R5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Caroline《

Nie umiałam zrozumieć, tego, że fizycznie i psychicznie Michael jest najmniej 10-15 lat młodszy niż rocznikowo.

27.08.2008

Obudziłam się przed Michaelem... nie było to trudne, bo poprzedniego wieczoru wziął lekki nasenne.

- Michi... możesz wstać?

- Nie chcę...

- Skarbie... żonę wystawiasz?

- Co ma małżeństwo do snu?

- Michael... Ja Cię kocham... nie obchodzą mnie pieniądze, nieobchodzi mnie nic. Chcę mieć ciebie. Twoją bliskość i twoją miłość...

- Po co ci to?

- Bo cię kocham

- Słuchaj... wiem co ci obiecałem, ale powinniśmy się rozwieść

- Czemu? Masz inną na boku?!

- Tylko rozwód. Zostajesz tu... wtedy poprostu będziesz bezpieczna finansowo

- Tego już nie ma i to nie wróci. Nikt cię nie oskarży o nic

》 Michael《

29.08.2008

Gdy dzieciaki poszły spać, zaczęła się zabawa dla nas.

Teraz przypomniałem sobie, jak związek z nią odmienił moje życie i jak oboje dzięki temu stanęliśmy na nogi...

***

- Jak mi jeszcze raz wspomnisz o rozwodzie to cię zamknę w pokoju obok... - stwierdziła Caroline

- A będziesz mnie karmić?

- Tak...

- Rozwód?

Zaczęła się śmiać. Ja też.

- Michael...

- Tak?

- Na ile lat ty się czujesz?

- To skomplikowane

- Czemu?

- Bo jednocześnie czuję się jakbym miał 20-30 lat i jak bym miał tak koło 70...

- Czemu?

- Z jednej strony rozmawiamy jakby nie było tej przepaści 15 lat, z drugiej... Ja od 40 lat pracuję... to sprawia, że czuję się jakbym był u schyłku życia. To jeśli chodzi o psychikę.

- A fizycznie?

- 35-40... w zasadzie to samo co sprawia, że czuję się starzej psychicznie, daje mi to, że fizycznie czuję się młodszy. Wiesz, kwestia rozciągnięcia...

- Wiem...

- Caroline... - usiadłem jej na nogach i nachyliłem nad nią - Muszę cię przeprosić...

- Za co?

- Między nami jest 15 lat różnicy... ty masz tylko 35 lat... Ja właśnie skończyłem 50... nie chcę żebyś czuła się zaniedbana, ale... boję się, że za kilka lat okaże się, że nie dam rady cię zaspokoić... Ja nie chcę, żebyś była ze mną tylko dlatego, że jesteśmy po ślubie... nie zmuszę cię do zostania... jeśli będziesz czuć, że potrzebujesz więcej niż ja mogę Ci dać, to... - wziąłem głęboki oddech - to nie zastanawiaj się i spotykaj się z kim zechcesz, ja mogę nawet za to płacić ...

- Ty mi wystarczysz... przecież nie ty jeden na świecie się starzejesz... przecież za 5-10 lat stracimy szansę na dziecko... - położyła ręce na mojej klatce piersiowej

- Weź rączki... - złapałem ją za nadgarstek i przytrzymałem jej rękę nad jej głowę po czym drugą też tak potraktowałem - Ufasz mi?

- Zawsze.

Złapałem za pasek od spodni i na szybko zrobiłem z niego kajdanki i srępowałem jej ręce i przywiązałem do ramy łóżka

- A teraz nic nierób... ty tylko czerp z tego  przyjemność...

Wsunąłem się w nią i jednocześnie i poruszaniem się w niej, jedną dłonią jeździłem po jej, a drugą delikatnie dotykałem boku jej szyi, drugą stronę jej szyi namiętnie całowałem, a tylko na nogach w klęczkach opierałem cały ciężar ciała...

Słyszałem jej jęki i każdy oddech

***

Chwilę po tym, jak udało nam się złapać oddech, poczułem jakbym miał zaraz zemdleć, ale szybko to minęło, więc zignorowałem to...

- Kocham cię Caroline - chwyciłem ją za rękę

- Ciągle mi to mówisz

- Muszę ci coś powiedzieć... - usiadłem

- Co się dzieje? - też usiadła... kołdra spadła odsłaniając jej piersi

- Jestem sławny, więc ciągle ktoś czycha na moje życie... zaraz po naszym ślubie spisałem testament... wszystko spisałem na ciebie i dzieci... z kilkoma wyjątkami

- Jakimi?

- Wiesz ilu jest fanów tak wielkich, że chcieli by nawet dosłownie moje rzeczy ubrać?

- Pewnie sporo

- I tego chcę. Pójdą na aukcje charytatywne... zapisałem co zostaje tutaj...

- Czemu mi to mówisz?

- Póki dzieci nie skończą 18 ty zarządzasz pieniędzmi.

- Czemu mi to mówisz?

- Mam wrażenie, że ktoś z ludzi pracujących dla mnie, chce mnie zabić...

- Co jeśli będziemy mieć dziecko?

- Nie zapisałem w testamencie dzieci z imienia... zaznaczyłem jedyne, że każde, które zostanie potwierdzone badaniami DNA.

》Caroline《
1.06.2009

Widziałam jak próby wykańczają go fizycznie, a medialny szum psychicznie...

Namawiałam go, żeby odpuścił, żeby dał sobie spokój i zajął się tylko nagrywaniem albumów, ale martwiłam się tym, że nie zarobi na tym tyle, żeby spłacić długi...nie chciałam stracić córki, a to akurat nam groziło, przez te długi, więc odpóściłam czepianie się o trasę, ale jako pięgniarka nie mogłam mu odpuścić czegoś innego...

- Michael zacznij do cholery jeść.

- Jem przecież.

- Czy ty się w lustrze widziałeś?

- Codziennie się widzę.

- Michael ty masz problem.

- Niby jaki? Dobrze wyglądam, o czym mówisz?

- Właśnie źle. Michael ty wyglądasz jak chodzący szkielet. Czemu ty tego nie widzisz?

- Nie jest tak.

- Jest. Kiedy braliśmy ślub ciuchy na tobie nie wisiały, a teraz niczym się nie różnisz od wieszaka.

- Przesadzasz

- Prawie wszystkie kości ci widać

- Przesadzasz.

Zaciągnęłam go przed lustro i zmusiłam do rozebrania się do bielizny

- Teraz widzisz?

- Ale co ci nie pasuje? - patrzył na mnie

- Michael, jestem pielęgniarką. Wiem jak wygląda zdrowy człowiek. I napewno nie tak.

- Ale... - spojrzał w lustro i wybuchł płaczem

- Mike?

- Masz rację... Boże co ja sobie najlepszego zrobiłem?

- Nie obwiniaj się.

- Caroline, pomóż mi błagam, albo sam się wykończę...

- Nie płacz już... ile mamy czasu?

- Jak najszybciej.

- Dobra...

5.06.2009

Było o tyle dobrze, że 4 dzień jadł normalnie, i jak twierdził, czuł się lepiej...

15.06.2009

Jeździłam z nim na nagrania, żeby go pilnować, bo coś mi nie pasowało... niby jadł, ale coraz częściej skarżył się, że mu zimno...

20.06.2009

Dopiero pozwoliłam mu się zważyć. Każdą możliwą wagę w domu trzymałam pod kluczem... było dobrze, bo waga mu trochę skoczyła

24.06.2009
23:30

Gdy wróciliśmy wieczorem, on z Murray'em (żeby ten coś jeszcze ogarnął, nie mówili mi co) poszedł do na górę do drugiej z naszych sypialni, gdzie czasem sypiał, gdy gorzej się czuł, po może pół godziny usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła...

00:00
25.06.2009
00:01

Pobiegłam na górę do sypialni... Michael resztką sił szarpał się z pasami jakich używają w psychiatrykach, miał w prawej ręce wenflon, a do niego podpiętą kroplówkę z Propofolem...

Na moich oczach umierał...

Mało myślałam o nim teraz jako o mężu... odpięłam tą kroplówkę I zamknęłam wentlon

Położyłam dłonie na jego policzkach

- Nie masz prawa teraz zasnąć, rozumiesz?

Półprzytomny kiwnął lekko głową

- Zaraz ci pomogę... - zaczęłam panicznie szukać leku odwracającego działanie Propofolu

Miał termin do dziś...

Założyłam mu tą kroplówkę i modliłam się, żeby zaczął działać szybciej niż organizm Mike'a zareguje na końską dakę Propofolu

Minutę, półtorej, później miał już o wiele bardziej przytomny wzrok...

Uwolniłam mu ręce z tych pasów i obróciłam go na bok

- Już będzie dobrze, tylko nie zasypiaj... proszę cię...

Wiedziałam, że jeśli by teraz zasnął, to już by się nie obudził

- Dziwko! - usłyszałam krzyk Murray'a

Nagle ktoś chwycił mnie od tyłu za szyję

Uwolniłam się i go poskładałam po czym związałam tymi cholernymi pasami... I uwiązałam do najbliższej nieruchomej rzeczy w pokoju - do grzejnika

- Zapłacisz mi za to dziwko!

- Za co? To ty prawie zabiłeś mojego męża.

- Jesteś pewna, że prawie?

- Stul pysk, sukinsunu...

Wróciłam do Michaela

- Jak się czujesz?

- Lepiej

Najważniejsze, że się odezwał

Zadzwoniłam na 911 i zgłosiłam próbę morderstwa.... byli po może pół godziny. Dwa helikoptery: policja i pogotowie.

Policja zabrała Murraya, a pogotowie zajęło się Michaelem...

Usłyszałam od nich, że właśnie uratowałam mu życie...

Dopiero zeszły ze mnie emocje i poczułam pijący ból w stopie, którą najwyraźniej poraniłam o rozbity wazon...

Gdy odzyskał trzeźwość myślenia po tych lekach, uśmiechnął się do mnie

- Dziękuję ci... - powiedział

- Nie dziękuj... wiem, że zrobiłbyś dla mnie to samo...

- Nie dałbym rady, nie znam się na tym.

Lekarze pogotowia zajęli moją stopą...

Michael, w chwili gdy lekarze wyciągali mi ze stopy kawałki szkła, mnie objął... zwyczajnie bez słowa siedział tak obejmując mnie, podczas gdy ja płakałam... nie wiem czy z bólu czy emocje ze mnie schodziły...

- Nie płacz... proszę... - szepnął i delikatnie pocałował mnie w szyję - Jestem przy tobie...

Uwiesiłam się na jego szyi i zaczęłam mu płakać w ramię

- Już jest dobrze... Caroline nie płacz...

W tamtej chwili chciałam być tak blisko niego, że weszłabym pod jego koszulkę

- Jak ja cię prawie straciłam... - wyszlochałam

- Nie płacz... już będzie, wszystko ok... zabrali go. Już nas nie skrzywdzi...

- Radziłbym pani narazie nie chodzić na tej nodze - odezwał się lekarz

- Dobrze, rozumiem... - odparłam ścierając łzy rękawem

Gdy lekarze wyszli, Michael spojrzał na mnie

》Michael《

- Caroline, przepraszam cię... nie mogłem ostatnio spać... kilka nocy nie zmrużyłem oka... Ja tylko chciałem zasnąć...

- Anestetyki na to nie pomogą... Czemu nie mówiłeś?

- Masz dostatecznie dużo na głowie, pilnując czy jem... niechciałem Ci zaprzątać głowy kolejnymi moimi problemami...

- Pomogłabym ci... pracowałam na oddziale psychiatrycznym zaraz przed tym jak musiałam zrezygnować z pracy... widziałam ludzi z różnymi problemami... tobie trzeba pomóc, ja to widzę...

- Jak?

- Porozmawiamy to się dowiem...

-  A jeśli ja nie chcę rozmawiać?

- Znaczy?

Złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku

- Michael! - odepchnęła mnie - Daj sobie pomóc... ty od tego uciekasz, nie możesz tak... daj sobie pomóc

- Jak?

- Powiedz mi, czemu nie możesz spać?

Oparłem łokcie na udach i spojrzałem w ziemię

- Za każdym razem, gdy zamknę oczy widzę go... widzę i czuję każde uderzenie, słyszę każdy krzyk... minęło 30 lat... a ja nadal... - popłakałem się... nigdy z nikim nie byłem tak szczery co do tego, co tak naprawdę zrobił nam Joseph

- Sam powiedziałeś... minęło 30 lat....
Nie możesz całe życie się go bać, bo w końcu się to zemści, a myślę, że już zaczyna... nie śpisz, to cię wykończy

- Nie mogę spać... Ja czuję te uderzenia, rozumiesz?

- Rozumiem...ale pomyśl o tym tak: on cię teraz nie tknie. Nie ma prawa.

- Co z tego, skoro czuję jak mnie leje prawie do nieprzytomności...

- Jesteś tu bezpieczny, rozumiesz?

- Właśnie chciał mnie zabić lekarz. Jak mam się czuć bezpiecznie?

- Posłuchaj... Ja znam się na medycynie, ty jesteś odważny, gdy coś mi grozi, osobno jesteśmy świetni, ale razem, niepokonani. Czego nie będę chcieli ci zrobić, ja ich jakoś powstrzymam, i wiem, że dla mnie zrobisz to samo. Razem jesteśmy niezniszczalni.

- Może I masz rację...

- Chodź. Pójdziemy spać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro