Rozdział Piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spacerowałem z Brendonem ciemnymi uliczkami, których jedynym oświetleniem było światło latarni, które były ustawione w dość sporych od siebie odległościach. Mimo lata robiło się chłodno, a gwieździste niebo powoli było zakrywane chmurami. Mimo wszystko światło gwiazd dalej przebijało się przez nie, przez co dalej było widać małe świecące punkty rozsypane po atramentowym sklepieniu. Niebo jest piękne pod każdą postacią i o każdej porze dnia czy nocy. Niebo jest po prostu piękne i niesamowite.

Nie musiałem rozmawiać z Brendonem podczas spaceru. On jednak najwyraźniej tego chciał, a ja nie chcąc wyjść na niewychowanego czy niemiłego odpowiadałem mu i brnąłem w dyskusję. Był bardzo miły i widać było, że jest jedną z tych osób, które otaczane są licznym gronem znajomych. Nie wiem jaka była jego pozycja w szkole czy w jego mieście, ale jestem pewien, że miał dużo znajomych. 

- Takie niebo też lubisz? - spytał patrząc w górę. W końcu jakieś ciekawe pytanie, chociaż i głupie, moja odpowiedź jest chyba oczywista

- Tak - potwierdziłem - jest piękne

- Czemu tak uważasz?

- Nocą widzimy na nim to, czego nie widzimy w dzień - stwierdziłem - w dzień nie zobaczysz tych pięknych gwiazd, czy księżyca - urwałem - dobra, księżyc zobaczysz w dzień, ale rzadko

- Dalej nie wiem czemu masz fioła na punkcie tego wszystkiego

- Bo to jest piękne 

- Owszem, jest ale...

- Bez ale - przerwałem mu - to jest piękne, a ja lubię piękne rzeczy

Brendon już się nie odezwał, a ja byłem dumny z tego, że już się nie dopytywał.  Niebo robiło się coraz bardziej zachmurzone, a ja nie do końca wiedziałem gdzie jesteśmy. Brendon prowadził, a ja szedłem jak jakaś owca za stadem. Zaczęło kropić. Super.

- Chyba zaczyna padać - stwierdził Brendon - wracamy?

- Tak - powiedziałem szybko - to... prowadź 

- Co? - spytał jakby zdziwiony

- No.. prowadź z powrotem

- Czemu ja?

- Bo Ty nas gdzieś wyprowadziłeś, nie wiem gdzie jesteśmy

- Nie wiesz? - spytał na co pokręciłem przecząco głową - to jesteśmy w dupie

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...

- No nie wiem gdzie jesteśmy, nie mieszkam tu

- To czemu mnie gdzieś wyprowadzasz?! 

- Myślałem, że wiesz gdzie jesteśmy

- Nie wiem! - krzyknąłem - i pada coraz mocniej, super

- Z cukru nie jesteśmy, nic nam sie nie stanie

- Powiedz to moim włosom... - westchnąłem - która jest w ogóle godzina?

- Zaraz ci powiem - chłopak wyjął telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz - za piętnaście dwunasta

- Super - podsumowałem - zawracamy i idziemy przed siebie, może w końcu gdzieś dojdziemy.

Zawróciliśmy więc i szliśmy przed siebie. Teraz nie rozmawialiśmy dużo. Brendon co prawda próbował, ale ja nie miałem ochoty. Byłem zły jak cholera. Chłopak wygłupiał się, biegał, skakał i tańczył w tej cholernej ulewie. Zachowywał się jak dziecko, ja za to byłem wkurzony i miałem dość tego dnia, a nawet nie wiedziałem gdzie jesteśmy.

W pewnym momencie zobaczyłem jakiś plac zabaw. Dziękuję ludziom za budowanie na nich zamków i zjeżdżalni, które miały małe dachy. Teraz to mi mało da, ale zawsze coś. Skręciłem więc na plac zabaw, a Brendon zaczął podążać za mną

Weszliśmy na 'domek' przy zjeżdżalni i usiedliśmy pod dachem. Brendon w pewnym momencie zjechał z zjeżdżalni i zaczął tańczyć. Westchnąłem i pokręciłem głową.

- Chodź! - krzyknął do mnie

- Nie, dzięki - odpowiedziałem

- No chodź!

- Nie

- To sam cię zaraz ściągnę na dół

- Zabawne. Chcę tu wyschnąć, przeczekać deszcz i iść do domu

- Sztywny jesteś - powiedział wchodząc z powrotem na górę 

- Wcale nie

- Wcale tak

- Jak sobie chcesz - westchnąłem

Chłopak usiadł obok mnie. Teraz jednak siedzieliśmy w ciszy. Siedzieliśmy i słuchaliśmy jak deszcz obija się o metalową powierzchnię zjeżdżalni i drewnianą strukturę domku. Ten szum i dźwięk szybko opadających kropel był czymś pięknym. Nagle Brendon oparł głowę na moim ramieniu.

- Obudź mnie jak przestanie padać - powiedział 

- Dobranoc - powiedziałem cicho i patrzyłem w obraz, który miałem przed sobą. Deszczowe letnie noce są piękne.

   Otworzyłem oczy. Robiło się już jasno, a po północnej ulewie zostały tylko ślady w formie mokrej ziemi czy kałuż. Brendon dalej bił o mnie oparty i spał, a ja zacząłem go szturchać aby się obudził. Kiedy już wykonałem swoje zadanie chłopak rozejrzał się ze zdziwieniem

- Dopiero przestało padać? - spytał

- Nie wiem, zasnąłem - powiedziałem po czym wysunąłem się spod daszku i wstałem, czego zaraz pożałowałem - o kurwa - wysyczałem

- Co ci? - spytał chłopak stojąc już na dole, jak on do cholery tego nie odczuł.

- Wszystko mam ścierpnięte i mnie boli - jęknąłem

- Nie marudź, chodź tu

Tak jak powiedział tak zrobiłem. Rozejrzałem się dookoła i już mniej więcej wiedziałem gdzie jesteśmy, tak więc ruszyliśmy w kierunku domu.

____________________
I Love You All! ~Haia_Miia x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro