Chapter XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Na pewno widział moją moc, już po mnie" pomyślał Midoriya uciekając z Shinso. Trzech nieprzytomnych dresów zostawili już daleko za sobą, a sami wybiegali z parku.
-Izuku... co to było? - Spytał niepewnie Hitoshi mając na myśli jego moc. Midoriya musiał jej użyć przy uderzeniach, by mieć jakiekolwiek szanse.
-Nic ci nie jest? Co ty robiłeś o tej porze w parku? - Spanikował Midoriya.
-A co ty robiłeś? - spytał Hitoshi, a Izuku zdał sobie na raz sprawę z dwóch rzeczy.

Po pierwsze, to był zły trop. Teraz sam będzie musiał tłumaczyć swój pobyt w parku.

Po drugie, ta szybka wymiana zdań wydała mu się znajoma...
To rozmowa z Todorokim, pierwszego dnia. Gdy Izuku nie wiedząc czemu pobiegł za Shoto do lasu. On spytał co tutaj robi, a w odpowiedzi dostał jedynie to samo pytanie.

"Shoto..." - pomyślał Midoriya i zdał sobie sprawę z tego, jak dawno nie rozmawiali.

Krew spłynęła po jego policzku, dotknął rany nad brwią. Krwawiła bardziej...

-H-Hitoshi... - powiedział cicho Midoriya, zwolnił nagle, zaczął tracić kontrolę w nogach.
-Izuku? Dobrze sie czujesz, Izuku...

To było ostatnie co usłyszał.

Obudził się w znajomym pomieszczeniu. To był pokój Hitoshiego. Izuku leżał na jego łóżku, a sam Hitoshi siedział przy swoim biurku i robił coś na komputerze.
Midoriya zaczął sobie przypominać co się dziś działo.
-Długo tak leżałem?
Hitoshi odwrócił się do niego.
-Parę minut... w każdym razie krócej niż cię tu targałem.
"Rzeczywiście, musiał mnie tu przynieść aż z parku..."
-Jak...? - zapytał się Midoriya. Próbował sobie to jakoś wyobrazić.
-Na plecach. - odpowiedział, wiedząc od razu o co chce spytać Izuku.
Hitoshi wstał i usiadł na brzegu łóżka.
Nagle Midoriya przypomniał sobie coś i spróbował wstać szybko.
-Moja mama się już pewnie zamartwia, muszę wracać!
-Uspokój się, nigdzie nie wstajesz. - powiedział Hitoshi i położył rękę na jego ramieniu, by znów się położył. - Napisałem do twojej mamy że zostajesz u mnie na noc. Chyba nie chcesz się pokazywać teraz matce z rozwaloną twarzą.

"Rana..." - przypomniał sobie Izuku.

Midoriya dotknął rany nad brwią i cofnął szybko rękę.
-Ałć... oby się szybko zagoiło, nie chcę by wyglądało to jutro jakoś strasznie.
-Może uda ci się to zasłonić przed mamą włosami, dawno ich chyba nie podcinałeś. - powiedział Hitoshi i odgarnął zielone włosy z twarzy Izuku.
Midoriya starał się nie rumienić. Nie rozumiał swoich uczuć. Czemu czuł się tak inaczej przy Shinso? 

Hitoshi wyszedł na chwilę z pokoju, zapewne do łazienki po apteczkę.
Midoriya chciał wyciągnąć telefon z kieszeni, ale wtedy przypomniało mu się, że wyszedł bez niego. Cały dzień nie odzywał się do Shoto, ciekawe czy dzwonił...

Hitoshi wszedł do pokoju. Usiadł znów koło Izuku i zajął się jego raną.
-Skoro teraz nigdzie nie uciekniesz, porozmawiamy. - powiedział Hitoshi.
Midoriya wiedział co to oznacza. Muszą szczerze wyjaśnić sobie, co zaszło.

-Co robiłeś o tej porze sam w parku? - zaczął Midoriya.
-Znasz mnie, zawsze tu przychodziłem gdy... - urwał nagle, jakby nie był gotowy na wylanie z siebie emocji.

-...gdy coś cie mocno trapi. - dokończył cicho Izuku. Hitoshi odwrócił wzrok i skinął głową. - Ja miałem tak samo. Nie mogłem pozbyć się myśli chodzących mi po głowie, więc...

-Co ci chodziło po głowie? - przerwał mu Hitoshi i spojrzał przenikliwie.
Midoriya zastanowił się chwilę. "Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, czemu teraz miałoby być inaczej?" - pomyślał.

-Ty.   

Shinso odwrócił wzrok, na jego bladą twarz padł rumieniec.
Nie mógł się odważyć by cokolwiek powiedzieć.

-A tobie? - spytał Izuku. Ręce mu się trzęsły.
-Ty. - Hitoshi powiedział to samo. 

Midoriya nie wiedział co robić, nikt nie chciał przerwać ciszy. 
W końcu, niezbyt nad tym myśląc, przytulił się do Shinso. Siedzieli tak w ciszy, Midoriya czuł się tak źle i dobrze jednocześnie. Nagle przyciągnął go do siebie i pocałował. Hitoshi przerwał na chwilę.
-Nie powinieneś...
Midoriya wiedział, ale nie mógł przerwać. Nie chciał. 
-Cholera, wiem Shinso. 

Po chwili Hitoshi leżał na Izuku, a ręce zawędrowały pod ubrania. Każdy pocałunek był coraz namiętniejszy. W końcu, nie wiadomo kiedy, minęło pół godziny. Hitoshi zasnął wtulony w Izuku.

Midoriya wstał, starając się nie obudzić przyjaciela. Poszedł do łazienki, stanął przed lustrem. Oparł się rękami o umywalkę i spojrzał w głąb odbicia swoich czerwonych, podkrążonych oczu. Czuł do siebie odrazę. Nie mógł uwierzyć, że Todoroki mógł opuścić na tak długo jego myśli. Kochał go najbardziej na świecie, nienawidził siebie za to że dopuścił się zdrady. Uderzył pięścią lustro w furii i osunął się na podłogę i zaczął płakać. Po paru minutach, ledwo widząc swoją rękę przez łzy, zauważył że jest cała we krwi. Zaczął z niej wyciągać odłamki szkła. 

Żałował, że nie umiał powiedzieć nie.

Przepraszam, ale koniec tego eldorado, teraz wszyscy pocierpimy

trzymajcie sie 
do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro