#15 EPILOG

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wiatr otulił chłodem moją twarz. Słyszałem ciche szmery. Czasami ktoś mnie zaczepiał by złożyć kondolencje. Nawet nie wiem dlaczego.. Przecież nie jestem nikim z rodziny, a wręcz jestem sprawcą całego tego zamieszania.

Łzy spływały po mojej twarzy i nie miały końca. Za każdym razem, z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem na temat Hinaty, po moich polikach spływała nowa dawka nawilżacza. 

Zaczęło padać.

Ludzie już dawno się rozeszli. Ostatnimi byli nasi przyjaciele i znajomi z drużyny. Spoglądali na mnie ze współczuciem. Wiedzieli ile dla mnie znaczył. Mimo wszystko był ważną częścią mojego życia.

Zostałem sam.

Wszyscy pouciekali by schronić się przed deszczem, ale nie ja. Ja stałem i z martwym wzrokiem wpatrywałem się w srebrny napis "Shoyo Hinata". Opadłem na kolana, opuszkami palców gładząc grafitową kaflę nagrobka. Zagryzłem wargę od środka, by nie rozryczeć się ponownie. Nie miałem już sił na kolejny wybuch emocji. Byłem bezsilny. Jestem bezsilny. Nim się połapałem w tym wszystkim, zrozumiałem, że to Hinata dodawał mi energii. To dla niego zawsze się starałem. Z nim chciałem spędzić swoje życie. Przy jego boku. A teraz?

- Wybacz kochanie. - szepnąłem najciszej jak potrafiłem z nadzieją, że gdzieś pomiędzy niebem, a piekłem dosłyszy moich słów.  - Wiem, że to moja wina. Chciałbym cofnąć czas, by to wszystko naprawić. By złagodzić choć odrobinę Twoje cierpienie przez te wszystkie lata. - prychnąłem pod nosem. - Już za późno.

Oparłem czoło o płytę nagrobkową. Dosłysz mnie. Błagam Cię. Chcę byś dowiedział się jakim jesteś egoistą zostawiając mnie tu samego i zdanego tylko na siebie. Usłysz moje wołanie, moje prośby i błagania, skomlenie, żałobę i żal. Wróć do mnie albo pozwól mi żyć szczęśliwie.. Z Tobą. Boję się o każdy dzień. Od kiedy umarłeś i zostawiłeś. Moja dusza powoli umiera.

- Kocham Cię. Najbardziej na świecie. Teraz te słowa są gówno warte, już nie zwrócą życia Twojemu biednemu, pokaleczonemu ciałku. Gdybym tylko mógł tchnąłbym w nie dusze. Zrobiłbym wszystko byś żył. Wszystko. Tylko zostań ze mną.

Mijały mi minuty, godziny, dni, a może i miesiące na rozczulaniu się pod grobem zmarłej połówki. Muszę się stąd wyrwać. Moje nogi same zaczęły mnie prowadzić. Wyszedłem z cmentarza. Mijałem ludzi, śmiejące się dzieci i zakochane pary. Rzygać mi się chce na Wasz widok. Nie wiedziałem gdzie się kieruję, dopóki nie stanąłem na krawędzi mostu. 

Moje oczy powędrowały ku sklepieniu nieba. Czerwono-granatowa powierzchnia tylko oczekiwała, aż odejdę z tego świata. Bym rzucił się tak samo jak mój poprzednik i wiódł z nim spokojne życie w zaświatach..

- Czekaj tam na mnie kochanie. - szepnąłem, a w oddali widziałem jego twarz. Uśmiechniętą i spokojną. Czekającą na mnie. 

Wyciągnął w moim kierunku rękę. Z utęsknieniem podałem mu dłoń, a po chwili zanurzyłem się w jego ramionach. Łzy spłynęły po jego policzkach. W oddali słyszałem jak gra nam orszak Aniołów. 

- Tylko mnie nie opuszczaj.. - szepnął prowadząc mnie przez chmury.



***












Zerwałem się z łóżka. Mój oddech był przyśpieszony, a w tle grał irytujący budzik. Spojrzałem na Hinatę, który patrzył na mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Zacząłem się śmiać. Rudowłosy zdezorientowany założył ręce na piersi. 

- Co Cię tak bawi? - zapytał mrużąc oczy w moim kierunku. Nachylił się nade mną i wyłączył budzik. Korzystając z okazji złapałem go w pasie, obróciłem oraz przygniotłem go swoim ciałem.

- Miałem powalony sen. - uśmiechnąłem się do niego. - A zaczęło się od ślubu...

- Jak masz zamiar opowiadać mi historię naszego życia to po pracy. Znowu się spóźnisz i to z mojej winy! A ja się spóźnię z Twojej! - warknął próbując mnie z siebie zrzucić. Nie było szans. - UGH! TOBIO!

- Nie krzycz na męża swego, który przeżył koszmar. - wydąłem usta. - Umarłeś.

- To naprawdę cudowne sny masz. Uśmiercasz mnie tylko wtedy, gdy masz okazję. - prychnął, po czym uśmiechnął się szeroko. - Ale jestem tu z Tobą, kochanie.

- Tak... - szepnąłem składając na jego ustach motyli pocałunek. - Jestem w nastroju..

- A ja jestem... SPÓŹNIONY! - wrzasnął, na co wybuchłem gromkim śmiechem. Wtuliłem się w jego ciało jeszcze mocniej. Chłopak zaczął się wyrywać. - TOBIO!

Nigdy Cię nie wypuszczę.



***

Więc ten tego... Nie pobijecie? xD

Oczywiście miałam ich uśmiercić, ale że miałam dobry humor... xD kto co woli 

Dziękuję Wam za wszystko <3

Każdy komentarz, gwiazdka czy wyświetlenie wiele dla mnie znaczyło <3 Podobnie jak wasze bunty i krucjaty.

Jesteście wspaniałymi czytelnikami <3 Mam nadzieję, że jeszcze z Wami sie spotkam w innych opowiadaniach lub (być może w niedalekiej przyszłości) w kolejnej Kagehinie. ^^

Jeszcze raz dziękuję <33 

Do napisania,

Sashy ;3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro