Rozdział 60

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy się przebudzam czuję, że moja głowa waży dobre 50 kg. Nie jestem jej w stanie podnieść z miękkiej poduszki, więc najpierw postanawiam otworzyć oczy. Mój wzrok pada na okno, które pamiętam przez mgłę, wczoraj wpatrywałam się w nie siedząc na łóżku, na którym przespałam całą noc. Widzę wyraźnie, że słońce powoli wstaje, kolorując niebo na kolor jasno pomarańczowy. Księżyc natomiast pozostawia tylko delikatną poświatę, by zaraz schować się przez pojawiające się promienie.

Jest ranek i to oznacza jedno – impreza Eleanor skończyła się dla mnie bardzo szybko.

Wszystko przez incydent z Holly, która zaczęła na mnie - sama nie wiem, jak to nazwać – wjeżdżać?

Przejrzała mnie. Moją psychikę. Moje nastawienie do Harry'ego. Przejrzała nawet to, że coś było między nami. Pękłam. Nie dałam rady, nie wytrzymałam ciśnienia i presji, która przecież cały czas na mnie ciąży. Mój film urywa się w momencie, kiedy ją uderzyłam, a raczej pchnęłam, ona upadła, a ja zaczęłam ją szarpać za piękne fatałaszki. Nie zrobiłam jej krzywdy, nie zamierzałam, chociaż za te wszystkie słowa naprawdę  należało jej się ostre manto. Po tym nic nie pamiętam... Mam lukę i ktoś będzie musiał mi ją wypełnić.

Podnosząc głowę, czuję, jak zbiera mi się na wymioty, ale zaczynam głęboko oddychać przez nos, by powstrzymać uczucie podnoszenia się nadmiaru alkoholu z poprzedniego wieczoru. Jednocześnie helikopter, który mam w głowie tylko wzmaga uczucie wymiotowania. Tu nie mogę do tego dopuścić, w domu mogę rzygać jak kot, ale nie tu. Nie zrobię jeszcze większego wstydu Eleanor.

Właśnie, Eleanor.

Powinnam ją przeprosić za zepsucie jej imprezy urodzinowej, za akcję, która nie powinna mieć miejsca, bo to był jej dzień, a nie rozwiązywania konfliktów dwóch powalonych lasek – tak, mówię również o sobie. Spoglądam na zegarek, który wskazuje 4:10 i postanawiam wrócić do domu. Nie bez słowa, ale zostawię El wiadomość, by się do mnie odezwała, jak się obudzi i ogarnie, bym mogła ją za wszystko przeprosić. Wstaję przytrzymując się drewnianego obicia ogromnego łóżka i powoli sunę ku drzwiom. Klamka skrzypi, więc staram się ją przekręcić jak najciszej, zaciskam usta w skupieniu, by nie zrobić większego hałasu. Drzwi odpuszczają i otwierają się na oścież, więc wychodzę z pokoju i idę ku salonowi. Tam spotyka mnie wielka i pozytywna niespodzianka.

Moja wspaniała ekipa przyjaciół śpi na jednej kanapie, wszyscy są przytuleni do siebie, otuleni kocami, pogrążeni w głębokim pijackim śnie. Dostrzegam Eleanor, która ma głowę opartą o ramię Mike'a, a rękę ma owiniętą wokół jego bicepsa. Jedynej osoby, której nie widzę jest Harry, ale i wkrótce jego znajduję. Śpi na miękkim dywanie obok posłania psa Eleanor, ma kilka poduszek pod głową i tak jak pozostali przykryty jest kocem. Tylko, że on ma koloru różowego i jest dla niego zdecydowanie za krótki... Kucam przy nim i zauważam, że w swojej dłoni trzyma swój telefon. W tym momencie przypomina mi się fakt, że ja też gdzieś miałam swój i zanim wyjdę koniecznie muszę go znaleźć. Wzdycham cicho i staram się bezszelestnie wyciągnąć z dłoni Hazzy jego telefon bym mogła zadzwonić do siebie.

Znam jego kod, więc zręcznie wciskam kolejne cyferki, by zaraz blokada się odblokowała. Pisał z kobietą imieniem Aisha, marszczę brwi i skroluję ich wymianę wiadomości trochę wyżej.

''Nie możesz mnie zdradzić Harry, że w ten sposób postępuję. Nie znam tej dziewczyny i też nie pokażę się jej, to może być dla mnie i dla mojego interesu niebezpieczne."

„Rozumiem cię, ale nie mogę nic zrobić, żeby ona mi uwierzyła, że wtedy w tej jebanej łazience między nami do niczego nie doszło..."- wstrzymuję oddech na moment i robi mi się niedobrze.

„Przepraszam, ale nie zgodzę się."

„Rozumiem, na pewno nic nie możemy wykombinować? Pomagałem ci tyle razy."

„Wiem i wiesz dobrze, jak bardzo wdzięczna ci jestem, jednak naprawdę nie mogę, nie mogę się zgodzić na spotkanie z tą dziewczyną, ani nawet na rozmowę, bo cholera wie, co może się stać. Przepraszam, ale nie."

Harry nie odpowiedział już na te słowa, a ja aż czuję, że kac dopiero się zaczyna.

-Jezu drogi to dla mnie za dużo na ten moment.- szepczę do siebie.

Zaczynam łączyć się z moim telefonem. Wibracje słyszę dosyć blisko, jakby przy mnie, więc zbliżam głowę do ciała Harry'ego, spod którego jakby wydobywały się pobrzękiwania. Przechodzę na czworaka dookoła niego i widzę jasną poświatę wychodzącą spod jednej z poduszek, na których śpi. Wsuwam dłoń i wyciągam go. Oddycham z ulgą widząc, że mam co najważniejsze i mogę zmykać do domu. Telefon Hazzy wsuwam mu znów w dłoń, a swój wsadzam do stanika, rozglądam się dookoła i gdy widzę syf, który czeka na Eleanor na wysprzątanie robi mi się jej szkoda, dlatego zaczynam w pełnej ciszy sprzątać puste butelki i naczynia, a także miski z odrobiną okruszków po przekąskach, pudełka po słodyczach, zbieram Twistera, w którego chyba moi przyjaciele grali, gdy odpłynęłam. Trochę mnie to rozchmurza nie powiem, bo to znaczy, że wciąż się dobrze bawili po akcji z pieprzoną Holly. Zaparzam im kawę i szykuję do jedzenia kanapki, do których pewnie jak się obudzą będą się rzucać. Nie wiem, co powoduje, że mam na to siłę... Poczucie winy? Tak czy owak, szybko się uwijam, a na stolik, który stoi koło kanapy kładę kilka butelek z wodą, koło Hazzy także stawiam jedną. Sięgam po białą kartkę, którą znajduje pod stolikiem na kawę w salonie El i piszę krótką wiadomość:

„Mam nadzieję, że chociaż tak wynagrodzę to, co wczoraj nie powinno mieć miejsca. Nie martwcie się o mnie, wszystko jest w porządku, poza dojebanym bólem głowy :)
Smacznego.
Kocham Was.
Kylie"

Biorę torebkę, buty i wychodzę.

Gorąca woda lejąca się po moim ciele jest wybawieniem dla moich zszarganych nerwów oraz ciała. To jak wyglądałam w lustrze przyprawiło mnie o przestraszenie się samą sobą. I nie dziwię się, że portier od razu zapytał: „Co się stało, panienko?"

Oblewam się jaśminowym płynem do mycia, by zaraz wetrzeć go delikatną gąbką, zmywam z siebie dzień poprzedni, dzień, który z wyjątkiem paru miłych epizodów wolałabym zapomnieć. Dzień, w którym straciłam kontrolę i pękłam, kiedy to powróciły dawne koszmary o porażkach. Przechylam głowę do tyłu, by poczuć strumień gorącej wody także na mojej twarzy, wypluwam część wody, która wpłynęła mi do ust i na dłoń leję sobie trochę szamponu, wcieram go we włosy i doprowadzam do powstania piany. Choć wciąż zamykając oczy czuję helikopter (tak nazywam to nawet prywatnie xd) to czuję się lżejsza. I fizycznie i psychicznie. Wychodzę spod prysznica i owijam się dokładnie ręcznikiem, to samo robię z włosami.

Przechodzę do salonu, gdzie rześkie powietrze wpuszczone przez balkon jeszcze bardziej mnie pobudza. Aspiryna, którą łyknęłam po powrocie do domu działa, a czarna kawa zaraz stuprocentowo doprowadzi mnie do pełni gotowości. Mój telefon oznajmia mi, że otrzymałam smsa, więc zagryzam bułkę z masłem i odblokowuję ekran.

Mam 3 wiadomości.

Pierwsza: „Dzień dobry Kylie, pamiętaj o dzisiejszej konferencji i spotkaniu z Felixem Dougwayerem. Spotkajmy się przed London Palladium o 19:00, będę czekał z grupą znajomych psychologów, na pewno mnie dojrzysz, nie martw się. Pozdrawiam serdecznie Garrett Bloom :)

Na tę odpowiadam od razu: Dziękuję za przypomnienie, będę punktualnie, do zobaczenia.

Druga: „Kochana, absolutnie niczym się nie martw, od momentu, gdy załatwiłaś Holly i pokazałaś jej, gdzie jej miejsce impreza stała się boska. Żałowałam tylko, że tak mocno zasnęłaś, ale widziałam, że chyba rozmowa z Holly dużo emocji z ciebie wyciągnęła, bardzo płakałaś po tym incydencie i stwierdziłam z Harry'm, że nie będziemy cię budzić. Chciałam ci powiedzieć, że jesteś aniołem. Śniadanie było wyborne, Mike prawie wszystko zjadł. A ten porządek... Nawet nie wiesz jak się wystraszyłam, jak zobaczyłam taki porządek, myślałam, że tata wrócił..."- chichoczę. -„...jesteś absolutnie wspaniała i jeszcze raz taką imprezę odbędziemy przed twoim wyjazdem... Za wszystko bardzo Ci dziękuję. Kocham."

Uśmiecham się na jej słowa i od razu jest mi lżej widząc, że nie sprawiłam zawodu Eleanor, a nawet poprawiłam jej wspomnienia.

Trzecia: „Jak się czujesz Ky? Wszystko w porządku? Gemma pyta, czy dziś wieczorem wpadłabyś do nas do domu? Dostała awans i urządza małe przyjęcie dla znajomych.

Tę wiadomość czytam trzykrotnie i choć mogłabym pojechać do Gemmy i dla niej tam być, a nie dla Harry'ego to postanawiam zrezygnować i skupić się na wieczorze tak ważnym dla mojej przyszłości.

Odpowiadam więc: „Trochę boli mnie głowa i nie pamiętam nic od momentu, kiedy rzuciłam się na Holly. Chyba byłeś wtedy obok mnie. Dziękuję. Przeproś Gemmę w moim imieniu i pogratuluj jej, ale niestety na dziś wieczór mam ważne plany, których nie mogę przenieść."

Trochę oficjalnie i zaczynam się zastanawiać nad zmianą treści wiadomości, kiedy przypominam sobie co czytałam w jego smsach dziś rano. Aisha była dilerką, z którą Harry...?

Wysyłam wiadomość mimo wszystko i odkładam telefon, by w spokoju usiąść na balkonie i zjeść moje delikatne śniadanie i rozkoszować się pyszną kawą. Kładę nogi na drugim fotelu i zamykam oczy wsłuchując się w śpiew ptaków, które od czasu do czasu przerywa przejazd samochodu...

(...)

Harry

Wyciągam talerzyki i rozkładam je na stole, czuję na sobie wzrok mojej siostry, która poleruje ostatni kieliszek i odkłada na odpowiednie miejsce. Sięga po blachę i nóż.

-Na pewno nie przyjdzie?- pyta Gemma przymierzając do krojenia ciasta. Wyciągam z toreb na zakupy trzy butelki alkoholu, parę soków i colę, które można będzie dodać do trunków. Wzdycham cicho na pytanie siostry i dla upewnienia sprawdzam telefon, czy Kylie nie wysłała może wiadomości, w której napisałaby, że przyjdzie.

Złudne nadzieje.

-Na pewno.- odpowiadam Gemmie, która kręci głową.

-Myślałam, że wszystko się jakoś ułoży.- dodaje cicho siostra, a ja chowam butelki do lodówki.

-Też tak myślałem Gem, naprawdę próbowałem już każdego sposobu, Aishę prosiłem dziesiątki razy, ale wczoraj kategorycznie napisała mi, że nie może tego dla mnie zrobić. – mówię zamykając drzwi.

-A ona ci nie wierzy? Dziwne to, że chociaż nie pozwoliła ci na krótką rozmowę, w której mógłbyś jej na spokojnie wszystko wytłumaczyć.- mówi moja siostra wykładając ciasto na paterę. Opieram się o blat krzyżując ręce na klatce piersiowej, wzruszam ramionami na słowa siostry.

-A ja się jej nie dziwię...- wzdycham cicho.-... ona została zraniona wiele, wiele razy i była świadkiem tak jasnej sytuacji. Sam bym nie uwierzył, gdybym był z drugiej strony. – oznajmiam, a moja siostra podnosi na mnie wzrok.

-Może i masz rację, ale jest mi przykro, że to się tak wszystko potoczyło. Bardzo liczyłam, że z tego będzie coś więcej, coś przyszłościowego...- mówi z nadzieją.

-Nie tylko ty...- odpowiadam cicho.

Kylie

Zapinam sukienkę z boku (https://urstyle.pl/styles/1737468) i oglądam się w lustrze, poprawiam włosy zakręcone na końcówkach i spoglądam na zegarek. Taksówka, którą zamówiłam 2h temu powinna być za 10 minut na dole, więc przymierzam się do założenia butów. Sięgam po torebkę – prezent od taty na ostatnie urodziny, wreszcie znalazłam odpowiednią okazję, by dodać ją jako dopełnienie całości. Chowam do niej portfel, telefon i łapię za klucze. Przeglądam się w lustrze i uśmiecham do siebie, bo powinnam na całej społeczności psychologicznej zrobić dobre wrażenie. Zgaszam światło w kuchni i wychodzę z domu. Droga zajmuje mi ok. 10 minut i zachwyca mnie widok teatru London Palladium, to właśnie tam na scenie ma wystąpić na konferencji jeden z najsławniejszych i najbardziej szanowanych profesorów psychologii społecznej – Felix Dougwayer. Płacę kierowcy za usługę i wysiadam. Wokół kręci się wielu ludzi, wszyscy ubrani są bardzo elegancko, rozmawiają ze sobą i noszą specjalne plakietki, że są gośćmi dzisiejszej imprezy.

Profesor Bloom zauważa mnie niemal od razu i macha do mnie z jednej z mniejszych grupek osób stojących przed wejściem.

-Kylie, jak miło cię widzieć.- uśmiecha się szeroko. Wygląda dziś naprawdę bosko w idealnie skrojonym garniturze.- Przepięknie się prezentujesz...- mówi, na co odwdzięczam mu się uśmiechem.

-Proszę poznaj moich przyjaciół, psychologów i wykładowców prestiżowych szkół w Wielkiej Brytanii...- mówi po czym każdego mi przedstawia. Kobiety patrzą na mnie dość dziwnie, przyglądają mi się uważnie i z grzeczności uśmiechają się, ale ja wiem, że to nie są szczere uśmiechy. Mężczyźni patrzą zupełnie odwrotnie, ale to akurat mogę zrozumieć.

Gdy wybija 19:50 zaczynamy wchodzić do środka, a profesor podaje mi plakietkę dla gościa, więc nakładam ją przez szyję. W środku panuje tłum, Bloom obejmuje mnie delikatnie w biodrach bym mogła czuć się swobodnie wokół przeciskających się psychologów.

-Tędy...- mówi profesor wskazując schody wysłane czerwonym, atłasowym dywanem.

-Nie mogę się doczekać...- mówię, gdy profesor idzie obok mnie.

-Widzę po Tobie tę ekscytację.- uśmiecha się szeroko i proponuje swoje ramię, by mogła się wesprzeć. Z grzeczności korzystam.- Cieszę się Kylie, że wybrałaś właśnie naszą szkołę, nie miałem okazji poznać jeszcze uczennicy, która miałaby taką wiedzę i jej marzeniem byłoby uczestniczyć w takich wydarzeniach jak dzisiejsze. Bardzo mi to imponuje.- mówi, na co z uśmiechem mu dziękuję.

Wchodzimy do sali, na której widok nie wiem, co powiedzieć, mamy miejsce na balkonie wprost na scenę, a profesor pozwala mi usiąść w pierwszym rzędzie, abym dużo widziała i jak najwięcej wyciągnęła. Po chwili światła się wyłączają, a na scenę oświetlony reflektorem wychodzi profesor Dougwayer, który rozpoczyna głosić piękno samo w sobie.

(...)

Zachwyt to mało powiedziane. Naprawdę nie znajduję słów, które mogłyby określić jak czułam się w momencie, gdy podeszłam z profesorem Bloomem do Dougwayera, a nawet zrobiłam sobie z nim zdjęcie i podpisał dla mnie swoją premierową książkę, którą zdążyłam kupić na wejściu. Nie trzęsę się, ale naprawdę od dawna zaznałam trochę szczęścia.

-Jedno z marzeń odhaczone? - pyta Bloom podając mi kieliszek z winem. Chaos wokół nas oraz straszny gwar powoduje, że profesor chce odejść ze mną trochę na bok, aby porozmawiać.

-Och tak, panie profesorze...- odpowiadam po chwili upijając łyka wina.- Coś niesamowitego... Jego słowa o teorii intymności po prostu rozłożyły mnie na łopatki...- mówię.-... nie sądziłam, że można to ugryźć w ten sposób...- uśmiecham się, a upija łyk ze swojego kieliszka z delikatnym uśmiechem.

-To prawda, kiedyś słyszałem, że właśnie w taki sposób on odbiera tę teorię, ale nie sądziłem, że dziś okaże się to tak logiczne.- odpowiada, a ja mu przytakuję. Opuszczam wzrok na kieliszek i stwierdzam, że wino, które jest dość cierpkie dziś smakuje mi wybornie. W naszą stronę zauważamy, że idą znajomi profesora pewnie by porozmawiać o dzisiejszej konferencji.

-Kylie, jak ci się podobało?- pyta mnie jedna z kobiet, z tego co pamiętam ma na imię Anne.

-Spełniłam dziś jedno z marzeń...- mówię z szerokim uśmiechem, na co ona wtóruje mi uniesieniem kącików ust do góry. Upijam kolejnego łyka wina.

-Widać było twoją radość przez całą konferencję...- dodaje inna, rudowłosa.

-Myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej, gdy słuchałam profesora.- odpowiadam i widzę, że zaraz dojdą do nas partnerzy moich rozmówczyń. Zajmują się same sobą, więc Profesor nachyla się do mnie bliżej ze względu na hałas dookoła i uśmiecha się szeroko, zagaduje mnie o przygotowania do balu i o sam wyjazd.

-Taniec będzie przepiękny, gwarantuję Panu wielki zachwyt.- mówię dopijając kieliszek wina.

-Nie wiem, czy ja w ogóle się pojawię...- wzrusza ramionami profesor.

-Jak to się Pan nie pojawi... Proszę nawet nie żartować.- mówię poważnie, ale na usta ciśnie mi się uśmiech.

-Nie żartuję Kylie...- mówi. -... nie miałbym nawet z kim tańczyć.

Wywracam oczami, odkładam kieliszek i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

-Mogę się założyć o dużą sumę pieniędzy, że będzie kolejka do tańca z Panem.- mówię pewnie, na co on parska śmiechem.

Oglądamy się dookoła i nie ukrywam, że mogłabym się już powoli zwijać po tym, jak już wszystko co chciałam osiągnąć osiągnęłam. Mogłabym wpaść do Gemmy chociaż pogratulować jej awansu, należy jej się po tym, jak pięknie potraktowała mnie po recitalu. Ukradkiem sprawdzam telefon i godzina prawie przekracza 23.00, profesor widzi, że chyba chcę się zbierać, więc proponuje mi coś, na co nie powinnam się zgadzać.

-Kylie, mam propozycję...- mówi cicho.-... może wybralibyśmy się na drinka, niedaleko tutaj jest taki przytulny pub... Tutaj jest straszny hałas, nie można swobodnie rozmawiać...- mówi, a mnie lekko zatyka.

-Jasne, na jednego drinka bardzo chętnie.- uśmiecham się i oddaję pusty kieliszek przechodzącemu obok kelnerowi.

Harry

Wychodzę na papierosa na taras i słyszę, jak Gemma wraz ze swoimi znajomymi wybucha śmiechem, cieszę się widząc moją siostrę powracającą do siebie – pozytywnej, kochającej życie i spełniającej marzenia.

Zaciągam się papierosem, gdy w mojej kieszeni rozlega się dzwonek telefonu. Na ekranie pojawia się: „Mike".

-Halo?- pytam.

-Siema nie uwierzysz kogo właśnie widziałem razem...- mówi śmiejąc się w głos. – Kurwa nie wierzę, wszystkie plotki się sprawdziły...

-Kogo widziałeś?- pytam przykładając papierosa do ust.

-Kogo? KYLIE I BLOOMA.- krzyczy mi do telefonu.

Zamieram.

-Gdzie ich widziałeś?- pytam go niezwłocznie.

-Niedaleko London Palladium jest Wilkers Pub i tam z nim wchodziła. A tak ładnie wyglądała...- cmoka Mike.

-Kurwa...- mówię pod nosem.

-Co jest?- pyta mnie kumpel wyczuwając, że nie jest mi do śmiechu.

-Muszę tam jechać po nią. On jest niebezpieczny.- mówię, a Mike wybucha śmiechem.

-Żartujesz sobie Styles?- pyta mnie za chwilę, a ja przeczę.

-Mówię ci prawdę...- mówię.- ...on czekał na moment, kiedy będzie z nią sam poza szkołą, żeby ją poderwać, a nie daj Boże upić i wykorzystać...

-Boże Styles czego ty się naćpałeś? Nie mów publicznie takich rzeczy, bo Bloom cię zrówna z ziemią.- ostrzega mnie Mike.

-Mówię ci prawdę...- powtarzam. -... kończę, cieszę się, że zadzwoniłeś. Na razie.- i bez słowa odpowiedzi wyłączam się. Próbuję się do niej dodzwonić wielokrotnie, ale gdy nie odbiera po 15 połączeniu piszę smsa:

„Proszę cię, wyjdź stamtąd, wsiądź w taksówkę i wracaj do domu. Nie zostawaj sam na sam z tym psycholem."

Odpowiedź dostaję niemal błyskawicznie.

„Już jest moja."

Kylie

Wracam z łazienki i widzę, że mój telefon położony jest ekranem do dołu. Dziwnie, bo miałam wrażenie, że kładłam go w normalnej pozycji, wzruszam ramionami i siadam przy stoliku widząc, że mój drink już jest na stole.

-A Pan nie pije?- pytam z uśmiechem, na co on unosi swoją szklankę z colą i lekko nią potrząsa.

-Nie mogę, jestem na antybiotykach, ale ty proszę masz dziś wolną rękę i otwarty rachunek...- uśmiecha się podsuwając mi drinka. -...nie jesteśmy ani w szkole, ani w żadnym oficjalnym miejscu, więc możesz korzystać.

-Nie, nie, ja już wczoraj trochę zaszalałam...- mówię sącząc drinka. Zresztą boskiego i absolutnie przepysznego.

-Tak?- unosi brwi.- A co było wczoraj?- pyta.

-Urodziny Eleanor, organizowała je w swoim apartamencie, było mega...- mówię nie wracając do incydentu z imprezy.

-Zaszalałaś bardzo?- unosi brew i wygląda przy tym bardzo seksownie.

-Nie no...- śmieję się, a on i tak wie swoje.

-Nie wyglądasz na taką...- mówi.

-Czasami budzi się we mnie mroczna, bardziej odważna strona...- śmieję się, na co on uśmiecha się z zaskoczeniem.- Poza tym, jak Mike jest towarzyszem to nie ma jak ominąć kaca dnia następnego...- stwierdzam.

-Fajną macie ekipę, prawda?- pyta mnie, na co kiwam głową.

-Absolutnie najlepszą... Alana, Eleanor, Mike, Lewis, Jordan...- wymieniam.

-...Harry...- dodaje Bloom, na co podnoszę na niego wzrok.

-Harry...- dodaję, a on odchyla się do tyłu na kanapie, na której siedzimy koło siebie. Patrzy na mnie uważnie.

-Macie kontakt?- pyta.

-Rozmawiamy czasami...- mówię.

-Po tej całej sytuacji dużo myślałem o Harry'm i doszedłem do pary istotnych wniosków...- oznajmia podnosząc się z oparcia i sięgając po szklankę.- ...przystojny chłopak, który całe życie miał dziewczyn na pęczki, a gdy pojawiła się ta jedyna nie potrafił się pogodzić z tym, że są także inni mężczyźni wokół niej. Zazdrość go zgubiła.- stwierdza. Kiwam głową na jego słowa i nie mogę zaprzeczyć i kłócić się, że nie ma racji, bo tę rację ma.

-Gdy usłyszałam to nagranie...- mówię cicho.-... to był dla mnie cios w samo serce.

-Nie dziwię się, bo ty też coś do niego czułaś...- próbuje mnie wyczuć.- Ale z twojej strony mam wrażenie, że to nie była miłość...

-Jest pan bardzo dobrym psychologiem profesorze...- mówię, a on się uśmiecha. Sięgam po drinka i upijam go trochę, czuję, jak trzeci już drink tutaj, wino i resztki alkoholu we krwi z imprezy u Eleanor zaczynają się mieszać i wspólnie wpływać na moje samopoczucie. Dziwne, że tak szybko.

Opieram się o tył kanapy i spoglądam na profesora.

-Pozwoli Pan, że zmienię temat.- mówię, a on uśmiecha się pod nosem.

-Słucham Cię...

-A dlaczego obok Pana dziś nie było żadnej uroczej kobiety?- pytam go krzyżując ręce na piersiach. Przenosi na nie wzrok na ułamek sekundy i zaraz znów patrzy mi w oczy.

-Przecież była...- mówi z lekkim uśmiechem.

-Nie mówię o sobie, tylko o Pana kobiecie...- tłumaczę.

-Kylie, tak się życie toczy... Raz kobieta jest, raz jej nie ma, ale nie ukrywam, że od pewnego czasu moje myśli zajmuje taka jedna...- obniża głos.

-Tak?- uśmiecham się.- Niech mi Pan o niej opowie...

-Co tu opowiadać, znasz ją bardzo dobrze...- otwieram szerzej oczy.

-Profesor Clice?- pytam, na co on wywraca oczami.

-Nie, Kylie...- cicho się śmieje.- Ta kobieta jest ucieleśnieniem moich największych marzeń...- unoszę brwi na te słowa i mam wrażenie, że już gdzieś je kiedyś słyszałam. -... jest piękna, wysportowana, piekielnie mądra, utalentowana, ma wspaniały charakter, jest towarzyska, pełna zaangażowania, chcąca się rozwijać i spełniać swoje marzenia.- wymienia, a ja z uśmiechem słucham jego słów.

-Dużo dla Pana znaczy...- odpowiadam, a on kiwa głową.- Jest starsza? Młodsza?

-Problemem jest to, że jest moją uczennicą...- obserwuje moją reakcję, dlatego staram się jej nie okazywać.

-Która to dziewczyna?- pytam po chwili, a on podnosi na mnie wzrok.

Zatyka mnie po całości.

Wiem co mówi ten wzrok, wiem co ma na myśli, co chce mi przekazać.

Mimo wypitego alkoholu i zmęczenia rozumiem.

Nie umiem z siebie wydusić słowa i choć od razu powinnam wstać i wyjść, siedzę jakby przyklejona do kanapy.

-Nie wiem, co powiedzieć profesorze.- mówię cicho patrząc w dół.

-Nie musisz nic mówić Kylie...- odpowiada.

-W tej sytuacji powinnam się zbierać...- mówię najostrożniej jak tylko mogę. Wtedy Bloom podnosi tułów z oparcia i sięga po swoją szklankę upijając łyk coli, obserwuję jego spięte policzki i to, że moja reakcja na jego wyznanie zwyczajnie mu się nie spodobała. Odkłada szklankę i przysuwa się w moją stronę, patrzę na niego z niepokojem i czuję się zagrożona. Sięgam o telefon, ale on kładzie dłoń na mojej dłoni.

-Jeśli teraz zadzwonisz do kogoś albo wyjdziesz...- zmienia ton głosu.-... jutro rano spowoduję, że po Harry'ego przyjedzie policja.- mówi cicho i powoli. – Groźby, które mi składał, w których groził mi śmiercią zostały nagrane i są bezpośrednim dowodem. Mogę go posadzić na dobre kilka lat...

Do moich oczu zbierają się łzy i zaczynam się trząść, Bloom podnosi swoją dłoń z mojej i zaczyna sunąć wskazującym palcem po strukturze mojej dłoni.

-...chyba, że...- kończy swoją myśl.-... pojedziesz teraz ze mną do mojego mieszkania, gdzie spędzimy bardzo miły czas...- czuję, jak jedna z łez spływa mi po policzku, a on uśmiecha się delikatnie. Paraliż ogarnia całe moje ciało, poza tym nie mogę dopuścić do tego, by Harry poszedł do więzienia. Nie zrobiłabym mu tego, nie zniszczę mu przyszłości... Bloom nachyla się w moją stronę i drugą dłonią łapie mnie za udo, z dużą siłą przyciąga mnie bliżej siebie i zatapia swoje usta w moich włosach. Czuję ciepły oddech na szyi i to, że sam się nakręca przed tym czego ja się tak bardzo boję.

-Wychodzimy...- mówi stanowczo. Mój telefon bierze w dłoń i wyłącza go pokazując wcześniej ile razy dzwonił Harry. Boże mój Harry miał we wszystkim rację...

-Włączymy go po najlepszym momencie tego wieczoru, o ile będziesz miała ochotę i siłę...- sięga po mój telefon i wsuwa do mojej torebki. Po czym bierze moją dłoń i prowadzi nas do jego auta, czarny jeep stoi całkiem niedaleko, więc spokojnym krokiem podążamy w jego stronę. Nie odzywam się i choć mam możliwość powiedzenia: „Nie, nigdzie nie idę." to dla Harry'ego mimo wszystko zrobię bardzo wiele. Bloom otwiera mi drzwi i każe wsiąść do auta. Zaraz siada obok i nim rusza obserwuje moje ciało bardzo skrupulatnie i dokładnie.

-Jakiego koloru jest twoja bielizna kochanie?- pyta, a z mojego lewego oka wypływa łza.

-Różowego...- szepczę po chwili, gdy rusza.

-Jasna, jaskrawa, czy ciemna?- pyta.- Koronkowa, gładka?

-Koronkowa, jasna...- dłonią ocieram łzę, która zatrzymała się na mojej żuchwie.

-To świetnie... Na twoim opalonym ciele musi wyglądać bosko...- mówi pod nosem.- Szkoda, że nie ubrałaś niczego z dekoltem, moglibyśmy zaraz po konferencji jechać do mnie...- przenosi wzrok na mnie i kładzie mi dłoń na udzie, palce natomiast szczypią wewnętrzną stronę uda. Czuję, jak po moim ciele przechodzą dreszcze, nie są to jednak takie, które zdarzało mi się czuć przy czyimś dotyku – to dreszcze strachu, przerażenia i bezradności.

-Dlaczego to robisz?- pytam cicho. Wzdycha cicho i przez chwilę mi nie odpowiada.

-Bo inaczej nie zaliczyłbym Ciebie...- odpowiada beztrosko, a ja cicho próbuję przełknąć gulę w gardle. – Specjalnie podjudzałem Harry'ego, żeby doszło do sytuacji, gdzie mi grozi i mam na niego haczyk. Haczyk był i na niego i na ciebie, wiedziałem, że zrobisz wszystko byleby nie zrobić mu krzywdy.- mówi.

-Jesteś bezduszny...- mówię, a on staje na światłach, przenosi na mnie wzrok.

-Zobaczysz... Zapamiętasz tę noc do końca życia... I nie przez to, że jesteś do tego przymuszana, ale dlatego, że Ci się spodoba... Gwarantuję ci to.- mówi i nachyla się w moją stronę, patrzę prosto przed siebie, nie reaguję, ale on podnosi dłoń do mojej szyi i przyciąga mnie bliżej, tak by mnie pocałować. Łączy nasze usta, ale ja nawet nie drgnę, nie odwzajemniam pocałunku podczas gdy on próbuje mnie rozkręcić na każdy możliwy sposób.

-Jesteś zaborcza...- mówi cicho i rusza.-... lubię takie... chociaż ty jesteś moim życiowym wyzwaniem...

-Nie mogę uwierzyć, że jesteś takim człowiekiem...- mówię cicho czując, jak łzy spływają mi po policzku.

-Kylie...- śmieje się pod nosem.-... żeby coś mieć trzeba się poświęcać, także cieleśnie... Ja wiele razy robiłem to samo. Stare profesorki wyrywały młodego studenta, który korzystał z tego, że potem miał same piątki i szóstki. Naucz się, że taki jest dzisiejszy świat, bezduszny, pusty, opierający się na znajomościach albo na seksie...- mówi. Przez chwilę jedziemy w ciszy, a jedyne co czuję to mocne bicie serca...

-Rozepnij sukienkę...- mówi do mnie, a ja wtedy aż przenoszę na niego wzrok.

-Nie zrobię tego.- odpowiadam, na co on ściska moje udo z taką siłą, że syczę z bólu.

-Nie pytam cię...- mówi.- Masz rozpiąć sukienkę...

Jego głos jest przerażający i póki co staram się nie myśleć, co spotka mnie zaraz w jego mieszkaniu. Zamykam oczy i sięgam do tyłu w celu chwycenia za zamek, który delikatnie opuszczam w dół, zamiast patrzeć na ulicę Bloom patrzy na wszystko, co robię.

-Ściągnij ją z przodu, bym mógł widzieć twój dekolt.- mówi. Zsuwam więc sukienkę do przodu i na jego ustach widzę triumfalny uśmiech.

-Idealne, zmieszczą mi się w dłoniach...- mówi, a ja zaczynam cicho łkać. Łzy same płyną z moich oczu i skapują na mój biust.

Zaczynam się modlić, bym zemdlała w czasie stosunku z nim, bym nie była wszystkiego świadoma, bo to zniszczy mi psychikę i całe życie.

-Jesteś zboczeńcem, Bloom.- mówię pewnie.

-Nie jestem, kotku... A na pewno nie nazywaj mnie tak przed dojazdem do mojego domu, bo możesz odpłacić za te słowa...- mówi cicho.

Znów przez chwilę tkwimy w ciszy, a ja patrzę jak mijamy most, którym zawsze jechałam do Harry'ego. Po drugiej stronie rzeki w jego domu pali się światło... Pękam jeszcze bardziej.

-Co powiesz na czerwone wino i jacuzzi? Kupiłem ci strój kąpielowy...- mówi cicho Bloom, ale nie zamierzam odpowiadać, to dla mnie za dużo. – Ale najpierw wjedziemy do McDonalda, kupimy coś na później... po kąpieli i wspólnym seksie.- bolą mnie te słowa.

Zaraz skręca pod fast-food i podjeżdża pod McDrive'a.

Wtedy w mojej głowie rodzi się pomysł ucieczki, ale jednocześnie strach o Harry'ego i jego sytuację mnie paraliżuje. Spoglądam w dół, gdy Bloom czyta przez okno menu i nie powinien widzieć, że chcę wziąć jego telefon, który leży dosłownie obok mojej nogi. Czuję, jakby serce podeszło mi do gardła i miało wybuchnąć od tempa bicia.

-Co byś chciała?- pyta, gdy już mam sięgać po komórkę nauczyciela.

-Przeczytaj mi zestawy.- mówię szybko, na co on uważnie zaczyna czytać kolejne pozycje. Łapię za jego telefon i po cichu chowam go do torebki. Wzdycham z ulgą i nadzieją, że tylko tam jest nagranie, chociaż każdy złoczyńca zawsze robi kopię.

Może nie jest profesjonalistą...

-Big Maca z podwójnymi frytkami i duży napój.- odpowiadam szybko i w tym momencie zamykam swoją torebkę na magnetyczny guzik.

-Dobrze kochanie, widzę, że wizja jedzenia poprawiła ci trochę humor.- uśmiecha się i nim rusza chce bym go pocałowała. Wiedząc, że mam szansę na ucieczkę stąd i że najważniejszą rzecz jaką jest dowód mam ze sobą, robię to normalnie, bo nerwy mi po części puszczają. Odwzajemniam jego pocałunek i zaczynam się trochę uśmiechać – sprawia mi to ból, ale jednak.

-Cieszę się, że doceniłaś fakt, że jak będziesz grzeczna będzie fajniej i przyjemniej.- mówi z uśmiechem i znów na moich ustach zostawia pocałunek.

Gram.

I zaczynam myśleć, kiedy będzie najlepszy moment na ucieczkę.

Wnioskuję, że zapłata za zamówienie, najlepiej jak będzie podawać pieniądze. Bogu dziękuję, że nie zwrócił mi uwagi na zapięcie pasów, więc wystarczy tylko otworzyć drzwi i uciec daleko stąd. Tylko w tych butach?

-Mogę ściągnąć buty?- pytam go, a on przenosi na mnie zawadiackie spojrzenie.

-Już się rozbierasz?- pyta, a ja lekko się uśmiecham.

-Są bardzo niewygodne.- mówię, a on zgadza się na to i rusza dalej, by złożyć zamówienie.

Zsuwam je i teraz rozglądam się niepostrzeżenie dookoła, gdzie mogłabym zwiać. Niedaleko drive'a zauważam deptak z restauracjami i pubami, gdzie w jednym mogłabym się skutecznie ukryć i zadzwonić po pomoc.

-Nie mogę się doczekać...- zaciera ręce Bloom przerywając moje przemyślenia.- Nad czym tak myślisz?- pyta mnie ostrożnie.

-Jaki strój mi kupiłeś...- odpowiadam trochę zbyt szybko, na co patrzy na mnie trochę podejrzliwym wzrokiem.

-Czerwony, bardzo skąpy...- odpowiada i składa zamówienie. Moje serce bije coraz szybciej, wiedząc, że już niedługo nadejdzie moment, że będę mogła uciec. Obserwuję go, czym będzie płacić i liczę, że gotówką, bo karta wymaga tylko zbliżenia. Płacąc gotówką będzie skierowany bardziej w tamtą stronę oczekując na resztę. Psychologia pomaga w myśleniu o postawach człowieka.

Podjeżdża do okienka, by zapłacić.

Moje oczy zachodzą łzami i modlę się, by się udało, bym mogła zaraz bym w bezpiecznym miejscu, nie z tym zboczeńcem. Wyciąga portfel, szuka banknotu i w momencie, gdy podaje go kasjerce delikatnie otwieram drzwi i gdy puszczają zabezpieczenia, szybko wyskakuję z auta. Bloom zaczyna wykrzykiwać moje imię, a biegnę ile tylko mam sił w nogach, mijam ludzi, którzy z przerażeniem patrzą na mnie zapłakaną, bosą, na wpół ubraną. Odwracam się i widzę, że nie odbiera jedzenia, tylko zaczyna szukać drogi, by udać się za mną. Na końcu ulicy zauważam mały bar dla motocyklistów, wbiegam tam, a mężczyźni, bo tylko takich ludzi tam widzę patrzą na mnie z szeroko otwartymi oczami.

-Pomóżcie mi się schować.- szepczę płacząc.

****
Co sądzicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro