Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siadamy w ławkach. Studentka, która wchodzi do klasy jest przeciętnej urody, ma kręcone blond włosy do ramion, brązowe oczy, jest niższa ode mnie i ma na sobie dżinsy i bluzkę, na którą nałożyła zielony żakiet, ohydny zresztą. Dziewczyna prosi cicho o ciszę i uwagę, po czym siada na biurku.

-Zakładam, że część z was, albo wszyscy uprawialiście seks...- zaczyna.

Klasa zgodnie przytakuje.

-Lubicie to?- pyta z uśmiechem.

Klasa zaczyna się śmiać i wszyscy zgodnie mówią: "Tak".

-Jak często uprawiacie seks?- pyta.

Mike się zgłasza.

-Bywa, że codziennie, zależy...

-Od czego to zależy?- pyta studentka.

-Od potrzeb...- dodaje Lewis.

-...albo np. jak ubierze się twoja dziewczyna do szkoły, czy będzie miała na sobie obcisłe legginsy, czy flanelową spódniczkę...

-...czyli od tego, jak bardzo podkreśla swoje atuty...- podsumowuje dziewczyna.

-Np. tak jak Kylie...- mówi Harry.

Wstrzymuję oddech i powoli odwracam się do tyłu.

-Co proszę?- pytam.

-Specjalnie ubierasz takie spodnie... Podkreślają twoje pośladki...

-Żałosne.- mówię cicho.

Studentka jest zakłopotana. Dziewczyna kontynuuje, a El szturcha mnie ramieniem.

Spoglądam na nią, a ona pochyla się do mojego ucha.

-Harry tak właśnie podrywa laski...- mówi.

-Się przeliczył...- mówię.

Alana i El chichoczą.

Odwracam się jeszcze raz do tyłu, by się na niego spojrzeć, a on uśmiecha się łobuzersko i posyła buziaczka.

(...)

-Przyjadę po ciebie ok. 11, ok?- pyta Gary.

Kiwam głową.

-Masz mój numer?- pytam, a on przytakuje.

-W takim razie jesteśmy umówieni.- mówię i wsiadam do samochodu.

Piątkowy wieczór mam zamiar spędzić przy dobrym filmie, misce popcornu i kubku kakaa. Jadąc zauważam wielką reklamę na bilbordzie i ta bardzo mnie interesuje.

Wpisuję adres siłowni, która reklamuje się. Karnety na fitness -20%. Ha! Ja i fitness? Nie... Chciałabym dalej trenować kickboxing. Albo chociaż ogarnąć jakąś porządną siłownię. GPS prowadzi mnie na adres kilkanaście minut z mojego położenia. Parkuję i wchodzę do środka. Za stolikiem siedzi blondynka w obcisłej różowej koszulce i legginsach. Uśmiecham się widząc jej promienny uśmiech. Z drzwi obok wychodzi mężczyzna w bokserce i dresach.

-Katie, co mam teraz?- pyta.

-Poczekaj...- odzywa się piskliwym głosikiem, a ja czekam, aż kobieta skończy.- Masz teraz wolne, potem grupę.

-Ok.

Mężczyzna zapisuje coś w zeszycie, a recepcjonistka zwraca się do mnie.

-Chciałabym zapytać, czy są prowadzone zajęcia z boxingu, albo kick-boxingu?- pytam.

Mężczyzna podnosi wzrok i ukradkiem lustruje mnie od góry do dołu.

-Są...- mówi, wyprzedzając dziewczynę.-Prowadzę trening personalny z boxingu. Trenowałaś?

-W Los Angeles, ale bardziej traktuję to jako utrzymanie dobrej formy ciała.

-Masz umięśnione nogi...- mówi.-Musisz dobrze poruszac się na macie.

-Nie wiem...- odpowiadam nieśmiało.

-Sprawdzimy to... Możesz chciałabyś zacząć od razu?- pyta.- Mam wolną godzinę.

-Nie mam ze sobą stroju...- mówię.

-W naszej siłowni trzeba mieć koszulkę z logo, a spodenki losztują tu 10£. Więc i tak musiałabyś kupić tu.

-W takim razie proszę o jedną lekcję z trenerem personalnym i prosze doliczyć tę koszulkę i spodenki.

Dostaję do rąk papierowy czytnik i skanuję wchodząc do szatni. Tam widzę same otyłe panie, spocone, jak sądzę po fitnessie. Uśmiecham się do nich i zaczynam się przebierać, nakładam koszulkę i spodenki. Z półki w szafce widzę ręcznik, jak wydaje mi się dla mnie. Przerzucam go przez ramię i do ręki biorę wodę chwilkę tenu kupioną w automacie. Wychodzę z szatni i idę ku sali, tam trener uśmiecha się i zaprasza na matę.

-Załóż rękawice...- mówi podając mi je.

Nakładam rękawice i czuję, że miło mieć znajomy uścisk w dłoniach. Mężczyzna buerze worek.

-Nawalaj!- krzyczy.

Mój trening się zaczyna. Trener krzyczy: "dawaj!", "nie poddawaj się", " dobrze chodzisz!", "noga". I wtedy zaczyna się mój ulubiony trening. Moje nogi unoszone do góry walą worek z całej siły.

Harry

Narzucam torbę na ramię i wchodzę do środka. Katie jak zawsze siedzi na swoim miejscu i uśmiecha się widząc mnie. Podaję jej karnet, ona go skanuje i oddaje. Mrugam do niej oczkiem i wchodzę do środka. Przebieram się i biorę łyka wody idąc na siłownię. Wchodzę na salę boxingu, a Matt, który aktualnie ma trening macha do mnie.

-Mocniej!- krzyczy do dziewczyny, która stoi do mnie tyłem i zwinnie operuje rękawicami.

-Dawaj!- dodaje, a ona zakańcza pojedynek otwartymi uderzeniem z kolana.

-Odpocznij chwilę...- mówi do dziewczyny, a ta siada na macie i pije szybko wodę.

-Dobra jest, prawda?- pyta mnie Matt.

-Nowa?- pytam.

-Pierwsze zajęcia.

Dziewczyna wstaje z szerokim uśmiechem i patrząc na mnie zakłada rękawice.

-Teraz mi wierzysz?- pyta Kylie, a jej łobuzerski uśmieszek przyprawia mnie o mrowienie w podbrzuszu.

Nie jestem w stanie nic powiedzieć, tylko patrzę na nią szeroko otwartymi oczami.

-Chyba tak...- mówię cicho.

-Chyba?- Kylie unosi brwi w zirytowaniu, jest taka ponętna w sportowym staniku, krótkich spodenkach. Nawet nie wiem kiedy zaczynam dokładnie oglądać jej ciało, od umięśnionego brzuch, pełnych, lekko ściśniętych piersi, szczupłych, ale umięśnionych nóg.

-W takim razie zmierz się ze mną...- mówi wyrywając mnie ze stanu odrętwienia, czuję, że moje usta są zwilżone, musiałem je oblizać. Podnoszę wzrok na jej twarz, a na niej gości uśmiech pełen wyższości.

-Tak Harry! Też dobrze boksujesz...- mówi Matt.

-Dawaj Styles! Dam ci fory.- mówi, a moje nogi drżą. Obraca się i wypina do mnie tyłek kładąc butelkę z wodą.

-Dobra.- mówię szybko.

Jest serio seksowna.

Nakładam rękawice i przygotowuję się do pojedynku z Kylie. Kilka kosmyków z jej koka błądzi po jej pokrytym potem czole. Gdybym miał ją w łóżku mogłaby robić ze mną fantastyczne rzeczy. Jej ciało pokryte lekkim potem, nagie, poruszające się na górze. To mogłoby być zajebiste uczucie. Nagle uderzenie w brzuch powala mnie na matę, Kylie stoi znieruchomiała i wybucha śmiechem. Matt jej wtóruje.

-Już?- pyta, a ja próbuje złapać oddech i czekam aż wątroba i żołądek wrócą na miejsce.

-Nie byłem gotowy...- mówię.

Kylie wywraca oczami.

-Zawsze jest jakaś wymówka...- mówi i nachyla się, by podać mi dłoń. Kurwa nachyla się, a ja nie mogę odlepić wzroku od jej piersi. Holly ma miseczkę B, a ona stuprocentową C.

Łapię za jej dłoń i podnoszę się do góry.

-Lepiej już nie rób Harry'emu krzywdy Kylie...- mówi Matt, a ona uśmiecha się szeroko.-Dokończmy to, co zaczęliśmy...- dopowiada.

Bierze worek i dziewczyna nawala w niego z całej siły. Idę na bieżnię by mieć na nią widok, naprawdę dobrze boksuje, ale zupełnie nie widać tego po jej rękach.

Biegnąc rozmawiam z Gary'm przez telefon.

-Radzę ci się za nią brać...- mówię widząc jak nawala z kolana w worek.

-Co ty taki miłosierny stałeś? Ty i rady? Rzecz bezcenna.- ironizuje.

-Możesz?- pytam.

-O co ci chodzi z tą dziewczyną?

-Mi o co chodzi? To ty się na nią napaliłeś, a gdybyś ją teraz zobaczył półnagą... Uuu...

-Półnagą?- pyta Gazz.

-Taa... Miseczka C.- mówię.

-Wow Einsteinie, zdążyłem zobaczyć.

-Ale ma ładną pupę...- mówię i mało przez to nie przewracam się na bieżni.

-Gdzie ty cholera jesteś?

-Na siłowni, trenuje u Matta...

-Ha! Mówiła prawdę!- śmieje się.

-Ale śmieszne...- mówię cicho.

Kylie z uśmiechem dziękuje za trening i schodzi z maty. Matt podaje jej ręcznik i butelkę wody.

-Do zobaczenia...- mówi i wyciera czoło ręcznikiem.

-Już poszła...- mówię.

-Luzik, będę ją miał na oku cały dzień.

-Gazz, mamy koncert...

-Boże pamiętam!- mówi.

Rozłączam się i wkładam słuchawki do uszu.

Kylie

-Przyjdę w tygodniu to wtedy kupię karnet...- mówię dziewczynie w recepcji.

Ta kiwa głową i żegna się krótkim cześć.

Idę ku mojemu samochodowi, wsiadam do środka i odpalam silnik. Droga się ciągnie bardzo długo, wjeżdżam w sam środek korku. W trakcie telefonuję do Hailey, która opowiada o przerwie wiosennej. Brakuje mi jej trajkotania na co dzień. Mówię jej, gdy siedzę przed telewizorem i oglądam przyjaciół. Robi długie aww i mówi, że czas nam zleci, a my wtedy zobaczymy sie i na pewno nie wypuścimy z objęć.

Biorę prysznic wieczorem i mam ochotę na coś na kolację po takim wysiłku. Szukam czegoś w internecie i znajduję zapiekankę z makaronem, kurczakiem i sosem beszamelowym. Sprawnie wszystko robię i część zjadam.

(...)

-Tutaj bardzo często można zobaczyć brytyjskich celebrytów...- mówi Gary wskazując palcem na restaurację Carve Moi Bleu.

-Na przykład?- pytam gryząc donuta.

-Alana spotkała tu Nicka Grimshawa, a inna moja koleżanka Kelly Osbourne z Adele.

-Warto tu koczować...- mówię wycierając palce w chusteczkę.

-Chodź idziemy dalej...- mówi łapiąc mnie za rękę.

Czuję się co najmniej dziwnie... Staję w miejscu i patrzę na złączone dłonie, a Gary widząc to, robi się czerwony i puszcza dłoń.

-Następny przystanek?- pytam.

-London Eye...- mówi Gary.- Zarezerwowałem dla nas bilety, żeby nie stać w kolejkach.

Uśmiecham się i idę obok chłopaka deptakiem, który prowadzi do sławnego diabelskiego młynu. Gary podaje nazwisko, a sprzedawca wpuszcza nas. Wsiadamy do wagonika i czekamy aż ruszy. Zauważam, że chłopak odrzuca połączenia i rzuca do mnie przepraszające spojrzenie. Gdy jego telefon wibruje po raz setny mówię, by odebrał, a ja robię trochę zdjęć panoramie Londynu.

-Co?, Napisałem ci sms-em, Jak zwykle, od czego ty masz telefon?!, Powiedziałem, że będę, więc będę, Weź się zamknij, Spadaj, Kończę.

Wysyłam parę fotek mamie i Hailey.

-Przepraszam...- mówi skruszony.

Uśmiecham się dając mu do zrozumienia, że nic się nie stało.

-Piękny widok...- mówię patrząc na panoramę zaśnieżonego Londynu.

-Tak ładnie jest tylko zimą i wiosną, potem już nie...- Gary przysuwa się i kładzie rękę na oparciu kanapy za moją głową, na której siedzimy.

-Czemu wiosną?- pytam czując bardzo ładny zapach jego perfum.

-Bo cała przyroda budzi się do życia...

Uśmiecham się.

Telefon Gary'ego znów dzwoni, a on cicho klnie pod nosem i przeprasza mnie.

-Halo?... Zadzwoń do Josha, ja jestem zajęty... Już ty dobrze wiesz... Jesteś dupkiem...

Uśmiecham się szeroko i opuszczam głowę. Gary kręci głową i zaczyna się śmiać.

-Czasami nie ogarniam dlaczego uważam go za kumpla...

-Josha?

-Harry'ego...

Wycieczka dobiega końca.

-Muzeum Figur Woskowych?- pyta, a ja kiwam głową.

(...)

-Ale mnie bolą stopy...- siadam na krześle w jednej z restauracji, Gary się uśmiecha i ściąga kurtkę z barczystych ramion.

-I tak nie zobaczyłaś jeszcze wszystkiego...- mówi ściągając szalik.

Kelner się z nami wita i podaje kartę dań. Zamawiamy pizzę i po herbacie.

-Np. co jeszcze warto tu zobaczyć?- pytam odgarniając włosy do tyłu.

-Np. powinnaś zobaczyć jeszcze obserwatowrium w Greenwich... Byliśmy tam na wycieczce rok temu i od tamtego momentu mamy zakaz...- Gary śmieje się pod nosem.

-Co zrobiliście takiego?

-Harry przez przypadek strącił stare okulary i wasza wychowawczyni jakoś ubłagała muzeum, by nie musiał płacić odszkodowania.

Zaczynam się śmiać.

-Ale zmarzłam...- mówię pocierając dłonie o swoje nogi. Nasze parujące herbaty zjawiają się na stole.

-Opowiedz mi jak to jest w Kalifornii...- mówi mieszając napój.

-Po pierwsze i najważniejsze, cały rok jest ciepło... Świeci słońce, jest niedaleko do plaży... Kalifornijczycy to głównie rozpuszczone dzieci przez ich rodziców. Cała filozofia...- mówię biorąc łyka płynu.-Aa! Full imprez...-dodaję.

Gary uśmiecha się szeroko.

-...i sławna "Spring Brake"...

Uśmiecham się.

-To w Miami.- mówię z uśmiechem na twarzy.

-Pojechałbym na to, tam to dopiero ludzie imprezują...- opiera głowę o dłoń.

-Moja siostra chce mnie zabrać tam w kwietniu, możesz do nas dołączyć...- mówię.

-Byłoby ekstra.

Pizza pojawia się na stole, gdy kończymy ją jeść Gary musi się zbierać, bo dzwoni do niego Harry.

-Przepraszam, że muszę już iść...- mówi, a ja unoszę dłonie do góry.

-Nie martw się mam stąd dwa przystanki autobusem.- mówię.

-Zawiózłbym cię, ale Styles mnie zabije jak się spóźnię...

Uśmiecham się lekko.

-W porządku.

Ubieramy kurtki, a Gary wyciąga pieniądze i płaci za nasz posiłek, chcę prostestować.

-Żadnego płacenia z twojej strony, zaprosiłem cię i to, że się zgodziłaś było dla mnie niespodzianką...

Uśmiecham się szeroko.

Wychodzimy z restauracji i stajemy na chwilkę przed nią.

-Dziękuję za dziś Gary...- mówię z uśmiechem.- Spędziłam ten dzień fantastycznie.

-Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Ja też ci dziękuję...- mówi obejmuje mnie barczystymi ramionami.

Klepie go niezręcznie dłonią po plecach, gdy odsuwa się na bok uśmiecha się nieśmiało.

-Do zobaczenia...- mówi.

Wsuwam słuchawki do uszu i zmierzam ku przystankowi. Czekam na autobus i wkrótce jestem w drodze do domu.

Harry

Sprawdzam mikrofon i podłączam sprzęt. Eleanor zziajana wbiega do klubu.

-Dziś znów będzie max!- mówi siadając na schodkach.

-Fantastycznie...- mówię z uśmiechem.

Josh sprawdza bębny, a ja siadam na scenie i odpisuję sms-a od siostry. Gary wchodzi z gitarą na ramieniu i wita się głośnym: Cześć.

-Gdzie twoja randka?- pytam ją, a on odkłada instrument na scenę.

-W domu...- mówi z uśmiechem.

-Nie zaprosiłeś ją?- pytam marszcząc czoło.

-Na koncert?

-Nie, do opery, Gary! Jasne, że na koncert. Laski lecą na muzyków...- mówię, jakby to była oczywistość.

-Ona nie wygląda na taką, która leciałaby na muzyków.

-Gazz, każda leci...- kręcę głową.- Gdybyś ją zaprosił szybciej wskoczyłaby ci do łóżka. Myślałem, że ty wiesz takie rzeczy...

-Ona się uczy i uczy... Takie koncerty to nie jej bajka. Zresztą wydaje mi się, że to nie jest typ muzyka.

-Ale co ci zależy...- upieram się.- Zrobiłbyś furorę nią i odegrałbyś się na The Rough. Pamiętasz?

-Tak...

-...dzwoń do niej, z góry przeproś, że nie zaproponowałeś wcześniej i wyślij taksówkę po nią, jak się zgodzi.

Gary wyciąga telefon.

-Żebym ja ci takie rzeczy mówił...- mówię cicho do siebie.

(...)

Na miejscu jest już bardzo dużo osób. Drzwi się otwierają i zamykają. Robimy próbę mikrofonów po raz kolejny, a Holly, jak zawsze stoi w obcisłej sukience na szpilkach i łasi się do mnie. Gdy przez drzwi ciemne pukle włosów wchodzą do środka, mężczyźni wstrzymują oddech. Niepewnie przemierza 5 metrów koło baru, a ja szturcham Gary'ego, który uśmiecha się szeroko i poprawia skórzaną kurtkę na plecach.

-Boże, kto ją tu zaprosił?- słyszę syk z ust Holly.

-Gary.- odpowiadam.

Kylie uśmiecha się szeroko i obejmuje Gary'ego, trochę niepewnie. Gołym okiem widzę, że ma spódniczkę i przylegający top na ramiączkach. Gary szepcze jej coś do ucha, a ona wybucha śmiechem.

-Brawo Holland...- mówię pod nosem.

Jako, że wybija dwudziesta znaczy to, że musimy zaczynać. Podchodzę do mikrofonu, a Gary uśmiecha się i idzie do nas. Witam wszystkich krótkim przemówieniem, a potem zaczynamy. Naszą pierwszą piosenką jest Good Girls. Rozkręcamy się co dwa tygodnie właśnie nią, do tego ludzie się rozgrzewają. Po dwóch zwrotkach ludzie absolutnie szaleją, a skupiam się na tym co robię najlepiej. Gram na gitarze, a moje palce absolutnie żyją własnym życiem, suną po strunach jak chcą, oczywiście zgodnie z rytmem piosenki. Spoglądam na Gary’ego, a ten uśmiecha się i zaraz śpiewamy kolejną partię piosenki. Muzyka. To jest moje życie, to chcę robić w życiu, zarabiać, tworzyć. To jest to, co mnie uszczęśliwia, kobiety są ważne, ale muzyka to moje serce i dusza.

(…)

Piski i brawa pod koniec występu są wyrazem tego, że publiczność jest zadowolona. Odkładam gitarę i biorę łyka piwa, by moje gardło wreszcie zostało zwilżone. Holly wbiega na szpilkach na scenę i wpija się w moje usta, na co dziś średnio mam ochotę. Z uśmieszkiem na ustach podglądam poczynania Gary'ego i Kylie. Dziewczyna przytula go, a on pociera swoją ręką jej plecy. Mówią sobie coś na ucho. Zauważam, że The Rough wychodzą ze swojej miejscówki i podchodzą do Gary'ego i Kylie. Bernie-wokalista, którym Gary ma naprawdę na pieńku mówi coś, co peszy Kylie, mój przyjaciel się spina, a Josh pokazuje ruchem głowy, żebyśmy tam podeszli. Odkładam butelkę.

-Harry!- piszczy Holly.

-Jezu, zamknij się i jedź do domu...- mówię co sprawia, że jej twarz staje się czerwona.

Ignoruję ją i idę w stronę już mówiącego podniesionym głosem Gary'ego.

-Spadaj stąd!- mówi Gazz, podchodząc pokazuję El, żeby wzięła Kylie na bok.

-O co ci znów chodzi Bernie...- mówię.

-O nic, absolutnie o nic...

-Gazz by się nie zdenerwował, gdyby o nic nie chodziło, nie sądzisz?- mówię opierając się o blat baru.

-On wszystko bierze na serio.- śmieje się Bernie ze swoimi kolegami.

Gary chce go uderzyć, ale łapię go za ramię i każę wyjść do Kylie.

-Co mu powiedziałeś?- pytam, gdy Holland odchodzi.

-Ja pierdziele...- wzdycha.- Powiedziałem mu, że fajna dupa z niej i oby ją równo pieprzył.

Unoszę brwi, a ręce mnie świerzbią by tylko złapać go za kark i wynieść z klubu.

-Mogłeś sobie odpuścić, to było nie w porządku...- mówię.

-A co ty nagle taki święty się zrobiłeś?- śmieje się.

-Nie widzę w tym nic śmiesznego, nie zaczynaj takich tematów w ogóle...

-Jak macie taki ból dupy po tym to ok...- unosi dłonie w geście obronnym.-...My już się zmywamy. Nara.

-Gdzie jest Gazz?- pytam Eleanor, gdy The Rough wychodzi.

-W kanciapie pracowników.

Idę tam równym krokiem i oczom nie wierzę, gdy wchodzę, nie wiem ile się stało przez może 5 minut tej rozmowy, ale staję wmurowany. Kylie przytula się do Gary'ego, a dłonie mojego przyjaciela błądzą po jej plecach. Dziewczyna odważyła się pójść krok do przodu.

Dziwnie się czuję patrząc na tę dwójkę, z jednej strony cieszę się, że Gary jest coraz bliżej osiągnięcia upragnionego celu, ale z drugiej Kylie jest pyskata i mnie wkurza, ale to chyba ja chciałbym być na miejscu Gary'ego i chyba ta Amerykanka nie zasługuje na to by być celem.

Wychodzę z pokoju i wracam do baru.

-Gdzie oni są?- pyta Josh zdezorientowany.

-Zostali tam, gadają.

Zamawiam drinka i siadam na hokerze. Czuję się strasznie dziwnie, nigdy się tak nie czułem. Gdy Kylie odchodzi zerkam tylko na nią i przenoszę wzrok na Josha, który siedzi przy barze.

-Ja już będę jechała...- mówi do Gary'ego, a ten kiwa głową.

-Mam nadzieję, że będziesz następnym razem...- mówi.-...i obiecuje ci, że czegoś takiego nie będzie następnym razem.

Kylie uśmiecha się nieśmiało i wychodzi z klubu.

-Wiesz, że teraz powinineś z nią pojechać młotku?- mówię mieszając drinka.

-Ale po co?

-Uratowałeś ją, a dziewczyny na to lecą.

Gary patrzy na mnie zdziwiony.

-Czyli powinienem iść?

-Tak, brawo, dajcie mu Nobla...- mówię sarkastycznie.

Gary łapie za kurtkę i gitarę i wychodzi.

Kylie

Czekam na taksówkę, gdy głos Gary'ego odzywa się za mną.

-Myślałem, że będziemy jeszcze coś grać, ale Harry powiedział, że to koniec na dziś, więc cię odwiozę.

-Nie, nie musisz...- mówię z uśmiechem.

-Dokładnie to zrobię.

Prowadzi mnie do swojego samochodu i gdy wsiadam do środka od razu zapinam pasy.

-Ta dzisiejsza sytuacja była bardzo nie w porządku....

Opuszczam głowę.

-Przepraszam cię za nich, są strasznie szczerzy i ich zachowanie to debilizm.

-Ja...- zaczynam opierając głowę o okno.

-The Rough to tylko nasi znajomi, od czasu do czasu gramy wspólne koncerty, ale nic nas z nimi nie łączy prócz wspólnego klubu.- mówi i rusza z miejsca parkingowego.

-Czemu wspólnego?- pytam.

-Gramy tu co dwa tygodnie, w jednym my, w drugim oni.

-To wasz klub?- przenoszę wzrok na Gary'ego.

-Nie... Wspólnego przyjaciela...- dodaje.

Droga wydaje się biec powoli, ale jest przyjemnie, z głośników uwalniane są ciche dźwięki Highway To Hell AC/DC. Uśmiecham się szeroko.

-Lubisz ten zespół?- pytam.

-ACDC?

Kiwam głową.

-Są w porządku. Póki wożę Harry'ego do szkoły ta płyta musi być w samochodzie.

-Czemu?- zaczynam się śmiać.

-Harry ich uwielbia i dopóki jego samochód nie zostanie naprawiony ACDC grają u mnie.

Uśmiecham się szeroko. Jako, że od klubu do mojego mieszkania jest niedaleko Gary parkuje pod kamienicą.

-Nagrywaliście coś?- pytam zanim wysiadam z samochodu.

-Coś tak, ale nieprofesjonalnie oczywiście. Domowa robota.

Uśmiecham się szeroko.

-Chciałabym posłuchać więcej waszych utworów...- mówię.

-Zapraszam na próby w garażu Josha...- mówi z szerokim uśmiechem.

Między nami zapada krótka chwilka ciszy.

-Dobrze to, ja się już będę zbierała...- mówię do Gary'ego.

-Było mi bardzo miło, że przyszłaś...- Gazz podnosi się na fotelu i łapie mnie za rękę.- To wiele dla mnie znaczyło Kylie...

Chcę mu dać buziaka w policzek na pożegnanie, ale on dotyka swoimi ustami moich. Od razu się odsuwam, przez chwilkę patrzę mu w oczy, po czym się peszę im

ki wychodzę z samochodu. Moje nogi wręcz biegiem prowadzą mnie do środka, a gdy już jestem w mieszkaniu przeklinam cicho. To nie może być tak. Nie chcę, obiecałam sobie, że nie zakocham się w żadnym facecie i na żadnego nie spojrzę jak na kolegę. Siadam na fotelu i staram się myśleć racjonalnie. Londyn jest tylko przystankiem, z którego po otrzymaniu śwuadectwa czym prędzej wyjeżdżam, by przygotować się do studiów na Harvardzie. Obiecałam sobie, więc nie mogę złamać tej obietnicy. Czuję, że dopada mnie zmęczenie, więc wzdycham ciężko i idę wziąć szybki prysznic, a następnie zasypiam w łóżku.

****
I co sądzicie laseczki??? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro