Rozdział Ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak to ty możesz być moim słońcem? - spytałem po chwili ciszy

- Normalnie - odpowiedział z uśmiechem - będę twoim słońcem, a ty moim księżycem

- Ale...

- Nie ma żadnego ale - wtrącił przerywając mi wypowiedź - będę cię wspierał i dawał moją pozytywną energie, której ci brakuje

- Co? Wcale nie brak mi pozytywnej energii

- Oczywiście, że nie - powiedział dalej się uśmiechając

Na tym nasza rozmowa się zakończyła. Jak można uważać, że brak mi pozytywnej energii? Jestem bardzo pozytywną osobą! Na prawdę, ale co może o mnie wiedzieć ktoś, kto zna mnie zaledwie kilka dni. Po prostu nie bawią mnie te rzeczy co ich i nie mam dzisiaj humoru. Wyciągnięto mnie siłą z łóżka, w wakacje. Za to powinno się wieszać. Co prawda, nie dałbym zrobić krzywdy Frankowi, ale przynajmniej on by mnie nie obudził bo by się bał, że umrze, a ja bym się wyspał i każdy byłby szczęśliwy. 

   Brendon cały czas dotrzymywał mi kroku i co jakiś czas próbował zacząć rozmowę, którą ja jednak szybko kończyłem. Czy tak trudno zrozumieć, że ktoś może nie specjalnie lubić czyjeś towarzystwo? Czy moje milczenie nie dawało mu do zrozumienia, że nie mam ochoty z nim teraz przebywać? Minęął już prawie cały dzień, a on dalej nie rozumie tego, że ja n i e  c h c ę  z nim przebywać ani rozmawiać w tym momencie. Zakupy zrobiliśmy już dawno, a później chłopacy postanowili, że gdzieś pójdziemy. No i poszliśmy, wiedziałem że będę tego żałować, ale nie że aż tak. Po paru minutach miłego spędzania czasu w czwórkę dołączyła do nas Alex z paroma koleżankami. Nie żebym coś do niej miał, ale akurat w tym momencie nie chciałem jej widzieć. Czułem się poszkodowany i miałem ochotę coś rozwalić. Najlepiej jej głowę. 

Cały czas powtarzałem sobie w myślach żeby się uspokoić i oddychać. Liczyłem do dziesięciu, brałem głębokie wdechy, patrzyłem w niebo, które powoli robiło się coraz bardziej zachmurzone, no tak, dzisiaj miało padać.  Opierałem się plecami o pień drzewa i patrzyłem jak świetnie bawi się grupa ludzi, których znam. Kiedy zobaczyłem Franka obejmującego Alex coś we mnie pękło i uznałem, że to najwyższa pora żeby opuścić to jakże cudowne towarzystwo. Odsunąłem się więc od drzewa i niezauważalnie próbowałem opuścić zgrupowanie, jednak oczywiście mi się to nie udało.

- Ryan, gdzie idziesz? - usłyszałem za sobą głos Franka co sprawiło, że przystanąłem i odwróciłem się do niego

- Do domu, trochę kiepsko się czuję, poza tym, będzie padać - nie do końca skłamałem, serio kiepsko się czułem widząc go z Alex

- Iść z tobą? Skoro się źle czujesz to...

- Dam sobie radę, nie mam trzech lat, nie zgubię się - powiedziałem przerywając mu

- Jesteś pewien, że nie chcesz eskorty? - spytał Urie podchodząc bliżej mnie. Jego nie chcę tym bardziej

- Jestem pewien - powiedziałem poważnie po czym odwróciłem się i poszedłem w stronę domu.

   Była prawie dziewiąta wieczorem, a ja siedziałem na kanapie w salonie i oglądałem telewizor. Mama już spała bo była zmęczona po pracy, a ja po godzinnym wpatrywaniu się w deszcz za oknem postanowiłem tracić czas w nieco inny sposób. Księżyca nie było widać, bo przysłoniły go chmury, więc nie sposób było mu się pokazać i porozmawiać twarzą w twarz na dworze, więc co innego mi zostało niż telewizja? Gry wideo i muzyka, ale na to jakoś nie miałem ochoty. Widok Franka obejmującego Alex bolał mnie cholernie, mimo że cieszyłem się jego szczęściem. To jest najgorsze. Niby jesteś szczęśliwy, bo on przecież jest, ale za razem twoje serce powoli pęka powodując cholernie mocny ból w środku twojego ciała i duszy. Uśmiechasz się przez łzy, które trzymasz w sobie cały czas, dopóki nie będziesz sam i nie dasz upustu emocjom. Miłość to ból.

Położyłem się na kanapie i  obracałem w dłoni pilota. W telewizji nie było nic ciekawego, mimo to zostawiłem ją włączoną żeby nie siedzieć w głuchej ciszy, bo tego nie lubię. Chciałem spróbować zasnąć kiedy  usłyszałem dzwonek do drzwi. Żeby osoba z zewnątrz nie dobijała się i nie obudziła mamy zerwałem się z kanapy i podbiegłem do drzwi. Przekręciłem zamek i nadusiłem na klamkę. Drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłem przed sobą uśmiechniętego Brendona. Czy ten człowiek nie da mi spokoju?

- Hej - powiedział z uśmiechem - jak się czujesz?

- Dobrze - odpowiedziałem oschle - co cię do mnie sprowadza o tej godzinie? - spytałem po czym westchnąłem

- Brak twojej pozytywnej energii, słońce musi się opiekować księżycem i dawać mu blask, prawda? - dalej był nad wyraz szczęśliwy, dziwny człowiek

- Ta... to... jak musisz to wejdź - powiedziałem i przepuściłem go w drzwiach, które po chwili zamknąłem na klucz

Chłopak zdjął buty, które kopnął pod ścianę, a kurtkę powiesił na wieszaku przy drzwiach. Dopiero teraz zauważyłem, że ma ze sobą plecak. Chyba go coś boli jeśli myśli, że go stąd nie wywalę na noc. Spojrzałem na niego i uniosłem brwi, a on poprawił tylko okulary i posłał mi kolejny uśmiech. Westchnąłem i poszedłem do salonu wyłączyć telewizor, a następnie poszedłem do swojego pokoju. Brendon szedł zaraz za mną. Zapaliłem światło w sypialni i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to nieposłane łóżko. Cholera, mogłem to ogarnąć rano. Szybko poszedłem do łóżka i poprawiłem pościel, na której po chwili usiadłem. Brendon zamknął drzwi i usiadł obok mnie.

- Co ci się dzisiaj stało? - spytał przyglądając mi się

- Nic mi się nie stało - powiedziałem kpiąco - źle się poczułem i tyle

- Jesteś nieszczęśliwie zakochany? - no nieźle.  Widzę, że lecimy prosto z mostu

- Skąd ten pomysł? 

- Na takiego wyglądasz. Jak zobaczyłeś Alex miałeś ból w oczach

- Wydaje ci się - ja zakochany w Alex.. tego jeszcze nie grali

- To o co chodzi

- Brendon słuchaj, nie chodzi mi o nic. Poza tym, nie będę ci się spowiadał. To miłe, że się zainteresowałeś, ale nie potrzebuję całodobowej opieki nad moją osobą. Potrafię się sam sobą zająć, nie potrzebuję niani.

- Chcę żebyś był szczęśliwy

- Jestem szczęśliwy. Mam księżyc, to do niego uderzam kiedy mam problem

- Sam rozwiązujesz swoje problemy?

- Daj spokój - westchnąłem - serio, co chciałeś?

- Frank jest chyba pijany czy coś, nie chce mi się spać w oparach alkoholowych, a wiem że ty mnie przyjmiesz

- Twoja ciotka o tym wie?

- Tak, znaczy... nie że Frank jest pijany, tylko że poszedłem do ciebie

- Super... - zamilkłem i wbiłem wzrok w podłogę. Nagle poczułem dłoń Brendona na swojej przez co od razu na niego spojrzałem. Nie wiedziałem co właśnie się stało.

- Wiesz, że jedyny sposób aby wyleczyć złamane serce to obdarzenie uczuciem kogoś innego? - spytał przysuwając się do mnie.

______________________________
Hej hej
Mam nadzieję, że się podobało i wgl
Wiecie... komentujcie bo to motywuje i takie tam
PS: I Love You All!~Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro