Rozdział Pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Znaleźliśmy jakąś imprezę gdzie udało nam się wejść. Pete i Frank od razu rzucili się do baru ze swoimi fałszywymi dowodami, żeby móc się upić. Nie rozumiałem tego. Przecież równie dobrze można się bawić bez procentów w swoim organizmie. Pete i Frank zawsze się upijali, a ja zawsze byłem tym który odprowadzał ich do domów. Czasem czułem się jak ich niańka, ale nie bardzo mi to przeszkadzało. Przynajmniej pamiętałem te wszystkie żenujące rzeczy, które robili i mogłem je zawsze jakoś uwiecznić. Może to nie jest zachowanie super kumpla, ale ja też chcę mieć jakieś korzyści. Dzisiaj będę mógł się śmiać z nich z kimś. Tego jeszcze nie przeżyłem. To nie tak, że nie mam znajomych, po prostu było mało osób z którymi dzieliłem się nieszczęściem moich przyjaciół. Nie każdy był godzien takiej zabawy.

Teraz jednak było inaczej. Siedziałem obok Brendona i co jakiś czas zarzucaliśmy jakiś temat do rozmowy. W sumie... rozmowa się kleiła. Po jakimś czasie nie było między nami ciszy i rozmawialiśmy o czym tylko się dało. Pete i Frank za to... pili ile tylko dawali radę. Po którymś kieliszku zaczęła się moja ulubiona część, robienie z siebie debili przez moich przyjaciół. Piękny widok. I... to nie tak, że jestem wredny. Ludzie mają to już w naturze, zawsze najbardziej bawi nas nieszczęście innych, to trochę podłe, ale jak widać tak już jesteśmy skonstruowani.

Kiedy Pete zaczął już swoje super tańce na środku klubu wyjąłem telefon i zacząłem to nagrywać, żeby z rana pokazać chłopakowi całą sytuację. Frank siedział z głową położoną na stole i miał zamknięte oczy, co znaczy że już odpływał.

W pewnym momencie Brendon chyba się przestraszył i poprosił abyśmy się zbierali- mam wrażenie, że nigdy wcześniej nie widział zalanego Franka. Zebrał więc pijanego chłopaka ze stołka - i po części ze stołu - i ruszył do wyjścia. Ja za to zabrałem z środka lokalu Pete'a i ruszyłem w ślady Brendona.

   Wpakowaliśmy dwóch zalanych chłopaków na tylne siedzenia i ruszyliśmy w stronę miasteczka, z którego przyjechaliśmy.

- Najpierw odwieziemy Pete'a, później Franka, a później ciebie - powiedział Brendon patrząc na drogę przed sobą

- Czemu mnie na końcu? - spytałem - Mieszkam najbliżej - dodałem

- Może i tak, ale sam ich nie odprowadzę. Nie uniosę ich

- No dobra - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na zegarek - nie wytrzymali za długo. Jest dopiero dziewiąta wieczorem

- Zawsze tak to się kończy?

- Przeważnie, ale to zabawne. 

- Może i tak... ale nie wyglądają za dobrze

- Wiem, mają kiepskie głowy - zamilkłem - uważałbym tylko na tapicerkę, czasem zdarza im się rzygnąć 

- Dobrze, że to nie mój wóz - mówiąc to uśmiechnął się 

Także się uśmiechnąłem, po czym spojrzałem do tyłu, a mój uśmiech się poszerzył. Wyglądali tak zabawnie i tak uroczo za razem. Pete leżał na Franku i mocno go przytulał. Wyglądał jak mały chłopiec przytulający do siebie swoją ukochaną maskotkę.

   Odwieźliśmy Pete'a i właśnie jechaliśmy dostarczyć Franka do domu. Brendon zarzucił go sobie na plecy, a ja pobiegłem otworzyć drzwi tak abyśmy bez problemu mogli dostać się do środka, co się nam udało. Chłopak wszedł do środka, a ja zamknąłem za nim drzwi i powolnym krokiem zacząłem oddalać się w stronę domu. 

- Hej - usłyszałem za sobą po chwili, przez co się odwróciłem - mówiłem, że cię odwiozę - powiedział z uśmiechem brunet

- Nie trzeba, mieszkam niedaleko - poinformowałem go

- To co? Wsiadaj. Nie chcę słyszeć sprzeciwu

Westchnąłem i zawróciłem. Wsiadłem do samochodu, a już po chwili obok mnie usiadł Brendon.

- Prowadź szefie - powiedział z uśmiechem

- Na końcu ulicy w prawo, później w lewo i kawałek prosto

- Chyba zapamiętałem

   Kiedy dojechaliśmy podziękowałem chłopakowi i wysiadłem z samochodu. W ostatniej chwili naszła mnie myśl.

- Chcesz wejść? - spytałem

Chłopak przez chwilę siedział zamyślony, aż w końcu przyjął zaproszenie. Zostawił samochód przed bramą i kiedy już miał wejść za mną na teren mojego domu zadzwonił jego telefon. Przeprosił mnie i odebrał, a ja powiedziałem mu, że jak skończy to ma okrążyć dom i dołączyć do mnie na ogrodzie. 

  Postawiłem na stoliku w ogrodzie dwa kubki z herbatą i zająłem jedno z krzeseł. Spojrzałem w niebo, z uwagi na to że jest lato słońce dopiero zachodziło, co sprawiało że sklepienie wyglądało na niemalże złote. Wziąłem łyk herbaty i zacząłem wątpić, że Brendon jeszcze tu przyjdzie, jednak kiedy moje wątpliwości stawały się coraz większe, chłopak zjawił się. Jednak nie wyglądał na zadowolonego, co trochę zbiło mnie z tropu.

- Ja... chyba nie mogę zostać, wybacz ale... mój nastrój trochę spadł - westchnął

- A może jednak zostaniesz? Podobno jestem dobrym słuchaczem - uśmiechnąłem się - z resztą... chyba z Frankiem nie pogadasz...

- Racja... - przeczesał swoje ciemne włosy palcami - to dla mnie? - wskazał na kubek stojący na stoliku, a ja skinąłem tylko głową - dziękuję - usiadł na przeciw mnie - czemu akurat ogród?

- Co? - spytałem nie do końca rozumiejąc pytanie

- Czemu nie wejdziemy do domu?

- Spójrz na niebo - powiedziałem tylko i znów napiłem się herbaty - chciałbyś siedzieć w domu zamiast oglądać ten widok?

- Co w nim takiego pięknego?

- Ty tak serio? - spytałem na co chłopak wzruszył ramionami i podniósł kubek ze stolika - przecież ten widok jest piękny. Niebo staje się prawie złote, a za chwilę stanie się ciemne. Nie lubisz obserwować tego co dzieje się nad nami?

- Nie bardzo... nigdy tego nie robiłem

- To najwyższy czas to zmienić - rzuciłem - a teraz... powiesz mi co się stało?

_______________________
Hej Hej!
Mamy pierwszy rozdział, nie należy do najdłuższych, ale myślę że nie jest źle.
Mam nadzieję, że Wam się podobało ^^
PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia xx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro