadza na bok. Ze sztucznym uśmiechem przechodzę obok stolików, by wreszcie zająć miejsce przy mojej kuzynce, która wita mnie z równie sztucznym i udawanym zadowoleniem. Zadaje mi pytania, na które nie mam wcale ochoty odpowiadać, więc zwyczajnie udaję, że ich nie słyszę.

-Co ty chcesz osiągnąć Samantha?- wcinam się w jej pytanie o tym, jak uczy mi się w Wielkiej Brytanii.

-Ale...- jest skonsternowana.-... o czym mówisz Kylie...- zaczyna machać sztucznymi rzęsami tak szybko, że mam wrażenie, że powstały wiatr popsuł mi fryzurę.

-O tym, że po raz kolejny wchodzisz mi w drogę.- mówię i wiem, że ona wie o co mi chodzi.

-Mówisz o swoim przyjacielu?- obrusza się z pewnym siebie uśmiechem, a ja czuję jak paznokcie wbijają mi się w skórę.

-Moim chłopaku.- poprawiam ją dosadnie.-Powiem to raz i nie powtórzę...- mówię cicho patrząc jej głęboko w oczy.- Jeszcze raz... - zaciskam dłoń w pięść, by powstrzymać się od uderzenia. -... ale to jeszcze raz poprosisz mojego faceta do tańca, będziesz się przed nim obnażać, podrywać, flirtować, kokietować to sprawię, że nie zapomnisz tego wesela do końca życia...

-Chyba trochę przesadzasz...- lekceważy mnie i chce sięgnąć po wino, ale w ułamku sekundy łapię za jej nadgarstek.

-Zemszczę się wówczas za wszystko co mi zrobiłaś...- syczę.-... za Harry'ego podwójnie... Nie chcesz zaczynać, bo nauczyłam się mścić na takich jak ty.- mówię dosadnie.- Zrozumiałaś?

Nie reaguje, więc ponawiam pytanie, a jej reakcją jest tylko kiwnięcie głową.

-Baw się dobrze.- odpowiadam sucho, odchodzę od jej stolika i podchodzę do siostry i loczka.

-Muszę się napić.- stwierdzam cicho, na co zaczynają się śmiać i idą za mną do barku. Harry obejmuje mnie w biodrach i całuje mnie w głowę.

-Może wpadnę dziś po weselu do twojego pokoju...- proponuje, na co od razu poprawia mi humor.

-Zapraszam...- odpowiadam ze znaczącym uśmiechem.


***

Przepraszam, że mnie tak długo nie było... Studia, studia i studia. Uprzedzam pytania - następny rozdział pojawi się nie wiem kiedy, ale sama nie chcę robić tak długiej przerwy, bo bardzo ciężko się pisze. Póki co delektujcie się i miłego czytania! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro