Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wysiadam z samolotu późnym wieczorem i wzdrygam się na temperaturę tu panującą. Mimo tego, że jest cieplej, nie oznacza, że będzie tak ciepło, jak za oceanem. Zmęczona odbieram bagaż i piszę do mamy SMS, że wylądowałam. Idę do taksówki, która zawozi mnie do mieszkania. Jest 1:00 kiedy ostatecznie rozpakowuję się i biorę prysznic, być gotowa na szkołę, bo Hunter nie odpuści opuszczenia sprawdzianu, na który uczyłam się w samolocie.

Odpowiadam na wiadomość od Hails i zasypiam.

~~~

-Musisz mnie w takim razie bardzo ładnie przeprosić...- mówię, czując coraz większą ekscytację widokiem przyjaciela.

-Oj przeproszę Cię... Najładniej, jak potrafię...- szepcze mi do ucha i wpija się w moje usta.

-Stęskniłem się za tobą, Kylie...- mówi mi w usta.

Nie odpowiadam i przenoszę swoją dłoń na jego pokaźny biceps. Czuję, jak jego usta schodzą niżej i niżej, aż właściwie pod mój stanik. Nosem łaskocze moją skórę, na co chichoczę i wyląduję palce w jego włosy, które ostatnio zapuścił.

Wraca do moich ust, na co uśmiecham się i mruczę mu w usta. Jego język walczy z moim doprowadzając mnie właściwie do śmiechu, czym reaguje zdziwiony.

-Z czego się śmiejesz?- pyta mnie obściskując moją szyję.

-Z niczego...- mówię.-...kontynuuj...

Wpatruję się w sufit i zastanawiam się, co zamierza zrobić potem. Znów mnie całuje, obściskuje szyję i tak w kółko.

-Jus...- mówię.- Uprawiajmy już ten seks.

-Uwielbiam twoją bezpośredniość.- mówi z uśmiechem.

Ściąga mi majtki i zrzuca stanik, po czym on sam zrzuca bokserki i przystępuje do działania. Robi kilka pchnięć, które właściwie nie robią na mnie wrażenia.

~~~

I się budzę.

-Nie ma to jak wspomnienie kolejnego nieudanego seksu...- mruczę pod nosem i niechętnie wstaje z łóżka. Idę włączyć czajnik i włożyć tosty do opiekacza. Następnie myje twarz i nakładam makijaż, który ukryje moje cienie pod oczami. Narzucam dżinsy i dużą bluzę dresową. Dziś nie mam siły na modelowanie się. Włosy spinam w niechlujnego koła. Jem śniadanie i właściwie wychodzę do szkoły.

Wsiadam do auta i ruszam. Z uśmiechem stwierdzam, że w Londynie zaczyna być już wiosna.

W ciągu kilkunastu minut dojeżdżam i wita mnie energiczna machanie Eleanor, do której mrugam światłami.

Harry i Mike palą porannego papierosa, przy aucie Stylesa.

Wysiadam z pojazdu i trzaskam drzwiami.

-Cześć piękna!- krzyczy Mike, na co się śmieje.

-Hej!- odpowiadam mu, a Styles mruga do mnie okiem, na co się uśmiecham.

Dziewczyna przytula mnie i od razu wypala, jak bardzo się opaliłam. Idziemy ku szafkom i ta zdaje mi relację, co się działo, przez tydzień mojej nieobecności. Mówi o tym, jak Hunter zdenerwował się na naszą klasę, że się nic nie uczą, że pytał znów Harry'ego, który dostał kolejną jedynkę. Clice była z nas bardzo zadowolona na wycieczce i powiedziała, że jest dumna, że pokazaliśmy jej kulturalnych ludzi.

Opowiada o koncercie, na którym Holly zrobiła komuś dobrze po pijaku, o tym, że Harry mnie bronił przed The Rough.

-Czekaj co?- zatrzymuję jej słowotok.

-Mówili, że jesteś...- tu ścisza.-...niezłą dupą do ruchania...

Marszczę brwi.

-Tak o mnie mówią?- pytam zszokowana.

-Niestety tak... Nie chcę wchodzić w szczegóły Kylie, ale nie tylko to... Harry zaczął bronić twojego dobrego imienia...

Nagle w tyle słyszę śmiech Stylesa, odwracam głowę w tył i co zauważam, sumie wzrokiem po mojej sylwetce i uśmiecha się, gdy widzi, że go obserwuję.

-Tajemniczy człowiek.- mówię niesłyszalnie.

Dzwoni dzwonek, na co El prowadzi nas m wykłady do profesor Peiper. Tam siadam na swoim miejscu i nauczycielka pyta mnie, czy mam zaległy esej, który jej wręczam i znów spotykam się ze wzrokiem H.

-Moi drodzy!- klaszcze w dłonie nauczycielka.- Proszę się dobrać w pary i będziecie pracować nad kwestią operacji psychologicznych w przypadku zagrożenia wojennego.

Siedzę w pojedynczej ławce, więc chcę szturchnąć Amy, która siedzi o ławkę dalej, czy będzie ze mną, ale w momencie, gdy wszyscy szukają par - do mnie dosiada się Styles.

-Pana ktoś tu zapraszał?- unoszę brwi.

-Sam się wprosiłem...- mówi mi i przysuwa się bardzo blisko.

-A co pomyśli Holly?- pytam.

-Co kogo to obchodzi...- wzrusza ramionami.

Dostajemy materiały, w których zaczynam szukać informacji do zadań.

-Stalkowałeś mnie...- mówię, na co on podnosi wzrok z kartki.

-O czym mówisz?- pyta.

-Jak byłam w LA oglądałeś wszystkie snapy Hailey...- mówię z uśmiechem.-...to podchodzi pod paragraf...

-Już od dawna miałem ją w obserwowanych. Chociaż nie ukrywam, że snap stał się ciekawszy, kiedy pojawiłaś się tam...- mówi, na co zaczynam się śmiać i daje mu kuksańca w żebro.

-Szczególnie, jak Hailey ujęła Cię, jak byłaś podpita na urodzinach Justina Biebera...- akcentuje znacząco, na co się śmieje.-...i tańczyłaś bardzo seksowny taniec z Kylie Jenner.

-Do Work?! Boże, co za kompromitacja...- mówię, na co on zaczyna się śmiać.

-Bez przesady, wyglądałaś fajnie...- mówi.

Nauczycielka zwraca nam uwagę i wracamy do pracy.

-A potem zniknęłaś...- mówi ciszej.

Wzdycham cicho na wspomnienie o nocy, która jeszcze nigdy nie miała właściwie odpowiedniego biegu.

-Coś nie tak?

-Zniknelam, bo upr...- mówię, ale się powstrzymuję.

-Czemu zniknęłaś?- pyta podsuwając ucho bliżej.

-Ale nikomu nie mów...- mówię mu prawie do ucha.-...uprawiałam seks.- szepczę.

Harry podnosi wzrok na mnie i patrzy zszokowany.

-To Ty nie jesteś taką cnotką...- mówi, na co ja znów daje mu kuksańca.

Harry uśmiecha się, ale później jego uśmiech zmienia się na niepewny.

-Chcesz mnie o coś zapytać?- pytam widząc tę chęć w jego oczach.

-Bardzo chcę...- mówi, na co chichoczę.- To znaczy: Chciałbym.

-Dawaj...- wypisując fragmenty potrzebne do utworzenia notatki.

-A to był dobry seks? Taki dobry - dobry?

Podnoszę na niego wzrok i unoszę brwi.

-Czy Ty mnie pytasz, czy miałam to słowo na "o"?- pytam, czując jak moje policzki stają się czerwone.

Kiwa głową, na co ja opuszczam swoją i po chwili kręcę głową przecząc.

-Nie?!- szepcze głośno.

-Nie, Harry...- odpowiadam mu.

-Co za palant, no...- mówi.

Zaczynam się śmiać.

-Tylko Ty mi nie mów, że Ciebie obchodzi, czy kobieta jest usatysfakcjonowana...- mówię niedowierzając.

-A jak myślisz, dlaczego ona ciągle do mnie wracała?- pyta Hazz wskazując głową na Holly.- Bo dawałem jej możliwość doznania, a inni faceci nie. To co, że uprawiałem z nią tylko seks, skoro to ona wracała. Ja korzystałem - przez potrzeby.Ona przychodząc do mnie wieczorem już była po trzech innych... Dlatego ją tak traktowalem i traktuje.

Wysłuchuję go do końca i uśmiecham się pod nosem. Harry przysuwa usta do mojego ucha.

-Kiedyś ci to wynagrodzę...- mówi, na co wywraca oczami i zaczynam się śmiać.

-Nie wynagrodzisz...- upieram się, na co on uśmiecha się szeroko.

-Szybciej niż ci się wydaje.- mówi i nauczycielka każe nam przerwać pracę, by dodać parę szczegółów do naszych prac.

Czytam uważnie materiały i Harry odchrząka.

-Kylie?- mówi cicho.

-Hm?- mruczę sunąc wzrokiem po literach.

-Muszę ci coś przekazać...

-Co dokładnie?- pytam go.

-Facet, który nas nagrywał w studio Twojego znajomego zadzwonił do mnie przedwczoraj i zaproponował, abyśmy przyszli i żeby posłuchał jego kumpel, jak gramy, by potem grać u niego co sobotę.

-Wow Harry, to cudownie! -mówię z uśmiechem na twarzy.

-Może przyszłabyś hm?- pyta.-To jutro wieczorem...

-Bardzo chętnie, z wielką przyjemnością...- uśmiecham się.

-Super...- Harry ukazuje dołeczki.

Przepisuję notatkę.

-A... i Kylie nie mów nikomu... Być może dostaniemy tam robotę, nie chcę tłumu...

Uśmiecham i dotykam jego dłoni.

-Masz jak w banku...- odpowiadam.

Lekcja kończy się niedługo później, nauczycielka każe nam to dokończyć w domu, bo będą z tego oceny.

-Jedziesz dziś na siłownię?- pyta mnie Harry zasuwając krzesło.

-Jadę, jadę...- uśmiecham się.-...choć nie próżnowałam w LA.

-A co robiłaś?- pyta mnie, kiedy idziemy w stronę wyjścia.

-Kiedyś tam trenowałam, więc skorzystałam z okazji i wróciłam na kilka treningów do dawnego instruktora.

-Nabrała większych mięśni?- pyta Hazz.

-No pewnie...- śmieję się ironicznie.-A Ty co robiłeś?- pytam, gdy idziemy ku szafkom.

-Byłem u mojej mamy... Bo był dzień matki w UK... a potem szkoła. Dużo przesiedziałem w garażu z Joshem i kleiliśmy nowe kawałki.

Otwieram szafkę i chowam do niej książkę. Harry opiera się o tę obok i przygląda mi się.

-Kylie, Masz wory pod oczami...

-Wiem, że mam, nie wysłałam się dziś...- mówię.

-Czemu?

-Bo o północy wyladowałam. Nim się położyłam była 1-2...

(...)

Wracam do mieszkania i przebieram się w dresy. Chowam krótkie spodenki i stanik sportowy do torby i wychodzę z mieszkania. Właśnie zaczyna lać deszcz i co gorsza na niebie kotłują się burzowe chmury. Szybko wsiadam do auta i wtedy słyszę ogromny grzmot.

-Nie lubię burzy...- mówię pod nosem.

Jadę trochę dłużej niż zwykle właśnie przez lejące się strugi wody. Dojeżdżam i parkuję na tyłach, bo o dziwo dziś nie ma miejsca. Wchodzę tylnym wejściem i od razu podążam do szatni, ubieram sie, apotem idę do recepcjonistki i daje jej swój karnet. Trener siedzi na telefonie i przewija coś na ekranie.

-Doczekałem się Ciebie...- mówi mężczyzna, na co się szeroko uśmiecham.

-Już wróciłam.- wchodzę na matę.

Rozmawiam trochę z mężczyzną i zaczynam trening.

(...)

-KYLIE! MOCNIEJ! WALNIJ!

Wykonuję półobrót z walę w trzymaną przez trenera poduchę.

-Super!- krzyczy i daje mi odpocząć. Kładę się na macie dychając.

-Szkoda, że Harry nie przyszedł wcześniej...-mówi trener.-...pobilibyście się trochę..

-Miał przyjść...- mówię oddychając ciężko.

-Może się spóźni...- mówię, a trener kiwa głową.

Wtedy burza wali grzmotem tak mocno, że światła zaczynają mrugać.

-Zapowiada się niezła zawierucha.- mówi trener.

Dziękuję mu za trening i idę do szatni, gdzie potem słyszę kolejny potężny grzmot. Szybko wskakuje tam pod prysznic. Ubieram się i poprawiam włosy, które zaczęły się kręcić. Rozczesuje je i upinam w niechlujnego koka.

Biorę torbę na ramię i nakładam kaptur. Trener stoi na korytarzu i oczekuje na H.

-Wciąż go nie ma?- pytam zdziwiona.

-Może coś mu wypadło...- mówię.

Żegnam się z trenerem i przechodzę przez drugą salę, by wyjść drzwiami tylnimi. Deszcz leje potwornie, ale jestem w stanie rozpoznać szamotających się mężczyzn. Jeden z nich jest wyższy od drugiego i zaraz ten niższy leży na ziemi, a tamten kopie go w brzuch, niższy skowycze z bólu. Przestraszona zaczynam krzyczeć, a ten wyższy przestrasza się, obraca się w moją stronę i zwiewa. Podbiegam do leżącego mężczyzny i moje serce zatrzymuje się na sekundę.

-Harry!- wykrzykuję przerażona i kucam, przy nim. Dotykam jego twarzy.- Harry! Harry! Słyszysz mnie?

-Kylie?- mruczy ledwo słyszalnie przez zagłuszający lejący deszcz.-Zabierz mnie stąd...- mruczy.

Próbuję go podnieść, ale proszę go, by mi pomógł – jest zbyt ciężki. Opiera się o mur i staje na nogach sycząc z bólu. Pomagam mu iść do auta, ale w dużej mierze radzi sobie sam. Wsiada, podaję mu ręcznik, by otarł sobie delikatnie twarz od wody.

-Jadę do szpitala...- mówię odpalając auto.

-Nie...- mówi.-... zaraz będą robić dochodzenie...

-Ale Harry, możesz mieć jakieś uszkodzenia wewnętrzne...

-...Kylie...- mówi cicho.-Zawieź mnie do domu...- mówi.

Wzdycham cicho.

-Masz tam apteczkę? Tabletki? Maści?- pytam go.

-Nie wiem, najwyżej podejdę do apteki...- poprawia się na fotelu sycząc.

Spoglądam na niego.

-Dobra, skoro nie chcesz szpitala to pojedziemy do mnie...- mówię.

-Ale Kylie...- mówi cicho.

-Nawet mnie nie denerwuj i nie odmawiaj mi.- mówię stanowczo i ruszam.

Wycieraczki pracują w te i we w te, nie nadążają zbierać wodę. Na ulicach jest mało aut, więc szybko dojeżdżam.

-Wjedź na drugie piętro windą i idź pod drzwi po lewej stronie – mieszkanie numer 7.

Kiwa głową.

-Pomóc ci?- pytam go, na co przeczy i wysiada.

Wtedy ja też wysiadam i łapię za jego torbę, z którą szedł na siłownię. Jedzie na górę, gdy ja już idę po schodach. Gdy on wysiada, ja pokonuję ostatnie półpiętro. Otwieram mieszkanie i wpuszczam go do środka.

-Usiądź na kanapie...- mówię mu, a on kręci głową.

-Pomoczę ci ją i ubrudzę...- mówi i siada na hokerze. Zamykam drzwi i patrzę na niego przez kilka sekund.

-Co masz w tej torbie?- pytam go.

-Dresy, ręcznik, koszulkę sportową...

-W takim razie...- mówię.- Pójdziesz do łazienki, wrzucisz swoje rzeczy do pralki, wszystko masz brudne od błota i przebierzesz się w dresy. Potem nałożę ci odpowiednie specyfiki na brwi, wargę i nałożysz sobie na brzuch.

Harry spogląda na mnie spod byka i nie wie co robić.

-Na co czekasz?- pytam go.- Chodź...- mówię.

Prowadzę go do łazienki i tam pokazuje jak włączyć moją pralkę. Wychodzę, ale przypominam sobie, że nie dałam mu ręczników.

-Harry, poczekaj...- mówię głośniej.- Ręczniki mam dla ciebie.

-Wejdź.- mówi ze środka.

Wchodzę i właśnie widzę, jak ściąga przemoczoną koszulkę. Kurde... Ale jest umięśniony... Ma wyraźnie wyrobiony tors, lekki sześciopak i co uwielbiam u mężczyzn: charakterystyczną literę V.

-Przy... przy... przyniosłam ręczniki...- mówię podając mu je.

Na jego twarzy zauważam cień uśmiechu.

-Zrobię coś do jedzenia...- mówię już odwracając się.

-Nie jestem głodny...- mówi za mną.

-A ja ciebie w ogóle nie słucham...- mówię zamykając drzwi.

Zastanawiam się co zrobić i decyduję się na zapiekankę z makaronem, którą zresztą miałam robić na następny dzień. Po 20 minutach słyszę jego wołanie.

-Kylie?

-Tak?

-Jak włączyć suszarkę?

-Włóż tam rzeczy, przekręć na 15 minut i włącz...

Wkładam zapiekankę do środka i włączam piekarnik na 20 minut, a zaraz po – czajnik. Idę do sypialni, by się przebrać też z przemoczonych ubrań, szukam wygodnych legginsów i koszulki, a gdy słyszę sygnał, że czajnik już wrze, wychodzę z pokoju przekładając przez głowę górną część garderoby. Włosy spinam w kucyka i nalewam wodę do kubków, gdy słyszę zgrzyt otwierających się drzwi od łazienki. Odwracam się do niego przodem i spoglądam na niego. Wygląda o wiele lepiej, ale marszczy brwi robiąc kolejne kroki.

-Boli cię brzuch?- pytam.

-Boli...- mówi cicho i siada na kanapie.-Ale nie ukrywam, że mniej niż wcześniej...- mówi.

Uśmiecham się lekko i podaję mu kubek herbaty. Cicho dziękuje i poprawia się na kanapie.

-Kylie?- mówi obracając się lekko.

-Tak?- wyciągam zapiekankę na blat i nakładam część jedzenia Harry'emu.

-Nie wiem, jak ci dziękować...- mówi cicho.

-Przestań...- uciszam go i wyciągam sztućce dla niego.

-Ale naprawdę... Nie podejrzewałbym, że zabierzesz mnie do swojego mieszkania, że dasz mi się tu ogarnąć, że się mną zajmiesz...- mówi.

Okrążam wyspę kuchenną i idę ku niemu, stawiając głuche kroki.

-Nie znasz mnie jeszcze...- uśmiecham się i podaję mu talerz.- Uważaj! Gorące...

Kilka minut później słyszę ciche mruczenie i stukanie widelcem.

-Ja pierdziele, ale to jest pyszne...- mówi z pełną buzią.

-Dziękuję...- uśmiecham się i siadam na fotelu. Zjadam część swojej porcji i przyglądam się jego podbitemu oku. Ma siniaka na ręce i widzę, jak czasami się krzywi.

-Masz bardzo ładne mieszkanie...- ogląda się dookoła, uśmiecham się i wnet zauważam leżące i suszące się na kaloryferze stringi. Staram się tam nie patrzeć, bo wtedy on też się spojrzy. Obniżam wzrok na talerz.

-Moja mama je urządzała...

-Zadbała o twój kącik na pół roku...- uśmiecham się pod nosem. Harry kończy jeść, a ja prostuję nogę,wstaję by zanieść talerze.

-Połóż się teraz na kanapie, muszę ci oczyścić rany i nałożyć maści.- mówię.

Cicho jęcząc, kładzie się. Idę do schowka i wyciągam dużą apteczkę, którą mama mi kupiła, kładę ją na fotelu, a na widok wielkiego pojemnika robi duże oczy.

-To też twoja mama?- pyta.

-Bardzo mnie kocha...- uśmiecham się szeroko i biorę spirytus, watę i maść przyspieszającą gojenie.

Kucam przy nim, na co lekko się uśmiecha.

-Nie będę cię czarować, ale to będzie porządnie szczypać...- mówię patrząc w jego oczy.

-Przeżyję...- mówi i przykładam mu wacik nasączony alkoholem. Momentalnie zaczyna syczeć.

-Nie czarowałaś...- marszczy czoło, nachylam się bardziej nad nim i jeszcze dotykam.

-Możesz nie przerywać...- mruczy cicho, na co spoglądam na niego z góry i zdaję sobie sprawę, że właśnie przed oczami miał mój biust.

-Powstrzymaj się...- mówię czując, jak kąciki moich ust idą ku górze.

-Jaką ty masz miseczkę?- pyta uśmiechając się zawadiacko.

-Harry! Uspokój się!- zaczynam się śmiać.

-Oj Kylie... Droczę się z tobą...- mówi, a ja kręcę głową ze zrezygnowaniem.

Następnie nakładam mu maść na brew i rozcieram delikatnie sunąc opuszkiem o prawie całej długości.

-Ok, teraz posmarujesz sobie brzuch...- mówię mu wstając na równe nogi. Chcę odwrócić się do apteczki, ale łapie mnie za nogę i przytrzymuje.

-Posmaruj mi...- patrzy jak szczeniaczek.

-Pfff! – prycham.- Nie będę smarowała twojego brzucha.

-Oj Kylie, mnie jest niewygodnie...

-Harry...- jęczę z poirytowaniem.

-Nakarmiłam cię, umyłam, jeszcze żądasz, żebym smarowała ci brzuch tak?

-Umyłaś? Widzę, że twoja wyobraźnia jest bujna...- mówi uśmiechając się.- ...jak chcesz to ja ciebie też mogę umyć...- porusza znacząco brwiami.

-...Harry! Zamknij się już!- zaczynam się śmiać.

On śmieje się głośniej widząc moją irytację i unosi koszulkę.

-Wskazuj, gdzie cię boli...- mówię mu.

W ciągu 5 minut nakładam mu cieniutką warstwę żelu, który wchłania się w mgnieniu oka. Każę mu tak leżeć, podczas gdy ja chowam apteczkę do schowka. Gdy się odwracam Harry już siedzi na kanapie i przygląda mi się.

-Twój tyłek genialnie wygląda w tych legginsach...- mówi zaczepnie.

Odwracam się w jego stronę i unoszę brwi.

-Godzinę temu byłeś umierający, a teraz już pełen sił...- mówię.

-To wszystko dzięki tobie...- mówi uśmiechając się, wracam do niego i siadam na kanapie koło niego. Schylam się i szukam ładowarkę do telefonu pod ławą w salonie i czuję, jak Harry nachyla się nade mną i sięga po swój telefon. Gdy ją łapię i podnoszę głowę moje oczy znajdują się kilka cm od twarzy Stylesa, który wpatruje się we mnie.

-Nie patrz się tak na mnie...- mówię, a on przybliża swoją twarz.

-Harry...- mówię cicho i bardzo ostrożnie.

-Nie przepuszczę takiej okazji...- mówi cicho i przybliża swoje usta do moich. Z wielkim zaskoczeniem obserwuję jego czyny, czując jak składa na moich ustach delikatne muśnięcia, które wręcz oczekują odwzajemnienia. Trąca mnie swoim nosem i dotyka delikatnie moich ust językiem, a to w jakiś sposób sprawia, że mięknę. Lekko zamykam oczy i przybliżam się do niego. Harry uśmiecha się lekko i unosi dłoń na mój policzek, a drugą ręką przyciąga mnie bliżej. Otwieram znaczniej usta wydając cichy pomruk w usta Styles'a i czuję, że przypominam sobie włoską imprezę, po której miałam... nie ważne co... Ale pamiętam, jak było mi dobrze... Swoją dłonią dotykam jego policzka, ucha, a potem miękkich jeszcze zmierzwionych wodą włosów. Moje palce wplatają się w nie, a z tym momentem Harry wsuwa język do moich ust i pocałunek zmienia się w nowe doświadczenie. Jest tak dynamiczny, że właściwie nie wiem, kiedy leżę na Harry'm, a on ściska moje pośladki.

Harry

Jej oczy są zamknięte, a głowa lekko uniesiona do góry, obdarowuję jej porcelanową szyję milionem mokrych pocałunków, które zostawiają mokry ślad. A te spięte pośladki, są jak dwa kamienie i to jeszcze bardziej mnie podnieca. Wracam na jej usta i... wow... jest nieźle... Jej język i mój są jak puzzle po prostu uzupełniają się pod każdym względem. Jeszcze to, jak mruczy mi w usta, jak wyjękuje moje imię.

Kylie

Czuję, jak temperatura rośnie w moim ciele, ale gdzie najbardziej? W podbrzuszu... Czuję cholerną potrzebę pójść o krok dalej, bo właśnie doświadczam czegoś, czego dawno nie miałam. Uwielbienia seksualnego facetem - i muszę to przyznać - Styles jest seksowny i mnie kręci i wiem też, że z nim nie miałabym tego, co z Justinem.

Jego palce dotykają mojej kości ozonowej, a dłoń wchodzi pod legginsy, zaraz ściska moje nagie pośladki, majstrując przy majtkach. Nie odsuwam się od jego ust, które cholera... są majstersztykiem w sztuce całowania.

-Kylie...- szepcze.-...na łóżku będzie nam wygodniej...

I wtedy coś mi strzela do głowy, jakby rozum powrócił do działania. Patrzę w jego oczy i wstaję natychmiastowo z niego i poprawiam ubrania. Wycieram usta.

-Kylie, co się stało?- pyta zdezorientowany, a jednocześnie przestraszony.

-Nie, to...- mówię cicho.-...my nie powinniśmy się całować...- mówię szybko i idę po pościel do schowka.

-Ale właściwie dlaczego? Jesteśmy wolnymi ludźmi...- pyta.

-Nie chce przekraczać swoich granic...- mówię i kładę mu na fotelu poduszkę i kołdrę.

-Jakich? O czym mówisz?- pyta wstając i podążając za mną.

-Moich granic... Idź spać, za dużo się dziś wydarzyło.- mówię szybko i zamykam drzwi od sypialni.

Przyciskam się plecami do nich i ciężko oddycham.

To, co się ze mną dzieje to coś dziwnego... Bardzo. Faceci facetami, ale to coś z Harry'm jest inne. Pożądam go, ale granice rozsądku mi na to nie pozwalają.

Poza tym, ja nie chcę być ubezwłasnowolnioną studiując.

Kuźwa, życie jest trudne.

Przebieram się pidżamy i wchodzę do łóżka.

Zasypiam.

***
Co sądzicie? ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro