Rozdział 59

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Muszę wam opowiedzieć, co działo się przez kilka kolejnych dni.
Choć porozmawiałam z Harry'm przed pubem brata Mike'a i Chrisa..... to... nie oznacza, że nagle znów staniemy się sobie bliscy. To był tylko mały epizod, w który dałam do zrozumienia Hazzie, że mu nie wybaczę, że już nie będzie jak zawsze, ale ze możemy pozostać normalni. Na próbie trzymaliśmy, dobra ja trzymałam, dystans taki jak tylko mogłam, ale wiadomo jak jest w tańcu. Bardzo ciężko. Jednakże byłam pod wielkim wrażeniem zaangażowania H. widać, że ćwiczył w domu, znał wszystkie kroki, a nawet dwa razy zdarzyło się, że mnie poprawnie nakierował. Widzę, że się stara i doceniam, że nie napiera. Zachowuje się jak dżentelmen. Po próbach tańca zwykle chodziliśmy wspólnie na obiad - dla jasności, nie ja i Harry, ale cała paczka tancerzy. Zawsze jednak uciekałam jako pierwsza ze względu na próby, które miałam u Kenny'ego w lokalu, jako że czekał mnie pierwszy godzinny recital. Coś wspaniałego, publiczność oklaskiwała mnie na stojąco, a i część pozytywnie gwizdała, poza tym trzykrotne bisy dały mi satysfakcję najwyższą z możliwych. Harry był na recitalu mimo, że nie powiedziałam mu o nim, a co jeszcze ciekawsze zabrał ze sobą Gemmę i jej nowego chłopaka. Siostra Hazzy skakała, śpiewała ze mną i nie raz udawało mi się złapać z nią kontakt, a nawet wykonać jakiś gest w jej stronę. Styles stał oparty o framugę przejścia ewidentnie skupiony na muzyce i całym przedstawieniem. Po recitalu Harry, Gemma i Michael podeszli do mnie z małą paczuszką oraz butelką alkoholu i jak to powiedziała Gemma:

"Mieliśmy ci kupić kwiaty, ale stwierdziłam, że dla nich będzie lepiej jak zostaną w kwiaciarni"😉


Hazz chciał zagadać, zaprosić na wspólną kolację we czwórkę, ale odmówiłam, oczywiście, że odmówiłam i choć potem wkroczyła w to Gemma i było mi bardzo trudno to jednak zostałam przy swoim. Wróciłam do domu i zaczęłam czytać maile od zarządów uczelni o wstępne przesyłanie informacji i plików z moimi osiągnięciami, ale stwierdziłam, że poczekam jeszcze dwa dni, gdy będę miała w swojej kolekcji certyfikat oraz zdjęcie ze sławnym psychologiem. Profesor Bloom zapewnił mi to.


A dziś... Maluję paznokcie i czuję, że ręcznik z głowy zaraz mi się zsunie, zastygam więc w niewygodnej pozie, byleby nic mi nie runęło - ani pazury, ani włosy. Podnoszę wzrok na ubrania, które sobie zaplanowałam na dzisiejsze urodziny Eleanor i stwierdzam, że naprawdę pokażę klasę. Beżowa sukienka, z tzw. hiszpańskimi ramionami, a na dekolcie wycięty trójkąt podkreślający biust. Obcisła, odpowiedniej długości, seksowna, ale przede wszystkim klasyczna. Tak muszę się zaprezentować, bo to raczej jedna z ostatnich wspólnych imprez z moją paczką przed wyjazdem na Harvard. Gdy paznokcie są zrobione przymierzam się do suszenia włosów, zrobienia makijażu, w którym zamierzam zaszaleć. Moja ręką trzęsie się, gdy wykonuje kreskę eye linerem, ale potem zyskuję kolejny poziom pewności siebie widząc moje zabójcze oczy (przepraszam za brak skromności, ale mam najpiękniejsze oczy, zaznaczmy, że po mamie) i uśmiecham się do siebie szeroko. Maluję się, a makijaż dopełniam delikatną szminką koloru różowego. Włosy, które zaczęły żyć własnym życiem ujarzmiam prostownicą i rozczesuję. Spoglądam na zegarek, który wisi nad moim telewizorem i choć mam jeszcze trochę czasu, postanawiam pojechać do Eleanor i pomóc jej w ostatnich dociągnięciach. Zamawiam taksówkę, biorę torebkę, pudełko z prezentem i jeszcze raz sprawdzam się w lustrze i schodzę. Taksówka podjeżdża chwilę później pod moją kamienicę, więc wsiadam i wyciągam z torebki zaproszenie. Na adres, który przedstawiam kierowcy mężczyzna unosi brwi i bez słowa rusza.
"Jadę do ciebie już." piszę Eleanor, a ona w mgnieniu oka mi odpowiada.
"Boże, całe szczęście, za długo mi zeszło u fryzjera. I wszystko pewnie zdążymy na styk. "- śmieję się do telefonu i wzdycham cicho.
Jak będzie dziś? Spokojnie? Bez spin? Bez zbędnych powrotów do tego, że wtedy w pubie nie było tak, jak wyglądało?
Dziś chcę się bawić, mam o wiele lepszy humor niż na rocznicy otwarcia pubu przez brata Mike'a i nie chcę się niczym przejmować.

Ani Harry'm, ani nikim innym...


Droga nie trwa dłużej niż 15 min i kiedy widzę ogromny apartamentowiec opada mi szczęka, dosłownie. Płacę za usługę i wysiadam z auta, jestem przerażona i zaszokowana, nie wiedziałam, że Eleanor jest aż tak bogata, bardzo zyskała w moich oczach, bo wcale się tym nie chwali i nie obnosi.

Klasa.

Wchodzę do środka, a tam recepcjonistka kieruje mnie na piętro 50, czyli ostatnie.
To właśnie tam odbędą się urodziny.
Zgodnie z poleceniem jadę poprawiając usta w windzie, a także biust i wygładzam sukienkę. Winda zatrzymuje się, a drzwi się otwierają. Eleanor stoi na drabinie i wiesza światełka, widzę przerażenie na jej twarzy, więc od razu odkładam torebkę, prezent i ściągam buty, by swobodnie jej pomóc.
-Boże, Ky, ja jestem w takiej dupie, ludzie zaraz się będą schodzić, a ja nie mam podstawowych rzeczy... - krzyczy.
-Przestań przeżywać, wszystko zdążymy. - odpowiadam krótko i zaczynam rozkładać do misek przekąski, kładę je wszystkie na różnych stolikach, a gdy otwieram jej lodówkę załamuję ręce widząc ilość chłodzącego się alkoholu.
-Ile ty osób zaprosiłaś? - pytam ją.
-15-20 jakoś... - odpowiada podłączając lampki do prądu.
-Kto to wszystko wypije?
-Między innymi ty... - śmieje się El, po czym zamykam drzwi lodówki i pomagam jej schować drabinę w jakimś magazynie za kuchnią. Zaraz zabieram się za podłączanie komputera do głośników, a następnie przenosimy z Eleanor poduchy do siedzenia w domu i część w ogrodowej części dachu.
-Mój tata powiedział, że jak ktoś poniszczy mu drzewka owocowe to znajdzie ancymona. - mówi El.
-Na kamerach zobaczy? - śmieję się, a ona mi przytakuje.
Gdy zanosimy ostatnia poduchę na ogród, z windy wysiada Alana, Lewis, Jordan, Mike, Josh, Gary, a za nim wloką się Nancy i Holly.
-Ky, dzwoniłem do ciebie. - mówi oburzony Mike.
-A co chciałeś? - pytam.
-Teraz to już nic ważnego. - dodaje i każdy z przybyłych znajomych rzuca się na El z życzeniami, ja idę po swój prezent i ustawiam się w kolejce. Mike rozgląda się po apartamencie Eleanor i widząc sprzęt muzyczny biegnie do niego, by zapodać jakieś fajne kawałki. Holly bardzo mnie obserwuje i gada coś do Gary'ego, który nie zwraca na jej słowa specjalnej uwagi. Nie obchodzi mnie jaką plotkę tym razem o mnie wymyśliła. Za mną w kolejce staje Josh, który zagaduje mnie, czemu nie wzięłam dziś ze sobą Chrisa.
-Co masz na myśli? Nie byłam ani nie jestem z nim aż tak blisko, by zabrać go na imprezę urodzinową bliskiej mi koleżanki. - mówię.
-Szkoda nam go było tego wieczoru, jak musiałaś wrócić do domu. - oznajmia Josh, a ja patrzę na niego oczekując, by rozwinął swoją wypowiedź. - Był taki podłamany, że nie zaprosiłaś go do siebie, albo chociaż nie zgodziłaś się, żeby cię odwiózł. Wkręcił się w ciebie mocno. - dodaje.
Wzdycham cicho zakładając włosy za ucho.
-Nie wzięłam go tylko dlatego, że Harry miał po drodze do domu i odebrałam jego chęć pojechania ze mną jako grzeczność. - kłamię jak z nut.
-Nie, nie Ky, on się w tobie zadurzył po uszy i nakręca się bardzo na związek z tobą odkąd się poznaliście...
-... to już całkiem długo... - mówię, a Josh kiwa głową. -... ale przecież on wie, że ja wyjeżdżam, że nikogo sobie nie szukam, bo to jest bez sensu... - stwierdzam, a Josh uśmiecha się lekko.

-On cały czas jest gotów rzucić studia i wyjechać za tobą nawet so Stanów Jednoczonych... - mówi Josh, staję jak wryta.
-O matko... Nie wiedziałam, że to jest na takim poziomie.
-Jak on to powiedział: "Kylie jest uosobieniem wszystkiego, o czym mogłem tylko marzyć..." - mówi. Nie wiem jak zareagować na słowa Josha, ale chyba najbezpieczniej jest zachować ciszę.
W tym momencie do apartamentu wchodzi Bernie z The Rough, bo Eleanor ich także bardzo dobrze zna.
Przychodzi nasza kolej, więc składamy życzenia Eleanor i dajemy jej prezenty. A po nas zgraja reszty zaproszonych.
-To co! Są wszyscy! Pijemy! - krzyczy Mike ustawiając mnóstwo kieliszków do shotów.
-Nie ma wszystkich. - mówimy z Eleanor jednocześnie i dokładnie w tym momencie winda się otwiera. Harry ma na sobie elegancką, lekko błękitną koszulę, rozpiętą tak, że widać mu tatuaż, który zrobił dwa tygodnie temu, czyli jaskółki na klatce piersiowej. Na jego szyi błyszczy łańcuszek, z którym nigdy się nie rozstaje, a jego nogi zdobią brązowe sztyblety...
Jednak co najważniejsze... był u fryzjera... i dziś jest po prostu zbyt seksowny... Jego loki są krótsze, ale wydają się jeszcze bardziej stworzone do ciągnięcia za nie.
Zaraz...

Ja się gapię...

Kurwa...

Mam buzię otwartą...

Szybko zamykam usta i odwracam się na pięcie, by uciec, bo mogę się założyć, że Harry tak jak ja na niego, zwrócił uwagę na mnie. Loczek podchodzi do Eleanor i składa jej życzenia, a reszta szuka odpowiednich utworów do puszczenia na zajebistych głośnikach. Ja boczkiem natomiast udaję się do kuchni, gdzie nalewam sobie trochę wódki, a do tego energetyka.
-Dama nie powinna sobie polewać. - mówi za moimi plecami tajemniczy głos, jak się potem okazuje, Bernie.
-Czyń honory zatem. - wręczam mu butelkę wódki, a gdy Mike to dostrzega zaczyna się drzeć i wszystkich zwołuje do kuchni, gdzie są dostępne alkohole i szklanki.
-Żadnych drinków moi drodzy. - ostrzega Mike. - Za zdrowie, szczęście i miłość dla naszej Eleanor każdy musi wypić po shocie czystej wódki. Oczywiście za każde to życzenie shot.
-Czyli trzy na głowę wychodzi... - dodaje Alana, a wszyscy zaczynają się śmiać.
-Dzięki za pomoc. - mruży oczy Mike.
Stajemy dookoła wyspy i każdy podsuwa sobie kieliszek, Lewis czyni honory z Jordanem i Bernie'm. Obserwuję miny pozostałych gości i widzę, że tak samo jak i ja preferują wódkę z dodatkami. Te trzy konkretne dawki alkoholu rozgrzewają mi żołądek bardzo mocno...
Właściwie po godzinie rozkręca się prawdziwa impreza, bo część ludzi narzuciła sobie duże tempo i stwierdzili, że jak się bawić to się bawić. Stoję z Alaną i - no dobra - obgadujemy Bernie'ego, który ma coś ku Alanie, ale i ona ku niemu.
-To czemu nie podejdziesz?- pytam ją mieszając swojego drinka.
-Bo to nie jest takie proste, nie jestem np jak ty Kylie, że mam taką łatwość... - mówi do mnie, na co od razu jej przerywam.
-Uważasz, że mam łatwość? - unoszę brwi. - Powiedz mi, kiedy widziałaś mnie z facetem, którego ja poderwałam, hm? – unoszę brwi.
-Ale Chris...
-... Chris się napatoczył i był tym, który chciał, ale ja nie chcę, jest mi go szkoda, bo widzi we mnie jakąś bogini, ale no trudno się mówi, uczucie musi być odwzajemnione przez dwie strony...
-...nawet nie chciałabyś się z nim zabawić? - pyta mnie.
-...jest przystojny, ale to jest tak, że z kontaktu fizycznego musisz czerpać coś więcej niż tylko seks i zaliczenie. Nie mowa o uczuciach, ale czymś więcej... O zwyczajnym pociągu fizycznym...I ja w nim czegoś takiego nie widzę... Wiesz, ja chyba miałabym nawet trudność go pocałować. - mówię jej szczerze i przyglądam się jak Mike obraca jedną ze znajomych Eleanor na parkiecie w rytm jednej z hiszpańskich piosenek. - A ciebie z Bernie'm ciągnie do siebie, czuje się to...- mówię Alanie, a ona opuszcza wzrok na drinka. Łapię ją za rękę i każę spojrzeć na mnie.
-Alana, jesteś cholernie seksowną, piękną, inteligentną i mądrą kobietą. - mówię jej, a ona patrzy mi w oczy bez reakcji. - Dlatego powinnaś pójść i zagadać go o byle jaką pierdołę, byleby nie pogodę... - dodaję, a ona zaczyna się śmiać. -... zagadaj daj mu znak, że jesteś naprawdę nim zainteresowana, a on to pociągnie, najważniejszy jest początek. - mówię, a Alana zaczyna się rozchmurzać.

-Nie wiem, czy dam radę...- mówi nieśmiale, więc nachylam się do jej ucha.
-Bierz go tam... - szepczę jej na ucho, Alana wybucha śmiechem.-...od przodu, od tyłu... – dodaję, na co ona zawstydza się i strzela mnie w rękę, na co zaczynam się śmiać.-...ja lubię z boku... - mówię jej na ucho.
-Kylie! - krzyczy, na co aż zginam się ze śmiechu.
-Dobra dobra, ale zrób to. Nie bój się, bo ja wiem, że będzie dobrze... - mówię jej, a ona daje mi buziaka w policzek i zmierza w stronę Bernie'ego.
Uśmiecham się pod nosem i zeruję swojego drinka, po czym podchodzę do Lewisa, Jordana, Harry'ego i Josha, aby zrobili mi kolejnego.
-Czy nasza kochana Kylie ma ochotę się najebać? - Lewis obejmuje mnie w biodrach, ale zaczynam się śmiać i go odpycham.
-Najebać to mogę tobie. - mówię wskazując na niego palcem, a chłopaki zaczynają się śmiać w głos.
-Z czym sobie życzysz? - pyta Jordan.
-To co wcześniej... - odpowiadam i zerkam za siebie i widzę, że Alana rozmawia z Bernie'm, uśmiecham się pod nosem, gdy obejmuje ją w biodrach i wychodzą do ogrodu. Szybko poszło. Punkt dla mnie.
-A ty co, Ky ? Dajesz darmowe rady, jak podrywać? - pyta Josh wpieprzając jakieś małe tortillki. Nie chcąc odpowiadać sięgam po chipsa i wyjątkowo długo go żuję. Chłopaki rozumieją aluzję, że nie chcę odpowiedzieć.
-Cwaniara. - mówi Lewis.
Jordan już ma podać mi drinka, gdy podchodzi do nas Mike, kumpel Hazzy staje koło loczka i podsuwa kieliszki.
-No nie... - jęczę cicho.
-Ja cię nawet nie pytam o zdanie. - mówi Mike i nalewa wszystkim po shocie czystej wódki.
-Naprawdę odpadnę, jak to wypije. - odzywam się, a Mike morduje mnie spojrzeniem, a potem zaczyna się śmiać.
-Kylie, ze mną nie wypijesz? Z nami? - pyta, a ja wywracam oczami krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Dobra! Ale jeśli się spiję to osobiście zawieziesz mnie do domu, wprowadzisz do mieszkania... - wyliczam.
-...nawet mogę cię rozebrać kochanie... - mówi Mike wysyłając mi buziaczka, na co udaję, że się wzdrygam. Chłopaki zaczynają się śmiać i przysuwamy do siebie kieliszki. Szybciutko je opróżniamy, a ja wskazuję palcem Mike'a.
-Pamiętaj! - mówię poważnie i pociągam słomką drinka przygotowanego przez Jordana. Eleanor przybiega po mnie podekscytowana nadchodzącym utworem i wtedy zaczyna grać "Psycho" Post Malone i zaczynamy śpiewać, bo znamy obydwie cały tekst po tym, jak zawsze wspólnie jadąc do szkoły słuchałyśmy utworu. Ruchem bioder czuję odpowiednie uderzenia bitów i widzę, że Eleanor także, więc na chwilę odkładam drinka na stoliczek i łapię ją za rękę i zaczynamy okręcać się i wspólnie tańczyć. Także przytulając, także dotykając, ale jednocześnie bardzo czując tę piosenkę.


Harry
Rozmawiam z chłopakami przy okazji sącząc moją ulubioną whisky z colą, gdy bez ogródek przenoszę wzrok na moją Kylie. Podpitą, tańczącą, beztroską, czującą to, co najważniejsze, czyli rytm świetnego utworu. Podnosi na mnie wzrok odgarniając włosy, ale szybko odwraca się, by tańczyć dalej z Eleanor i to jej poświęca całą uwagę.
-Co się między Wami zadziało? - pyta mnie Mike zwracając uwagę na to jak obserwuję Ky.
-Pokłóciliśmy się trochę, wyszła różnica zdań. - mówię nieodrywając wzroku od niej.
-Ale aż taka, że się nie odzywacie do siebie? Unikacie się... - pyta Lewis.
-Chłopaki nie ma sensu o tym rozmawiać. Ona zamknęła ten rozdział. - odrzekam i widzę, jak Ky zmierza z drinkiem na ogród, gdzie zaczepia ją The Rough. W nasza stronę z kolei idą koleżanki Eleanor wraz z solenizantką i chyba też chcą z nami wypić. Szczególnie jedna jasnobrązowo-włosa dziewczyna wydaje się być mną zainteresowana, ale jestem dla niej wyłącznie miły... Wyłącznie.


Kylie
W ogrodzie jest pięknie i ciepło, a światełka zamontowane przez Eleanor są po prostu boskie i nadają niesamowity klimat. Ludzie siedzą i rozmawiają, a część z nich tańczy w środku lub pije. Podchodzę do barierki wyznaczającą koniec ogrodu i spoglądam w dół, jest bardzo, bardzo wysoko aż kręci mi się w głowie.
Kurcze muszę trochę przystosować, bo jutro będę odchorowywać...

Zawracam i przyglądam się świętym drzewom taty Eleanor, gdy podchodzi do mnie Holly i Nancy.
-No co tam Kylie? - pyta mnie blondynka, na co odwracam się zdziwiona słysząc jej głos. Zwykle odzywała się kiedy musiała albo kiedy próbowała zrobić ze mnie pośmiewisko...
-Wszystko w porządku. Co się stało, że w ogóle pytasz? - pytam ją sącząc mocnego drinka, Jordan przesadził.
-Martwię się o ciebie... - mówi, na co cicho zaczynam się śmiać.
-Dobra dusza z ciebie kochana... - odpowiadam ironicznie. - Ale nie masz do tego najmniejszego powodu... - wzruszam ramionami i znów pociągam słomką drinka.
-Wręcz przeciwnie... Martwimy się o ciebie i Harry'ego... - mówi, a Nancy kiwa głową.- Coś się między Wami popsuło? Coś nie pykło?- słucham jej i podziwiam odwagę, że zaczyna taki temat.
-Ale tobie nic do tego Holly... - uśmiecham się i chcę iść.
-Kylie, nie uciekaj, porozmawiajmy...
-Z Tobą naprawdę nie mam o czym... - stwierdzam fakt.
-Co Harry cię już rzucił? - pyta mnie, a mnie to pytanie wmurowuje. Staram się zachować najbardziej profesjonalnie jak tylko mogę, więc udaję, że jej słowa w ogóle na mnie nie wpłynęły. Przestępuję z nogi na nogę próbując się rozluźnić.
-Nie byliśmy nigdy w związku...- mówię jakby to była oczywistość.-...tylko się przyjaźniliśmy.
Nancy i Holly zaczynają się śmiać, a ja unoszę brwi na ich pewność siebie i przede wszystkim reakcję.
-Co was tak śmieszy? - pytam.
-To, że sama się chyba oszukiwałaś, że pozostaniecie w tej przyjaźni na długo... - mówi.
-Nie wiem do czego zmierzasz...- mówię.
-Karma wraca. - oznajmia, a ja wtrącam się jej w zdanie.
-...o czym ty mówisz? - pytam ją i tym pytaniem zwracam uwagę pozostałych gości obecnych w ogrodzie.

- Wszystkie złe uczynki wracają, a jednym z nich było to, że odbiłaś mi Harry'ego. –cedzi. - Co teraz jesteś nieszczęśliwa hm? Szukasz wybawienia i ratujesz honor na przykład poprzez brata Mike'a? - syczy z nienawiścią, a ja powoli odkładam drinka na drewnianą skrzynkę pomalowaną na biało, która stoi obok.

-Hamuj się trochę.- mówię poważnie, a ona zaśmiewa się.

-Bo co, bo uderzysz mnie? Pokazuję ci prawdę Kylie, za kogo ty się miałaś, hm? – pyta mnie. – Za wielką Panią ze Stanów Zjednoczonych, która mogła mieć każdego? W tym Stylesa? Od samego początku widziałam jak na niego patrzysz, jak ci się podoba i robiłaś wszystko, żeby mi go odbić, na każdym kroku... Ale teraz zobacz...- wskazuje palcem w stronę apartamentu Eleanor, gdzie Harry rozmawia przy drinku z jakąś sympatycznie wyglądającą dziewczyną.- On teraz znalazł już sobie inną „przyjaciółkę", jak to sobie wcześniej nazwałaś. Króciutko trwał wasz epizodzik...- cmoka.

Spoglądam w tamtą stronę i gdy widzę jego uśmiech, gdy ona mu coś żarliwie opowiada, czuję, jakby cała energia ze mnie zeszła. Jakby znów była w tym pubie, w tej łazience, gdzie usłyszałam okropne dźwięki, które po dziś dzień śnią mi się po nocach. Czuję się odrzucona, czuję się zdradzona, czuję, że wszystko co z siebie dałam nie miało żadnego sensu.

W czym tkwi wina, a może raczej w kim?

Czy poprawnie odpowiem, jeśli stwierdzę, że we mnie?

Traktowałam go jako przyjaciela, który był na każde moje zawołanie pod względem seksu i spraw bliskości. Zakochał się we mnie i był wytrwały, szanował to jakie mam założenia i moje wybory. Może coś w nim zwyczajnie pękło, że poszedł za głosem desperacji i spróbował kogoś innego...

-Nie sądziłam, że jesteś aż tak żałosna, że Harry tak szybko cię odstawi na bok i zacznie szukać innych punktów zaczepienia... Może za mało umiejętności w łóżku? Styles lubi doświadczone kobiety. A może jednak nie tu tkwił problem? Może to po prostu ty... Zbyt wyniosła na prostego muzyka z północnej Anglii... Nie potrafiłaś zniżyć się do jego poziomu... To on zostawił cię na pastwę losu. – czuję, że krew odpływa mi ze ściśniętych w pięść dłoni i dobrze wiem, że Holly próbuje mnie rozzłościć, ale wszystko co mówi jest pieprzonym kłamstwem.

Było nam bardzo dobrze razem, ale...

A co jeśli rzeczywiście zbyt długo trzymałam go w niepewności?

.-...pewnie wciąż masz nadzieję Kylie, co? Że znów na ciebie spojrzy, że znów w szkole podejdzie i oprze się o szafkę obok twojej, albo że podjedzie po ciebie do domu, ale nie łudź się, że otrzymasz chociaż odrobinę tego szczęścia. Twoja relacja z Harry'm jest twoją wielką porażką... – mówi pewnie śmiejąc się do Nancy.

Moje oczy zachodzą łzami.

Tracę kontrolę nad sobą...

Pękam.


Harry
Krzyk znajomych z ogrodu powoduje, że odwracam się szybko i tamtą stronę i pierwsze co przechodzi mi przez głowę to...
-Kylie. - mówię na głos.
Nic nie widzę przez zbiorowisko, ale gdy widzę moją Ky siedzącą na Holly i okładającą ją pięściami. Nancy się drze, a już w stronę dziewczyn biegnie Mike, a zaraz za nim ja.
-Kylie! Przestań!- łapię Ky i podnoszę, ale rzuca się bardzo i z łokcia przypiernicza mi w brzuch. Zginam się pod wpływem uderzenia, ale trzymam ją, Mike klęczy przy Holly, która zaczyna się podnosić.
-Wszystko w porządku? - pyta ją Mike, a ona powoli wstaje i przytakuje, Kylie widocznie nie chciała jej skrzywdzić, ale jedynie zastraszyć. Holly podnosi się, a Mike i Nancy pozwalają jej stanąć na nogi, patrzy na Ky, która zaczyna się uspokajać.
-Widzisz, tylko to potwierdzasz.- mówi do niej Holly, a Kylie momentalnie budzi się na nowo z podwójną siłą, jej uderzenie w żebra powoduje, że ją puszczam, więc spada prosto na dwie nogi.
-Za to ci kurwa nie odpuszczę. - mówi, robi zamach i uderza Holly tak mocno, że ta pod wpływem siły upada na ziemię, z jej pękniętej wargi zaczyna lecieć krew, a ja biorę Ky przez plecy i bez słowa opuszczam to całe zbiorowisko z nią, by mogła mi się wytłumaczyć z szopki, którą urządziła. Wiem, gdzie jest jedna z sypialni dla gości, więc to tam idę z Kylie, krzyczy, żebym położył ją na ziemi.
Gdy wchodzimy rzucam ją na łóżko i zamykam za sobą drzwi na klucz, patrzy na mnie wkurwiona bo tego inaczej określić nie można.
-Wypuść mnie stąd. - mówi.
-Możesz mi powiedzieć, co przed chwilą miało miejsce? - pytam ją.
-Nie twoja kurwa sprawa, jak wszystko zresztą... - mówi i idzie w stronę drzwi, ale ją zatrzymuję zagradzając wyjście z pokoju.
-Dopóki nie powiesz mi, nigdzie nie wyjdziesz. - mówię stanowczo.
-No i zajebiście, bo nic ci nie powiem. - mówi, po czym siada na łóżku plecami do mnie.
-Będziesz robić z siebie dzieciaka teraz? - pytam.
Nie odpowiada mi tylko patrzy w okna.

Wzdycham cicho i okrążam łóżko, by usiąść koło niej i spokojnie przeczekać, aż zejdą z niej nerwy. Siedzimy więc w ciszy i razem wpatrujemy się w szybę, za którą widać tylko oświetlone ulice bogatej dzielnicy Londynu.

-Nie chciałam jej pobić.- mówi cicho po kilku minutach.

-Widziałem, że próbowałaś ją nastraszyć, ale ostatni cios był bardzo konkretny.- mówię spokojnie.

-Dostała wreszcie za swoje Hazz...- odpowiada, a ja lekko się uśmiecham pod nosem na jej zdrobniałe ujęcie mojego imienia.

-Pokłóciłyście się o coś?- pytam ją, a ona nie odpowiada. Ale zaraz podnosi dłoń do twarzy i choć myślałem, że będzie chciała poprawić włosy to okazuje się, że chce otrzeć niepozornie łzy. Tego znieść nie mogę. Przysuwam się do niej i odchylam jej włosy do tyłu, dłonią dotykam jej twarz, tak by na mnie spojrzała. Jej oczy są mętne przez alkohol, ale i czerwone od łez, ewidentnie już wcześniej musiało być coś nie tak.

-Kyle...- mówię cicho.

-Przepraszam Cię Harry...- szepcze, a ja marszczę brwi na jej słowa. Za co mnie przeprasza? -...przepraszam, że tak długo cię zwodziłam, że nie doceniłam tego, jakim człowiekiem jesteś, że nie dałam ci poczucia jak ważny dla mnie jesteś...- mówi, a ja jestem bardzo skonsternowany.-... już dziś rozumiem dlaczego to zrobiłeś, dlaczego wtedy z tą dziewczyną z klubu...- płacze. -...Holly mi to uświadomiła. Jestem dla ciebie niewystarczająca i trzymałam cię w tym pieprzonym friendzonie, podczas, gdy ty wyznawałeś mi piękne uczucia...

-Kylie...- wtrącam się jej w słowa, ale nie wiem co więcej powiedzieć, jestem wmurowany.

-...nie doceniłam cię i bardzo cię za to przepraszam. Skoro obiecałam sobie z nikim się nie wiązać, powinnam była zdusić nasze relacje w zalążku na samym początku, żeby nikt nie musiał potem cier...- płacze, a ja jedyne co przychodzi mi do głowy to w tym momencie łączę nasze usta w pocałunku. Czuję smak słonych łez, które spływają po jej policzkach, nie odpycha mnie, więc czekam na pozwolenie z jej strony, czy mogę ją całować dalej.

Gdy otwiera delikatnie usta, swoją lewą dłoń przenoszę na jej żebra i przesuwam w dół w stronę bioder i pośladków, dzięki czemu jestem bliżej jej ciała. W tym momencie Ky zaskakuje mnie, bo sprytnie siada mi na kolanach i ujmuje moją twarz w dłonie, więc staram się przysunąć ją jeszcze bliżej siebie. Jej sukienka jest wąska, więc by swobodnie siedzieć mi na nogach podnosi ją do góry, prawie aż do poziomu pośladków. Wraca do obściskiwania moich ust i robi to tak jak kiedyś, ale jednak trochę inaczej...

Z tęsknotą... Tęskniła za mną... Tęskniła za naszą bliskością... Za mną...

Wplata palce w moje włosy i czuję, jak przesuwa palcami po ich strukturze, cofa się do uszu, po nich także przejeżdża palcami, by następnie znów mocno złapać za włosy.

-Boże, jak ja za tym tęskniłem...- mówię cicho, a ona wsuwa język do moich ust i zaczyna delikatnie pieścić podniebienie i język. Nie obawiam się wówczas swoimi dłońmi złapać za jej krągłe pośladki i to nie przez sukienkę, ale nagie odziane jedynie skąpymi stringami. Z jej ust wychodzi delikatny pomruk i mało mi brakuje, żebym nie rzucił jej na łóżko i przeszedł do konkretów. Ona jednak zaczyna zwalniać i coraz delikatniej dotyka mojej głowy, zaraz już tylko muska moje usta...

-Wybaczysz mi Hazz?- pyta mnie cicho.

-Nie mam co ci wybaczać Kylie... - odpowiadam jej ocierając resztki łez spod jej oczu. – Zgodziłem się na wszystko, a ty dawałaś jasno do zrozumienia swoje zasady... Nie miej do siebie żalu, czy wyrzutów sumienia, bo nie masz do tego powodu... Ja jestem silnym facetem i poradzę sobie ze wszystkim, ale każdy dzień niespędzony z Tobą jest dla mnie dniem straconym... Boli mnie to, że nie mogę zrobić niczego, co mogłoby mnie oczyścić z zarzutów z pubu.- mówię cicho.- Naprawdę nie wiem, co mam zrobić Ky... Wiem, jak to wszystko wyglądało, ale uwierz mi...- Ky wzdycha cicho.-... nigdy bym czegoś takiego nie zrobił... Nie mojej Ky...- głaszczę ją po policzku.

-Ale nie mogę ci zaufać Harry...- mówi cicho. Jej oczy się szklą. -...wtedy z Bloomem też obiecałeś mi, że odpuścisz, a dopuściłeś się do gróźb.- szepcze, znów pęka. Jej zaufanie do drugiego człowieka jest bardzo kruche, a wszystko przez wydarzenia z lat dojrzewania, gdzie tak bardzo została skrzywdzona.

-Tylko dlatego, że bałem się o ciebie i o twoje bezpieczeństwo.- wzdycham cicho.-...nawet nie wiesz jak ogromną nadzieję mam, że to były tylko moje domysły, za które jeśli będzie trzeba poniosę odpowiedzialność, ale też wiem Kylie co widziałem... Wiem, co widział portier... Gdyby nie to, w ogóle nawet bym nie zaczynał...- mówię jej szczerze, ale nie komentuje tego.- Nic się nie zmieniło w tym, że Cię bardzo kocham... i wiem, że tego nie odwzajemniasz, że u ciebie to kwestia przywiązania, ale ja chcę, żebyś była pewna moich uczuć. Kocham Cię...- mówię, na co ona roni łzę, która spływa po jej policzku. Szybko ją ścieram...

-Holly powiedziała, że jestem żałosna, wiesz?- zaczyna mówić, a ja wsłuchuję się w jej słowa. Przywykłem, że gdy tylko wyznaję jej uczucia odpiera je zmieniając temat.- Że byłam dla ciebie zbyt słaba pod każdym możliwym względem...

-...ale wiesz, że tak nie jest i że ona mówi to z zazdrości, bo ją rzuciłem?- upewniam się, a Ky niepewnie kiwa głową. -Nigdy jej nie słuchaj, bo będzie próbowała cię złamać tak jak dziś, podjudzając i rozjuszając, chciała zrobić szum wokół siebie, a Ciebie ośmieszyć. Jest zazdrosna o to, że zamiast niej wybrałem Ciebie i to jest jedyna najrozsądniejsza i najlepsza decyzja jaką kiedykolwiek podjąłem...- mówię, na co Ky lekko się uśmiecha i przytula się do mnie. Teraz potrzebuje bliskości, nawet jeśli ma z tyłu głowy, że ją zdradziłem. Potrzebuje ostoi i tylko ja mogę jej ją dać. Kylie doznała ataków z każdej możliwej strony, na punkcie której jest wrażliwa i zbyt dużo rzeczy skumulowało się w niej. Zareagowała atakiem i popieram to, bo Holly dostała to, na co zasłużyła.

Ky zrobiła to co ja, skonfrontowała się z problemem.

(...)

Po godzinie, którą spędziliśmy razem w pokoju - Eleanor zaczęła się martwić i weszła do pokoju. Impreza miała się dobrze, bo Mike robił wszystko by solenizantka nie była smutna i ludzie się bawili, chwała Jemu. Kylie zasnęła w pokoju gościnnym, a El przysiadła koło mnie na łóżku.

-Jak ona się czuje?- pyta cicho, a ja przykrywam ją kocem, który leżał na fotelu w rogu pokoju.

-Miała małe załamanie nerwowe, ale myślę, że to, co się w niej kumulowało od jakiegoś czasu wreszcie odpowiednio wyrzuciła z siebie.- odpowiadam, a El kiwa głową.

-Mówiła ci o co chodziło z Holly?- El wstaje, by poprawić Ky poduszkę.

-Tak, Holly zaczęła na nią najeżdżać, że pewnie ja i Ky zakończyliśmy naszą przyjaźń ze względu na Ky, że ja ją zostawiłem, że była dla mnie zbyt żałosna i dużo innych rzeczy.- wzdycham cicho.

-Kurwa nienawidzę tej dziwki.- komentuje pewnie.

-A jak ona się czuje? – pytam.

-Trochę będzie miała opuchniętą wargę, dałam jej okład z lodu do ust i kazałam iść. Wzięła ze sobą Nancy i wyszły, nawet Gary za nimi nie poszedł...- mówi El z lekkim uśmiechem na twarzy.- Ale potem chłopaki gadali...- El się w ogóle nie przejmuje i śmieje pod nosem.- ...że Ky ostro sypnęła jej tego prawego prostego, jak zawodowy bokser... a sądząc ile wypiła to mogła mieć różną orientację, a trafiła idealnie...- chichocze El.- Lewis tak się tym zachwycał, że chyba z 5 shotów za „Kylie – bokserkę" wypił...- zaczynam się śmiać, a Ky przewraca się na drugi bok.-Widzę, że mocno płakała... - mówi El.

-Osiągnęła apogeum wytrzymania presji i puściły jej wszystkie nerwy, ale będzie dobrze...- mówię koleżance, a ona kiwa w zrozumieniu.

-Będzie się jutro martwić, że popsuła imprezę...- mówi El.

-Wystarczy, że powiesz jej, że dopiero po wykurzeniu Holly zaczęła się prawdziwa biba...- El zatyka usta, bo parska śmiechem i przytakuje mi.

-Masz rację...- uśmiecha się i podnosi na mnie wzrok.- Cieszę się, że Cię ma, że macie się nawzajem. Przestańcie się już kłócić i obrażać za jakieś głupstwa, bo takiej zgranej pary przyjaciół jeszcze nigdy nie widziałam.- mówi z lekkim uśmiechem, odwzajemniam go i El klepie mnie po ramieniu i idzie w stronę drzwi. – Przyjdź zaraz do nas... Trzeba się najebać, żeby ta „biba" była prawdziwa.- kiwam głową.

-Przyjdę niedługo...- i El wychodzi.

Przenoszę wzrok na Kylie i zakładam zagubiony kosmyk jej włosów za ucho.

Moja piękna Kylie... Nie traćmy cennego czasu.


*****
Miłego czytania Kochani :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro