11. Signe sombre//James//

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

7 października 1978

Ciepło. Pierwsze uczucie jakie towarzyszy ci przy zakopywaniu się w czystą, świeżą pościel, przy wygrzewaniu się w słońcu, czy przy odkręcaniu kranu, by z niego poleciała ciepła woda. Ciepło, które czułem, różniło się od tego, które już tak dobrze znałem. Przez niezaciągnięte do końca zasłonki przy łóżku, wpadały pierwsze promienie porannego słońca, które lekko muskały moją twarz. Chciałem się poruszyć, by wyciągnąć się na materacu i jak co rano wstać, zrobić parę ćwiczeń i iść do łazienki, umyć się i ubrać. Lecz niestety, coś, a raczej ktoś nie pozwolił mi wykonać mojej codziennej, porannej rutyny.

W mój tors była wtulona, mała postać, która kurczowo zaciskała swoje dłonie na mojej koszulce, jakby się bała, że gdzieś ucieknę. Spojrzałem w dół na czarną czuprynę chłopaka, która była delikatnie rozczochrana. Na jego policzki opadał cień długich rzęs. Usta były lekko rozchylone. Słyszałem, jak spokojnie oddycha, a jego klatka piersiowa unosiła się rytmicznie. Przez chwilę przypominałem sobie poprzednią noc. Czy my...nie. To niedorzeczne. Nie zgodziłby się...czyli..nie...ja..ja nie. Nie. Na pewno nic mu nie zrobiłem. Przecież go koch- lubię. Bardzo lubię. Popatrzyłem na siebie, a potem z powrotem na Regulusa. Oboje byliśmy ubrani, więc nie mogliśmy się ze sobą przespać.

Poczułem, że poruszył się niespokojnie. Przewrócił się na plecy i tym samym puścił moją koszulkę. Nadal był we mnie wtulony. Trochę się od niego odsunąłem, by wziąć z szafki nocnej okulary. Założyłem je na nos i obraz od razu się wyostrzył. Spojrzałem przez okno. Słońce musiało niedawno wzejść. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było w nim ani Remusa ani Syriusza i już co było codziennością - Petera. Ciągle nas unikał. Może jednak było już późno i źle oceniłem jaka jest pora dnia? Ewidentnie tak. No cóż...pogodynka ze mnie beznadziejna, a astrolog jeszcze gorszy. Reggie znowu poruszył się, kierując swoją twarz nieświadomie w moją stronę tak, że była na wysokości moich ust. Mruknął coś niezrozumiale i spod półprzymkniętych powiek spojrzał na mnie.

- Gwiazdeczka łaskawie wstała? - szepnąłem, śmiejąc się cicho.

- Nie - jego odpowiedź była, krótka i stanowcza. Potem ściągnął ze mnie kołdrę, okrył się nią bardziej i odwrócił się do mnie plecami.

Na ten jego gest, uniosłem brwi w zdziwieniu i parsknąłem śmiechem. Ten za to wyciągnął lewą rękę spod okrycia i wystawił mi środkowego palca. Zaśmiałem się głośniej, na co ten mruknął coś pod kołdrą i bardziej ją naciągnął na siebie. W ramach odwetu, wstałem z łóżka, obszedłem je dookoła i od jego drugiego końca, gdzie były kostki Rega, ściągnąłem z niego kołdrę. Przypadkowo, zamiast pociągnąć tylko za materiał pościeli, pociągnąłem również za nogawkę jego spodni, przez co prawie spadł z łóżka.

- PUTAIN JAMES - krzyknął w moją stronę. Nie musiałem umieć języka, by wiedzieć co powiedział.

- Przypadkiem - powiedziałem zgodnie z prawdą, lekko krztusząc się ze śmiechu. - Po jakiemu to?

- Ale co? - odpowiedział pytaniem. Po chwili zrozumiał o co mi chodzi. - Że putain? Francuski- stwierdził, podnosząc się do siadu i wzruszył lekko ramionami.

- Nie chwaliłeś się, że umiesz mówić o francusku - wytknąłem mu to. - A powiesz coś jeszcze? - spytałem z wręcz dziecięcą ciekawością.

- Laisse-moi te dire, te voir le matin est la plus belle chose anu monde*, Jamie - powiedział do mnie płynnie. W jego ustach te słowa brzmiały magicznie.

- A znaczy to? - zadałem kolejne pytanie, chcąc wiedzieć, co takiego mi powiedział, że miał lekko rozmarzony wzrok.

- Że czasami zachowujesz się jak dziecko, James - powiedział wywracając oczami, lecz jego twarz zdradzała co innego. Nie chciałem drążyć tematu, wiedząc, że i tak mi nie powie. Może kiedyś się dowiem.

Usiadłem koło niego na łóżku, lecz wtedy odsunął się ode mnie, a jego twarz pobladła. Wyglądał jakby coś sobie przypomniał. Coś, co było niepokojące. Nie wiedziałem o co chodzi. Wczorajszy wieczór nie za bardzo pamiętałem, a chyba powiedział mi wtedy o czymś bardzo ważnym. Zauważyłem, że w jego oczach zaczęły się zbierać łzy, które szybko starł wierzchem dłoni. Jeszcze przed chwilą atmosfera była wesoła i pełna blasku. Teraz zmatowiała i stała się ponura, jakby właśnie stało się coś okropnego. Powoli przypominałem sobie poprzedni wieczór. Bluza. Golf. Blizny, które były wokół pewnego wzoru. Znaku. W końcu mnie olśniło, a w moich oczach błysnęło zrozumienie.

Reg musiał to zauważyć, bo z jego oczu, zaczęły spływać po policzkach łzy, które poprawiły poprzednie ślady. Odsunął się ode mnie jeszcze bardziej. Praktycznie podsunął się pod samą ścianę. Musiałem mu przypomnieć, że nie jestem zły. Że rozumiem, że tego nie chciał. Że to nie jego wina, tylko ich popierdolonych rodziców, zafiksowanych na punkcie czystości krwi. Kiedy mocniej zacisnął swoje powieki, nie pozwalając by więcej łez wypłynęło z jego oczu, przytuliłem go do siebie mocno, jeżdżąc delikatnie ręką po jego plecach. Minęło kilka minut nim się uspokoił. Podniósł głowę w górę, patrząc mi w oczy. Nadal miał je lekko załzawione i zaczerwienione.

- P-pamiętasz... - powiedział, jąkając się.

- Pamiętam...ale cię przecież nie winię...nie chciałeś tego.. - odparłem cicho, nie chcąc go przestraszyć.

- Nie chciał czego? - usłyszeliśmy znajomy głos, który był radosny, co nie pasowało do nastroju, który obecnie panował w dormitorium. Syriusz jak zwykle był już ubrany i w pełnej gotowości do robienia wszystkiego oprócz uczenia się.

Popatrzyłem na Rega wzrokiem, który mówił, by powiedział Syriuszowi prawdę. Lepiej by o tym wiedział i pomógł w jakiś sposób niż czekać bezczynnie na rozwój sytuacji, która i tak już była w opłakanym stanie. Lekko się trząsł i bał się spojrzeć na swojego brata. Syriusz zmarszczył brwi i popatrzył na nas nierozumiejącym wzrokiem, jakby oczekiwał jakiejś podpowiedzi. Poczułem jak materac ugina się pod jego ciężarem. Chwilę później siedział koło Rega i patrzył na niego zmartwiony. Odsunąłem się trochę, by dać im przestrzeń.

- Powiedz...co się stało? - spytał się go delikatnie. Regulus za to kręcił głową na boki, jakby ktoś go zamknął w klatce. Był jakby w amoku. W kółko powtarzał dwa słowa: "Nie chciałem"

- J-ja...to m-moja wina... - znowu się jąkał. Chciałem go przytulić, ale wiedziałem też, że musi przeprowadzić tą rozmowę z Syriuszem. Mrugnąłem do nich i uśmiechnąłem się pocieszająco. Wyszedłem na chwilę z dormitorium, aby porozmawiali w spokoju.

***

Chodziłem w jedną i w drugą stronę wydeptując w wykładzinie kółko. Rozmawiali tam już od dobrych dziesięciu minut. Jak dla mnie było tam za cicho. Żadnych krzyków, żadnych płaczów. Niczego. Chciałem tam wejść, ale nie wiedziałem, który moment byłby odpowiedni. Pierwszy raz bałem się coś zrobić. To było do mnie niepodobne. Jeszcze do tego Remus gdzieś znowu zniknął. Chociaż często przesiaduje z Lily, albo z Syriuszem i ze mną. Bardzo lubił rudowłosą, aż czasami Łapa był o nią zazdrosny, co było głupie i prowadziło czasami do kłótni między nimi. Chwilę odpłynąłem myślami, które znowu sprowadziły się do Regulusa. Jak teraz się czuł? Co czuł Syriusz, słysząc, że jego brata zmusili do wstąpienia w szeregi Czarnego Pana? Reggie zasługuje na coś lepszego. A już na pewno na lepszą rodzinę. Może moja mama zgodzi się, by przyjechał z Syriuszem na święta...oczywiście potajemnie. Nie chciałem by go rodzice zabrali. Rodzice. Czy w ogóle można ich tak nazwać, skoro zmusili do czegoś takiego swoje dziecko? Wątpię.

- JA ICH CHYBA ZAPIERDOLE, KURWA - z moich myśli, wyrwał mnie głośny krzyk Syriusza.

Bez zastanowienia wszedłem do pokoju. Syriusz chodził wkurwiony po pomieszczeniu. Jeszcze nigdy nie widziałem go tak zdenerwowanego. Za to Reggie już nie płakał, tylko patrzył na niego niewzruszony i chyba kończył opowiadać, jak się to stało, że miał ten znak.

- Wiesz pewnie jak działa Imperius, więc rzucili go na mnie, a potem już nic nie pamiętam. Ostatnie wspomnienie, to jest to kiedy leżę w łóżku i już mam na przedramieniu wyżłobiony znak, który lekko p-piekł... - na końcu wypowiedzi głos mu się lekko załamał.

- MÓWIĘ CI, ŻE ZAPIERDOLE. NIE MA KURWA MOWY, ŻE WRACASZ NA ŚWIĘTA DO TEGO PIEPRZONEGO DOMU - wykrzyknął Syriusz wymachując rękoma.

- PRZYNAJMNIEJ TERAZ SIĘ MNĄ INTERESUJESZ - Reggie też w końcu uniósł głos. Syriusz odwrócił się w jego stronę. Miał szklane oczy.

- Nie wracasz. Zabiorę cię od nich. Kurwa przysięgam - obiecał Łapa. Przyrzeczenie to brzmiało poważnie. Jeszcze nigdy nie widziałem, by był aż taki zdecydowany, jak w tamtej chwili.

Bez słowa podszedłem do Rega i go przytuliłem. Chciałem by poczuł się chciany i bezpieczniejszy, ale ten mnie od siebie odepchnął i posłał mi wzrok pod tytułem "Nie teraz." Syriusz popatrzył na nas z dziwną miną i rzucił mi spojrzenie, z którego wywnioskowałem tyle, że czeka mnie KOLEJNA rozmowa. Myślałem intensywnie. Reg miał mroczny znak. Syriusz był wkurwiony na swoich rodziców. Może...może dało się go jakoś usunąć? Nie wiem. Łapa usiadł koło Rega na łóżku i westchnął cicho. Spuścił głowę na dół i wsparł swoją brodę na dłoniach. Po chwili przeczesał nimi swoje włosy i po krótkiej chwili milczenia, wydusił z siebie:

- Ile masz ten znak? - spytał ostrożnie, a ja położyłem dłoń na tej Regulusa. Nie odtrącił jej.

- Jakoś dwa miesiące...może dwa i pół, ale co to zmienia? - odpowiedział pytaniem.

- To, że można w pewien sposób go usunąć. Chociaż jest trudny...ale nie, niewykonalny - odparł.

- Czy ty masz na myśli...Merlinie, ale jesteś pewien? - spytałem się Syriusza, na co pokiwał głową na tak. Był jedyny sposób na to. Połączenie czarnej magii i eliksirów, tak by ze sobą współpracowały w idealnej harmonii jest strasznie trudny. Wiedziałem o tym, bo kiedyś Remus czytał nam coś na ten temat,jakby ktoś został zaatakowany i był pod wpływem zaklęcia imperio. Los chciał tak, że niestety ta wiedza nam się przydała.

Regulus patrzył raz na mnie, a raz na swojego brata z niepewnością w oczach. Jakby nadal bał się, że go z tym wszystkim zostawimy. Nie ma nawet takiej opcji. Nigdy. Czekał, aż mu wytłumaczymy o co chodzi.

- Więc tak. Masz szczęście, że mamy eliksir, który sprawia, że mroczny znak znika, ale nie przestaje działać - tutaj twarz młodszego Blacka pobladła trochę bardziej, natomiast Syriusz przerwał, a ja kontynuowałem.

- Ale, by zniknął i przestał działać, oprócz eliksiru musimy mieć też formułkę zaklęcia, które były na ciebie po kolei rzucane. Przy dobrych wiatrach powinno się udać... - tutaj ściszyłem głos i rzuciłem tak dla bezpieczeństwa jeszcze raz zaklęcie wyciszające. - ale musimy wykraść z siedziby Zakonu eliksir.

- Czyli...wystarczy eliksir i to co na mnie rzucono? - spytał się, na co pokiwaliśmy zgodnie głową. Miał zamyśloną minę, jakby przetwarzał podane przez nas informacje. - Okej...ja..ja dziękuje - po chwili przytulił się do Syriusza. Na początku starszy Black był zaskoczony, ale chwilę później przytulił go mocniej do siebie. Widziałem, że ich kontakt przez te dwa miesiące uległ znacznej poprawie, chociaż nadal mieli do siebie żale o pewne nie wyjaśnione jeszcze sprawy.

Kilkanaście minut jeszcze tak posiedzieliśmy i gadaliśmy o totalnych bzdurach, by rozluźnić atmosferę w dormitorium.

***

Po tym jak Reg poszedł do siebie, gadaliśmy z Syriuszem przez chwilę o tym jak rozwiązać jego problem. Kiedy mieliśmy już rozkładać mapę i planować, jak wyjść z Hogwartu i potem bezpiecznie wrócić przy wzmożonych środkach bezpieczeństwa, które nawet nie zostały ogłoszone dla reszty uczniów do naszego dormitorium weszła rudowłosa. Stanęła w drzwiach, które otworzyła na oścież. Mina Lily wskazywała na to, jak była zdenerwowana. Zdecydowanie do mojej papierowej skali zdenerwowania Evans, trzeba było dorysować następny poziom, jaki był "czysta furia w rudej furiatce" . Podparła się rękoma na biodrach.

- James. Czy ty jesteś normalny? Zapomniało ci się, że jesteś prefektem? ŻE TWOIM OBOWIĄZKIEM JEST CHODZENIE NA SPOTKANIA? Ja z tobą Potter nie wytrzymam. Chodź - podeszła do mnie i pociągnęła mnie mocno za rękę w kierunki wyjścia z dormitorium. Po chwili przechodziliśmy przez portret Grubej Damy, która tylko zaśmiała się cicho na nasz widok.

Szliśmy chyba z pięć minut, aż w końcu się zatrzymała. Jej mina nadal była zdenerwowana, ale w jej oczach czaiło się coś jeszcze. Taka nuta współczucia. Nie miałem pojęcia o co chodzi.

- McGonagall kazała mi tobie przekazać, że masz dzisiaj po kolacji oddać jej odznakę prefekta.. - spojrzała na mnie smutno. - I chciałam z tobą oprócz tego, pogadać na inny temat...

Zaciekawiłem się. Rzadko kiedy prosiła mnie o rozmowę, chyba, że to był opierdol. Pociągnęła mnie w stronę parteru, gdzie wyszliśmy na korytarze obok wyjścia na dziedziniec. Było chłodno, a liście już powoli brązowiały zwiastując nadchodzącą zimę, która w tym roku zapowiadała się szybciej niż zwykle. Usiedliśmy na ławce, która stała na tym korytarzu. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu się odezwała:

- James...posłuchaj. Wiem, że to bardziej sprawy powinny być do Remusa, ale robiłam już wszystko co mi doradzał i nic nie działa. Bo..no...podoba mi się Mary...i ja..tak nie powinno być prawda? Ja z nią chce coś więcej, ale wiem, że ona woli chłopców. Nie chce popsuć naszej przyjaźni...ale nie mogę patrzeć, jak się całuje z jakimiś chłopakami..i..ja.. - zamiast słów z jej ust urwał się cichy szloch. Była w totalnej rozsypce. Nigdy nie widziałem, by taka opanowana, zawsze z planem i energią dziewczyna, była tak pogubiona.

Przytuliłem ją do siebie, chcąc dać jej trochę otuchy. Ona za to płakała mi otwarcie w koszulę. Wstrząsały nią czasami spazmy płaczu. Czułem się z nią inaczej niż przy Regulusie. To było takie bardziej...jak siostra z bratem. Wyciągnąłem z kieszeni bluzy chusteczki i podałem je zapłakanej dziewczynie.

- I niby co ja mam teraz zrobić...? - powiedziała cicho i wydmuchała nos.

- Może spróbuj z nią o tym porozmawiać? Zawsze to jest najlepszy sposób. Zaproś ją na spotkanie bez dziewczyn i pogadaj z nią na spokojnie. Poza tym widzę, jak ona na ciebie patrzy, więc myślę, że ci chłopcy są na pokaz, byś była zazdrosna - wytłumaczyłem jej powoli, tak by nie pogubiła się w moim słowotoku. Siedzieliśmy nadal przytuleni do siebie, a od czasu do czasu głaskałem ją po plecach.

- Spróbuję... - uśmiechnęła się w moją stronę słabo. Nadal przytulałem ją, do momentu, w którym się odsunęła. Wtedy wróciliśmy do Wieży Gryffindoru.

***

Zdjęcie. Jedno zdjęcie zrobione starym aparatem rodziców potrafiło zniszczyć czyjeś życie, związek, reputację. Taki właśnie miał zamiar. Zniszczy Jamesa Pottera.

***

No cóż, trochę spóźniony rozdział, ale wyszedł długi. Jak myślicie, kto tak uparł się na Jamesa?

* Powiem ci, że widzieć cię rano to najpiękniejsza rzecz na świecie, Jamie ( jakby ktoś nie za bardzo francuski) ( i tak brałam z tłumacza )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro