Just One Moment

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Opowiadanie zainspirowane Kpop Festiwal w Warszawie 2015. Byłam tam i widziałam chłopaków. Stałam z tyłu pod ściana w kompletnym cieniu. Na pewno mnie nie widzieli ale w pewnym momencie miałam wrażenie że JeongMin i DongHyun patrzą na mnie :). Mało realne, no nie? Nie jestem ich wielką fanką. Poznała ich jakoś w tamtym roku. Uwielbiam ich dwie piosenki Janus i Alarm. Po koncercie czułam pewien nie dosyt i to pchnęło mnie do pisania.

Nie jest to może porywająca opowieść. Pewnie już gdzieś, kiedyś o tym było.

Wszystkie wydarzenia są wytworem mojej wyobraźni. Sposób w jaki myśli JeongMin o fanach na pewno nigdy w realnym życiu się nie wydarzy. Proszę nie brać sobie tego do serca.

Zaprasza do czytania.

Enjoy! :)

******************************************************************************************

Lee JeongMinPOV

Scena. Fani. Światła. Krzyki.

Kolejny koncert.

Szczerze powoli tamtego już dość.Nie jesteśmy idolami zbyt długo, ale to życie stało się męczące.I pomimo tej całej sławy i tras koncertowych, jest monotonnie. Rano wstać, jechać na próbę, wywiady, występy, spotkania z fanami,ćwiczenia, jedzenie, spanie późno w nocy. I następnego dnia to samo. Nie ma nawet chwili przerwy, czasu na rozwijanie własnych zainteresowań.

Na Sali jest ponad 1000 osób.Większości małolaty około 14 lat, krzyczące nie wiem po co.Wariatki!

Patrzę prosto przed siebie. W pewnym momencie światło pada na dziewczynę stojącą na szarym końcu. Z tej odległości jest malutka i nie wyraźna. Jednak widzę że lekko się kołysze, śpiewa i uśmiecha się. Jest ubrana na czarno i ma długie i ciemne włosy. Z takiej odległości i przy tym oświetleniu nie można być niczego pewnym. Skupiam wzrok tylko na niej. Jest taką oazą spokoju w tym całym zamieszaniu. Ktoś mógłby pomyśleć, że wcale nie jest nasza fanką. Ja wiem, że ona po prostu cieszy się naszym występem w inny sposób. Chce z niego zapamiętać jak najwięcej i na spokojnie zauważać szczegóły.

Zaczynamy fanmeeting. Znowu te same bezmyślne pytania. Odpowiadamy w sposób śmieszny i dwuznaczny. Fanservice musi być. Fanki piszczą. Pytam po co? Nie można jakoś spokojniej? Szukam jej wzrokiem. Uśmiecha się. Nie wariuje jak inni. Mogę wręcz poczuć jej spokój.

Szybko kończymy nasz występ. Na backstage'u ciągle o niej myślę. Chciałbym ją poznać. Marzenie ściętej głowy. Gdzie w takim tłumie znajdę jedną niepozorną dziewczynę.

Cały czas zamyślony wychodzę z lokalu gdzie mieliśmy występ. Fanki gromadzą się przy barierkach oddzielających je od naszego wana. Reszta zespołu macha do nich i się uśmiecha. Ja szybko uciekam do samochodu. Jestem już w środku gdy przez tyle okno widzę ją. Znowu stoi daleko od tłumu.Spokojnie nas obserwuje i się uśmiecha. Wszystko co zapamiętam to ten uśmiech. Teraz w nieco spokojniejszej sytuacji i lepszym oświetleniu mogę stwierdzić, że jej włosy mają wiśniowy połysk. Jej oczy są zielone i zagadkowe. Uśmiecham się, do niej,mimo że ona nie może mnie zobaczyć zza przyciemnionej szyby auta.

Jesteśmy już w dorm'inie. Nie odzywałem się cała drogę. Chłopaki byli tak zajęci rozmową i zastanawianiem się co będzie na obiad, że nie zwracali na mnie uwagi. Nie mam apetytu i idę prosto do pokoju. Padam wykończony na łóżko. Gdy zamykam oczy widzę ten piękny uśmiech.

Słyszę, że do pokoju ktoś wszedł.Otwieram oczy. To YoungMin.

- Co się dzieje, Hyung? - pyta siadając obok mnie na łóżku - Źle się czujesz? Coś się stało podczas występu? Nie odezwałeś się ani słowem odkąd zeszliśmy ze sceny. A teraz nawet nie chcesz jeść.

Widzę zmartwienie w jego oczach. Jest taki wrażliwy. Zawsze przejmuje się innymi.

- Wszystko w porządku. - klepię go po kolanie - Po prostu jestem zmęczony. Nie ma się czym martwić.Prześpię się i będzie dobrze.

Po kilku zapewnieniach wychodzi z pokoju i zostawia mnie samego. W końcu! Wyciągam telefon z kieszeni spodni i wchodzę na instagrama. DongHyun zdążył już wstawić zdjęcia sprzed wejścia na scenę. Jest masa komentarzy. W większości takie same: saranghae oppa. Ileż można! Nawet was nie znamy. Po co tyle tych uczuć? A teksty wyjdź za mnie zwalają mnie z nóg. Jeden z wpisów przyciąga moja uwagę. Jest spokojny i w dobrym guście. Występ był wspaniały. Oby tak dalej. Bądźcie zdrowi. Wchodzę na profil tej osoby i nie mogę uwierzyć oczom. To „moja - spokojna - zielonooka -dziewczyna". Im więcej jej zdjęć widzę tym bardziej jestem pewny, że to ona. Te same oczy i uśmiech. Żadnych głupich i zbędnych selfie. Większości to zdjęcia z jej psem lub rodziną i kilka pięknych krajobrazów.

Miała połączone konto z twitter'em. Szybko ją znalazłem. Zastanawiałem się przez chwilę czy do niej nie napisać. Ale co miałbym napisać? Wypada w ogóle się odzywać?Mogę mieć przez to problemy.

Zaryzykowałem jednak. Po dwóch godzinach dostałem odpowiedź. Zapytałem się czy była na naszym koncercie i czy stała w ostatnim rzędzie. Potwierdziła!

Czy była ubrana na czarno i miała rozpuszczone włosy? Tak!

Czy jej włosy mają czerwonawy połysk?Tak!

To ona!!!

Potem rozmowa rozwinęła się sama.Rozmawialiśmy o wszystkim, jakbyśmy byli starymi dobrymi przyjaciółmi.

Przyznała, że nie jest naszą bezgraniczną fanką. Była na koncercie ze względu na młodszą siostrę, która potrzebowała opiekuna. Napisała jednak, że dobrze się bawiła.

- Hyung, czemu jeszcze nie śpisz? -zapytał KwangMin.

- Hm? - spojrzałem na zegarek, było po 3! Za dwie godziny muszę wstać. Jednak nie jestem śpiący. -Nie mogę spać. Nie martw się o mnie i śpij dalej.

Tak też robił. Przekręcił się na drugi bok i zasnął.

Minął tydzień odkąd zaczęliśmy się kontaktować z HaNa, bo tak ma na imię moja zielonooka. Siedzimy w Sali ćwiczeń. Mamy przerwę na lunch. Na podłodze są rozłożone przeróżne potrawy. Wszyscy jedzą z zapałem. Ja trzymam pałeczki w jednej ręce, a telefon w drugiej. Rozmawiam z HaNa w każdej wolnej chwili. Powiedziała, ze jest chora i siedzi w domu. Nudzi się więc i mam pisać kiedy mam tylko ochotę.

- Hyung, czemu tak się szczerzysz do tego telefonu? - zapytał Min Woo z pełną buzią - Zaraz skończy się przerwa a ty nic nie zjesz.

Nic nie odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się tylko i wsadziłem nos z powrotem w telefon.

- Dość tego! - krzyknął DongHyun,wyrywając mi telefon z rąk.

- Hyung, co robisz?! - spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami. - Dlaczego?

- Jedź! - wskazał ruchem głowy najedzenie.

- Zaraz. Oddaj mi mój telefon.

- Wieczorem. Po skończeniu naszego grafiku.

Spojrzałem na niego jak na głupka.Chce mnie pozbawić telefonu na 8 godzin? Nie wytrzymam tyle. Muszę pisać z HaNa.

- Nie możesz mi tego zrobić. Musze mieć swój telefon pod ręką! - zerwałem się na równe nogi rzucając pałeczkami.

- Ocknij się JeongMin! - HyunSeong doskoczył do mnie i potrząsnął mną trzymając za poły koszuli -Od tygodnia z nami nie rozmawiasz, tylko patrzysz w ten telefon!Jesteś jakby w innym świecie! Nic się dla ciebie nie liczy, tylkoten pieprzony telefon!

- Puść go HyunSeong. I uspokój się.Ktoś jeszcze nas usłyszy. - powiedział nasz lider, zdejmując ręce HyunSeong'a z mojej koszuli.

Mój telefon zawibrował w ręce DongHyun'a. Spojrzeliśmy po sobie. Ja nie chciałem żeby hyung czytał wiadomość od HaNa, a on szukał niemego przyzwolenie na przeczytanie.

- Hyung, oddaj mi telefon. -wyciągnąłem do niego rękę. - Nie!

Pomimo mojego sprzeciwu, odczytał wiadomość.

- Co to ma być? - skierował telefon wyświetlaczem do mnie.

- „ Ćwicz ciężko i słuchaj się reszty. Znacie się już tak długo i na pewno nie są tacy źli. Nie wspominaj więcej o odejściu z zespołu. Zrozumiano. HN" -przeczytał YoungMin.

- Odejść z zespołu? - szepnął Min Woo - Hyung, co to za wiadomość? Od kogo? - szarpał mnie za rękaw jak małe dziecko.

- Oddaj mi telefon - powtórzyłem przez zęby do lidera.

- Wyjaśnij mi to. Po pierwsze kim jest HN? Po drugie jakie odejść z zespołu?

Byłem na granicy wytrzymałości. Od jakiegoś czasu miałem dość bycia gwiazdą. Czuję się jak w klatce. Żyjemy pod tabelkę. O tej godzinie wywiad, za piętnaście minut występ, zaraz ćwiczenia. Cały dzień rozjeżdżony.Chciałbym jak zwykły człowiek obejrzeć film, poczytać książki,objeść się słodyczy. Mam tylko 20 lat, to wszystko mnie jednak przytłacza. Z chłopakami od jakiegoś czasu nie mogę się dogadać. DongHyun przejmuje się tylko tym, ze jest coraz starszy i zaraz miną jego lata świetności. HyunSeong za wiele nie mówi. Ma swój świat i swoje kredki i jakoś nikt się do niego nie czepia. Bliźniaki i Min Woo zachowują się jak dzieci. Do niczego nie podchodzą poważnie. Innych przyjaciół nie mam, bo gdzie miałem ich znaleźć.Rodzinie nic nie powiem, bo będzie się martwić. Powiedziałem o tym HaNa. Pomyślałem, że skoro nie jest moją fanką, doradzi mi obiektywnie. Jednak cały czas powtarza żebym został z nimi. Że będzie inny moment na odejście. Teraz powinienem skupić się na pracy i nowym cameback'u.

- Odpowiadaj!!! - wydarł się na całe gardło DongHyun.

- Mam dość! Nienawidzę tego wszystkiego! Nienawidzę was! - wyrwałem mu telefon z ręki ipędem opuściłem salę ćwiczeń.

- JeongMin! Hyung! - usłyszałem krzyki chłopaków za sobą.

Biegłem ile sił w nogach. Nie wiele widziałem przez łzy. Łzy braku zrozumienia, odrzucenia,rzeczywistości, której nie mogłem sam udźwignąć, a nikt nie chciał mi pomóc. Zaczęło padać. Nie zatrzymywałem się. Dopiero gdy ubrania zrobiły się mokre i zaczęły ciążyć, znalazłem przystanek autobusowy.

Usiadłem na ławce. Rozejrzałem się po okolicy. Okazało się, że jestem jakieś trzy ulice od naszej wytwórni.

Lało jak diabli. Nie chciałem wracać do dormu. Nie chciałem widzieć chłopaków. Do rodziców nie mogłem pojechać. Nie miałem gdzie się podziać. Do głowy przyszła mi tylko jedna osoba - HaNa.

Wybrałem jej numer i czekałem, aż odbierze.

Jeden sygnał.

Drugi...

Trzeci....

Czw...

- Słucham? - to nie był głosy HaNa. - Halo. Kto mówi?

- Przepraszam, czy to telefon Choi HaNa?

- Tak. Jestem jej mamą. Kto mówi?

Ups! Jej mama! Ładnie pierwsze wrażenie zrobię.

- Nazywam się Lee JeongMin. Znamy się z HaNa od niedawna.

- Córka nic o tobie nie wspominała.

- Znamy się naprawdę bardzo krótko.

W tle zrobiło się jakoś głośno.Usłyszałem jak ktoś mówi do pani Choi: „Kochanie, HaNa odzyskała przytomność". Przytomność? Coś się stało HaNa?

- Przepraszam, gdzie państwo są? Co z HaNa?

- Jesteśmy w szpitali *nazwa*. Musze iść do córki. Do widzenia.

- Proszę zaczekać! Halo! Proszę pani! - za późno rozłączyła się.

Zatrzymałem nadjeżdżającą taksówkę i podałem nazwę szpitala. Dojechaliśmy tam z prędkością światła, gdyż ciągle ponaglałem kierowcę. Wpadłem do szpitala jak pocisk. Zapytałam w rejestracji o pacjentkę Choi HaNa.

- II piętro, pokój 2002. Jest pan kimś z rodziny?

Ale ja już pędziłem na II piętro.Winda za długo nie przyjeżdżała, dlatego pokonywałem schody po dwa stopnie. Szybko znalazłem jej pokój. Stali przed nim jak mniemam jej rodzice i rozmawiali z lekarzem. Stanąłem w niedalekiej odległości, żeby móc słyszeć co mówią.

- Myślę, że możecie zabrać córkę do domu. Lepiej żeby ostatnie dni spędziła wśród kochających ja osób, a nie piszczących maszyn. - powiedział lekarz.

Kobieta zachwiała się, jej maż ją podtrzymał.

- A gdy znowu będzie miał zapaść? -zapytał mężczyzna.

- Przywieźcie ją natychmiast do szpitala. Ale obawiam się, że kolejnej zapaści może nie przeżyć.- lekarz spuścił wzrok.

Małżeństwo westchnęło. Kobieta zaniosła się głośnym płaczem.

- Przykro mi. Długo walczyliśmy.

Lekarz ukłonił się i odszedł.

Osunąłem się po ścianie na podłogę.Moje nogi nie były w stanie mnie utrzymać w pionie. Gdy mówiła,że jest trochę chora myślałem o jakiejś grypie czy złamanej nodze. Nie o tym, że umiera. Poczułem dławienie w gardle. Nagle zaczęło brakować mi powietrza.

Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.Spojrzałem do góry. To była kobieta, która rozmawiała z lekarzem, mama HaNa.

- Lee JeongMin? - zapytała łagodnym głosem.

Przytaknąłem skinieniem głowy. Nie byłem w stanie mówić.

Do kobiety podszedł jej mąż.Spojrzeli na siebie, jakby rozmawiali bez słów. Mężczyzna skinął głową do żony. Następnie podszedł do mnie i pomógł mi stać.Zaprowadził do krzesła stojącego pod ścianą i posadził. Jego żona przysiadła koło mnie i wzięła za rękę. Miałem spuszczoną głowę, bo wstydziłem się, że podsłuchałem rozmowę. Jestem dla nich obcym człowiekiem. Spotykamy się po raz pierwszy w takiej sytuacji. Dodatkowo wyglądam jak zmokły pies. To jak scena z koszmaru.

- Pójdę po jakiś koc. - powiedziałmężczyzna i się oddalił.

- Jak poznałeś naszą HaNa-ah?

- Na koncercie. Tydzień temu. -odpowiedziałem cicho.

- Ach tak. Zabroniliśmy iść jej na ten koncert.

- Powiedziała, że była z młodsza siostrą.

- HaNa nie ma młodszej siostry. -kobieta uśmiechnęła się nieznacznie.

Spojrzałem na nią zdezorientowany.Wszystko co mi powiedziała było więc kłamstwem?

- Tego nie wiem. - powiedziała pani Choi.

- Słucham?

- Pytałeś czy wszystko co ci powiedziała było kłamstwem. Nie wiem co ci powiedziała.

- Przepraszam, nie powinienem był mówić tego na głos.

- Spokojnie nic się nie stało.

Wrócił jej mąż z kocem. Okrył mnie szczelnie i usiadł na krześle po mojej drugiej stronie, tak że teraz siedziałem miedzy nim a jego zoną. Trochę to przytłaczające.

- Dziękuję. - powiedziałem najuprzejmiej jak umiałem.

- Chciałbyś do niej wejść? -zapytał.

- Nie wiem czy jestem w stanie.

- Rozumiem. - poklepał mnie po plecach.

Gdy wyobrażałem sobie spotkanie z rodzicami dziewczyny, nigdy na pewno nie wyglądało ono tak. Raczej wściekłych rodziców za to, że ma mnie za chłopaka a nie kogoś innego. Powtarzających, ze jestem dla niej nie odpowiedni, a ona dla mnie za dobra. Powinni tworzyć problemy i wymówki, że nie powinniśmy się spotykać. A tu co - szpital, odstraszające zielone ściany, mili, przygnębienie rodzice, pogodzeni ze złym losem. Nie koniecznie akceptujący mnie, ale tolerujący.

- Wejdziemy teraz do HaNa-ah. Wejdź gdy będziesz gotów. - powiedziała pani Choi.

Wstali z krzeseł i zniknęli w pokoju córki.

Nie zebrałem się na odwagę, żeby wejść. Siedziałem i rozpaczałam na korytarzu. Minęło trochę czasu. Rodzice HaNa wyszli z jej Sali.

- Powinieneś wracać do domu. Rodzina na pewno się o ciebie martwi. - powiedziała pani Choi, kładąc mi rękę na ramieniu.

Zupełnie zapomniałem o chłopakach.Muszą pewnie odchodzić od zmysłów. Później będę się o to martwił.

- HaNa zasnęła. - dodał jej mąż- My pojedziemy do domu się odświeżyć i przespać. Wrócimy rano.

Kiwałem ze zrozumieniem głową.

Powiedzieliśmy sobie do widzenia i zostałem sam.

Odetchnąłem głęboko kilka razy. W końcu wstałem i wszedłem do Sali. Była to pojedyncza sala. Na środku stało łóżko a wokół niego różne maszyny. Nie znam sięna medycynie, nigdy się nią nawet nie interesowałem. Spojrzałem na śpiącą HaNa. Wyglądała tak spokojnie i bezbronnie. I pomimo maski tlenowej na twarzy mogłem dostrzec ten piękny uśmiech.Uśmiechała się nawet przez sen. Usiadłem na krzesełku obok jej łóżka. Wziąłem ją delikatnie za rękę. Była chłodna i taka malutka.

Gdy obudziłem się rano, bolało mnie całe moje ciało. Rozejrzałem się zdezorientowany, nie wiedząc gdzie jestem. Z sekundy na sekundę wracały do mnie wspomnienia poprzedniego dnia. Mój wzrok padł na HaNa. Miała otwarte oczy i zdjęta maskę tlenowa. Uśmiechała się jak zawsze.

- Hej. - powiedziała cicho.

- Cześć. Jak się czujesz? -zapytałem przecierając oczy jedną ręką, drugą nadal trzymałem rękę dziewczyny. Wcale nie było to dla nas krepujące. Czy w obliczu śmierci słowo „krępujące" ma jeszcze jakieś znaczenie?

- Lepiej, ale to za długo pewnie nie potrwa. - spuściła wzrok - Jaki cudem tu jesteś? - zapytał po chwili uważnie się mi przyglądając -Dlaczego tak wyglądasz?- obejrzała mnie dokładnie od góry do dołu.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że muszę wyglądać strasznie. Cały potargany i zapewne cuchnący.

- Miałem małą sprzeczkę z chłopakami i byłem na ulicy jak złapał mnie deszcz. Potem zadzwoniłem do ciebie i odebrała twoja mama. Powiedziała, że jesteś w szpitalu. Przyjechałem tu jak najszybciej. I jakoś tak wyszło, ze już zostałem. - wytłumaczyłem na jednym wydechu.

- Rozumiem. - pokiwała głową -Rodzice nie powiedzieli ci na co choruję, prawda? - ścisnęła mocniej moją dłoń.

Pokręciłem przecząco głową. Bałem się odpowiedzieć.

Wzięła kilka głębokich oddechów i powiedziała.

- Od dziecka chorowałam na serce.Potrzebowałam przeszczepu. Półtora roku temu znalazł się dawca.Jednak teraz mój organizm odrzuca nowe serce, a kolejnego nie ma.Dlatego nie wiele czasu mi zostało. - uśmiechnęła się smuto, o ile można tak powiedzieć.

Czemu uśmiecha się w takiej sytuacji.Nie patrzyłem jej w oczy. Skupiłem wzrok na naszych złączonych dłoniach. Uczepiłem się ich kurczowo jak koła ratunkowego.

- Hej, JeongMin, wszystko będzie dobrze. Pogodziłam się z losem.

- Nie rozmawiajmy o tym. Skupmy się na dobrych rzeczach i w pełni wykorzystajmy dany nam czas.

Nie wiem kogo bardziej chciałem pocieszyć, siebie czy HaNa. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Miałem nadzieję, ze nie widzi mojego strachu.

- Co chciałabyś dzisiaj robić? -zapytałem gdy skinieniem zgodziła się na propozycje pozytywnego myślenia.

- Mam ochotę na zwykły spacer. Pogoda ma być dzisiaj ładna.

- Dobrze. Po śniadaniu wybierzemy się na spacer.

- Jak chcesz to zrobić? Fanki od razu cię rozpoznają.

- Coś na to zaradzę. - puściłem do niej oczko. Nie po raz pierwszy będę musiał się przebrać,żeby w spokoju przejść ulicą. - Wyjdę teraz na chwilę po nowe ciuchy i żeby się umyć.

- Jasne. Wróć jeśli jeszcze będziesz chciał.

- Będę niedługo. - powiedziałem i zrobiłem coś nieoczekiwanego, ucałowałem HaNa w rękę. -Wrócę. - zapewniłem jeszcze raz i wyszedłem z jej Sali.

Będą w windzie poczułem wibracje telefonu w kieszeni. To DongHyun. Nie odebrałem. Nie chciałem z nim gadać. Gdy skończył dzwonić zobaczyłem, że miałem 35 nieodebranych połączeń, po kilka od każdego z chłopaków,najwięcej jednak od lidera. I 15 nieodczytanych sms'ów. Wszystkie podobnej treści: Gdzie jesteś? Dlaczego nie wracasz? Wracaj do domu! Postanowiłem się do nich nie odzywać. Teraz najważniejsza była HaNa. Nie chciałem się niczym rozpraszać.

W ciągu godziny umyłem się w dormie i ubrałem w nowe ciuchy. Wiedziałem, że chłopaki będą w wytwórni i chata będzie wolna. Z górnej półki w szafie wziąłem okulary, duże „kujonki" i czarną czapkę z daszkiem. Wiele razy się tak ubierałem i jeszcze nigdy ten zestaw mnie nie zawiódł.

Wchodziłem do szpitala obładowany torbami z różnymi przekąskami, które kupiłem po drodze. Wszedłem do Sali HaNa. Byli u niej jej rodzice. Uśmiechnęli się na mój widok. Odwzajemniłem uśmiech. Czułem się trochę pewniej siebie,nie wyglądając jak przemoknięty żebrak.

- Dzień dobry. - przywitałem się.

- Witaj. Słyszeliśmy, że idziecie na spacer. - powiedziała mama HaNa.

- Zgadza się. O ile państwo się też zgodzą. - spojrzałem na nich wyczekująco.

- Oczywiście. - powiedział ojciec -Opiekuj się tylko naszym skarbem.

- Ma się rozumieć.

Jesteśmy z HaNa w parku niedaleko szpitala. Postanowiliśmy nie odchodzić za daleko, ze względów bezpieczeństwa. Idziemy piękną alejką, w piękny słoneczny dzień. Trzymamy się za ręce. Jesteśmy jak długoletnia para, albo małżeństwo. A tak naprawdę znamy się od tygodnia, a dzisiaj rano widzieliśmy się na żywi po raz pierwszy. HaNa sporadycznie kładzie mi głowę na ramieniu. Jest ode mnie dużo mniejsza. Jest malutka,drobniutka i delikatna, jak szklana laleczka, która może stłuc się w każdej chwili. Przysiadamy na ławce. Wcinamy kupione przeze mnie wcześniej winogrona. Nie odzywamy się za wiele. Napawamy się ta wspaniała chwila w ciszy.

Masz spacer przeciągnął się, aż do popołudnia. Gdy wróciliśmy do szpitala rodziny HaNa byli troszeczkę zdenerwowani, ale jak tylko zobaczyli nasz w wejściu odetchnęli z ulgą i uśmiechnęli się.

- Jak było na spacerze? - zapytała Pani Choi.

- Wspaniale mamo. Pogoda była świetna.- odpowiedziała HaNa cała podekscytowana.

Państwo Choi zabrali córkę do domu,tak jak zalecał lekarz. HaNa przekonała ich jakoś, żebym mógł pojechać razem z nimi. I w taki oto sposób po zjedzonej kolacji jesteśmy u HaNa w pokoju, gotowi do snu. Mam u nich dzisiaj przenocować. Pan Choi dał mi jedną ze swoich piżam. Każde pytanie odnośnie tego czy rodzina nie będzie się o mnie martwić zbyłem kłamstwem, że mieszkam sam i wszystko będzie ok. HaNa nalegała żebym skontaktował się z zespołem. Nie chciałem,dlatego udałem tylko że do nich dzwonię.

Leżymy w łóżku. HaNa z głowa na mojej piersi. Jedną ręką gładzę jej ramię, drugą mam pod głową.

- O czym myślisz? - HaNa przerywa ciszę.

- O niczym konkretnym. Głównie o tym jak mi teraz dobrze.

- Ja też. Na długo zapamiętam tę chwilę.

Robi mi się smutno. Zgodnie ze słowami lekarza te „długo" może potrwać do dwóch tygodni.

HaNa szybko zasypia, słyszę jej równy oddech. Nie sądziłem że czyjś oddech może brzmieć jak muzyka. W tym momencie jest to najwspanialsza melodia jaką w życiu słyszałem.

Minęły już cztery dni jak nie dawałem znaku życia mojemu zespołowi. Dzwonili i pisali do mnie bez przerwy. Pewnego dnia dzwonił sam prezes Starship Ent. Oczywiście nie odebrałem. Później będę martwić się konsekwencjami. Spałem i jadałem u HaNa w domu. Byłem u z nią 24 godziny na dobę. Zastanawia mnie to jak jej rodzice się na to godzą. Obcy chłopak przesiaduje z ich córką cały czas. Dziwi mnie że nie chcą mieć jej ostatnich dni tylko dla siebie.

Po tygodniu spędzonym w domu państwa Choi, jedziemy nad morze. HaNa wygląda coraz gorzej. Więcej śpi i ciężej oddycha. Jesteśmy w każdej chwili przygotowani na najgorsze. Pan Choi pakuje koszyk z jedzeniem na piknik do bagażnika.Ja pomagam HaNa dojść do samochodu i wsiąść. Jej mama jest już w aucie na przednim siedzeniu.

- Wow, jaki widok! - mówi HaNa, na widok morza.

Stoimy na plaży. I wpatrujemy się w falująca wodę morza.

- Mam do ciebie prośbę. - mówi HaNa w pewnym momencie.

Siedzimy kawałek dalej od jej rodziców, na kocu. HaNa opiera się plecami o moją klatkę piersiową, a ja obejmuję ją, starając się nie robić tego zbyt mocno. Mam jednak wrażenie, że ucieka mi między palcami jak piasek.

- Słucham. Co tylko zechcesz. -mówię i całuję są w środek głowy, wdychając przy okazji konwaliowy zapach jej włosów.

Odwraca się do mnie przodem, patrzy głęboko w oczy i mówi:

- Pocałuj mnie proszę.

Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia.Nie to żebym nie miał na to ochoty. Wręcz przeciwnie już dawno chciałem to zrobić, ale bałem się czy nie zrobię jej krzywdy.Jest taka krucha. Dodatkowo mam jej rodziców pod bokiem. To że znieśli mnie przez tak długi czas. Nie znaczy że po czymś taki mnie utopią mnie od razu w tym morzu.

- Jesteś pewna? Tak przy rodzicach? -pytam ostrożnie.

- Niczego więcej nie pragnę.

Przybliża się do mnie i zamyka oczy.Jeszcze chwile się waham ,a potem delikatnie przyciskam swoje usta do jej. Początkowo jest to słodki i nie winny pocałunek, jednak po kilki sekundach pogłębiamy go. Całujemy się jakbyśmy robili to po raz ostatni a nie pierwszy. Chłoniemy zachłannie każde swój dotyk, doznanie, uczucie. Czuję łzy na policzkach. Już wiem że to nasz ostatni pocałunek.

Odrywamy się od siebie, bo brakuje nam tchu. Patrzymy na siebie. HaNa tak samo ma łzy na policzkach.

- Dziękuję. - mówi z uśmiechem,który tak bardzo kocham i dotyka dłonią mojej twarzy.

- Kocham cię. - mówię, ścierając kciukiem jej łzy.

HaNa przytula mnie mocno. Robię to samo. Po chwili jednak czuje, ze jej uścisk zelżał. Odsuwam ją od siebie i widzę jak jej oczy idą do góry, aż w końcu widać tylko biała gałkę oczną. Osuwa się w moich ramionach.

- HaNa! Andwe!!!!


*********


- Skoro to oglądacie, to znaczy, że mnie już nie ma na tym świecie. - patrzę przymglonym wzrokiem na ekran telewizora. Jestem w dormie. Minęło już kilka dni od śmierci HaNa. Zawieźliśmy ją szybko z plaży do szpitala,ale nie udało się jej uratować. Płakałem pod drzwiami pokoju, w którym leżała bez życia, aż nie wiedzieć skąd pojawił się cały mój zespół i rozbitego mnie na drobne kawałki zabrał do dormu. Przez dwa dni nic nie jadłem, leżałem zrozpaczony w łóżku.Chłopcy odwołali wszystkie zajęcia i byli przy mnie, o nic nie pytając. Potem zmusili mnie, żebym wstał i poszedł na pogrzeb.Poszliśmy w szóstkę.

- Chciałabym się wam do czegoś przyznać. Zwłaszcza tobie JeongMin. - pomimo dławiącego bólu w klatce piersiowej skupiam całą moja uwagę na postaci HaNa na ekranie. - Tak naprawdę jestem, wróci w tym momencie, to już byłam waszą wielka fanką. A ty JeongMin byłeś moim ulubionym Boyfriend'em. Twierdziłam inaczej, żebyś nie wziął mnie za jedna z crezyfanek. Czas spędzony z tobą był moim najszczęśliwszym. Wtedy na koncercie nie mogłam w pełni się bawić, bo już zdrowie na to nie pozwalało. Koniecznie chciałam was zobaczyć, dlatego wymknęłam się ze szpitala jak rodzice nie widzieli. Nie chcieli mnie puścić. - uśmiechnęła się tym swoim wspaniałym uśmiechem. - Teraz kilka słów do całego zespołu. To co robicie jest wspaniałe. Wasza muzyka daje siłę wielu ludziom. Oby tak dalej. Faighting! Sprawa z odejściem JeongMin'a z zespołu. Kochanie wiem, ze ty tez to oglądasz, ale muszę to powiedzieć. Ty tego nie powiesz. Będziesz to dusił w sobie i może się to źle skończyć. - zrobiła pauzę i spojrzała się prosto w kamerę. Czułem ten wzrok na sobie, jak żywy. Jak to boli! - JeongMin jest wrażliwą osobą. I mimo,że udaje twardziela i zawsze się uśmiecha, sława go przytłoczyła.Nie wytrzymuje napięcia i presji. Potrzebuje czyjegoś wsparcia.Musicie nauczyć się odgadywać jego myśli, jeśli mogę to tak określić i czytać to co ukryte między wierszami w tym co mówi.Proszę was o to. Będę nad nim i wami czuwać z góry. Jesteście najlepsi, wiecie o tym, prawda? Kocham was! Bye. Bye. - pomachała do kamery i uśmiechnęła się szeroko. Tak ją właśnie zapamiętam.

Film się skończył i jej twarz zastygła na ekranie. Bezmyślnie podczołgałem się pod telewizor i dotknąłem jej oblicza. Następnie upadłem załamany na podłogę,dotykając jej głową. Łkałem i krzyczałem głośno. Czułem, że wszyscy mnie obejmują i płaczą ze mną.


********

Pół roku po śmierci HaNa.

„Just one moment" - taki tytuł nadałem piosence, którą napisałem dla HaNa. Nagrałem ją profesjonalnie w studio i wrzuciłem na youtube. Nie chcąc na niej zarabiać, bo moje uczucia nie były na sprzedaż, nie pozwoliłem umieścić jej na naszej nowej płycie i wykonywać na scenie.

Szykujemy się do kolejnego comebacku.

Moje stosunki z członkami zespołu uległy polepszeniu. Staliśmy się bardziej wylewni i otwarci na nasze uczucia. Dużo więcej ze sobą rozmawiamy i chyba nauczyliśmy się „czytać w myślach" jak powiedziała HaNa

Staram się żyć pełnią życia i cieszyć nawet z najdrobniejszych rzeczy, i nie brać sobie do serca najdrobniejszych potknięć. Zapamiętuję tylko szczęśliwe chwile,na złe życie jest za krótkie.


*******

Choi HaNa POV

Pewnego dnia, kiedy JeongMin wyszedł na zakupy.

Leżałam jeszcze w łóżku. Była po 9:00 rano. Usłyszałam wibracje telefonu. Rozejrzałam się dokładnie. Na stoliku nocnym leżała komórka JeongMin'a. Podniosłam się i wzięłam telefon w ręce. DongHyun. Odebrałam.

- Ty dupku, gdzie się podziewasz? Wiesz jak się o ciebie martwimy, ty niewdzięczny. Ile można się nie odzywać i do własnego domu wracać jak złodziej jak nikogo nie ma w nim? Odezwij się ty łajdaku! - lider zespołu krzyczał w słuchawkę i nie dawał dojść do głosu.

- Witam. Z tej strony Choi HaNa. Znajoma JeongMin'a. JeongMin zostawił telefon u mnie w domu I wyszedł na zakupy. - powiedziałam na jednym wydechu.Korzystałam z okazji, ze DongHyun dal mi coś powiedzieć.

- Czy JeongMin zatrzymuje się u ciebie?Jaka relacja was łączy?- miałam wrażenie że mówi oskarżycielskim tonem.

- Tak, jest u mnie.Jesteśmy tylko znajomymi, znamy się od kilku dni. Nie kontaktował się z wami? - zdziwiło mnie to, bo JeongMin kilka razy przy mnie"rozmawiał" z chłopakami.

- Nie,nie daje znaku życia od tygodnia.- chłopak wysyczał wręcz te słowa do słuchawki - To z tobą pisał zawzięcie przez tydzień i olewał resztę świata. -to nie było pytanie, jednak potwierdziłam. - O co chodziło z odejściem z zespołu?Porzucił nas dla ciebie?

Zaskoczyło mnie to stwierdzenie, jednak nie zdziwiło, miał prawo tak pomyśleć. Jego kumpel niemal że wyprowadza się z domu i zatrzymuje u obcej dziewczyny. Każdy by tak pomyślał. Usłyszałem jakiś rumor i głosy na dole. JeongMin musiał wrócić.

- DongHyun-ssi,muszę kończyć. JeongMin wrócił do domu. Mam tylko prośbę. Gdy pewnego dnia zadzwoni do was moje zapłakana mama i poda adres szpitala, przyjedzcie tam szybko. JeongMin będzie was potrzebować.

- O czym ty mówisz?

- Proszę cię.Liczę na was. - rozłączyłam się i odłożyłam telefon na miejsce w momencie kiedy JeongMin nacisnął klamkę.

Wszedł uśmiechnięty i w nowych ubraniach do pokoju. Podszedł do mnie i wziął za rękę.Nie było to zawstydzające. Przez tak krótki czas mieliśmy wiele przypadków skinship. Nigdy jednak nie posunęliśmy się dalej.

- Wyspałaś się? Wczoraj rozmawialiśmy do późna.

- Tak. Jestem wypoczęta i gotowa na dzień pełen przygód.

Następnego dnia rano.

JeongMin jeszcze śpi. Wychodzę cicho z pokoju i zchodzę do kuchni. Mama krząta się i robi śniadanie.

- Cześć mamo. -przywitałam się.

- Witaj słońce. -odwróciła się w moja stronę z uśmiechem.- Proszę twoje śniadanie.

Podała mi moje ulubione naleśniki z dżemem i kakao.

Zaczęłam jeść.Było pyszne.

- Mamo mam prośbę.- zaczęłam gdy skończyłam jeść, a mama usiadła naprzeciwko mnie z kawa w ręce. Spojrzała na mnie pytająco. - Mamo gdy już mnie nie będzie zadzwoń pod ten numer i powiedz żeby przyjechali po JeongMin'a. Będzie ich potrzebować. - podałam mamie kartkę z numerem DongHyun'a.

- Czyj to numer? -zapytała zdezorientowana.

- Jego jakby brata.- nie chciałam mówić mamie o tym że JeongMin jest sławny,mogłaby inaczej go traktować albo nawet przegonić w obawie o mój spokój. - I jeszcze to. - podałam mamie kopertę zaadresowana do Starship Ent.

- A to co? - zapytała obracając kopertę w rękach.

- Po mojej śmierci po prostu to wyślij. Są to moje ostatnie słowa i pożegnanie do pewnych osób. Proszę Mamo. - spojrzałam na nią błagalnie.

- Dobrze. - pokiwała głową ze łzami w oczach.



Boyfriend POV

Było późne popołudnie, zespół ćwiczył nową choreografię w sali tanecznej.Gdy skończyła się muzyka i w pomieszczeniu zrobiło się cicho,chłopcy usłyszeli dzwonek telefonu. Wszyscy podbiegli do kąta sali gdzie zostawili swoje rzeczy. Każdy z nich wygrzebał swój telefon.

- To mój. - powiedział DongHyun. - Słucham. - odebrał.

- Czy pan DongHyun-ssi?- usłyszał kobiecy, łamiący się głos.

- Tak. - potwierdził niepewnie.

- Z tej strony Choi HeSoo,mama HaNa.Córka kazała zadzwonić do pana po swojej śmierci.Mówiła, że może pan pomoc JeongMin'owi.

DongHyun nie był pewny czy dobrze usłyszał. Ktoś umarł a on ma pomoc JeongMin'owi. O co w tym wszystkim chodzi? Przypomniał sobie rozmowę z ową HaNa i jej prośbę, sprzed kilku dni.

- Gdzie mam przyjechać? -powiedział szybko.

Kobieta podała mu adres szpitala. Szybko się rozłączył.

- Zbieramy się chłopaki.Musimy pomoc JeongMin'owi.

- Co się stało? -pytali raz po raz, jeden przez drugiego, w drodze do wana, w wanie ipod szpitalem.

DongHyun nie wiedział co ma im powiedzieć. Miał mętlik w głowie i nie wiedział co myśleć o tej całej sytuacji.

Wpadli pędem błyskawicy do budynku. Pani Choi powiedziała przez telefon piętro i numer pokoju pod który mają się kierować.

To co tam zastali złamało im serce. Państwo Choi siedzieli przytuleni na krzesłach pod ściana. Płakali. JeongMin klęczał pod drzwiami jednego z pokoi płakał w głos. Raz za razem powtarzał "HaNa. HaNa wróć.Nie mogłaś umrzeć"i wyciągał ręce do drzwi odgradzających go od ciała dziewczyny.

Boyfriend nigdy nie widzieli go tak zrozpaczonego. Nie mieli odwagi do niego podejść. W końcu DongHyun otrząsnął się z szoku i podszedł do przyjaciela.Reszta zespołu podążyła za nim. Kolejno ukłonili się mijanym państwo Choi i podeszli do JeongMin'a.

- JeongMin-ah. - DongHyun dotknął ramienia chłopaka. Nie zareagował. Był tak pogrążony w rozpaczy - Chodźmy do domu, dobrze?

JeongMin spojrzał czerwonymi, nieobecnymi oczami na lidera. Nie wiedział jakim cudem się tu znaleźli.

- Hyung, wszystko będzie dobrze. Pomożemy ci. - powiedział YeongMin.

JeongMin ponownie zaniósł się głośnym płaczem.

Trochę im zajęło odciągnięcie JeongMin od drzwi sali szpitalnej i zawiezienie go półprzytomnego do dormu.

Boyfriend przez dwa dni patrzyli jak ich przyjaciel egzystuje bo życiem tego nazwać niemożna było. Gnił w łóżku bez jedzenia, mycia. Nie odzywał się do nich.

Siłą wyciągnęli go na pogrzeb. Umyli i ubrali jak małe dziecko.

Ceremonia była skromna. Nie było dużo ludzi. Tylko najbliższa rodzina i Boyfriend. Stali z tyłu żeby nie rzucać się w oczy. A i tak jakaś mała kuzynka HaNa ich rozpoznała. Podeszła do pani Choi i powiedział coś do niej, wskazując na nich. Oczy pani Choi zrobiły się duże że zdziwienia.

Kilka dni później dostali list w którym HaNa wyjaśniła nim całą sytuacje i poprosiła o wybaczenie i jej i JeongMin'owi. Do listu była dołączona płyta z nagraniem, które złamało im ponownie serce.

Dojście do siebie zajęło JeongMin' owi trochę czasu. Brał nawet leki na depresję. Nieraz powtarzał że chce być z HaNa. Boyfriend bało się wtedy, aby nie zdobił czegoś głupiego. Po paru miesiącach napisał dla dziewczyny piosenkę, w której opisał jej osobowość i wygląd oraz szczęśliwie spędzony razem czas. W ten sposób dał upust swojemu skutkowi i powoli wracał do normalnego życia.

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" - ks. Jan Twardowski

KONIEC :,/



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro