Zwierzak

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2005
》Michael 《

Wiedziałem, że przez to ile lat miałem pod opieką Bubbles, ciężko byłoby mi się ciężko pogodzić z jego stratą...

Po za tym miałem dzieci... one od urodzenia z nim żyły...

Chcąc oszczędzić im i sobie smutku, jeśli Bubbles umrze, oddałem go do Center for Great Apes...

Nie minęło kilka dni, a zadzwonili do mnie z informacją, że Bubbles uciekł...

No i oczywiście kto inny miał go znaleść, jeśli nie ja?

Pojechałem do najbliższego od ośrodka lasu i zacząłem go szukać

- Bubbles? - zawołałem po raz setny...

Nagle usłyszałem za plecami warknięcie... odwróciłem się i zobaczyłem za sobą wilka... odruchowo zacząłem uciekać... biegnąc zgubiłem kapelusz, którym wilk zainteresował się bardziej niż mną... nagle straciłem grunt pod nogami i stoczyłem się z górki, w wyniku czego straciłem przytomność...

Ocknąłem się w jakiejś jaskini albo grocie, gdy dostałem zimną wodą po twarzy...

Bubbles patrzył na mnie z zaciekawieniem

- Świetnie... miałem cię znaleść, a to ty znalazłeś mnie... dzięki...

Bubbles się do mnie przytulił

- I pewnie chcesz wrócić ze mną do domu, tak? Eh... z tobą to jak dzieckiem... chodź. Wrócimy do domu... pod warunkiem, że znajdę drogę do samochodu...

Wziąłem Bubbles do domu, bo jakimś cudem znalazłem drogę do samochodu...

W zasadzie niezdawałem sobie sprawy z tego jak wyglądam, do momentu, gdy wszedłem do domu.

- Co się stało?! - zapytali jednocześnie Bill i Grace

- A w jakim sensie? - dopiero po chwili sobie przypomniałem, że przecież pewnie jestem brzudny, po tym stoczeniu się z pagórka... - a, o to chodzi... luz, potknąłem się i stoczyłem z górki. Nic mi nie jest... aż tak źle, to wygląda?

- Trochę...

- Będe żył... w Gary przeżyłem, to i to wytrzymam...

- Tato? - Paris wyjrzała z pokoju na piętrze

- Zaraz przyjdę skarbie - odpowiedziałem jej, po czym spojrzałem na Billa i Grace - zajmijcie ją czymś... Ja skoczę się doprowadzić do porządku...

Pobiegłem do swojej sypialni i wziąłem czyste ubrania i poszedłem do łazienki

Dopiero zobaczyłem się w lustrze... owszem, miałem kilka zadrapań i byłem usyfiony runem leśnym, ale z drugiej strony przynajmniej żyję...

Zmyłem w siebie ten cały syf i się przebrałem

Zostawiłem Bubbles u mnie w sypialni i poszedłem do Paris

- Co się stało córeczko?

- Tato, tęsknię za Bubbles... - przytuliła się do mnie

- Nie martw się...

- Prince i Bigi też chcą, żeby Bubbles wrócił...

- Pójdziesz po nich? Ja zaraz wrócę.

Gdy cała trójka moich dzieci była w pokoju Paris, wszedłem tam z Bubblss na rękach

- Jak go odzyskałeś? - zapytał Prince

- Uciekł z centrum, więc zadzwonili po mnie... Bubbles mnie znalazł. W centrum powiedziałem, że jeszcze uo wezmę, bo może chciał wrócić po jakąś swoją zabawkę... później postaram się załatwić to tak, żeby został na zawsze z nami

- Co ci się stało? - zapytała Paris wskazując zadrapanie ma moim policzku

- Gałąź mnie zaatakowała... Jakieś pomysły na czas do obiadu? - chciałem odwrócić ich uwagę od siebie i moich zadrapań

- Możemy się pobawić na zewnątrz z Bubbles? - zapytał Prince

- Tak, ale pilnujcie Bigi...

Dzieci zabrały Bubbles na dwór, a ja postanowiłem się zdrzemnąć, bo w nocy nie mogę spać...

Następnego dnia

Koło 20⁰⁰ dostałem wiadomość od nieznanego numeru

"Mogę być z tobą szczera? To dość ważna sprawa..."

Odpisałem, nie wiedząc, o co jej chodzi:

"Możesz, ale przypomnij mi najpierw kim jesteś, bo nie mam zapisanego twojego numeru"

"Caroline, jestem pielęgniarką w szpitalu, gdzie odwiedzałeś chore dzieci..."

Teraz przypomniałem sobie kim ona jest.

"A, ok... wybacz, miałem za dużo na głowie i nie zapisałem twojego numeru..."

"Spoko"

"Więc... co chciałaś mi powiedzieć?"

"Pamiętsz, że mówiłam ci, o tym, że źle się czułam?"

"Tak"

"Dostałam wyniki badań..."

"I co? Wszystko ok?"

"Nie. Zostało mi 1,5 roku życia..."

"Możesz się spotkać?"

"Chwilowo nie mogę się ruszyć z domu... nie mam siły wstać z wózka, a w bloku nie mam windy"

"Daj mi adres. Przyjadę."

"Nie będę cię wykorzystywać...Masz rodzinę."

"Daj mi ten adres"

Podała mi adres, pod który od razu pojechałem. Dojechałem koło 21¹⁵, gdy już się zciemniało...

Gdy dziewczyna otworzyła, zatkało mnie. Była najpiękniejszą istotą, jaką widziałem...

- Cześć - powiedziałem

- Cześć... dzięki, że wpadłeś...

- Nie ma sprawy... powiedz...co ci jest?

- Nie wiedzą. Zwyczajnie mój organizm umiera...

- Mieszkasz sama?

- Tak... mój były mąż zostawił mnie dla jakiejś modelki...

- Jesteś strasznie blada... jadłaś coś dzisiaj?

- Nie... nie mam siły podnieść dzbanka z wodą...

- Gdzie masz kuchnię?

- Tam - wskazała pomieszczenie

- To chodź - zabrałem ją do kuchni

- Poczekaj chwilę...

Zrobiłem jej herbatę i naleśniki

- Zjedz, potem zabiorę Cię do mnie... nie możesz być tu sama, skoro jesteś tak osłabiona...

- Masz rodzinę...

- Mam trójke dzieci, prawda. Ale tobą ktoś się musi zająć...

- Może masz rację...

Spakowałem jej rzeczy i zniosłem walizki do samochodu... później zniosłem Caroline, a na końcu jej wózek inwalidzki

- Dzięki Michael... - powiedziała, gdy ruszyliśmy...

- Spoko...

Zawiozłem ją do Neverland... dojechaliśmy koło 23⁰⁰

Gdy podjechalem pod budynek, Bill wyszedł z budynku. Wysiadłem z samochodu

- Grace od 3 godzin usiłuje ululać Bigi. - poinformował mnie

- On nie zaśnie... Ja mam problem go ululać, to nic dziwnego, że Grace nie daje rady...

- Szefie, czemu zniknąłeś na 3 godziny?

- Potem ci wyjasnię... weź walizki z bagażnika...

Bill wziął walizki a ja Caroline na wózku

(Nastepnego dnia)

Spałem z Caroline w jednym łóżku, bo bałem się, że chcąc iść w nocy do łazienki może sobie przypadkiem coś zrobić...

Gdy się obudziłem, jeszcze spała, więc skorzystałem z okazji, że mogę zaskoczyć ją i dzieci, i zrobiłem śniadanie...Tego dnia i tak Grace miała wolne.

Gdy robiłem naleśniki do kuchni zeszła Paris

- Tato... co to za pani w twoim pokoju?

- Moja przyjaciółka.

- Co się jej stało? Czemu ma wózek?

- Jest chora... jest zbyt słaba, żeby chodzić....

- Kochasz ją?

- To moja przyjaciółka.

Usłyszałem mój telefon dzwoniący na piętrze, w sypialni

Zdjąłem naleśnik z patelni i poszedłem odebrać. Caroline siedziała na łóżku

- Ja dzwoniłam - powiedziała - Michael... mam prośbę

- Jaką? - usiadłem obok niej

- Zabierz mnie do domu... nie mogę cię wykorzystywać...

- Caroline, nie. Nie pozwolę Ci zostać samej. Albo ty mieszkasz tu, albo ja u ciebie. Ty wybieraj.

- Już dobra... zostanę...

- Powiedz mi... kiedy to się zaczęło? Kiedy zaczęłaś się źle czuć?

- Krótko po odkryciu zdrad mojego byłego męża

- Nie obraź się za tą sugestię, ale może brak ci prawdziwej miłości

- Znajdź teraz taką...

Wkurzyła mnie tą kpiną. Zatkałem jej usta pocalunkiem

- Myślisz, że jechałbym po ciebie o 20.00, mając 3letniego syna, gdybym cię nie kochał? - w zasadzie, serio się niej zakochałem, więc nie okłamałem jej

- Michael... daruj sobie...

- Caroline, kocham cię, naprawdę.

- Możesz mi pomóc zejść na dół?

- Czy ja mam się pochlastać, żebyś mi uwierzyła?

- Michael, ja umieram. Chcę ci oszczędzić cierpienia

- Uświadamiam cię, że już dawno mógłbym cię zgwałcić czy coś, a tego nie robiłem, bo Cię kocham

Dziewczyna zaczęła płakać

- Co się stało? - zapytałem

- Mój były mąż zawsze mówił, że mógłbym mnie zabić, a mnie oszczędza... że mam być mu wdzięczna...

- Nie mart się tym... teraz nie powinnaś się martwić... zabiorę Cię do najlepszego lekarza w kraju. Niech cię w końcu zdiagnozują...

- Zabierz mnie na dół... u ciebie przynajmniej mogę posiedzieć na ogrodzie...

- Jak się czujesz?

- Bez zmian

Zabrałem ją na dół

Przy śniadaniu Prince gapił się na na Caroline, a po śniadaniu uzapytał:

- Tato, kto to?

- Moja przyjaciółka.

- Nigdy o niej nie wspominałeś

- Prince, posłuchaj, poznałem ją zanim się urodziłeś, więc nie dziw się, że nie wiedziałeś. Po za tym, Melanie nic wam nie zadała?

- Zadała, ale zrobiliśmy lekcje gdy ciebie nie było.

- Super. To weź rodzeństwo i chodź. Pójdziemy na ogród.

Gdy dzieci bawiły się na ogrodzie ja rozmawiałem z Caroline

- Czemu faceci zawsze lepiej wychodzą na rozwodach? - zapytała

- Nie uważam tak. Musiałem zapłacić Lisie sporo kasy po rozwodzie... z resztą Debbie też.

- Ty przynajmniej możesz pogodzić pracę z posiadaniem dzieci

- Znaczy, że Ty masz dzieci?

- Miałam... po rozwodzie mój były mąż zrzekł się praw rodzicielskich, a mi ze względu na stan zdrowia odebrali córkę... niby mogę ją odwiedzać, ale byłam tak słaba, że nie byłam w stanie stać na nogach, więc...

- Może spróbujemy ją odzyskać?

- Zrobisz to dla mnie?

- Tak. I dla niej też.

- Boże, tak ci dziękuję...

- Poczekaj chwilę.

Powiedziałem dzieciom, Grace i ochronie, że wychodzimy, wzięliśmy dwóch ochroniarzy i wyszliśmy

Nie było większego problemu, żeby odzyskać córkę Caroline...

Dziewczynka miała 7 lat i miała na imię Kate.

Plus był taki, że nie ogarnęła na początku, że ja to ja.

Wróciliśmy do domu.

Kate dostała swój pokój, moje dzieci i Kate już zasypiały w swoich pokojach (z czego Blanket już spał)

Ja i Caroline szykowaliśmy się do snu

- Wiesz Michael... muszę ci coś powiedzieć...

- Co się stało?

- Ja cię chyba kocham...

- Co znaczy "chyba"?

- Nie jestem pewna, czy nie zmuszam się sama do takiego myślenia...

- Spójrz mi w oczy. Dobrze. A teraz posłuchaj. Ty mi się podobasz. I to bardzo. Daj się ponieść miłości.

- W jakim sensie?

Połozyłem dłoń na jej kolanie. Nie zareagowała, więc przesunąłem dłoń wyżej

- A myślałam, że jesteś jedynym facetem, który nie myśli tylko o seksie... - stwierdziła

- Jakbym nie myślał, to nie miałbym trójki dzieci.

- Nadal nie rozumiem co znaczyło, że mam dać się ponieść miłości

- Zaufaj mi. Zwyczajnie mi zaufaj... - przytuliłem ją do siebie - rozumiem, że zostawił cię mąż dla modelki, że zostałaś sama z córką i z chorobą... ale spokojnie... teraz już ja się tobą zajmę... teraz już będzie dobrze...

- Mike

- Słucham, skarbie

- Ale ty mnie nie zostawisz?

- Nigdy. Kocham cię. Musze cię zapytać... Wyjdziesz za mnie?

______________________________

VintageAnimal2 z dedykacją dla ciebie dziewczyna ma na imię Caroline, if you know, what I mean.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro