1. Nie takie nudne wakacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potarł wierzchem dłoni nieco zaspane oczy, w międzyczasie ładując do ust słomkę. Upił kilka łyków zimnego napoju, wpatrując się nieco tępo w piasek, który ani trochę się nie zmienił od czasu jego ostatniego wypadu na plażę. Kolejne wakacje w domu. Kolejne dni na plaży, gdzie pomoczy tyłek w wodzie, wieczorem zaś będzie się szlajał po barach z kumplami, by jakoś zabić nudę. Aż miał ochotę złapać się za głowę, gdy słyszał zachwyty tych wszystkich turystów, którzy przyjechali tutaj na kilka dni, by odpocząć od zgiełku wielkich miast, czy też wyrwać się z nudnego zadupia, gdzie nie ma nawet basenu. On sam miał po dziurki w nosie tego miasta, wody, sklepów z pamiątkami. Chciał wrócić do Seulu, gdzie zawsze miał coś do roboty. Był młodym chłopakiem, takie monotonne życie nie było dla niego. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że nauka do sesji była ciekawsza, niż siedzenie tutaj i gapienie się na wodę. Chyba był jakiś dziwny...

Odstawił kubek na ręcznik, mimo wszystko obserwując ludzi. Grube babcie, dzieciaki z wiaderkami, białoskóre panienki, które chyba bały się zmoczyć. Napakowani, bądź taż wychudzeni mężczyźni, popisujący się przed tymi wspomnianymi przed chwilą... Skrzywił się nieco, i już miał wsunąć na nos okulary przeciwsłoneczne, gdy coś mu mignęło przed oczami. Czy raczej ktoś.

178 centymetrów chodzącego seksu. Tona uroku osobistego i trzy słodyczy. Kwadratowy, nieco głupi uśmiech i... cholera. Ten, kto wynalazł krótkie spodenki, powinien dostać Nobla. Bezapelacyjnie! Długie, zgrabne nogi, idealne pośladki, nieco za duża koszulka i lśniące włosy. Cudowne dłonie, które właśnie szalonymi kosmykami się bawiły, doprowadzając Hoseoka do palpitacji serca. Szlag by to. Nie wiedział jak to się stało, ale przy brzegu stał Kim Taehyung, zwany też przez niego Aniołem, Miłością Życia, Najcudowniejszą Istotą we Wszechświecie, czy w skrócie Kochaniem. Oczywiście sam zainteresowany nie miał pojęcia, że ktoś go w duchu tak określa, jednak Hoseoka niezbyt to obchodziło, bo jego fascynacja tym o rok młodszym chłopakiem, już dawno stała się nienormalna, przynajmniej dla większości społeczeństwa. Oczywiście tylko wtedy, gdyby się o tym dowiedziała, bo Jung był na tyle sprytny, że się nie przyznał, że od roku z hakiem ślini się do niego i ma mokre sny z jego udziałem.

W każdym razie to była miłość, chociaż Hoseok nie miał za bardzo jak sprawić, by stała się odwzajemniona. W towarzystwie Taehyunga zazwyczaj robił z siebie debila, żeby nie nazwać jego głupoty jakoś gorzej. I tak jest już zboczeńcem, niech chociaż nadal w jego sercu tli się nadzieja, że coś w tej głowie ma i nie jest życiową ofermą. Sęk w tym, że Kim chyba już odkrył, że Jung jest troszkę nie taki, a przynajmniej starszy ciągle miał wrażenie, że brunecik czyta mu w myślach i w duchu się śmieje z jego nieporadności. Jakby nie patrzeć to zawsze dawał mu powody do radości. Same ich pierwsze spotkanie można wpisać na listę najbardziej żenujących wydarzeń na świecie.

To były ostatnie minuty jego spokojnego życia. Wspinał się dzielnie po schodach uczelni, starając się przypomnieć sobie, jak wygląda jego wykładowca od polityki, gdy nagle usłyszał czyjś śmiech. Oczywiście skierował swój wzrok ku górze, jednak w tej samej chwili coś zaatakowało jego twarz tak brutalnie, że pięknie sturlał się z drugiego piętra na pierwsze, chociaż zabrakło mu tylko trzech schodów, by uratować swoje wszystko. Cóż. Było to epickie i zawstydzające jednocześnie. Wszyscy sięw niego wpatrywali, on zaś czuł tylko ból w krzyżu i na pośladkach też trochę. Leżał sobie tak dobrą chwilę, gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, raczył więc otworzyć oczy. I się zaczęło.
Zmartwiona, słodka twarzyczka, najpiękniejsze, gigantyczne oczy, które go zahipnotyzowały w pierwszej sekundzie kontaktu wzrokowego. Rozchylone, pełne usta, tak ślicznie różowe i miękkie. Znaczy... Tego ostatniego nie był pewien, ale wszystko w Tae było takie puchate, więc i wargi musiały być idealne.
Nie pamiętał zbyt wiele z tego zdarzenia. Chyba tylko postać chłopaka pozostała w jego głowie i fakt, że minęło sporo czasu, zanim dał radę cokolwiek mu odpowiedzieć. Wspominali mu potem, że bredził o aniołach, co było krępujące, jednak w gruncie rzeczy nie było to aż tak nienormalne. W końcu Kim to bóstwo. Gdyby mógł, to postawiłby mu ołtarzyk i bił pokłony. Nie to, by nocami odprawiał maratony do jego wyobrażenia, nie wspominając o gorszych rzeczach. Gdzie tam, przecież nie był jakimś padalcem.
No dobra, trochę był, ale to jego wina! Raczej tego uśmiechu, spojrzenia i głosu, który w sumie nie pasował do słodkiego wyglądu, ale i tak był seksowny i najlepszy. W sumie to cały Taehyung był jakimś pieprzonym ideałem (chociaż Hoseok miał nadzieję, że jednak nie aż takim pieprzonym, bo naruszenie świętości tego genialnego tyłka byłoby świętokradztwem!).
Wracając jednak do jungowej love story - młodszy wtedy strasznie się zmartwił i zaczął zmieszany przepraszać, podczas gdy ogłupiały i zauroczony Hoseok cieszył się jak skończony idiota, chyba niezbyt ogarniając rzeczywistość. Dopiero gdy ktoś go mocno szturchnął, zreflektował co się dzieje. Zażenowanie, zapewnianie, że nic się nie stało, czerwone policzki. Nie wiedział, kto czuł się bardziej tępo - anioł, który go zaatakował czy on sam. W każdym razie tak zaczęła się mała fascynacja słodkim, niezdarnym Taehyungiem, która przerodziła się w wielką obsesję. Oczywiście nie śledził go, nie podglądał na przerwach (no, tylko czasami! Każdemu się zdarza!), ale zapisał się nawet na koło naukowe, chociaż przedmiot ten uważał za wyjątkowo nudny. Mimo wszystko nie żałował, bo czasami nawet udało mu się siedzieć obok czy być w nim w parze na jakimś projekcie. Zawsze to jakiś plus.
Pomijając jednak jego nieszczęśliwą miłość...
On tutaj był. Stał i... TLENU. Wypinał te swoje nieziemskie pośladki. Milion sprośnych myśli na sekundę, mózg paruje, a upał nie pomagał. Co robić? Co rooobić? Wstać i podejść?
Ruszył więc nieco podenerwowany w stronę poślad... wróć! w stronę Tae, w głowie opracowując plan podbicia jego serca. Oczywiście nic sensownego nie wymyślił, postanowił więc improwizować.
- Um... Taehyung?
Stanął jak sierota, zaciskając wargi. Młodszy niemal natychmiast się odwrócił, a na jego twarzy pojawił się ten cudowny, kwadratowy uśmiech.
- Och! Cześć hyung! Co za zbieg okoliczności!
- Mhm. Nie spodziewałem się spotkać tutaj cie... kogoś znajomego. - powiedział, starając się zapanować nad drżącym głosem i niesfornym sercem, które chyba tak bardzo chciało do Tae, że niemal nie wyskoczyło mu z piersi. Młodszy zaś jak na złość podszedł bliżej i nie wiadomo czemu przyłożył dłoń do jego czoła. Chwilę przyglądał się jego twarzy, po czym nadął nieco policzki, przesuwając palcami po jego skroniach, po chwili zabierając całkiem swoją rączkę.
- Hyuuung. Chyba za długo siedziałeś na słońcu, bo jesteś czerwony i rozgrzany.
Niestety to nie wina słońca, a pewnego pięknego chłopca, ale to chyba dobrze, że tak to zinterpretował. Chociaż resztki godności zachowa, a niewiele mu jej zostało.
- Trochę... Znaczy...
- Chodźmy się czegoś napić, ochłoniesz. - uśmiechnął się i złapał go za nadgarstek, ciągnąc w stronę baru przy plaży. Hoseokowi rzecz jasna paliła się ręka, a krew wrzała. Głupie myśli nie pomagały, bo niczym dziecko jarał się faktem, że idą za rękę. No, prawie, ale zawsze to coś!
Usiedli przy stoliku, a młodszy od razu zaczął przeglądać kartę.
- Koktajl truskawkowy może być? - zerknął na niego pytająco, Jung zaś tylko skinął głową. Tae złożył zamówienie, po czym wbił przenikliwe spojrzenie w starszego. - Na ile tutaj przyjechałeś? Nie widziałem cię na plaży, a bywam tutaj codziennie.
- Mieszkam tu. - odparł, uśmiechając się delikatnie, chociaż środku był na siebie wściekły. Tyle siedział na tej plaży, a akurat wtedy, gdy był tutaj on, to musiał nudzić się w domu przy laptopie. - Ostatnio nie chciało mi się tutaj przychodzić, to dość... monotonne, jak się ma codziennie plażę pod nosem.
- Serio? Zazdroszczę! Ja przyjechałem na tutaj na tydzień, jutro wracam i jest mi z tym tak źle... - jęknął, odchylając się nieco na krześle. - Ja tam lubię wodę i takie klimaty, Seul nie jest tak przyjemny latem. Chociaż może to kwestia tego, że stolicę znam na wylot i nic mnie tam już nie zaskoczy.
- Ostatni dzień? Szkoda... - mruknął. Reszta nie była istotna. Pech chciał, że to cholerny, ostatni dzień i jutro już go nie będzie. Gdzie tu miejsce na wakacyjny romans?!
- Niestety. Moje studenckie zasoby finansowe się kurczą, poza tym jestem tutaj ze znajomymi, sam nie zostanę. - odparł, zaś w tym samym czasie kelnerka podał im napoje. Podziękowali, a Tae dodał: - Pij pij. Dobrze ci zrobi. Mogłeś ubrać jakąś czapkę, hyung, słońce bywa kłopotliwe...
Ojej. Martwi się o niego, jakie to rozkoszne! Sięgną więc grzecznie po napój i upił kilka łyków. Nawet smaczne.
- No tak... W każdym razie masz jakieś plany na dzisiaj? - pytanie te była chyba trudniejsze niż te na egzaminie z ekonomii, od niego zależało jego życie. Pomimo zgrywania obojętnego, w środku wył jak dziecko, błagając dobre bóstwa o jedną odpowiedź.
- Nie, raczej mam cały dzień do dyspozycji. Wieczorem chciałem tylko pójść na koncerty, ale to też sam, bo reszta idzie do klubu, a ja nie mam ochoty.
Jak cudownie.
- Ja też na nie idę, może pójdziemy razem? We dwójkę zawsze milej chyba, że nie chcesz... - dodał po chwili, bawiąc się słomką w swoim różowym napoju. Brunet spojrzał na niego nieco zaskoczony, po czym uśmiechnął się szeroko, kiwając głową.
- Jasne, bardzo chętnie z tobą pójdę. Skoro zaś jesteś taki chętny, to może i te popołudnie spędzimy razem? W końcu i tak nie masz nic do roboty z tego co wywnioskowałem, a we dwóch coś wymyślimy...
Taaak. Bez wątpienia Hoseok wybrał sobie odpowiednią osobę do kochania!
- Nie ma sprawy. - chyba gorączka od razu mu przeszła, zaś na twarzy pojawił się największy uśmiech, jaki kiedykolwiek miał miejsce w jego życiu.
Jeden dzień. Jeden piękny dzień z Taehyungiem. Jedyna taka okazja, by zdobyć jego serce!
Młodszy uśmiechnął się i dopił swój napój, po czym zawołał kelnerkę, która przyszła z rachunkiem. Jung niczym ninja wyciągnął portfel i zapłacił, nim Tae zdążył zareagować. Kobieta zadowolona z napiwku odeszła, zaś brunet zmarszczył nieco nosek, patrząc na niego niezadowolony.
- I jak ja mam teraz ci oddać, skoro mam tylko kartę? Ach, jesteś kłopotliwy, hyung...
- Nie musisz mi nic oddawać.
- Ale to bez sensu, byś za mnie płacił.
- Daj spokój, to nic takiego. - uśmiechnął się i wstał, po czym skinął głową w stronę wyjścia. - Chodź, TaeTae.
- Ech, niech będzie. - mruknął, ruszając za starszym. - Dziękuję i od razu zaznaczam, że następnym razem ja coś kupię.
- Jesteś biednym studentem, nie zgodzę się na to. - puścił mu oczko, nieco zwalniając, by zrównali się krokiem.
- Ty... też jesteś studentem. - spojrzał na niego podejrzliwie.
- Wow, brawo za spostrzegawczość! - wyszczerzył się, idąc na plażę, gdzie zostawił swoje rzeczy. - Jasne, też jestem, ale na szczęście nie muszę płacić za hotel, pociągi i inne przyjemności, bo tutaj mieszkam. Spora oszczędność. Poza tym pracuję, więc jakoś szczególnie nie muszę oszczędzać.
- No... Więc pewnie stawiasz wszystkim znajomym, bo masz pieniądze? - zaśmiał się, przegryzając nieco dolną wargę. Jung uśmiechnął się, nieco zbyt długo w niego wpatrując.
- Nie, ale tobie akurat miałem ochotę. To za troskę.
- W takim razie chyba nie mogę się dalej tak upierać. - przytaknął. - Dziękuję, hyung!
- Nie ma sprawy. - pogładził go po włosach, po czym nieco zbyt energicznie zabrał dłoń. Wyprzedził go i przykucnął przy swoich rzeczach, które zaczął składać i pakować do torby. - Gdzie masz swoje?
- Nie zostaniemy na plaży? Hyuuung... - jęknął młodszy, podbiegając do niego. Zrobił smutną minkę zmuszając go, by na niego spojrzał. - Hoseoook... Myślałem, że tutaj zostaniemy.
- Spokojnie, marudo. - zaśmiał się, zapinając torbę. Zarzucił ją sobie na ramię, po czym pstryknął Tae w nos, na co ten stracił równowagę i poleciał tyłkiem na piasek.
- Hyung...
- Mam dla ciebie niespodziankę, spodoba ci się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro