Rozdział Trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brendon siedział u mnie na ogrodzie dość długo. Rozmowa nam się kleiła, co bardzo mnie cieszyło. Byłem zadowolony z tego, że mam dobry kontakt z kuzynem mojego przyjaciela, tym bardziej, że ma tu spędzić prawie całe wakacje, a to znaczy, że pewnie będziemy się ze sobą dość często widywać.

Brendon pojechał do domu kiedy było już ciemno. Ja poszedłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku myśląc co mógłbym teraz robić, jednak.. nie wpadłem na żaden pomysł. Poszedłem więc się umyć, i położyć się spać. 

   Obudziłem się późnym popołudniem, a przynajmniej tak sądziłem dopóki nie sprawdziłem godziny na telefonie. Jakim cudem obudziłem się przed dziesiątą w wakacje? To do mnie nie podobne. Zawsze spałem do około trzynastej, a tu proszę.

Zwlokłem się z łóżka i powolnym krokiem ruszyłem do kuchni. Na blacie leżała kartka zostawiona od mamy gdzie napisała mi co mam zrobić zanim gdziekolwiek wyjdę. Zgniotłem kartkę po czym wyrzuciłem ją do kosza, i tak nie zauważy jak nie wykonam jej poleceń.

Po zjedzeniu śniadania poszedłem na spacer, a raczej na plac zabaw gdzie lubiłem przesiadywać na huśtawce. Nie wiem czemu, od dziecka lubiłem huśtawki, i tak mi zostało do teraz. Po prostu czułem się tam dobrze, i uznawałem że to dobre miejsce na wyciszenie się i przemyślenie wielu rzeczy. 

Kiedy już doszedłem na miejsce i spostrzegłem, że 'moje' miejsce jest wolne przyspieszyłem kroku. Nawet nie zrobiłem tego celowo, po prostu coś mówiło mi, że mam przyspieszyć, bo ktoś zajmie huśtawkę. Usiadłem na niej i zacząłem się lekko odpychać nogą. Nie huśtałem się na niej jak te wszystkie dzieci. Nie chciałem być w powietrzu, nie chciałem bawić się w 'kto będzie wyżej'. Chciałem po prostu siedzieć w tym miejscu i odpychając się, rozmyślać na różne tematy. 

Spojrzałem w niebo. Było prawie czyste, nie było dużych chmur. Może jedynie niewielkie obłoki, których i tak prawie nie było widać. W niektórych miejscach niebo było jaśniejsze, a w niektórych ciemniejsze. To wyglądało pięknie. Mógłbym na to patrzeć godzinami, ba! Ja często patrzę na to godzinami. Przeważnie wtedy kiedy nie mam co robić. Założyłem okulary przeciwsłoneczne kiedy zaczęły boleć mnie oczy od patrzenia u światło słoneczne. Mimo to, dalej patrzyłem w niebo.

Nie wiem ile tak siedziałem, ale chyba długo. W międzyczasie włączyłem sobie muzykę i nałożyłem słuchawki aby umilić sobie czas. Nagle poczułem szturchanie, co wyrwało mnie z transu. Obróciłem się  i zobaczyłem Franka. Wyjąłem jedną słuchawkę i podniosłem nieco okulary. Rzuciłem do niego ciche 'hm', a on uśmiechnął się do mnie.

- Idziesz z nami nad jezioro? - spytał szybko

- Z kim? Kiedy? - odpowiedziałem pytaniami

- Jak to z kim? No z Petem, Brendonem i mną. Chciałem spytać szybciej, ale nie dobierasz telefonu, jak zwykle zresztą, i jak byliśmy u ciebie w domu, to cię nie zastaliśmy

- To.. skąd wiedziałeś, że tu będę? - spytałem zaciekawiony

- Ryan, błagam cię. Jesteś moim przyjacielem, znam twoje ulubione miejsca - wywrócił teatralnie oczami - to jak? idziesz?

Skinąłem w odpowiedzi głową i podniosłem się z huśtawki, po czym udałem się za przyjacielem i znów nałożyłem okulary na nos. Chyba jednak nie spędzę tego dnia na siedzeniu i gapieniu się w niebo, oni nie lubią jak to robię. Oni są dziwni. Nie wiem jak można nie lubić patrzeć w niebo, kiedyś ich do tego przekonam. To mój cel, ale jak na razie... postaram się cieszyć tym dniem, i tymi chwilami z moimi znajomymi. Może bliżej poznam się z Brendonem, może załapiemy jeszcze lepszy kontakt. To byłoby miłe.

_______________________
Hej Hej!
To był chyba mój najkrótszy rozdział w ostatnim czasie, i bardzo za to przepraszam.
Mimo wszystko mam nadzieję, że się podobało xx
PS: I Love You All! ~ Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro