Rozdział 64

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Kyyyylie!!! - krzyczy Anne wysiadając z auta. Uśmiecham się szeroko i tak jak ona wyciągam ręce, by mocno ją uściskać. - Jak ja cię dawno nie widziałam!- przyciąga mnie do siebie i całuje w skroń.
Czy ja jestem w niebie?
Kobieta tuli mnie po czym odsuwa od siebie i przygląda mi się.
-... schudłaś... Niedobrze... Zaraz zrobię coś pycha do jedzenia... - mówi i dotyka dłonią mojego policzka.
-Tak miło Panią widzieć... - mówię z wielką szczerością, a ona uśmiecha się szerzej i pokazuje dołeczki, na których widok absolutnie mięknę.
-Cześć mamo... - mówi Harry, który stoi z boku. Zazdrosny?
-Cześć kochanie... - przytula go Anne.
-Mój brat zawsze robił taką minę jak był mały... - mówi Gemma wychodząc z auta.- ...zawsze w momencie, gdy to mnie przytulała mama, a nie jego... - dodaje.
-Weź Gemma... - obrusza się Hazz mocno tuli mamę. Siostra Stylesa podchodzi do mnie i mocno bierze mnie w ramiona, piszczymy sobie cicho i tulimy. Dość długo się nie widziałyśmy. Za nią ustawia się chłopak, wysoki blondyn z dużymi niebieskimi oczami i szerokim uśmiechem.
-Hej Kylie, bardzo mi miło, jestem Michael. - wystawia rękę, by mi się przedstawić.
-Mi również jest bardzo miło wreszcie poznać nowego chłopaka Gem... - uśmiecham się szeroko. Kolejny do powitania jest Robin, który z wielkim uśmiechem na twarzy ściska mnie mówiąc jednocześnie, że też się stęsknił za synową. Rumienię się...
Wprowadzam ich wszystkich do domku, który wysprzątałam na błysk. Ściągnęliśmy z Harrym meble ogrodowe z piętra i umiejscowiliśmy na małym patio koło okna balkonowego. W skutek tego na górze powstało dużo miejsca na dwuosobowy materac i znalazła się kanapa wcześniej zasłonięta meblami. Rodzina H. rozpakowuje się i zajmuje odpowiednie miejsca w domku, po czym Anne postanawia, że dziś na kolację upieczemy kiełbaski. Robin wpada na pomysł zrobienia grilla, koło którego będziemy siedzieć i Anne przystaje na to.
-Trzeba tylko dokupić pieczywa i dodatków, majonez, ketchup... Może jeszcze parę kiełbas na grill... - mówi Gemma sprawdzając szafki.
-Pojadę z Harrym... - mówię patrząc na stojącego w ciszy Stylesa. Wszyscy przenoszą na niego wzrok.
-Harry wszystko ok? - pyta go mama, a on kiwa głową i sięga po kluczyki. Anne robi mi listę zakupów i zaraz bierze się za robienie sałatki.
Wychodzimy z domku, a Harry wzdycha cicho.
-Co jest? - pytam go, jak tylko ruszamy.
-No właśnie to... - mówi pod nosem.-...czy ty widzisz co tu się dzieje? Nie ma ciszy, nie ma spokoju, ja nawet pocałować cię nie będę mógł, bo wszystkie oczy będą na nas. - mówi przyspieszając na leśnej drodze.
-Ale Hazz, to będzie wspaniały czas, wyjątkowe parę dni... Twoja mama też się za tobą stęskniła i nie możesz jej okazywać jakiegoś odrzucenia, bo chcesz spędzać czas ze mną... - mówię mu. -...a ja się bardzo cieszę, że oni wszyscy są tutaj...- dodaję poprawiając włosy.-... czuję się, jakbym naprawdę była częścią twojej rodziny...
-Jesteś... - mówi łapiąc mnie za rękę.
Przenoszę na niego wzrok i zaciskam nasze dłonie w mocnym uścisku.
-Kocham cię Kylie... - mówi cicho i całuje moja dłoń. Uśmiecham się szeroko i nachylam się aby dać mu buziaka w policzek.
-Ale wiesz co... Z drugiej strony cieszę się, że oni tu są... - odzywa sie zaraz, gdy staram się odnaleźć jakąś fajną stacje radiową.-...widzę ich tak rzadko, od święta właściwie... To dla mnie, znaczy dla nas przyjechali tutaj na te parę dni... Przejechali tyle kilometrów...
-Właśnie... To jest odpowiednie podejście do sprawy... - stwierdzam.-...ciesze się bardzo, że oni o nic nie pytają, nic nie sądzą na nasz temat tylko akceptują to co jest między nami... - mówię.
-...bardzo to szanują... - dodaje Hazz.
-...i właśnie dlatego mam ten komfort przebywania z nimi...-uśmiecham się pod nosem. -Mogę się zachowywać przy nich swobodnie, trzymać cię za rękę nie słysząc pytania "a ile to już jesteście w związku?" - wywracam oczami.
Harry chichocze i przyznaje mi rację.
Wkrótce dojeżdżamy do sklepu. Harry parkuje na małym parkingu wśród aut mieszkańców miasteczka, wysiadamy i idziemy po wózek, bo w międzyczasie Anne wysłała nam listę dodatkowych rzeczy. Przyda się.
-Twoja mama chyba nie będzie zła, jeśli pojedziemy pojutrze na jacht, hm? - pytam Harry'ego zastanawiając się nad tym, którego ogórka wybrać. Harry sięga po winogrono i zjada jedno, by ocenić smak, zaraz bierze kiść w rękę i pakuje do torby.
-Nie, myślę, że nawet taki dzień z Robinem przyda im się. Lubią wziąć leżaki, iść na klif i spędzić tam cały Boży dzień. Mama z książką, Robin przysypia i sam też czyta... Taki odpoczynek we dwoje. - stwierdza Harry.
Wzruszam ramionami i przystaję na jego opinię. W głośnikach supermarketu zaraz po tym jak kierowniczka wołana jest po pomoc do jednej z kas rozlega się piosenka, przy której uśmiech od razu pojawia się na mojej twarzy.
-Nasza piosenka z wesela twojego taty. - kwituje Hazz i zaczyna ją nucić. Sunie wózek do kolejnych alejek podrygując w rytm piosenek. Wygląda przekomicznie - trochę jak upośledzona męska ballerina. Już zginam się ze śmiechu, gdy ta ballerina zaczyna mnie łapać za ręce i obracać w rytm refrenu. Wygina mnie, podnosi... Normalnie moskiewski balet. Ludzie chodzą koło nas i obserwują, jak gdybyśmy byli z dalekiej planety.
A ja tego wariata... Cenię ponad wszystko. Trzyma mnie w górze i patrzy w moje oczy, szepcze tylko te parę słów: "But you heard it, darling, you look perfect tonight".
Oj Harry... Skradasz moje serce z dnia na dzień coraz bardziej.
Daję mu buziaka w usta i za rękę prowadzę w kolejne alejki.
-Wiesz co... - zaczynam, a w tym momencie Harry odrywa wzrok od półek pełnych w papiery toaletowe.-...nurtuje mnie jedna rzecz.
-Jaka? - pyta podchodząc do półki, by wziąć ten o zapachu kwiatów.
-Nie chciałeś, aby twoja rodzina nam przeszkadzała, żebyśmy byli tylko we dwoje...i najlepiej nie wychodzili z łóżka... - wywracam oczami, a na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
Standard.
-...ale jak przyjechała twoja mama i to mnie najpierw wyściskała... To byłeś chyba mimo wszystko trochę zazdrosny. - mówię przenosząc na niego wzrok.
-Oj bez przesady... - macha ręką.
-Naprawdę Harry miałeś minę jak dziecko w przedszkolu, kiedy twoja mama pomaga innemu dziecku, a nie tobie. - mówię patrząc na niego.
-Ky, przestań... - wzdycha cicho.
-Przyznaj, że byłeś zazdrosny... - mówię uszczypliwie i daję mu kuksańca w żebro.
-Nie byłem... - wywraca oczami i zaczynam się śmiać.
Odpuszczam.
Męskie ego nie pozwoli przyznać, że w wieku 21 lat był zazdrosny o swoją mamusię.
-No dobra to nie byłeś... - wzruszam ramionami.
-Ale co ty znów insynuujesz... - uuuu zaczyna się wkurzać. Wzruszam ramionami i bez słowa prowadzę wózek za jego boczną część w stronę pieczywa.-Boże, jak ty mnie kobieto czasami denerwujesz... - mówi pod nosem.
-Bo twoje ego ci nie pozwala się przyznać. - kwituję sięgając po papierową torebkę. Harry prycha biorąc drugą w swoją dłoń. Widzę, jak jego policzki pulsują i czekam na wybuch.
-Do czego?- puszczają mu nerwy. - Że byłem zazdrosny, że moja mama tak zareagowała na ciebie, a nie na mnie, chociaż nie widziała mnie tyle czasu? - pyta mnie, a ja przenoszę na niego wzrok, uśmiecham się i wolną dłonią dotykam jego policzka.
-To właśnie chciałam usłyszeć... - mówię cicho i daję mu buziaka w podbródek.
-Po co? Teraz twoje z kolei ego pewnie jest mocniejsze i większe hm? - dogryza mi. Uśmiecham się pod nosem.
-Nie kochanie... W ogóle mi na tym nie zależy... - mówię.
-To po co tak chciałaś, abym się przyznał?- pyta pakując do torby bagietki.
-Bo nie rozumiałam twojego podejścia... Tu byłeś tak przeciwny ich przyjazdowi, ale jak już twoja mama przyjechała to jesteś zazdrosny. - mówię. - Ze skrajności w skrajność.
Wywraca oczami i zaczyna się zastanawiać nad tym. Wsadza pieczywo do wózka i opiera się o rączkę, chyba sam się nad tym nie zastanawiał pod takim kątem.
-Chyba to jest po prostu tak, że na punkcie mojej mamy mam fioła. - mówi. - Jej bezpieczeństwa, szczęścia, zdrowia... Nie widzę jej często, ale dużo z nią rozmawiam, wie o wszystkim, co się dzieje w moim życiu, także tych złych chwilach, które miałem ostatnimi czasy... - opuszcza wzrok na wózek i kontynuuje. Uważnie go słucham jednocześnie obserwując jak z napiętego robi się coraz spokojniejszy.-...ona zawsze jest za mną, bez względu na wszystko. Zdarza się, że krzyczy na mnie, nie raz mówiła, że zachowuje się jakbym miał nierówno pod sufitem... - uśmiecha się pod nosem. -... ale to jest konstruktywna krytyka, ona chce dla mnie jak najlepiej i niestety czasami tylko mocne słowa mogą do mnie trafić... I to jej słowa... - dodaje.
-Jest twoim autorytetem? - pytam.
-O tak... - odpowiada bez namysłu. - To jak poradziła sobie po rozstaniu z tatą, jak radziła sobie ze mną, gdy miałem wzloty i upadki, gdy byłem nastolatkiem, jak zniosła krytykę rodziny, która ją potępiła za rozwód z tatą... Zarabiała, utrzymywała niemały dom, dwójkę dzieci, pomagała swoim rodzicom... A w międzyczasie nawet znalazła szczęście u boku Robina... - uśmiecha się szeroko.
-Jest wspaniała. - mówię.
-To prawda Ky... A ja jak zobaczyłem ją to coś we mnie pękło... Siedmioletni synuś Harry powrócił na dobre... - mówi, na co uśmiecham się szeroko i całuję go w głowę.-...gdy tak mówiłem, myślałem tylko i wyłącznie o nas, jak mało czasu mamy i że chcę, aby ten pobyt nad jeziorem zapadł nam w pamięci na długo...-mówi.
-... ale taki będzie Harry... To będzie wspaniałe parę dni. - uśmiecham się do niego lekko łapiąc go za rękę.
-... wiem... Teraz już w to nie wątpię... - mówi cicho i podnosi się z rączki od wózka i ujmuje moja twarz w dłonie, by mógł mnie swobodnie pocałować. Robi to kilkanaście razy, a na koniec przytula mocno do siebie.
-Chodźmy do kasy, bo ona nas zabije, jak spędzimy tu jeszcze więcej czasu... - stwierdza Hazz i podążamy w stronę wyjścia. Płacimy, pakujemy zakupy i wracamy do domku.
-Jestem ciekawy, jak rozparcelowała spanie... - wzdycha cicho H.
-Co masz na myśli? - pytam.
-Gdzie nas położy, bo nie wiem czy bym nie wolał spać z tobą w aucie... - mówi, a ja unoszę brwi i parskam śmiechem.
-No chyba sobie żartujesz... - prycham.
Harry przenosi na mnie wzrok i unosi brwi.
-Jak ci się włączy sex mode to ciekawe czy nie będziesz chciała nagle się wybrać na wypad do supermarketu... - mówi z uśmiechem, a mi na myśl o tym, aż rumienią się poliki.-...gdybysmy spali w aucie takie przejażdżki nie byłyby potrzebne... - mówi pewnie. - A na seks w domku nie licz... Kanapa na piętrze bardzo skrzypi i jeżeli mama nam powie, żebyśmy tam spali to amen dla seksu. - orzeka, a ja wybucham śmiechem. Harry sam już nie może i parska śmiechem. Jedziemy przez las, który oświetlają tylko latarnie umiejscowione co jakieś parę metrów, zaraz powinniśmy widzieć zjazd na drogę do domku.
-Hazz... - mówię cicho, gdy on skupia się na tym, by odpowiednio skręcić.-...a ty kochałeś się kiedyś w aucie? - pytam go, a on włącza kierunkowskaz.
-Tak, trochę niewygodnie jest, ale klimatycznie... -mówi i zaraz skręca.-A ty? - pyta.
Nie odpowiadam. Harry momentalnie przenosi na mnie wzrok, jego oczy są okrągłe i szeroko otwarte. Z piskiem opon hamuje i patrzy na mnie.
-Uprawiałaś seks w aucie? - pyta mnie, a ja przeczę kręcąc głową.
-O kurwa to trzeba to zmienić. Odpinaj pas. - mówi do mnie stanowczo.
-Po co? - pytam odpinając pas.
-Będziemy się zaraz bzykać na tylnich siedzeniach. - mówi.
-Chyba oszalałeś... Na pewno nie teraz, jak czeka na nas twoja rodzina. - mówię splatając ręce na klatce piersiowej.
Harry opuszcza wzrok na moje piersi i unosi brew. Zapomniałam, jak ten widok wpływa na niego....
-Do tyłu już... - mówi i wychodzi z auta. Obracam się do tyłu i patrzę, jak Harry wsiada na tylne siedzenie. Jestem przerażona jego pomysłem i powoli zaczynają odchodzić od mojej głowy myśli zachęcające do seksu na tylnych siedzeniach.
-Ale nie mamy gumek... - mówię spoglądając do odpinającego spodnie Harry'ego.
-Nie martw się o nie... - mówi. -... i na co czekasz? No chodź tu... - mówi pewnie. Jestem jakaś taka niepewna... Dziwnie niepewna...
-A twoja mama nie będzie zła, jak tyle czasu później przyjedziemy? - pytam dotykając swojego ramienia dłonią. Chyba już nie chce sprawdzać, jak to rzeczywiście jest się bzykać w aucie. Zestresowałam się.
-Powiemy, że były kolejki. - stwierdza Hazz i ściąga w dół spodnie.
-Nie no, ja chyba peniam... - mówię, a on unosi brwi.
-To nie zajmie długo... - mówi. -... szybki numerek kochanie... - uśmiecha się lekko.
-Ale tak bez gry wstępnej? - unoszę brwi. Hazz wywraca oczami i podnosi się, żeby zaciągnąć hamulec ręczny. Gdy siada, ja przechodzę między przednimi fotelami na tylne...
I...

(...)

Harry

-Przestań już...- mówi Ky siadając na przedni fotel.

-Nie mogę...- od nieustannego uśmiechania się zaczyna mnie boleć szczęka. Ky przenosi na mnie wzrok i unosi brwi.

-Jeżeli nie przestaniesz będziesz wyglądał jak Joker z „Batmana" i zostanie ci tak...- stwierdza Ky, a ja wywracam oczami. Moja ukochana zapala lampkę w aucie i przegląda się w lusterku.

-Musiałeś mi popsuć koka?- jęczy cicho, na co unoszę brwi i lustruję ją od góry do dołu. – Nie jestem w stanie zrobić takiego samego jak przed wyjściem...- mówi pod nosem. Odchrząkam cicho i poprawiam się na fotelu, tak by lepiej ją widzieć.

-Nie tylko ja lubię targać za włosy...- stwierdzam pewnie, na co ona unosi brwi i próbuje ukryć uśmiech.

-Właśnie zwróciłam na to uwagę i jestem w szoku... Wcześniej tego nie robiłeś...- unosi ręce do góry i zbiera włosy w koka.-... co się zmieniło?- pyta mnie.

-Ostatnio po kolacji w restauracji, gdy byłaś bardzo złośliwa i chciałaś się trochę porządzić podczas gdy ja fizjologicznie nie dawałem już rady...- Ky uśmiecha się szeroko i udaje, że uważnie mnie słucha.-... miałaś rozpuszczone włosy i gdy robiliśmy to na siedząco twoje włosy zaczęły ci przeszkadzać....- mówię.

-...nie pamiętam, jeśli mam być szczera...- stwierdza wzruszając ramionami.

-...tak, bo miałaś wówczas drugi szczyt...- Ky zaczyna się śmiać i pozwala mi kontynuować.-... więc zebrałem je do tyłu, żeby ci nie leciały na oczy. W tym momencie zrobiłaś coś najlepszego co mogłaś zrobić – odchyliłaś głowę do tyłu ukazując mi swoją szyję w całej okazałości...- rozmarzam się przypominając sobie ten widok.-... i dziś już miałem patent jak to uzyskać...- dodaję, a ona unosi brwi.

-Jaki ty jesteś pomysłowy...- uśmiecha się Ky i nachyla się w moją stronę. Zaraz palcem ciągnie za kołnierzyk mojej koszulki i przybliża mnie do siebie. Przenosi wzrok na moje usta. -...muszę przyznać, że imponuje mi to...- podnosi wzrok na oczy. -...nawet bardzo...- i muska moje usta, po czym włącza silnik i rusza. W ciągu 5 minut parkujemy przed domkiem.

Kylie

-Gdzie wy byliście tyle czasu? - pyta się Gemma, gdy wchodzimy do środka.
-Musieliśmy jechać do drugiego miasteczka, bo nie byłoby co włożyć na grill. - odpowiada Harry. Wyciągam z torby warzywa, które zaraz chowam do lodówki oraz chowam do szafek resztę rzeczy, które poleciła nam kupić Anne.
Harry i Michael składają zniesiony wczoraj przez nas stół. Robin denerwuje się, że nie może im pomóc, ale Anne krzyczy na niego, że ma się nie przeciążać. Nie wiem właściwie o co jej chodzi i dlaczego tak mówi...
Chowam torbę na zakupy do szuflady, gdy do kuchni wchodzi mama mojego loczka.
-Może ja coś zrobię jeszcze? Myślałam nad pomidorami z sosem czosnkowym i fetą z dodatkiem... - pytam Anne. Czuję się nieswojo, że nie mogłam dodać swojego pierwiastka tylko wszystko przygotowała ona z Gemmą.
Uśmiecha się szeroko i dotyka moich policzków, na co otwieram szeroko oczy i moje serce bije mi jak dzwon.
Zaraz... Ona może to nawet słyszy... A jak nie, to na pewno czuje, że moje policzki paaaaalą...
-Kochanie, nie przejmuj się... - uśmiecha się szerzej ukazując TE dołeczki. -... zrobiłam zbyt dużo w domu, bo się nudziłam...- chyba czyta mi w myślach.
-Nie lubię, jak wszystko jest zrobione, czuję się tak... - mówię cicho, na co ona mnie przytula.
-... nieswojo, rozumiem, ale naprawdę kochanie nie przejmuj się... - mówi mi do ucha. -... największą dla mnie nagrodą będzie, jak wszystko zjecie i będzie wam smakować... - dodaje, na co cicho śmieję się w jej włosy. Ona znów daje mi buziaka w policzek i wypuszcza z rąk.
-A teraz chodź, bo Harry będzie zazdrosny. - szepcze, na co przenoszę na nią wzrok w szoku.
-Widziała to Pani? - unoszę brwi i marszczę czoło. - Myślałam, że tylko ja to zauważyłam... - mówię cicho, na co ona zaczyna się śmiać i zakrywa usta ręką.
-Myślę, że wszyscy to widzieli... - puszcza do mnie oko. Zaczynam się śmiać i biorę dwie miski w dłonie, by zanieść je na taras, na stół, który właśnie złożyli Michael i Hazz. Kładziemy zaraz talerze, sztućce. Przyglądam się Robinowi, który chyba trochę schudł od mojej ostatniej wizyty w Holmes Chapel.
-Ty się tam nawet nie waż podjadać... - mówi groźnie do męża Anne.- O tej porze nie możesz jeść ciężkich potraw.- dodaje poprawiając sztućce.
-Ja to już nic nie mogę... - mówi Robin obracając kiełbaski na ruszcie.
-Będziemy cię zakrywać Robin, żeby mama nie widziała... - mówi Harry, a Gemma zgadza się z bratem.
-Tylko spróbujecie...- grozi mama, na co wszyscy zaczynają się śmiać. Harry obejmuje mnie w biodrach, gdy wycieram kieliszki na wino i daje buziaka w szyję.
-Śpimy na dole... - mówi mi do ucha zacieszając.
-A co to za różnica... - patrzę na niego, a on siada na krześle stojącym obok i sadza mnie sobie na kolanach. Wzdycha cicho i kręci głową.
-Tłumaczyłem ci dziś, że na górze kanapa skrzypi... A na materacu jakbyśmy spali to nici... - mówi i zaczyna poruszać śmiesznie brwiami.-...bo ktoś będzie obok... A tak to...- mówi z szerokim uśmiechem i sunie po moim udzie. Lekko się podnoszę i biorę w dłoń kolejny kieliszek.
-...ale ja nie zamierzam z tobą się... - mówię i przybliżam usta do jego ucha. -...pieprzyć... - odsuwam się, a na on aż zagryza wargę w uśmiechu. -... podczas gdy twoja rodzina będzie jakieś 4 czy 5m wyżej, bez żadnego zamknięcia, drzwi itp. - mówię, na co unosi brwi.
-Zobaczymy, w domu u mnie też tak mówiłaś... I co? I było jak było... I nawet sama chciałaś... - mówi, na co wywracam oczami. Poleruję szkło i przyglądam się czy jest już czyste.
-OK, ale twoja mama spała trzy pokoje dalej, mieliśmy zamknięte drzwi, a i tak nas było słychać. - mówię mu, na co on sobie chyba przypomina co wtedy odwaliliśmy. Uśmiecha się pod nosem i zaciska lekko palce na moim udzie.
Odkładam kolejny kieliszek i biorę już ostatni, a w tym czasie mama woła Hazzę do domku, żeby jej w czymś pomógł.
Mój loczek niechętnie wstaje dając mi buzi w policzek i śpiewa operowo, że już leci.
Gemma przynosi pieczywo i siada obok Michaela, który łapie jej rękę i całuje w dłoń. Uśmiecham się pod nosem widząc jej szczery, szeroki uśmiech na gest jej chłopaka, więc nachyla się lekko i daje mu buzi w policzek.
-Przyniosłem alkohol. - oświadcza Harry kładąc na stole dwie butelki wina: różowego i czerwonego.
-No wreszcie... - mówi Robin. -... Harry, a nie masz tam jakiegoś whisky? - pyta cicho ojczym H.
-Mam, ale wiesz, że mama mnie zabije, jak Ci poleję...- mówi Hazz. -... sam z tobą nawet bym się napił... - stwierdza szczerze, a Michael dodaje, że też się przyłączy. Harry zastanawia się, czy może.
-Przynieś Harry... - prosi Robin poprawiając okulary. - Ja chcę mieć coś od życia, a nie tylko dietę i nic ciężkiego ani procentowego. - wzdycha mężczyzna. Harry kiwa głową i idzie do domku po trzy szklanki do whisky, colę i lód.
-Aż w takich ryzach trzyma Pana żona? - pytam siadając na krześle, na co on opiera się o drewnianą kolumnę.
-Wiesz Kylie, dobrze, że to robi... Mój organizm musi być silny, a lekarz powiedział, że żebym jeszcze trochę pożył muszę dbać bardzo o siebie... - śmieje się pod nosem, a ja patrzę na niego przerażona.
-Ale masz minę... - śmieje się ze mnie, na co peszę się i staram się mieć minę neutralną.
-Przepraszam, że pytam, ale to poważne schorzenie? - pytam.
-Guz na wątrobie... - mówi, na co zatyka mnie po całości. Cichnę i jestem w stanie wydać z siebie tylko jakieś pomruki. Nie mam pojęcia co mu powiedzieć.-Ale spokojnie, nie jest złośliwy, lekarz mówi, że jak teraz trochę zrzucę i zadbam o siebie to usuną mi go, bo jest w miejscu, które nie jest bardzo niebezpieczne. - mówi ze spokojem.
-Pozytywne nastawienie jest najlepsze. Trzeba korzystać z życia... - mówi Gemma rozładowując trochę atmosferę, chyba widzi, że moje oczy zaczęły się bardzo błyszczeć...
Mam gulę w gardle i staram się zachowywać jak najbardziej normalnie, kilka razy intensywnie mrugam i przysłuchuję się dyskusji między Gemmą, jej ojczymem, a Michaelem na temat budowy nowej autostrady. Idę na chwilę do domku, by skorzystać z toalety, gdy słyszę rozmowę między Hazzą, a jego mamą.

"-Nic się nie uda, prawda?- pyta go Anne, Hazz chyba wrzuca lód do szklanek.
-Tak było od początku ustalone mamo, nic nie mogę więcej zrobić... - mówi cicho.
-Harry... To może być twoja życiową szansa... Możesz nie znaleźć już takiej drugiej dziewczyny... - Anne jest bardzo przejęta.
-Nie chcę znaleźć innej... - mówi pewnie Hazz. -... ona stała się sensem mojego życia... Zmieniła wszystko mamo... Wszystko... Ja nie wiem, jak sobie poradzę, jak ona pojedzie... - wzdycha cicho, a mnie szklą się oczy.
-Synku... - Anne cichnie.
-Co jest? - pyta ją cicho.
-Nie myślałeś, żeby z nią tam pojechać? - pyta go Anne, na co aż wstrzymuję oddech. Boże... Gdyby Harry pojechał... Mogłabym mu śmiało teraz już powiedzieć, że...
-Myślę o tym codziennie, gdy ona zasypia obok... Ale ja nie chcę iść na żadne studia, nie chcę robić nic na siłę... Muzyka to jest moja przyszłość. I niestety zacząłem to w Londynie, a nie w Bostonie, mam zespół, angaże, płacą mi coraz lepsze pieniądze. Teraz kończymy płytę, żeby rozpocząć promocję po wytwórniach muzycznych... - mówi z przejęciem i uśmiecham się pod nosem widząc kolejne podobieństwo między mną, a Harrym.
Nie rezygnujemy ze swoich planów i marzeń na rzecz uczucia.
-A jak to nie wypali? - mówi mama. - Nie będziesz sobie wyrzucał, że wypuściłeś kobietę swoich snów z rąk? - Boże rozpływam się na te wszystkie pozytywne słowa.
-Wtedy się będę martwić mamo... Teraz żyję tym, co jest i chcę jak najwięcej chwil pamiętać i korzystać z nich... - dodaje Hazz."

Kończą rozmowę, więc szybko wracam się do drzwi i wchodzę do domku tak, że mnie słychać.
Z Harrym mijam się w korytarzu.
-Gdzie idziesz? - pyta trzymając trzy szklanki z lodem, whisky i colę pod pachą.
-Do toalety... Zaraz wrócę... - mówię i daję mu całus w usta. Uśmiecham się lekko, on to samo i bez słowa podążam do toalety.
Załatwiam swoje potrzeby i myję ręce spoglądając w lustro. Moje czerwone policzki świadczą o tym, że zaczerpnęłam zdecydowanie zbyt dużo słońca bez odpowiedniej ochrony, ale kompletnie o tym zapomniałam. Jak nigdy. Harry ma to samo, obydwoje bardzo się spiekliśmy, zapomnieliśmy... Byliśmy za bardzo zajęci sobą... Nie widzimy świata dookoła, liczymy się tylko my. Czas razem, obecność tej drugiej osoby. Zastanawiam się, czy jesteśmy od siebie już uzależnieni, bo z tego co pamiętam w ostatnim czasie spędzamy czas w 95% ze sobą. I wciąż tesknimy... I myślimy... Tak chyba jesteśmy uzależnieni.
Wzdycham cicho i zakrecam wodę.
Nigdy tak nie miałam, żeby jakiś chłopak tak zamieszał mi w głowie, tak wpłynął na wszystko co robię, na moje życie. Harry zmienił je o 180 stopni i zmienił je na 1000 razy lepsze niż kiedykolwiek było. Tak naprawdę to nawet chyba nie mogę określić dlaczego myślę w ten sposób i nie przytoczę konkretów na pytanie: "Dlaczego Harry zmienił twoje życie?"
Nie wiem, ale wiem jedno, że to zrobił.
Nie sądziłam, że po tym wszystkim, co przeżyłam i przeszłam kilka lat temu będę się czuła kochana.
Naprawdę się tak czuję, Hazz daje mi to do zrozumienia na każdym kroku, wie jak łatwo tracę zaufanie i wie, że musi o to zabiegać każdego dnia.
Nie nudzi mu się, a wręcz jest gotowy, by oddać mi więcej i więcej siebie. Kocha mnie. Myśli o mnie cały czas. Czym sobie zasłużyłam na człowieka, którym rozumie mnie pod każdym względem? Z którym mogę milczeć i nie będę czuć dyskomfortu? Z którym mogę rozmawiać o ważnych sprawach? Który rozbawia mnie do łez, a jego uczucia powodują, że szklą mi się oczy?
Karma wróciła?
-Ky? - słyszę odgłos pukania do drzwi. - Wszystko ok? - pyta tak czule, że mam znów szklanki w oczach.
Zaraz kiedy ja miałam okres, że mam takie wahania i jestem super wrażliwa...
A no tak... Spadek progesteronu i wzrost estrogenów... To mi się trafiło...
-Ky? - puka znów.
Podchodzę do nich i otwieram kluczykiem, ukazuje mi się Harry patrzy na mnie zaniepokojony.
-Wszystko jest ok? - pyta mnie dotykając policzków dłońmi.
-Tak... - uśmiecham się lekko, ale on wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi.
-Na pewno? - odgarnia jeden z niesfornych kosmyków włosów za moje ucho.-Taka przygaszona jesteś... - stwierdza.
Całkiem trafnie.
Ujmuję jego dłoń w swoje i całuję jego kłykcie, po czym mocno wtulam się w jego tors on obejmuje mnie mocno i całuje w głowę.
-Cieszę się, że jesteś... - mówię w jego koszulkę, na co on przytula mnie jeszcze mocniej.
-Kocham Cię Kylie... - szepcze.

(...)
-Nie no przyrzekam Wam, że jej wtedy leciała para z uszu... - mówi Gemma, na co zaczynamy się wszyscy śmiać.
-Popiłaś równo, nawet babcia mówiła, że ta nasza Gemmusia to nie jest taka spokojniutka... - śmieje się mama, na co my jej wtórujemy.
-Wszystko przez to, co zrobiła Kylie. - Gemma na mnie wskazuje na co parskam śmiechem.- Ona po prostu aż prosiła się, żeby za nią pić. Dowaliła największej suce tej rodziny. - mówi dobitnie siostra Hazzy, po czym bierze swój kieliszek i wznosi go na moją cześć.
-Gemma, nieładnie tak mówić... - mówi Anne, ale zaraz unosi kieliszek i powtarza gest Gemmy.
Uśmiecham się szeroko i porozumiewawczo się na siebie spoglądamy.
-Ale Gemma z kim ty tam piłaś? - pyta Hazz. - Przecież Ky nie piła, a ja nie pamiętam, żebym z tobą pił... - dodaje mój loczek zamaczając swoje malinowe usta w whisky. Kocham obserwować jak pije mocny alkohol. Nawet nie drgnie... To seksowne.
-Sama nie pamiętam, za dobrze się bawiłam. - wzrusza ramionami Gem i polewa nam do kieliszków resztkę drugiej butelki wina.
-Nie lubisz alkoholu? - pyta mnie Michael. Biorę w dłoń kieliszek i wzruszam ramionami.
-Lubię czasami coś tam sobie chlapnąć... - mówię na co wszyscy się zaczynają śmiać. -...jak jest dobre towarzystwo to aż się prosi, by świętować.
-To czemu nie piłaś na urodzinach babci? - pyta Gemma.
Uśmiecham się pod nosem.
-Bardzo chciałam zrobić na całej waszej rodzinie dobre wrażenie i nie chciałam się zapić na pierwszej wspólnej imprezie... - mówię.
-Zrobiłaś wspaniałe wrażenie na wszystkich... - mówi Anne uśmiechając się do mnie szeroko.
Odwzajemniam ten uśmiech i czuję, jak Harry łapie mnie za rękę.
-Wszyscy mi ciebie zazdrościli... - mówi Hazz, na co chichoczę.
-To miłe... - ściskam jego dłoń.
-Ale nie masz głowy do picia? - pyta Gemma.
-Kylie ma dobrą głowę do picia... Nawet bardzo dobrą...- zaczyna za mnie mówić Hazz. -...ostatnio jak byliśmy na imprezie urodzinowej naszej wspólnej koleżanki...
-...o nie... - wywracam oczami. - Wciąż wszyscy do tego wracają... - wzdycham pod nosem.
-Ale co? - pyta Robin.
-Wy tego hitu nie słyszeliście... No więc, byliśmy tam i Kylie najpierw zaczęła od kielichów z chłopakami, potem Jordan zrobił jej dwa drinki z energetykiem... Potem znów były kielichy i ostatni drink zrobił jej któryś z chłopaków... - mówi, na co marszczę czoło.
-Jak ty to wszystko pamiętasz... - pytam unosząc brew, na co on uśmiecha się.
-Mieliśmy ciche dni, więc bardzo skrupulatnie patrzyłem co robisz...
-Jaki stalker... - śmieje się Gemma, a Harry opowiada dalej. Poprawia się na fotelu i zaczyna gestykulować.
-...i Ky wyszła na taras się przewietrzyć... Tam była jedna taka nasza koleżanka z jeszcze drugą... Zaczęły na nią wjeżdżać, jakieś nieodpowiednie komentarze gadać i Ky się na nią rzuciła.
-Co?! - wypowiada jednocześnie cała czwórka: Anne, Robin, Gemma i Michael.
-Ale nie zrobiłam jej krzywdy... - bronię się od razu widząc ich reakcję.
-No właśnie... Jak ja już tam biegłem to Ky siedziała na Holly i ją szarpała i ja wciąż nie wiem jak to się stało, ale Ky wyglądała jakby ją normalnie pięściami okładała.- Harry demonstruje, na co parskam śmiechem. - Jak już Mike ją podniósł okazało się, że Holly jest w procentach nienaruszona. - mówi Hazz. - Potem jednak w stronę Kylie poleciał komentarz poniżej jakichkolwiek barier i Ky z prawego prostego uderzyła ją w wargę, że troszkę jej opuchła. Ja nie mogę zrozumieć, jak po takiej ilości alkoholu można mieć taką precyzję... - kończy i opiera się o tył krzesła.
-Dobrą bokserką byś była... - mówi Robin, a Michael przyznaje mu rację.
-Jest... - mówi Hazz głaszcząc mnie po dłoni.
Uśmiecham się w jego stronę i wysyłam mu buziaka.
-Zaraz to ona na imię miała Holly? - pyta Anne biorąc łyka wina. - Byłam przekonana, że Harriett. - mówi na co zaczynam się śmiać.
-A co to za różnica mamo... - wzrusza ramionami Gemma i dopija wino z kieliszka.
-Kylie, teraz przybije ci piątkę za to, co zrobiłaś tej dziewczynie... Wreszcie szmacie się oberwało... - mówi, na co ja otwieram szeroko oczy i ochoczo wstaję z krzesła, by przybić jej piątkę.
-Anne! - śmieje się Robin, a reszta wybucha śmiechem. - Chyba ci już starczy procentów.
-Tylko ja to mogę mówić... - śmieje się do męża Anne.
-Idę po kolejną butelkę... - mówi Gemma, na co Michael ją łapie za rękę.
-Może starczy... - mówi do niej jej chłopak.
-Co starczy... My mamy dziś rodzinny dzień dobroci alkoholowej. - mówi Anne zerując kieliszek, a mnie popędza, żebym kończyła swój. Z uśmiechem sączę resztę wina.
-Co za rodzina... - wzdycha Harry.
-Oj przestań u mnie jest to samo... - uśmiecham się.
-Twoi rodzice też lubią sobie chlapnąć? - kobieta robi cudzysłów w powietrzu na co śmieję się z niej.
-Tak, moja mama z ojczymem kiedyś tak się wkręcili w prosecco, że razem z siostrą wprowadzałyśmy ich do sypialni... - mówię, na co Anne śmieje się do rozpuku.
-Naprawdę? - upewnia się mama H.
-Tak, zresztą Harry sam z nimi pił i się bałam, że na następny dzień nie wstaną na samolot.
-To prawda... - spogląda na mnie Hazz. -... nadawali naprawdę nieźle tempo... I trzymali się wzorowo.
-Zahartowane głowy mają...- śmieję się. Gemma wchodzi z otwartym winem i polewa nam do kieliszków.
-Chciałabym poznać twoją rodzinkę... - mówi mama H. na co przenoszę na nią wzrok. Zatyka mnie i momentalnie robi mi się ciepło na sercu.
-Naprawdę? - patrzę na nią, a ona bierze łyk wina i zaraz kiwa głową.
-Polubiłabyś ich, mama Ky jest dosłownie jak Kylie... I z wyglądu i z charakteru... - mówi z uśmiechem Harry.
-A twój tata? - pyta Gemma.
-Bardzo go kocham i jestem z nim zżyta, ale rzadko kiedy się widujemy. Raczej dużo rozmawiamy przez telefon, smsujemy... - mówię. -Prawie cały rok jest w trasie, a teraz jak się ożenił to logiczne, że będzie chciał spędzać czas z żoną... - wzruszam ramionami. -... Ale nie zmienia to faktu, że jest moim dużym wsparciem. Szczególnie jeśli chodzi o muzykę. Bardziej po drodze mi jest zawsze do mamy, bo mama to mama wiadomo, ale w Los Angeles, spędziłam większość swojego życia, więc no cóż jak wracam to właśnie tam, a nie do Nowego Jorku, gdzie tata mieszka z Amy. Jak już będę na studiach będę mieć bliżej do taty niż do mamy...- mówię, na co Anne przenosi niepozornie wzrok na Hazzę. Widzę, że obserwuje jego reakcje na mowę o moich studiach.
-Ja to zawsze chciałam zwiedzić Stany Zjednoczone tak od A do Z... - mówi Gemma. - Taka dwumiesieczna podróż...
-Zabiorę cię na taką... - mówi Michael, na co aż marszczę od słodyczy, z jaką ten chłopak do niej mówi. Kochany jest.
-Dobra, będę pamiętać... - przestrzega go Gemma.- Jak będziemy w Bostonie Kylie, wpraszamy się do ciebie. - mówi, na co zaczynam się śmiać.
-Już teraz was zapraszam.- sięgam po kieliszek.
-A mieszkanie masz już ogarnięte? - pyta Michael.
-Jeszcze nie... Wstępnie moja mama, jak zwykle, dokonała selekcji, żebym miała blisko na uczelnię, żebym żyła w bezpiecznej dzielnicy i żeby mieszkanie było ładne i przestronne. - Anne uśmiecha się do mnie. - Ale już wybierać będę w wakacje, jak opuszczę UK jadę na parę dni z siostrą do Bostonu wybrać mieszkanie i pewnie potem już będę się urządzać. - przenoszę wzrok na Hazzę. - Mam nadzieję, że wakacje spędzimy razem... - mówię do niego, a on się uśmiecha szeroko.
-Będę już to załatwiał, żeby być z Tobą jak najdłużej. - mówi i całuję moją dłoń.

Czas z rodziną Harry'ego płynął jak sielanka, rozmawialiśmy o wszystkim i poczułam się, jak gdyby to była moja własna rodzina. Otrzymałam tyle pozytywnych słów, że kładąc się potem do łóżka na mojej twarzy wciąż gościł uśmiech.
Cieszę, że tu jestem...

***
Miłego czytania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro